środa, 6 lipca 2016

Na emigracji

Wałbrzyski Górnik rozsypuje się i część z piłkarzy, którzy opuścili czy opuszczą zespół wybierze zapewne emigrację zarobkową. Nie od dziś wiadomo, że Niemcy czy Austria są atrakcyjnym miejscem, by dorobić, a przy tym pokopać futbolówkę. A jak się wiodło niedawnym kolegom?
W Norwegii Łukasz Jarosiński grający w Stromsgodest, które w najwyższej klasie rozgrywkowej zajmują obecnie (po 14 kolejkach) trzecie miejsce w Tippeligaen. Starszy z braci Jarosińskich do tej pory jeszcze nie zadebiutował w lidze, ale zaliczył występy w krajowym pucharze. W trzeciej lidze we Fram Larvik gra Michał Zawadzki i również z zespołem zajmuje miejsce na najniższym stopniu podium.
W Niemczech tytuł króla strzelców wywalczył Bartosz Konarski. W 26 meczach wpisał się na listę strzelców 29 razy, a jego zespół TV 1862 Geiselhoering o punkt przegrywał awans zajmując trzecie miejsce w grupie zachodniej Bezirkslidze - ósmym poziomie rozgrywkowym. 
Roman Maciejak
Najwyżej grał Roman Maciejak - jego Hammer SpVg zajął dopiero 14.miejsce w Oberlidze Westfalen - piąty poziom rozgrywkowy. Roman zagrał trzynaście razy i dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, podwajając swój dorobek z sezonu wcześniej.
W niższych ligach grali jeszcze: 
Adam Jaworski - prawdziwy weteran, z Stahl Rietschen (Landskron Oberlausitzliga) zdobył 5.miejsce. Jacek Cieśla, pamiętający z autopsji mecze Górnika Wałbrzych na Nowym Mieście, niestety spadł z FC Eisdorf z Kriesligi Nord zajmując 13.miejsce. Jacek strzelił 8 goli.
Aż 16 trafień zaliczył Michał Protasewicz w FC Insel Usedom, który zajął 10.miejsce w Landesklasse 2 Mecklenburg - Vorpommem.
Tuż za zachodnią granicą grał duet z Wałbrzycha. W czerwono-białych barwach Rot-Weiß Bad Muskau grali Adrian Sobczyk i Wojciech Rzeczycki. Popularny Sopel dodatkowo mógł się pochwalić 8 bramkami w Landesklasse Ost, co pozwoliło zespołowi z Bad Muskau zająć dobre miejsce.
O wiele bardziej popularny kierunek dla wałbrzyskich emigrantów to Austria, a konkretnie ósmy poziom rozgrywkowy  - 2.klasse. W grupie Ybbstal tytuł króla strzelców wywalczył Damian Misan (ASKÖ Lunz/See), zdobywca 37 bramek podczas 25 meczów. Dzielnie sekundował mu Adrian Moszyk (11 goli), a ich klub zajął 9.miejsce. 
Dwa oczka wyżej uplasował się ASV Worthington Kienberg/Gaming, gdzie grali Radosław Matuszak, jego syn Paweł (strzelił 21 bramek), a także nieco zapomniany bramkarz juniorów Górnika Patryk Perlak czy znany z Włókniarza Głuszyca i juniorów Górnika Łukasz Kalka.
Siódme miejsce, tyle, że w grupie Yspertal z zespołem Kleinpöchlarn zajął grający szkoleniowiec Rafał Tragarz, który strzelił również 9 bramek. W grupie Alpenvorland 9 bramek strzelił Bartosz Sobota (Erlauf SV), który jesienią jeszcze wspomagał B-klasową Unię Bogaczowice.
Świętujący Daniel Zinke
Klasę rozgrywkową wyżej grał czeski skrzydłowy Daniel Zinke. Jego zespół SV Weitra wygrał 1.klasse Waldviertel, a sam Daniel z 28 trafieniami został królem strzelców (wespół z niejakim Jakubem Vagnerem).
Będąc już przy wałbrzyskich stranierich to pierwszy Brazylijczyk w Górniku Filipe grał w Brandenburger SC w Oberlidze Nord Ost, zajmując odległe 13.miejsce.
Wreszcie ukraiński bramkarz, a raczej wratiać Леонид Александрович Мусин , czyli Łeonid (Leonid) Musin. Moskiewski Solaris zajął na mecie sezonu 3.miejsce na trzecim poziomie rozgrywkowym - 26 występów (na 28 możliwe) i puścił 22 bramki, dziewięciokrotnie zachowując czyste konto.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Kibic winny kryzysu Górnika!?

Gorące lato w Wałbrzychu. Górnik wystartuje w III lidze czy nie? Co będzie dalej? Jedynym źródłem informacji na ten temat to strona redaktora Bogdana Skiby, którego głos znają stali bywalcy meczów Górnika na Stadionie 1000-lecia. Niestety, oni, w tym niżej podpisany, według spikera/dziennikarza są współwinnymi sytuacji finansowej sztandarowego wałbrzyskiego klubu.
Z cyklu "O tym się mówi" pan Skiba popełnił artykuł pt. Trudny Górnik. Nie wiem, ile w nim prawdy, bo wiarygodność informacji na stronie skibasport.pl jest czasami ... dyskusyjna. Ale najbardziej zaciekawiło mnie poniższe stwierdzenie:
Wydźwięk pretensji co niskiej frekwencji jest jednoznaczny. W zdecydowanej większości spotkań liczba widzów i tak była ... bardzo zawyżona. Gdyby rzetelnie byłyby liczone bilety lub zamontowane byłyby kołowrotki, tak jak w drugiej lidze, wówczas ból pana Skiby byłby większy. Górnik latem 2010 awansował do drugiej ligi, już wtedy był problem ze Stadionem 1000-lecia, który był przystosowywany do licencyjnych wymogów, choć i tak groziły domowe mecze w ... Polkowicach. Dla przypomnienia - pierwszy domowy mecz, dzięki uprzejmości PZPN beniaminek rozegrał dopiero w 3.kolejce. Derby z Miedzią oglądało ok. 2500. A potem ponad magiczne półtora tysiąca na trybunach pękło jeszcze ... sześć razy:
2010 jesień - Raków Częstochowa (0:1) 1500
2010 jesień - Polonia Słubice (1:0) 3000
2010 jesień - Jarota Jarocin (1:1) 2000
2012 wiosna - Miedź Legnica (0:0) 2500
2012 jesień - Olimpia Grudziądz (Puchar Polski) 1500
2013 jesień - Chrobry Głogów (0:2) 2500
Od pamiętnego derbowego meczu tylko raz, w połowie listopada'13 udało się pokonać magiczną cyfrę tysiąca (1300) widzów - mecz z Wartą Poznań. W sezonie spadkowym 2014/15 tylko mecz z Kotwicą wiosną 2015 zgromadził 936 widzów, a jesienią nawet dwustu widzów nie potrafiło się zebrać na Ratuszowej. Owszem w II lidze były remonty trybun, mecze bez udziału publiczności - ale trzeba problematykę frekwencji ująć obiektywnie. Kibiców na trybuny nie przyciągną jedynie wyniki meczów - to pokazał drugoligowy sezon 2013/14 jesienią, gdy wałbrzyszanie finiszowali na awansowym miejscu. I co? Tylko dwukrotnie powyżej tysiąca, w tym derby z Chrobrym.
7 meczów powyżej 1500 widzów podczas 5 sezonów II ligi.
I według pana Skiby, który w nich uczestniczył, kibice powinni tłumnie przychodzić na Ratuszową w III lidze. Jeśli przyjazdy zaprzyjaźnionych z wałbrzyskimi kibicami drużyn Zawiszy, GKS Tychy, czy solidnych Zagłębia Sosnowiec, pierwszoligowców w PP (ŁKS, Sandecja) nie przyciągnęły nawet tysiąca fanów, to oni z kolei mieli przyjść oglądać popisy (z całym szacunkiem dla tych zespołów) Piasta Karnin, Ilanki Rzepin, Budowlanych Lubsko czy Foto-Higieny Gać - drużyn, których lokalizacji pewnie część nawet z wałbrzyskich kibiców nie kojarzy.
Parafrazując myśl J.F.Kenedy'ego o ojczyźnie, można zapytać red.Skibę - nie pytaj co kibic może zrobić dla klubu, ale co klub oferuje kibicowi.  Stadion 1000-lecia jest archaiczny, cóż z tego, że ze sporą pojemnością, ale nie jest funkcjonalny, wygodny. Trybuny od strony Chełmca - dramat, czystość krzesełek poniżej krytyki. Trybuny po przeciwnej stronie szumnie nazywane "vip-owskimi", chyba tylko ze względu na dach. Dach, który podczas ostro zacinającego deszczu nie ochroni większości kibiców przed opadami - wystarczy wspomnieć wiosenny mecz z Polonią - Stalą Świdnica. Słupy podtrzymujące konstrukcje dachu utrudniają oglądanie meczu. Ale w sumie stadion nie należy do klubu, więc jest pewne usprawiedliwienie dla działaczy Górnika, których adwokata wcielił się red.Skiba.
Jeśli wyniki, gra piłkarzy nie powodują przyjście kibiców to, niestety, panowie działacze trzeba zakasać rękawy i do roboty. Jeśli nie ma koncepcji na przyciągnięcie ludzi na trybuny to trzeba sięgnąć po pomysły innych. Czemu w Wałbrzychu nie ma takiej identyfikacji miasta z klubem jak w innych miastach? Jeśli koszykarski Górnik potrafił wyjść do ludzi i oplakatować przystanki miejskie to co stoi na przeszkodzie by piłkarze nie zachęcali do odwiedzin Stadionu 1000-lecia. Kilka eventów w Galerii Victoria, a wcześniej banery (m.in. naprzeciw Kauflandu) to naprawdę za mało. Czemu nie pokuszono się o zorganizowanie sieci sklepów partnerskich. Kiedyś były to sklepy Sporting, gdzie można było kupić bilety, a dziś? Próżno szukać wzrokiem ludzi chodzących w koszulkach Górnika, których sprzedaż nie tylko przyniosłaby pieniądze, ale też napędzałaby modę na Górnika. Na meczach pojawiali się ludzie w koszulkach tematycznie związanych z miastem, klubem, ale tym zajmowali się (i zajmują) najzagorzalsi kibice z sektora C. Sprawa ich nieobecności to również policzek dla zarządu. Ich nieobecność to nie tylko mniej sprzedanych biletów, ale i brak jakże potrzebnego dopingu. Czy działacze podjęli próbę dialogu czy, wzorem niezrozumiałych, wysokich kar DZPN, wybrało mniejsze zło, czyli brak szalikowców, opraw i dopingu przy Ratuszowej? Podejrzewam, że wybrano tę drugą opcję. A tak dla przypomnienia - kibice w szalach biało-niebieskich to nie tylko doping i jeżdżenie za drużyną. W przeciwieństwie do działaczy mają pomysł na pamiątki, na ich dystrybucję. A zapotrzebowanie na nie jest - przykład to jesienny mecz w Świdnicy, gdzie szaliki czy koszulki wówczas sprzedawane były kupowane przez wałbrzyskich kibiców zasiadających na trybunie vip. Kibice to, dla przypomnienia, również akcja z kapslami piwa Wojak, napojami energetycznymi - owszem pomysł klubowy, ale rozpropagowanie i sukces inicjatywy to głównie zasługa kibiców.
Nie sposób nie wspomnieć o akcji Niebieski Mikołaj, którą od lat organizują kibice ze współudziałem piłkarzy. Czy taka inicjatywa wyszłaby z klubu? Np. zaproszenie dzieci na któryś z meczów, by zapoczątkować modę na futbol?
Były akcje z wizytą w szkołach, przedszkolach - nie przyniosło to większego efektu. A czy nie warto, panowie działacze, wrócić pamięcią do przeszłości i może rozdystrybuować część biletów po zakładach pracy. Prezes Jakacki przyszedł do klubu z WSSE, a tam przy ul. Uczniowskiej, Jachimowicza, Wrocławskiej w kilkunastu zakładach jest potencjalnych kilkuset (?), a może i więcej kibiców. Warto dodać, że 10 złotych za oglądanie III ligi nie było zachętą dla wielu kibiców, którzy tyle płacili za II ligę.
Czemu działacze nie wykorzystują sąsiedztwa Aqua Zdroju - bilety pakietowe,np mecz+basen, czy siłownia, co kto chce. Lub system partnerski - za bilet na mecz zniżka na towar lub usługę. To sprawa nie tylko marketingu, ale i budowania marki klubu.
Nie można żyć samą historią, ale i o niej coraz mniej w klubie się pamięta. O skandalicznym, jak dla mnie, milczeniu w sprawie obchodów 70-lecia sekcji piłkarskiej Górnika już pisałem. Ale czemu nie wykorzystać potencjału klubu ze względu na jego osiągnięcia w przeszłości. Czy to się komuś podoba czy nie, klub Górnik Wałbrzych to dziedzictwo miasta takie jak kopalnie. Czy nie warto kultywować pamięć o sukcesach z przeszłości np. w muzeum, w Starej Kopalni? Może gdyby ktoś zobaczył zdjęcia Włodzimierza Ciołka w koszulce Górnika i w reprezentacyjnym trykocie to może by z ciekawości przyszedł pooglądać jego następców?
W minionym sezonie wielokrotnie trzecioligowcy przegrywali pod względem frekwencji z piłkarkami AZS PWSZ. Wrażenie estetyczne na pewno po stronie pań, choć gra całkiem inna. Ale losowanie nagród na nie biletowanej imprezie to kolejny pstryczek w nos od "fachowców" od marketingu z Górnika. Jeśli więcej kobiet i małych dzieci widać przy okazji żeńskiego futbolu to czemu nikt z Górnika nie działa, by zachęcić do przyjścia na mecz mężczyzn. Sektory rodzinne, animatorzy dla dzieci - to już funkcjonuje w kilku klubach. Skąd wziąć organizatorów do tego przedsięwzięcia? Wolontariat, współpraca ze szkołami, gdzie w ramach np. praktyk uczniowie przygotowujący się do pracy z dziećmi mogli by popracować podczas meczu.
Media społecznościowe  - jaki ma wpływ na zmianę wizerunku to ... PZPN, bowiem dzięki wyjściu na przeciw oczekiwaniom kibicom zmieniło się postrzeganie związku jako grupy leśnych dziadków otoczonych grubym betonem. Czas, by sposób myślenia również zmienił się przy Ratuszowej. Coś w ubiegłym sezonie drgnęło - dzięki facebookowi kilku szczęśliwców otrzymało bilety, czy je wykorzystało to już inna sprawa. Oficjalny profil klubu przybliżył fanom nieco drużynę, atmosferę po kilku zwycięskich meczach. Coś drgnęło do przodu. Youtube to wciąż pole do popisu, wiosną pojawiły się bramki z jesieni, a czemu nie z każdego meczu? Każdy pojedynek był filmowany, bowiem taki jest wymóg związkowy. Zapewne sztab szkoleniowy również analizuje po meczu materiał video, czemu więc, nawet z opóźnieniem, nie wrzucić go do sieci? Ciekawe wywiady, zapowiedzi, kulisy meczów - to elementarz współpracy medialnej na linii klub - kibic. Prosty przykład: nasza kadra, gdy utworzono portal Łączy nas piłka, materiały video nie dość, że puszczane są przez ogólnopolskie stacje telewizyjne to jakościowo i merytorycznie przewyższają produkcje właśnie telewizyjne. Do poziomu materiałów video klubowych tv z ekstraklasy zapewne szybko się nie doczekamy, ale niech to będzie choć poziom materiałów z ... wałbrzyskiej klasy okręgowej czy A klasy. Dla ciekawych tematu niech wyszukają w youtube skróty z meczów Pogoni Pieszyce, Nysy Kłodzko, czy Zjednoczonych Żarów. Kto mógł by je "obrabiać" - współpraca ze szkołami się kłania.
Podobnie ma się sprawa ze stroną internetową. Czemu nie wykorzystuje się potencjału marketingowego - to nie tylko miejsce na newsy, ale i szansa dla ewentualnych reklamodawców.
Naprawdę nie trzeba kończyć ekonomii, marketingu czy tak jak prezes Jakacki mieć dyplom MBA (Master of Business Administration), by dostrzec rezerwy, które można wykorzystać by zachęcić ludzi do przychodzenia na stadion. Nie trzeba być również specjalnie bystrym, że w klubie bardzo mało się robi, by wyjść na przeciw oczekiwaniom kibica. Wyżej wymienione przykłady to zaledwie drobna część przedsięwzięć realizowanych w innych miastach. Warto tu jeszcze dodać gazety, strony internetowe czy telewizje lokalne. Naprawdę pod Chełmcem bardzo rzadko widać tożsamość miasta, mieszkańców z klubem. Czy to dostrzegają również w klubie?
Panie redaktorze Skiba, nie ma co wrzucać kamyczka do ogródka kibiców, lepiej otworzyć oczy panom działaczom w klubie. Czas idzie na przód i jeśli ma sytuacja się zmienić na trybunach to również sposób myślenia w klubie, sposób postrzegania kibica musi przy Ratuszowej diametralnie się zmienić.

niedziela, 3 lipca 2016

Zabrakło szaleństwa

Piękny sen polskiej piłki na EURO 2016 się skończył. Bez porażki w ciągu 4 spotkań biało-czerwoni znaleźli pogromcę w Portugalii, która lepiej wykonywała rzuty karne i praktycznie bez zwycięstwa w regulaminowym czasie gry doczołgała się do strefy medalowej. Polska wraca z Francji z podniesioną głową, w kraju euforia po turnieju. Ale najtrafniej występy podopiecznych Adama Nawałka podsumowało tytułowe wyrażenie "zabrakło szaleństwa". Te słowa wypowiedział prezes PZPN Zbigniew Boniek, ale w podobnym tonie po spotkaniu z Portugalią wypowiedzieli się Robert Lewandowski i Grzegorz Krychowiak. Polska docierając do ćwierćfinału pokonała na turnieju kolejną granicę i po prawdzie mogła spokojnie dojść dalej. Super otwarcie meczu, przełamanie się Lewego spowodowało niemały niepokój w obozie rywala. Przez praktycznie dwa kwadranse Portugalia nie stworzyła żadnej sytuacji pod bramką Fabiańskiego, a Polacy grali tak, że nawet rodzimy kibice przecierali oczy ze zdumienia. Wymiany piłek w polu karnym nie powstydziłyby się najsłynniejsze drużyny klubowe. Z czasem jednak nastąpiło stopniowe przeniesienie ciężaru gry z dala od bramki Portugalii, gol wyrównujący, a potem nerwówka taka jak w poprzednich meczach jak z Ukrainą czy Szwajcarią. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, choć znowu więcej szans mieli rywala. W karnych tym razem piłkarskie szczęście nie było przy nas.
Miejsce w najlepszej ósemce Starego Kontynentu, bez przegranego meczu (nie licząc przeklętych karnych z Portugalią), zaledwie dwie stracone bramki - praktycznie nie ma argumentu, by całe EURO 2016 w wykonaniu biało-czerwonych nie podsumować inaczej niż sukces. Kapitalna organizacja pobytu, przygotowanie zespołu - zwłaszcza motoryczne, co w przeszłości szwankowało w turniejach, atmosfera wokół kadry, w której nie było podziałów, pretensji, jak miało to miejsce choćby 4 lata temu. To zasługa przede wszystkim PZPN oraz sztabu Adama Nawałki. W eliminacjach wizytówką kadry była skuteczność, ale jej wiarygodność nieco obniżał fakt, że fajerwerki strzeleckie zostały zdobyte w praktyce na słabiutkich zespołach Gibraltaru i Gruzji. Nawet fragmenty meczów z tymi rywalami powodowały palpitacje serca widząc niektóre interwencje naszej defensywy. Tymczasem we Francji formacja obronna stała się niejako naszą wizytówką. Szczęsny z Fabiańskim bronili bezbłędnie, kwartet Piszczek - Glik - Pazdan - Jędrzejczyk kandyduje do jednego z najlepszych w całym turnieju. Uważna gra stoperów, Piszczek imponujący przygotowaniem fizycznym, jako jedyny potrafił w końcówkach meczów fazy pucharowej zaatakować bramkę rywala. Jędrzejczyk miał z kolei najgorszą rolę - wskoczył w miejsce kontuzjowanego Rybusa. Prawonożny, przez fachowców oceniany jako najsłabsze ogniwo w polskiej defensywie, nie popełnił rażących błędów, a jego gra głową mogła naprawdę się podobać. Media w kraju wykreowały bohatera z Pazdana, a warto przypomnieć wątpliwości jakie były tuż przed wylotem, po gdańskiej porażce z Holandią, który legioniście całkowicie nie wyszedł.
W drugiej linii grał z kolei moim zdaniem najbardziej wartościowy zawodnik naszej kadry Grzegorz Krychowiak, który po transferze do PSG stał się najdroższym polskim zawodnikiem. Popularny Krycha był sercem drużyny Nawałki. Bardzo ważną osobą w taktyce biało-czerwonych, bowiem w ofensywie nie mieliśmy wielu wariantów. Po przejęciu piłki na własnej połowie najczęściej piłka trafiała do Krychowiaka, który dalekim przerzutem na skrzydła próbował zainicjować akcję ofensywną. Bardzo klarownie to było widać w meczu z Portugalią, gdzie Krychowiak cofał się bardzo głęboko, będąc ostatnim zawodnikiem polskim przed Fabiańskim, Glik z Pazdanem ustawieni szeroko na bokach, a Piszczek z Jędrzejczykiem na połowie rywala. I Krycha ruszał spod pola karnego z piłką. Szkoda, że nie miał odpowiedniego wsparcia w Mączyńskim, który w ofensywie, niestety, ma swoje ograniczenia. O ile o odbiór nie można mieć większych pretensji, to już kreowania gry pomocnika Wisły nie można się spodziewać. Szkoda, że swojej szansy nie wykorzystał Piotr Zieliński, a do Filipa Sarzyńskiego czy Karola Linetty'ego nie miał zaufania Nawałka, by wpuścić ich w fazie pucharowej.
Rui Patricio kończy nasze marzenia
Podobnie jak za dawnych czasów mogliśmy mówić, że naszą siłą w ataku są skrzydłowi. Może nie decydowali o obliczu zespołu tak jak dawniej Krzynówek z Kosowskim zmieniający się stronami, ale trudno nie zauważyć wpływu na wyniki Jakuba Błaszczykowskiego z Kamilem Grosickim. O Błaszczykowskim powiedziano, napisano już wszystko. Piłkarz, który nawet w słabszej formie zostawi serducho na boisko, co zauważyli już dawno fani (pamiętna sytuacja z przekazaniem przez Nawałkę opaski kapitana Lewandowskiemu). Na tym turnieju nie grał rewelacyjnie, ale na dobrym poziomie, który pozwolił wypracować bramkę Milikowi, kapitalnie zagrać w defensywie z Niemcami, strzelić bramki Ukrainie i Szwajcarii. Generalnie lepszy w odbiorze niż kreowaniu sytuacji. Jeden z symboli polskiej drużyny - jak postrzeganie jego, a przede wszystkim całej kadry, się zmieniło pokazuje internet. Cztery lata temu Kuba jako kapitan chciał zwrócić uwagę na niedociągnięcia organizacyjne i niezbyt fortunnie wspomniał o biletach dla członków reprezentacji. Momentalnie stał się obiektem żartów, hejtu, a dziś? Nikt nawet nie zająknął się o karnym, każdy wręcz wspiera Błaszczykowskiego, wymienia jako najlepszego zawodnika Polski.
Kamil Grosicki, czyli Turbogrosik, bardziej w Polsce hołubiony niż za granicą. Owszem jego nieszablonowe ataki przyniosły nam bramki w fazie pucharowej. Ale za szybko gasł, za dużo złych wyborów, nieprzemyślanych strat, słabiutko w defensywie. Zarówno do rzetelnej oceny jego, jak i Lewandowskiego polecałbym lekturę zagranicznych pism, witryn, które dalekie są od obciążenia emocjonalnego, znajomości z samymi zawodnikami, sympatii itp. Tylko u nas nad Wisłą po fazie grupowej pisano w superlatywach o Robercie, że kapitalnie walczy, robi miejsce kolegom, absorbuje uwagę przeciwnikom. Ale czy to nie jest piłkarskie abecadło? Całkiem inna jest również optyka dokonań Arkadiusza Milika - u nas wręcz antybohatera, a przecież oprócz gola z Irlandią Północną zaliczył asystę z Ukrainą i zaliczył o wiele więcej sytuacji bramkowych od sławniejszego kolegi z ataku. Dojść do sytuacji bramkowej też trzeba umieć i najprawdopodobniej zdaniem zagranicznych dziennikarzy Arek opuści latem Amsterdam.
Lewandowski przełamał się w najważniejszym meczu. Mimo, że nie dawał w ataku takiej liczby strzałów, bramek co w eliminacjach do turnieju, nieporozumieniem byłoby stwierdzenie, że zawiódł podczas EURO 2016. Tuż po przegranych karnych zauważył, że zabrakło odwagi Polakom, że powinni przycisnąć, dobić rywala. Dawniej napisano by, że zarozumiały, że sodówa itd. a tymczasem trzeźwa ocena i żal straconej szansy, która może się już nie powtórzyć temu pokoleniu. W podobnym nastroju był Krychowiak - ten duet, bodaj w tej chwili najbardziej rozpoznawalny w Europie, wie, że remis na turnieju z Niemcami, czy dojście do ćwierćfinału, tak naprawdę nie jest sukcesem życia w kadrze. O tym turnieju za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał, co innego, gdyby udało się przywieźć z Francji medal. Przed lat taką niespodzianką była Grecja w 2004 roku, teraz już jest Walia, która była postrzegana kilka tygodni temu niżej niż Polska.
O ile w najważniejszym meczu od ponad 30 lat zabrakło polskim piłkarzom szaleństwa, to nie zabrakło jego w kraju. Euroszaleństwo w mediach, sklepach, ulicach, samochodach - jak najbardziej zrozumiałe. Podobnie było 4 lata temu. W 2002 gdy z azjatyckiego mundialu wracały Orły Engela było iście mistrzowskie powitanie, choć hasło "nic się nie stało", obecnie przemieniło się w podziękowanie za walkę. Ale czy to nie walka powinna być jednym z elementów gry w piłkę? Niestety, głód sukcesów futbolowych w Polsce sprawia, że piłkarski elementarz, który w końcu nie przyniósł klęski, wstydu podnoszony jest do rangi megasukcesu.
Brawa dla PZPN, że nie doszło do zorganizowanego spotkania kibiców z piłkarzami, tak jak to było w przeszłości po przegranych odpadnięciach z turniejów. Kibice siatkówki, piłki ręcznej mieli w XXI wieku już co świętować - medale, emocjonujące boje zarówno mężczyzn jak i kobiet, a fani futbolu, niektórzy dopiero pierwszy raz w swoim życiu, doświadczyli ZALEDWIE dobrej gry, bez medalowej, na mistrzowskim turnieju.
Ciekaw jestem czy 4 września obecni najzagorzalsi kibice umalują twarze, zorganizują podwórkowe strefy kibica?

środa, 29 czerwca 2016

Górniku, co dalej?

Za kilka dni do treningów powrócą piłkarze trzecioligowego Górnika Wałbrzych. Na pewno zabraknie kilku nazwisk, niektórzy definitywnie pożegnają się z klubem, dołączą byli juniorzy, a nowych twarzy raczej przy Ratuszowej nie zobaczymy. Z końcem czerwca miała dobiec końca prezesura Tomasza Jakackiego, ale jak donosi Bogdan Skiba nie jest łatwo pozbyć się garbu w postaci zadłużenia.
Problemy finansowe nie pojawiły się w ciągu ostatnich miesięcy, czy też za kadencji obecnego prezesa. Prawdę powiedziawszy Górnik nigdy nie był finansowym krezusem, a kolejne awanse generowały coraz większe wydatki.  Od wielu, wielu miesięcy słychać było o kłopotach klubu, co było również głównym powodem powszechnie krążącej w środowisku opinii, że Górnika awans na szczebel centralny nie interesuje. Organizacja jest na głowie działaczy, a piłkarze wraz z trenerami potrafili się odciąć od problemów i wygrali III ligę. To w jakich ograniczeniach działano przy Ratuszowej świadczyły m.in. odejścia Śmiałowskiego, Uszczyka, czy Tatuśki, brak zimowych wzmocnień, brak zapowiadanego zgrupowania.  Z tak wąską kadrą wygrać ligę to naprawdę sztuka, zwłaszcza, że ani kontuzje, ani kartkowe absencje drużyny Roberta Bubnowicza nie omijały. Brawa również dla działaczy, że w newralgicznych momentach znalazły się środki na noclegi w przypadku dalekich wyjazdów. 
Na pewno żal przegranego dwumeczu z Polonią Warszawa, ale czy w chwili obecnej stać Górnika na grę w II lidze? Koszty niewspółmiernie wzrosły by nie tylko jeśli chodzi o organizację domowych meczów, czy wyjazdów, ale przede wszystkim trzeba było by dokonać transferów zawodników, którzy graliby za nieco więcej niż obecni piłkarze kończący wiek juniora.  Mit większego wsparcia przez gminę w przypadku awansu trzeba włożyć  między bajki.
Jakacki został prezesem drugoligowego klubu przychodząc z Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej Invest-Park. Nie trzeba być specjalnie bystrym, by domyśleć się, że jego osoba miała zapewnić organizacyjny, administracyjny porządek przy Ratuszowej, a dodatkowo miała być magnesem dla sponsorów, zwłaszcza ze strefy. Gdyby choć promil z dochodów większości zakładów byłoby przekazywanych na wałbrzyski sport, to naprawdę moglibyśmy mieć siatkarzy czy koszykarzy pod Chełmcem w najwyższej klasie rozgrywkowej. Piłkarze swego czasu byli blisko I ligi, więc przy odpowiednich nakładach można by było powalczyć o coś więcej niż prymat w III lidze. Niestety, fakty nie przemawiają na korzyść p. Jakackiego.
Sportowo seniorzy Górnika spadli z drugiej ligi i po roku do niej nie wrócili. Juniorzy nie zdołali awansować nawet do barażów o Centralną Ligę Juniorów, a ich młodsi koledzy spadli z Dolnośląskiej Ligi Juniorów. Organizacyjnie – klub ma 700-800 tysięcy długu. Jeśli on zmniejszył się za kadencji Jakackiego to ile on wynosił w II lidze? Brak transparentności działań w klubie, kulejąca polityka informacyjna sprawia, że tak naprawdę nie wiadomo, czy istniejące zadłużenie to tzw. dług wewnętrzny, np. za korzystanie z obiektów spółki Aqua Zdrój, czy zadłużenie wobec zawodników lub podmiotów zewnętrznych.
Dokładnie 12 miesięcy temu Tomasz Jakacki mówił o zadłużeniu rzędu 400 tysięcy, które w ciągu sezonu podwoiło się. 
O czym to może świadczyć? Albo Jakacki mydlił oczy przed rokiem, albo tak gospodarował ze swoimi ludźmi, że dług niezrozumiale się rozrósł.
W minionym sezonie sportowo w wałbrzyskim klubie chciano złapać przysłowiowo kilka srok za jeden ogon. Seniorzy nie pogodzili rywalizacji pucharowej z ligową odpadając praktycznie na finiszu. Udany sezon zanotowali juniorzy Piotra Przerywacza. Dobra gra w DLJ skutkowała … brakiem juniorów w trzecioligowym składzie. Juniorów nie mógł wspierać Damian Migalski oddelegowany na stałe do ekipy Bubnowicza, a gdy w potrzebie wspomagał rówieśników to wykręcił średnią 1 gol/mecz.
Górnik jesienią przeszedł rundę prawie spacerkiem, ale wiosną przyszły rozczarowania w postaci przegranych z juniorami Karkonoszy, Zagłębia Lubin czy remisy z Chrobrym i Ślęzą. Miedź Legnica wykorzystała potknięcia, przejęła fotel lidera i nie oddała go do końca sezonu. Wiosną w seniorach zadebiutowali kapitan juniorów Michał Tytman, najskuteczniejszy wiosną Dominik Woźniak oraz Filip Brzeziński. W kolejce czekają inni z Rojkiem, Błaszczykiem czy Młodzińskim na czele. W barażach o miejsce w CLJ mistrzowi DLJ przyszło zmierzyć się z mistrzem rozgrywek w Lubuskim ZPN – Piastem Karnin. Dwukrotne 6:0 na korzyść Miedzi świadczy o różnicy klas i sugeruje, że zespół Górnika również poradziłby sobie z tym rywalem. Jesienią na boiska DLJ wybiegnie jednak zgoła inny zespół oparty na zawodnikach, którzy … nie poradzili sobie w Dolnośląskiej Lidze Juniorów Młodszych. Czy w ciągu kilku tygodni nastąpi taki postęp u większości zawodników, który zapewni spokojną grę w lidze? A jakie byłyby rezultaty juniorów Górnika, gdyby udałoby się awansować do CLJ? Czy przy takim zadłużeniu juniorzy w ogóle zagraliby w CLJ, co wiązałoby się przecież z meczami na Pomorzu?
Bieżący rok jest rokiem szczególnym, jubileuszowym.  O ile niektóre wałbrzyskie kluby mają określone plany ze świętowaniem 70-lecia to w sprawie obchodów piłkarskich … cisza. Jedynie Bogdan Skiba wspominał o festynie połączonym z okolicznościowym meczem dawnych gwiazd, ale termin czerwcowy okazał się nie o zrealizowania, bowiem ważniejsze okazały się granie zakładów pracy. Przeniesiono imprezę na jesień – warto jednak popracować nad promocją takiego typu wydarzenia, zachęcić mieszkańców Wałbrzycha, czy też emigrantów do odwiedzenia Ratuszowej w te wyjątkowe urodziny. 
Smoczyk, Bartkowiak,
Chajewski
Wiele klubów już obchodzi swoje urodziny, najczęściej zapraszając wyżej notowane, cenione medialnie drużyny. Przykład z Dolnego Śląska to wizyta Śląska Wrocław w Kowarach, gdzie Olimpia na swoje 70-lecie dodatkowo awansowała do III ligi. Mecz był okazją m.in. do spotkania się wałbrzyszan - Marcina Smoczyka, Damiana Chajewskiego z Michałem Bartkowiakiem (patrz zdjęcie).  Czy zostaną zaproszeni na podobne obchody w Wałbrzychu? Jaki w ogóle jest program futbolowych uroczystości? 
Zaczęła funkcjonować klubowa strona, była przez pewien okres jakaś aktywność na facebooku, youtube, ale to wciąż za mało jak na poważny klub, za jaki chce przecież uchodzić Górnik. Wciąż dziwi brak współpracy na linii klub – lokalne telewizje (TVWAŁBRZYCH, DAMI).  W tym obszarze jest wiele do zrobienia i naprawdę może dziwić fakt, że zarząd klubu pod wodzą absolwenta MBA Jakackiego nie zauważa potencjału marketingowego.
T.Idziak awansował
z Karoliną do IV ligi
Rok temu doszło również do „nowego rozdania” w pionie szkoleniowym klubu. Już siedmiolatkowie mogli liczyć na treningi pod egidą Górnika. Nikt nie spodziewa się efektów już po roku pracy, ba, o ewentualnych sukcesach będziemy mogli coś powiedzieć za cztery, pięć lat kiedy to zobaczymy ilu zawodników trafi do I drużyny seniorów, do lepszych klubów, zagra w reprezentacji DZPN czy kraju. Obecnie nawet w wojewódzkich kadrach juniorów próżno szukać nazwy Górnik Wałbrzych przy przynależności klubowej powołanych graczy. Póki co z grona szkoleniowców największy sukces odniósł ... Koordynator Trenerów, czyli Tomasz Idziak, który wprowadził Karolinę Jaworzyna Śląska do IV ligi. Co ciekawe, wśród jego podopiecznych był Adrian Mrowiec na co dzień szkolący skrzatów w Górniku.
Od nowego sezonu zdecydowanej większości z zespołu juniorów pozostanie gra tylko w seniorach. Z grupy, z której korzystał Piotr Przerywacz dalej w CLJ będą jedynie mogli grać Radosław Brzeziński, Denis Dec, Oliwer Długokęcki, Damian Bogacz i Piotr Święch. A co z pozostałymi kilkunastoma nazwiskami? Wątpliwe by choćby połowa załapała się do kadry I zespołu. Czy powołana zostanie drużyna rezerw przy planie redukcji zadłużenia? Czy wypożyczeni zostaną do pobliskich zespołów?
Na chwilę przed rozpoczęciem przygotowań mamy więc sporo niewiadomych i zapewne z czasem poznamy odpowiedzi na kilka pytań. Kilka z kolei tradycyjnie pozostanie bez odpowiedzi.

wtorek, 28 czerwca 2016

W cieniu reformy - podsumowanie IV i III ligi 2015/16

Miniony sezon na czwartym i piątym poziomie rozgrywkowym toczył się w cieniu reformy. O ile ta w trzeciej lidze,była zapowiedziana, ukierunkowana na połączenie dotychczasowych grup oraz masę degradacji, to w IV lidze dolnośląskiej odbyła się ... całkiem odwrotnie.
16 drużyn w czwartoligowych bojach miało wyłonić mistrza awansującego szczebel niżej, a spadkowicze mieli zrobić miejsce mistrzom czterech klas rozgrywkowych. Tak było przed startem sezonu. W DZPN szybko się zorientowano, że trzeba również zrobić w IV lidze miejsca dla spadkowiczów z III ligi, a tych będzie ponad dotychczasowe normy. Czwartą ligę mogłoby opuścić aż 10 zespołów, co spowodowało niemałą panikę. Pod koniec września przegłosowano uchwałę na mocy której w zbliżającym się sezonie będą dwie grupy IV ligi: wrocławsko-wałbrzyska i legnicko-jeleniogórska. Przywoływano przy tym przykłady z Wielkopolski i Śląska. Najbardziej lobbowały drużyny z byłego wrocławskiego, gdzie argumentowano faktem, że Oleśnica czy Trzebnica ma za ładne obiekty na kopanie piłki w okręgówce. Wielu przeciwników znalazło się z kolei w Jeleniogórskim OZPN, ale głos sprzeciwu przeszedł bez echa. Dogrywka konfliktu z centralą miała miejsce w miniony weekend, gdzie zabrakło delegatów na walne zebranie DZPN. Reforma nie przewidywała bezpośredniej degradacji w minionym sezonie, więc w praktyce najciekawiej wyglądała walka o pierwszą lokatę.
Marcin Smoczyk
Po raz kolejny szturm na III ligę zapowiadała Olimpia Kowary, która miała silnego przeciwnika w Sokole Wielka Lipa. Jesienią Sokół wygrał u siebie 2:1, ale zimę spędził na drugiej pozycji z powodu przełożonych meczów. Trenowani przez Mirosława Drączkowskiego pierwszą porażkę w sezonie doznali dopiero 9 kwietnia w meczu sezonu w Kowarach (0:2)! Potem nadzieja wróciła, gdy drugiej w sezonie porażki doznali kowarzanie (1:2 u siebie z Chrobrym II), ale sensacyjna przegrana w Ząbkowicach 1:2, w meczu, który dwukrotnie był przekładany, spowodowała, że z awansu cieszono się pod Śnieżką. Olimpię prowadził Ukrainiec Aleksiej Tierieszczenko, którego wiosną zastąpił Adrian Szczurek. Tradycyjnie w Kowarach występowali wałbrzyszanie - Marcin Smoczyk i Damian Chajewski solidarnie strzelili po 5 bramek,Adrian Zieliński trafił 2 razy. Chajek zasłynął ... oświadczynami na boisku.
Rywalizacja za plecami duetu Olimpia- Sokół nie wzbudzała większych emocji poza kibicami poszczególnych drużyn. Trzecie miejsce przypadło Orkanowi Szczedrzykowice, gdzie kapitanem był Adam Kłak, a dobiegający czterdziestki Rafał Majka nawet raz wpisał się na listę strzelców.Obu kibice w Wałbrzychu powinni pamiętać z występów w drugoligowym Górniku. Opaskę kapitańską nosił również Michał Łaski (Bielawianka - 8.miejsce), który strzelił 5 bramek. Najlepszą ekipą z okręgu wałbrzyskiego był trenowany przez Arkadiusza Albrechta Orzeł Ząbkowice - 6.miejsce. AKS Strzegom zakończył w końcu tułaczkę po obcych boiskach w końcu debiutując na wyremontowanym obiekcie. 10.miejsce to lokata odpowiadająca potencjałowi piłkarzom trenowanych przez Jarosława Krzyżanowskiego - pamiętnemu strzelcowi bramki w meczu Zagłębie Lubin - AC Milan. Oczko niżej uplasował się beniaminek z Nowej Rudy, który paradoksalnie więcej punktów zdobyli na wyjeździe (19) niż u siebie (17). Piast zapowiedział casting dla chętnych, którzy chcieli by grać w IV lidze. Ciekawe ilu będzie chętnych? Dopiero trzynastą lokatę zajęli Zjednoczeni Żarów,gdzie jesienią wrócił z Górnika Damian Uszczyk, który z 6 trafieniami został najskuteczniejszym (wraz z Klocem i Kołodziejem) zawodnikiem zespołu. Żarowianie niestety opuszczają IV ligę. Na skutek zimowego wycofania się najsłabszego w rywalizacji BKS Bolesławiec wolny los trafił do Zametu Przemków. W Przemkowie z kolei Nysa Zgorzelec pokonała Zjednoczonych Żarów 2:0.Szczęścia w barażach nie miała inna drużyna z wałbrzyskiego OZPN- czwarty w okręgówce LKS Bystrzyca Górna w Wilkowie k.Złotoryi przegrał z Włókniarzem Mirsk 0:1 tracąc gola w 94 minucie! W Żórawinie Sokół Marcinkowice ograł Polonię Trzebnica 2:0 powodując tym samym, że w barażach górą byli pretendenci.
Podział na grupy wg klucza geograficznego na pewno budzi kontrowersje, bowiem w powszechnej opinii wyższy poziom będzie panował w grupie wałbrzysko - wrocławskiej. W niej znaleźli się 3 spadkowicze (Bystrzyca, Polonia-Stal, Foto-Higiena), czołowi dotychczasowi ligowcy (Sokół, Oleśnica, Ząbkowice, Bielawianka i Piast Nowa Ruda) uzupełnieni o beniaminków z Barda, Świebodzic, Jaworzyny Śląskiej oraz Marcinkowic, Sadowic, Goszczy i Wołowa. W grupie jeleniogórsko - legnickiej faworytem nr 1 jest Zagłębie II Lubin, drugi spadkowicz z III ligi to Karkonosze, które już pożegnał trener Artur Milewski. Dodatkowo trafi do tej grupy AKS Strzegom terytorialnie należący jednak do .... wałbrzyskiego OZPN. Ponadto Chrobry II, Orkan, Lotnik, Granica, Mirsk oraz beniaminkowie: Warta Bolesławiecka, Wykroty, Jędrzychowice, Chocianów, Grębocice, Zgorzelec, Wąsosz, Przemków.
Trzecia liga w sezonie 2015/16 to morderczy maraton o utrzymanie się w lidze oraz o miejsce w barażach o awans. W gr. pomorsko - zachodniej o utrzymaniu decydowała tzw. mała tabelka pomiędzy trzema zespołami, z których najgorszy bilans miała Drawa Drawsko Pomorskie co oznaczało dla niej spadek. Miejsca zabraknie również dla rezerw Arki i Lechii, gdzie zapowiedziano już likwidację drugiego zespołu. Sprawa pierwszego miejsca rozstrzygnęła się w praktyce w przedostatniej kolejce, gdy prowadzący GKS Przodkowo zaledwie zremisował w Drawsku 0:0, a druga Vineta Wolin ograła w Szczecinie Pogoń II 1:0 obejmując fotel lidera. Wyspiarze z Wolina w ciągu sezonu nie przegrali na wyjeździe (!!!), a korona króla strzelców przypadła ich napastnikowi Adamowi Nagórskiemu z 26 golami.
Vineta przegrała baraże z Odrą Opole (0:2, 1:1), która w tym roku nie dała sobie wyrwać palmy pierwszeństwa, tak jak miało to miejsce rok wcześniej na rzecz Polonii Bytom. W Odrze grał doskonale pamiętany w Wałbrzychu Tomasz Wepa, który może smiało oczekiwać polepszenia warunków w II lidze, bowiem dzięki lobbowaniu ministra Patryka Jakiego (ponoć b.juniora Odry) sponsorem opolan zostanie Grupa Azoty. Natomiast w nowej III lidze miejsce wywalczył bielski duet (Rekord, BKS Stal), rezerwy Zabrze, Skra Częstochowa, Pniówek oraz GKS 1962 Jastrzębie. Ligę natomiast opuściły uznane ekipy jak mistrz Polski z 1980 Szombierki Bytom, Ruch Zdzieszowice czy rezerwy ekstraklasowych zespołów Ruchu, Piasta i Podbeskidzia. Najlepszym strzelcem został zawodnik dziewiątego LKS Bełk Piotr Bysiec - strzelec 15 bramek.
W gr. podlasko-warmińsko-mazurskiej bez problemów wygrała Olimpia Elbląg, gdzie pewniakiem był Dawid Kubowicz (4 gole). To ostatniej kolejki trwała walka o utrzymanie, z której zwycięsko wyszła Concordia Elbląg, w gronie utrzymanych znalazł się również Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie z Kamilem Czaplą w bramce. Były bramkarz drugoligowego Górnika rozegrał 15 spotkań, z czego aż 14 jesienią. Najskuteczniejszym trzecioligowcem był Paweł Piceluk (Olimpia) z 32 golami.
Elblążanie w barażach (1:0,2:1) poradzili sobie z Motorem Lublin, choć "fachowcy" więcej szans dawali rywalom. W grupie lubelsko-podkarpackiej najgoręcej było tradycyjnie na derbach Rzeszowa, z których zwycięsko wyszła Stal. W gronie spadkowiczów znaleźli się m.in. Lublinianka, Hetman Zamość, Polonia Przemyśl. Król strzelców Wojciech Białek (Avia Świdnik) zaliczył 29 celnych trafień.
W gr. kujawsko - pomorsko-wielkopolskiej emocje zarówno o prymat jak i utrzymanie trwały do ostatniego gwizdka arbitra. Dopiero w ostatniej kolejce Warta odparła ataki beniaminka Pelikana Niechanowo, który gorszym bilansem bezpośrednich spotkań (1:3 u siebie i 1:0 w Poznaniu) przegrał walkę o baraż. Jesienny mistrz Jarota zanotował zjazd na piątą lokatę, wiosenna degrengolada spowodowała spadek Startu Warlubie, gdzie grał Kamil Popowicz (1 gol). Spadek dotknął niedawnych drugoligowców z Torunia, gdzie grał najskuteczniejszy w lidze Krystian Tomaszewski (16 goli), Ostrowa Wlkp. i Wągrowca. Warto zauważyć, że trenerem rewelacyjnego Pelikana był Jerzy Cyrak, mający wiosną do dyspozycji byłego podopiecznego z Wałbrzycha Damiana Lenkiewicza (2 gole). Z kolei Warta w atmosferze małego skandalu ograła w barażach Garbarnię Kraków (2:3, 1:0). W gr. małopolsko-świętokrzyskiej szybko odpadł groźny rywal, bowiem Poroniec Poronin Macieja Żurawskiego wycofał się z rozgrywek. Spadek dotknął m.in. Hutnika Kraków, czy rezerwy Cracovii, gdzie grał król strzelców Krzysztof Szewczyk (26 bramek). Spadła również Wisła Sandomierz z Bartoszem Szepetą (7 goli), która zadecydowała o spadku Cracovii II wygrywając w ostatniej kolejce na boisku w Krakowie 4:3, choć pewni siebie piłkarze Pasów prowadzili już 3:1...
Najbardziej wyrównana rywalizacja w III lidze miała miejsce w gr. łódzko-mazowieckiej. Drugi Ursus Warszawa i siódmy Świt Nowy Dwór Mazowiecki dzieliło ... dwa punkty! Wśród spadkowiczów znalazły się m.in. Warta Sieradz, Start Otwock czy Warta Działoszyn, gdzie wiosną w 10 meczach wystąpił niechciany w Bełchatowie Krystian Stolarczyk., Były obrońca drugoligowego Górnika w Działoszynie (byłym klubie Roberta Warzychy) zagrał 10 razy (aż 5 żółtych kartek, 1 czerwona, 5 porażek i aż 34 stracone bramki). Po sezonie Stolarczyk wrócił do Bełchatowa, które przygotowuje się do drugoligowego sezonu. Najskuteczniejszym snajperem na Mazowszu był Marcin Mirecki (30 goli), który zimą gościł na ziemi wałbrzyskiej z Lechią Tomaszów Mazowiecki.
Jeśli chodzi o grupę dolnośląsko - lubuską to jeszcze raz potwierdziła się ... słabość futbolu lubuskiego. Bezsprzecznym hegemonem wcześniejszego sezonu była Formacja Port 2000 Mostki, która nie przystąpiła do baraży o drugą ligę, a 12 miesięcy później spada z ligi. Jak na ironię powodem był przegrany baraż mistrza ligi. Jak się okazało sprytem wykazali w Zielonej Górze, gdzie po połączeniu Falubazu z UKP zrezygnowano z walki o utrzymanie stawiając na awans z IV ligi.
Z ligi wycofał się KP Brzeg Dolny z powodów finansowych. Wyraźnie od reszty zespołów odstawały zespoły z Kątów Wrocławskich i Lubska. Beznadziejną wiosnę zanotowano w Karkonoszach i tamtejsi kibice na mecze trzecioligowe będą musieli pofatygować się do Kowar. Pozostałe drużyny miały lepsze i gorsze momenty. Sporo krwi i nerwów na przykład mistrzowi z Wałbrzycha napsuli spadkowicze z Karnina i Świdnicy. Największymi przegranymi sezonu okazali się piłkarze Stilonu i rezerw Zagłębia, których zabraknie w następnym sezonie. Podobać mogła się skuteczna gra młodych piłkarzy Miedzi II. Wiosna to już walka o 1.miejsce pomiędzy wałbrzyszanami a KS Polkowice. O Górniku panowała opinia, że nie ma w klubie ciśnienia na awans. Piłkarze jednak pokazali charakter miesiącami odbierali ataki, by w decydującym barażowym meczu o wszystko pokonać polkowiczan 2:1. Niestety, wąska kadra, brak pomocy ze strony DZPN sprawiły, ze do decydującego dwumeczu o awans do II ligi Górnik przystąpił z marszu. I niestety, było widać brak odpoczynku.
Marcin Orłowski - niezastąpiony
Nad podsumowaniem meczów Górnika pochyliła się strona klubowa. Bazowała na nieocenionych statystykach portalu 90minut.pl. Dziwi mnie jedynie liczba aż 12 asyst Dominika Radziemskiego. Nawet jeśli wliczy się faule po których podyktowany zostały wykorzystany przez Orłowskiego rzut karny (vide ostatnie dwie kolejki ligowe) to w żadnym przypadku nie wychodzi mi tuzin asyst. Jeśli chodzi o bramki to strona klubowa przychyla się do trzech trafień Bartosza Tyktora (wersja 90minut.pl), choć trafił 4 razy - kwestią sporną dla 90minut.pl pozostaje gol w jesiennego meczu ze Stilonem, które uznawane jest za samobójcze trafienie.  Jeśli łączono za 90minut kartki za ligę i puchary na szczeblu centralnym to warto by doliczyć za baraże i puchary okręgowe. Wówczas zarówno Dariusz Michalak jak i Jan Rytko mieliby 12 napomnień.
Dla uzupełnienia statystyk warto dodać, że kapitan zespołu Marcin Orłowski jako jedyny zawodnik kadry biało-niebieskich brał udział we WSZYSTKICH meczach sezonu 2015/16 - zarówno ligowych, barażowych, pucharowych na szczeblu centralnym, okręgu jak i DZPN. 44 mecze, w których strzelił 40 bramek - 30 w lidze, 2 w barażu z Polkowicami i 8 w Pucharze Polski OZPN Wałbrzych.
W minionym sezonie podczas meczów o stawkę Robert Bubnowicz do protokołu meczowego podał łącznie 26 nazwisk, z czego jedynie Bartłomiej Ziobro nie pojawił się na boisku. Tylko jesienią grali Adrian Mrowiec, Maksym Tatuśko, Damian Uszczyk oraz Kamil Misiak, który w przeciwieństwie do pozostałych występował jedynie w okręgowym pucharze. Kamil Śmiałkowski z kolei odszedł tuż po pucharowej przygodzie z Brzeskiem i Wigrami. Wiosną z kolei pokazali w I zespole Górnika Mateusz Krawiec oraz juniorzy w osobach Filipa Brzezińskiego, Dominika Woźniaka i Michała Tytmana.
Jedyną bramkę z rzutu wolnego zdobył w Mostkach Marcin Morawski. W lidze podobna sztuka udała się Tomaszowi Szwiecowi (Stilon) w meczu ze Śląskiem II (1:2). Mocnym atutem były rzuty wolne - bezpośrednio gole zdobywali Mateusz Krawiec (3 razy) i Marcin Orłowski. Aż 8 dośrodkowań z wolnych (Morawski 3, Krawiec 2, Radziemski 2, Oświęcimka) zamienili na bramki partnerzy. Z drugiej strony Kamil Jarosiński z tego stałego fragmentu gry dał się zaskoczyć Maciejowi Salakowi, Dominikowi Wejerowskiemu (obaj Foto-Higiena), Jehorowi Tarnowowi, Wojciechowi Sowie (obaj Świdnica).
Dwaj Kamile: Śmiałowski i Mańkowski - swego czasu
grali razem w Wałbrzychu
[foto:Wojciech Fryt]
W sezonie 2015/16 nie zabrakło byłych wałbrzyskich zawodników w innych drużynach. Miejsce na ligowym podium pod wodzą trenera Grzegorza Kowalskiego wywalczyli m.in. Patryk Janiczak i Kamil Mańkowski, którzy swego czasu grali w II lidze przy Ratuszowej. Janiczak jesienią bronił w słabiutkim KP Brzeg Dolny, a wiosną w Ślęzie długo czekał na swoją szansę, a ta pojawiła się dopiero po kontuzji Gąsiorowskiego. W obu tych klubach Patryk potrafił obronić rzuty karne. Mańkowski z kolei zimą wrócił do rodzinnego miasta z Polonii Bytom (13 meczów w II lidze) i wiosną strzelił nawet bramkę, co w jego przypadku jest nie lada osiągnięciem. W Legnicy jesienią grał wspomniany wcześniej Lenkiewicz (3 gole), tradycyjnie spora grupa była w Świdnicy, gdzie wiosną prym wiódł 42-letni Dariusz Filipczak. Oprócz niego grali Truszczyński, Tobiasz, a jesienią Szuba, który zimą próbował wyjechać za granicę, a skończyło się na grze w rezerwach występujących w klasie okręgowej. W Lechii Dzierżoniów 10 bramek strzelił Kamil Śmiałowski będąc wyróżniającym się graczem zespołu, który bez problemów utrzymał się w III lidze.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

2015/16 podsumowanie klas niższych

Smutnym obrazem potwierdzający głęboki kryzys w Wałbrzychu jest ... ilość drużyn w B klasie. 6 ekip grających prawie do znudzenia ze sobą. Dobrze, że zgłosiły swoje rezerwy drużyny Victorii Świebodzice i MKS Szczawno Zdrój, bo w przeciwnym razie nie doszłoby do rozgrywek w sezonie 2015/16. Nie doszło do reaktywacji drużyny seniorów Gwarka Wałbrzych, a o podobnym ruchu, zapowiadanym kilka lat temu ze strony Juventuru Podzamcze można śmiało zapomnieć.
Rywalizacja przebiegała na trzech płaszczyznach: walka o awans pomiędzy Unią Stare Bogaczowice a MKS II, rywalizacja o 3.miejsce pomiędzy Podgórzem a Victorią II oraz dobijanie Grodna. Piłkarze z Zagórza Śląskiego zaledwie trzykrotnie nie schodzili z boiska przegrani. Średnia straconych bramek na mecz - 8, słownie: osiem. Dwukrotny remis z rezerwami Victorii i 3:3 na początku sezonu z Zagłębiem to cały dorobek Grodna, w którym grał wychowanek Górnika Piotr Smoczyk - zdobywca 4.miejsca MPJ w 1998.
Zagłębie Wałbrzych przeżywało huśtawkę nastrojów, blisko było wycofania i postawienia jedynie na szkolenie juniorów i młodzieży. Drużyna dokończyła sezon, ale nie ma w praktyce czym się pochwalić, jeśli chodzi o seniorów (juniorzy utrzymali się w klasie okręgowej!). Jasnym punktem okazał się Jakub Namlik - strzelec 5 goli w ostatniej kolejce (7:1 z Grodnem) co łącznie z 8 bramkami pozwoliło mu zostać najlepszym strzelcem Thoreza w minionym sezonie.
Sprawa awansu miała się rozstrzygnąć pomiędzy Unią a rezerwami Szczawna. Obie ekipy postawiły na doświadczenie i biorąc pod uwagę roczniki urodzenia graczy to można było by podejrzewać, że to rywalizacja w kategorii oldbojów. Wiosną piłkarze ze Starych Bogaczowic mieli do odrobienia jeden punkt do MKS II. Gładkie 4:1 w Szczawnie oznaczało przejęcie kontroli przez piłkarzy trenowanych przez Mariusza Rajcę. Nie było już kontrowersji takich jak jesienią (gra Bartosza Soboty, który miał za sobą występy w austriackiej lidze regionalnej), ale gdy na boisku w Bogaczowicach wygrały rezerwy Mineralnych to długo nie milkły protesty gospodarzy, którzy po przegranym meczu utracili fotel lidera.
Szczyt w Starych Bogaczowicach rozstrzygnął gol
Twardijewicza (pierwszy z prawej)
[foto:lksuniabogaczowice.futbolowo.pl] 
Bohaterem meczu był Krzysztof Twardijewicz - strzelec jedynej bramki. Popularny Twardy pojawił się w rezerwach MKS wraz z grupą innych ponad 30-letnich zawodników (Leśniowski, Kulik, Biarda, Jankowski, Jastrzębowski), ale jest jedynym pamiętającym jeszcze czasy Ogniwa, a potem Altry. Trenerem grającym wiosną był Jarosław Borcoń, który obok Piotra Leśniowskiego był jedynym futbolistą tej klasy rozgrywkowej grającym w przeszłości na zapleczu ekstraklasy.
Piłkarze ze Szczawna mieli zaledwie 2 mecze na utrzymanie fotelu lidera - po pokonaniu Podgórza 7:2 ulegli aż 1:5 w Świebodzicach, co kosztowało ich utratę awansu do A klasy. Jeśli wierzyć statystykom portalu łączy nas piłka to właśnie w tym meczu zagrali przeciwko sobie najskuteczniejsi gracze B klasy - Daniel Kucharski (MKS II - 17 goli) i Łukasz Galasiński (Victoria II - 16 goli). Unia Bogaczowice wygrała 2:1 na Podgórzu i mogła świętować awans do A klasy.
Biorąc pod uwagę promocję I zespołu MKS nie wiadomo czy w Szczawnie bardzo zależało na awansie rezerw do A klasy, co wiąże się z większymi kosztami, dalszymi wyjazdami. Tymczasem prowadzeni przez Wiesława Walczaka piłkarze I drużyny MKS nie miał żadnych problemów z wygraniem wałbrzyskiej grupy A klasy - zaledwie jedna porażka (w listopadzie w Głuszycy) i dwa remisy mówią same za siebie. Gratkowski w bramce, Gromniak, Antas, Szkudlarek, Borkowski, Czechura stanowili główny trzon zespołu, który tak naprawdę nie miał godnych siebie rywali. Drugą lokatę zajął Górnik Gorce wyprzedzając o dwa punkty Granit Roztoka. Grający trener Rafał Siczek mógł liczyć na doświadczonego Garwola w bramce, a w polu niespełnionych, dobrze zapowiadających się za młodu Dudiaka, a przede wszystkim Dusia. Siła Granitu trenowanego również przez grającego trenera Kamila Ordę opierała się głównie na skuteczności Damiana Danaja. Więcej spodziewano się po Czarnych Wałbrzych (dopiero 9.miejsce). A klasę opuszczają Kalenica Jugów i Herbapol Stanowice, gdzie grał m.in. Fabian Jaworski, swego czasu występujący w czwartoligowym Górniku/Zagłębiu Wałbrzych.
Królem strzelców został grający trener Iskry Witków Bartosz Ogrodnik (36 goli), wyprzedzając Tomasza Czechurę (MKS) o sześć trafień.
Dzięki reformie rozgrywek IV ligi dolnośląskiej promocje z klasy okręgowej uzyskały aż 3 zespoły, co uwolniło miejsca z grup A klasy. Do mistrzów grup (MKS Szczawno Zdrój, Piławianka Piława Górna, Orlęta Krosnowice) dołączyć miały dwa z trzech wicemistrzów. Liczono współczynniki, a najsłabszy, niestety, należał do Górnika Gorce (2,100). Do klasy okręgowej awansowała więc Niemczanka Niemcza (2,433) oraz Pogoń Duszniki - Zdrój (2,107). Piłkarze ze Stadionu XXV-lecia w Gorcach przegrali więc awans o ... siedem tysięcznych! Warto dodać, że w Niemczy oparto zespół na graczach z Lechii Dzierżoniów, a w bramce występował Seweryn Derbisz, który 12 miesięcy wcześniej grał w drugoligowym Górniku Wałbrzych (4 klasy wyżej). Niemczanka wyprzedziła w tabeli Pogoń Pieszyce, gdzie blisko 30 goli zdobył duet bliźniaków Sebastian (grający trener) - Sławomir Gorządowie, w przeszłości gracze m.in. Zagłębia i KP Wałbrzych.
Klasę okręgową opuszczają Sudety Dziećmorowice, które praktycznie oddali ligę walkowerem, bowiem w końcówce sezonu nie zdołali dojechać do Kłodzka, choć istniała jeszcze szansa na utrzymanie się. Tradycyjnie najlepszym strzelcem była klubowa ikona Piotr Osiecki z 11 bramkami. Po 3 latach gry w okręgówce żegna się Skalnik Czarny Bór, któremu nie pomogły zimowe wzmocnienia w osobach bramkarza Mateusza Gawlika (Wratislavia - strzelił wiosną gola!) i Marcina Masiela (Olimpia Kamienna Góra). Wciąż wyróżniającym się graczem jest 40-letni już Zdzisław Pyrdoł strzelec 3 bramek. Rezerwy Polonii-Stali to ... najgorsza drużyna wiosny, która dzięki zwycięstwu w ostatniej kolejce utrzymała się. Na pewno dziwi słaba postawa, zwłaszcza, że występowali gracze z III ligi, a przykładowo Wojciech Szuba wiosną grał jedynie w klasie okręgowej. W drużynie z najbardziej dziurawą obroną (109 straconych goli, w tym rekordowe 0:18 w Bardzie Śląskim), czyli Gromie Witków występował 43-letni Jarosław Solarz, będący również menedżerem m.in. Janusza Gola czy Arkadiusza Piecha. Na solidnym 5.miejscu finiszował Zdrój Jedlina Zdrój, gdzie występował wiosną czeski defensor Vaclav Pohl. Nie był on jedynym obcokrajowcem w tej klasie rozgrywkowej, bowiem w Zamku Kamieniec Ząbkowicki występowali Brazylijczycy Diego Neto (jesienią) i Alex Silva (11 goli), a w Nysie Kłodzko 3 bramki strzelił występujący od wiosny Nigeryjczyk Sule Ayinla.
Awans do nowej, zreformowanej IV ligi zdobyły 3 zespoły. LKS Bystrzyca Górna odpadła po barażach. Z trzeciego miejsca awansowała Karolina Jaworzyna Śląska z królem strzelców ligi Grzegorzem Ignatowiczem (32 gole). Drużynę prowadził Tomasz Idziak będący jednocześnie koordynatorem szkolenia w trzecioligowym Górniku Wałbrzych. Będący nadtrenerem szkoleniowców w najsilniejszym klubie OZPN Wałbrzych wreszcie może pochwalić się sukcesem szkoleniowym. Niebagatelne znaczenie miało sprowadzenie zimą z Ratuszowej Adriana Mrowca (2 gole) i Maksyma Tatuśko (bez bramki ...).
Dominik Janik (Victoria Świebodzice)
Drugie miejsce przypadło niespodziewanie Unii Bardo prowadzonej przez brata naszego kadrowicza Piotra Zielińskiego - Tomasza. Duet Idzi - Pietrzykowski strzelił łącznie 54 bramki z 106 zdobytych przez cały zespół. Unia po uzyskaniu awansu wyraźnie spuściła z tonu i przez porażki m.in. ze zdegradowaną Polonią Bystrzyca Kłodzka straciła pierwsze miejsce na rzecz Victorii Świebodzice. Świebodziczanom Unia może przede wszystkim zazdrościć zaplecza, bowiem obiekt w Bardzie raczej nie przystoi nawet czwartoligowym standardom. Victoria trenowana przez Macieja Jaworskiego charakteryzowała się żelazną defensywą (zaledwie 11 straconych bramek), a kluczem do sukcesu okazał się komplet 15 domowych zwycięstw. Siłą drużyny był kolektyw, z którego trudno kogoś wyróżnić, bowiem trzeba było by wymienić kilkanaście nazwisk. Wiele z nich to wychowankowie wałbrzyskiego Górnika. Jaworski dał szansę nie tylko młodszym (Gawlik, Rosicki), ale i starszym zawodnikom (Błażyński, Traczykowski). Wiosną pojawił się na boiskach ligowych dawno nieoglądany Dominik Janik, który był jednym z architektów marszu Górnika z IV do II ligi. A i trener bramkarzy 39-letni Wojciech Wierzbicki załapał się w kilku meczach na ławkę rezerwowych. Dobra praca w Świebodzicach zaprocentowała nie tylko awansem drużyny seniorów, ale po raz kolejny juniorzy zagrają w Dolnośląskiej Lidze Juniorów.

niedziela, 26 czerwca 2016

EURO - zmieniająca się optyka

Polska przełamuje kolejne bariery podczas tegorocznych mistrzostw Europy. Po pierwszym zwycięstwie, wyjściu z grupy, ekipa Adama Nawałki jest już w najlepszej ósemce kontynentu!
Mecz ze Szwajcarią przeszedł do historii. Początek mógł być wymarzony, gdyby Arkadiusz Milik trafił do pustej bramki już w pierwszej minucie. Pierwsza odsłona to tradycyjnie doskonała obrona, destrukcja w drugiej linii przez co rywal nie potrafił stworzyć sytuacji bramkowej. Polacy tradycyjnie również mają problemy z wykreowaniem sytuacji bramkowej aż przychodzi 38 minuta, gdy kapitalne wznowienie gry przez Fabiańskiego zostaje sfinalizowane rajdem Kamila Grosickiego. Niezbyt finezyjny drybling pod szesnastką Szwajcarów, dogranie do środka, Milik przepuszcza piłkę do Błaszczykowskiego, który otwiera wynik. Po raz pierwszy na tym turnieju strzelamy bramkę w I połowie. Po przerwie odnotowujemy pierwsze celne uderzenie w turnieju Lewandowskiego, a potem ... Im bliżej końca, tym gorzej. Niepotrzebne, zbyt głębokie cofnięcie się, oddanie inicjatywy przeciwnikowi i zaczyna być nerwowo pod polską bramką. Na szczęście Fabiański czyni cuda w bramce będąc bezradnym jedynie po kapitalnym golu Shaqiriego. Dogrywka - to wyraźne przeczekanie na karne, które biało - czerwoni trenowali przed meczem.
Pudło Granita Shaki - decydujący moment rywalizacji
Konkurs jedenastek to loteria. Polacy wykonywali je jednak nie tylko bezbłędnie, ale niesamowicie pewnie. Wskazówki trenera bramkarzy Jarosława Tkocza, pokazującego Łukaszowi Fabiańskiemu plansze z opcjami wykonania rzutów karnych na niewiele się zdały - goalkeeper Swansea ani razu nie był bliski obrony jedenastki. Bliższy obrony z kolei był jego vis a vis - Yann Sommer, któremu wyraźnie brakowało centymetrów i ... szczęścia, zwłaszcza przy uderzeniu Milika. Z 10 egzekutorów karnych jedynie Shaka się pomylił, co zadecydowało o awansie Polaków.
Wspaniały eurosen trwa w najlepsze. Polacy co prawda stracili pierwszą bramkę, ale wciąż są w grze. Porównuje się ich do Greków sprzed 12 lat i kto wie czy nie skończy się strefą medalową?
Obrona turnieju?
Daleki jestem od superlatyw pod względem gry naszej reprezentacji po sobotniej grze. Defensywa wciąż bez zarzutu - Fabiański zagrał tak jak przed laty Boruc na niemieckim mundialu czy alpejskim euro, z tą różnicą, że w końcu nasi nie przegrali. Kapitalne interwencje pod koniec meczu naprawdę kandydować mogą do interwencji mistrzostw. Glik z Pazdanem na swoim wysokim poziomie, choć w tej formacji najlepsze wrażenie pozostawił po sobie jednak Piszczek (za wyjątkiem sytuacji, gdy nie upilnował Derdiyoka). W pomocy peany zachwytów nad Turbogrosikiem - owszem szybki skrzydłowy zaliczył asystę,kilka razy szarpnął, ale warto zauważyć, że sporo piłek łatwo tracił, nie pomagał Jędrzejczykowi w defensywie. Zawiódł nieco gasnący z minuty na minutę Mączyński w pomocy. Klasą dla siebie z kolei w II linii był Grzegorz Krychowiak - najlepszy w ekipie. Atak kadry jest w tej chwili najbardziej krytykowany. Milik ponownie zmarnował idealną sytuację, choć RMF FM wyliczył mu aż 7 (!!!) 100% sytuacji. Zmienia się również ocena Roberta Lewandowskiego. Miał być bohaterem turnieju, lokomotywą ciągnącą pociąg z napisem POLSKA, a tymczasem jest jednym z największych rozczarowań mistrzostw. Co ciekawie, w meczu ze Szwajcarią, kapitan reprezentacji nie zagrał moim zdaniem gorzej niż w poprzednich meczach: wciąż walczył, ściągał uwagę rywali, którzy po raz kolejny niemiłosiernie go poniewierali, robił miejsce dla partnerów - a tymczasem cierpliwość rodzimych "ekspertów" powoli się kończy i oceny są coraz bardziej krytyczne. W polskich mediach właśnie Lewandowski został oceniony najniżej spośród Polaków. Dla mnie bardziej wiarygodne są noty wystawiane przez zagranicznych obserwatorów, którzy nie mają emocjonalnego obciążenia takiego jak polscy dziennikarze.
 Oto oceny za mecz ze Szwajcarami:
Daily Mail  (Wielka Brytania)

The Times (Wielka Brytania)
Kicker (Niemcy -ocena nim wyższa tym gorsza)
Marca (Hiszpania)
L'Equipe (Francja)
Praktycznie dla wszystkich bohaterem jest Łukasz Fabiański. Klasą dla siebie jest jednak Jakub Błaszczykowski - mający udział we wszystkich bramkach Polski na ostatnich dwóch turniejach EURO. Dla wielu zdziwieniem może być wysoka ocena Milika. Dla Lewego nie mają jednak litości, za wyjątkiem brytyjskim gazet - czyżby zachęcali do przeprowadzki do tamtejszej ligi?
Czy sukces osiągnięty do tej pory jest kwestią tylko szczęścia? Tytaniczna praca wykonana przez sztab Adama Nawałki procentuje i prawdę powiedziawszy, nawet w przypadku niepowodzenia w meczu ze Szwajcarią, to kadra oceniona zostałaby pozytywnie. I nie chodzi tu jedynie o emocje dla kibiców. Dyscyplina taktyczna, walka i ta niesamowita defensywa, która MUSI robić wrażenie na każdym. A że w pamięci ma się skuteczność z eliminacji oraz wcześniejszych meczów towarzyskich to wciąż tli się nadzieja na odblokowanie się Lewandowskiego i Milika.
Jaka z opinii najbardziej irytowała po meczu ze Szwajcarią? Wąska ławka rezerwowych. Nie wiem skąd się wzięła opinia "fachowców", ale na dobrą sprawę przeciwko Helwetom nie mógł wystąpić jedynie wykartkowany Kapustka - notabene najmłodszy z kadry. Za Grosickiego wszedł Peszko, który tak naprawdę na turniej pojechał, bo kontuzji doznał Wszołek. Jodłowiec za Mączyńskiego, a co z resztą? W turnieju oprócz wymienionych wyżej pokazali się również Cionek z Zielińskim i Starzyńskim, ale mimo wszystko opinia, że brakuje sztandarowemu zestawowi Nawałki wartościowych zmienników jest krzywdząca zarówno dla piłkarzy jak i samego sztabu trenerskiego. Owszem wielu by chciało zobaczyć np. Stępińskiego za Milika,wchodzącego Linetty'ego za Mączyńskiego, czy przekonać się, że Zieliński wyciągnął wnioski za nieudany występ z Ukrainą. Nawałka wybrał wszystkich zawodników jakich tylko chciał, jacy pasowali mu do jego koncepcji. Oczywiście za wyjątkiem kontuzjowanych Rybusa czy Wszołka. Wielu krytykowało Nawałkę za jego wybory - czy to Mączyńskiego lub Peszko jeszcze w eliminacjach, czy zdecydowane postawienie na Pazdana. Ale te wybory się obroniły i ich grą oraz wynikami kadry.
Przeciwnikiem w czwartek będzie Portugalia. Im bliżej meczu tym balonik będzie pompowany przez media, ale nie oczekujmy podobnych nastrojów wśród piłkarzy. Portugalia to wciąż niesamowity Ronaldo, którego czeka porównywanie z Lewandowskim. Niestety, liczby na turnieju nie przemawiają za Polakiem. Piłkarze prowadzeni przez Fernando Santosa we Francji wręcz czołgają się do przodu. W teoretycznej słabiutkiej grupie 3 remisy, przeciwko Chorwacji gol w 117 minucie. Gra do tej pory rozczarowuje i oby nie było przebudzenia w meczu z Polską. Portugalia to nie tylko Pepe, CR7 czy Nani, to solidny bramkarz Rui Patricio ze Sportingu, jego klubowi koledzy William Carvalho i Joao Mario w pomocy, czy chimeryczny drybler Quaresma, który celnym strzałem wprowadził kolegów do 1/4.  Jedno jest pewne, będzie to pojedynek idei zespołu z ideą indywidualności.
Czy będzie to pojedynek za czasów Leo Beenhakkera, gdy Ebi Smolarek dwukrotnie pokonał w Chorzowie Ricardo w 2006 roku, a Ronaldo przykrył Grzegorz Bronowicki (kto pamięta jeszcze takiego gracza?). Czy to będzie popis jednego gracza jak Paulety na mundialu 2002, gdy Dudek czterokrotnie wyciągał piłkę z siatki?
Po 34 latach, czyli od czasów hiszpańskiego mundialu, Polska zagra o medal w turnieju w kategorii seniorów. Zwycięstwo da bowiem awans do półfinału, a że nie zostanie rozegrany mecz o 3.miejsce, więc w praktyce awans oznacza medal. Tego naprawdę nikt się nie spodziewał. Pięknej gry jest tyle co kot napłakał, ale to nie jest łyżwiarstwo figurowe, gdzie daje się noty za styl. Liczą się punkty, bramki. Oby piękny sen nie skończył się dla nas w czwartkowy wieczór.