Artur Milewski. |
Na boisku w charakterze piłkarza tej jesieni możemy oglądać jedynie Artura Milewskiego, który dwa miesiące temu skończył 45 lat!! Wychowanek Olimpii Kamienna Góra szybko dołączył do starszego brata Waldemara, który grał już w Górniku. Artur nie mając 20 lat zadebiutował w ekstraklasie, gdzie w 10 meczach strzelił jedną bramkę, ale za to mistrzowi kraju Górnikowi Zabrze. Z krótką przerwą na grę w Ślęzie Wrocław na Nowym Mieście spędził długie pięć lat (1987-91). Potem piłkarskie losy rzuciły go do Głogowa, dalekiego Zamościa, Piaseczna, Polonii Warszawa, by w 1997 wrócić na Dolny Śląsk do Jeleniej Góry. Obecne Karkonosze, a wtedy KemBud przeżywał najlepsze swoje piłkarskie lata, które doprowadziły zespół do drugiej ligi. Milewski grywał tam do połowy 2004 roku, gdzie jeleniogórski klub zmieniał nazwę na Jeleniogórski Klub Piłkarski, Progres, by wrócić do historycznych Karkonoszy. W tym klubie zaczął również pracę szkoleniową, którą kontynuował w następnym swoim klubie Chrobrym Nowogrodziec, z którym doszedł do IV ligi. Od września 2010 ponownie stał się trenerem Karkonoszy, gdzie pracuje do dnia dzisiejszego. Nie był już playmanagerem tak jak w Chrobrym, ale kłopoty kadrowe (kontuzje, kartki obrońców) spowodowały, że jesienią bieżącego sezonu popularny "Mileś" został zgłoszony do rozgrywek czwartoligowych. Mimo, że już w połowie października Artur był wpisywany do protokołu jako trener i gracz rezerwowy, to dopiero w ostatni weekend wybiegł na murawę. Spotkanie niejako derbowe z Olimpią Kowary przez najbliższe tygodnie Milewski będzie pamiętał i to nie tylko ze względu na występ ustanawiając chyba rekord wiekowy sezonu. Po jego samobójczym strzale gospodarze wygrali 1:0. Grający trener, niefortunnie trącił dośrodkowaną piłkę, która po odbiciu się od słupka wtoczyła się do bramki.
Występ Artura Milewskiego nie jest sygnałem jego stałego powrotu na boisko, ale pokazał, że przy sportowym trybie życia można pomóc nie tylko młodszym kolegom, ale i swoim podopiecznym. W Kowarach się nie udało, ale kto wie, czy wiosną nie zobaczymy jeszcze trenera Milewskiego na boiskach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz