Październik miesiącem oszczędności. Tak jeszcze za czasów PRL ogłaszano
pierwszy miesiąc kalendarzowej jesieni. Piłkarze w Wałbrzychu też póki
oszczędnie w październiku punktują, choć pierwszy tydzień nowego miesiąca
przyniósł wiele emocji, artykułów, nie zawsze związanych z piłką nożną.
Rywalizacja oławsko-wałbrzyska ma bogatą tradycję sięgającą jeszcze lat
70-tych ubiegłego stulecia, gdy oba zespoły rywalizowały na zapleczu
ekstraklasy. Dla dzisiejszego pokolenia brzmi to niczym fantastyka. W latach 90-tych o powrót do drugiej ligi KP
Wałbrzych rywalizował z oławskim klubem, który nosił dziś wstydliwą nieco nazwę
Moto-Anna. W XXI wieku to rywalizacja w czwartej, trzeciej i drugiej lidze. W
bieżącym sezonie oba kluby po raz pierwszy rywalizują na piątym szczeblu
ligowej drabinki.
Sportowo mecz 8.kolejki nie zapowiadał się szczególnie ciekawie,
zwłaszcza, że w tej serii spotkań derbowe mecze rozgrywano w Pieszycach,
Ząbkowicach Śląskich czy Gaci. Jednak to o meczu Moto-Jelcza z Górnikiem pisały
ogólnopolskie media, mówiono w RMF.
Trener Marcin Domagała w Oławie nie mógł liczyć na Dariusza Michalaka
(pauza za 4 żółte kartki) i
Dawida
Rosickiego, którzy powiększyli grono nieobecnych. Do meczowej kadry wrócił
Nigeryjczyk Emeka, a po raz pierwszy w wyjściowym składzie wybiegł Hubert Kak.
Gospodarze piłkarsko mają dwa niezaprzeczalne atuty – trenera z ekstraklasową
przeszłością Zbigniewa Smółkę oraz braci Gancarczyków. Janusz Gancarczyk mimo
38 lat na karku wciąż potrafi zrobić różnicę, o czym przekonali się boleśnie
wałbrzyszanie. Już w pierwszej akcji
meczu po ciekawie rozegranym rzucie wolnym piłkę w bramkowej sytuacji miał
Wojciech Kaniewski, ale ostatecznie trafia ona do wspomnianego Gancarczyka,
który nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Wałbrzyska obrona
miała w Oławie spore problemy z koncentracją, bo zdarzały jej się proste błędy
w kryciu czy niewymuszone straty piłek. Pierwszy rzut rożny przyniósł kolejne
trafienie dla podopiecznych Zbigniewa Smółki. Po dośrodkowaniu gospodarze
nabiegali z głębi pola, nikt nie nadążył, ani nie przeciął piłki lecącej do
Janusza Gancarczyka, który strzałem głową podwyższył wynik spotkania. Boiskowy
zegar wskazywał 10.minutę spotkania i praktycznie było już po meczu.
Strzelec obu bramek dla Moto-Jelcza - Janusz Gancarczyk. [foto: olawa24.pl] |
O powyższych wydarzeniach nie przeczytamy w żadnym serwisie, niewiele
źródeł, nie wykluczając oławskich, wspomina również o autorze bramek. Tematem nr 1 było zachowanie kibiców obu
zespołów, które doprowadziło do tego, że sędzia Piotr Paluch po konsultacji z
delegatem z ramienia DZPN postanowił zakończyć mecz.
Co dokładnie wydarzyło się na stadionie Oławskiego Centrum Kultury
Fizycznej? Za Górnikiem przyjechało sporo kibiców, nie tylko z Wałbrzycha.
Zasiedli na wyznaczonym sektorze, pokazali sektorówkę, zaczęli rzucać racę na
bieżnię okalającą murawę oraz zaczęli niszczyć ogrodzenie, które ponoć łatwo
poddawało się wysiłkom chuliganów. Naprzeciwko fanów Górnika umiejscowieni byli
sympatycy rywali, czyli nie tylko kibicujący Moto-Jelczowi, ale przede
wszystkim Śląskowi Wrocław. W obrzucaniu się inwektywami nie pozostawali
dłużni, spalili flagę kibiców Górnika z Kudowy Zdrój. Trudno oczekiwać, by kibice,
którzy przyjechali do Oławy z Budapesztu chcieli oglądać w akcji pojedynki
Gancarczyka z Orzechem, szarże Chajewskiego czy parady Szymona Steca. Od dawna tajemnicą
poliszynela było, że ten mecz był największym wydarzeniem kibicowskim na tym
poziomie rozgrywek i obie ekipy będą dążyć do konfrontacji. Ostatecznie nie
doszło do rozróby na stadionie, ale przerwanie meczu, analiza dokumentacji
przedstawionej przez oba kluby dały podstawę do dość surowego postanowienia
Wydziału Dyscypliny DZPN. Jaka kara spotkała kluby?
Kara finansowa była oczywista, wiadomo, że ze względu na zniszczenie
ogrodzenia większa będzie dla gości z Wałbrzycha.
Obustronny walkower – decyzja bezprecedensowa, bowiem od dawna nie
ukarano tak drastycznie klubów za zachowanie kibiców. Dawniej w przypadku braku
porządku odpowiadał tylko i wyłącznie gospodarz, będący organizatorem
spotkania. Ale od kilku lat skończyła się bezkarność kibiców przyjezdnych.
Skoro ich zachowanie było bezpośrednim powodem zakończenia meczu, to logiczne
było ukaranie Górnika walkowerem. Skąd więc kara dla Moto-Jelcza? Można jedynie
domniemać, bowiem przedstawione do analizy materiały są znane jedynie komisji
orzekającej. Nie trzeba być
prenumeratorem magazynu To My Kibice, by pamiętać, że jedna z największych (nie
licząc incydentu w Sułowie) w ostatnim czasie awantura na stadionie
czwartoligowym miała miejsce w Oławie, gdy przyjechali fani ze Świdnicy. Wiadomo,
że świdniczanie sympatyzują z Górnikiem i również przyjadą na mecz. Czemu
zabrakło wyobraźni miejscowym działaczom, aby sprawdzić dokładnie obiekt, wraz
z opłotowaniem, zorganizować szczelniejszą ochronę, która wykluczyłaby
wniesienie na stadion rac, czy petard? Najprawdopodobniej ocena właśnie pracy
oławskich działaczy stanowiła podstawę kary dla Moto-Jelcza. Choć nie wszyscy z
tym się zgadzają.
– Jak można krzywdzić piłkarzy obu drużyn, skoro mecz przerwali kibice
z Wałbrzycha? Jeżeli mecz nie zostanie dokończony, to uprawianie sportu nie ma
żadnego sezonu – powiedział wprost na łamach Słowa Sportowego Zbigniew Smółka,
trener Moto Jelcza.
Trzecią składową kary, która wzbudza największe emocje jest nakaz
rozgrywania domowych meczów obu klubów bez udziału publiczności do końca sezonu.
Zastosowanie odpowiedzialności zbiorowej budzi kontrowersje zarówno w Oławie
jak i Wałbrzychu. Czy za wybryk kilkudziesięciu chuliganów muszą cierpieć setki
spokojnych fanów futbolu? Niestety, opinia publiczna nie wie, co zostało
opisane w protokole pomeczowym. Opinia
publiczna również nie wie, jak opisywane były poprzednie spotkania, gdzie dali
o sobie znać kibice MJO czy KSG. Do wiadomości kibiców nie dotrze uzasadnienie
kary, ale oba kluby zapewne odwołają się od tych kary, zwłaszcza w części dotyczącej
meczów bez publiczności.
Górnik Wałbrzych w ostatnich sezonach wiele zawdzięcza swoim kibicom.
Nie chodzi o głośny doping, ale również o wsparcie finansowe. Teraz głośno
zrobiło się o Górniku również dzięki jego kibicom, choć zapewne nikt w klubie
takiego rozgłosu by sobie nie życzył. Po przegranej 1:5 z Foto-Higieną Gać ci
sami kibice dostrzegli również niemoc i zaniedbania obecnego zarządu
zapowiadając „czas na zmiany”. Na czym one mają polegać? Czy w taki sposób, że
domowe mecze wałbrzyscy fani zmuszeni będą oglądać zza ogrodzenia niczym
rodzice oglądający swoje pociechy w spotkaniu na orliku?
Może realna groźba najsurowszych kar w historii klubu obudzi działaczy
piłkarskiego Górnika? Organizacyjnie, jak również sportowo klub głównie przez
działalność zarządu nie dorasta obecnie na poziom 4.ligi. Wszystko zmierza ku
degradacji, to co udało się mozolnie wypracować przez ostatnie dwa sezony może
zostać zaprzepaszczone w tej kampanii. Kibiców głównie przyciągają wyniki, jak
ich brak to pozostaje atmosfera meczu. A o nią będzie piekielnie trudno skoro
do czerwca mecze mają być rozgrywane w Wałbrzychu bez udziału kibiców.
Pozostaje również aspekt dialogu z najbardziej radykalną częścią
kibiców, zwłaszcza, że w przypadku kolejnej awantury konsekwencje dla klubu, a
co za tym idzie dla wałbrzyskiej piłki mogą być opłakane. Przy całkowitej bierności obecnego zarządu również zła opinia kibiców nie wpłynie na pozyskanie potencjalnych sponsorów. Kto chciałby sponsorować zespół kojarzony głównie z chuligańskimi awanturami kibiców?
Zanim DZPN ogłosił kary za wydarzenia oławskie Górnik Wałbrzych w
środowe popołudnie odpadł z Pucharu Polski. Tradycją stało się, że rywalem jest
Polonia-Stal Świdnica, bowiem po spadku biało-niebieskich ze szczebla
centralnego podczas udziału w 7 edycjach PP na szczeblu podokręgu wałbrzyskiego
aż pięciokrotnie dochodziło do meczu ze świdnickim zespołem. Latem tego roku
zarówno w sparingu (4:2), jak i w lidze (2:1) górą byli piłkarze Grzegorza
Borowego. Trzeci mecz w tej rundzie miał miejsce jednak w Wałbrzychu i mimo, że
goście mieli optyczną przewagę to najlepszą okazję zmarnował Emeka. Bezbramkowy
remis oznaczał konkurs jedenastek, bowiem regulamin rozgrywek nie przewiduje
dogrywki. Rzuty karne w przeszłości decydowały już o awansie czy triumfie
wałbrzyszan zarówno na szczeblu centralnym jak i podokręgu. Jednak nigdy do
rozstrzygnięcia nie było potrzeba aż 12 serii. Gdy Michalak nie strzelił bramki
świdniczanie prowadzili już 3:1, a mimo to w ostatniej serii spotkań Górnik
miał piłkę meczową! Stało się dzięki skutecznym interwencjom Sebastiana
Kubiaka, który wybronił uderzenia Białasika i Kozachenko. Niestety, kapitan
zespołu, jeden z najbardziej doświadczonych, były gracz świdnickiego klubu,
Sławomir Orzech obił jedynie poprzeczkę i zabawa rozpoczęła się na nowo. W
serii nr 7 pomylił się młody Moskwa, który posłał piłkę nad wałbrzyską bramką i
wynik meczu na 5:4 mógł ustalić Oskar Nowak. Blondwłosy pomocnik nie wytrzymał
jednak próby nerwów i przegrał pojedynek z Bartłomiejem Kotem. Kolejne 3 serie
przynoszą gole, kibice powoli tracą rachubę ile to już bramek mają oba zespoły.
Jedenasta seria przynosi bezpośrednie pojedynki obu goalkeeperów, które nie
przynoszą rozstrzygnięcia. Seria nr 12 to drugie w tym dniu próby Sowy i
Chajewskiego. Świdniczanin skopiował swój wyczyn sprzed kilkunastu minut, a
strzał Chajka odbija Kot zostając bohaterem konkursu jedenastek.
Wałbrzyszanie mogą skupić się teraz na lidze, ale trzeba uczciwie przyznać,
że nie było takiej przewagi świdniczan, jak podczas ligowego spotkania w
sierpniu. Czy to oznaka, że Górnik zaczyna uczyć się 4.ligi?
Odpowiedź na to pytanie padła już w sobotnie południe. Górnik ukarany grą
bez publiczności mecz zorganizował na bocznej płycie. Komfort oglądania zza
płotu dla kibica niezbyt ekskluzywny.
Outsider ligowej tabeli gościł wicelidera, jednego z faworytów
rozgrywek. Z pozostałymi pretendentami Górnik przegrał bezdyskusyjnie w
Żmigrodzie 0:3, czy u siebie z Foto-Higieną Gać 1:5. Słowianin Wolibórz jeszcze
6 lat temu grał w B klasie, ale dzięki zainwestowaniu sponsora do
podnoworudzkiej wsi zaczęto ściągać coraz to lepszych zawodników. Efekt był
natychmiastowy, po wygraniu A klasy pobyt w okręgówce trwał tylko rok, a
pierwszy sezon w 4.lidze zakończony tuż za Lechią Dzierżoniów, która jedną z
dwóch porażek w sezonie poniosła właśnie z podopiecznymi Adama Łydkowskiego.
Budowania zespołu z Woliborza zazdroszczą kibice w wielu miastach, w tym w
Wałbrzychu, bo każdemu marzy się kontraktowanie najlepszych zawodników z
okolicznych zespołów. Jedynie piłkarze Lechii Dzierżoniów opierają się zalotom
Słowianina, ale gdy po raz kolejny nie powiedzie się atak na trzecią ligę to
kto wie?
Latem Słowianin wyciągnął ze Świdnicy duet doskonale znany również w
Wałbrzychu, czyli Wojciech Szuba i Szymon Tragarz. Ten drugi obecnie
rehabilituje się po zabiegu spowodowanym kontuzją podczas zgrupowania
dolnośląskiej kadry Regions Cup. Podporą lewej strony defensywy woliborzan jest
wychowanek Górnika Mateusz Krzymiński.
Tymczasem zamykający tabelę i mający inne cele wałbrzyszanie musieli
zagrać bez Sławomira Orzecha ostoi bloku obrony. Mimo tego Górnik zagrał bardzo
uważnie i konsekwentnie w defensywie. W końcu obyło się bez szkolnych,
indywidualnych błędów, znakomicie funkcjonowała asekuracja. Faworyt z Woliborza
nie miał pomysłu na gospodarzy, najczęściej próbował szarż skrzydłami, które
nie przynosiły spodziewanych efektów. Biało-niebiescy po raz kolejni przekonali
się, że największy problem w zespole to druga linia. Brakuje odpowiedniej
jakości do kreowania sytuacji bramkowych, największe zagrożenie to jedynie
stałe fragmenty gry. Strzałów z dystansu z rzutów wolnych próbował Damian
Chajewski, ale żadne uderzenie nie potrafiły zaskoczyć najskuteczniejszego
bramkarza ligi Szymona Brandla (4 czyste konta). Po godzinie gry nie
niespodzianka, ale sensacja zaczęła nabierać realnych wymiarów, gdy po rzucie
rożnym pojedynek główkowy z Sobiesierskim wygrywa co prawda Szczepaniak, ale
piłka niefortunnie wpada do bramki gości. Grający asystent trenera Łukasz
Szczepaniak, podobnie jak kapitan Słowianina Filip Barski w przeszłości byli
testowani przez… drugoligowego wówczas Górnika Wałbrzych, ale żaden z nich nie
zdołał przekonać do siebie trenera biało-niebieskich.
Ostatni kwadrans meczu przesłoniła postawa rozjemcy spotkania. Po raz
pierwszy w historii czwartoligowych bojów Górnika głównym sędzią była kobieta.
Ewa Żyła to była reprezentantka Polski w piłce nożnej, od lat sędziująca mecz
pań, a także spotkania w CLJ. W sobotnim meczu była niewidoczna, czyli
prowadziła przez 5 z 6 kwadransów bardzo dobrze. Postawa i decyzje pani Żyły nie
wypaczyły bezpośrednio rezultatu spotkania, ale wprowadziły nerwowość i
pretensje w obu zespołach. W 78.minucie tuż przy linii bocznej Oskar Nowak zagrał krótko do Jakuba
Smutka jednocześnie próbując minąć Piotra Gorczycę. Obaj zawodnicy padli na
ziemię, przy czym łysy defensor gości z głośnym krzykiem. Gwizdek przerwał grę
i sędzia spokojnie wskazała winnego wałbrzyszanina karząc go żółtą kartką, co w
przypadku Nowaka oznaczało wykluczenie z gry po dwóch napomnieniach. Filmik (na
podstawie relacji video kanału klubowego Górnika Wałbrzych na youtube)
pokazuje, że nawet odgwizdanie faulu dla gospodarzy mogłoby się obronić. Jednak
trudno doszukać się w tym zdarzeniu umyślności Oskara, który wylatuje z boiska
i tym samym miejscowi muszą sobie radzić w dziesięciu.
Obraz gry niezbyt się zmienił, choć mający przewagę optyczną goście
grali z przewagą jednego zawodnika. W 86.minucie po rzucie rożnym Krzymińskiego
Łukasz Szczepaniak był bliski rehabilitacji za bramkę samobójczą, ale po
uderzeniu głową futbolówka minimalnie minęła bramkę. W 88.minucie to goście z
Woliborza mieli spore pretensje do pani Żyły. W polu karnym padają Maciej
Mazanka i Alexis Fatyanov, gdy po gwizdku goście spodziewali się wskazanie na
rzut karny okazało się, że sędzia orzekła faul ukraińskiego zawodnika. W czasie
gdy pomoc medyczna była udzielana wałbrzyskiemu defensorowi z pretensjami do
bocznego asystenta udał się kapitan gości Filip Barski. Po sygnalizacji
asystenta arbitra Ewa Żyła pokazała drugi żółty kartonik w meczu Barskiemu, co
oznaczało, że obie drużyny kończyły mecz w osłabieniu.
Ale na tym nie skończyły się kontrowersje czy emocje w meczu.
Poniższe wideo pokazuje akcję Sobiesierskiego, który uruchamia Emekę:
Nigeryjski napastnik wygrywa walkę o pozycję z Gorczycą i kilkadziesiąt
metrów przed bramką ma tylko i wyłącznie bramkarza Słowianina. Do piłki zarówno
Emeka jak i Brandl ruszyli wślizgiem. Szybszy okazał się nigeryjski napastnik,
który wcześniej zagrał piłkę, a bramkarz rywali trafia w nogi Emeki
umożliwiając mu dojście do piłki i oddanie strzału do pustej bramki. Sędzia
Żyła wyraźnie pokazuje przywilej korzyści, tyle, że do piłki dopadł
Sobiesierski będący już w narożniku pola karnego, z ostrego kąta nie mógł oddać
dokładnego strzału posyłając piłkę obok bramki. Jaką decyzję podjęła Ewa Żyła?
Faul był niepodważalny, nawet Szymon Brandl podbiegł do Emeki przepraszając za
niebezpieczne wejście. Sędzia nie zdecydowała się na wykluczenie bramkarza
pokazując mu zaledwie żółtą kartkę!
Przepisy gry w piłkę nożną są jasne i klarowne w temacie przewinień karanych wykluczeniem z gry. Zawodnik powinien być wykluczony z gry, gdy pozbawia przeciwnika bramki lub realnej szansy zdobycia bramki, który zasadniczo porusza się w kierunku bramki, popełniając przewinienie karane rzutem wolnym. Pani Żyła uznała przewinienie Brandla jako faul, ale wyceniła go tylko na żółtą kartką. Dlaczego? Pozostanie to jej słodką tajemnicą.
Grając w 9 Słowianin pewnie nie byłby już tak zdeterminowany. Udzielanie pomocy medycznej Emece spowodowało, że gra przedłużyła się nie o sygnalizowane 6 minut tylko nieco dłużej. I właśnie w ósmej minucie doliczonego czasu gry goście mają rzut wolny po którym obrońcy Górnika wybijają na 20.metr. Piłkę zgarniają gracze Słowianina i mimo, że wędruje ona pod linię boczną sędzia nie decyduje się na zakończenie meczu. Dośrodkowanie, tym razem niefortunne zagranie głową notuje Sobiesierski i piłka ląduje w wałbrzyskiej bramce.
Tuż po wznowieniu gry Żyła kończy spotkanie. Szymon Stec nie notuje pierwszego meczu z czystym kontem, Górnik nie notuje premierowego kompletu punktów w tym sezonie, a trener Marcin Domagała nie wygrywa pierwszego meczu na szczeblu 4.ligi...
Do końca października przed Górnikiem trzy mecze ostatniej szansy. Nie na zwycięstwo, ale na przedłużenie nadziei na nawiązanie walki o utrzymanie się. Sobotnie spotkanie przy świetle jupiterów w Stolcu to szansa na wskoczenie na 14.miejsce. Wizyta Galakticos Solna to obowiązek zdobycia trzech punktów, tak samo jak wyjazd do Kamieńca Ząbkowickiego. 9 punktów w tych spotkaniach mocno podbudowałoby morale drużyny, dałoby nadzieje na udaną wiosnę. Ale do tego potrzeba aktywności również zarządu klubu, który musi poważnie pomyśleć o zimowym wzmocnieniu kadry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz