Rafał Siemaszko w barwach Gryfa przeciwko Górnikowi Wałbrzych |
Potem był pobyt w Chojniczance Chojnice na zapleczu ekstraklasy (6 goli), by od lata 2015 ponownie założyć żółto-niebieski trykot Arki. Po wywalczeniu awansu do ekstraklasy jesienią niczym specjalnym się nie wyróżniał. Owszem, zdobył 4 gole, ale głównie to były bramki w roli zmiennika. Wiosną początkowo nawet nie łapał się do meczowej kadry, ale później było coraz lepiej. Dorzucił 6 trafień, ale sympatię zdobył przede wszystkim dzięki występom w Pucharze Polski. W półfinale trafił w Suwałkach, gdzie wszedł dopiero w ostatnim kwadransie gry, wreszcie w finale na Stadionie Narodowym, również w roli zmiennika, w dogrywce pokonał Jasmina Burića. Wygrana nad faworyzowanym Lechem Poznań stała się dla Arkowców punktem zwrotnym. A że łatwiej wskazać jednego bohatera, to naturalnym wyborem stał się właśnie Siemaszko. Niewysoki, ale niezwykle ambitny 31-letni napastnik nie mógł się w maju opędzić od dziennikarzy. Od reportażu Canal Plus po serie wywiadów (m.in. dla Piłki Nożnej) i historii jak to obecny postrach ligowych bramkarzy pracował w stoczni. Apogeum majowej popularności wydawać się nie mijało, bowiem kilka dni temu grupa dziennikarzy nominowała Rafała Siemaszko w kategorii Odkrycie Roku. Kontrkandydatury to obrońca Lecha Poznań Jan Bednarek i również znany wałbrzyszanom z drugoligowych meczów - Jarosław Niezgoda,dawniej Wisła Puławy, dziś Ruch Chorzów. Już sama nominacja za ... no właśnie, czy zawodnik, na którego trener zaledwie w 1/3 meczów wystawia w wyjściowej jedenastce, bramki strzela głównie zespołom walczącym o utrzymanie, bo z 10 trafień tylko 3 zanotował przeciwko zespołom z górnej połówki tabeli.
Gdyby jednak nominacje były rozdawane dopiero teraz nikt o Siemaszce jako jednym z bohaterów sezonu. Chyba, że negatywnym.
Mimo pucharowego triumfu Arka wciąż nie może się doczekać się przełamania w lidze - oprócz wygranej z Łęczną 3 porażki i widmo spadku. W przedostatniej serii spotkań do przedostatnich Arkowców przyjeżdża ostatni Ruch Chorzów, który po błędzie defensywy gospodarzy obejmuje prowadzenie po strzale Monety. W 23 minucie dośrodkowanie z prawej strony w pole karne gości, Formella zgrywa głową do Siemaszki, który ręką (patrz zdjęcie) wpycha piłkę do bramki.Oczywiście protesty gości, prowadzący zawody trener Musiał daje sobie czas na podjęcie ostatecznej decyzji konsultując ze swoim asystentem. Po krótkiej rozmowie wskazuje na środek boiska, a telewidzowie już wiedzą, że był to błąd. W przerwie Siemaszko jest przepytywany przez dziennikarza Canal Plus. Najpierw chciał się wytłumaczyć, że to pozostanie jego słodką tajemnicą czy strzelił ręką czy nie. Ale gdy rozmówca nie odpuszczał, mówiąc, że wszyscy widzieli zaczęło się mętne usprawiedliwianie się porównując się z Thierry Henry'm, a potem "wstyd mi, że w taki sposób".
Oba wydarzenia nie przysporzyły kolejnych sympatyków gdyńskiemu napastnikowi. Swoją wypracowaną sympatię stracił w ciągu niespełna dwóch kwadransów. Piłkarskich oszustw podczas meczów jest mnóstwo - od prób wymuszenia faula, poprzez faulowanie rywala kiedy sędzia nie widzi, po próby strzelenia bramek niezgodnie z przepisami. Sztampą jest hasło wpisane jest to w mecz. Siemaszko popełnił boiskowe oszustwo - idealnym rozwiązaniem byłoby przyznanie się do tego tuż po zdarzeniu, jeszcze przed wznowieniem gry od środka. Jeśliby nie zostałby Odkryciem Roku, to na pewno przyznana zostałaby mu nagroda Fair Play. Mętne tłumaczenie tylko pogorszyło jego wizerunkową sytuację.
Bramka dała remis, który w ostatecznym rozrachunku przedłużyła szanse Arki w walce o utrzymanie, a nie dała takich szans Ruchowi, który żegna się z ekstraklasą.
Ciekawostką jest to, że trener Siemaszki Leszek Ojrzyński, bodaj najbardziej religijny ze szkoleniowców ekstraklasy zapytany o bramkę strzeloną ręką odpowiedział, że nie jest mu wstyd,bo zawodnicy walczyli i mieli swoje sytuacje. Wstyd to jest kraść.Takie sytuacje wpisane są w piłkę nożną. Czy to nie była kradzież i swego rodzaju hipokryzja?
Rafał Siemaszko przeszedł długą drogę od zera do bohatera i ekspresową w drugą stronę. Po tej kolejce będzie się o nim pisać, mówić jedynie w kontekście tej bramki zdobytej ręką. Ci z dziennikarzy, którzy chcieli pisać o romantycznej historii niedoszłego montera okrętowego, który wprowadza do piłkarskiej Europy Arkę Gdynia, właśnie otrzymują pstryczka w nos. Na chwilę obecną w Chorzowie wściekłość, rozpatrywanie wniosku o powtórkę meczu, ogólne potępienie gdynianina, gdzie podsumowaniem może być komentarz w Przeglądzie Sportowym porównującego Siemaszkę do cwaniaków w przeszłości kupczącymi meczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz