piątek, 9 sierpnia 2013

Euro deja vu

Tydzień temu po pierwszych meczach III rundy kwalifikacji nastroje wśród kibiców były podobne: umiarkowanie zadowolenie po grze Legii i radość z osiągniętego z Molde remisu, rozczarowanie (oględnie mówiąc) po meczu Lecha i pozytywne zaskoczenie nie tylko wynikiem ale i grą Śląska z Brugią. Po siedmiu dniach okazuje się, że niewiele się zmieniło - Legia zremisowała z Norwegami, ale trudno orzec, że była lepszym zespołem, Lech ponownie się skompromitował, a Śląsk zaskoczył nie tylko Belgów, ale również rodzimych ekspertów rozgrywając znowuż znakomity mecz.
TERAZ STEAUA
Przed Legią postawiono zadanie gry co najmniej w fazie grupowej Ligi Europy i to już stołeczny klub sobie zapewnił. Wg wyliczeń ma to przynieść zysk 5 milionów €, ale może być jeszcze lepiej - więcej może bowiem przynieść gra w Lidze Mistrzów. Ostatnią przeszkodą będzie Steaua Bukareszt. Póki co, niczym grzyby po deszczu, w mediach rośnie liczba fachowców od futbolu rumuńskiego. Legię trudno jednoznacznie ocenić - w lidze wygrywa, ale rywale byli niezbyt wymagający, natomiast w pucharach gra drużyny Jana Urbana pozostawiała wiele do życzenia. Ciągłe rotowanie składem powoduje, że nikt na dobrą sprawę nie jest w stanie przewidzieć w jakim składzie zagra Legia. Słabo wygląda gra w II linii oraz w ataku, chimerycznie gra młodzież, zawodzą doświadczeni - czy udźwigną presję wyniku? "Eksperci" twierdzą, że gra w LM spowoduje odjazd Legii od krajowej stawki na lata - finansowy zastrzyk pozwoli podwyższyć poziom sportowy kadry i nikt nie będzie w stanie zagrozić hegemonowi z Łazienkowskiej. Aby tak się stało trzeba pokonać Rumunów. Dwa lata temu w LE Legia dwa razy wygrała z innym bukaresztańskim zespołem Rapidem - 1:0 na wyjeździe i 3:1 u siebie. Warto przypomnieć, że w ubiegłym sezonie Steaua odpadła w LE w 1/8 z Chelsea (1:0, 1:3), a wcześniej wyeliminowała Ajax (0:2, 2:0 karne 4-2), a w grupie lepsza była od Molde (2:0, 2:1), Stuttgartu (1:5, 2:2) i FC København (1:0, 1:1).
WyKolejorz
Aby wygrać wojnę można przegrać pojedynczą bitwę. Lech przegrał dwa Grunwaldy -w Wilnie z Żalgirisem (po litewsku to właśnie Grunwald) oraz w poznańskiej dzielnicy Grunwald, gdzie jest Stadion Miejski zwany od niedawna Inea Stadion. Litwini byli w teorii najłatwiejszym przeciwnikiem, a Polacy oba mecze zagrali niestety, podobnie - przeważali w środku pola, grali wolno, bez pomysłu, bez strzałów, w obronie indywidualne błędy, strata bramki i dramat. Bolesna nauczka z Wilna nie nauczyła butnego trenera Rumaka, który kredyt zaufania stracił właśnie w pucharowym dwumeczu. Nie potrafił odmienić swego zespołu w przeciągu tygodnia i po apatycznej grze w lidze mieliśmy powtórkę w pucharze.
Najbliższy współpracownik Rumaka - Jerzy Cyrak (po lewej)
Poza tym Rumakowi puściły nerwy - na Litwie nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, a w Poznaniu wdał się w przepychankę z piłkarzem rywala. Niezrozumiałe wybory personalne (Drewniak, Możdżeń, Kotorowski, Arboleda), brak pomysłu, szybkości, schematyzm... można wymieniać długo. Póki co wczorajszy mecz pokazał, że Rumak i jego podopieczni stracili poparcie trybun: "Dość pośmiewiska wypierdalajcie z boiska”, „W Poznaniu bez zmiany, piłkarze są do wymiany”, „Jak na mieście was złapiemy, to wam giry obijemy”. Nawet natychmiastowa reakcja klubu - obniżka cen biletów na najbliższy mecz do ... złotówki - szybko nie odbuduje zaufania wielkopolskiej Wiary.
Lech miał być jedynym zespołem, który będzie w stanie nawiązać walkę z Legią zarówno na niwie finansowej jak i sportowej. Wypadnięcie z pucharu powoduje, że już pod względem finansowym się nie uda nawet zbliżyć. A na boisku ... Cóż, Lech biorąc pod uwagę start ligowy, porażkę z Żalgirisem to ma raczej przegrany. Niebawem w Pucharze Polski zagra w Niecieczy, gdzie również nie będzie spacerku. Jeśli klub pożegna się z Rumakiem, to bardzo prawdopodobne, że I zespół opuści również jego najbliższy współpracownik Jerzy Cyrak - były piłkarz juniorów Górnika Wałbrzych.
Sobota w czwartek
Wrocławski Śląsk postrzegany jest w Polsce jako farciarz. Tak było za kadencji Oresta Lenczyka, kiedy zdobył srebrny i złoty medal mistrzostw Polski, a uznawany był za najsłabszego, najbardziej przypadkowego triumfatora rozgrywek. W Europie w ostatnich dwóch edycjach Śląsk wygrywał JEDNO - pierwsze spotkanie, a potem szczęśliwie rozgrywał aż 6 spotkań w edycji. W tym roku mogliśmy oglądać autorski zespół Stanislava Levy'ego. Sprowadzono za darmo (nie licząc prowizji menedżerskich czy premii dla zawodników) piłkarzy zagranicznych i mimo niezbyt udanego początku w lidze w Europie prezentuje się rewelacyjnie. O ile wyeliminowanie czarnogórskiego FK Rudar (4:0, 2:2) nie można było brać poważnie to występ przeciwko faworyzowanemu FC Brugge przyniósł wielu nowych sympatyków wrocławskiej drużyny. Prawdziwym sprawdzianem miał być rewanż w Belgii, w którym gospodarze mieli liczyć na rewelacyjnego 21-letniego Maxime Lestienne. Podobnie jak tydzień wcześniej we Wrocławiu - kapitalne podanie Kaźmierczaka otworzyło koledze drogę do bramki. Tym razem trafił Waldemar Sobota. Potem było mnóstwo szczęścia znów sprzyjało Gikiewiczowi, aż skapitulował po blisko godzinie gry. Odpowiedź natychmiastowa, potem poprawka niesamowitego w dwumeczu z Belgami Soboty, ale niestety, podobnie jak w rewanżu z Rudarem, Śląsk roztrwonił dwubramkową przewagę. 3:3 nie oddaje jednak przebiegu meczu, w którym wrocławianie okazali się zespołem dojrzalszym, po prostu lepszym. O ile nie od dziś wiadomo, że znakomicie podaje Mila, przebłyski geniuszu ma Kaźmierczak, to największymi odkryciami dwumeczu z Brugią byli: szczęśliwie, ale i pewnie broniący Rafał Gikiewicz oraz dynamiczny, istny postrach belgijskiej defensywy - Waldemar Sobota.
Waldemar Sobota - przedstawił się Europie
"Waldek King" - hasło dotychczas zarezerwowany dla chorzowskich osiągnięć trenera Fornalika od wczoraj w sieci jest kolportowane pod adresem pomocnika Śląska. Kto wie czy w przypadku odpadnięcia po dwumeczu z Sevillą nie nastąpi transfer - suma odstępnego 1 milion € wydawała się kilka miesięcy temu niedorzeczną, a teraz wręcz promocyjną. Zamieszanie wokół Soboty jest przykładem, że znakomite występy w europejskich pucharach mogą być znakomitą promocją. Wie o tym doskonale Janusz Gol, który trafił do ligi rosyjskiej, bowiem wciąż pamiętają jego znakomity występ okraszony golem w moskiewskim meczu Legii ze Spartakiem. Teraz swoje pięć minut ma Sobota, który w lidze, mimo zdobycia trzech medali MP, nie był kojarzony jako gwiazda, lider zespołu, nie udało mu się przekonać kolejnych selekcjonerów, choć w kadrze zadebiutował. Przed nim i jego kolegami piekielnie trudne zadanie - być lepszym do hiszpańskiej Sevilli.  

czwartek, 8 sierpnia 2013

Futbol na wsi - Stróże

Podróż podróżowania po kraju można czasem przypadkowo trafić do różnych miejscowości, gdzie są różne atrakcje czy to turystyczne czy historyczne. Niektórzy zapaleńcy odwiedzają mieściny ze względu na stadiony, boiska piłkarskie. Z tego powodu potrafią przemierzyć setki kilometrów, nie rzadko nawet za granicę kraju. Do małopolskich Stróż można trafić nie tylko ze względu na piłkę nożną, ale dlatego, że to jeden z ważniejszych węzłów kolejowych. Ci co poruszają się koleją w stronę południowo-wschodnich krańców ojczyzny zapewne przejeżdżali przez nie. Sama mieścina nie posiada praw miejskich, kibice piłki nożnej by obejrzeć poważną piłkę niż kopanie się w okręgówce musieli pofatygować się do Nowego Sącza ok. 20 km. Stróże liczą ponad 2500 mieszkańców, ulice nie mają nazw, brak jakieś wielkiej fabryki, więc szybko nachodzi pytanie skąd pierwsza liga w tej wsi? Były, są i zapewne będą przypadki, że zaplecze ekstraklasy gościło na wsi, ale zawsze za tym krył się zawsze lokalny przedsiębiorca - fanatyk, który łożył na drużynę, utrzymując armię zaciężną. Tak było w przypadku świętokrzyskiego HEKO Czermno czy obecnie w Niecieczy. W Stróżach nie ma ani fabryki owiewek ani betonowego potentata, ale za to jest senator Stanisław Kogut.
 O nim głośno było z powodu jego komentarzy podczas ubiegłorocznego meczu Kolejarza z GKS Katowice (patrz film). Temat nagłośniła stacja orange sport, Kogut stał się bohaterem internetu, newsów informacyjnych, skończyło się oficjalnymi przeprosinami i ... zniknięciem większości filmików na youtube.Ale faktem jest, że gdyby nie zaangażowanie senatora, to wciąż Kolejarz jeździłby po powiecie nowosądeckim a nie na drugi koniec kraju.  Futbolowe eldorado zaczęło się w Stróżach 10 lat temu, kiedy Kolejarz wygrał klasę okręgową. W IV lidze pobyt trwał dwa sezony, w trzeciej, a po reformie w nowej drugiej - 5, a obecny sezon jest czwartym w pierwszej lidze.
Sukces to nie, jak w przypadku wielu klubów z małych mieścin, ściągnie głośnych nazwisk, a systematyczna praca dzięki zatrudnianiu najpierw dobrych szkoleniowców. W Stróżach pracował m.in. Jerzy Kowalik, Dariusz Wójtowicz, Marek Motyka którzy pracowali w Wiśle Kraków, Jarosław Araszkiewicz pochodzący z Wielkopolski, ale doskonale zapamiętany dzięki wynikom w Nowym Sączu czy Dolnoślązak Janusz Kubot (dziś w Polkowicach). Zawodnicy mogą liczyć na pewną pensję, otrzymywaną terminowo co w dzisiejszych czasach ma niebagatelne znaczenie. Zawodnicy mieszkają w Nowym Sączu z prostego powodu - w Stróżach oprócz treningów nie ma co robić. Finansowo klub nie jest konkurencyjny dla bogatszych klubów ligi - z tego powodu król strzelców ubiegłego sezonu Maciej Kowalczyk przeniósł się do Grudziądza, gdzie może liczyć na pięciocyfrowe apanaże.
 Sam stadion nie powala na kolana - nie jest bombonierka, którą można się pochwalić w regionie. Z jednej strony kilka rzędów krzesełek, budynek klubowy, niski płot, z drugiej budynek, na który muszą uważać zawodnicy, bo rozpędzeni mogą po prostu w niego uderzyć (patrz zdjęcie)! Krzeseł jest ponad tysiąc, a wg klubu obiekt może pomieścić trzy tysiące widzów, czyli więcej niż liczy wieś. Ale na tym nie koniec, bowiem senator Kogut chce rozbudować swój kurnik! Od 15 lat jest on również prezesem Fundacji Pomocy Osób Niepełnosprawnych (logo można zobaczyć na koszulkach piłkarzy Kolejarza), która w malutkich Stróżach dzielnie działa - od modernizacji szkoły, przedszkole po dworzec PKP.  Największym obiektem, który jest wizytówką fundacji i wsi jest centrum rehabilitacji. Ale ambicje Stanisława Koguta sięgają wyżej. Obecnie trwają prace budowlane nad stadionem piłkarskim Klubu Sportowego Kolejarz, który także będzie własnością fundacji. Budowa stadionu realizowana jest na terenach dawnej cegielni w Stróżach. Stadion będzie mógł przyjąć cztery tysiące widzów! Czyżby ekstraklasa miała zagościć do Stróż? Projekt przewiduje, iż obiekt będzie wyposażony w boisko z podgrzewaną płytą, a wokół murawy ma znajdować się bieżnia. Po bokach przewidziano dwie duże trybuny, na które będzie można wjechać dwiema dużymi windami. Stadion zostanie wyposażony w nowoczesne oświetlenia. Całość inwestycji powinna zamknąć się w kwocie 30 mln złotych i zakończyć się pod koniec 2014 roku.
Ciekawe kiedy skończy się najlepszy w historii klubu i wsi okres futbolowego prosperity. Czy porażka w wyborach, odejście od polityki senatora Koguta będzie początkiem końca Kolejarza? Najprawdopodobniej tak, bowiem nie dość, że brak firm w okolicy to jeszcze o wiele atrakcyjniejszym partnerem marketingowym jest sąsiad zza miedzy - nowosądecka Sandecja. Póki co piękny sen w Stróżach trwa nadal.

Włodarczyk-next generation

Jeszcze na dobre nie ruszył nowy sezon a warszawska Legia wykonała swój plan minimum na najbliższą kampanię. Eliminując norweskie Molde stołeczna drużyna nie tylko awansowała do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów, ale zapewniła sobie co najmniej (w przypadku niepowodzenia) grę w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Gra pozostawia wiele do życzenia i lepiej będzie dla niektórych, aby zeszli na ziemię przed decydującym dwumeczem. I nie pomogą znaki jakich doszukują się dziennikarze - że jak Widzew awansował do LM to po dwumeczu ze skandynawską drużyną, mecz sędziował arbiter z południowo-wschodniej części kontynentu, że mecz w tvp komentował Laskowski, że trening Legia ma zaplanowany w terminie losowania, czyli tak jak było za Janasa...
Ostatni raz Legia o Ligę Mistrzów walczyła w 2006 roku. Po wyeliminowaniu islandzkiego Fimleikafélag Hafnarfjarðar (1:0, 2:0) do piłkarskiego raju wystarczyło być lepszym od Szachtara Donieck. W ukraińskiej ekipie wówczas grali m.in. Mariusz Lewandowski, Anatolij Tymoszczuk, czy też Brazylijczycy Matuzalém, Brandão, Elano czy Fernandinho, który za ponad 30 milion latem tego roku przeszedł do Manchesteru City. W zespole Legii bronił Fabiański, w obronie występował Radović, w pomocy Surma, Szałachowski, Roger, w ataku Janczyk z Korzymem próbowali wygryźć Brazylijczyka Eltona oraz Piotra Włodarczyka. Właśnie "Włodar"  był bohaterem rewanżu z Szachtarem. Po 0:1 w Doniecku przy Łazienkowskiej zasiadło ok.10 000 widzów, a faworyta nie było tak łatwo wówczas wskazać, bo Szachtar był przed triumfem w PUEFA, udanymi występami w LM. W Warszawie gospodarze odrobili straty po 17 minutach, ale po 10 kolejnych było już 1:2, do przerwy 1:3 i po zabawie. Wynik legioniści zweryfikowali w 88 minucie, ale 2:3 oznaczało pożegnanie z marzeniami. Oba gole dla Legii zdobył wychowanek wałbrzyskiego Zagłębia Piotr Włodarczyk, który rok później o LM bezskutecznie będzie walczył już w barwach Zagłębia Lubin.
P.Włodarczyk mistrz z Legią w 2006.
Włodek potem wyjechał za granicę, wrócił po latach, ale niestety nie dane mu było poprawić dorobku strzeleckiego, w którym brakuje mu 8 bramek do elitarnego klubu 100 goli. Przygoda w Bałtyku Gdynia to delikatnie rzecz ujmując nieporozumienie. Nie wypalił pomyśl na grę na Pomorzu i Piotr ostatecznie osiadł w Warszawie. Jego syn Szymon, rocznik 2003 gra w Akademii Legii i jest jednym z najskuteczniejszych graczy w swoim roczniku. W środowy wieczór przy okazji meczu z Molde Włodarczyk junior mógł jako jeden z pierwszych zobaczyć  Ścianę Mistrzów na Pepsi Arenie. W strefie, w której zawodnicy oczekują na wyjście na mecz, zostały zakończone prace nad Ścianą Mistrzów, na której widnieją zdjęcia piłkarzy oraz trenerów, którzy będąc w Legii, wywalczyli mistrzostwo Polski. Znalazło się tam miejsce również na fotografię Piotra, podobnie jak Henryka Kempnego, który zanim grał w Górniku Wałbrzych triumfował w lidze z Polonią Bytom i właśnie z Legią w latach 1955, 1956.
Czy Szymon Włodarczyk znajdzie się na mistrzowskiej ścianie?
Na ścianach zawisły ogółem  fotografie 150 graczy oraz 11 szkoleniowców, którzy w historii Legii przyczynili się do triumfów w rozgrywkach ligowych.
Wracając do Szymona Włodarczyka to był on jednym z pierwszych, którzy mogli oglądać Ścianę Mistrzów, bowiem był z kolegami w asyście dla wychodzących piłkarzy Legii i Molde przed pierwszym gwizdkiem arbitra środowego meczu.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Solarz kpi z PZPN ?

W połowie czerwca Komisja Dyscyplinarna PZPN pozbawiła licencji menadżerskiej Jarosława Solarza, który nie respektował nałożonej na niego kary z korupcję. Tymczasem były piłkarz m.in. Polonii Świdnica, KP i Górnika Wałbrzych nic sobie z tego nie robiąc przeprowadził kolejny, po przejściu Arkadiusza Piecha do Turcji, spektakularny transfer swojego podopiecznego.
J. Solarz i J.Gol podczas podpisywania kontraktu. [ws-24.pl]
Janusz Gol przed wakacjami świętował dublet z Legią Warszawa, ale jego sytuacja w klubie nie wyglądała najlepiej - przegrywał rywalizację z Łukasikiem, Furmanem, którzy zaczęli ocierać się o kadrę, a dodatkowo stołeczny klub zakontraktował kolejnego środkowego pomocnika. Nic dziwnego, że zaczęto spekulować o zmianie barw klubowych. Dwa kluby drugiej Bundesligi Cottbus i Ingolstadt, turecki Erabukspor, polskie Śląsk i Zagłębie Lubin oraz rosyjski Ural Jekaterinburg sondowały możliwość zatrudnienia świdniczanina, ale najbardziej konkretną ofertę złożył Amkar z Permu na Uralu. I pod koniec lipca Gol pod opieką swojego menedżera podpisał dwuletnią umowę z Amkarem.
Menedżer Solarz mógł więc działać mimo pozbawienia licencji czy też nie? Zagrał na nosie PZPN czy też nikt w związku nie monitoruje działalności menedżerów?

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Bayern Monachium i Jacyna

Niektóre kluby muszą wyłożyć dużą kasę (tak jak Lechia Gdańsk) by zagrać z drużyną z prawdziwego europejskiego topu. Inne, nie mające tyle pieniędzy muszą liczyć na szczęśliwe losowanie w pucharach. W krajowym pucharach przyjazd mistrza kraju, obrońcy trofeum jest zwykle nie lada wydarzeniem w społeczności związanej z małym, regionalnym klubem. A co w przypadku, gdy przyjeżdża do mieściny zwycięzca Ligi Mistrzów? Taki zaszczyt spotkał niemiecki klub BSV Rehden grający na czwartym poziomie rozgrywek Regionallidze w grupie północnej. Do tej pory znane nazwiska do Rehden mogły zawitać, gdy przyjeżdżały rezerwy HSV, Hannoveru czy Wolfsburga. Teraz w 1/32 Pucharu Niemiec los skojarzył z wielkim Bayernem Monachium. Wydarzenie bez precedensu w historii klubu z Dolnej Saksonii. W tym spotkaniu jest wałbrzyski epizodzik. Otóż w klubie Schwarz-Weiß, czyli Czarno-Białych, pracuje były napastnik Zagłębia Wałbrzych, a potem m.in. KP Wałbrzych 41-letni dziś Piotr Jacyna. Swego czasu jego partnerem był inny wałbrzyszanin, o rok starszy Ireneusz Bednarski.  Do tej pory największym przeżyciem dla piłkarzy, działaczy i kibiców BSV był pucharowy mecz z inną monachijską drużyną - TSV 1860. Bawarczycy w I rundzie DFB Pokal pokonali w 2003 roku gospodarzy aż 5:1.
Piotr Jacyna wówczas grający w obronie musiał toczyć pojedynki m.in. z Michaelem Wiesingerem (na zdjęciu), Beniaminem Lauthem, który grał jeszcze w HSV, Stuttgarcie, czy reprezentantem Czech Romanem Tyce. Obecny pucharowy bój z Bayernem jest bez porównania większym wydarzeniem dla Rehden, można rzecz, że to największe w historii klubu. Chorwacki trener Predrag Uzelac nie pozostawia złudzeń co do taktyki: Zespół będzie się bronił wszystkimi możliwymi środkami. W takich spotkaniach trener jest zbędny, wszyscy wiedzą co mają robić.
Rehden zamieszkuje niecałe dwa tysiące mieszkańców, stadion Sportplatz Waldsportstätten z kolei może pomieścić 4350 widzów, w tym kilkaset miejsc siedzących. Zainteresowanie spotkaniem z ekipą Pepa Guardioli było większe niż możliwości BSV Schwarz-Weiß więc spotkanie rozegrane zostanie na OsnaTel Arena w oddalonym o 50 km Osnabrück. Na meczu nie zabraknie wielu piłkarzy związanych z Rehden. Z pewnością będzie Bednarski, może Marek Leśniak, który swego czasu trenował piłkarzy BSV i jest jednym z najbardziej znanych
Piotr Jacyna AD 2013
osób pracujących w tym klubie. Szkoleniową polską sztafetę w Rehden kontynuuje Jacek Burkhardt. Ten 53-letni były piłkarz jest znany obecnie głównie z faktu, że jest ojcem Marcina (byłego kadrowicza) i Filipa (dziś Wisła Płock i przepiękny gol w ostatni weekend uzyskany strzałem z własnej połowy). Nie jest prawdą to co podaje wikipedia, że Burkhardt senior grał tylko w 3 klubach, bowiem w Polsce zauważony został jako utalentowany pomocnik grał najpierw w Olimpii Elbląg, potem w Stali Stocznia Szczecin skąd dopiero trafił do Olimpii Poznań. W obu wspomnianych klubach rywalizował w drugiej lidze z wałbrzyskimi ligowcami, a z drużyną z poznańskiego Golęcina również w ekstraklasie. Jacek Burkhardt w Dolnej Saksonii jest w sztabie trenerskim (jako co-trainer), z kolei Piotr Jacyna, który nie tak dawno zakończył dopiero czynną karierę odpowiada za sprawy techniczne - stąd litera B na dresie od betreuer.Wykluczony więc jest jego występ na murawie.
Cztery lata temu przeciwko Bayernowi Monachium miał szczęście zagrać inny wałbrzyszanin - Adam Jaworski. Popularny "Jawor" od lat związany był z zespołem NFV Gelb-Weiß Görlitz, który w 2009 roku z okazji setnych urodzin zagrał właśnie z wielkim FC Bayern München. Wówczas Bawarczycy w obecności ponad 6,5 tysiąca widzów wygrali aż 10:0, a grali m.in. Klose (2 gole), Olić (3 gole), Mueller (3 gole), Alaba, resztę stanowili anonimowi dziś Erb, Braafheid,Baumjohann czy Contento. Czy dziś w Osnabrück będzie powtórka wyniku z Goerlitz? Czy Bayern zagra w pełnym składzie czy Guardiola da szansę mniej znanym kolegom Ribery'ego czy Robbena? O tym będziemy mogli się przekonać wieczorem oglądając mecz w orange sport.

sobota, 3 sierpnia 2013

Puchar Regionów 2013 dla Dolnego Śląska

Po sześciu latach od zwycięstwa w Regions Cup ponownie szansę na międzynarodowy sukces będzie miała drużyna Dolnego Śląska. W finałowym turnieju polskiej edycji Pucharu Regionów rozgrywanego w dniach 30 lipca – 2 sierpnia w Lesku i Nowotańcu ekipa Dolnośląskiego ZPN okazała się bezapelacyjnie najlepsza. Gracze z naszego województwa w pokonanym polu pozostawili Zachodniopomorski ZPN, Mazowiecki ZPN oraz Podkarpacki ZPN. Dla przypomnienia by zagrać w turnieju finałowym DZPN pokonał w Polkowicach dopiero rzutami karnymi reprezentację Lubuskiego ZPN.
 Piłkarze prowadzeni przez duet Mirosław Drączkowski - Piotr Jobczyk turniej na Podkarpaciu rozpoczęli od rozgromienia w Nowotańcu Zachodniopomorskiego ZPN 4:0 (Patryk Gołębiowski, Jakub Jakóbczyk, Paweł Zieliński, Kamil Żbik), dzień później pokonali Mazowiecki ZPN 3:0 po dwóch bramkach Mateusza Wójcika i jednej Łukasza Maciejewskiego. W trzeciej, finałowej serii spotkań przeciwnikiem byli gospodarze - Podkarpacki ZPN, który wcześniej zanotował remis z Mazowszem (0:0) i pokonał 4:0 Zachodniopomorskie. Tak więc Dolnoślązakom wystarczył remis by wygrać finałowy turniej. Do przerwy w Lesku gospodarze prowadzili 1:0, potem nawet 2:1, a mimo to zeszli z boiska pokonani. 3:2 dla DZPN po bramkach Pawła Zielińskiego (2) i Mateusza Wójcika. W finale DZPN zagrał w składzie: Krawczyk – Modrzejewski, Jakóbczyk (43` Wójcik), Kuriata (80` Żbik), Babeczko, Śmiałowski (43` Budny), Zieliński, Boczarski (43` Deneka), Paszkowski (70` Maciejewski), Kula, Gołębiewski (85` Leśniarek).
Kto grał w dolnośląskiej kadrze U-23 Regions Cup? Głównie czwartoligowcy wzmocnieni kilkoma zawodnikami drużyn trzecioligowych:
Krawczyk Jarosław - GKS Kobierzyce
Gilewski Mateusz - Piast Zawidów
Leśniarek Adrian - GKS Kobierzyce
Kula Marcin - Prochowiczanka Prochowice
Mądrzejewski Jacek - KP Brzeg Dolny
Wójcik Mateusz - Sokół Wielka Lipa
Gołębiowski Patryk - Piast Żmigród
Jakubczyk Jakub - Polonia Trzebnica
Deneka Łukasz - Orzeł Ząbkowice
Kuriata Mateusz - Orzeł Ząbkowice
Babeczko Konrad - Prochowiczanka Prochowice
Maciejewski Łukasz - Lechia Dzierżoniów
Budny Marek - Foto – Higiena Gać
Śmiałowski Kamil - Lechia Dzierżoniów
Zieliński Paweł - Bielawianka Bielawa
Boczarski Paweł - Foto–Higiena Gać
Żbik Kamil - LZS Stary Śleszów
Paszkowski Mariusz - Lechia Dzierżoniów.
Ta grupa reprezentować będzie nasz kraj w rozgrywkach międzynarodowych. W 2007 w Bułgarii reprezentacja Dolnego Śląska, prowadzona przez Janusza Kudybę i Romualda Kujawę zdobyła zloty medal, a wówczas w kadrze znalazło się 19 piłkarzy:
Krzysztof Czerniak, Dariusz Zalewski, Szymon Jaskułowski (wszyscy Polonia Trzebnica), Adrian Szymczak, Tomasz Szczepek, Mariusz Sadowski (Orzeł Ząbkowice Śląskie), Piotr Broszkowski (Górnik/Zagłębie Wałbrzych), Łukasz Skierski (Prochowiczanka Prochowice), Tomasz Góral (Nysa Zgorzelec), Michał Sikorski, Jarosław Gad (Pogoń Oleśnica), Michał Sudoł, Tomasz Jaworski, Adam Mostowski, Arkadiusz Półchłopek, Michał Wróbel (wszyscy Motobi Bystrzyca Kąty Wrocławskie), Łukasz Ochmański (MKS Oława), Arkadiusz Piech, Jacek Fojna (Polonia/Sparta Świdnica).
Jakby przeanalizować ówczesną grupę zawodników to największą karierę zrobił bez wątpienia Arek Piech - trafił do ekstraklasy, zdobył medal MP, zagrał w pucharach, a przede wszystkim w kadrze, dziś gra w Turcji. Na zaplecze ekstraklasy trafił napastnik Arkadiusz Półchłopek, który z Kątów Wrocławskich trafił do MKS Kluczbork - ostatnio widziany był w Ognisku Przeworno. Również 1.ligę zaliczył obrońca Michał Sudoł, który spędził rundę w GKP Gorzów Wlkp., a potem grał w 2.lidze w Czarnych Żagań i MKS Kluczbork - wiosną grał w AKS Strzegom (4.liga). W drugiej lidze z kolei grali Jacek Fojna (w Górniku Wałbrzych, dziś Polonia/Sparta Świdnica), Michał Wróbel (w Gawinie, Zagłębiu Sosnowiec, Czarnych Żagań - dziś ponownie Motobi), Łukasz Ochmański (Chrobry Głogów), Jarosław Gad (Czarni Żagań). O niektórych z kolei słuch zaginął. Losy uczestników bułgarskiego finału przypomniał w styczniu tego roku tygodnik Słowo Sportowe.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rok temu w Jarocinie dziś w Maladze.

Ten transfer nie wywołał wielkich emocji za wyjątkiem kibiców w Łodzi i Białymstoku. Bartłomiej Pawłowski, 21-letni napastnik łódzkiej Widzewa zdążył w tym sezonie zagrać dwa razy w T-Mobile Ekstraklasie i dzięki operatywności menedżera trafi do hiszpańskiej Malagi. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w marcu ubiegłego Pawłowski zagrał przeciwko Górnikowi Wałbrzych w ligowym spotkaniu. Pochodzący z ziemi łódzkiej zawodnik talent postanowił szlifować w Opalenicy, gdzie w starszym roczniku trenowali m.in. wałbrzyszanie Mateusz Sawicki i Michał Oświęcimka. W 2010 trafił do ekstraklasowej Jagiellonii Białystok, gdzie w wieku 18 lat zadebiutował  w lidze, ale gole strzelał tylko w Młodej Ekstraklasie. Drugim Frankowskim nie został, ale wiązano z nim nadzieje, więc zaczęły się wypożyczenia. Jesienią 2011 trafił na roczne wypożyczenie do GKS Katowice w 1.lidze, ale tam nie potrafił się przebić do podstawowej jedenastki, ani razu nie zagrał dłużej niż dwa kwadranse i na Śląsku nie chciał wiosną już grać. Początkowo trener Jagiellonii Tomasz Hajto chciał go zabrać na obóz, ale ze względów formalnych z tego zrezygnował. W sumie znając środowisko wielkopolskie Pawłowski wybrał grę w drugoligowym Jarocie. I tak wiosnę 2012 spędził w Jarocinie. Czy ktoś jednak kojarzy go z bramek, gry?
Bartłomiej Pawłowski w Jarocinie.
W pierwszych 6 meczach ani razy nie trafił do bramki rywala. W swoim drugim spotkaniu, będącym jednocześnie debiutem przed jarocińską publicznością zagrał przeciwko Górnikowi (0:2) i zszedł po 74 minutach. Wówczas trafił jego kolega z Opalenicy - Mateusz Sawicki. Bartłomiej odpalił po miesiącu, kiedy to w 4 kolejnych spotkaniach strzelał bramki. Ogółem w 2.lidze zaliczył 5 bramek, co w porównaniu z wyczynami piłkarzy Górnika ostatniej wiosny, może budzić szacunek. Pawłowski przypomniał się w regionie i latem został wypożyczony przez coraz biedniejszą poznańską Wartą na rok, z opcją pierwokupu. Po rundzie jesiennej 2012 (4 gole w 17 meczach) klub skrócił okres wypożyczenia z Jagiellonii. Na tym skorzystał kolejny klub borykający się z kłopotami finansowymi - Widzew Łódź. Umowa wypożyczenia obowiązywać miała rok i jak się okazała była przysłowiowym strzałem w dziesiątkę łódzkich działaczy. 15 meczy i 4 gole może na kolana nie powalają, ale swoją grą zainteresował działaczy innych klubów. Mówiło się o zainteresowaniu Legii czy Zagłębia. Niska kwota odstępnego musiała być zapłacona białostockiemu klubowi do końca czerwca by napastnik został piłkarzem Widzewa. Po wielu przepychankach tak też się stało. Pawłowski błysnął w przegranym meczu z Legią (1:5), gdzie kilka razy ośmieszył graczy mistrza kraju. W drugiej kolejce poprowadził z Łotyszem Višņakovsem do zwycięstwa nad Zawiszą, po czym wybrał się na testy medyczne do Malagi. PZPN przyklepał możliwość transferu do Hiszpanii no i młody napastnik będzie grał przeciwko Realowi czy Barcelonie a nie z Podbeskidziem czy Ruchem.
Pobyt w Jarocinie nie był dla Pawłowskiego przełomowym, ale był okazją ogrania, nabrania doświadczenia, przypomnienia się działaczom, menedżerom, małą odskocznią do gry na wyższym poziomie. Druga liga podzielona na dwie grupy gra szósty sezon, od tego czasu z tej ligi na poważny zagraniczny transfer zapracowali Arkadiusz Piech (Gawin Królewska Wola 2008/09j, potem Widzew, Ruch, dziś turecki Sivasspor), Mikołaj Lebedyński (Pogoń Szczecin 2008/09, ostatnio dwa sezony w holenderskiej Rodzie JC Kerkrade), Łukasz Gikiewicz (Unia Janikowo 2008/09j, potem m.in. ŁKS, Śląsk, dziś cypryjska AS Omónia Lefkossías), Kamil Król (Górnik Polkowice 2009/10, grecka II liga -AÉ Dóxa Kranoúlas, a dziś klasę niżej w Panelefsiniakós AÓ), Brazylijczyk Felipe (Polonia Słubice 2009/10 - trafił do II ligi greckiej AÓ Ethnikós Gázoros), Czarnogórzec Darko Bulatović (Miedź Legnica 2010/11w, Czarni Żagań 2011/12j - dziś pierwszoligowiec FK Čelik (Nikšić).
 Ostatnie dni przyniosły zagraniczne transfery Michała Protasewicza i Kamila Jarosiński. Protas - jeden z najbardziej cierpliwych obieżyświatów, po nieudanych testach w Polsce grać będzie w Niemczech w VFC Anklam grającym w Verbandsliga Mecklenburg-Vorpommern (szósty poziom). Młodszy z braci Jarosińskich wybrał się do brata Łukasza, który gra w trzecioligowym klubie Alta IF. Tam nie mógł liczyć na angaż, bowiem zmiennikiem starszego Jarosińskiego i jednocześnie trenerem bramkarzy jest Rafał Wodzyński. Kamil, jak informuje portal 90minut.pl, będzie grał w IL Nordlys (piąty poziom).
Ma być wypożyczony do końca sezonu, który ma się zakończyć przed październikiem. Tylko, czy po powrocie znajdzie się miejsce w składzie drugoligowego Górnika? Będzie w stanie wygryźć Janiczaka? Wychowanek Zagłębia Lubin póki co będzie zmiennikiem Damiana Jaroszewskiego, a klub nadrabia zaległości i angażuje szkoleniowca bramkarzy. Będzie nim Wojciech Wierzbicki, który w lipcu brał udział w sparingach świdnickiej Polonii. Ponadto w sparingu Górnika Wałbrzych brali udział Józef Kwit, który ostatnio grał w czwartoligowym norweskim Lommedalen oraz obrońca Marcin Kokoszka. Kwit był testowany już 3 lata temu i nie zrobił na Robercie Bubnowiczu większego wrażenia. Kokoszka z kolei to wychowanek Victorii Świebodzice, skąd trafił wraz z Piotrem Broszkowskim do Turu Turek, potem grał w Wodzisławiu, gdzie zadebiutował w ekstraklasie. Ostatnie dwa sezony spędził w Olimpii Grudziądz, gdzie długo leczył groźną kontuzją. W minionym sezonie zagrał ledwie sześć razy, ale dopiero w końcówce sezonu po dojściu do dyspozycji. Po zakończeniu umowy klub nie był zainteresowany grą Kokoszki w Grudziądzu.