6 maja około godziny 19 będzie po ekstraklasowym sezonie. Wówczas poznamy mistrza Polski.
Jak słusznie zauważył Przegląd Sportowy, walka na największy krajowy laur w wydaniu klubowy przypomina czołganie. Ilość pretendentów i mała różnica pomiędzy nimi nie wynika z wysokiego poziomu rozgrywek, silnych drużyn, ale głównie ze słabości naszej ligi. Odnosi się wrażenie, że nikt nie chce sięgnąć po tytuł mistrza! Już w ubiegłym roku, gdy triumfowała międzynarodówka spod znaku Białej Gwiazdy mówiono, że Wisła nie jest mistrzem z prawdziwego zdarzenia, nie grała rewelacyjnie, tylko wykorzystała kryzys kilku „czołowych” drużyn. Na tym zyskał wrocławski Śląsk. W tym sezonie na początku rozgrywek zachwycano się skutecznością Rudniewa i spółki, ale później Lech mocno osiadł w środkowej strefie tabeli. Swoje pięć minut miał długo niepokonany Widzew Łódź, blisko lidera bywała stołeczna Polonia. Jesień jednak zakończyła się sukcesem Oresta Lenczyka i jego podopiecznych. Śląsk miał 5 punktów przewagi i nikt nie przypuszczał, że będzie miała miejsce powtórka z rozgrywki – czyli ubiegłoroczny casus Jagiellonii Białystok, która wiosną wyleciała poza podium. Tymczasem wrocławianie szybko zluzowani zostali przez Legię, która ich upokorzyła aż 4:0. Znakomitą passę zwycięstw wiosną notuje kielecka Korona Leszka Ojrzyńskiego, którą krytykowano za nazbyt ostrą grę, ale samą agresją nie sposób wdrapać się na szczyt – tak jak się stało udziałem „Scyzorów”. Żółto-czerwoni to grupa zawodników bez gwiazd, ale tworząca zespół. Bramkarz Małkowski zapomniał o wpuszczanych babolach, w obronie jedni z lepszych bocznych defensorów (Lisowski, Golański, Kuzera), uniwersalny Stano, reżyser Vuković, czy waleczny w ataku Korzym. Gdyby nie stracona bramka w doliczonym czasie bramka w meczu z Lechem to Korona miałaby tyle samo punktów co Legia! Niezwykle frasobliwie zapowiada się pojedynek 30.kolejki przy Łazienkowskiej Legia-Korona. Może decydować o mistrzostwie, ale wcale nie jest powiedziane, że wygrany tej potyczki zostanie mistrzem. Podczas tragicznej wiosny Śląskowi wystarczyło wygrać mecze ze słabiutką Cracovią oraz szczęśliwie pokonać GKS a ostatnio Lubin by wrócić do gry o najważniejszy tytuł. Problemem piłkarzy Lenczyka jest fakt, że z większością rywali w walce o tytuł mają niekorzystny bilans bezpośrednich meczy (korzystny tylko z Ruchem), więc muszą uzyskać jak najwięcej punktów. W czwartek walczyć będą z białostocką Jagiellonią, która pokazała, że potrafi sprawić niespodziankę (1:1 w Warszawie z Legią). Tomaszowi Hajto również zależy na jak najlepszych wynikach i być może uda się utrzeć nosa faworytowi z Wrocławia? Śląsk zakończy sezon meczem przyjaźni przy Reymonta w Krakowie. Tu od razu przypomina mi się rok 1982, kiedy Śląsk miał wygrać przy Oporowskiej z Wisłą by zdetronizować Widzew Łódź. Nie dość, że nie strzelił karnego to i przegrał 0:1 i musiał zadowolić się wicemistrzostwem. Czy i tym razem przyjaźń wrocławsko-krakowska będzie miała gorzki smak dla piłkarzy Śląska?
Kilka kolejek temu rozpędzony Ruch Chorzów był na prawdziwym topie. Ostatni tydzień przyniósł ostre wyhamowanie. Najpierw bezdyskusyjna klęska w finale PP z Legią 0:3, a później nie poradził sobie z będącym już jedną nogą poza ekstraklasą ŁKS Łódź. Do tego doszły kontuzje, kartki i puste trybuny za rozróby podczas Wielkich Derbów Śląska z Górnikiem Zabrze. Jeśli chorzowianie się nie podniosą w ostatnich meczach może paść mit Waldemara Fornalika, który wymieniany jest w jednym rzędzie z Maciejem Skorżą czy Michałem Probierzem jako jeden z najlepszych w kraju trenerów. Niebiescy mają jednak atut – jako przegrany w finale PP nawet w przypadku niezdobycia przez Legię tytułu MP mogą zakwalifikować się do eliminacji Ligi Europejskiej z czwartej lokaty. Czyli spadek na ostatnią 5.lokatę powoduje brak pucharowej przygody w następnym sezonie.
Wreszcie poznański Lech prowadzony przez Mariusza Rumaka, któremu pomaga pochodzący z Roztoki, wychowanek wałbrzyskiego Górnika Jerzy Cyrak. Oglądając grę Kolejorza, gdy szkoleniowcem był Jose Mari Bakero można było zachodzić w głowę – co się stało z ekipą walczącą jak równy z równym z Juventusem czy Manchesterem City? Po zmianie trenera liczono się jedynie z Pucharem Polski jako jedynym sposobem na wejście do europucharów. Tam lepsza okazała się Wisła. Ale w lidze poznaniacy wrócili na właściwy tor, zapomnieli jak się przegrywa, wygrywają mecz za meczem, w tym prestiżowy przy Łazienkowskiej i mają już upragnione puchary w zasięgu ręki, a co więcej wciąż upatruje się ich jako zwycięzcy całej ligi.
Liderem wciąż jest niezwykle chimeryczna Legia. Zespół, który zapomniał jak się wygrywa a mimo to nie spadł z fotela lidera! I na tym polega słabość ligi – można sobie pozwolić na dłuższy marazm, bowiem większość rywali nie potrafi tego wykorzystać!
Obecnie czub tabeli przedstawia się następująco:
1.Legia 50 punktów
2.Śląsk 50 punktów
3.Ruch 49 punktów
4.Lech 48 punktów
5.Korona 48 punktów.
Jakie mecze czekają w ostatnich kolejkach te zespoły?
29.kolejka:
Lechia – Legia, Śląsk – Jagiellonia, Cracovia – Ruch, Lech – Podbeskidzie, Korona – Widzew.
Biorąc pod uwagę bukmacherów – niespodzianką może być waleczność (czytaj urwanie choćby punktu) zdegradowanej już Cracovii i o nic walczące zespoły Podbeskidzia (choć w ub.roku „Górale” byli blisko wyrzucenia Lecha z PP) a przede wszystkim Widzewa, który najzwyczajniej w świecie odpuścił mecz z Lechią. Póki co bez konsekwencji prawnych, choć można się dziwić, że drużyna Pawła Janasa wygrała wiosną tylko 2 mecze i to z zespołami, które Janasa w przeszłości trenował… Zagadką pozostaje dyspozycja Jagiellonii, która pokazała dobry futbol na Legii i nie wiadomo co pokaże w dalekim od Białegostoku Wrocławiu.
30.kolejka:
Legia – Korona, Wisła – Śląsk, Ruch – Lechia, Widzew – Lech.
Hit przy Łazienkowskiej, który może się skończyć … łzami z obu stron!!! Remis bowiem może pozbawić mistrzostwa Legię i nie dać pucharów Koronie. Teoretycznie układ gier sprzyja Lechowi i Ruchowi, którzy mogą (powinni?) wykorzystać nadarzające się szanse.
Na koniec przypomnienie bilansu bezpośrednich spotkań, który decyduje o miejscu w tabeli:
Legia – Śląsk (1:2, 4:0), Legia- Ruch (2:0, 0:1), Legia – Lech (0:1, 0:0), Legia – Korona (?, 1:0), Śląsk –Ruch (1:1, 1:0), Śląsk – Lech (3:1, 0:2), Śląsk – Korona (1:2, 1:2), Ruch – Lech (3:0, 0:3), Ruch – Korona (4:1, 2:2), Lech – Korona (1:0, 2:2). Tutaj najlepiej wychodzi Lech, a najgorzej Śląsk z Ruchem. Kto wie czy o mistrzostwie nie będzie decydować tzw. mała tabela – czyli bilans meczów pomiędzy trzema (może i więcej) drużynami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz