Wciąż ciężkie chwile
przeżywają kibice wałbrzyskiego Górnika. Nie tak wyobrażano sobie pod Chełmcem
początek czwartoligowego sezonu. Beniaminek po pierwszych 5 meczach ma zaledwie
punkt.
Przed tygodniem w
Wałbrzychu gościł Sokół Marcinkowice z najskuteczniejszym w tym sezonie
zawodnikiem Krzysztofem Bialikiem. 22-letni pomocnik trafia do bramki rywali w
każdym ligowym spotkaniu bieżącego sezonu. Wałbrzyszanie po „planowych” porażkach
w Świdnicy i Żmigrodzie z faworytami, a także bolesnym domowym potknięciu z
Piastem Nowa Ruda w spotkaniu z Sokołem mieli w końcu zapunktować. Tylko jak tu
liczyć na sukces skoro bardzo wąska kadra coraz bardziej staje się skromna, a
na dodatek niedawno wyremontowana murawa Stadionu 1000-lecia po opadach deszczu
miejscami nie nadawała się do normalnej gry. Trener Marcin Domagała w meczu z
Marcinkowicami nie mógł skorzystać z usług Krawczyka, Smutka czy
Niedźwiedzkiego. Przed wałbrzyską publicznością zadebiutował Nigeryjczyk Roland
Emeka John, który już w drugiej minucie mógł wpisać się na listę strzelców,
gdyby po rzucie rożnym trafił głową w piłkę! Po wyrównanej grze pierwszym
wałbrzyszaninem, który zdobył bramkę w sezonie 2022/23 został Mateusz
Sobiesierski. Sopel ładnym strzałem z 25 metrów zaskoczył Jakuba Matlaka i
wydawało się, że biało-niebiescy wreszcie się przełamią.
Niestety, dalej mecz
potoczył się niczym w najgorszym koszmarze. Wspomniany już Bialik znakomicie
uruchomił podaniem Roberta Sobieraja. Pozyskany latem ze spadkowicza z 4.ligi
MKP Wołów 28-letni napastnik, który zbierał doświadczenie na tym szczeblu w
Orli Wąsosz i Piaście Żmigród, pomknął w kierunku pola karnego, w dziecinny
sposób minął Rosickiego i Michalaka, a próba wślizgu Orzecha zakończyła co
prawda rajd Sobieraja, ale faul oznaczał rzut karny dla gości. Krzysztof Bialik
zmylił Szymona Steca i spokojnym uderzeniem wyrównał stan meczu. Utrata bramki
nie pobudziła wałbrzyszan, którzy grali bardzo chaotycznie. Podobać mogła się jedynie
gra młodego Oskara Nowaka. Blondwłosy pomocnik odważnie próbował mijać rywali,
ale często brakowało mu wsparcia partnerów. Goście z Marcinkowic byli bliscy wyjścia
na prowadzenie jeszcze przed przerwą. Adrian Pytlik przed polem karnym osaczony
przez wałbrzyskich defensorów dojrzał na lewej stronie Roberta Sobieraja, który
znalazł się oko w oko z Szymonem Stecem. Wałbrzyski bramkarz brawurowym
wyjściem zażegnał niebezpieczeństwo broniąc uderzenie i dobitkę napastnika
Sokoła.
Kibice, a przede wszystkim piłkarze mieli
pretensje do arbitra z Legnicy Piotra Zająca, który zwłaszcza w pierwszej
połowie z uporem maniaka nie odgwizdywał fauli na Emece.
Druga połowa to,
niestety, katastrofalne błędy wałbrzyskich defensorów, które miały tragiczne
skutki. Rozpoczął najbardziej doświadczony Dariusz Michalak, który wyraźnie spóźniony
faulował rywala na środku boiska, za co jak najbardziej słusznie zobaczył żółtą
kartkę. Kilka minut później kontuzji doznaje Sławomir Orzech, którego zastąpić
musi Hubert Kak, mający za sobą jedynie niespełna kwadrans gry w Żmigrodzie. Po
dwudziestu minutach gry po zmianie stron nastąpiło kilkadziesiąt sekund, który
praktycznie zamknęły marzenia o punktowej zdobyczy wałbrzyszan. Najpierw po
akcji lewym skrzydłem i dograniu do Sobieraja ten w dość ekwilibrystyczny
sposób pokonuje z bliska Steca. |
Oskar Nowak (przy piłce), z tyłu Roland Emeka. [foto: Bartłomiej Nowak] |
Po wznowieniu gry od środka w dziecinny sposób
traci piłkę Kak, a Kacper Oberc samotnie popędził w kierunku bramki i
przerzucając piłkę nad bramkarzem wyprowadził Sokoła na dwubramkowe
prowadzenie. Mało nieszczęść? Michalak znów spóźniony, znów faul w środku
boiska kwalifikujący się na żółtą kartkę, co oznacza wykluczenie i grę w
dziesięciu. Tym samym Górnik został na boisku z jedynym środkowym obrońcą
niedoświadczonym Hubertem Kakiem. Z przymusu wspomagał go wprowadzony po
przerwie Marcin Kobylański. W 78.minucie zapachniało kolejną kartką dla
wałbrzyskiego obrońcy, gdy bezradny Rosicki przez wiele metrów sprawdzał
trwałość koszulki Kacpra Oberca, który w końcu urwał się, uderzył na bramkę,
ale na szczęście dla Górnika niecelnie. Nadzieja wróciła, gdy po dośrodkowaniu
spod bocznej linii z rzutu wolnego Damiana Chajewskiego zaskoczyła bramkarza
Sokoła i wałbrzyszanie złapali kontakt. Minutę później podobna sytuacja tylko
po przeciwległej stronie boiska, ale dośrodkowanie Chajka nie przynosi efektów,
a kończy się dramatycznie dla Kobylańskiego. Po zderzeniu z rywalem długo się
nie podnosił, brak na miejscu zabezpieczenia medycznego, przerwa ciągła się
prawie w nieskończoność. Sędzia po ponad 15 minutach wznawia grę, a na boisku
za Marcina pojawia się … rezerwowy bramkarz Patryk Perlak! Grający w koszulce z
nr 40 jest sprawcą pierwszego przypadku w historii, aby występowali w jednym
czasie na murawie dwóch bramkarzy Górnika w ligowym spotkaniu. Końcowe minuty
były wręcz szalone, bowiem z jednej strony zdesperowany Górnik szukający bramki
dającą remis, z drugiej rywale, wykorzystujący szansę na kontry przeciwko
osłabionemu rywalowi. Nonszalancja piłkarzy Sokoła oraz spalone utrzymywały
przy piłkarskim życiu wałbrzyszan do czasu kiksu Rosickiego. Rosa popełnił
techniczny błąd po zagraniu Kaka, że zamiast zagrania do Steca wyszło
wystawienie piłki niczym na tacy Obercowi, któremu nie pozostawało nic innego
jak umieścić piłkę w siatce. Nie można dziwić się bramkarzowi, któremu puściły
nerwy i o mały włos nie doszło do rękoczynów. Mecz kończy się wygraną gości
4:2, a wobec wygranej Bielawianki Bielawa, która do tej pory legitymowała się
zerowym dorobkiem, Górnik osiadł na dnie czwartoligowej tabeli.
Wizyta Górnika w
Sułowie, zamieszkiwanej przez ponad tysięczną populację wsi, była przed meczem
skazana na porażkę. Ludowy Klub Sportowy Barycz 5 lat temu walczył jeszcze na boiskach B klasy, a
obecny sezon jest drugim po największym sukcesie w historii klubu, czyli
awansie do 4.ligi. Autorem sukcesu był trener Dominik Piotrowski, dla którego
była to pierwsza poważna praca z seniorami. Latem, mimo zajęcia solidnego
siódmego miejsca, postanowiono zakończyć współpracę i jego miejsce zajął kolejny
szkoleniowiec bez seniorskiego doświadczenia, czyli Kacper Walczyk, bodaj
najbardziej anonimowe nazwisko wśród szkoleniowców grupy wschodniej 4.ligi.
W Sułowie latem dokonało wzmocnień, o których w Wałbrzychu mogą obecnie tylko
pomarzyć. Wśród nabytków rzuca się w oczy przyjście doświadczonego Jakuba
Smektały. Zawodnik, który zagrał 104 mecze w ekstraklasie w barwach Piasta
Gliwice, Ruchu Chorzów i Zawiszy Bydgoszcz. Oprócz niego trafił do Baryczy Jakub
Bohdanowicz, który w barwach Ślęzy Wrocław w III lidze rozegrał 230 spotkań, w
których strzelił 10 goli. Dodatkowo przyszedł pochodzący z pobliskiego Milicza
Kacper Głowieńkowski. Ostatnio 20-letni napastnik grał w III-ligowym Piaście
Żmigród, w barwach którego strzelił 8 bramek i zanotował 5 asyst. Wcześniej był
zawodnikiem Śląska Wrocław. W drużynach CLJ został królem strzelców, był
również wicemistrzem Polski. Z
drugoligowych rezerw Śląska trafił Filip Olejniczak, który wcześniej w Ślęzie zaliczył 17
goli w 98 trzecioligowych meczach. Z Sokoła Marcinkowice rywalizację w bramce
wzmocnić ma Kacper Kubacki, latem testowany w Górniku Wałbrzych. Warto
nadmienić, że w dolnośląskiej kadrze na Regions Cup zagrali Bohdanowicz oraz
Adrian Puchała.
A na co mógł liczyć
trener Domagała po fatalnych wynikach oraz kłopotach kadrowych? Smoczyka,
Kobylańskiego i Orzecha wyeliminowały kontuzje, więc parę stoperów tworzyli
Michalak z Rosickim. W środku pola szansę gry dostał Brazylijczyk Moreno Pagan,
nieco wyżej zagrał Sobiesierski, wrócił do składu Smutek, a w meczowej kadrze
zabrakło w ogóle Emeki. Bukmacherzy
jednoznacznie wskazywali faworyta na gospodarzy (1.30 – remis 4.75 – wygrana wałbrzyszan
5.46).
Pierwsze sytuacje pod
bramką rywala stworzyli sułowscy piłkarze, zarówno kapitan zespołu Adrian
Puchała, jak i Filip Olejniczak fatalnie spudłowali. Z czasem wałbrzyszanie
zaczęli grać odważniej, gra toczyła się w środku pola. Znów dobre zawody
rozgrywał Oskar Nowak. Groźnie główkował Smutek, który podobnie jak Chajewski
nie może nawiązać do skuteczności z poprzednich sezonów. Do przerwy bezbramkowy
remis, a gra nie wyglądała, że gra drużyna nominowana przez wielu do czołowej
ósemki mającej zachować ligowy byt z outsiderem.
Po przerwie obraz gry
nie zmienił, wciąż wyrównana, ale żywa gra. W 55.minucie aktywny Oskar Nowak
znalazł się w polu karnym Baryczy, oddał strzał w bardzo trudnej sytuacji, ale
bramkarz był na posterunku. Niestety, kilkadziesiąt sekund później padł gol dla
gospodarzy. Szymon Stec źle wprowadził do gry piłkę wykopem trafiając stojącego
na 40.metrze Jakuba Bohdanowicza. Uczestnik Regions Cup, który dopiero po
przerwie został wprowadzony do gry, ruszył z piłką, łatwo minął Rosickiego i w
sytuacji sam na sam pokonuje bramkarza Górnika. Wałbrzyszanie nie załamali,
nawet zarysowała się lekka przewaga gości. Kwadrans po stracie bramki nastąpił
kolejny cios, gdy za faul taktyczny Rosicki ogląda czerwoną kartkę i Barycz
zyskuje przewagę jednego gracza. Reakcja wałbrzyskiej ławki jest natychmiastowa
– biało-niebiescy przechodzą na grę trzema obrońcami. Początki są jednak opłakane
w skutkach, bowiem proste błędy przy wyprowadzaniu piłki popełniają
Sobiesierski z Michalakiem. O ile przy pierwszej sytuacji Stec broni strzał
napastnika sułowian, to w drugim raz rozprowadzili atak miejscowi, że Kacprowi
Głowieńkowskiemu pozostawało posłać piłkę do pustej bramki. Swoją drogą oba
trafienia Baryczy były autorstwa zmienników. Górnik pokazał po raz kolejny
charakter, nie poddał się, nie pogodził się z przeciwnościami losu.
Najpierw wziął wzór z …
gospodarzy, bowiem kontaktową bramkę wypracowało trio zmienników: Piotr
Krawczyk wrzucił piłkę z autu do Tomasza Czechury, który odegrał do Adama
Niedźwiedzkiego, a ten strzałem po długim rogu pokonał Filipa Kaczorowskiego.
Wreszcie ostatnie chwile spotkania, Górnik przeważa, Barycz mimo gry w
przewadze liczebnej się broni, przy każdej okazji opóźniając grę. Nadchodzi
druga minuta doliczonego czasu gry, gospodarze przejęli piłkę na własnej
połowie i wyprowadzili kontrę, której wałbrzyszanie nie mogli powstrzymać nawet
faulem. Piłkę do pustej bramki wpakował Głowieńkowski, stadionowy spiker
odpalił muzykę, taniec radości na ławce Baryczy, a tymczasem sędzia Rafał
Abramowicz odgwizduje spalonego. Czy słusznie?
Otóż nie. Dzięki
zapisowi video można zauważyć, że tym razem sędziowie pomylili się na korzyść
Górnika, bowiem ani w momencie zagrania rozpoczynającego kontrę:
Ani ostatnie podanie nie
było adresowane do zawodnika będącego na spalonym:
Goście nie oglądali się
na protestujących gospodarzy, Niedźwiedzki zagrał w pole karne, gdzie pogubił
się defensor Baryczy zagrywając przypadkowo ręką. Błąd techniczny – jak wykrzykiwali
sułowanie zdecydował o przyznaniu jedenastki. Trzeba podkreślić, że jak
najbardziej prawidłowo, w myśl obowiązującej obecnie interpretacji. Skończyły
się czasy definicji przypadkowych zagrań, piłka zagrana przez wałbrzyszanina
nie była z bliska, silnie tak, że obrońca nie mógł uniknąć zagrania ręką.
Obrońca nie walczył z przeciwnikiem, nie upadał. W obecnych czasach „błędy
techniczne”, kiksy sędziowie traktują bezlitośnie. Rzut karny wykorzystał
Damian Chajewski dając tym samym punkt.
Po sobotnim meczu głośno
zrobiło się dopiero w poniedziałek, gdzie pretensje o tę sytuację na łamach
Słowa Sportowego przedstawił trener Kacper Walczyk, Barycz rozpowszechniła video
ze spornymi sytuacjami na profilu facebookowym. Praca sędziego Abramowicza
przez prezesa DZPN została również oceniona negatywnie.
Te całe zamieszanie
nieco przysłania mały, ale w końcu odniesiony czwartoligowy sukces Górnika. Punkt wywalczony na boisku faworyzowanego
zespołu grając w osłabieniu i odrabiając dwubramkową stratę to spore osiągnięcie po 4 kolejnych niepowodzeniach. Oczywiście, gdyby
sędziowie uznali bramkę na 3:1 to wałbrzyszanie wyjechaliby bez punktu i byłby spory niedosyt w obozie gości. Podopieczni
Marcina Domagały nie byli gorszym zespołem, toczyli równy bój z wyżej
sklasyfikowanym zespołem. Stec w bramce kilka razy obronił groźne strzały, choć
na sumieniu ma bramkę Bohdanowicza. Obrona grała uważnie, choć indywidualne
błędy sporo kosztowały. Po wyrzuceniu z boiska Rosickiego i zejściu Mazanki
eksperymentalnie na prawej obronie grał Niedźwiedzki, który po zdobyciu gola
ustawiony został wyżej i miał współudział przy rzucie karnym. Kolejne dobre występy
wałbrzyskiej młodzieży – Nowaka, Korby i Pawłowskiego. Choć pierwsza dwójka
lepiej prezentowała się do przerwy, a Oskar Pawłowski pojawił się dopiero w
końcówce meczu. W środku harował Sobiesierski, ale zawalił przy golu na 0:2.
Chajewski zdobył niezwykle ważną bramkę, a wcześniej dwoił się i troił, szkoda,
że nie miał odpowiedniego wsparcia. Brazylijczycy zagrali bardzo… dyskretnie.
Kevin na lewej obronie raczej nie będzie drugim Roberto Carlosem, Moreno Pagan
zaprezentował się o wiele korzystniej w środku pola.
Trener Domagała w pomeczowym komentarzu zwraca uwagę również na organizację meczu w Sułowie. Okazuje się, że nie tylko w Wałbrzychu jest wiele do poprawy pod tym względem. Ale zapewnienie bezpieczeństwa dla zawodników powinien być priorytetem dla działaczy gospodarzy i nie powinno dojść do sytuacji, gdzie ktokolwiek z ekipy przyjezdnych jest szarpany czy popychany.
W Baryczy w ogóle nie pograł sobie Jakub Smektała, również Filip Olejniczak czy Adrian Puchała nie zagrali tak, że wałbrzyszanie mogli mieć z nimi spore problemy. Różnicę robił z kolei Jakub Bohdanowicz, który pojawił się dopiero w 50.minucie gry, zdobył bramkę i naprawdę widać było w jego grze sporo jakości jak na tę klasę rozgrywkową.
Co ciekawe Barycz Sułów w poprzednich 4 spotkaniach poprzedzających mecz z Górnikiem zdobywała gole w końcówkach meczów dające im punkty. 1:0 w Bielawie po golu w 90+3', 2:2 u siebie z Orłem po bramce Olejniczaka w 90+3', 1:2 z Piastem Nowa Ruda - gol Puchały w 89', 4:1 z Trzebnicą i ostatni gol w 80'. Tym razem to wałbrzyszanie oba gole zdobyli w końcowych minutach.
W tym sezonie nie ma łatwych meczów dla nikogo. Obecnie w strefie spadkowej znajduje się Polonia-Stal Świdnica, grubo poniżej oczekiwań punktuje Lechia Dzierżoniów. Wałbrzyszanie teraz mają przed sobą mecze z trzema zespołami zajmującymi miejsca tuż za plecami nowego lidera ze Żmigrodu. Najpierw na Ratuszową zawita spadkowicz Foto-Higiena Gać, która latem wymieniła praktycznie całą kadrę i legitymuje się największą liczbą obcokrajowców - 5 zawodników z ukraińskimi paszportami wybiegło ostatnio w wyjściowej jedenastce, dwóch kolejnych siedziało na ławce rezerwowych. Potem czeka wyjazd do Oławy, na który szykują się szalikowcy, a nie wolno zapominać o jakości piłkarskiej prezentowanej przez braci Gancarczyków. Wreszcie w 9.kolejce na Ratuszową zawita Słowianin Wolibórz, jeden z głównych faworytów do pierwszego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz