W sobotę, po wielkich derbowych pojedynkach z Karkonoszami czy Chrobrym, znowu niespotykane w drugiej lidze w Wałbrzychu tłumy zjawiły się przy Ratuszowej. Wielu nie doceniło ilości, że może aż tylu przyjść mimo deszczowej aury i musieli odstać swoje przy wejściu. Ostatni wchodzi na sektor około 20.minuty gry. Wielu musiało wracać spod barierek pod kasy wypisać dane osobowe - nauczka dla nieczytających komunikaty klubowe. Renoma rywala zrobiła swoje, choć tak naprawdę z dawnego, dobrego ŁKS został Chojnacki (dziś trener, wcześniej rekordzista polskiej ligi w ilości występów - wszystkie w ŁKS), Wyparło (Bodzio W. - wiadomo), kibice no i nazwa. Łodzianie wciąż wegetują, brak podstaw finansowych i organizacyjnych nie wróży niewiele dobrego i nie zmieni tego zwycięski mecz w lidze w Katowicach z GKS. Do pucharowego boju łodzianie przystąpili we wzmocnionym składzie, bowiem zagrali wypożyczony z Wisły Daniel Brud oraz powracający do ŁKS z Podbeskdzia Michał Osiński. Biorąc pod uwagę, że Górnik przystąpił do rywalizacji osłabiony brakiem Tomasza Wepy (kartki) i Jana Rytko (kontuzja) to więcej atutów było po stronie spadkowicza z ekstraklasy. Robert Bubnowicz obok Marcina Morawskiego mógł wystawić jedynie Grzegorza Michalaka, tego z kolei w obronie zastąpił Sławomir Orzech. Zwolnione przez Orzecha miejsce na środku obrony zajął niedawny rekonwalescent Michał Łaski, no i po lewej stronie przed Dariuszem Michalakiem grał Mateusz Sawicki. W teorii gorzej miała wygląda prawa strona Górników, ale błąd za błędem padał z kolei po lewej, czego następstwem był gol Mateusza Stąporskiego. A wypracował go dobry znajomy z meczów z Chrobrym Głogów Konrad Kaczmarek. To, że łodzianie nie wykorzystali "wielbłądów" zwłaszcza Grzegorza Michalaka to już będzie ich tajemnicą, bowiem
|
Radość po golu Daniela Zinke [foto:Dariusz Gdesz] |
klasowa drużyna powinna skorzystać z takich prezentów. Spotkanie z ŁKS przypominało w pewnym sensie poprzedni pucharowy mecz na murawie Stadionu 1000-lecia z Sandecją. Pierwszoligowi goście pokazywali tzw. większą kulturę gry, obejmowali zasłużone prowadzenie, nie potrafili wykorzystać prostych błędów, potem szanse Górnika, wyrównanie i mocne akordy przed zejściem na przerwę. Dwa bliźniacze połowy. W obu przypadkach wałbrzyscy gracze nagrodzeni oklaskami schodzili do szatni. W drugiej odsłonie nie było tak zabójczych kontr jak z Sandecją, ale przy odrobinie szczęścia - czytaj lepiej ustawionego celownika Daniela Zinke, wynik mógłby być podobny. Zaskakuje nawet samego siebie Dariusz Michalak, który w pucharowej przygodzie rozegrał w tej edycji 3 mecze strzelając 3 gole! Dla przypomnienia: 5 lat gry w seniorach przyniosło ledwie jedną bramkę młodszego z braci Michalaków. Debiut zaliczył Adrian Zieliński, po którym nie było widać debiutanckiej tremy, zebrał brawa za zablokowanie doświadczonego ligowca - dał, podobnie jak Paweł Matuszak, dobrą zmianę. Po zakończeniu meczu wiele żalu było na pewno w obozie łodzian: czy Michalak przy golu nie był na spalonym, czy rzeczywiście Paweł Kaczmarek nie był faulowany w polu karnym? Ale faktem jest, że ŁKS stworzył sobie mniej sytuacji strzeleckich od gospodarzy.
Wynik poszedł w świat - Górnik Wałbrzych wyeliminował kolejnego pierwszoligowca i pod koniec września będzie walczył o ćwierćfinał. W 1/8 będzie grającą drużyną w najniższej klasie, więc większość z tej piętnastki marzy by wylosować najłatwiejszego w teorii przeciwnika. Z tytułu, że wałbrzyszanie są takim pucharowym kopciuszkiem można liczyć, że któraś ze stacji orangesport/tvnturbo zdecydują się na realizację transmisji z Ratuszowej. Tutaj z kolei pole do popisu ma nowy specjalista od marketingu Krzysztof Urbański. Nazwa klubu i miasta z powodu sukcesów pucharowych już pojawiła się w całej Polsce z telewizji, głównych portalach internetowych - chyba dopiero teraz co niektórzy mogą się przekonać co klub i miasto straciło na skutek zlekceważenia rywalizacji w ubiegłym roku.
Kibiców przyszło więcej, ale nie oczekiwałbym nagłego wzrostu frekwencji w lidze, gdzie zapewne znów będzie kilkaset wiernych fanów. Jedni byli ciekawi przyjazdu piłkarzy ŁKS, drudzy- kibiców z Łodzi. Pisano o rzekomej inwazji fanów ŁKS, a przybyło ich ponad 150. Kibice Górnika dopingowali piłkarzy przez cały mecz - oby to stało się tradycją również na każdym ligowym meczu.
Po wygraniu trzeciego meczu z pierwszoligowcem wielu zadaje sobie pytanie: jaka w końcu jest ta pierwsza liga? Czy Górnik faktycznie w takim składzie osobowym poradził sobie w wyższej klasie rozgrywkowej? Paradoksalnie zwycięstwa w pucharze mogą być wypominane podopiecznym Roberta Bubnowicza, w przypadku niepowodzeń w 2.lidze. Drugoligowcy preferują inną grę, sukcesy w pucharze Górnik zawdzięcza stałym fragmentom gry i umiejętnej grze z kontry, w lidze natomiast większość zespołów skuteczność opiera na wolnych i rożnych, więc znając już sposoby wykonania ich przez Górnika nie jest to już tak groźna broń. Poza tym zespoły grający na wyjazdach, również w tym przypadku w Wałbrzychu, skupiają się na obronie i to oni, a nie Górnik stawiają na grę z kontry. Innymi słowy w lidze jest inna gra - w 1.lidze bardziej otwarta, beniaminkowie z drugiej ligi ugruntowują opinię, że wcześniej klasę niżej była sieczka, ligowa młócka oparta głównie na sile fizycznej, teraz przydaje się taktyka i technika. Może to i prawda, ale większość tych pierwszoligowców odpadła z pucharowej przygody, która wciąż trwa z udziałem Górnika Wałbrzych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz