Rezerwy Miedzi stoją praktycznie na najgorszej pozycji wśród zespołów z górnej części tabeli, bowiem ze względów proceduralnych nie mogą liczyć na awans do II ligi. Nic bowiem nie zapowiada promocji pierwszej drużyny legniczan. Trenerzy pierwszoligowca, Ryszard Tarasiewicz i Waldemar Tęsiorowski, mimo męczącego powrotu z najdalszego wyjazdu do Suwałk, pofatygowali się oglądać zaplecze I drużyny. W rezerwach zabrakło piłkarzy z bezpośredniej kadry, a chyba najbardziej obserwowanym był bułgarski defensor Rumen Trifonow. Miedź II to jedna z najskuteczniejszych ekip trzecioligowych, potrafiąca - w przeciwieństwie do Górnika - bezlitośnie rozbić rywala w drobny pył. Niespodziewanie w tym sezonie piętą achillesową legniczan jest Ilanka Rzepin, która dwukrotnie ograła rezerwy Miedzianki. Mecz z Górnikiem miał być okazją na zmazanie plamy i przed gwizdkiem zapowiadał się niezwykle frapująco. Wydarzenia boiskowe toczone w sennej słonecznej atmosferze, niestety, nie dały podstaw by uznać mimo wszystko ten mecz jako hit kolejki. Owszem, technika użytkowa poszczególnych zawodników, przesuwanie się formacji, taktyka - to wszystko mogło zadowolić koneserów, ale kibice oczekiwali czegoś więcej.
W I połowie oba zespoły stworzyły po jednej sytuacji podbramkowej, w których strzelcy mogli zachować się lepiej. Dotyczy to szczególnie Grzegorza Michalaka, który znakomicie przechwycił piłkę kilka metrów przed polem karnym gospodarzy, ale zamiast podać do nieobstawionego Radziemskiego, sam spróbował szczęścia i Budzyński wybił na rzut rożny. Po przerwie właśnie po kornerze wałbrzyszanie stracili bramkę - główna wina to brak komunikacji pomiędzy Jarosińskim a Tyktorem i pozostałymi zawodnikami. Kamil najpierw wyszedł do dośrodkowania, potem się cofnął, koledzy z obrony zrobili mu miejsce, ale to ostatecznie Wasilewski mógł spokojnie głową umieścić piłkę w siatce. Wałbrzyszanie wiosną już kilka razy byli w podobnej sytuacji, bowiem jako pierwsi stracili bramkę w Dzierżoniowie i Kątach Wrocławskich, ale Miedź II to jednak inny rodzaj kalibru. Bardzo efektowne zawody w Legnicy rozegrał Mateusz Sawicki, który najpierw przełamał się w końcu trafiając do bramki rywala. Rajd lewą stroną, sprytne wykorzystanie gapiostwa Budzyńskiego, który odkrył krótki róg, by po chwili wyciągać piłkę z siatki. Kilka minut później po jego zagraniu Marcin Orłowski strzelił nie do obrony i zrobiło się 1:2. A że gospodarze grali wówczas w dziesięciu po dwóch żółtych kartkach dla Kuśnierza, było trochę łatwiej.
Mateusz Krzymiński i Woźniczka |
Na jeleniogórski Derby Sudetów większe ciśnienie było oczywiście w obozie Karkonoszy. Podopieczni Artura Milewskiego są jedną z najgorszych wiosennych ekip - nie licząc walkowera z KP Brzeg Dolny - KSK do swego dorobku doliczyły ledwie punkt za remis w Kątach, a przegrali aż 7 spotkań. Szczególnie przed wtorkowym meczem mobilizowali się kibice Karkonoszy, dla których trójmecz ze Stilonem, Polonią-Stalą i Górnikiem, była praktycznie ostatnią szansą rywalizacji na trybunach z zorganizowaną grupą sympatyków rywali i oczywiście pożegnaniem z III ligą. 0:1 ze Stilonem, 0:2 w Świdnicy sugerowało matematycznie porażkę z Górnikiem 0:3. I tak też się stało.
Górnik na stadion przy ul. Złotniczej przyjechał bez wykartkowanego Bartosza Tyktora i trzeba przyznać, że derbowy pojedynek wygrał angażując minimum sił. Gospodarzom, jak to się ostatnio pięknie mówi, brakowało jakości. Naprawdę można się zdziwić, po dyspozycji w meczu przeciwko wałbrzyszanom, że Maciej Firlej zapraszany był na testy do Miedzi czy Zagłębia Lubin, a Radosław Sareło w Piaście Gliwice i GKS Bełchatów. Z wałbrzyskiej perspektywy kibice mogli być ciekawi postawy Krzysztofa Pieśkiewicza, który w ub.roku błysnął w sparingu Górnika, a ostatecznie Włókniarza Leśna zamienił na biało-niebieski trykot Karkonoszy a nie wałbrzyskiej drużyny. W lidze, podobnie jak koledzy nie błyszczy, podobnie było w spotkaniu z liderem, choć był bliski pokonania Jarosińskiego, gdy dobijał strzał Firleja w słupek.
Krzymiński i D.Michalak - strzelcy bramek w Jeleniej Górze |
Reasumując było to najłatwiejsze zwycięstwo wałbrzyszan w derbowym pojedynku w Jeleniej Górze.
Znów jednak trzeba wrzucić kamyczek do ogródka redaktora Skiby, bowiem na podstawie jego relacji są opracowywane relacje do innych wałbrzyskich portali. Gdzie on widział na boisku Migalskiego czy Brzezińskiego, nie wspominając o dwóch tysiącach widzów? Na trybunach kameralnego stadionu przy ul. Złotniczej usiadło kilkuset widzów, w tym sporo wałbrzyszan, nie tylko w sektorze gości. Obecność braci Radziemskich, Krawca, czy Borka, a także stałych bywalców na Stadionie 1000-lecia nikomu na główne w Jeleniej Górze nie wadziła. Przybyła grupa fanów Górnika zaprezentowała choreografię znaną poniekąd z Gorzowa Wlkp., a potem wraz z miejscowymi licytowała się na wulgarne przyśpiewki.
Oba spotkania, w Legnicy i Jeleniej Górze, obserwowali szkoleniowcy z Polkowic. Prawdę powiedziawszy w obu spotkaniach było kilka korekt w składzie lidera, a teraz w hitowym meczu zabraknie Sławomira Orzecha, który zobaczył czwartą żółtą kartkę. Wydaje się, że mimo wszystko będzie to podobne ustawienie jak w Jeleniej Górze, z drobną korektą Tyktor za Orzecha, może do wyjściowego składu wróci Krawiec, może wydobrzeje Migalski, który zwiększy pole manewru w ofensywie.
Na chwilę obecną Górnik ma przewagę 4 punktów oraz 3:1 w Polkowicach do bilansu. Wygrana zwiększy przewagę do 7, a w praktyce do 8 punktów (polkowiczanie z niekorzystnym bilansem dwumeczu będą musieli zdobyć więcej punktów od wałbrzyszan), co jest już niezłą zaliczką przed finiszem rozgrywek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz