Franciszek Smuda uznawany jest za farciarza. Szczęście sprzyjało mu w trenerskiej karierze wielokrotnie, dzięki niemu piłkarska Polska pokochała Widzew wyrywający duńskiemu Broendby awans do Ligi Mistrzów czy wygrywający w 5 minut mistrzostwo kraju przy Łazienkowskiej. Po gorszym okresie, gdzie przydarzył się Francowi spadek z Widzewem, szybkie zwolnienie nie tylko z Legii, ale i z Piotrcovii przyszedł czas na wywalczenie medalu z Zagłębiem Lubin (choć cieniem rzuca się kupienie remisu z Cracovią) i sukcesy w PP i LE z poznańskim Lechem. Wielu wierzyło, że te szczęście będzie przy Smudzie również podczas pracy z kadrą. Po afrykańskim mundialu miał blisko 2 lata na próby, selekcje, były bolesne klęski (0:3 z Kamerunem, 0:6 z Hiszpanią), były obiecujące remisy (2:2 z Niemcami, 0:0 z Portugalią), zabrakło jednakże zwycięstwa z wyżej notowanym przeciwnikiem. Wielką niewiadomą był występ jego podopiecznych w meczach o stawkę. PZPN zapewnił przygotowania na wysokim, światowym poziomie. Kadrze nic nie brakowało i to wszyscy wiemy. Również wybory personalne, początkowo szeroko krytykowane umilkły po pierwszych meczach turnieju. Przed w różnych typowaniach podstawowych jedenastkach przewijały się nazwiska wyrzuconych przez Smudę Artura Boruca i Michała Żewłakowa. Czy po udanym występie Tytonia i pamięci postawy Szczęsnego choćby z meczu z Niemcami teraz ktoś odezwałby się, że Boruc wypadłby lepiej na turnieju? Czy Żewłakow zagrałby lepiej od kogoś z pary Perquis – Wasilewski? Może stoper Legii nie popełniłby faulu, po którym Rosjanie strzelili nam gola, może być nie zaliczył pustej wślizgu przy goli Jiraćka, ale nie sposób wyobrazić sobie 36-letniego już Żewłaka walczącego pod bramką rywala jak Wasyl, czy włączającego się do kontrataku jak Perquis.
Smudy szczęście nie opuściło mimo klęski na EURO. Opinia publiczna po sobotniej porażce we Wrocławiu skupiła się bowiem nie na analizie niepowodzenia tylko na tym kto za Franca zostanie selekcjonerem, czemu Błaszczykowski nie miał biletów na mecz i kiedy Grzegorz Lato złoży dymisję. Właśnie PZPN został obwiniony za sportowy wynik podczas turnieju. Dlaczego? Bo tak najprościej! Dziennikarze, a zwłaszcza politycy to populiści i wiedzą, że
Czas Smudy w kadrze minął, teraz powrót do klubu? |
najpopularniejszym hasłem wśród kibiców (nie tylko kiboli jest „Je… PZPN”, to najłatwiej jest przyczepić się do związku w związku z nieudolnością piłkarzy. O ile powszechnie wiadomo o słabości, niekompetencji jej prezesa, to Grzegorzowi Lacie trzeba oddać, że riposta po oświadczeniu Jakuba „aczkolwiek/w pewnym sensie” Błaszczykowskiego, była jedną z nielicznych trafnych i merytorycznych jego wypowiedzi. Piłkarzom nie brakowało niczego, nawet te nieszczęsne bilety (od 8 do 10 na mecz dla każdego kadrowicza) nie powinny wpłynąć na ich dyspozycję. Ujawnienie premii, startowego zdyskredytowało kapitana naszych orłów, bo okazuje się, że za brak wyniku – czytaj wyjścia z grupy – piłkarze dostaną premie w wysokości pół miliona euro. Czy w takim przypadku mają oni prawo narzekać na związek? Raczej nie, zwłaszcza, że opinia publiczna po części odwraca się od niedawnych bohaterów. Za uzdrawianie futbolu biorą się za to politycy. I to nie ci, co od lata są w parlamencie, kiedyś wyczynowo grali w piłkę. Posła Jana Tomaszewskiego kojarzy już większość obserwatorów życia politycznego jako zajadłego wroga PZPN, pewnie niebawem dostanie dyspensę nałożoną przed EURO i znów będzie zaciekle ujadał nie podając konkretnych rozwiązań. Ale Roman Kosecki, który udanie realizuje projekt szkolenia młodzieży w swoim Konstancinie, od lat jest posłem i jakoś nie przypominam sobie by był prekursorem zmian systemowych dotyczących futbolu. No, chyba, że udanie zagrywa do premiera na harataniu gały przez polityków. To samo Cezary Kucharski, któremu brakuje czasu na politykę będąc jednocześnie menadżerem Roberta Lewandowskiego, Rafała Wolskiego i kilku innych zawodników. Czy aby to nie kłóci się z obowiązkami poselskimi? Czy on zaproponował jakieś zmiany podczas prac komisji sportu? PZPN jest stowarzyszeniem, które muszą być niezależne od polityków na czym właśnie teraz zależy wsłuchując się w głos „wybrańców narodu”. UEFA za ingerencję rządu wielokrotnie straszyła sankcjami nie tylko Polskę, ale i swego czasu Grecję, Węgry oraz inne kraje. Polityków boli oczywiście pensja prezesa PZPN, prestiż posady, medialność, ale czemu nie próbowali ozdrowić futbolu dajmy na to 5, 10 lat temu? Czemu akurat teraz, gdy na topie jest kopanie związku przyłączają się? Bo wielu z nich nie wierzyło w organizacyjny EURO, tymczasem płynące pochwały ze wszystkich krajów, nie zauważalne przez zagraniczne media niedociągnięcia infrastrukturalno-transportowe spowodowały, że uaktywnić się należy poprzez atak na związek. A związki sportowe muszą być wolne od polityki, bo inaczej będziemy mieli do czynienia z korupcją, nepotyzmem, kumoterstwem.
Wszyscy również chcą wybierać następcę Smudy. Na giełdzie padają różne nazwiska, różne opcje włącznie z selekcjonerem tymczasowym. Wiadomo, że nie będzie nim Stefan Majewski, który bez sukcesów dokańczał eliminacje do Mundialu w RPA. Faworytów mediów, fachowców jest wielu. Od starych wyjadaczy pokroju Jerzego Engela, Oresta Lenczyka, Henryka Kasperczaka przez cenionych w kraju Macieja Skorżę, Waldemara Fornalika, Michała Probierza po szkoleniowców za oceanu Piotra Nowaka i Roberta Warzychę (niewielu o ich pracy coś wie, opierając swoje osądy jedynie na doniesieniach agencyjnych). Pojawiały się również opcje zagraniczne (forowany przez Latę Niemiec Berti Vogts, czy nadworny kandydat z Izraela Avram Grant), ale najprawdopodobniej namaszczony zostanie Polak. Na dzień dzisiejszy byli piłkarze-kadrowicze optują za Engelem (pamiętając udane eliminacje do mundialu 2002), szkoleniowcy wskazują na Fornalika, Probierz sam twierdzi, że dla niego za wcześnie, że musi coś w rodzimej lidze osiągnąć, telewizja polska już lobbuje Nowaka, który jest ceniony w Ameryce. Każdy z ww. ma swoje wady i zalety, nie ma zdecydowanego faworyta, który na kilka długości wyprzedzał resztę stawki. Zresztą notowania na tej giełdzie selekcjonerskiej zmieniają się z dnia na dzień. W sierpniu kadra rozegra swój pierwszy mecz po turnieju, czy będzie go prowadził nowy trener czy tymczasowy okaże się za prawie dwa miesiące. Smuda póki co twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, że nic by nie zmienił, pozostawia perspektywiczną kadrę. Aby na pewno?
Turniej okazał się weryfikacją dla wielu graczy. Tak jak ubiegłe turnieje pokazały, że krajowe gwiazdki formatu Żurawski, Bąk, Krzynówek w poważnej imprezie zawodzą i to nie raz i nie dwa, tak teraz przyszedł czas pożegnań dla kilku kadrowiczów. O Wasilewskim pisałem już wyżej. Woli walki, ambicji nie sposób mu odmówić, ba, gdyby wszyscy mentalnie byli przygotowani jak obrońca Anderlechtu być może EURO trwałoby dla nas dłużej. Wasyl jest po 30-tce, prochu nie wymyśli i trzeba szukać nowych rozwiązań (Kamiński, Glik?). Rafał Murawski miał być liderem środkowej formacji drugiej linii, miał być takim graczem jakiego zapamiętał Franc ze wspólnej pracy w Lechu Poznań co poskutkowało transferem Murasia do Rosji. Niestety, nie było, bo pomocnik Kolejorza już w lidze zawodził, na turnieju skupił się na odbiorze a nie rozgrywaniu, przez co samotny Lewandowski nie wiele mógł zdziałał w ofensywie. Poza tym Murawski wraz ze Szczęsnym i Piszczkiem znalazł się w najgorszej jedenastce fazy grupowej. Wiele więcej zespołowi dawał w tym temacie krytykowany (nie ze względu na umiejętności piłkarskie) Eugen Polanski – młodszy, podobnie zresztą jak Dariusz Dudka, od Murawskiego. Po klapie turniejowej czas dać odpocząć Obraniakowi, bo wykonywać stałe fragmenty gry umie kilku innych kadrowiczów. Wciąż dla mnie zagadką jest Sebastian Boenisch, bo trudno mi go sklasyfikować – czy to niespodzianka In minus, czy po prostu słaby gracz grający na swoim poziomie. Nie było podczas turnieju odkryć, młodych graczy przebojem wdzierających się do kadry zajmujących miejsca dawnych podstawowych graczy. Jedynym, pasującym jako odkrycie mógłby pasować to Przemysław Tytoń. Turniej pokazał, że była to kadra bez lidera z prawdziwego zdarzenia. Błaszczykowski namaszczony na kapitana nie ma cech przywódczych, nie sposób odmówić mu umiejętności, ale nie potrafił pociągnąć zespołu w trudnych chwilach (wyjątek mecz z Rosją), a po turnieju zbłaźnił się pretensjami o bilety i dając dziennikarce koszulkę z meczu towarzyskiego twierdząc, że to turniejowa...
Jest to już czwarty turniej XXI wieku, który kończymy po fazie grupowej, drugi z rzędu, w którym nie potrafimy wygrać jednego meczu. Mimo wielu nadziei, obietnic ogromny zawód, gdzie jedną z głównych przyczyn niepowodzenia okazuje się złe przygotowanie fizyczne. Czemu nie potrafimy wyciągać wniosków? Czemu raporty poturniejowe nie są dogłębnie analizowane? Tutaj właśnie pstryczek w stronę Wydziału Szkolenia PZPN – zasiadają w nim autorytety w osobach trenerów z wynikami i nic z tego nie wynika. Po raporcie owszem, powie się, że Smuda i jego sztab zawalił to czy tamto, ale czy zostaną wyciągnięte wnioski dla przyszłych trenerów? Zwróci się uwagę na sposób przygotowania do turnieju? Czemu do pracy z kadrą nie namówi się prof. Chmurę, autorytet z dziedziny fizjologii, przygotowania fizycznego sportowców, który pomagał kliku ligowcom? Jeśli nikt nie bierze na poważnie jego wnikliwych analiz, które ukazują się w prasie sportowej to może wystarczyłoby go zatrudnić na umowę-zlecenie na okres przygotowawczy przed następnym turniejem. O ile przebrniemy z powodzeniem przez eliminacje…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz