PRZED MECZEM
Chrobry wiosną jest krytykowany za styl, brak skuteczności, ale po cennej wygranej w Stargardzie Szczecińskim, stratach punktowych rywali jest wciąż liderem, a wiosną przegrał tylko jeden mecz (tak jak Bytovia, jedynie Sosnowiec bez porażki). Goście w kryzysie i to raczej głębokim. Do składu w porównaniu z ostatnim meczem z Rozwojem powrócili kartkowicze - Jaroszewski i Oświęcimka, nie załapał się do jedenastki Śmiałowski kosztem Moszyka. Na ławce usiadł Patryk Janiczak, który spotkał się ze swoim kolegą z Zagłębia Lubin Amadeuszem Skrzyniarzem - obaj bramkarze bronili bramki lubinian w rozgrywkach juniorskich. Nie było sensacyjnych wzmocnień awizowanych przed tygodniem przez redaktora Skibę. Mecz rozgrywany był przy sztucznym świetle, w środę, gdy w tv kusiła Liga Mistrzów, mimo to pofatygowało się na trybuny głogowskiego stadionu ok.2000 widzów. Mimo późnej pory rzucała się w oczy duża liczba najmłodszych fanów futbolu. I to nie tylko z rodzicami, ale i zorganizowane grupy ze szkół. System ewidencji i sprzedaży - podobny jak w Wałbrzychu, z tą różnicą, że Górnik ma ładniejsze bilety. W porównaniu ze Stadionem 1000-lecia w Głogowie zwracały uwagę komunikaty spikera przypominającego, że stadion jest miejscem publicznym, gdzie obowiązuje zakaz palenia. Ciekaw jestem reakcji przy Ratuszowej, gdy podobny komunikat wygłosiłby Bogdan Skiba.
I POŁOWA
Balonik w Głogowie nie był tak pompowany jak przed jesiennym spotkaniem pod Chełmcem. Owszem derby, ale już nie pierwszej i drugiej drużyny ligi, Chrobry w końcu przełamał fatum Górnika i ograł go bezapelacyjnie i to na jego boisku. Dla kibiców wiosną poszerzył się wachlarz "meczów rundy" - a to dlatego, że w lidze są mocne, prestiżowe ekipy kibicowskie i przyjazd dolnośląskiego rywala nie wywołuje już takiego ciśnienia, jak choćby przed rokiem. Jeśli chodzi o kibiców to głogowianie wspierali swój zespół głośnym dopingiem przez cały mecz. Autokary z fanami Górnika przyjechały pod stadion w okolicach 25 minuty meczu, ale dopiero pod koniec I połowy zaczęli wchodzić na sektor gości. Rozwiesili flagi, po przerwie ruszyli z dopingiem, by po niespełna kwadransie zdjąć flagi, opuścić sektor, a później stadion i z perspektywy parkingu dopingować piłkarzy. Powodu można się domyślać, zwłaszcza, że blisko sektora gości oprócz oddziałów prewencji spacerował obserwator z ramienia PZPN.
Na boisku Górnik nie odstawał od lidera. Co prawda pierwszy celny strzał oddali miejscowi - Damian Jaroszewski wypluł mocne uderzenie Hałambca, ale zaraz ją złapał. Wałbrzyszanie szanowali piłkę, mądrze rozgrywając, a że nie od dziś wiadomo o kłopotach z konstruowaniem sytuacji strzeleckich, to wynik utrzymywał się bezbramkowy. Prawdę powiedziawszy współczuję tym, którzy śledzili relację z meczu na lajfach czy skibasport, o dziwo najbardziej wiarygodną relację przeprowadziła w końcu oficjalna strona Górnika. Do przerwy wałbrzyszanie mieli bodaj trzy okazje do zdobycia bramki. Pierwszą po kombinacyjnie rozegranym rzucie wolnym po którym Michał Bartkowiak miał niestety mało miejsca i posłał futbolówkę wysoko ponad bramką. Potem po rzucie rożnym pięknie uderzył Tomasz Wepa i Amadeusz Skrzyniarz musiał wybić piłkę na rzut rożny. Wreszcie ponownie Bartkowiak, który sprawiał najwięcej problemów na swojej lewej stronie, uderzył z dystansu i znów bramkarz musiał pokazać swój kunszt. Kapitalnie w obronie grał Marek Wojtarowicz, który czyścił przedpole bramki Jogiego, asekurował Sławomira Orzecha, któremu z początku przytrafiły się proste błędy, ale z czasem grał coraz pewniej. Pod koniec polowy z powodu urazu mięśnia uda boisko opuścił Daniel Zinke, którego zastąpił Marcin Folc. Folc nie zszedł na przerwę do szatni tylko intensywnie się rozgrzewał - ciekawostką jest, że po raz kolejny środkowy napastnik zaczynający mecz w roli rezerwowego w ogóle nie uczestniczy w przedmeczowej rozgrzewce, choć inni rezerwowi z chęcią grywają choćby w "dziadka".
II POŁOWA
Po dobrej pierwszej połowie można było się obawiać czy Górnik jest w stanie rozegrać drugą połowę na takim poziomie. Okazało się, że podopieczni Macieja Jaworskiego drugą część meczu zagrali jeszcze lepiej niż pierwszą! W obronie uważnie, w drugiej linii harowali Wepa z Oświęcimką, Rytko rozgrywał bodaj najlepszy mecz w tym sezonie, Bartkowiak ogrywał rywali na lewej stronie, po przerwie przebudził się bezbarwny w I odsłonie Moszyk. No i Folc, który wiadomo ma inne predyspozycje niż Zinke, więc zamiast szukać szybkiego kontrataku goście rzucali górne piłki, które Marcin albo zgrywał, albo sam próbował szczęścia. Folc miał bodaj trzy okazje do wpisania się na listę strzelców, ale piłka albo mijała bramkę lub uderzenie z woleja było za słabe by zaskoczyć bramkarza. Blisko gola był Bartkowiak, ale i Rytko, którego wolej minął spojenie słupka z poprzeczką. Trzeba sprawiedliwie oddać Jankowi, że grał bardzo ofiarnie, przysłowiowo "jeździł na d..", mądrze przerzucał piłkę to na lewą to na prawą stronę, szkoda tylko, że zabrakło mu skuteczności.
Po godzinie gry zaczęły się błędy płockiego arbitra. W pierwszej połowie sędziował bardzo dobrze, kartki skutecznie utemperowały zawodników, a w drugiej odsłonie wiele jego werdyktów było niezrozumiałych dla oby drużyn. Choć po prawdzie bardziej dla gości z Wałbrzycha. Najpierw nie odgwizdał ewidentnego faulu na Sawickim i poszła akcja prawym skrzydłem, po którym, mimo udanej ekwilibrystycznej interwencji Orzecha, miejscowi mieli okazję spartaczoną przez Janeczko. Potem ostre wejście gracza Chrobrego w nogi Wojtarowicza skończyło się ... wrzutem piłki z autu dla Górnika! Ani faulu, ani kartki... Groźna kontra Chrobrego została przerwana bezpodstawnym spalonym, który pokazał asystent liniowy. Kilkakrotnie gwizdek milczał po starciach w środku pola, co spowodowało nerwowość u zawodników obu drużyn.Wreszcie nadeszła doliczona minuta po 90 minucie.
W pomeczowej wypowiedzi trenera Chrobrego Ireneusza Mamrota można było usłyszeć zdanie, które trafnie podsumowuje środowe derby: po kilku tygodniach nikt nie będzie pamiętał o stylu, a punkty zostają.
CHICHOT HISTORII
W Głogowie wciąż pamiętają rok 2010, kiedy to Chrobry rywalizował z Górnikiem w 3.lidze. OG 2010 zgromadziła rekordową liczbę widzów, zwłaszcza fanów, którzy przyjechali za Górnikiem. Z roku na rok za biało-niebieskimi jeździ ich coraz mniej, to samo dotyczy wałbrzyskich dziennikarzy. W obozie głogowskim przed środowym meczem przypomniano kulisy awansu - ostatnia kolejka, dramatyczny mecz wałbrzyszan w Nowej Soli. Tam też był rzut karny w doliczonym czasie gry, po ręce, która była, ale ukarani jedenastką zaklinali się, że "wapna" nie powinien arbiter odgwizdać. Celny strzał i szał radości zwycięzców. Wtedy to radość przeżywano w obozie Górnika. Gol dał awans do drugiej ligi, a w Głogowie dopisano różne teorie spiskowe, które wspominane są po dzień dzisiejszy i pewnie długo jeszcze barwnie będą przekazywane. Obecnie karta się odwróciła. To Chrobry wygrał po zagraniu ręką, które miało miejsce. Czy poprzedziło je nieprawidłowe zagranie gracza Chrobrego? Teraz to już nieważne. Faktem jest, że po rozegraniu NAJLEPSZEGO MECZU WIOSNĄ Górnik wraca do Wałbrzycha z niczym. A szkoda. Gra daje nadzieje na najbliższe mecze.
8 meczy do końca sezonu - 6 punktów przewagi nad dziewiątymi Błękitnymi (i niekorzystny bilans dwumeczu). Oby ten stracony w Głogowie punkt nie okazał się decydujący w walce o utrzymwanie drugoligowego bytu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz