Dawno temu, w czasach dla współczesnych bardzo zamierzchłych, polscy kibice o awansie do turniejów o randze mistrzowskiej mogli jedynie pomarzyć. Punktem zwrotnym w historii rodzimego futbolu był 1972 rok i turniej olimpijski w Monachium, z którego kadra Kazimierza Górskiego przywiozła złote medale. Potem był medal za trzecie miejsce na niemieckim mundialu i srebro olimpijskie w Montrealu. Dzień triumfu w Monachium, 10 września władze sportowe PRL-u ustanowiły Dniem Piłkarza, który świętowany był głównie organizacją turniejów juniorów. Dla kibiców jednak bardziej symboliczną datą był 17 października, czyli remis na Wembley. Co prawda z Anglikami spotykaliśmy również tego samego dnia co w 1973, to nie udało się wywalczyć choćby remisu.
Spotkania reprezentacji w nowym stuleciu mają inną oprawę, ale wciąż są oczekiwania podobne do tych co w czasach Górskiego, Gmocha, Piechniczka i innych. Gdyby zrobić ranking najbardziej pamiętnych meczów polskiej kadry w XXI wieku okazałoby się, że topowe były rozgrywane 11 października. W tym dniu w Chorzowie pokonaliśmy w 2006 Portugalię 2:1 w Chorzowie, co pomogło wywalczyć historyczny awans do EURO 2008. Wtedy pełnym blaskiem zaświeciła gwiazda Euzebiusza Smolarka. Dwa lata później, również na Stadionie Śląskim, podopieczni Leo Beenhakkera pokonują Czechów 2:1 po celnych strzałach Jakuba Błaszczykowskiego i Pawła Brożka. Wreszcie 12 miesięcy temu, Stadion Narodowy w Warszawie i historyczne ogranie mistrzów świata, niepokonanych przez Polskę do tamtego wieczora Niemców.
Kończący eliminacje do francuskiego Euro mecz z Irlandią odbył się najszczęśliwszego dnia października. Polakom wystarczył remis, nie wyższy niż 1:1, a mimo to nie było minimalizmu, nerwowego oczekiwania, ale gra ofensywna i zwycięstwo pieczętujące awans i wieńczące niezwykle udane eliminacje.
Przed niedzielnym meczem okazało się, że trener Adam Nawałka nie będzie mógł skorzystać z Rybusa, Jodłowca i Milika. Na lewej obronie naturalnym dublerem był Wawrzyniak, który nie zawiódł. W środku pola pojawił się młody Linetty, a na prawej pomocy biegał Olkowski - jeden z kilku ulubieńców selekcjonera. Do nich na pewno zalicza się jeden z największych wygranych ostatniego dwumeczu Mączyński, który był najbardziej krytykowanym kadrowiczem, a w Szkocji był jednym z najlepszych na boisku. Olkowski na taki mecz w kadrze jeszcze czeka.
Zakończone właśnie eliminacje to również rozkwit Roberta Lewandowskiego w kadrze. Ileż razy wypominano mu brak goli w meczach o stawkę z poważnym rywalem, a tymczasem trafia w ostatnich meczach z Niemcami, Szkotami i Irlandczykami. Kapitan kadry niezwykle dojrzał, stał się prawdziwym jej symbolem, liderem na boisku i poza nim. Ostatnie tygodnie to naprawdę kapitalny okres, najlepszy w dotychczasowej karierze Roberta. Biorąc pod uwagę tylko bieżący sezon 2015/16 bilans Lewego w Bayernie jest imponujący: Bundesliga 12 goli w 7 meczach, 3 gole w 2 meczach Ligi Mistrzów, 1 bramka w 1 występie w Pucharze Niemiec. W kadrze z kolei 6 goli w 4 meczach tej jesieni.
O ile określenia Lewandowskiego gigantem, monsterem nie są przesadzone, to w przypadku kadry za dużo, zwłaszcza w telewizyjnej relacji, było peanów nad grą biało-czerwonych. Duet Borek - Hajto nadużywał wyrażeń fenomenalne, fantastyczne itp. A tak naprawdę Polska, grająca z - nie oszukujmy się - przeciętnymi wyspiarskimi reprezentacjami, zrobiła to co do niej należy, bez fajerwerków, super gry, akcji rodem z gier FIFA. Mamy solidny szkielet (Glik - Krychowiak - Lewandowski), do którego wybrańcy Nawałki z reguły nie potrafią utrzymać równej dyspozycji przez dłuższy okres. Dawniej gra opierała się na trio z Dortmundu, teraz ostał się w Borussi jedynie Piszczek, któremu daleko do formy, po której widziano go w najlepszych klubach hiszpańskich. Indywidualne cenzurki póki co nie są wystawiane, w kraju panuje euforia, ale ona powinna jak najszybciej się skończyć.
Zresztą oprawa świętowania awansu do championatu we Francji bardziej irytuje trzeźwo oceniających wydarzenia sympatyków futbolu. To jest DOPIERO awans, nic nie znaczący. Podobna radość była w 2001, 2005 czy 2007 - później ogromne rozczarowania, hasła "Polacy nic się nie stało", rozliczenia poturniejowe. Owszem, Lewandowski czy Krychowiak, między wierszami wypowiadają, ale oni są bodaj najbardziej świadomi swojej wartości. W porównaniu z większością kadrowiczów, doskonale zdają sobie sprawę, by wskoczyć na wyższą półkę potrzebują sukcesu z kadrą. Był zawód w 2012, teraz po m.in. ograniu Niemców, udowodnili, że są w stanie podjąć walkę z najlepszymi.
Tonujmy euforię, trzeźwo oceńmy szansę w mistrzostwach i kibicujmy Nawałce, by trafnie dokonywał wyborów, takich jak w przypadku Milika, Mączyńskiego czy też przekwalifikowaniu Rybusa na defensora.
Dokładnie, nic dodać nic ująć :) Trzymajmy kciuki, a czas pokaże...
OdpowiedzUsuńNiedawno niektóre osoby uważały, że w Górniku mamy geniuszy w postaci trenera i zawodnika, jak się skończyło to pamiętamy.. Jak powiedział kiedyś Beenhakker powolutku krok po kroczku...