wtorek, 30 sierpnia 2016

Zabrskie lustro

Dla kibica wychowanego na sukcesach Wisły Kraków ery Cupiała, dominacji Legii, zrywów Widzewa czy Lecha trudno uwierzyć, że najwięcej tytułów mistrzowskich mają drużyny z Górnego Śląska. Złota era tamtego regionu przypada na ubiegły wiek i paradoksalnie od czasu politycznej transformacji w 1989 żadne mistrzostwo nie było świętowane na Śląsku. Co więcej, największe kluby Ruch Chorzów i Górnik Zabrze zasmakowały goryczy spadku. Ci ostatni po raz kolejny po zakończeniu ostatniego sezonu.
O historii zabrskiego klubu napisano nie jedną książkę. Górnik cieszy się obecnie największą popularnością w regionie, o czym świadczy frekwencja. Po degradacji zakomunikowano walkę o szybki powrót do ekstraklasy, ale bilans 4 punktów po 6 meczach, w tym komplet porażek z 4 wyjazdów chluby nie przynosi. Podopieczni Marcina Brosza są na barażowym, 15.miejscu, a do awansowego, drugiego brakuje 8 punktów. Nastroje w klubie są dalekie od optymistycznych.
W sobotę zabrzanie grali prestiżowy mecz na Stadionie Ludowym w Sosnowcu, gdzie mimo prowadzenia 1:0 przegrali z Zagłębiem 1:2. Dzień później część zawodników z meczowej kadry oddelegowana została do drugiego zespołu na trzecioligowy bój z Górnikiem Wałbrzych. W tym gronie znaleźli się ze Słowak Erik Grendel, Szymon Sobczak (który rywalizował z wałbrzyszanami w 2.lidze w barwach KS Polkowice), którzy pojawili się na murawie sosnowieckiego stadionu, a także Ukraiński stoper Ołeksand Szeweluchin, pomocnicy Łukasz Wolsztyński, Marcin Urynowicz i zdolny napastnik Jan Pawłowski. Z tego sekstetu tylko Sobczak rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, ale pojawił się na boisku po przerwie. Ponadto Józef Dankowski mógł wystawić w wyjściowej jedenastce doświadczonego Aleksandra Kwieka - 33-letniego pomocnika, który nie może odnaleźć się w układance Brosza, a także Szymon Matuszek, który zaliczył swego czasu epizod w Realu Madryt C, a przeciwko wałbrzyszanom grał w barwach Chojniczanki. Ta mieszanka doświadczenia z młodością opartą na byłych juniorach wybiegła na murawę MOSiR-u Zabrze przeciwko outsiderowi z Wałbrzycha.
O przebiegu samego spotkania wiadomo ... nie wiele. Jedynie to, że pojedynek zabrskich rezerw miał lustrzany wręcz przebieg do rywalizacji pierwszego zespołu - od 0:1 po szybkie 2:1.
"Obszerna" relacja z meczu w Zabrzu
Niestety, w dobie internetu, pokolenia goniącego za informacjami, nawet składy czy strzelcy bramek pozostają zagadką. Tradycyjnie za piłkarzami nie pojechał żaden dziennikarz, klub nie jest w stanie przedstawić rzetelnej relacji. Większość wałbrzyszan mogła liczyć na "relację" Bogdana Skiby, który anonsował występ Bartosza Tyktora zamiast Jana Rytko. Niestety, tych rewelacji nie potwierdza ani oficjalna relacja na związkowym portalu Łączy nas piłka, ani skromna relacja w katowickim Sporcie.
Oprócz nieścisłości ze składem wałbrzyszan niektóre strony wałbrzyskie, w tym oficjalna klubowa, nikt nie potrafi jednoznacznie stwierdzić, że strzelcem jedynego gola dla gości był Grzegorz Michalak. Za popularnym "Dzikim" stoją oficjalne przekazy z Zabrza, natomiast za Pawłem Tobiaszem media firmowane przez Bartłomieja Nowaka, który z reguły informacje czerpie bezpośrednio z klubu, od drużyny.
W górnośląskich mediach próżno szukać szczegółów meczu. Zresztą nie ma co się dziwić, skoro na sam mecz pofatygowało się zaledwie kilkudziesięciu widzów. Co do wątpliwości do nazwiska strzelca bramki to jestem skłonny uwierzyć w wersję o Tobiaszu - swego czasu Grzegorz Michalak został okradziony z bramki strzelonej w Wągrowcu, kosztem Piotra Przerywacza. Nikt tego nie zweryfikował i we wszelkich zestawieniach figuruje nazwisko Przerywacza. Niestety, obecnie w wałbrzyskim klubie nie ma osób, które by chciały skorygować ewentualną pomyłkę ogólnopolskich mediów.
W Wałbrzychu wciąż nie ma zarządu, nie ma wyników, nie ma zainteresowania klubem i póki co wszystko rysuje się w czarnych kolorach. I to wszystko w roku 70-lecia klubu. Uroczystości mają mieć ponoć miejsce w sobotę 24 września. A o tym terminie wałbrzyscy kibice mogli się dowiedzieć albo pocztą pantoflową lub ze strony ... Skry Częstochowa przy okazji przełożenia meczu 4.kolejki. Co do zespołu seniorów to mocno okopał się na ostatnim miejscu. Do bezpiecznego 13.miejsca brakuje już 5 punktów. Kadra zespołu jest więcej niż wąska. Pojawił się ponoć w kadrze na mecz w Zabrzu Tyktor, ale zabrakło Gawlika. Do wspomnianego wyżej wyjazdowego zaległego meczu ze Skrą Górnik rozegra aż trzy domowe mecze - ze Stalą Brzeg, Ślęzą i GKS Jastrzębie. Biorąc pod uwagę dotychczasowy dorobek po meczach przy Ratuszowej można sugerować nawet brak jakiejkolwiek zdobyczy punktowej, a z drugiej strony wyniki pokazują, że nie ma żelaznych faworytów i można spodziewać się również niespodziewanych sukcesów.
Wałbrzyszanom brakuje w obecnym sezonie również piłkarskiego szczęścia. Czyżby los zabierał to co dał w ubiegłym roku, gdy Orłowski, Krawiec i spółka potrafiła odwrócić, przeważyć losy meczu w końcowych minutach? A może obecnie piłkarze Bubnowicza mają problemy z koncentracją, kondycją? Weźmy pod uwagę jakby wyglądał dorobek Górnika, gdyby mecze kończyły się w ... 75 minucie:
2:1 z Falubazem, 1:1 z Pniówkiem i wreszcie 1:0 z rezerwami Zabrza - zamiast jednego punkciku 7 i miejsce w okolicach dziesiątego. Martwi również niespotykana regularność - co mecz to dwie bramki stracone.
Na koniec najważniejsze - wciąż nie jest wiadomo co dalej z samym klubem. Nie ma zarządu, zewsząd słyszy się plotki o ostatnim meczu seniorów, ale karawana jedzie dalej. Kiedy otrzymamy jakiekolwiek informacje i od kogo?

środa, 24 sierpnia 2016

Legia w Lidze Mistrz...UFF

Mistrz Polski, stołeczna Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Dwie dekady temu, gdy rywalizowali jedynie mistrzowie lig warszawska drużyna zdołała awansować z grupy, w której byli mistrzowie Anglii, Rosji i Norwegii. Rok później w grupie rywalizował łódzki Widzew, a później przyszło nam czekać długie 20 lat. Krajowe potęgi w postaci Wisły Kraków, Lecha Poznań czy wspomnianej Legii albo nie miały szczęścia w losowaniu albo kompromitowały się z drużynami typu Levadia Tallinn. Rewolucyjne zmiany wprowadzone przez Michela Platiniego spowodowały, że mistrz Polski w ostatnich latach nie musiał iść wyboistą ścieżką jak dawniej trafiając na Barcelonę, Real czy Anderlecht. Mimo to wciąż drzwi do bram futbolowego raju były zamknięte aż do wczoraj.
Styl w jakim Legia wywalczyła awans jest do najszybszego zapomnienia. Wyniki nie oddają tego co kibice oglądali podczas lipcowo - sierpniowych zmagań podopiecznych albańskiego szkoleniowca Besnika Hasiego. O dyspozycji zarówno w pucharach europejskich jak i w rozgrywkach krajowych wypowiedzieli się praktycznie wszyscy eksperci. Forma, a właściwie jej brak, jest widoczny aż nadto. Dlatego nie mogą dziwić opinie, że Legia awansowała  dostała się do Ligi Mistrzów dzięki korzystnemu losowaniu. Ale żeby być rozstawionymi w decydującej rundzie eliminacji warszawianie przez ostatnie lata sukcesywnie zbierali punkty rankingowe grając w Lidze Europy. To w końcu zaprocentowało.
Legia w LM powoduje skrajne emocje. Ma oczywiście swoich dozgonnych zwolenników, przeciwników, którzy jednak życzą jej źle jedynie na arenie krajowej, ale są i tacy, którym trudno pogodzić się z sukcesami w Europie. Oczywiście, że buta, pycha warszawskiego klubu może wielu irytować, a inni nazwą to poczuciem własnej wartości. Nie ma to większego znaczenia, bowiem na co najmniej 6 jesiennych wieczorów polski kibic będzie mógł wreszcie trzymać kciuki za polski zespół w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach kontynentu.
Kucharczyk strzela bramkę w Warszawie
Obchodzący w tym roku stulecie klub sięgnął po krajowy dublet. Tradycyjnie przegrał mecz o Superpuchar z Lechem, co nie ma większego znaczenia. Zresztą w sytuacji, gdy jeden klub sięga po dwa krajowe trofea to jaki jest sens rozgrywania jeszcze meczu o Superpuchar? Wiadomym jednak, że największym sukcesem na okrągły jubileusz klubu byłby awans do elitarnych rozgrywek Ligi Mistrzów. Czy jednak można było spodziewać się sukcesu po ruchach kadrowych Legii? Odszedł trener Stanisław Czerczesow, który ogarnął legijne towarzystwo, osiągnął sukces, mimo początkowej sporej straty w lidze do Piasta Gliwice.  Jego miejsce zajął Besnik Hasi, który wcześniej pracował w Anderlechcie Bruksela. Transfery nie powalały i wciąż zresztą pozostawiają wiele do życzenia. Do klubu przelano gotówkę za transfery Słowaka Dudy (Hertha), Borysiuka (QPR), pozbyto się z kadry zawodzących w ostatnim okresie Koseckiego i Masłowskiego, z kolei kadrowicz Jędrzejczyk okazał się za drogi. W ich miejsce sprowadzono młodych obiecujących Kulenovića, Sulleya, dla których obecność w meczowej kadrze będzie sukcesem. Autorskimi transferami Hasiego są Moulin i Langil (obaj Waasland-Beveren), a także nie grzeszący sportową sylwetką, ponoć najlepiej zarabiający w lidze polskiej Belg Vadis Odjidja-Ofoe (Norwich). Czy to mogło zwiastować szturm na LM? W sukurs przyszło korzystne losowanie podparte skutecznością nieocenionego Nemanji Nikolića czy kilkoma zrywami Kucharczyka. Koniec końców we wtorkowy wieczór przy Łazienkowskiej można było usłyszeć najpopularniejszy ostatnio sportowy slogan Mamy to!
Powszechnie panuje opinia, że Legia zakończy przygodę w LM na 6 meczach. Sugerować to może obecnie prezentowana gra przez stołecznych kopaczy. Kibice z popularnej Żylety również są zdegustowani prezentowanym poziomem, czego dowodem jest szybkie wyludnienie po końcowym gwizdku i brak fety z okazji awansu. Głosy dezaprobaty dochodzą z większości stron i nieodzowne wydają się być transfery, na które można liczyć praktycznie do końca sierpnia, czyli tydzień. Równocześnie trzeba się liczyć z transferami z klubu - nie jest tajemnicą, że propozycje z zagranicznych klubów mają Nikolić czy Pazdan. Hasi będzie mógł liczyć na Macieja Dąbrowskiego, niedawną ostoję Zagłębia Lubin, z którym grał w eliminacjach LE. Szybko opadł entuzjazm z transferu Francuza Thibaulta Moulina. Po efektownym debiucie ligowym z Jagiellonią dziennikarze wręcz oszaleli w opiniach na jego temat:
Transfer trafiony w dychę, transfer na miarę LM, Pan Piłkarz, Moulin o dwie klasy lepszy od pozostałych piłkarzy na boisku - to można było przeczytać w mediach społecznościowych.
Dziś już nikt tak nie pisze, nie mówi. Poza tym Legia ma problem praktycznie w każdej formacji. W bramce nr 1 pozostaje Malarz, ale jego zmiennik Cierzniak jest niewiadomą, bo przy Łazienkowskiej praktycznie nie zaistniał jeszcze. W obronie gigantycznie problemy na bokach. Brzyski wraz z popełniającym notorycznie proste błędy Rzeźniaczakiem już zostali odsunięci od I zespołu. Czech Hlouśek zanotował bodaj najdramatyczniejszy zjazd formy spośród legionistów. Broź jest słabiutki w ofensywie, chimeryczny jest Bereszyński, który wciąż nie może nawiązać do rewelacyjnej rundy wiosennej 2013. W pomocy wciąż do dyspozycji fizycznej nie może dojść kadrowicz Jodłowiec - jedno z najważniejszych ogniw w drużynie Czerczesowa. Najjaśniejszym punktem jest rekonwalescent Guilherme, któremu przydałoby się wsparcie. W ataku za kadencji Hasiego Legia gra głównie wysuniętym Nikolićem, choć jego poprzednik potrafił znaleźć również miejsce w składzie dla Prijovića.
To tyle jeśli chodzi o stronę sportową. Niewątpliwie sukcesem jest oszałamiająca kwota od UEFA za awans i udział w LM. Oszałamiająca jak na polskie warunki oczywiście. Cytowana liczba milionów euro w okolicach nawet 20 to szansa dla klubu, który i tak obecnie może pochwalić się największym, póki co nie osiągalnym dla pozostałych budżetem. Spłata ostatnich zobowiązań wobec poprzedniego właściciela, inwestycja w infrastrukturę i rozwój akademii, wreszcie interesy I zespołu - takie są cele przeznaczenia uzyskanych finansów. Niektórzy prorokują, że zarobione miliony mądrze zainwestowane spowodują, że Legia odjedzie krajowej konkurencji na przysłowiowe lata świetlne. Oczywiście jest takie ryzyko, ale życie pokazuje, że zespół niekoniecznie może poradzić sobie z grą na dwóch frontach. Zresztą już wiadomo, że warszawiacy nie obronią Pucharu Polski. Poza tym nazwiska nie grają. Lista piłkarzy, którzy po transferze na Łazienkowską z innych polskich klubów prezentują się o wiele gorzej niż wcześniej jest spora. Aktualnie można taką opinię wyrazić o niedawnym asie poznańskiego Lecha Finie Hamalainenie, który jest jedynie wchodzącym z ławki.
Czekając na czwartkowe losowanie trzymamy kciuki za mądre rozdysponowanie pieniędzy, emocje na murawie, a także impuls dla innych polskich drużyn, którzy pucharową przygodę nie skończą już w lipcu. Warto też pamiętać, że UEFA ma wkrótce zmienić zasady przydziału miejsc.Od sezonu 2018/19 wzorem superlig z innych dyscyplin, cztery najsilniejsze ligi kontynentu (hiszpańska, angielska, niemiecka, włoska) będą miały zagwarantowane w fazie grupowej po 4 miejsca bez konieczności brania udziału w eliminacjach! Podział eliminacyjny na ścieżkę mistrzowską i niemistrzowską zapewne zostanie zlikwidowany co dla mistrzów ze słabszych lig (w tym nasza LOTTO Ekstraklasa) będzie o wiele trudniejsza.
Cieszmy się więc tym co obecnie mamy.
PS.
Zwrot w tytule "Mistrz...UFF" zapożyczyłem z twitta Łukasza Grabowskiego

wtorek, 23 sierpnia 2016

Olimpijskie złoto Brazylii

Po raz czwarty olimpijskie złoto w piłce nożnej mężczyzn przypadło gospodarzom. Wcześniej sztuka ta udała się w 1908 Wielkiej Brytanii, 1920 Belgii, 1992 Hiszpanii. Brazylia do igrzysk organizowanych w Rio de Janeiro do tej pory wywalczyła trzykrotnie srebrny medal (1984, 1988, 2012) i dwukrotnie brązowy (1996,2008). Pięciokrotnie w ostatnich ośmiu turniejach, ale wciąż brakowało medalu z najcenniejszego kruszcu. Cztery lata temu na nic zdała się obecność w ekipie Canarinhos Hulka, Thiago Silvy, Marcelo, Neymara, Oscara czy Danilo - w finale lepszy okazał się Meksyk po bramkach Peralty 2:1.
7 piłkarskich aren swój chrzest turniejowy przeszło dwa lata wcześniej podczas mistrzostw świata. Gospodarze liczyli, że tym razem Brazylia nie powtórzy wstydliwych wyników z mundialu, gdzie po 1:7 w półfinale z Niemcami ulegli Holandii w meczu o trzecie miejsce 0:3.
Selekcjonerzy drużyn mogli do swoich kadr powołać trzech zawodników powyżej 23 roku życia. Stąd obecność na olimpiadzie m.in. Neymara, Renato Augusto (Brazylia), Gutierreza (Kolumbia), Obi Mikela (Nigeria), niemieckich bliźniaków Larsa i Svena Benderów, Peralty (Meksyk) czy byłego napastnika Wisły Kraków Rommella Quioto (Honduras).
Rozpoznawalne nazwiska, potencjalnymi gwiazdami turnieju mieli być Brazylijczycy Marquinhos (PSG), Rafael Alcantara (Barcelona), Szwed Alexander Fransson (Basel),Argentyńczyk Angel Correa (Atletico Madryt) czy Portugalczycy Mane (Sporting), Bruno Fernandes (Udine).
Mimo korzystnego losowania grup Brazylia po dwóch bezbramkowych remisach z RPA i Irakiem nie miała powodów do uśmiechu. Kluczowym meczem był ostatni z Danią, którą podopieczni Rogerio Micale wygrali aż 4:0. Oba zespoły awansowały dalej, a trzecie miejsce przypadło Irakowi, który z igrzysk wyjechał bez przegranej, ale za to z trzema remisami.
W grupie B na całej linii zawiedli Szwedzi, którzy w eliminacjach do turnieju okazali się lepsi od Polaków. 2:2 z Kolumbią i porażki 0:1 z Nigerią oraz Japonią oznaczały koniec marzeń o medalu. Najszybciej awans zapewniła sobie Nigeria po pokonaniu Japonii 5:4 (4 gole Oghenekaro Etebo) i Szwecji mogła sobie pozwolić na luksus porażki z Kolumbią 0:2. I to właśnie Kolumbijczycy awansowali również do ćwierćfinału.
Grupa C uchodziła za najciekawszą, co nie należy mylić z najsilniejszą. Najciekawszą ekipą był przedstawiciel Oceanii, czyli Fidżi. 0:8 z Koreą Płd, 1:5 z Meksykiem i 0:10 z Niemcami mówi samo za siebie. Z turniejem pożegnał się również obrońca mistrzowskiego tytułu sprzed 4 lat, czyli Meksyk. Oribe Peralta zakończył olimpijskie strzelanie w Londynie i rozpoczął je na boisku w Salvador z Niemcami. Mimo dwukrotnego prowadzenia El Tri zaledwie zremisowali z naszymi zachodnimi sąsiadami i ulegli rewelacyjnym Koreańczykom 0:1. Właśnie Azjaci byli najbliżsi pokonania Niemców- gdy Suk Hyun-Jun w 87 min. pokonał Timo Horna i wyprowadził swój zespół na 3:2, wydawało się, że wynik jest już rozstrzygnięty. Ale to są Niemcy. W doliczonym czasie gry Serge Gnabry wyrównał na 3:3. Czarnoskóry napastnik Arsenalu (wypożyczony w minionym sezonie do WBA) strzelał w każdym grupowym meczu - łącznie 5 goli, jego reprezentacyjny kolega Nils Petersen z 4 golami wbitymi Fidżi również liczył na sukces w klasyfikacji strzelców.
W grupie D zanotowano sensacyjne odpadnięcie Argentyny, którą po klęsce w Copa America objął ostatecznie Julio Olarticoechea. 0:2 z Portugalią, 2:1 z najsłabszą Algierią i remis 1:1 z Hondurasem oznaczało pożegnanie z igrzyskami kosztem właśnie Hondurasu,który wyprzedził rywali lepszym bilansem bramkowym. Z pierwszego miejsca wyszła Portugalia, która grupowe granie zakończyła remisem z Algierią 1:1.
W ćwierćfinałach mieliśmy kolejne niespodzianki i naprawdę ciekawe pojedynki. Portugalię zmiażdżyli Niemcy aż 4:0 po golach uzyskanych w drugiej odsłonie meczu (Gnabri, Ginter, Selke, Max). W walce o finał rywalem była Nigeria, która ograła Danię 2:0 (Obi Mikel, Umar). Z kolei Brazylia wygrywa z Kolumbią 2:0 po celnych uderzeniach Neymara i Luana. Gol Albertha Elisa rozstrzygnął o awansie Hondurasu w meczu z Koreą Południową.
Honduras nie był w stanie zatrzymać gospodarzy, którzy już po kilkunastu sekundach objęli prowadzenie po strzale swego kapitana Neymara. On też w ostatniej minucie zakończył kanonadę (6:0). W drugim półfinale niespodzianką był brak bramki Gnabry'ego, ale i tak jego koledzy nie mieli problemów z ograniem Nigerii 2:0 (Klostermann, Petersen).
Brązowe medale na szyi zawieszono piłkarzom Nigerii, którzy pokonali Honduras 2:1 (Sadiq, Umar - Lozano).
W finale gospodarze zmierzyli się z Niemcami, a o złotych medalach rozstrzygnął konkurs jedenastek. W regulaminowym czasie był remis 1:1 po golach Neymara i Meyera. W rzutach karnych pomylił się Nils Petersen, a po skutecznym wykonaniu karnego przez kapitana Neymara rozpoczęło się świętowanie.
Brazylia zdobywając mistrzostwo olimpijskie dołączyła do Francji, która zdobyła wielkiego piłkarskiego pokera, czyli triumfowała w mistrzostwach świata U-17, U-20, Pucharze Konfederacji, mistrzostwach świata i turnieju olimpijskim.
Najskuteczniejszymi strzelcami okazali się Niemcy: Petersen, Gnabry (po 6 goli) i Meyer (4 gole). Nagroda Fair Play przypadła Duńczykom.
Nasi zachodni sąsiedzi zdobyli złoto z kolei w turnieju kobiet. W ćwierćfinale doszło do sporej sensacji, gdzie faworyzowane Amerykanki odpadły w rzutach karnych ze Szwecją (1:1,karne 3-4). W półfinale również po karnych Szwedki okazały się lepsze od gospodyń igrzysk (0:0, karne 4-3). W finale na Maracanie Niemki po golach Marozsan i samobójczym Sembrandt pokonały Szwecję 2:1. Brazylijki, którym kapitanowała słynna Marta uległy w meczu o brązowe medale Kanadzie 1:2.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Liga w cieniu (wyniku) Śląska

Za sprawą Czesława Michniewicza, obecnego szkoleniowca Bruk-Betu Nieciecza, w środowisku piłkarskim funkcjonuje powiedzenie, że wynik 2:0 jest wynikiem niebezpiecznym. Po tym co się stało w sobotnie przedpołudnie na wrocławskim stadionie przy ul. Oporowskiej wydaje się, że nawet czterobramkowe prowadzenie nie jest wynikiem gwarantującym brak emocji. Rozstrzygnięcie, a dokładniej przebieg derbów Wrocławia pomiędzy Śląskiem II a Ślęzą zostanie zapamiętany na długo, bowiem naprawdę trudno sobie przypomnieć zwycięstwo zespołu, który przegrywał już 0:4! Kulisy spotkania przemawiały za Śląskiem II - przede wszystkim obecność w składzie piłkarzy z kadry ekstraklasowców: słowacki bramkarz Kamenar, Madej mający ponad 350 występów w ekstraklasie, Biliński - były piłkarz roku na Litwie, Węgier Gosztonyi, Zieliński, Dankowski, Idzik czy trenujący regularnie pod okiem Rumaka Wiech oraz niedawna gwiazda FC Academy Wrocław Łyszczarz. Ślęza, która jeszcze w czerwcu korzystała z gościnności Oporowskiej wyprowadziła się na ligowe mecze aż do Oławy. Grzegorz Kowalski zamiast grupy sprawdzonych w bojach ligowców jedenastkę składa z niedawnych juniorów. Po 35 minutach 4:0 po golach Bilińskiego 2, Łyszczarza i Madeja. Do przerwy Ślęza skorygowała wynik, a po przerwie Bohdanowicz strzelił jednego z najpiękniejszych goli bieżących rozgrywek. Stałe fragmenty gry, determinacja i kolejne bramki spowodowały, że faworytom zaczęły drżeć łydki, popełniali coraz więcej błędów i koniec końców za sprawą Molskiego w 87' Ślęza objęła prowadzenie 5:4, którego nie oddała do końca meczu.
Te spotkanie pokazało, że trzecia liga jest nieprzewidywalna. Kreowany na faworyta KS Polkowice zaczął sezon od 3 kolejnych przegranych, co prawda zaczął punktować, ale gra wciąż pozostawia wiele do życzenia. Pucharowa rewelacja z Jastrzębia Zdrój jest w czubie tabeli, ale bezstronni obserwatorzy dostrzegają zbyt krótką ławkę rezerwowych, a mocarstwowe plany hamuje brak zabezpieczenia finansowego. Rewelacyjny początek notuje bialski Rekord, którego mogliśmy oglądać przy Ratuszowej - ale czy do dobrych wyników można przypisać jednocześnie efektowną grę?
Niestety 6 ostatnich lokat w tabeli gr.3 okupują drużyny z Dolnośląskiego ZPN. Jedynie rezerwy Miedzi i wspomniana wyżej Ślęza plasują się wyżej. Czy to jest wiarygodny obraz siły w danych okręgach?
5 meczów, miesiąc gry poza trzecioligowcami i mimo wszystko trudno wskazać jednoznacznie faworytów do awansu i do spadku. W Wałbrzychu gościła co najwyżej solidna drużyna Pniówek Pawłowice Śląskie. Zespół ze wsi, któremu przed sezonem groziło wycofanie z rozgrywek (powód - brak finansów), ale ostatecznie wszystko skończyło się pozytywnie. Pniówek nie zagrał wielkiego meczu, ale grał twardo, po śląsku, do końca i wywiózł zasłużenie trzy punkty oddalając się od strefy spadkowej. Mogliśmy oglądać w składzie drużyny Jana Wosia zawodników, których mogliśmy pamiętać z gry w drugiej lidze (Szary, Kostecki, Sobczak) i prawdę powiedziawszy żaden z nich nie robił różnicy.
Trener Robert Bubnowicz stara się, kombinuje ze składem jak może. O ile mógł się cieszyć z powrotu Grzegorza Michalaka to wypadł mu Marcin Gawlik, który wygląda najlepiej z letnich nabytków. Za Pawła Tobiasza w wyjściowej jedenastce zadebiutował Mateusz Sobiesierski i na pewno nie zaprezentował się gorzej od starszego o dekadę kolegi. Górnik mecz przegrał z Pniówkiem, ale w porównaniu choćby z poprzednim spotkaniem w końcu zanotował celne uderzenia, nie wspominając o bramce zdobytej przez nieocenionego przy stałych fragmentach gry Marcina Morawskiego. Generalnie przełomu w postawie biało-niebieskich nie było, ale ...
Tak padła pierwsza w tym sezonie bramka dla Górnika
w Wałbrzychu - strzelcem Marcin Morawski
[foto: B.Nowak walbrzych24.com/gornik-walbrzych.pl]
No właśnie, w obecnym składzie personalnym trudno Bubnowiczowi coś sensownego sklecić. Pozostaje mu tasowanie pozycjami. Najgorzej wygląda sytuacja na środku obrony (wzrost!!!) - ewentualna obecność Tyktora na meczu to prawdziwa loteria, Rojek dojdzie do siebie za kilka tygodni, Grzegorz Michalak pewnego pułapu na pozycji środkowego obrońcy po prostu nie przeskoczy. Przed sezonem wydawało się, że problem mógłby rozwiązać obieżyświat Michał Sudoł, który wybrał ostatecznie lepszą finansowo ofertę ze Strzegomia. Jednak ostatni wynik (1:7 u siebie z Orkanem Szczedrzykowice) mimo zdobycia bramki nie wystawia dobrego świadectwa Sudołowi jako kierownikowi bloku defensywnego.
Niewiele lepsza sytuacja jest w przednich formacjach Górnika. Co prawda bramkarz Pniówka, w przeciwieństwie do swego odpowiednika z Rekordu, mógł się wykazać po strzałach wałbrzyszan. Jednak po prawdzie zagrożenie podopieczni Bubnowicza stwarzają albo strzałach z dystansu albo po stałych fragmentach gry. Czas na dopracowanie tych elementów działa na korzyść zespołu, tyle, że punktów nie przybywa, a rywale nieuchronnie uciekają. Osobiście największym dla mnie rozczarowaniem póki co jest postawa Norberta Pierzgi, którego swego czasu wziął pod skrzydła menedżer Marek Citko. Zagadką jest co w nim niedoszły dyrektor sportowy Wisły Kraków zobaczył. Nie widać niestety po grze Pierzgi ani doświadczenia gry na tym szczeblu, ani umiejętności, które pozwalały by zrobić różnicę, wykreować partnerom dogodną sytuację. Może z czasem pokaże swoje prawdziwe piłkarskie oblicze?
Młodzi wałbrzyscy piłkarze ogrywają się i to MUSI zaprocentować. Mecz z Pniówkiem nie był dobrym w wykonaniu Górnika, ale na przykład Dominik Woźniak nie zanotował tak tragicznego występu jak tydzień wcześniej. O Sobiesierskim pisałem wyżej, kto wie czy większy kredyt zaufania nie przydałby się Brzezińskiemu i Młodzińskiemu.
Przed wałbrzyszanami teraz wyjazd do Zabrza na mecz z rezerwami Górnika, które przegrały dwa ostatnie mecze. Biorąc pod uwagę fakt, że mecz jest w niedzielę, a pierwszy zespół gra w sobotę, niewykluczone, ze Józef Dankowski sięgnie po kilku pierwszoligowców. Biało-niebiescy nie mogą jednak się oglądać na jakiekolwiek przeciwności i muszą wyszarpać choćby punkt, który w ostatecznym rozrachunku może okazać się bezcenny.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Byli wałbrzyszanie w ataku na 1.ligę?

Początek rozgrywek drugoligowych należy do zespołów, w których kluczową rolę odgrywają byli zawodnicy wałbrzyskiego Górnika. W trójce zespołów, które zajmują miejsca premiowane awansem występują piłkarze, którzy stanowili o obliczu obecnego trzecioligowca z Ratuszowej.
Olimpia Elbląg - Odra Opole - w roli kapitanów oba zespoły
wyprowadzili wałbrzyszanie D.Kubowicz (z prawej)
i T.Wepa (z lewej)
Na czele stawki znajduje się beniaminek z Opola, gdzie kapitanem jest Tomasz Wepa, który podobną rolę pełnił również pod Chełmcem. Ostatnie dwa mecze to dla Wepki możliwość rywalizacji z byłymi partnerami z Wałbrzycha - po grze naprzeciw Michałowi Oświęcimce teraz grał z drużyną Dawida Kubowicza Olimpią Elbląg. Piorunujący początek, 2:0 po 5 minutach gry dał w praktyce trzy punkty opolanom, którzy z 7 punktami przewodzą po 3 seriach spotkań. Tyle samo punktów ma Puszcza Niepołomice i Raków Częstochowa. W Niepołomicach pewniakiem w ataku jest Marcin Orłowski, który do tej zagrał we wszystkich 6 meczach o stawkę w tym sezonie (3 w lidze i 3 w Pucharze Polski). W połowie z nich zobaczył żółte kartki, w lidze raz trafił, a w PP wykorzystał rzut karny w serii jedenastek w zwycięskim meczu z Koroną Kielce. Mniej szczęścia ma z kolei Dominik Radziemski, który obecnie leczy kontuzję i można było go zobaczyć w sobotę na meczu Górnika na Stadionie 1000-lecia.
Na trzecim miejscu, również z 7 punktami jest jeden z największych przegranych ubiegłego sezonu, Raków Częstochowa, gdzie liderem drugiej linii jest Rafał Figiel. Figo w dwóch pierwszych meczach trafiał dwukrotnie z rzutów karnych, choć sezon wcześniej skuteczność z 11 metrów miał 50% (2/4). Podobnie jak Wepa i Kubowicz w tym sezonie założył opaskę kapitańską - w Elblągu, gdy boisko opuścił Cyfert. Niestety, Dominik Bronisławski wciąż dochodzi do siebie po kontuzji.
W środku drugoligowej stawki znajduje się stołeczna Polonia, gdzie gra Michał Oświęcimka. Najwięcej czasu na boisku spędził w pierwszym, przegranym meczu z imienniczką z Bytomia, a potem grał coraz mniej - ostatnio pojawił się w 85 min. Mimo to wśród sympatyków Czarnych Koszul cieszy się niespodziewanie dobrą opinią. Po ostatnim meczu na stronie Duma Stolicy mogliśmy przeczytać o Cimku, że nie ogranicza się do przeszkadzania przeciwnikowi w grze, ale rozgrywa i ustawia grę zespołu. A dalej - to jest ten facet, który powinien trzymać w ryzach przedpole bramki. W meczu z Bytomiem udowodnił, że ma papiery na grę, ale i serce do walki. Dużo widzi, jeszcze więcej biega, bierze na siebie ciężar gry. Dzisiaj wszedł w końcówce i od razu opanował chaos w środku. Michał w minionej kolejce świętował z kolegami premierowe w tym sezonie zwycięstwo, na które z kolei czeka z kolegami Dawid Kubowicz. Olimpia Elbląg po dwóch remisach przegrała pierwsze spotkanie, ale obecne 15.miejsce na mecie sezonu oznaczać będzie degradację.
Identyczny co Orłowski, bilans meczów o stawkę w bieżącym sezonie (3 liga + 3 PP) ma Bartosz Biel - pomocnik Olimpii Zambrów. O ile w pucharze Olimpia dzielnie stawiała czoła kolejnym rywalom i odpadła pechowo (gol z karnego w doliczonym czasie gry) z Arką Gdynia, to w lidze póki co trzykrotnie bardzo wyraźnie przegrała. Zero punktów, bramki 1:9 to bilans obecnego outsidera, który latem był bliski wycofania zespołu z rozgrywek. Pojawili się podobno w Zambrowie chętni do zarządzania klubem, do ściągnięcia sponsorów, ale póki co zapowiadanych głośnych transferów nie ma.
W taki sposób Oleksy strzelił bramkę w Krakowie
W ekstraklasie bramkę,czwartą w swojej przygodzie z grą na najwyższym ligowym szczeblu zdobył Paweł Oleksy. Były junior Skalnika Czarny Bór i Górnika/Zagłębia Wałbrzych w barwach Ruchu Chorzów strzela póki co bramki w prestiżowych spotkaniach dla kibiców Niebieskich. W ubiegłym sezonie dwa razy trafił w pojedynkach z Górnikiem Zabrze, a teraz z Wisłą Kraków - nowym sprzymierzeńcem chorzowskich kibiców. Mimo prowadzenia 1:0 krakowianie przegrali 1:2, a zwycięskiego gola strzelił ze spalonego Oleksy, co uszło uwadze sędziom.
W 1.lidze pewniakiem w składzie Miedzi Legnica jest Michał Bartkowiak, który również zbiera pochlebne recenzje za swoją grę.

Ruszyła IV liga

W najdłuższy weekend sierpnia zainaugurowała sezon czwarta liga dolnośląska. W bieżącym sezonie piąty poziom rozgrywkowy został przez DZPN podzielony na dwie grupy. Czy jest to dobre rozwiązanie, czy podniesie się poziom ligi? Zdania są podzielone, jednak tegoroczna mieszanka tak wielu spadkowiczów z 3.ligi oraz beniaminków z klas okręgowych zapewne jest ciekawa dla kibiców. Przynajmniej na początku rozgrywek. Drużyny z wałbrzyskiego OZPN, za wyjątkiem AKS Strzegom, rywalizować będą z ekipami z dawnego województwa wrocławskiego. Grupa wschodnia jest wg obserwatorów uznawana za zdecydowanie silniejszą od swojego zachodniego odpowiednika.  Trudno to będzie zweryfikować, jak również początek rozgrywek nie może być wykładnią kto będzie dzielił i rządził w poszczególnej grupie. Jak wałbrzyskim drużynom się powiodło na inaugurację?
Beniaminkowie w większości wygrali swoje pojedynki. Karolina Jaworzyna Śląska gładko wygrała z beniaminkiem Sokołem Marcinkowice 3:0, a w składzie ekipy Tomasza Idziaka mogliśmy zobaczyć Adriana Mrowca (Maksym Tatuśko nie zagrał). W takim samym stosunku wygrała Victoria Świebodzice, przed którą teoretycznie stało trudniejsze zadanie, bo gościła spadkowicza z 3.ligi Bystrzycę Kąty Wrocławskie. Goście zagrali w trzecioligowym składzie, a mimo tego już po 26 minutach przegrywali 0:3! Ciekawostką jest obecność w meczowym protokole w roli rezerwowego goalkeepera Victorii Wojciecha Wierzbickiego, który kilka dni wcześniej zaprezentowany został jako szkoleniowiec bramkarzy Polonii-Stali Świdnica.
Trzeci z beniaminków z wałbrzyskiego okręgu, Unia Bardo uległa Foto-Higienie Gać 1:2, która po wzmocnieniu składu zawodnikami Ślęzy Wrocław na papierze wygląda jak na tę klasę rozgrywkową bardzo mocno.
W Nowej Rudzie derbowy pojedynek Piasta z Orłem Ząbkowice zakończył się sprawiedliwym remisem 1:1. Gospodarzy po raz pierwszy w lidze poprowadził wałbrzyski szkoleniowiec Tomasz Poros, którego były podopieczny z czasów drugoligowej pracy przy Ratuszowej, bramkarz Seweryn Derbisz debiutował właśnie w ząbkowickiej bramce. Poza tym w Piaście zadebiutowało dwóch wałbrzyszan - Wojciech Rzeczycki, który ostatnio grał w niemieckim SV Rott-Weiss Bad Muskau oraz Michał Starczukowski, były gracz Czarnych Kondratowice (wrocławska klasa okręgowa). W Świdnicy z kolei skład I drużyny został mocno przewietrzony i trener Tomasz Oleksy kadrę oparł głównie na wychowankach klubu. Mimo to na pewno spodziewano się więcej po meczu z beniaminkiem MKP Wołów (1:1). W końcówce na boisku pojawił się najstarszy zawodnik ligi - 42 letni Dariusz Filipczak. Również remis 1:1 z beniaminkiem, tyle, że na wyjeździe wywalczyła Bielawianka wywożąc punkt z meczu z Wiwą Goszcz. Ostatecznie do Bielawy nie trafił Sławomir Orzech, który brał udział we wcześniejszym etapie letnich przygotowań zespołu prowadzonego przez Alberta Połubińskiego.
W innych meczach grupy zachodniej mogliśmy oglądać grę byłych wałbrzyskich zawodników, ale nie będą oni mile wspominać inauguracji sezonu. Sokół Wielka Lipa ubiegły sezon zakończył na drugim miejscu, więc niejako z urzędu przypisano mu rolę faworyta, tymczasem w pierwszym meczu przegrał w Oleśnicy z Pogonią 1:3. W Sokole od lata broni Patryk Janiczak, który przyszedł ze Ślęzy Wrocław. Miło pierwszego meczu w IV lidze nie będą wspominać w Sadowicach, gdzie beniaminek z Wojciechem Ciołkiem w składzie uległ GKS Kobierzyce aż 0:7.
W grupie zachodniej liderem został AKS Strzegom, który wygrał na boisku beniaminka Zametu Przemków aż 5:0. Debiut zaliczył Damian Uszczyk, który przyszedł ze Zjednoczonych Żarów, a 12 miesięcy temu grał w trzecioligowym Górniku Wałbrzych. Jednym z najstarszych zawodników grupy zachodniej, którzy pokazali się w 1.kolejce jest 39-letni Rafał Majka, który z Orkanem Szczedrzykowice wygrał w Mirsku 2:0.
Oprócz czwartoligowców rozgrywki rozpoczęto w niższych klasach. W wałbrzyskiej okręgówce w barwach beniaminka Piławianki przypomniał się Piotr Juraszek (rocznik 1972), który w przeszłości grał nawet w ekstraklasie, jak i również w barwach KP i Górnika/Zagłębia Wałbrzych. Kolega z czasów gry przy Ratuszowej, rok młodszy Jarosław Solarz wciąż broni barw Gromu Witków. Zwycięstwo odniósł powracający do klasy okręgowej Górnik Gorce. Ojcem zwycięstwa (3:1) nad Orlętami Krosnowice był Kornel Duś - strzelec dwóch bramek.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Zero z Rekordem

Zero stworzonych sytuacji podbramkowych.
Zero celnych strzałów w światło bramki rywala.
Taki koszmarny bilans piłkarze Górnika wypracowali podczas sobotniego meczu z Rekordem Bielsko-Biała, który był jednocześnie inauguracją trzecioligowych rozgrywek na Stadionie 1000-lecia.
Trener Robert Bubnowicz nie mógł skorzystać z usług kontuzjowanych Piotra Rojka, Kamila Jarosińskiego i Grzegorza Michalaka, który był co prawda wpisany do meczowego protokołu, ale kibice mogli go jedynie zobaczyć na trybunach. Z powodów zawodowych nie zagrał również Bartosz Tyktor i to jego absencja była najbardziej odczuwalna.
Wałbrzyszan przyodzianych w nowe, bardzo gustowne stroje w roli kapitana ponownie wyprowadził Jan Rytko, który trzeci mecz w bieżącym sezonie zagrał na nowej pozycji. Niestety, przeciwko Rekordowi debiut Janka jako partnera Dariusza Michalaka na środku obrony był jednym z najgorszych w karierze. Blok defensywny był bardziej dziurawy niż meczowe spodnie trenera Bubnowicza. Goście przyjechali z respektem dla wałbrzyszan i całe szczęście, bowiem odważniejsza ich gra mogła zakończyć się pogromem nie tak dawnego przecież drugoligowca. Mimo to podopieczni Wojciecha Gumoli mieli dobrze rozpracowanego rywala - wiedzieli, że Górnik będzie miał ogromne problemy ze stałymi fragmentami gry, że najgroźniejszy wśród gospodarzy Marcin Morawski operuje głównie lewą nogą, że warto częściej atakować lewą stroną wałbrzyszan. Pierwsze ostrzeżenie dla gospodarzy nastąpiło w 19 minucie, kiedy to pozostawiony bez opieki Rucki głową posłał piłkę tuż obok słupka. Co więcej, koło słupka nikt z wałbrzyszan nie stał, co raczej jest standardem przy rzutach rożnych. Ponad 10 minut później było już 0:1, a piłkarską pornografię popełnił Rytko. Dośrodkowaną z rzutu rożnego piłkę kapitan drużyny zamiast wybić zagrał (!!!) do środka wręcz wystawiając ją najskuteczniejszemu strzelcowi Rekordu Dawidowi Hałatowi. Jego strzał obił jedynie słupek, kolejne dwa strzały wybijał z linii bramkowej Sebastian Surmaj, aż w końcu uderzenie głową Michała Bojdysa wylądowała w siatce.
Po przerwie Górnik wystąpił bez zmian w składzie, jedynie boczni obrońcy zmienili się stronami, ale nic dobrego nie wynikało. Ciągle wałbrzyszanie byli bezradni w ofensywie, a Rekord grał swoje. Co więcej piłka zaczęła częściej gościć na przedpolu bramki Damiana Jaroszewskiego. W 65 min. arbiter podyktował rzut karny po dośrodkowaniu z rzutu za zagranie ręką, jakżeby było inaczej - Jana Rytko. Na szczęście uderzenie z 11 m Dariusza Ruckiego w środek bramki obronił Jaroszewski. Ci co spodziewali się zwrotu sytuacji na boisku srodze się zawiedli. Po kwadransie nieudolnie wałbrzyszanie próbowali złapać na spalonego rywali, Mateusz Gaudyn nie miał problemów z przelobowaniem Jaroszewskiego w sytuacji sam na sam i praktycznie było po meczu. W tym momencie część widzów zaczęła opuszczać trybuny, które były zapełnione przez niecałe dwie setki kibiców.
Górnik w trakcie meczu oddał dwa strzały w kierunku bramki Pawła Góry. Najpierw w 43 minucie Mateusz Krzymiński uderzył z ponad 25 metrów daleko obok bramki, a tuż przed stratą drugiej bramki, po sprytnym rozegraniu kornera Marcin Morawski podprowadził piłkę z narożnika boiska i uderzył w boczną siatkę.
Biorąc pod uwagę dwa ostatnie spotkania z bielskimi drużynami Górnik w trakcie 180 minut gry oddał JEDEN celny strzał na bramkę rywala! Autorem uderzenia był w Bielsku-Białej Damian Migalski, na którym opiera się jedyny(?) pomysł ofensywny wałbrzyskiej drużyny.Długa piłka i liczenie, że Nuno bazując na swojej szybkości ogra przeciwnika i odda celny strzał. Nie tylko na tę klasę rozgrywkową jest bardzo skromny repertuar.
Na chwilę obecną, po oglądnięciu 3 pełnych występów wałbrzyszan, śmiało można stwierdzić, że Górnik nie posiada drużyny gwarantującej utrzymanie z 3.lidze. I, niestety, kibice muszą się przyzwyczaić, że na zwycięstwa trzeba będzie długo poczekać. A może się zdarzyć, że nie doczekają się fani, bo widmo wycofania wciąż wisi nad klubem. Mija dokładnie miesiąc po osławionej sesji rady miasta w sprawie klubu i ... Cisza. Nadal nic nie wiadomo - kto zarządza klubem, jaki (czy w ogóle) jest plan naprawczy. Niejeden z kibiców, gdy zobaczył piłkarzy Górnika w nowych strojach i usłyszał nazwy sponsorów wyczytywanych przez spikera, pomyślał, że może nie jest tak źle z wałbrzyskimi seniorami. O ile o organizacji nic nie wiadomo, to ze strony sportowej nie wygląda to najlepiej. Zmiennikiem Jaroszewskiego, który nadal nie jest pewnym punktem przy dośrodkowaniach, jest 17-letni Bartłomiej Ziobro. W obronie jest Dariusz Michalak, który nie ma obecnie wsparcia w Tyktorze. O Rytce jako środkowym obrońcy naprawdę szkoda słów, o wiele lepszym rozwiązaniem byłoby danie szansy byłym juniorom Piotra Przerywacza, którzy o mały włos w czerwcu nie wygrali Dolnośląskiej Ligi Juniorów.  Poza tym ... centymetry, ich brakuje piłkarzom z kadry I zespołu, co widać przy stałych fragmentach gry. Jeśli ktoś by pomyślał, że linia defensywna to największy problem obecnego Górnika jest, niestety, w błędzie. Druga linia nie potrafi wypracować, stworzyć żadnego zagrożenia. Przegrywanie pojedynków jeden na jeden, brak gry kombinacyjnej, jedyny pomysł to piłka do przodu na Migalskiego... Dyspozycja Pierzgi i Tobiasza powoduje, że aż się prosi danie większego zaufania zawodnikom z rocznika 1997. Gorzej by nie było, a chłopcy nabieraliby niezbędnego doświadczenia. O tym przekonuje się, na razie boleśnie, Dominik Woźniak. Najwyższy gracz z pola, póki co odbija się od rywali. traci proste piłki, słyszy niewybredne komentarze z trybun, musi radzić sobie z trudami początków gry wśród seniorów. Ale może wyciągnie z tych brutalnych dla niego lekcji wnioski i będzie z czasem lepiej.