Michał w meczu z Celje trafił w słupek |
Śląsk rozpoczął najwcześniej mecze o stawkę, więc już 02 lipca w słoweńskim Celje Michał mógł posmakować przygody z europejskimi pucharami. Wrocławianie nie zatwierdzili wszystkich nowo pozyskanych zawodników, w poczekalni czekali inni, więc Bartkowiak załapał się na ławkę rezerwowych. Po tygodniu sytuacja niewiele się zmieniła i wałbrzyszanin ponownie był rezerwowym w spotkaniu z NK Celje. WKS bronił jednobramkowej zaliczki z Bałkanów, a we Wrocławiu to goście prezentowali się lepiej. Tymczasem po godzinie gry praktycznie było już po zawodach, bowiem gospodarze prowadzili 2:0 i Słoweńcy, by myśleć o wyeliminowaniu Śląska musieli strzelić 3 gole. Trener Pawłowski w 76 minucie gry dokonuje zmiany - za Petera Grajciara wpuszcza na boisko Bartkowiaka. Co prawda po 4 minutach goście zdobywają kontaktową bramkę, ale w odpowiedzi wrocławianie przeprowadzają składną akcję autorstwa dwóch zmienników - Ostrowski zagrywa do Bartkowiaka, który mocnym strzałem trafia tylko w słupek. Szkoda, bowiem mógł zaliczyć prawdziwe wejście smoka. Śląsk ostatecznie wygrał 3:1 i sposobi się do dwumeczu ze szwedzkim gigantem IFK Goeteborg. Dobra zmiana, udany kwadrans w pucharach spowodowały, że o Michale znów odezwały się media - Przegląd Sportowy pisze o nim jako superjunior. Hurra optymizm tonuje Tadeusz Pawłowski, który stwierdza wprost, że potrzeba sporo rozsądku we wprowadzaniu go do dorosłej piłki. W sobotnim numerze Sportu były napastnik wałbrzyskiego Zagłębia jest bardziej konkretniejszy: nie róbmy mu krzywdy, bo nie jest przygotowany na grę w pełnym wymiarze. Spokojnie, 15 minut wystarczy. Mieliśmy z nim ogromny kłopot na obozie przygotowawczym - musimy go prowadzić indywidualnie, żeby nie robić mu krzywdy. Najważniejsze, żeby był zdrowy. To ogromny talent i my to widzimy. Musimy go umiejętnie prowadzić. Wiem, że będą coraz większe naciski, aby on grał, ale musimy wytrzymać ciśnienie. Poczekajmy, doceniamy ten talent. Wiemy, że to perełka.
Tyle trener Pawłowski, który ma ogromne doświadczenie w pracy z młodzieżą, przed powrotem do rodzinnego Wrocławia przez kilka lat prowadził różne roczniki w akademii piłkarskiej austriackiego landu Vorarlberg. W samym Śląsku na pewno jest ciśnienie na wykreowanie lokalnej gwiazdy rodem z Dolnego Śląsku. Sukcesy Gola, Piecha, Zielińskiego, Masłowskiego czy ostatnio Piątkowskiego, którzy dziwnym trafem nie trafili do wrocławskiego klubu, spowodowały lawinę krytyki skautingu, systemu szkolenia juniorów. Od pewnego czasu priorytetami transferowymi są ludzie z regionu - stąd ogromne zabiegi m.in. na powrót do Wrocławia Kamila Bilińskiego. Udana gra wychowanka czy też zdolnego juniora na pewno byłaby powodem do dumy, który mógłby być wykorzystany marketingowo. Nie oszukujmy się, gdyby Bartkowiak zaliczyłby takie udane epizody w Warszawie, media uczyniłyby go gwiazdą jutra. Inną sprawą jest fakt, że wykreowane szybko gwiazdy jeszcze szybciej zgasły i nie pomogły im nawet transfery do innych klubów - wystarczy prześledzić gdzie są teraz Mikita czy Jagiełło. Osoba Tadeusza Pawłowskiego jest gwarantem prawidłowego prowadzenia Bartkowiaka, jak ważne jest unikanie przeciążeń pokazuje przykład Mirosława Szymkowiaka, który debiutował w ektraklasie, podobnie jak Michał, w wieku 17 lat, a że grał prawie w wszystkich kategoriach wiekowych, organizm nie wytrzymał przeciążeń i popularny Szymek karierę zakończył w wieku 30 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz