środa, 31 marca 2010

Afera korupcyjna - Wojtarowicz oskarżony

Po serii aresztowań, procesów m.in. w sprawie Arki i Korony przyszedł czas na Górnika Polkowice.  Do sądu w Lubinie trafił akt oskarżenia ws. korupcji w Górniku Polkowice. W akcie oskarżenia nie ma sędziów i obserwatorów, prowadzących mecze Polkowic. Włączono do niego natomiast piłkarzy RKS Radomsko. Odpowiedzą oni za sprzedanie Górnikowi Polkowice za 30 tys. złotych meczu z końcówki sezonu 2004/2005. Dzięki tej wygranej Górnik zapewnił sobie utrzymanie się w drugiej lidze. Łącznie akt oskarżenia obejmuje 40 meczów z sezonu 2003/04 (ekstraklasa) i 2004/2005 (II liga). Oskarżeni przyznali jednak, że kupując mecze, korzystali z metod, które zaczęli wypracowywać od około 2000 roku. To oznacza, że Górnik kupił również awans do ekstraklasy (2003), a być może także awans do II ligi (2000). Sezon 2002/03 i wcześniejsze nie są jednak przedmiotem zainteresowania prokuratury, ponieważ wtedy korupcja w sporcie nie była przestępstwem ściganym z mocy kodeksu karnego.
Wśród oskarżonych są gracze znani wałbrzyskim kibicom. Oprócz wcześniej wspomnianych Adamskiego i Banaszyńskiego na wokandzie pojawiło się nazwisko popularnego Wojtara, czyli Marcina Wojtarowicza, który grał jeden sezon w Polkowicach.Spośród 48 oskarżonych, 27 wyraziło chęć dobrowolnego poddania się karze. Wszyscy dostaną wyroki więzienia w zawieszeniu.
Jacek B. (aktualnie bez klubu)- 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu (na 3 lata) i 5 000 zł. grzywny
Marcin W. (aktualnie MKS Szczawno Zdrój)- 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu (na 3 lata) i 3 000 zł. grzywny.
Na liście oskarżonych znalazły się również nazwiska m.in. wspomniany wcześniej Adamski, Sebastian Gorząd (obecnie grający trener Pogoni Pieszyce), trener ligowego przeciwnika Górnika Orła Ząbkowice - Paweł Adamczyk czy gwiazda Świebodzic, obecny grający trener Victorii Jarosław Krzyżanowski.

Passa Janika

Dominik Janik strzelił gola w 6.kolejnym meczu. W jesiennych z Motobi, Trzebnicą, Orłem i Świdnicą oraz dwóch tegorocznych pokonywał bramkarzy rywali. Wcześniej  trafił na inaugurację z Arką oraz w Słubicach z Ilanką Rzepin. 8 goli to póki co daje mu drugie miejsce. W ubiegłym sezonie w IV lidze trafiał 19 razy. 6 meczy pod rząd z bramką to wyrównanie rekordu z sezonu 2002/03 Tomasza Sikorskiego. Różnica polega na tym, że popularny „Sikor” pokonywał bramkarzy wałbrzyskiej A klasy a nie trzecioligowców. Pojedynek w Świebodzinie mógł pozwolić Janikowi objąć pozycję lidera w tabeli strzelców, gdyby ten z 11 metrów pokonał Michała Hajdasza . Dla postronnych mecz w Świebodzinie wydawał się spacerkiem, ale pamiętając dzielną postawę Pogoni jesienią przy Ratuszowej (wymęczone 1:0) oraz fakt, że Pogoń to obecnie najlepsza lubuska trzecioligowa ekipa oraz region ten jest niezbyt gościnny dla Górnika – to wałbrzyszanie mogli jechać czując pewne obawy.  Wałbrzyszanie do soboty wygrali w Świebodzinie tylko jeden raz – w sezonie 1995/96 1:0 i to w mocno kontrowersyjnych okolicznościach, po meczu sędzia musiał opuszczać stadion w eskorcie policji. Poza tym górnicy wymęczyli w premierowym ligowym występie AD 2010 remis z żarskim Promieniem co dawało nadzieje dla Pogoni.  Mecz jednak okazał się jednostronnym widowiskiem a trener miejscowych sam przyznał, że przegrać z liderem to nie wstyd, ale spodziewał się lepszej postawy swoich podopiecznych, zwłaszcza, że bramki padły po indywidualnych błędach. Górnicy wykonali więc swój plan zdobywając trzy punkty. Pewnie gdyby rzut karny zostałby przyznany przy stanie 0:0 podszedłby do niego niezawodny w takich sytuacjach Piotr Przerywacz, a tak być może Janik wyleczył się z jedenastek. Póki co rywale grają „dla Górnika” – Motobi remisuje ze słabeuszami, Polonia/Sparta przegrywa u siebie z nieobliczalną Oławą. Taktyka na wiosnę i na awans Roberta Bubnowicza jest jasna – powygrywać resztę spotkań z lubuskimi drużynami,  liczyć, że w międzyczasie rywale pogubią punkty, a końcówkę sezonu kontrolować by w czerwcu świętować awans.

środa, 24 marca 2010

Nazarow

Jak pokazał pierwszy wiosenny mecz Górnika PWSZ z Promieniem pierwszy historyczny Czech Daniel Zinke w wałbrzyskiej drużyny raczej nie będzie zaledwie „ciekawostką przyrodniczą”, a może być faktycznym wzmocnieniem drużyny i, jak to mówią trendowi dziennikarze, może „robić różnicę”. Przed Zinke zespół z Ratuszowej posiadał jednego stranieri. W sezonie 1997/98 był nim Dymitrij Nazarow. Niektóre źródła mylnie pisały o nim Ukrainiec, pojawiała się również wersja Dmitro. Pierwszy obcokrajowiec w historii wałbrzyskiego futbolu trafił z Zagłębia Lubin jesienią’97 w sumie stanowi dość barwną postać. Wychowanek Lokomotiwu Witebsk debiutuje w białoruskiej ekstraklasie jeszcze w wieku juniora. Łącznie rozgrywa tam 29 meczy i gdy wypada ze składu niespodziewanie pojawia się ...w Polsce. W maju’97 debiutuje w drużynie Zagłębia Lubin przeciwko Ruchowi Chorzów. Po przepracowanej przerwie letniej w sezonie 97/98 rozgrywa zaledwie dwa mecze: z ŁKS w Łodzi(dwie żółte kartki i w efekcie czerwona kartka) oraz z Wisłą Kraków i wylatuje ze składu. Poszukujący defensorów wałbrzyski Górnik z chęcią go przyjmuje do siebie i już we wrześniu 1997  Dima debiutuje w nowych barwach w zwycięskim meczu z Naprzodem Rydułtowy 5:1. Przeobrażający się z KP na Górnik SSA wałbrzyski klub ma ogromne problemy w defensywie: kontuzjowany był bramkarz Siemiątkowski, Wodzyński puszczał babola za babolem, w obronie szkolne błędy popełniają Solarz z Borkiem, z Otoka zrezygnował trener Kowalski a klub nie dogadał się z wiekowym defensorem Karkonoszy Jelenia Góra Słowakiewiczem, który miał rozwiązać problemy w tyłach. Wypożyczony z Lubina Nazarow był więc wydawało się niezbędnym dla zespołu. Nie grał efektownie, surowy technicznie, lecz znakomicie rozbijał ataki rywali, dobrze grał głową. W spotkaniu ze Śląskiem Wrocław (0:2 przy Oporowskiej) otrzymuje czerwoną kartkę za dwie żółte i wówczas okazało się ile znaczył dla bloku defensywnego. Zimą wrócił na kr ótko do Lubina, lecz nowy trener w osobie Andrzeja Szarmacha nie widzi go w pierwszoligowej kadrze. W Wałbrzychu wiosną Grzegorz Kowalski stawiał głównie na Solarza, Łukasika, Wójcika uzupełnianymi R.Matuszakiem lub Borkiem. Stąd nikła liczba występów u Białorusina. W sumie w zespole przydał się gdy zabrakło wiary w sukces, defensywa popełniała jeszcze błędy, nie była ze sobą zgrana, później przegrał rywalizację. Bilans w Górniku: 13 meczy, 4 żółte i 1 czerwona kartka. Po wycofaniu się zespołu z II ligi, jesień spędza w drugoligowej Lechii Zielona Góra, gdzie również kolekcjonuje wyłącznie kolorowe kartoniki a lubuski zespół z hukiem spada do trzeciej ligi. W lubuskiej prasie głośno bywa o pozaboiskowych perypetiach związanych z burdami pod wpływem alkoholu. Sezon 1999/00 to gra głównie w czwartoligowych rezerwach Zagłębia Lubin (przegrane baraże o trzecią ligę z Lubuszaninem Drezdenko), a jesienią’01 pojawił się w drugoligowym Górniku Polkowice. Tam furory nie zrobił, ale dostarczył kłopotów działaczom klubowym poprzez awantury wywołane pod wpływem alkoholu. Po rozwiązaniu umowy wyjechał na Białoruś.

sobota, 20 marca 2010

Falstart przy Ratuszowej

Dolnośląski Związek Piłki Nożnej jest jakby organizacją nie przystającą do „betonowego” PZPN pełnego „leśnych dziadków”. To działacze z Dolnego Śląska nie chcą brać udziału w rautach Laty, a to znajdują sponsorów dla lokalnych lig, rozdają klubom laptopy, a teraz dali wolną rękę klubom-gospodarzom w organizacji pierwszej wiosennej kolejki. 6 na 8 trzecioligowych ekip przełożyło mecze: jedynie liderujące zespoły z Wałbrzycha i Kątów Wrocławskich sprawdziły prognozę pogody,  przekalkulowały i wydedukowały,  że lepiej w błocie potaplać się i dopisać sobie po 3 punkty ze słabiznami z Lubuskiego niż potem kombinować mecze w tygodniu. 
 Na zdjęciu strzelcy goli dla Górnika: od lewej Konarski i Janik (foto http://walbrzych.naszemiasto.pl/)
W Wałbrzychu dochodziły jeszcze sprawy organizacyjne, głośno było w mediach o rzekomym łamaniu prawa, zgodzie to na początku prokuratora/prezydenta, a to spóźnionym wniosku, aż w końcu wiadomo było, że będzie mecz z publiką tylko trybuna od Chełmca będzie wyłączona. Optymistycznie jeden z portali nawoływał: kto pierwszy ten lepszy! Tłumów nie było, każdy chętny kto chciał na Stadionie 1000-lecia oglądnąć debiut pierwszego w historii Czecha w Wałbrzychu czy niedawnego ekstraligowego napastnika Misana spokojnie znalazł sobie miejsce. Popularny młyn kibiców Górnika po raz pierwszy bodaj od derby z Zagłębiem zajął   miejsce od strony bocznego boiska.  Sam mecz okazał się falstartem wałbrzyszan – podobnym do tego sprzed 2 lat kiedy to Bubnowicz w „starej” IV lidze obiecywał walkę o 3.ligę (wystarczyło osiągnąć 5-7 miejsce…) a skończyło się na spadku (bo tak należy nazwać pozostanie w "nowej" IV lidze). Wówczas zimny, ba wręcz arktyczny prysznic spuścili na rozpalone głowy wałbrzyszan piłkarze z Prochowic (4:0!). Teraz o mały włos nie byłoby replayu gdy przyjechał 13.Promień Żary, który zimą pożegnał 9 graczy i to głównie z podstawowego składu. Działacze dowiedzieli się od władz miasta, że gotówki większej nie będzie, że miasta nie interesuje profesjonalny futbol. Klub zasili jedynie juniorzy oraz wychowankowie powracający z okręgówki i ten zlepek piłkarzy do przerwy prowadził 2:0! Jedną z bramek podarował Jaroszewski, który był jedynym do tej pory ogniwem defensywy, niepopełniającym błędów. Górnicy nie pokazali żadnej „myśli przewodniej”, Misan potwierdził to dlaczego Cracovia pozbyła się go z Młodej Ekstraklasy a dolnośląscy drugoligowcy nie chcieli zatrudnić. Po przerwie go zastąpił Konarski, gra zaczęła się kleić i miejscowi zdołali wyrównać, choć apetyty były rzecz jasna większe. Promień był bardzo zadowolony z jednego punktu. Jesienią również na ziemi wałbrzyskiej sprawił nie lada sensację wygrywając w Świdnicy. Marnym pocieszeniem dla kibiców Górnika jest remis Motobi z Tęczą. W Kątach raczej o awansie nie myślą, a strata 2 punktów pod Chełmcem uradowała głogowian i świdniczan. Kibice w Wałbrzychu mają teraz niezły zgryz: czy to był wypadek przy pracy, czy po prostu wałbrzyszan nie interesuje awans czerwcowy, zwłaszcza, że sami działacze Górnika potwierdzili na piątkowym spotkaniu z kibicami brak pieniędzy na premie dla piłkarzy za ewentualny awans?


piątek, 19 marca 2010

Frekwencja w Wałbrzychu w ekstraklasie - część II

„GÓRNIK” Wałbrzych
Mecze na Nowym Mieście cieszyły się ogromnym zainteresowaniem już w drugiej lidze, gdzie ponad 10-tysięczna widownia oklaskiwała zwycięstwa nad Zagłębiem Lubin, Olimpią Poznań. Po awansie na fali popularności Wałbrzych odwiedzały rzesze kibiców z całego województwa, ba z innych dolnośląskich miast. Wg fachowych wydawnictw obiekt mógł pomieścić 35 000 i był jednym z największych klubowych obiektów w Polsce. Wg Tempa największy stadion w kraju to Stadion Śląski w Chorzowie (100 000), potem X-lecia w Warszawie (80 000), Olimpijski we Wrocławiu (75 000). Z ligowych o podobnej pojemności do wałbrzyskiego obiekt miały zespołu Pogoni i ŁKS.
1983/84 – inaugurację z GKS Katowice (3:1) oglądało 25 000. Podobnie jak owiany legendą wodny pojedynek z Wisłą (5:1). Mecz z Szombierkami (2:0), który dał historyczny pierwszy fotel lidera ekstraklasy oglądało wg prasy aż 40 000. Kolejne boje z Bałtykiem i Motorem – 30. Mecz z Cracovią „zaledwie” 15 000 – ale to spotkanie rozgrywane było w środę i wielu chętnych zwłaszcza spoza Wałbrzycha nie mogło przyjechać. To potwierdziło, że gro ówczesnych fanów to nie byli miejscowi. Pogrom Legii (4:1) oraz pożegnanie jesieni z ŁKS (1:0) oglądało ponownie po 30 000 widzów. Frekwencja naprawdę robiła wrażenie w całym kraju. Nic dziwnego, bowiem piłkarze Górnika nie mieli w tym okresie lepszych od siebie. A jak wyglądała wiosna? Pod względem sportowym tragicznie – 1 zwycięstwo. A na trybunach?  Pierwszy mecz z Pogonią mimo mrozu i śniegu na trybunach komplet – 35 000! Derby ze Śląskiem -30 000. Przyjazd eksportowej jedenastki kraju – Widzewa 37 000, choć wg mnie padł wówczas rekord frekwencji, bo ludzi było więcej niż w meczu z Szombierkami. Ale taka cyfra padła w prasie i tej się trzymam. 20 000 z Sosnowcem, 15 z Lechem spowodowane było paskudną pogodą (mgła), 12 000 z Górnikiem Zabrze – po mału kibice odwracali się od niedawnych idoli, bowiem podopieczni Horsta Panica wiosną bez zwycięstwa. Ostatni mecz sezonu, który przyniósł jedyne wiosenne zwycięstwo (2:1 z Ruchem) oglądała rekordowo wówczas niska frekwencja – 8 000. Ogólnie w tym premierowym sezonie mecze Górnika oglądnęło łącznie 382 tysiące widzów, co daje średnią 25, 5 tysiąca!
1984/85 – drugi sezon w Wałbrzychu rozpoczął pojedynek z Widzewem (1:2 – 27 000), późniejsze pojedynki przyniosły frekwencję poniżej 20 000 (m.in. derby ze Śląskiem -12) a mecz z Pogonią nawet „tylko” 8. Wiosną po pierwszych meczach (9 000 z Lechią, 7 000 – z GKS) zainteresowanie wzrosło gdy przyjechali potentaci (20 000 z Górnikiem Zabrze 0:0, 25 000 z Legią 1:0), później przyzwoita frekwencja na poziomie 12 tysięcy by finisz ligi z Wisłą (1:1) oglądało najmniej w dotychczasowej historii 6 tysięcy kibiców.  Ogółem 15 meczy w Wałbrzychu oglądnęło łącznie 180 tysięcy mniej niż rok wcześniej! Średnia na jeden mecz to 13,5 tysiąca.
1985/86 – podobnie jak rok wcześniej pierwszy mecz w Wałbrzychu to wizyta Widzewa zakończona zwycięstwem gości 2:1 mimo prowadzenia Górnika 1:0. Tym razem mecz oglądało 20 000 i podobnie jak w 2 poprzednich sezonach mecz z łodzianami był najchętniej oglądanym meczem w Wałbrzychu. Jesienią  ze względu na awans Polski do MŚ w Meksyku w Wałbrzychu można było oglądnąć 9 meczy, ale tylko listopadowa wizyta Legii (1:1) wzbudziła 10-tysięczne zainteresowanie, pozostałe na poziomie 7-9 tysięcy. Grudniowa wizyta mistrza kraju z Zabrza to ujemny rekord frekwencji – 3 000 widzów!! 6 meczy wiosennych to mocno przeciętna średnia potwierdzająca przesyt futbolem wśród kibiców Górnika. Jedynie derby ze Śląskiem (0:0) zgromadziły 7 000, ale przyjazd Sosnowca czy Stali Mielec to ponownie tylko 3 tysiące. Ostatni mecz w Wałbrzychu z Ruchem (1:2) – 4 000. Średnia na 1 mecz pikuje ostro w dół – 7 tysięcy.
1986/87 – wzrost zainteresowania, bowiem 10-tysięczną widownię mają pojedynki z Lechem, GKS, Legią i Widzewem. Rekordową widownię mają derby ze Śląskiem (12 000 i porażka 0:4). Ale przyjazd Górnika Zabrze tylko 7 000. Wiosną, podobnie jak sezon wcześniej żaden mecz nie wzbudził zainteresowania w okolicach 10 000. Premiera z ŁKS (za minus jeden 0:3 i 8 000), następny mecz z Polonią Bytom (2:1) to tylko 3 000. Potem średnio mecze wałbrzyszan ogląda po 4 tysiące. Ostatni mecz z Lechią (2:1), którego stawką było uniknięcie baraży to 7 000. Średnia na 1 mecz – 7 tysięcy.
1987/88 – słaby sezon zakończony udziałem w barażach. Jesienią najliczniej kibice oglądali pierwszy mecz (1:1 z Bałtykiem) i wizytę Widzewa (0:1) – po 8 000. Derby ze Śląskiem – 5 000.Najważniejszy mecz zakończony zwycięstwem za 3 punkty (3:0 z Szombierkami) paradoksalnie oglądała najmniejsza liczba widzów – 3000. Wiosną ta liczba była najczęstszą liczbą odwiedzających stadion na Nowym Mieście. Wyjątki to wizyta Legii (rekordowe 15 000 – największa ilość widzów od 32 miesięcy i wizyty Widzewa w sierpniu ’85!!!) oraz 8 000 na GKS Katowice. Barażowy pojedynek z Zagłębiem Lubin (2:1) oglądało 4 000, a dla porównania rewanż w Lubinie – 10 tysięcy. Średnia 5,5 tysiąca.
1988/89 – spadkowy sezon to odwrót również fanów od Górnika. Pierwszy mecz w Wałbrzychu rozegrany został gościnnie przy Ratuszowej i wizyta mistrzowskiego Górnika Zabrze (0:2) zgromadziła 10 000. Potem były derby ze Śląskiem (1:1-8000) oraz wizyta mocnego GKS Katowice (0:1 – 6 000), mecze z Jagiellonia i słabiutkim GKS Jastrzębie wg dziennikarzy oglądało po półtora tysiąca fanów. Zwycięstwa w tych meczach spowodowało wzrost zainteresowania meczem ze Stalą Mielec (0:1 – 3500), ale już jesienne ostatki z Ruchem (0:2) oglądał rekordowy tysiąc (wśród których był niżej podpisany)… Wiosna’89 to pojawienie się kołowrotków, więc liczba widzów była w miarę bardziej wiarygodna.  Najwięcej widzów oglądało inaugurację rundy z Widzewem (0:1 – 5 447 widzów), potem tradycyjnie było gorzej. Sensacyjne pokonanie Legii (1:0), które można było obejrzeć w historycznej, bo ostatniej transmisji TV z Wałbrzycha oglądało na żywo 2 592 kibiców. Ale już zwycięstwo nad ŁKS 1857 kibiców, a pożegnanie Wałbrzycha z ekstraklasą (1:1 z Pogonią) – 1 552. Średnio w Wałbrzychu na meczu było 3600 widzów.

REASUMUJĄC:
Czasy w których wałbrzyskie zespoły grały w 1.lidze były zgoła odmienne, bo Zagłebie grało w czasach kiedy dopiero sukcesy polskiej piłki się rodziły, a Górnik po największych sukcesach. Ponadto na przestrzeni lat zmieniała się kultura kibicowania. Dopiero z czasem pojawiły się zorganizowane grupy kibiców. Górnik posiadał większy stadion, a mimo to liczba widzów na Nowym Mieście dramatycznie spadła. Zagłębie przez 3 sezony potrafiło utrzymać średnią powyżej 10 000, Górnik może z kolei pochwalić się rekordowym pierwszym sezonem, ale i wstydliwymi wynikami w ostatnim oraz tym, że w 3 sezonach nie potrafił osiągnąć pułapu 7,5 tysiąca (najgorszej ligowej średniej Thoreza). Obecnie były stadion Górnika niszczeje, nie ma z jednej strony trybuny a rozgrywa tam mecze B-klasowy Górnik Nowe Miasto. Jedynie w zimie górna płyta od strony Parku Sobieskiego ożywiła obiekt. Obiekt Zagłębia - Stadion 1000-lecia z kolei wyposażony jest w większości w siedziska, gospodarzem jest OSiR a mecze rozgrywa Górnik PWSZ - taka kolej dziejów. Rekord frekwencji w okolicach 4-5 tysięcy jest wspominany miesiącami i nagłaśniany gdzie tylko się da. A pomyśleć, że przed laty zasiadał komplet widzów...

czwartek, 18 marca 2010

Frekwencja w Wałbrzychu w ekstraklasie - część I

Nawet Przegląd Sportowy zauważył, że najliczniejszą trzecioligową publiczność jesienią 2009 miał wałbrzyski Górnik.  Nie licząc zerowej frekwencji z Oławą to na trybunach Stadionu 1000-lecia zasiadło średnio ponad tysiąc ludzi. Obecnie może to robić wrażenie, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Ale dawniej było inaczej. Starsi kibice wspominają tłumy i z Nowego Miasta i ze stadionu na Białym Kamieniu. A jak było? Osobiście nie pamiętam występów Zagłębia, bo w moim przypadku było to niemożliwe ze względu na wiek, ale występy Górnika pamiętam z autopsji. Pod lupę wziąłem frekwencję w ekstraklasie uwzględniając dane ze sprawozdań meczowych ukazujących się w Przeglądzie Sportowym, Sporcie, Piłce Nożnej oraz opracowaniu Romana Szczurowskiego pt. Wałbrzych w ekstraklasie. Wiadomo, że ilość widzów szacowana była wg dziennikarzy „na oko”, dopiero od 1989 pojawiły się kołowrotki.
„ZAGŁĘBIE” Wałbrzych
1968/69 – debiut wałbrzyszan w ekstraklasie nastąpił w meczu z faworyzowaną Legią (1:3) i przyszły tłumy jakich później można było rzadko oglądać – 25 000! Wg wielu źródeł taka właśnie była pojemność Stadionu 1000-lecia. Ten rekordowy wynik został powtórzony wiosną przy okazji wizyty zabrskiego Górnika (1:0).  Ogólnie sporo widzów przychodziło oglądać Zagłębie, ale koniec rundy jesiennej oraz początek wiosny a co za tym idzie aura spowodowała, że mecze o tej porze oglądała liczba mniejsza niż 10 000 (m.in. jesienią 5 tys. z Ruchem a wiosną ledwie 3 tys. ze Stalą Mielec – oba mecze przegrane po 0:1). Wiosną miały miejsce również dolnośląskie derby ze Śląskiem Wrocław (1:0 i 15 000), a finiszowe mecze z GKS Katowice (7 tys.) i ROWem (8 tys.) przyniosły ponownie poniżej 10 tysięcy. Ogólnie 13 meczy w sezonie oglądnęło ok.154 000 co daje średnią prawie 12 tysięcy.
1969/70 – w drugim sezonie oczywiście mniej ludzi ogółem odwiedzało trybuny stadionu przy Ratuszowej. Pierwsze 3 mecze oglądnęło średnio co najmniej 10 000, kolejne 3 – już późną jesienią  kolejno 8, 5 a nawet zaledwie 3 (z Wisłą 1:1). Z kolei wiosną frekwencja poprawiła się, zresztą nie bez powodu, bo zielono-czarni pierwsze 3 domowe mecze wygrywają nie tracąc bramki (wszystkie mecze ogląda po 10 000). Na Legię (0:1) przyszło już 15 tys., na Ruch -10, a Górnika oglądał komplet 25 tysięcy. Ostatni mecz sezonu z opolską Odrą popsuł dobrą wiosnę, bo porażkę 1:2 oglądało ledwie 3 000. Średnia za sezon 10 tysięcy.
1970/71 – najlepszy w historii sezon zgromadził jednak mniej liczną widownię niż w 1.sezonie gry (ok. 143 tys.). Jesienią Ratuszową  odwiedził Górnik Zabrze (1:1) i był jak zwykle komplet 25 000. Resztę meczów oglądało średnio 10 000, za wyjątkiem pojedynków z Gwardią (5) i Sosnowcem (8). Wiosną wałbrzyszanie  rozpoczęli od 5 000 z Pogonią (1:0), ale późniejsze mecze z Legią (1:0), ROWem (1:0), Stalą Mielec (2:1) oglądało po 15 tysięcy! Pojedynki z górnośląskimi słabeuszami przyniosły spadek frekwencji (GKS – 8), Szombierki (5 tys.), a decydujący mecz o brązowym medalu MP i awansie do PUEFA z Ruchem (2:0) oglądało 10 000. Co mogło w sumie rozczarować. Zagłębie w tym sezonie nie przegrało meczu u siebie. Średnio na trybunach zasiadało 11 tysięcy.
1971/72 – sezon nr 4 to spadek zainteresowania meczami spowodowany obniżką lotów piłkarzy Thoreza. Jesienią tylko 3 mecze powodują zainteresowanie powyżej 10 000: ze Stalą Mielec (1:0 – 15 tys.), Ruchem (0:3 – 17) i Wisłą (0:0 – 10). Inne poniżej dotychczasowej przyzwoitości. Listopadowe boje z Polonią Bytom (0:0) ogląda 4 000, a przyjazd wielkiej Legii w ostatniej kolejce (1:0) to ledwie 2 000!!! Wiosną pierwsze mecze to wzrost frekwencji: 10 tysięcy z Gwardią (0:0), 15 – z Zabrzem (po raz pierwszy nie ma kompletu!!) i 10 z Odrą. Końcówka nieudanego sezonu to 5 tysięcy z Zagłębiem Sosnowiec i 4 z Szombierkami. Średnio mecz oglądało ponad 8,6 tysiąca – po raz pierwszy średnia poniżej 10 000.
1972/73 – jesień na trybunach przyzwoita, bo tylko 2 razy poniżej 10 tysięcy, ale za to rekordowo niskie zainteresowanie meczem z Polonią Bytom (półtora tysiąca) choć wówczas Zagłębie rekordowo wygrało aż 5:0. Najliczniejszy był mecz tradycyjnie z Zabrzem (15 000). Wiosną dobra średnia, w okolicach 10 000 – mniej 8 000 na meczach z ŁKS, Pogonią i Ruchem ale za to 15 000 z Legią (1:1). Średnia się podwyższyła w porównaniu z poprzednim sezonem – 9,7 tysiąca na mecz.
1973/74 – sezon spadkowy, ale po raz pierwszy kibice w sezonie mogli obejrzeć 8 ligowych pojedynków. Ze względu na awans do MŚ podzielono kalendarz, że rundy nie liczyły po równo. Jesienią  pierwsze 2 mecze to 10 000 z Pogonią (1:1) i 12 000 z Górnikiem Zabrze (najniższa frekwencja w historii pojedynków z tym rywalem). Potem było znacznie gorzej, bo na Legię i Wisłę przyszło po 5 tysięcy a na beniaminka Lecha ledwie trzy. Wiosną hitem okazały się derby ze Śląskiem (15 000 – po raz pierwszy rekordowym nie okazał się bój z Zabrzem), po 10 000 przyszło na mecze z ROWem i ŁKSem. Ale Gwardię oglądało  tylko 5 000 a walczące o tytuł Stal Mielec (8 000) i Ruch (6000) nie oglądały również tłumy. Pod koniec lipca po powrocie reprezentacji wznowiono rozgrywki i mimo faktu, że Zagłębie zostało zdegradowane ostatnie mecze Thorez u siebie wygrał mimo znikomego zainteresowania po 3:1 z Odrą (3 tysiące) i Polonią (4). Średnia za sezon to 7,5 tysiąca.

poniedziałek, 15 marca 2010

Przed inauguracją

W kraju ruszyła część rozgrywek, a kibice na Dolnym Śląsku prócz ekstraklasowych Zagłębia i Śląska oraz drugoligowej Miedzi, niestety, muszą czekać na inaugurację do najbliższego weekendu. W Wałbrzychu oczekiwania są ogromne – wiadomo: dwa najbardziej znane, popularne kluby przewodzą stawce i wiosną mają obronić pozycje lidera by w czerwcu świętować awanse. Tymczasem przy okazji sportowej gali prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski (otrzymał również medal PKOl) przyznał coroczne nagrody osobistościom sportu w Wałbrzychu. Piłkarskim akcentem było wyróżnienie szkoleniowca Górnika Roberta Bubnowicza jako trenera 2009 roku w sportach zespołowych. W poprzednich edycjach jedynie zauważono pracę Włodzimierza Ciołka jako trenera młodzieży. Może te wyróżnienie Bubnowicza jest zwiastunem kolejnych nagród w następnych latach dla piłki nożnej? Prawdę mówiąc wielkiej konkurencji w ub.roku nie miał, bo wałbrzyskie sporty zespołowe zanotowały ostry zjazd w dół. Natomiast piłkarze po awansie z IV ligi udanie zaprezentowali się jesienią w III lidze (wpadkę pucharową w Mieroszowie przemilcze) i obecnie są głównym faworytem do awansu. Potwierdzają to nie tylko notowania u bukmacherów, ale i wypowiedzi trenerów najgroźniejszych rywali z Głogowa czy Świdnicy. Głośne transfery i długie oczekiwanie na sobotnią inaugurację z osłabionym w porównaniu z jesienią Promieniem Żary może zmącić fakt, że ze względów proceduralnych prezydent/prokurator/policja mogą nie wydać zgody na organizację meczu w Wałbrzychu!! Faktem jest, że w całym kraju kluby rozgrywają mecze bez zgody i istnym paradoksem stałby się casus Wałbrzycha, gdyby nie doszło do meczu. Z jednej strony to dziwne, że Kruczkowski w prasie chwali się zasiadaniem w Radzie Programowej KP Górnik Wałbrzych, a jego brak decyzji może doprowadzić teoretycznie do rozegrania meczu z ograniczoną ilością widzów (poniżej tysiąca – bowiem tyle potrzeba by uzyskać status imprezy masowej). Do soboty jest czas, prognozy pogodowe optymistyczne więc zapewne Górnik zagra z Promieniem a cała sprawa okaże się niepotrzebnie rozdmuchana przez media.
Ciekawostką jest również chęć powołania sportowej spółki akcyjnej przez obecny zarząd Górnika. Czyżby nie pamiętali losów ostatniej SSA przy Ratuszowej? Eldorado trwało króciutko, nawet nie sezon, a teraz będzie lepiej? Zastanawiające są roszady w zarządzie. Duet Gawlik Lukas zamienili panowie Michalak z Piwko. O ile o tych pierwszych można coś napisać (Gawlik był gwarantem dobrej współpracy klubu z OSiRem, Lukas pochwalić się mógł doświadczeniem w biznesie) to nowych członkach praktycznie nic niewiadomo. Owszem obaj byli/są piłkarzami: Piotr Michalak (to ten który ciągle miał postawiony kołnierzyk a’la Cantona) był przeciętnym prawym obrońcą Górnika/Zagłębia, a ostatnio grywa w LZS Grodno (A klasa), Marek Piwko z kolei jesienią zaliczył jedynie kwadrans w okręgówce w barwach Juventuru. Jak mają pomóc zarządowi? Jakie mają doświadczenie w takiej pracy? Nie wiem. Podejrzewam, że możemy mieć znowu do czynienia z układami/nepotyzmem – wszak Michalaka seniora wszyscy znają, a syn Piotr rekinem biznesu dzięki prowadzeniu lokalu na Poniatowie raczej nie stał się dzięki własnej pracy… Obym się mylił, choć przyciągnąć uwagę pokazali ostatnio w Głogowie, gdzie dzięki zatrudnieniu leciwego Kałużnego pokazano klub i na antenie ogólnopolskiej i zorganizowano piękną prezentację zespołu. U nas ostatnia prezentacja zespołu miała miejsce w OSiRze wiosną 1998 – ostatnią w drugiej (dawnej drugiej) lidze. No ale wtedy mieliśmy sportową spółkę akcyjną...