Po raz ostatni ekstraklasa dzieliła po 30 kolejkach dorobek punktowy. Faworytem była stołeczna Legia, najbogatsza, z największym potencjałem, najbardziej medialna. Nie zawiodła, ale obrona nie przyszła jej tak łatwo jak można było się spodziewać. Fatalny początek rozgrywek, odpadnięcie z Pucharu Polski z grającym klasę niżej Górnikiem Zabrze Legia zrekompensowała sobie z nawiązką w europejskich pucharach, gdzie przy Łazienkowskiej zgubił punkt późniejszy triumfator Ligi Mistrzów Real Madryt, a pokonanie Sportingu Lizbona dało awans do fazy pucharowej Ligi Europy. Gdy los przydzielił warszawianom Ajax Amsterdam przeważały głosy, że polski zespół prowadzony przez Jacka Magierę skutecznie zrewanżuje się za odpadnięcie z LE dwa lata wcześniej, kiedy katem okazał się Arkadiusz Milik. Co innego pokazało boisko, gdzie Holendrzy choć skromnie wygrali z Legią, ale za to doszli aż do finału.
W ekstraklasie Legia w fotelu lidera zasiadła dopiero po 34.kolejce. Początek sezonu należał do Zagłębia Lubin, które grało efektownie osiągając jednocześnie sukces w europejskich pucharach. dzielnie kroku dotrzymywała Jagiellonia Białystok, która od 7.kolejki aż do mety nie zajmowała niższego niż drugie miejsce. Również w czołówce zadomowiła się Lechia Gdańsk, która wg fachowców uważana była za faworyta do detronizacji Legii. Etatowy faworyt Lech Poznań początek miał fatalny, po zmianie trenera zaczął mozolny marsz ku górze tabeli.
Po 30 kolejkach sensacją była nieobecność w górnej połówce Zagłębia Lubin, w jego miejsce sensacyjnie wskoczyła Korona Kielce przed sezonem typowana na spadkowicza. W rundzie finałowej na czoło stawki wyskoczyła Legia i prowadzenia nie oddała już do mety. W ostatniej kolejce szansę na mistrza miały 4 zespoły, które dodatkowo mierzyły się między sobą. Legia po bezbarwnym meczu zremisowała z Lechią 0:0, która kończyła w osłabieniu po głupim faulu Sławomira Peszko. W Białymstoku Jaga przegrywała z Lechem 0:2, ale dzięki determinacji wyrównała na 2:2 i miała szansę na zwycięską bramkę, która dawałaby tytuł mistrzowski. Tak się nie stało, ale i tak wicemistrzostwo to największy sukces drużyny z Podlasia.
W grupie spadkowej degradację spotkała Ruch Chorzów i Górnika Łęczna, który prowadzony przez Franciszka Smudę. Grający w Lublinie łęcznianie początkowo wysoko przegrywali, ale później zespół potrafił zbliżyć się do rywali i dać nadzieję na utrzymanie. Na pewno ogromnym niesmakiem było uznanie bramki strzelonej ręką przez Siemaszko z Arki Gdynia, która spowodowała, że mecz ostatniej kolejki gdynian w Lubinie był łatwy do przewidzenia i wygrana żółto-niebieskich prolongowała ich do gry na najwyższym poziomie rozgrywkowym na następny rok.
W zakończonym sezonie bardzo skromny dorobek wypracowali byli wałbrzyszanie. Jeden raz w meczowej kadrze w eliminacjach Ligi Europy (domowy mecz ze Slavią Sofia), a w lidze jeden występ jedenastominutowy oraz dwa razy na ławce (jesienią przeciwko Górnikowi Łęczna i w ostatnim meczu sezonu z Arką Gdynia). Tak wygląda bilans w I zespole Zagłębia Lubin 19-letniego Pawła Żyry. Wałbrzyszanin zaliczył kilka występów w Centralnej Lidze Juniorów, gdzie na początku wiosny niespodziewanie lubinianie mieli problemy. Głównie natomiast występował w czwartoligowych rezerwach, które w swojej grupie 4.ligi nie miały równorzędnego rywala. Dodatkowo Zagłębie II po rzutach karnych sięgnęło po Puchar Polski ogrywając Foto-Higienę Gać, z którą również stoczy barażowy bój o awans do 3.ligi. Paweł regularnie grywał w rezerwach, z których regularnie sięgał do I zespołu Piotr Stokowiec. W ekstraklasie szanse swoje dostali m.in. Jończy, Mucha czy Artur Siemaszko. Żyra regularnie uczestniczy w przygotowaniach I drużyny i być może w nadchodzącym sezonie częściej otrzyma szanse gry w ekstraklasie.
O kłopotach organizacyjno-finansowych chorzowskiego Ruchu można napisać opasłe tomy. Jeszcze w połowie rundy jesiennej zespół oscylował w okolicach środka tabeli, ale później przyszło mu przyzwyczaić się do niższej lokaty. Co ciekawe Niebiescy potrafili ograć przy Łazienkowskiej Legię, w Lubinie Zagłębie, czy u siebie Lechię, by w decydującym momencie sezonu ulec we Wrocławiu 0:6 czy u siebie Piastowi Gliwice 0:3. Przez dłuższy czas wydawało się, że po raz kolejny, mimo długów, kar regulaminowych, Waldemarowi Fornalikowi udało się utrzymać chorzowian. W końcu i byłemu selekcjonerowi skończyła się cierpliwość i złożył rezygnację. Odejście Ćwielonga, Mazka, Lipskiego kibice odczytali za ucieczkę z tonącego okrętu, ale było to jedynie znakiem, że tak źle w Chorzowie jeszcze nie było. Owszem, pozytywne opinie zbierali Konczkowski, Niezgoda, Urbańczyk czy Moneta, ale na dłuższą metę zabrakło równej formy, która przypominała kondycję finansową klubu. W outsiderze ekstraklasy, który dodatkowo nie otrzymał póki co licencji na grę w ekstraklasie, występowało aż dwóch byłych graczy z Wałbrzycha. Paweł Oleksy jest już rozpoznawalną postacią w bloku defensywnym. Mimo tego nie zaliczy sezonu 2016/17 do udanych. Co prawda dwukrotnie trafił do bramki rywala - w zwycięskich meczach jesiennych z Wisłą w Krakowie (2:1) i Koroną w Chorzowie (4:0), ale przegrywał rywalizację na boku obrony z Marcinem Kowalczykiem lub też pauzował z powodu urazów. Wiosną tego roku, był zaledwie zmiennikiem, trzykrotnie wybiegł w wyjściowej jedenastce, ale wówczas Ruch przegrywał i to do zera. Koszmarem dla Olego był mecz z Piastem - żółta kartka, gol samobójczy i porażka 0:3. I pomyśleć, że zimą niektórzy niektórzy dziennikarze próbowali go umieścić w Lechu Poznań.
Z kolei 3 lata młodszy od Oleksego Miłosz Trojak w zakończonym sezonie zaliczył w końcu ligowy debiut. Bilans nie rzuca na kolana, ale pod koniec sezonu trener Krzysztof Warzycha dwukrotnie odważył dać mu szansę od pierwszego gwizdka sędziego. Po degradacji na pewno będzie przewietrzenie chorzowskiej szatni i być może Trojak dostanie szansę regularnej gry na niższym szczeblu.
Po sezonie odbyła się okolicznościowa gala, gdzie wręczono nagrody. Laureaci, a nawet nominowani wzbudzili w kilku kategoriach spore zaskoczenie. Kapitułą byli dziennikarze sportowi, a zwycięzcę wybierali już sami piłkarze.
Piłkarzem sezonu został Vadis Odjidja-Ofoe (Legia), który obiektywnie jest gwiazdą rozgrywek. Trenerem sezonu został niespodziewanie Maciej Bartoszek (Korona Kielce). Jesienią osiągał znakomite wyniki w 1.lidze w Chojniczance, a wiosną wprowadził kielczan do czołowej ósemki,choć wiele zawdzięcza bramce Kante (Wisła Płock) w Gdyni. Bartoszek nie doprowadził Scyzoryków ani do pucharów, ani do spektakularnych wyników. Owszem utrzymał drużynę typowaną do spadku, ale jak to się ma do oceny pracy jego kontrkandydatów w osobach Michała Probierza (historyczny wynik Jagiellonii) czy debiutującego w ekstraklasie mistrzostwem Polski Jacka Magiery?
Obrońcą sezonu został Maciej Dąbrowski, który sezon zaczął z Zagłębiem Lubin, a potem dołączył do Legii z którą zagrał w Lidze Mistrzów. Przemęczony, bez formy był mocno krytykowany, ale wiosną wskoczył na odpowiednie obroty pokazując mistrzowską formę zwłaszcza w dodatkowych seriach spotkań. Wśród rywali do nagrody był boczny obrońca Jagiellonii Piotr Tomasik i stoper Lecha Poznań oraz kadry młodzieżowej Jan Bednarek.
Odkryciem sezonu został okrzyczany Jarosław Niezgoda (Ruch Chorzów). Kolejny kontrowersyjny wybór. Owszem, czasem przebojowy, strzelec 10 ligowych goli, ale i zaliczający bezbarwne mecze. Nie pomógł zespołowi w utrzymaniu się. Wśród rywali do nagrody - Jan Bednarek z Lecha, którego wg dziennikarzy angielskie kluby są chętne wyłożyć nawet 5 milion euro, a także Rafał Siemaszko z Arki Gdynia, który po meczu z Ruchem Chorzów nie miał najmniejszych szans na triumf.
Bramkarzem sezonu został Słowak Matus Putnocky (Lech), który aż w 18 spotkaniach zachował czyste konto. Wyprzedził on Dusana Kuciaka z Lechii Gdańsk, który pojawił się dopiero wiosną, ale wielokrotnie pokazał najwyższą klasę. Na nagrodę nie załapał się Arkadiusz Malarz, który był bodaj najrówniej broniącym bramkarzem sezonu, wielokrotnie ratował Legię, nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Ciekawe, że w sondzie wśród ligowców uznany został za ... przereklamowanego.
Pomocnikiem sezonu został VOO, czyli piłkarz sezonu rodem z Belgii, który lepszy okazał się od duetu z Białegostoku Konstantyn Wasiljew - Jacek Góralski. Popularnego Kostię nękały kontuzje,mimo to okazał się drugim strzelcem ligi (13 bramek) i najlepszym asystentem (14). 27 punktów w punktacji kanadyjskiej, z kolei Vadis może się pochwalić 16 pkt (4 gole+12 asyst). Gdyby tytuł mistrzowski przypadł ekipie Probierza wybór mógłby być odwrotny.
Wśród napastników wybór padł na Marcina Robaka (Lech), który wyprzedził Marco Paixao (Lechią), z którym z kolei podzielił koronę króla strzelców, oraz Fiodora Czernycha (Jagiellonia).
Już niebawem kluby rozpoczną przygotowania do nowego sezonu, który wystartuje 15 lipca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz