Paradoksalnie w niedzielnych meczach najmniej goli padło przy Dąbrowskiego, gdzie przyjechał outsider z Dobromierza.
Zagłębie Wałbrzych to piękna historia futbolu, również w wymiarze ogólnopolskim. Niestety, większość sympatyków żyje tylko i wyłącznie historią, a teraźniejszość to głównie dobra praca z najmłodszymi, której mogą pozazdrościć, choćby w Czarnych. Seniorzy Thoreza póki co są przeciętnym B-klasowcem, którego zmagania w ostatnią niedzielę kwietnia obserwowało ... kilkunastu widzów. Niektórych przyciągnął spacer z dzieckiem, niektórych degustacja przedpołudniowa płynów procentowych, nawet nazwa rywala stanowiła dla nich zagadkę. Zielono-czarni byli faworytem meczu i pewnie wygrali, choć apetyty były większe. Gospodarze nie mogli liczyć na kilku kluczowych zawodników, których z powodzeniem zastąpili juniorzy. Największym potencjałem był duet pomocników Paweł Nyklasz - Łukasz Wojciechowski, który robił różnicę w środku pola. Niestety, brakowało dokładności im bliżej pola karnego rywala stąd skromny dorobek bramek. Piłkarze z Dobromierza na pewno ustępowali walorami piłkarskimi, szybkością, ale nadrabiali przede wszystkim ambicją. Wałbrzyszanie długo nie potrafili znaleźć recepty na bramkarza, aż w końcu on sam popełnił wielbłąd przy dalekim przerzucie, minął się z futbolówką i Jakub Fijałkowski nie miał problemów z ulokowaniem jej w pustej bramki. Z kolei trafienia nr 2 autorstwa Wojciechowskiego z ponad 30 metrów i nr 3 kiedy to piłka po uderzeniu Marka Góreckiego odbiła się od poprzeczki i wpadła do bramki były godne kamery filmowej. Ten drugi pojawił się po przerwie i ciekawostką jest fakt, że trener Zagłębia Marek Carewicz desygnował go do gry na lewej stronie, choć zawodnik operuje ... jedynie prawą.
W Płomieniu najgłośniejszy był duet napastników, gdzie wciąż bryluje Mieczysław Bucki - uwaga rocznik 1966, ale mogący pochwalić się 4 trafieniami w tym sezonie. Oczywiście wiele w jego postawie jest gwiazdorzenia, pretensji, że piłka podana za silnie, za lekko, co partnerzy grają. Partnerem był Buckiego był Krzysztof Andrzejewski - rocznik 1978, więc łatwo policzyć, że atak dobromierzan liczył łącznie 90 lat! Również doświadczony 37-letni bramkarz Tomasz Wierzbicki, mimo puszczonego farfocla w ciągu meczu 4-5 razy uchronił swój zespół naprawdę udanymi interwencjami.
W drugiej połowie w zielono-czarnej koszulce oglądać można było ... Messiego, bowiem takim pseudonimem może się pochwalić Mateusz Bukina. Niestety, umiejętnościami to nie zapracował sobie na tak oryginalną ksywkę.
W Wałbrzychu mamy niestety, dysproporcje futbolową. Jest trzecia liga, a potem przepaść i dopiero A klasa, B klasa. O czasach gdzie choćby Czarni byli mocnym czwartoligowcem, a Koksochemia w czubie tabeli klasy okręgowej można tylko powspominać. Tak jak o czasach świetności Zagłębia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz