NIECH SPOCZYWAJĄ W POKOJU
Stefan Molka i Henryk Kuster odeszli... Dwaj zasłużeni działacze Górnika, członek zarządu i legendarny spiker. O śp. Panu Stefanie można powiedzieć - działacz z krwi i kości, działał w wielosekcyjnym Górniku, był przy nim podczas wspinaczki od najniższych lig po ekstraklasę, zarówno piłkarską jak i koszykarską. Śp. Pana Henryka kojarzy większość bywalców meczów piłkarzy i koszykarzy Górnika w latach 70-90 -tych ubiegłego wieku. Popularny "Rączka" (koniecznie pisany przez duże R a nie "r" jak piszą inne portale!!!) zaczynał w kopalnianym radiowęźle, potem były imprezy kolarskie, lekkoatletyczne, futbol i koszykówka (słynny "dynamit w sitku" co zaprocentowało m.in. prowadzeniem meczu reprezentacji poza Wałbrzychem). Jako spiker okazjonalnie pojawiał się na boiskach przy Wrocławskiej a później na Podgórzu.
CIEKAWIEJ NA TRYBUNACH
Po raz pierwszy w tym sezonie Stadion 1000-lecia mógł oficjalnie gościć fanów gości. Jesienią, dzięki operatywności wałbrzyskich fanów gościli np. fani Rakowa, ale w tej rundzie zorganizowane grupy będą wreszcie oglądać mecz w Wałbrzychu z sektora gości. Derby oczywiście wytworzyły wysoką temperaturę z obu stron, zmobilizowały się służby porządkowe, które jednak nie eskortowały pojazdów gości, gdy wjeżdżały do Wałbrzycha ! Aż strach pomyśleć co by się działo, jakby taki obrót wydarzeń przewidzieli amatorzy mocnych wrażeń. Mimo mniejszej ilości obiektywnie trzeba stwierdzić, że grupa legnicka wspomagana przez zaprzyjaźnionych fanów innych klubów, była głośniejsza, lepiej zorganizowana. Poza tym nagłośnienie na obiekcie jest kiepskiej jakości. Bogdana Skiby wałbrzyscy fani nie byli w stanie dobrze usłyszeć, stąd też nie wszyscy uczcili minutą ciszy pamięć zmarłych. Fani MKS o wiele lepiej zaprezentowali się od swoich pupili co zresztą po godzinie gry dali temu wyraz głośnymi protestami.
DRUGOLIGOWY REAL ROZCZAROWAŁ
Pieniądze jakie krążą w legnickim klubie są trudne do wyobrażenia w innych klubach tej klasy rozgrywkowej. Apanaży graczom Miedzianki spokojnie mogą zazdrościć większość nawet pierwszoligowców. Nawet jeśli część pieniędzy zostanie wypłaconych po uzyskanym awansie to sumy naprawdę działają na wyobraźnię. Nazwiska również. Co prawda gdy się rzuci hasło, że Bledzewski, Mowlik, Nowacki, Madejski to byli reprezentanci Polski kadry A to konia z rzędem temu, który wymieni bez sprawdzenia choćby rok, czy selekcjonera bądź przeciwnika w meczu, w którym założyli koszulkę z Orłem na piersi. Prezes Miedzi musiał głęboko sięgnąć do portfela by przekonać do gry w drugiej lidze graczy z ekstraklasową przeszłością, którzy bez problemu znaleźliby przystań w pierwszej lidze. Jak się okazuje nie zawsze głośne nazwiska są gwarantem sukcesu. Póki co Miedź nie jest samodzielnym liderem, który spokojnie oczekuje ligowego finiszu by świętować promocję do pierwszej ligi. Pomni legnickiej klęski wałbrzyszanie ograniczyli poczynania gwiazdorów Miedzi do minimum. Pierwszy kwadrans gry należał bezsprzecznie do gospodarzy, choć celnych strzałów w trakcie meczu naliczyć można w sumie na palcach jednej ręki. Miedź dopiero po pół godzinie przeprowadziła akcje na połowie wałbrzyszan, jedyny groźny strzał Madejskiego, który odbił się od zewnętrznej części słupka miał miejsce w końcowej fazie meczu. Do tej pory nie było widać różnicy ani w klasie zawodników, ani w budżecie, ani w miejscach w tabeli. Legniczanie swoje doświadczenie boiskowe przekładali głównie na aktorskie popisy, na które dość często nabierał się arbiter. To mogło dramatycznie skończyć się dla sprowokowanego Marka Wojtarowicza, który odepchnął Mariusza Mowlika, który padł niczym rażony ciosem Kliczko. Była gwiazda Groclinu Marcin Nowacki, który w ub.rundzie ośmieszał wałbrzyskich pomocników nie miał w ogóle pomysłu na rozegranie i został zmieniony przez Bogusława Baniaka. Ten co miał niczym taran rozbić wałbrzyskich stoperów, czyli Zbigniew Zakrzewski, odbijał się od Wojtarowicza lub Bartośa, którzy toczyli twarde męskie pojedynki. Popularny Zaki za faul na Morawskim zobaczył żółtą kartkę co spowodowało u niego większą frustrację niż końcowy wynik. Im bliżej końca tym częściej legniczanie po każdym zetknięciu się z rywalem padali, zwłaszcza w polu karnym. Najgoręcej było w 90 minucie, kiedy to dośrodkowanie Hempela przeleciało nad Jaroszewskim, a w polu bramkowym (a nie z linii bramkowej- jak sugerują niektóre media) wybił Dariusz Michalak.
Wałbrzyszanom z kolei zabrakło siły ognia. Debiutujący w Górniku PWSZ ekslegniczanin Orłowski, notabene cieplej przywitany przez fanów Miedzi, dochodził do dobrych podań, ale brakowało mu przysłowiowego "depnięcia", szybkości, Maciejak, który swego czasu również terminował w Miedzi, walczył z obrońcami, ale szybko ostudzony został żółtą kartką. Poza tym irytowały dalekie przerzuty z linii obrony wałbrzyszan, z pominięciem drugiej linii - takie piłki padały łatwym łupem defensywy gości, która tak naprawdę wiele pracy nie miała. Gdy zabrakło kontuzjowanych G.Michalaka i J.Fojny to pole manewru niebezpiecznie się zawężyło Robertowi Bubnowiczowi. Zmiennicy co prawda nie zawiedli, ale jak dojdą kolejne kartki czy kontuzje to może być nieciekawie. W I połowie sporo strat zaliczył Sawicki, Rytko przegrywał pojedynki biegowe, ale za to para stoperów czy Michał Zawadzki zagrali bardzo dobrze.Na sowim dobrym poziomie zagrali Tomasz Wepa (kolejny były gracz Miedzi), Marcin Morawski czy Daniel Zinke - autor najlepszej ofensywnej akcji miejscowych, po której piłka niestety poszybowała obok słupka.
Reasumując - udana inauguracja piłkarzy Górnika PWSZ, którym nie pozostaje nic innego jak pojechać po punkty do Jarocina, a później urwać przy Ratuszowej punkty kolejnemu faworytowi, tym razem z Chojnic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz