Polkowice niezbyt dobrze będą kojarzyć się Robertowi Bubnowiczowi. Jego dwie wizyty w roli szkoleniowca zakończyły się dwiema dotkliwymi porażkami i stratą łącznie 10 bramek. Nie jest prawdą to, co donosi na swojej stronie Bogdan Skiba, że wałbrzyszanie NIGDY nie wygrali z polkowickim zespołem, bo wystarczy sięgnąć pamięcią do nieodległych, zwłaszcza dla redaktora Skiby, lat 90-tych, kiedy to Górnik Polkowice był trzecioligowym co najwyżej średniakiem i nie był wymagającym rywalem, choćby dla KP Wałbrzych. Na przełomie wieków nastąpił dla polkowiczan czas prosperity, którego zwieńczeniem był awans do ekstraklasy. Jak się po czasie okazało za sukcesami sportowymi stała duża kasa pompowana z miejskiej kasy na kupowanie meczów. Pokłosiem była karna degradacja Górnika Polkowice oraz dyskwalifikacje i wyroki dla kilkunastu piłkarzy, trenerzy, działaczy. Na cenzurowanym znaleźli się m.in. byli gracze wałbrzyskich klubów na czele z bratem obecnego stopera Górnika Marka Wojtarowicza- Marcinem. A że Polkowice wciąż należy do najbogatszych gmin w kraju, władze nadal chcą promować się poprzez sport oprócz rozbudowywania infrastruktury sportowej dotowane są kluby sportowe. W tym roku koszykarki polkowickiego CCC zdobyły mistrzostwo Polski. A futboliści, mimo degradacji z zaplecza ekstraklasy, mają się dobrze, a to dzięki nawiązaniu ściślejszej współpracy z Zagłębiem Lubin. Stamtąd trener Adam Buczek, świętujący swego czasu sukcesy z juniorami oraz Młodą Ekstraklasą, wziął grupę młodych zdolnych graczy, którzy dość długo się rozkręcali w drugiej lidze, ale dziś są na dobrym 4.miejscu a wiosną udanie zabrali punktom liderom z Bytowa czy Rybnika.
Wynik meczu
Polkowice-Górnik Wałbrzych jest po trosze szokującym. Sporo miejsca poświęcił
temu Bogdan Skiba, a ja również byłem i widziałem. Wałbrzyszanie to najgorsza do
tej pory ekipy rundy wiosennej – do wczorajszego meczu nie potrafiła strzelić
bramki na wyjeździe, jako jedyna nie potrafi zapunktować wiosną poza własnym
obiektem. Gra-cytując trenera Bubnowicza - „nie wygląda najlepiej”. Bardziej
dosadniej określali poczynania Górnika obiektywni obserwatorzy – w Głosie
Wielkopolskim po meczu w Turku trener miejscowych Zdzisław Sławuta zauważył, że
wałbrzyszanie w ogóle zagrozili bramce rywala. W Gazecie Pomorskiej kierownik
Elany stwierdził, że tak słabo grającego Górnika jeszcze nie widział, a niecałe
dwa lata temu przy Ratuszowej torunianie grali przecież z Górnikiem, który ze
względu na akademickie mistrzostwa grali bez kilku podstawowych graczy. Jeśli
dodamy do tego absencje kartkowe dwóch podstawowych do tej pory obrońców, a
przede wszystkim kontuzję Jaroszewskiego to perspektywy wałbrzyszan przez
poniedziałkowym meczem w Polkowicach nie były różowe. Tymczasem z całą
odpowiedzialnością twierdzę, że Górnik Wałbrzych nie zasłużył na tak wysoką
porażkę. Jeśli chodzi o skład to niespodzianką było pojawienie się Michała Oświęcimki,
który rzekomo miał nie zagrać do końca rundy. Tu po raz kolejny kłania się
rzetelność newsów redaktora Skiby, za którym ogólnopolskie portale powtórzyły
informację o długiej pauzie „Cimka”. Nim mecz na dobre się zaczął to KS
Polkowice już prowadził. Krzyżowe podanie na lewą stronę, gdzie przysnął
Grzegorz Michalak, który nie zablokował dośrodkowania po ziemi, Wojtarowicz nie
potrafił zatrzymać Skrzypczaka i 1:0. Wtedy faktycznie można było wyrokować
pogrom. Górnicy jednak zneutralizowali poczynania rywala w środku pola i gra
wyglądała długimi minutami dość dobrze. Nie było co prawda strzałów, ale udanie
dryblował po prawej stronie Michał Bartkowiak, szarpał Oświęcimka, próbował
strzelać Zinke. Wreszcie błąd defensywy gospodarzy, Daniel Zinke z lewej strony
po ziemi dośrodkował, obrońca wybił za krótko piłkę a Michalak mocnym strzałem przełamał fatum nieskuteczności
wyjazdowej. Na nieszczęście, remisu nie udało się utrzymać do przerwy. Po
dyskusyjnym rzucie rożnym w bramce polkowiczanie przyblokowali niezdecydowanego
Jarosińskiego i było już 2:1. Na nic zdała się zmiana ustawienia skrzydłowych –
ostatnią minutę zresztą wałbrzyszanie grali w dziesięciu po urazie Michała Bartkowiaka.
Po przerwie Dominik
Radziemski zastąpił Bartkowiaka i niestety nie była to jakościowo dobra zmiana.
Wałbrzyszanie z czasem uzyskali optyczną przewagę w środku pola, ale tak jak
było dzień wcześniej w Lubinie na derby Dolnego Śląska w ekstraklasie – goście
grali, częściej operowali piłką, a gole strzelali gospodarze. Górnicy w
przeciwieństwie do ostatnich meczów zaczęli oddawać celne strzały w światło
bramki. Konkretnie udało się to dwukrotnie Marcinowi Morawskiemu. Niestety,
ostatni kwadrans przyniósł prawdziwą katastrofę. Kat z I połowy meczu,
najskuteczniejszy snajper ligi, Szymon Skrzypczak wygrał pojedynek z Michałem
Łaskim oddał piłkę Adrianowi Krysianowi, który nie atakowany przez nikogo spokojnie pokonał Jarosińskiego.
Wałbrzyszanie ruszyli jeszcze do ataku, ale po prostu zabrakło atutów.
Oświęcimka z Zinke gaśli z minuty na
minutę, więc słusznie zostali zmienieni, choć na zmianę na pewno bardziej
zasłużył Adrian Moszyk, który po raz kolejny „grał piach”. Nie sposób ocenić
występ Sobczyka i Rytko, bowiem grali za krótko. Poza tym ten ostatni stratą piłki przyczynił się do utraty bramki. Przy czwartym golu również „błysnął” asystent sędziego głównego, który już przed przerwą
zasygnalizował, że może wywinąć numer (po ewidentnym wybiciu piłki przez
wałbrzyskiego obrońcy za linie boczną pokazał wrzut z autu dla Górnika,
sygnalizowanie kontrowersyjnego rzutu rożnego po przeciwnej stronie boiska).
Puścił ewidentnego spalonego po którym poszło ostre dośrodkowanie w pole
bramkowe. Nie poradził sobie z nim ani Jarosiński, ani próbujący wybijać piłkę
Wojtarowicz i Mateusz Szczepaniak zdobył bodaj najłatwiejszą w swojej karierze
bramkę. W końcówce dobił gości kolejny Szymon – Sołtyński, który pojawił się po
przerwie i kilkakrotnie pokazał wałbrzyskim defensorom swoją imponującą
szybkość. Brak asekuracji, prostopadłe podanie, sytuacja sam na sam, zawahanie
Jarosińskiego, celny strzał i po zawodach. Górnik po raz drugi w karierze
drugoligowej stracił 5 bramek. W obu tych spotkaniach wałbrzyskiej bramki
bronił Kamil Jarosiński. Grubą przesadą jest obwinianie młodego bramkarza za
pogromy w Legnicy i Polkowicach, ale na pewno Damian Jaroszewski w kilku
przypadkach zachowałby się lepiej. W Polkowicach w normalnej dyspozycji Jogi
nie dopuściłby do puszczenia 2-3 z pięciu bramek. Kamil płaci frycowe, brakuje mu
rytmu meczowego (kłania się brak rezerw), ale nabiera doświadczenia, które może
zaprocentuje w przyszłości.
Poniżej bramki i wypowiedzi - tv.polkowice.pl
Poniżej bramki i wypowiedzi - tv.polkowice.pl
Górnik nie zagrał
tragicznie, z przebiegu gry nie zasłużył na pogrom, ale przegrał zasłużenie, bo
wciąż nie potrafi stwarzać zagrożenia pod bramką rywala. Nie ma zagrożenia, nie
ma strzałów, nie ma co za tym idzie bramek i nie ma punktów. Zamiast spoglądać
w górę tabeli trzeba coraz częściej spoglądać za plecy, gdzie punktuje Gryf,
Jarota (najbliższy rywal, który pokonał ROW Rybnik) czy Ruch. Zapowiada się
nerwowy maj. Nie ma co szukać winy w kiepskiej ofensywnie tylko i wyłącznie w Danielu
Zinke, który nie dostaje prostopadłych piłek, by mógł zaprezentować swoje
atuty, czyli szybkość i drybling. O Moszyku szkoda pisać, choć liczono, że
jesienią i zimowymi sparingami odblokował się na dobre. Jan Rytko dopiero
zaczyna nadrabiać zaległości. Grający z blokadą Michał Oświęcimka raczej będzie
wystawiany na boku pomocy niż na szpicy, by zminimalizować ryzyko kontuzji
barku. W drugiej linii trzeba polegać JEDYNIE na strzały Morawskiego. Tomasz
Wepa poświęcił się dozgonnie destrukcji tak, że chyba on sam nie pamięta kiedy
podjął się próby strzału na bramkę rywala w drugiej lidze. Nie mówiąc już o
strzeleniu bramki.
Blisko 6 lat temu
wałbrzyszanie (pod szyldem Górnik/Zagłębie) przegrali w Polkowicach (wówczas gospodarze
grali jako Górnik) 2:5. Z autopsji pamiętają tamten mecz G.Michalak, A.Sobczyk,
A.Moszyk (wtedy nawet strzelił bramkę). Wydaje się, że minęła cała epoka.
Polkowice wówczas rozpoczęli marsz pod wodzą Dominika Nowaka, który zakończył
się na zapleczu ekstraklasy. Po spadku odradzają się, a Nowak zaistniał
jesienią we Flocie Świnoujście. Wałbrzyszanie z kolei wówczas zostali w IV
lidze co oznaczało spadek na piąty szczebel rozgrywek. Dopiero wtedy nastąpiła
rewolucja kadrowa co zaowocowała kolejnymi awansami. W sierpniu 2007 polkowicki
pogrom był jednym z ostatnich występów Roberta Bubnowicza w roli piłkarza (jego
partnerem na boisku był Piotr Przerywacz), który jednocześnie pełnił już rolę
trenera. Czy ten ostatni polkowicki mecz był jednym z ostatnich w roli trenera?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz