Biorąc pod uwagę stawkę meczu, to niedzielne spotkanie Śląska II Wrocław z Górnikiem Wałbrzych, dla gości było jednym z najważniejszych spotkań w obecnym stuleciu. Podobnie jak pamiętne baraże o powrót do 2.ligi w 2016 roku ze stołeczną Polonią, rezultat rywalizacji miał nie tylko sportowy wymiar, ale niebagatelne znaczenie dla przyszłości piłkarskiego Górnika. 3 lata temu powrót na szczebel centralny miał być magnesem dla potencjalnych sponsorów, większej dotacji miejskich, a przegrany dwumecz z Czarnymi Koszulami spowodował powolny upadek odczuwalny do dziś. Po odejściu kluczowych zawodników, braku finansów,by uzupełnić kadrę wartościowymi następcami, Górnik nie był w stanie nawiązać równorzędnej rywalizacji w 3.lidze, co skończyło degradacją do 4.ligi. Obecnie Górnik spłaca długi z przeszłości, ewentualny awans do 3.ligi, podobnie jak 3 lata temu promocja do drugiej ligi, otwierałby ewentualnie drzwi do nowych dobroczyńców, byłby mocnym argumentem w pozyskiwaniu środków z miasta czy gminy. Brak sukcesu w obecnej, trudnej finansowo sytuacji klubu, stawia duży znak zapytania, co do przyszłości obecnej kadry I zespołu. Trener Jacek Fojna już w minionym sezonie udowodnił, że ma pomysł na zespół, solidnie zapracował na swoje nazwisko i być może latem odejdzie do klubu, który nie tylko da szansę dalszego rozwoju, ale przede wszystkim doceni finansowo. W podobnej sytuacji znajdzie się kilku zawodników, dla których kolejny sezon przy Ratuszowej mógłby być straconych, zwłaszcza, gdyby pojawiły się propozycje gry w trzeciej lidze za większe pieniądze, które funkcjonują w większości czwartoligowych klubów.
W sezonie 2018/19 rywalizacja w 4.lidze dolnośląskiej przypomina z ubiegłego sezonu - dwie ekipy mocno odskoczyły reszcie stawki, między sobą decydując o prymacie w grupie. Rok temu na zachodzie AKS Strzegom bił się nieskutecznie z Apisem Jędrzychowice, a rezerwy Śląska uznać wyższość musiały Foto-Higieny Gać. Przegrani z czerwca'18 w bieżącej kampanii przeżywają istne deja vu - strzegomianie łeb w łeb idą z rezerwami Chrobrego Głogów, a wrocławski team długo musiał oglądać się na wyniki Górnika Wałbrzych.
Drużyna z Oporowskiej spadła dwa lata temu wraz z wałbrzyszanami z 3.ligi. Od tamtej pory na własnym boisku rozegrała 26 meczów, w których 25 razy schodziła w glorii zwycięzców, a jedyny mecz przegrała 7 października 2017 roku z Foto-Higieną Gać 1:3. Te niepowodzenie miało kluczowe znaczenie na mecie sezonu, bowiem wiosenne zwycięstwo 1:0 w Gaci okazało się niewystarczające i w barażach wystąpił zespół spod Oławy. W bieżącym sezonie Śląsk II uniknął do tej pory wpadek, jakie miały miejsce w poprzednim sezonie i wygrał wszystkie spotkania za wyjątkiem meczu w Wałbrzychu. Górnik przez dłuższy czas przewodził ligowej stawce, ale remisy spowodowały, że pomimo braku porażek ekipa Jacka Fojny traciła dystans do wrocławian. Wiosną Śląsk II rozgromił GKS Mirków 5:0 przy Oporowskiej (choć był to teoretycznie mecz wyjazdowy), ograł ambitnie walczącego wiosną beniaminka Zjednoczonych w Żarowie 4:1, 3:0 u siebie Orła Prusice i 4:0 w Marcinkowicach. Takie wyniki musiały wzbudzać szacunek. Górnik rozpoczął równie efektownie, bo 3:0 z Sokołem Wielka Lipa, a przede wszystkim 5:1 w Nowej Rudzie. Później w ciągu tygodnia biało-niebiescy stracili aż 4 punkty po dwóch remisach. W Bielawie obijana była poprzeczka, Górnik prowadził 1:0, ale stracony gol w doliczonym czasie gry bolał niemiłosiernie mocno. Tydzień później w Bardzie prawdziwy rollercoster od 1:0, przez 1:2 po wywalczony w samej końcówce remis 2:2. Nadmiar żółtych kartek spowodował, że na megahit sezonu do Wrocławia wałbrzyszanie jechali bez Dariusza Michalaka (ostatniego gracza Górnika, który trafił przy Oporowskiej) i Michała Oświęcimki. Śląsk II w środę poprzedzającą mecz z wiceliderem odpadł z okręgowego Pucharu Polski, ulegając Sokołowi Wielka Lipa 1:2. W tym meczu zabrakło zawodników z bezpośredniego zaplecza I zespołu. Co prawda trener Piotr Jawny w ciągu całego sezonu korzystał z usług Czecha Vaćka, Serbów Srnića i Cotry, Irańczyka Farshada, obrońcy Pawelca, pomocników Dankowskiego, Cholewiaka, Gąski, napastników Szczepana czy Piecha, ale wielkim nadużyciem byłoby stwierdzenie, że to jest główna siła zespołu lidera. W niedzielne przedpołudnie zabrakło jakiegokolwiek z ww. zawodników, dodatkowo urazy wyeliminowały udział w meczu Bartkowiaka i Scaleta - najskuteczniejszych strzelców rezerw.
7 punktów straty - z takim bagażem wałbrzyszanie przystępowali do pojedynku kategorii BYĆ ALBO NIE BYĆ. Co ciekawe nawet zwycięstwo nie gwarantowało sukcesu Górnika, bowiem niwelowało różnice punktową do 4 oczek, by w 10 pozostałych meczach liczyć na komplet zwycięstw przy jednoczesnych potknięciach wrocławian, które po prostu się nie zdarzają w tym sezonie. Goście z Wałbrzycha nie tracili jednak wiary i odważnie rozpoczęli spotkanie. Do Wrocławia wybrało blisko trzy setki szalikowców, którzy zaczęli wchodzić na obiekt około 15 minuty gry. Niestety,nie zobaczyli najlepszego okresu gry wałbrzyszan w całym sezonie. Początek meczu w wykonaniu Górnika był kapitalny. Już po pierwszej minucie goście mieli za sobą dwa rzuty rożne, dwukrotnie od utraty bramki miejscowych ratuje bramkarz Dariusz Szczerbal, rocznik 1995 - nestor zespołu Piotra Jawnego, pozostali zawodnicy są z roczników 1997-2000. Wreszcie w 5 minucie po kolejnym rożnym zamieszanie pod bramką Śląska II, piłka trafia pod nogi Szymona Tragarza, który z bliska otwiera wynik meczu. Szok wśród wrocławskich kibiców mógł szybko minąć, bo po 3 kolejnych minutach powinien być remis, gdy Szymon Krocz minął już Jaroszewskiego, a z pustej bramki na rzut rożny piłkę wybił Sławomir Orzech.
Z czasem wrocławianie opanowali sytuację, mecz się wyrównał, ale i tak najwięcej mówiło się o pracy sędziego Kamila Wieliczko z Jeleniej Góry, którego decyzje zaważyły o losach meczu. Kwadrans po stracie bramki rezerwy Śląska wyrównały. Przysnęli wałbrzyszanie na swojej lewej stronie, 19-letni Bartosz Boruń znakomicie zagrał na siódmy metr, gdzie Krocz przepchał Rytkę i pokonał Jaroszewskiego. 10 minut później mieliśmy pierwszą i nie jedyną kontrowersyjną sytuację w meczu. Sprytne przerzucenie piłki nad wałbrzyskimi obrońcami do wybiegającego Kotowicza przeczytał Jaroszewski, który wybiegł na 10-11 metr. Wybiegł w swoim stylu, kierując się doświadczeniem wysuwając nogę do przodu. Siłą rozpędu zderzył się w biegnącym zawodnikiem Śląska II, a po gwizdku arbitra oczekiwać można było równie dobrze rzutu wolnego dla gości jak i rzutu karnego. Jeleniogórski sędzia postawił na "jedenastkę", którą obronił Jogi odbijając strzał Mateusza Młynarczyka. Ostatni kwadrans I połowy to już okres przewagi optycznej miejscowych, którzy udokumentowali ją golem z kolejnego problematycznego karnego. W 39 minucie po lewej stronie szarżującego przy końcowej linii rywala przytrzymywał lekko Jan Rytko. Gdy rywal wbiegł w pole karne, Janek go już nie dotykał, a zawodnik ani nie stracił piłki, szansy na odegranie, oddanie strzału itp, a mimo to pan Wieliczko przerwał grę dyktując karnego. Decyzja oczywiście zbulwersowała obóz wałbrzyszan, za protesty żółtą kartkę zobaczył Tomasz Wepa, ale zadziwiła również wrocławską ławkę, bowiem gospodarze ze swojej perspektywy nie wiedzieli za co przerwana została gra. Podyktowanie rzutu karnego w takim momencie, w tak ważnym gatunkowo meczu to nie była odwaga, lecz brak doświadczenia. Odwagi, a raczej konsekwencji sędziemu zabrakło już kilkadziesiąt sekund później po drugiej stronie boiska, gdy po dośrodkowaniu Sawickiego staranowany przez obrońców został Miłosz Rodziewicz.
Wrocławian uradował Paweł Kucharczyk,choć jego strzał z 11 metrów wyczuł Jaroszewski. Jogi błysnął jeszcze w 45 minucie, kiedy piękną robinsonadą uchronił Górnika od utraty bramki.
W drugiej odsłonie oczekiwano, że Górnik nie mając czego bronić ruszy frontalnie do ataku, będzie szukał zwycięstwa. Tak się nie stało, bowiem sytuacji pod bramką Szczerbala było jak na lekarstwo.A i kolejnych kontrowersji nie zabrakło. W 52 minucie ładną szybką akcję zainicjował Rytko uruchamiając Tragarza, ten idealnie w tempo zagrał do wbiegającego w pole karne Damiana Chajewskiego (zdjęcie nr 1), który nie był w momencie podania na spalonym. Przy mijaniu obrońcy został przez niego lekko przytrzymywany, stracił równowagę i upadł (zdjęcie nr 2), gwizdek arbitra nie oznaczał rzutu karnego jak w 41' przy drugim karnym, nie oznaczał również odgwizdania próby wymuszenia karnego, lecz ... spalony - o czym świadczy sylwetka pana Wieliczko (zdjęcie nr 3) odwróconego twarzą do środka boiska z ręką podniesioną wysoko:
Za protesty Chajewski zobaczył żółtą kartkę, która oznacza pauzę w najbliższym meczu. Niewiele wniósł do gry Brazylijczyk Allan, ktory zastąpił Rodziewicza. Więcej od Szczerbala pracy miał Jaroszewski. W 62 minucie jedyna w meczu żółta kartka dla Mikołaja Łazarowicza, który w ubiegłym sezonie ustrzelił hat-tricka w barwach Nysy Kłodzko w meczu z Górnikiem. Defensor po dośrodkowaniu z rzutu rożnego pod wałbrzyską bramką ostro potraktował Sawickiego w sytuacji bez piłki. Szukając na siłę argumentów przeciwko sędziemu, można byłoby doszukiwać się w tej sytuacji wykluczenia dla Łazarowicza. W 77 minucie sędzia powinien odgwizdać faul na Młynarczyku, którego ostro zatrzymał Smoczyk. Wieliczko nie widział przewinienia tuż przed polem karnym (na pewno na żółtą kartkę), a poturbowany wrocławski napastnik musiał opuścić boisko. 5 minut później było już jednak po meczu. Orzech niedokładnie próbował zagrać do kolegów, strata, szybka kontra i faul w polu karnym na Izydorczyku. Ponownie Jaroszewski odgadł w który róg strzeli Kucharczyk, ale mocny strzał jest nie do obrony. W końcówce meczu drugą żółtą kartkę za niepotrzebne komentarze decyzji arbitra ogląda Wepa i podobnie jak wcześniej Czesław Zapart musiał udać się wcześniej do szatni.
Z czasem wrocławianie opanowali sytuację, mecz się wyrównał, ale i tak najwięcej mówiło się o pracy sędziego Kamila Wieliczko z Jeleniej Góry, którego decyzje zaważyły o losach meczu. Kwadrans po stracie bramki rezerwy Śląska wyrównały. Przysnęli wałbrzyszanie na swojej lewej stronie, 19-letni Bartosz Boruń znakomicie zagrał na siódmy metr, gdzie Krocz przepchał Rytkę i pokonał Jaroszewskiego. 10 minut później mieliśmy pierwszą i nie jedyną kontrowersyjną sytuację w meczu. Sprytne przerzucenie piłki nad wałbrzyskimi obrońcami do wybiegającego Kotowicza przeczytał Jaroszewski, który wybiegł na 10-11 metr. Wybiegł w swoim stylu, kierując się doświadczeniem wysuwając nogę do przodu. Siłą rozpędu zderzył się w biegnącym zawodnikiem Śląska II, a po gwizdku arbitra oczekiwać można było równie dobrze rzutu wolnego dla gości jak i rzutu karnego. Jeleniogórski sędzia postawił na "jedenastkę", którą obronił Jogi odbijając strzał Mateusza Młynarczyka. Ostatni kwadrans I połowy to już okres przewagi optycznej miejscowych, którzy udokumentowali ją golem z kolejnego problematycznego karnego. W 39 minucie po lewej stronie szarżującego przy końcowej linii rywala przytrzymywał lekko Jan Rytko. Gdy rywal wbiegł w pole karne, Janek go już nie dotykał, a zawodnik ani nie stracił piłki, szansy na odegranie, oddanie strzału itp, a mimo to pan Wieliczko przerwał grę dyktując karnego. Decyzja oczywiście zbulwersowała obóz wałbrzyszan, za protesty żółtą kartkę zobaczył Tomasz Wepa, ale zadziwiła również wrocławską ławkę, bowiem gospodarze ze swojej perspektywy nie wiedzieli za co przerwana została gra. Podyktowanie rzutu karnego w takim momencie, w tak ważnym gatunkowo meczu to nie była odwaga, lecz brak doświadczenia. Odwagi, a raczej konsekwencji sędziemu zabrakło już kilkadziesiąt sekund później po drugiej stronie boiska, gdy po dośrodkowaniu Sawickiego staranowany przez obrońców został Miłosz Rodziewicz.
Wrocławian uradował Paweł Kucharczyk,choć jego strzał z 11 metrów wyczuł Jaroszewski. Jogi błysnął jeszcze w 45 minucie, kiedy piękną robinsonadą uchronił Górnika od utraty bramki.
W drugiej odsłonie oczekiwano, że Górnik nie mając czego bronić ruszy frontalnie do ataku, będzie szukał zwycięstwa. Tak się nie stało, bowiem sytuacji pod bramką Szczerbala było jak na lekarstwo.A i kolejnych kontrowersji nie zabrakło. W 52 minucie ładną szybką akcję zainicjował Rytko uruchamiając Tragarza, ten idealnie w tempo zagrał do wbiegającego w pole karne Damiana Chajewskiego (zdjęcie nr 1), który nie był w momencie podania na spalonym. Przy mijaniu obrońcy został przez niego lekko przytrzymywany, stracił równowagę i upadł (zdjęcie nr 2), gwizdek arbitra nie oznaczał rzutu karnego jak w 41' przy drugim karnym, nie oznaczał również odgwizdania próby wymuszenia karnego, lecz ... spalony - o czym świadczy sylwetka pana Wieliczko (zdjęcie nr 3) odwróconego twarzą do środka boiska z ręką podniesioną wysoko:
Za protesty Chajewski zobaczył żółtą kartkę, która oznacza pauzę w najbliższym meczu. Niewiele wniósł do gry Brazylijczyk Allan, ktory zastąpił Rodziewicza. Więcej od Szczerbala pracy miał Jaroszewski. W 62 minucie jedyna w meczu żółta kartka dla Mikołaja Łazarowicza, który w ubiegłym sezonie ustrzelił hat-tricka w barwach Nysy Kłodzko w meczu z Górnikiem. Defensor po dośrodkowaniu z rzutu rożnego pod wałbrzyską bramką ostro potraktował Sawickiego w sytuacji bez piłki. Szukając na siłę argumentów przeciwko sędziemu, można byłoby doszukiwać się w tej sytuacji wykluczenia dla Łazarowicza. W 77 minucie sędzia powinien odgwizdać faul na Młynarczyku, którego ostro zatrzymał Smoczyk. Wieliczko nie widział przewinienia tuż przed polem karnym (na pewno na żółtą kartkę), a poturbowany wrocławski napastnik musiał opuścić boisko. 5 minut później było już jednak po meczu. Orzech niedokładnie próbował zagrać do kolegów, strata, szybka kontra i faul w polu karnym na Izydorczyku. Ponownie Jaroszewski odgadł w który róg strzeli Kucharczyk, ale mocny strzał jest nie do obrony. W końcówce meczu drugą żółtą kartkę za niepotrzebne komentarze decyzji arbitra ogląda Wepa i podobnie jak wcześniej Czesław Zapart musiał udać się wcześniej do szatni.
Emocje wzięły górę - Czesław Zapart i Tomasz Wepa. [foto: Krystyna Pączkowska/slaskwroclaw.pl] |
Nie miał najlepszego dnia sędzia Kamil Wieliczko, który swoimi decyzjami wyprowadził z równowagi wałbrzyszan. Nadużyciem byłoby napisać, że wrocławianie wygrali dzięki sędziemu. Piotrowi Jawnemu wyboru w napadzie trener Fojna może zazdrościć. Rodziewicz mógł się przekonać ile mu brakuje do piłkarzy, którzy wcześniej grali w CLJ czy mogli trenować z I zespołem grającym w ekstraklasie. Kibice czekają na eksplozję skuteczności Allana, widoczny był brak w II linii walecznego Oświęcimki czy solidnego w defensywie Michalaka. Gdyby doświadczeni Jaroszewski, Rytko czy Orzech lepiej się zachowali przy sytuacjach z karnymi, mogło inaczej się zakończyć. Gdyby...
Po tym meczu we Wrocławiu powoli mogą szykować się do barażu o 3.ligę, natomiast w Wałbrzychu duży niedosyt. Za kilka tygodni nikt nie będzie już pamiętał o pięknej passie bez porażki, o dobrej postawie w meczu z liderem. Liczy się tylko zwycięstwo, a tego Górnikowi zabrakło w niedzielę, choć nie była to mission impossible. Zespół miał swoje szanse, z których wykorzystał zaledwie jedną. Nie bez wpływu na grę pozostawały dyskusyjne, niejednoznaczne decyzje sędziego, które mogły być zinterpretowane w inny, niż w niedzielne południe, sposób. A były to decyzje dla obu drużyn, tyle, że te kluczowe akurat przyniosły bramki dla wrocławian. Rozbici psychicznie Górnicy nie byli w stanie w drugiej odsłonie odwrócić losów meczu.
Co dalej Górniku? Odpowiedź przyniesie już najbliższy mecz z MKP Wołów. Bez wykartkowanych Wepy i Chajewskiego, jak zareagują po utraconej szansie na wygranie 4.ligi? Tak naprawdę to pytań jest więcej dotyczących I drużyny. Czy latem trenerzy i wszyscy piłkarze zdecydują się po raz kolejny powalczyć z Górnikiem o 3.ligę, czy te zadanie spadnie na barki nowej ekipy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz