Minęły dwa miesiące rywalizacji ligowej na siódmym poziomie rozgrywek, czyli najwyższym szczeblu, gdzie grają wałbrzyskie zespoły. Największe zainteresowanie przypada poczynaniom piłkarzy Górnika Wałbrzych, którzy jeszcze wiosną bili się o trzecią ligę, a w wyniku krachu finansowego, zawirowań organizacyjnych bieżący sezon rozpoczęli w A klasie. Paradoksalnie, mimo spadku poziomu sportowego i opuszczenia Stadionu 1000-lecia, spotkania biało-niebieskich cieszą się sporą popularnością, niekiedy większą niż część spotkań w udanym ubiegłym sezonie w 4.lidze. Drużynę prowadzi Marcin Domagała, wychowanek klubu, członek pamiętnej drużyny juniorów Wiesława Walczaka, która w 1998 roku była czwarta w kraju. Do tej pory trenował głównie zespoły juniorów, a także rezerwy Górnika w minionym sezonie. Wielu spodziewało się, że znając specyfikę A klasy, mając do dyspozycji graczy mających za sobą grę w rezerwach plus ci z I drużyny, którzy nie opuścili Wałbrzycha Domagała będzie o tej porze mógł o sobie powiedzieć, że jest trenerem lidera A klasy. Niestety, rzeczywistość okazała się nad wyraz brutalna. Pierwsze mecze sezonu potwierdziły, że na Górnika będą się spinać zespoły, ale bez żadnego respektu. Z kolei wałbrzyszanie do końca nie wiedzieli na którym boisku będą grać ligowe mecze, a przede wszystkim w jakim składzie personalnym będą rywalizować o ligowe punkty. Premierowe 1:7 w Dziećmorowicach było szokiem dla kibiców piłki nożnej nie tylko w Wałbrzychu. Co prawda zaraz przyszło 10:0 z Orłem Witoszów Dolny, ale kolejne mecze pokazały, że łatwo i przyjemnie nie będzie Górnikowi w A klasie. Zespół wrócił po po blisko trzech dekadach na zrujnowany stadion na Nowym Mieście, co spotkało się z entuzjazmem jedynie fanatycznych kibiców, którzy sami przygotowali sobie miejsce prowadzenia dopingu. Powrót nie szedł jednak w parze ze zwycięstwami, bowiem na 4 spotkania w roli gospodarza zaledwie raz Górnik kończył w roli zwycięzcy. Do tego należy dodać porażkę w derbowym spotkaniu z imiennikiem z Nowego Miasta 2:4. Było to prestiżowe spotkanie biorąc pod uwagę przedsezonowe dyskusje o konsolidacji wałbrzyskiego środowiska, których jednym z orędowników był szkoleniowiec z Nowego Miasta Sebastian Raciniewski - dziś jeden z największych "ulubieńców" szalikowców Górnika, obwiniających go za obecną sytuację klubu. Górnik NM do tej pory, podobnie jak Darbor Bolesławice i Herbapol Stanowice, legitymuje się kompletem domowych zwycięstw. Wykorzystuje już nabyte doświadczenie na tym szczeblu oraz wartościowe letnie transfery. Przybycie doświadczonego obrońcy Patryka Marszałka czy powrót z wypożyczenia do Zagłębia 18-letniego Jakuba Fijałkowskiego okazało się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Na wyjazdach musiał uznać wyższość najlepszych ekip w lidze, czyli Victorii Świebodzice i MKS Szczawno Zdrój, a trzecie miejsce w tabeli odzwierciedla bardzo dobrą jesienną dyspozycję zespołu, który z ławki rezerwowych prowadzi Wojciech Błażyński.
Wyników, pozycji w tabeli imiennikowi może zazdrościć niedawny czwartoligowiec, który dzieli zresztą stadion przy ul.Chopina. Nowym doświadczeniem jest ilość spotkań derbowych. Terminarz ligowy spowodował, że w I rundzie wszystkie mecze z lokalnymi rywalami Górnik rozegra na wyjeździe, a z Czarnymi i Zagłębiem w październiku. Wysoka frekwencja, zwłaszcza najbardziej głośnej grupy fanów biało-niebieskich, spowodowała, że na meczach pojawiają spore siły policji, których nie było choćby na meczach trzeciej czy czwartej ligi, za wyjątkiem oczywiście meczów o podwyższonym ryzyku. O ile obecność na derbach dwóch Górników mogła być usprawiedliwiona niechęcią kibiców do Raciniewskiego, którego notabene nic złego nie spotkało oprócz cotygodniowych wyzwisk, to wzmożone środki ostrożności w innych spotkaniach mogą zaskakiwać. Na spotkanie z Czarnymi zamknięto dla ruchu ulicę Dąbrowskiego, przemarsz kibiców Górnika spod Aqua Zdrój przy Ratuszowej na stadion (chodnikiem, bez żadnych efektów świetlnych) był eskortowany. Liczba radiowozów i funkcjonariuszy musiała budzić respekt, ale czy były powody by takie siły i środki angażować? Oprócz mundurowych byli również policjanci w cywilu dyskretnie filmując sporą grupę fanów Górnika, których odwiedziła z aparatami fotograficznymi grupa niemieckich blogerów Los Misenas, których fotorelacja z meczu ukazała się na stronie Stadionowi Oprawcy. Może miała to być próba generalna przed zbliżającym się meczem z Zagłębiem?
Z kolei niedzielny mecz na Nowym Mieście Górnika z MKS Szczawno Zdrój również zmobilizował bodajże 3 radiowozy, które dość szybko oceniły sytuację, że ich obecność na koronie stadionu jest po prostu zbędna. Paradoksalnie własnie na meczu z Mineralnymi doszło do incydentu, który mógłby posłużyć przeciwko kibicom, jak i samemu klubowi. W doliczonym już czasie gry doszło do przepychanki na boisku, w którą zaangażowanych było kilku zawodników obu drużyn, ale najbardziej nerwy puściły kibicowi, który siedział na pobliskich trybunkach wraz z partnerką oraz małym dzieckiem. Niepotrzebne wtargnięcie na boisko zostało szybko spacyfikowane, ale spory niesmak pozostał. Na meczach Górnika nie widać oznaczonych porządkowych, najbardziej zainteresowanymi osobami oprócz piłkarzy, trenerów był nieodzowny w takich sytuacjach były kierownik I drużyny Czesław Zapart. Kibice w szalikach, którzy mobilizują się, wspierają klub nie tylko dopingiem na meczach, ale też finansowo, bo odzew obecnych na zbiórki pieniężne, które są cyklicznie przesyłane na konto klubu muszą robić wrażenie i wypracowywany wizerunek mógł zostać zrujnowany przez ten bezmyślny występek.
Niestety, nadchodzący mecz Zagłębia z Górnikiem odbędzie się bez udziału publiczności. Pierwsze zespoły dwóch wałbrzyskich legend po raz ostatni o ligowe punkty grały w sezonie 1991/92 (przy Ratuszowej zwycięstwo 2:0 gości z Nowego Miasta), natomiast przy Dąbrowskiego to już w połowie lat 60-tych ubiegłego stulecia.
Do tej pory od czasu reaktywacji Zagłębia doszło do 6 ligowych meczów z rezerwami Górnika. W sezonie 2011/12 w A klasie dwa pogromy Thoreza 0:5 i 0:9, w 2017/18 (B klasa) Górnik II wygrywa przy Ratuszowej 2:0 i bezbramkowo zremisować przy Dąbrowskiego, ale zweryfikowano na 3:0 dla Zagłębia. W minionym sezonie w A klasie Górnik II wygrał dwukrotnie 4:0, 2:1. Bilans w tej dekadzie to 6 meczów i zaledwie jedno zwycięstwo i w dodatku walkowerem oraz tylko jedna strzelona bramka zdobyta przez Sebastiana Sabiniarza.
Nie dochodziło do chuligańskich ekscesów, a największą awanturą miała miejsce po reaktywacji Thoreza, gdy na Dąbrowskiego rodziny piłkarzy Zagłębia zaatakowani byli przez zamaskowanych bandytów przy okazji meczu z Karoliną Jaworzyna Śląska. Niedzielny mecz Zagłębia z Górnika mógłby być znakomitą okazją nie tylko do wspomnień, czy sportowej rywalizacji, ale być może do początku budowania osławionej przez wałbrzyski ratusz integracji środowiska piłkarskiego. Niestety, zaprzepaszczono szansę. Kibice Górnika mobilizowali się od kilku tygodni, przyjazd na mecz zapowiadali kibice emigranci, w mediach społecznościowych okraszając zapowiedzi niezbyt wyszukanymi grafikami, a nastawienie do rywala wykrzyczane były również z trybun. Zdecydowana większość z obecnie dopingujących nie pamięta meczów derbowych, kiedy to oba zespoły mogły się pochwalić barwnymi ekipami, którzy wspierali nie tylko gardłem, ale i pięściami swój zespół. Od tamtej pory minęły dekady, choć Zagłębie reaktywowali kibice, to żadne zgody, kosy, czy inne aspekty ruchu kibicowskiego od samego początku ich nie interesowały. Mecz z Górnikiem od wielu tygodni przysparzał problemów sąsiadowi zza miedzy - pojawiały się nawet plotki o przeniesieniu meczu na stadion przy Chopina. Zagłębie obserwując media społecznościowe związane z kibicami Górnika, wystąpiło do DZPN o zgodę na rozegranie meczu z Górnikiem bez udziału publiczności, na co związek w poniedziałek wyraził zgodę. Pytanie czy to słuszna decyzja? Biorąc pod uwagę to co się działo przy okazji meczu z Czarnymi policja doskonale poradziłaby sobie z kibicami. Trudno wyobrazić sobie również, by biało-niebiescy szalikowcy obdzierali z szalików starszych sympatyków Thoreza. Poza tym znając życie na Biały Kamień i tak przyjadą kibice Górnika by za płotu oglądać mecz i również będzie prewencyjnie policja. Na takim rozwiązaniu ucierpią jedynie kibice obu drużyn.
Adrian Mrowiec najskuteczniejszy w tym sezonie zawodnik Górnika Wałbrzych. [foto: walbrzyszek.com] |
Po meczu z Czarnymi mocno niepocieszony po II połowie był trener Marcin Domagała. Górnik już do przerwy powinien spokojnie zamknąć mecz strzelając kilka bramek, a tymczasem po zmianie stron posucha pod bramką Bartłomieja Rudnickiego,a nonszalancja w środku polu spowodowała, że podopieczni Leszka Dereweckiego coraz częściej gościli pod bramką Reczulskiego. Z kolei mecz z MKS Szczawno Zdrój był w teorii najpoważniejszym sprawdzianem Górnika w tej rundzie w A klasie. Mineralni prowadzeni przez Piotra Borka to przecież spadkowicz z plejadą zawodników nie tylko mających za sobą przeszłość w Górniku, ale przede wszystkim wiele lat gry na szczeblu klasy okręgowej. I to było widać. Co z tego, że częściej przy piłce byli gospodarze, skoro gdy piłkę otrzymał ktoś z tria Filip Brzeziński - Tomasz Czechura - Paweł Tobiasz od razu zaczęło być ciekawie w okolicach pola karnego gospodarzy. Wspomniane trio grało w Górniku i z pewnością obecnie mieliby niepodważalną pozycję w składzie. MKS prowadził po szybkiej kontrze, gdzie wałbrzyszanie zastawili nieudaną pułapkę ofsajdową i naprzeciw Reczulskiego nagle stanęło 3 graczy MKS. Wyrównanie to efekt indywidualnego zrywu Smoczyka, który sam był chyba zaskoczony jak łatwo udało mu się przedrzeć na pole karne i udanie zagrał swoją słabszą prawą nogą - bramkarza Mariusza Gratkowskiego niefortunnie obrońcy MKS zaskoczyli a czujnemu Niedźwiedzkiego pozostało posłać piłkę do siatki. Podobnie po przerwie groźniejsze sytuacje Górnika były spowodowane niefrasobliwością w defensywie obrońców (za wyjątkiem minimalnie niecelnej główki Rodziewicza po centrze z wolnego). Ale nawet takiego prezentu jak podanie z rzutu od bramki Gratkowskiego wprost pod nogi Sobiesierskiego nie potrafili Górnicy wykorzystać. A MKS w końcówce powinien zdobyć zwycięskiego gola, ale zabrakło skuteczności.
Praca sędziów w meczu Górnika z MKS wzbudziła wiele pretensji z obu stron. [foto: Paweł Danielak] |
Parę słów odnośnie sędziowania. W ostatnich kilkunastu dniach przez sportowe media głośno o sytuacji arbitrów w niższych klasach, pobiciach, poniżaniu, przemilczanych ekscesach, ruszyła akcja #szacunekdlarbitra. W meczu Czarnych z Górnikiem klasę pokazał trener Domagała, który potrafił zachować stoicki spokój czy w kulturalny sposób zwrócić się do asystenta sędziego, który popełniał ewidentne błędy (pokazanie autu, gdy piłka nie opuściła placu gry, nie pilnowanie linii piłki czy linii spalonego itp). Natomiast w rywalizacji biało-niebieskich z MKS sędzia doprowadził do sytuacji, gdzie oba zespoły miały pretensje do niego, mimo, że nie wypaczył wyniku meczu. Abstrahując od sytuacji bramkowej dla gości, wiele nerwowości wprowadzało początkowe przymknięcie oka na zbyt ostrą grę co poniektórych zawodników, co musiało się skończyć awanturą w doliczonym czasie gry z chuligańskim wbiegnięciem na murawę na czele. Bezpardonowe potraktowanie młodych zawodników przez doświadczonych Tobiasza czy Kumora, staranowanie napastnika MKS przez Reczulskiego pod koniec meczu kwalifikujące się na jedenastkę bez reakcji sędziego, spowodowały nerwową sytuację nie tylko na trybunach czy ławkach rezerwowych, ale przełożyło się na boisko. Dobrze, że obyło się bez kontuzji czy samosądów. Co do postawy piłkarzy wobec sędziów to nie można mieć do nich zastrzeżeń,mimo, że dość często byli świadkami błędów rozjemców. Wiadomo, że na tym poziomie ani sędziowanie ani sama gra nie będzie taka jak choćby w meczach z oglądanych w telewizji. Jednak emocje, ambicje i zaangażowanie jest nie mniejsze, stąd niekiedy pojawiają się nerwy nad którymi powinien sędzia zapanować a nie swoją postawą prokurować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz