wtorek, 17 kwietnia 2012

Wilk czy kret?

Jakub Wilk z prawej - bez herbu Lechii
Ostatnia kolejka ekstraklasy. Poznań, stadion przy ul.Bułgarskiej mecz Lecha walczącego o miejsce w europejskich pucharach kontra Lechia Gdańsk, która musi się oglądać za siebie czy aby ŁKS nie przegonił jej w tabeli co oznaczało by degradację gdańszczan. W zespole Lecha asystentem trenera Rumaka wychowanek wałbrzyskiego Górnika Jerzy Cyrak, który jesienią pełnił taką samą rolę w Gdańsku, gdy zespół prowadził trener Kafarski. Ale to nie on był "bohaterem" meczu. Spotkanie toczyło się pod dyktando Kolejorza, ale dość przypadkowy gol gości po samobójczym uderzeniu Injaca skomplikował nieco sytuację gospodarzom. Aż nadchodzi 86.minuta gry. W polu karnym gdańszczan dość nieprzemyślanie i nieodpowiedzialnie próbuje piłkę wybić piętą Jakub Wilk. Uczynił to w taki sposób, że wyłożył jak na tacy piłkę Mateuszowi Możdżeniowi, który mocnym strzałem zdobywa bramkę, na którą rywale nie zdołają już odpowiedzieć. Radość w Poznaniu, smutek w Trójmieście. Smutek, który z czasem przeradza się w zdenerwowanie. Głównym winowajcą stał się wspomniany Wilk.
Defensor gości kilka miesięcy temu przywdziewał jeszcze koszulkę Kolejorza. Za poznańskiej kadencji Franciszka Smudy żartowano, że Lech ma bajkowe skrzydła: z lewej Wilk, z prawej Zając (Marcin). Ale do gry bajecznej obu wiele brakowało. Mimo to "Wilczek" doczekał się debiutu w kadrze. Z czasem zamiast postępów w grze, zamiast goli i asyst przybywało mu tylko tatuaży, a za trenera Bakero wylądował na dobre na ławce rezerwowych. Zimą wypożyczyła go dołująca w tabeli Lechii. Cena była promocyjna - zalediwe 50 tysięcy Euro, latem gdyby gdańszczanie dorzucili 200 000 w tej samej walucie toWilk stałby się ich graczem na stałe. Wilk nie wyrzekł się korzeni poznańskich, nie całował herbu Lechii, a przed meczem przy Bułgarskiej nawet dowiadywał się w Lechu czy może zagrać. Nie od dziś jest praktykowane, że wypożyczeni gracze mają w swoich umowach klauzulę zabraniającą występów w nowej drużynie przeciwko macierzystej (ostatni przykład: brak w półfinale PP Burligi w chorzowskim Ruchu w meczu przeciwko Wiśle Kraków). Jakub Wilk ponoć w poprzedzającym mecz tygodniu solidnie trenował rzuty wolne po treningach, rodzina miała mu kibicować, trzymać kciuki za jak najlepszy występ. Aż przyszła feralna 86.minuta... W oczach gdańszczan stał się on przysłowiową piątą kolumną, kretem. Najważniejszym dowodem jest fakt, że na jego koszulce zabrakło herbu gdańskiej Lechii!! Nie pomogły mu też wypowiedzi o trzymaniu kciuków za Lecha w jego walce o puchary...
Casus Wilka zakończy się pewnie końcem jego przygody w Lechii i latem powróci do Lecha. Kibice z Gdańska słusznie mają prawo poczuć się nabici w butelkę. Do tej pory nie było takiego przypadku. Nikt nie jest w stanie udowodnić graczowi umyślność kiksu, ale niesmak zawsze pozostanie. Gra przeciwko starej drużynie zawsze budzi emocje. Niektórzy wyzywani są od Judaszów (klasyczny przykład Figo po przejściu z FC Barcelona do Realu Madryt), niektórzy otrzymują oklaski (przywitanie Marcina Orłowskiego przez kibiców Miedzi Legnica w meczu z nowym klubem "Orła" - Górnikiem Wałbrzych). Sami gracze różnie podchodzą do tej kwestii - jedni nie okazują radości po strzeleniu bramki dawnemu klubowi, inni z kolei nadmiernie manifestują swoją radość (słynna "cieszynka" Dyskobola Piotra Rockiego w Odrze Wodzisław gdy trafił tam z Grodziska Wielkopolskiego)., a jeszcze inni podchodzą do tych tematów z chłodną głową. Po prostu to kolejne miejsce pracy, bez emocjonalnego związku z klubem czy kibicami. A propos tych ostatnich. Oni potrafią uprzykrzyć życie piłkarzowi. Już niepisaną tradycją są wizyty na treningach w celu zmobilizowania piłkarzy, również traktowanie indywidualne traktowanie graczy mogą zniszczyć przygodę zawodnikowi w danym klubie. Przykłady? Proszę bardzo - Paweł Kaczorowski z Lechem zdobył Puchar Polski przy Łazienkowskiej, śpiewał "legła Warszawa" itd., a potem nieprzemyślanie przeprowadził się do Legii, gdzie "chórzysta nigdy nie stał się legionistą". Zamiast oklasków czekał go deszcze gumowych kaczuszek wyrzuconych z sektora kibiców Legii. Mimo, że najprawdopodobniej był wówczas w życiowej formie, brak akceptacji kibiców wymusił przeprowadzkę ze stolicy popularnego "Kaczora". Przykład lokalny - Łukasz Jarosiński. Młody bramkarza Górnika/Zagłębia Wałbrzych na testach we wrocławskim Śląsku został sfotografowany w bluzie tego klubu. Podczas debiutu w seniorach wałbrzyskiego klubu niemiłosiernie wygwizdywany popełniał błąd za błędem, spalił się psychicznie. Trener wolał sięgnąć po weterana Rafała Wodzyńskiego niż przeżywać kłopoty z Jarosińskim.
Ł.Jarosiński (już po debiucie ligowym w norweskim Alta IF) również miał kłopoty z kibicami.
Jakuba Wilka czekają zapewne trudne chwile w Lechii Gdańsk jeśli chodzi o kibiców tego klubu, którzy nie darzą sympatią byłego klubu Wilka. Ile w tym winy samego gracza, ile nieszczęsliwego zbiegu okoliczności - to wie zapewne tylko i wyłącznie on.

2 komentarze:

  1. TAKA OSOBA JAK ty PISZE O PILCE OCENIA ZAWODNIKOW TYLKO NIE WIEM PO CO TO WSZYSTKO... TEZ chciales GRAC ALE MASZ 2 LEWE NOGI WIEC LEPIEJ OCENIAC INNYCH I SIEDZIEC PRZED KOMPEM... A TA POLSKA ZAZDROSC JEST ZBYT WIDOCZNA U ciebie

    OdpowiedzUsuń
  2. A taka osoba jak Ty siedzi przed kompem i czyta to co pisze i narzeka. Po co? Typowa polska zawiść. Nikt nie zmusza Ciebie byś czytał. A czego mam zazdrościć? Nie wiem. Ciekawe czy tak samo myślisz o piszących np. o filmach, że to niespełnieni aktorzy, scenrzyści itd., lub piszących o muzyce, że tym beztalentom słoń na ucho nadepnął.Pewnie tak...

    OdpowiedzUsuń