W niedzielnym spotkaniu zabrakło wykartkowanego Dariusza Michalaka, którego na środku obrony zastąpił Jan Rytko. Chyba nikt się nie spodziewał czasów, gdy brak Janka w drugiej linii będzie aż tak odczuwalny. Robert Bubnowicz desygnował do gry jedenastu zawodników, ale w pierwszej połowie śmiało można napisać, że jego zespół grał w ... dziewięciu. Całkowicie nie wypalił pomysł z Kamilem Młodzińskim w ataku - wychowanek kamiennogórskiej Olimpii nie radził sobie ani z rywalami, ani z podaniami partnerów. Drugim hamulcowym okazał się jego imiennik - Popowicz. Zagubiony, często gubiący piłkę przekonał największych niedowiarków dlaczego nie potrafił załapać się do trzecioligowego Pelikana Łowicz. Bez napastnika i z dziurą w środku pola, której nie potrafił w pojedynkę uzupełnić Marcin Morawski, drużyna Górnika nie miała wielu argumentów do przerwy. Dodajmy do tego, że słabiej niż w poprzednich meczach grali Bronisławski z Sadowskim, to naprawdę gra miejscowych wygląda niczym obraz nędzy i rozpaczy.
Goście grali bardzo uważnie, ale i odważnie, nie bojąc się ataków. Pierwsza konkretna akcja przyniosła im bramkę. Wrzut z autu, nieporadność miejscowych defensorów, strzał Piotra Noconia w znakomity sposób odbija Damian Jaroszewski. Niestety, jego koledzy w obronie przysnęli, odbitą piłkę przejął Dawid Niedbała i strzałem przy słupku otworzył wynik. Chwilę później mieliśmy do czynienia z sytuacją, których przy Ratuszowej chciano by oglądać więcej. Stały fragment gry, dośrodkowanie, nieco sytuacyjne uderzenie Pawła Tobiasza ląduje na poprzeczce, strzał Kamila Sadowskiego wybity zostaje z linii bramkowej, aż w końcu Bartosz Tyktor głową ostemplował wewnętrzną część poprzeczki - piłka odbiła się od ziemi i wyekspediowana została daleko od bramki. Część miejscowych "dziennikarzy" przypisuje uderzenie Tyktora Młodzińskiemu, ale to brodaty obrońca był bliski wyrównania.
Niestety, była to jedyna klarowna sytuacja w I odsłonie. A goście na przerwę schodzili z dwubramkowym prowadzeniem, gdy zza pola karnego gola zdobył Łukasz Kowalczyk. Przy uderzeniu nie popisał się Jaroszewski, który powinien lepiej interweniować, inna sprawa, że nie pomogli w tej sytuacji partnerzy z obrony.
Dużo chaosu, mało konkretów, czyli mecz Górnika ze Skrą. [foto: walbrzych.dlawas.info] |
Paradoksalnie najwięcej groźnych strzałów oddał na bramkę rywala rezerwowy Damian Bogacz, w tym jeden, który wylądował w siatce, ale ze spalonego.
Górnik Wałbrzych zagrał bardzo słabo, ligowy średniak z Częstochowy nie musiał wiele się wysilać by wywieźć bez problemu komplet punktów. Jak jesienny tak i wiosenny pojedynek obu zespołów był przełomowym dla drużyny gości. Teraz wyszło na Skrę, która po raz pierwszy w tym roku zapunktowała.
Bubnowicz ma problem, który zauważają również najwierniejsi fani z sektora C. O ile w pierwszej słychać było okrzyki "nigdy więcej 4.ligi", to po przerwie już hasła były w treści pogodzone z ewentualnym kiepskim zakończeniem sezonu. Do finiszu rozgrywek zostało jeszcze 13 spotkań, na chwilę obecną - przy założeniu, że z drugiej ligi spada jedynie bytomska Polonia- wałbrzyszanie spadają, ale do czternastego Śląska II traci zaledwie 3 punkty. Do kolejnych zespołów jest już poważny deficyt 9 punktów. Niczym mantrę można powtarzać - Górniku czas zacząć punktować! Aby punktować to trzeba strzelać bramki, a tych w tym sezonie biało-niebiescy ... nie potrafią. 12 bramek w 21 meczach - to cud, że z tak dramatyczną skutecznością zespół nie zamyka tabeli. Ale kto ma strzelać te bramki? Może w końcu ktoś podpisze kontrakt na 3 miesiące, by uzdrowić sytuację w ataku Górnika?
Inną bolączką zespołu jest nastawienie psychiczne - aż żal było patrzeć na zawodników pod koniec I połowy, gdy po dwóch gongach nie podnieśli się. Przy bardziej wyrafinowanej drużynie na przerwę gospodarze mogliby schodzić z większym bagażem goli. Owszem krzykiem zmobilizować potrafią Jaroszewski z Tyktorem, ale młodsi koledzy sparaliżowani są stawką meczu. Wychodzą grzechy ubiegłego sezonu - zamiast stopniowo wprowadzać juniorów Bubnowicz operował praktycznie stałym zestawem nazwisk młodzieżowców. I teraz są, niestety, mizerne efekty.
Ilość meczów do zakończenia sezonu pozwala mieć jeszcze nadzieje, że uda się utrzymać byt. Tylko kiedy nastąpi przełom w Górniku?
Być może najlepszy strzelec na zachód od Pełcznicy Bartek Ogrodnik załatwi sprawę? Do tego LEGENDARNY CYRUS do środka pomocy, aby utrzymać piłkę na połowie przeciwnika? Kogo tam jeszcze ma Pan w annałach wałbrzyskiej piłki i warto byłoby go sprawdzic?
OdpowiedzUsuń