Wiadomo co dziś w Smoleńsku się wydarzyło. Wiadomo, że wszelkie imprezy sportowe, rozrywkowe, muzyczne musiały zostać zawieszone. Tydzień żałoby powoduje również niepewność czy mecze rozegrane zostaną w następny weekend. W poniedziałek gazety wiadomo o czym będą pisać. Sportowym pozostanie skomentowanie wydarzeń zagranicznych. W sporcie wielkie tragedie, katastrofy komunikacyjne również się zdarzały. Po wojnie piłkarski świat trzymał kciuki z odbudowanie potęg Torino czy Manchesteru United po stratach w wyniku katastrof lotniczych. Ginęły również krajowe reprezentacje (np. Zambia w 1993 z ekslechitą Derby Mankinką na pokładzie).
Wałbrzyski futbol również ronił łzy po stratach w wyniku wypadków komunikacyjnych. Nie były to katastrofy lotnicze, lecz wypadki. Jesienią 1993 juniorzy KP Wałbrzych jechali na mecz do Oławy i autobus zderzył się z samochodem w Gniechowicach - znanej mieścinie, przez którą się jedzie do Wrocławia, a w której skręca się na Oławę. W wyniku doznanych obrażeń zmarł junior Marcin Marosz, a kilki jego kolegów doznało mniej lub bardziej poważniejszych obrażeń.
4 lata później seniorzy wałbrzyskiego Górnika stracili zawodnika Grzegorza Rosińskiego. "Rosę" sprowadził do KP Wałbrzych trener Grzegorz Kowalski, który wychowanka Wratislavii znał ze Ślęzy Wrocław. 19-letni Rosiński grywał na lewej pomcy i zdążył zagrać raptem w trzech meczach, bowiem nabawił się kontuzji. Tak naprawdę wałbrzyscy kibice nie mogli zobaczyć na co stać Rosińskiego, bowiem w listopadzie w wyniku odniesionych obrażeń w wypadku samochodowym poniósł śmierć. Ponownie miało to miejsce na trasie Wrocław-Wałbrzych.
Oby takie zdarzenia omijały nas, naszych bliskich, wszystkich...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz