Piast Żerniki, czyli bodaj pierwszy osiedlowy klub w historii przeciwników wałbrzyskiego Górnika, był trzecim z kolei ligowym rywalem, z którym biało-niebiescy wcześniej nie grali. Sobotni mecz przy Ratuszowej był również pierwszym w Wałbrzychu w bieżącym sezonie prowadzonym z ławki przez Macieja Jaworskiego. Przeciwko Sokołowi Wielka Lipa spadkowicza prowadził Ryszard Mordak, który teraz wcielił się, w zastępstwie, w rolę zarezerwowaną na co dzień dla Janusza Wodzyńskiego. W porównaniu z pierwszym przegranym meczem w Marcinkowicach nastąpiły drobne korekty - Kacper Niemczyk dołączył do kontuzjowanego duetu Błażyński-Tobiasz, co wymusiło zmiany w linii obronnej. Po raz pierwszy w 2017 roku od pierwszego gwizdka sędziego zagrał Marcin Gawlik, po którym, niestety, widać dłuższą przerwę w grze. Duet stoperów tworzyli Michalak ze Smoczykiem, ale liczba 3 straconych goli nie wystawia im dobrej noty. Po lewej stronie defensywy mecz zaczął Mateusz Krzymiński, którego dośrodkowania w ofensywie mogą się podobać, gorzej z grą w defensywie, za którą jest przede wszystkim rozliczany. Początek meczu to dwa prostopadłe podania w jego sektorze, których nie przeciął i nie dogonił szybkiego Michała Szewczyka. O ile za pierwszym razem strzał skrzydłowego Żernik obronił intuicyjnie Jaroszewski, tak za drugim razem został staranowany przez Michalaka i arbitrowi nie pozostało nic innego jak podyktować rzut karny. Po celnym uderzeniu Mateusza Magusiaka beniaminek objął niespodziewane prowadzenie, bowiem oprócz wspomnianych akcji prawą stroną nie zagroził gospodarzom, którzy cierpliwie budowali swoje akcje i mieli przewagę w posiadaniu piłki. Zaledwie po kilku minutach wrocławski arbiter po raz drugi wskazał na wapno. O ile
niektórzy uważali rzut karny dla gości za dyskusyjny, to jedenastka dla miejscowych śmiało można nazwać kontrowersyjną. Uderzenie Kamila Młodzińskiego próbował zablokować Bartosz Szluga czyniąc to w taki sposób, że gwizdek rozjemcy niektórzy na trybunach odebrali jako wskazanie rzutu rożnego. Koniec końców Michalak pokonał z rzutu karnego Bartłomieja Guzdzioła i był remis. Nie utrzymał się on do przerwy, bowiem dalekie podanie z własnej połowy zlekceważyli goście, nieporozumienie bramkarza z obrońcami i Damian Chajewski zdobywa swoją historyczną pierwszą bramkę w I zespole Górnika.
|
Kapitalne uderzenie Jana Rytko po raz kolejny przy Ratuszowej przynosi bramkę Górnikowi. [foto: walbrzych24.com] |
W drugiej połowie obraz gry nie zmienił się, bowiem wałbrzyszanie wciąż częściej mieli piłkę, ale obrońcy Piasta łatwo radzili sobie z atakiem Górnika. Na lewej stronie szybszy Artur Słapek wycofany został do obrony kosztem Krzymińskiego. Więcej można byłoby oczekiwać od drugiej linii: Chajewski - Rytko- Młodziński na środku grali za blisko siebie, co powodowało albo dziurę przed wałbrzyskimi obrońcami, którym pozostawało szukać partnerów dalekim przerzutem, albo pustą przestrzeń pod wrocławską bramką, gdzie rywale szybko układali swoje szyki. Imponował w tym doświadczony kapitan Adam Samiec, którego wałbrzyscy kibice mogą pamiętać z meczów z Motobi czy Chrobrym Głogów. 35-letni defensor doświadczeniem ośmieszał wałbrzyską młodzież - Sobiesierski odbijał się od niego jak od ściany, szybki jak wiatr Migalski nie potrafił ograć dobrze ustawiającego się obrońcy. Gdy Jan Rytko kapitalnym uderzeniem w okienko podwyższył wynik wydawało się, że już po meczu. Piast nieco się odkrył, przeformował szyki, co dało jednocześnie możliwość gospodarzom na kolejne szanse po kontrach. Damian Migalski mógł ustrzelić nawet hat-tricka, ale mimo dość łatwego dochodzenia do sytuacji strzeleckich nie potrafił albo pokonać Guzdzioła albo w ogóle trafić w światło bramki! Takich problemów nie miał choćby Damian Bogacz, który po ograniu bramkarza wolał zostawić futbolówkę Chajewskiemu, który spokojnie posłał ją do pustej bramki. Była wtedy 86.minuta gry i mało kto obstawiałby, że jeszcze będą emocje w tym meczu. Niedoświadczony zespół Górnika o mały włos nie wypuściłby tego zwycięstwa. Najpierw po rzucie wolnym zaspali stoperzy, bezradnie obserwował rozwój sytuacji Jaroszewski, a goście wpychają piłkę do bramki. Gdy w doliczonym czasie gry po bezsensownym, raczej przypadkowym faulu sędzia po raz trzeci w meczu podyktował jedenastkę, którą ponownie wykorzystał Magusiak, zrobiło się nerwowo. Piastowi zabrakło jednak nie tylko czasu, ale chyba i umiejętności. Górnik ostatecznie wygrał 4:3, ale sobotnie spotkanie pokazało jaki będzie wałbrzyski zespół w bieżącym sezonie. Nieobliczalny. Z jednej strony potrafiący zagrać z polotem, kombinacyjnie, a z drugiej proste błędy, straty. W dotychczasowych 4 meczach biało-niebieskim ani razu nie udało się zachować czystego konta, aż 3 gole z karnych po niepotrzebnych faulach, gdy przeciwnik nawet nie był w sytuacji strzeleckiej, po błędach najbardziej doświadczonych zawodników. Obrona na dzień dzisiejszy nie stanowi monolitu, choć personalnie zestaw z meczu z Piastem wydaje się najbardziej optymalny. W drugiej linii dobry technicznie Chajewski, który próbuje kreować grę razem z Rytko. Janka piłkarskie grzechy są znane, ale gdy trafia tak jak w obecnej rundzie na Stadionie 1000-lecia, to łatwo go rozgrzeszyć. Niezbyt solidnie wyglądają skrzydła - zarówno Migalski, Słapek czy Krzymiński potrafią minąć rywala, ale i stracić w dziecinny sposób prostą piłkę. O ataku nie ma nawet co wspominać, bo jak nie było przy Ratuszowej napastnika tak nie ma.
Teraz wałbrzyszan czeka derbowy mecz w Świdnicy, gdzie z reguły trudno było o zwycięstwo. Może obecnie Polonia-Stal nie ma
mocniejszych nazwisk od Górnika, ale ma coś czego brakuje piłkarzom spod Chełmca. Chodzi o ogranie w 4.lidze, którą się zespół Macieja Jaworskiego dopiero uczy i jeszcze nie raz będzie płacić frycowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz