W drugiej lidze na wyjazdach nie dane było wystąpić jeszcze toruńskiej Elanie i sosnowieckiemu Zagłębiu, a wałbrzyski Górnik już trzykrotnie grał poza własnym stadionem. Mimo to całe trio pozostaje jedynym, które na wyjeździe nie zapunktowało. Usprawiedliwieniem tak beznadziejnego bilansu ekipy Roberta Bubnowicza może być fakt, że przeciwnicy to przedsezonowi faworycie "na papierze" do awansu. Niestety, przyglądając się wynikom, a przede wszystkim grze Górnika co mecz tym gorzej. W Bytowie przegrana minimalna (1:2) po doskonale wykonywanych rzutach wolnych rywala. Co ciekawe egzekutorem nr 1 w Bytovii jest doświadczony Wojciech Pięta, który w ostatniej kolejce popisał się golem z rzutu rożnego, a Jaroszewskiego pokonali jego koledzy. W Rybniku w pierwszej połowie było bez bramek co oznaczało prawdziwy uśmiech fortuny, bowiem tyle razy gospodarze gościli na polu karnym wałbrzyszan, tyle razy stawali przed szansą zdobycia gola, że zero po stronie zdobyczy bramkowych ROW-u to prawdziwy cud. Paradoksalnie, gdy wałbrzyszanie zaczęli organizować akcje ofensywne w drugiej odsłonie to posypały się gole. Daleki jestem, by zgodzić się doniesieniom wałbrzyskich mediów opisujących okoliczności strat bramki. W eter bowiem poszły dwa nazwiska winowajców: Dariusza Michalaka i Damiana Chajewskiego. Owszem, dwaj defensorzy popełnili błędy, ale dopiero po nich poszły zagrania do kolejnych z rybniczan, którzy dopiero dogrywali do strzelców bramek. Najbardziej chyba oberwało się młodemu Chajewskiemu, ale jego przebił Sławomir Orzech, którego nieporozumienie z Jaroszewskim kosztowało rzut karny. Obrona obroną, ale faktem jest, że w ofensywie na wyjazdach Górnik z meczu na mecz wygląda tragicznie. W Bytowie zachwycano się znakomitą indywidualną akcją Daniela Zinke. W Rybniku do przerwy był praktycznie jeden celny strzał w wykonaniu z rzutu wolnego Adriana Moszyka, a w drugiej szybkie ataki zakończone strzałami z dystansu. Cała liga wie od dawna, że gra ofensywna opiera się na szybkim Czechu, odcięcie jego od podań, uważna gra przy stałych fragmentach gry i po Górniku. Niestety, brutalna prawda. W Chojnicach Robert Bubnowicz zagrał jednym napastnikiem, a w składzie pojawił się debiutant Dawid Kubowicz. Do przerwy gra wałbrzyszan wyglądała dobrze, co prawda mecz ustawiła szybko stracona bramka przy której przysnął, niestety, Kubowicz, który wtedy odpowiadał za krycie Michała Szałka. Ale były ataki, próby strzałów. Ofensywa nie opierała się głównie na stałych fragmentach gry - zresztą górnicy w Chojnicach skompromitowali się przekombinowując przy rzucie rożnym. To co wypaliło w meczu z Sandecją zostało łatwo rozszyfrowane przez chojnickiego obrońcę. Mecze są obserwowane, nagrywane - nic nie da się ukryć, o tym powinni być świadomi Górnicy, bo nie można rozgrywać w ten sam sposób rożnych, wolnych przez lata! Podobała się w tej części reakcja trenera Bubnowicza, który zauważył, że ataki Chojniczanki suną głównie naszą prawą stroną, za którą odpowiadali młodzieżowcy Orzech-Radziemski i skorygował zamieniając pozycjami Orzecha z Dariuszem Michalakiem. Wyglądało to o wiele lepiej, choć do tego momentu mogło kosztować gości utratę kolejnych goli, gdyby lepiej nastawiony celownik miał doskonale znany w Górniku Marcin Orłowski.
W Chojnicach w drugiej połowie, gdy spodziewano się wyrównanej gry, niestety, dobrze zagrali tylko gospodarze. Paradoksalnie to zabrzmi, ale najgroźniejszym piłkarzem Górnika w początkowej fazie II połowy był Mateusz Sawicki, który próbował zaskoczyć Misztala po akcjach lewą stroną, ścięciu po do środka i strzałach z dystansu. Niestety, w 69.minucie zobaczył drugą żółtą kartkę, choć wg mnie mocno kontrowersyjną, bo trudno doszukać się w upadku Mateusza premedytacji w celu wymuszenia "jedenastki". Sędzia ukarał żółtą kartką i niepotrzebne kierownictwo Górnika odstawiło szopkę z szybką zmianą Moszyka za Sawickiego, dla którego było to drugie napomnienie w tym meczu. Można mieć pretensje w tej sytuacji dla sędziego Hasselbuscha, który pogubił się i długo nie wyciągał czerwonej kartki po okazaniu wpierw żółtej. Tuż po wykluczeniu, dośrodkowanie z lewej strony, "wielbłąd" w kryciu Orzecha i Feruga podwyższa na 2:0 i było praktycznie po meczu.
|
Dawid i G... Garuch. Mecz to nie przypowieść biblijna - Dawid przegrany. |
Trudno wyróżnić kogoś po przegranym meczu, ale na pewno Damianowi Jaroszewskiemu wałbrzyszanie zawdzięczają, że nie przegrali wyżej. Wiele przechwytów zaliczył Tomasz Wepa, bodaj najlepszy wśród pomocników. Niestety, zabrakło kreatywności w drugiej linii, aktywności w ataku. Niewidoczny był Zinke, ale nikt nie zasilał go podaniami. Problem w tym sezonie jest z Dominikiem Radziemskim, który nie pierwszy raz po przerwie całkowicie gaśnie. Więcej spodziewano się po Dawidzie Kubowiczu, który zadebiutował w seniorach Górnika. Piłkarz z pierwszoligową przeszłością zagrał na środku obrony, miał być jej suwerenem, a po prostu zawiódł. Przy pierwszej bramce zawalił krycie, w drugiej połowie popełnił szkolny błąd, po którym Rysiewski POWINIEN strzelić gola. Trzeba mieć nadzieje, że po złym początku będzie tylko lepiej.
Skromna kadra nie pomaga trenerowi Bubnowiczowi w ewentualnych korektach w składzie. Wciąż kibice nie wiedzą na co stać Adriana Zielińskiego, który strzelał w sparingach, dał dobrą zmianę w Pucharze Polski. Może czas na odważną szansę w ataku obok Daniela Zinke? Gra lidera wałbrzyszan Marcina Morawskiego została dawno rozszyfrowana i niestety, osamotniony w prowadzeniu gry niewiele może zdziałać. Formę Grzegorza Michalaka od dawna można nazwać jednym słowem - stagnacja.
Dla pocieszenia początek jesieni ubiegłego sezonu był bardziej tragiczny, a jak się skończyło wszyscy doskonale pamiętamy. W sobotę przyjeżdża Raków Częstochowa, który uchodzi za rewelację tej rundy. Zapowiada się ciekawy mecz, w którym przekonamy się jak zespół Jerzego Brzęczka się zmienił po przyjściu 3 stranierich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz