wtorek, 30 sierpnia 2016

Zabrskie lustro

Dla kibica wychowanego na sukcesach Wisły Kraków ery Cupiała, dominacji Legii, zrywów Widzewa czy Lecha trudno uwierzyć, że najwięcej tytułów mistrzowskich mają drużyny z Górnego Śląska. Złota era tamtego regionu przypada na ubiegły wiek i paradoksalnie od czasu politycznej transformacji w 1989 żadne mistrzostwo nie było świętowane na Śląsku. Co więcej, największe kluby Ruch Chorzów i Górnik Zabrze zasmakowały goryczy spadku. Ci ostatni po raz kolejny po zakończeniu ostatniego sezonu.
O historii zabrskiego klubu napisano nie jedną książkę. Górnik cieszy się obecnie największą popularnością w regionie, o czym świadczy frekwencja. Po degradacji zakomunikowano walkę o szybki powrót do ekstraklasy, ale bilans 4 punktów po 6 meczach, w tym komplet porażek z 4 wyjazdów chluby nie przynosi. Podopieczni Marcina Brosza są na barażowym, 15.miejscu, a do awansowego, drugiego brakuje 8 punktów. Nastroje w klubie są dalekie od optymistycznych.
W sobotę zabrzanie grali prestiżowy mecz na Stadionie Ludowym w Sosnowcu, gdzie mimo prowadzenia 1:0 przegrali z Zagłębiem 1:2. Dzień później część zawodników z meczowej kadry oddelegowana została do drugiego zespołu na trzecioligowy bój z Górnikiem Wałbrzych. W tym gronie znaleźli się ze Słowak Erik Grendel, Szymon Sobczak (który rywalizował z wałbrzyszanami w 2.lidze w barwach KS Polkowice), którzy pojawili się na murawie sosnowieckiego stadionu, a także Ukraiński stoper Ołeksand Szeweluchin, pomocnicy Łukasz Wolsztyński, Marcin Urynowicz i zdolny napastnik Jan Pawłowski. Z tego sekstetu tylko Sobczak rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, ale pojawił się na boisku po przerwie. Ponadto Józef Dankowski mógł wystawić w wyjściowej jedenastce doświadczonego Aleksandra Kwieka - 33-letniego pomocnika, który nie może odnaleźć się w układance Brosza, a także Szymon Matuszek, który zaliczył swego czasu epizod w Realu Madryt C, a przeciwko wałbrzyszanom grał w barwach Chojniczanki. Ta mieszanka doświadczenia z młodością opartą na byłych juniorach wybiegła na murawę MOSiR-u Zabrze przeciwko outsiderowi z Wałbrzycha.
O przebiegu samego spotkania wiadomo ... nie wiele. Jedynie to, że pojedynek zabrskich rezerw miał lustrzany wręcz przebieg do rywalizacji pierwszego zespołu - od 0:1 po szybkie 2:1.
"Obszerna" relacja z meczu w Zabrzu
Niestety, w dobie internetu, pokolenia goniącego za informacjami, nawet składy czy strzelcy bramek pozostają zagadką. Tradycyjnie za piłkarzami nie pojechał żaden dziennikarz, klub nie jest w stanie przedstawić rzetelnej relacji. Większość wałbrzyszan mogła liczyć na "relację" Bogdana Skiby, który anonsował występ Bartosza Tyktora zamiast Jana Rytko. Niestety, tych rewelacji nie potwierdza ani oficjalna relacja na związkowym portalu Łączy nas piłka, ani skromna relacja w katowickim Sporcie.
Oprócz nieścisłości ze składem wałbrzyszan niektóre strony wałbrzyskie, w tym oficjalna klubowa, nikt nie potrafi jednoznacznie stwierdzić, że strzelcem jedynego gola dla gości był Grzegorz Michalak. Za popularnym "Dzikim" stoją oficjalne przekazy z Zabrza, natomiast za Pawłem Tobiaszem media firmowane przez Bartłomieja Nowaka, który z reguły informacje czerpie bezpośrednio z klubu, od drużyny.
W górnośląskich mediach próżno szukać szczegółów meczu. Zresztą nie ma co się dziwić, skoro na sam mecz pofatygowało się zaledwie kilkudziesięciu widzów. Co do wątpliwości do nazwiska strzelca bramki to jestem skłonny uwierzyć w wersję o Tobiaszu - swego czasu Grzegorz Michalak został okradziony z bramki strzelonej w Wągrowcu, kosztem Piotra Przerywacza. Nikt tego nie zweryfikował i we wszelkich zestawieniach figuruje nazwisko Przerywacza. Niestety, obecnie w wałbrzyskim klubie nie ma osób, które by chciały skorygować ewentualną pomyłkę ogólnopolskich mediów.
W Wałbrzychu wciąż nie ma zarządu, nie ma wyników, nie ma zainteresowania klubem i póki co wszystko rysuje się w czarnych kolorach. I to wszystko w roku 70-lecia klubu. Uroczystości mają mieć ponoć miejsce w sobotę 24 września. A o tym terminie wałbrzyscy kibice mogli się dowiedzieć albo pocztą pantoflową lub ze strony ... Skry Częstochowa przy okazji przełożenia meczu 4.kolejki. Co do zespołu seniorów to mocno okopał się na ostatnim miejscu. Do bezpiecznego 13.miejsca brakuje już 5 punktów. Kadra zespołu jest więcej niż wąska. Pojawił się ponoć w kadrze na mecz w Zabrzu Tyktor, ale zabrakło Gawlika. Do wspomnianego wyżej wyjazdowego zaległego meczu ze Skrą Górnik rozegra aż trzy domowe mecze - ze Stalą Brzeg, Ślęzą i GKS Jastrzębie. Biorąc pod uwagę dotychczasowy dorobek po meczach przy Ratuszowej można sugerować nawet brak jakiejkolwiek zdobyczy punktowej, a z drugiej strony wyniki pokazują, że nie ma żelaznych faworytów i można spodziewać się również niespodziewanych sukcesów.
Wałbrzyszanom brakuje w obecnym sezonie również piłkarskiego szczęścia. Czyżby los zabierał to co dał w ubiegłym roku, gdy Orłowski, Krawiec i spółka potrafiła odwrócić, przeważyć losy meczu w końcowych minutach? A może obecnie piłkarze Bubnowicza mają problemy z koncentracją, kondycją? Weźmy pod uwagę jakby wyglądał dorobek Górnika, gdyby mecze kończyły się w ... 75 minucie:
2:1 z Falubazem, 1:1 z Pniówkiem i wreszcie 1:0 z rezerwami Zabrza - zamiast jednego punkciku 7 i miejsce w okolicach dziesiątego. Martwi również niespotykana regularność - co mecz to dwie bramki stracone.
Na koniec najważniejsze - wciąż nie jest wiadomo co dalej z samym klubem. Nie ma zarządu, zewsząd słyszy się plotki o ostatnim meczu seniorów, ale karawana jedzie dalej. Kiedy otrzymamy jakiekolwiek informacje i od kogo?

środa, 24 sierpnia 2016

Legia w Lidze Mistrz...UFF

Mistrz Polski, stołeczna Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Dwie dekady temu, gdy rywalizowali jedynie mistrzowie lig warszawska drużyna zdołała awansować z grupy, w której byli mistrzowie Anglii, Rosji i Norwegii. Rok później w grupie rywalizował łódzki Widzew, a później przyszło nam czekać długie 20 lat. Krajowe potęgi w postaci Wisły Kraków, Lecha Poznań czy wspomnianej Legii albo nie miały szczęścia w losowaniu albo kompromitowały się z drużynami typu Levadia Tallinn. Rewolucyjne zmiany wprowadzone przez Michela Platiniego spowodowały, że mistrz Polski w ostatnich latach nie musiał iść wyboistą ścieżką jak dawniej trafiając na Barcelonę, Real czy Anderlecht. Mimo to wciąż drzwi do bram futbolowego raju były zamknięte aż do wczoraj.
Styl w jakim Legia wywalczyła awans jest do najszybszego zapomnienia. Wyniki nie oddają tego co kibice oglądali podczas lipcowo - sierpniowych zmagań podopiecznych albańskiego szkoleniowca Besnika Hasiego. O dyspozycji zarówno w pucharach europejskich jak i w rozgrywkach krajowych wypowiedzieli się praktycznie wszyscy eksperci. Forma, a właściwie jej brak, jest widoczny aż nadto. Dlatego nie mogą dziwić opinie, że Legia awansowała  dostała się do Ligi Mistrzów dzięki korzystnemu losowaniu. Ale żeby być rozstawionymi w decydującej rundzie eliminacji warszawianie przez ostatnie lata sukcesywnie zbierali punkty rankingowe grając w Lidze Europy. To w końcu zaprocentowało.
Legia w LM powoduje skrajne emocje. Ma oczywiście swoich dozgonnych zwolenników, przeciwników, którzy jednak życzą jej źle jedynie na arenie krajowej, ale są i tacy, którym trudno pogodzić się z sukcesami w Europie. Oczywiście, że buta, pycha warszawskiego klubu może wielu irytować, a inni nazwą to poczuciem własnej wartości. Nie ma to większego znaczenia, bowiem na co najmniej 6 jesiennych wieczorów polski kibic będzie mógł wreszcie trzymać kciuki za polski zespół w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach kontynentu.
Kucharczyk strzela bramkę w Warszawie
Obchodzący w tym roku stulecie klub sięgnął po krajowy dublet. Tradycyjnie przegrał mecz o Superpuchar z Lechem, co nie ma większego znaczenia. Zresztą w sytuacji, gdy jeden klub sięga po dwa krajowe trofea to jaki jest sens rozgrywania jeszcze meczu o Superpuchar? Wiadomym jednak, że największym sukcesem na okrągły jubileusz klubu byłby awans do elitarnych rozgrywek Ligi Mistrzów. Czy jednak można było spodziewać się sukcesu po ruchach kadrowych Legii? Odszedł trener Stanisław Czerczesow, który ogarnął legijne towarzystwo, osiągnął sukces, mimo początkowej sporej straty w lidze do Piasta Gliwice.  Jego miejsce zajął Besnik Hasi, który wcześniej pracował w Anderlechcie Bruksela. Transfery nie powalały i wciąż zresztą pozostawiają wiele do życzenia. Do klubu przelano gotówkę za transfery Słowaka Dudy (Hertha), Borysiuka (QPR), pozbyto się z kadry zawodzących w ostatnim okresie Koseckiego i Masłowskiego, z kolei kadrowicz Jędrzejczyk okazał się za drogi. W ich miejsce sprowadzono młodych obiecujących Kulenovića, Sulleya, dla których obecność w meczowej kadrze będzie sukcesem. Autorskimi transferami Hasiego są Moulin i Langil (obaj Waasland-Beveren), a także nie grzeszący sportową sylwetką, ponoć najlepiej zarabiający w lidze polskiej Belg Vadis Odjidja-Ofoe (Norwich). Czy to mogło zwiastować szturm na LM? W sukurs przyszło korzystne losowanie podparte skutecznością nieocenionego Nemanji Nikolića czy kilkoma zrywami Kucharczyka. Koniec końców we wtorkowy wieczór przy Łazienkowskiej można było usłyszeć najpopularniejszy ostatnio sportowy slogan Mamy to!
Powszechnie panuje opinia, że Legia zakończy przygodę w LM na 6 meczach. Sugerować to może obecnie prezentowana gra przez stołecznych kopaczy. Kibice z popularnej Żylety również są zdegustowani prezentowanym poziomem, czego dowodem jest szybkie wyludnienie po końcowym gwizdku i brak fety z okazji awansu. Głosy dezaprobaty dochodzą z większości stron i nieodzowne wydają się być transfery, na które można liczyć praktycznie do końca sierpnia, czyli tydzień. Równocześnie trzeba się liczyć z transferami z klubu - nie jest tajemnicą, że propozycje z zagranicznych klubów mają Nikolić czy Pazdan. Hasi będzie mógł liczyć na Macieja Dąbrowskiego, niedawną ostoję Zagłębia Lubin, z którym grał w eliminacjach LE. Szybko opadł entuzjazm z transferu Francuza Thibaulta Moulina. Po efektownym debiucie ligowym z Jagiellonią dziennikarze wręcz oszaleli w opiniach na jego temat:
Transfer trafiony w dychę, transfer na miarę LM, Pan Piłkarz, Moulin o dwie klasy lepszy od pozostałych piłkarzy na boisku - to można było przeczytać w mediach społecznościowych.
Dziś już nikt tak nie pisze, nie mówi. Poza tym Legia ma problem praktycznie w każdej formacji. W bramce nr 1 pozostaje Malarz, ale jego zmiennik Cierzniak jest niewiadomą, bo przy Łazienkowskiej praktycznie nie zaistniał jeszcze. W obronie gigantycznie problemy na bokach. Brzyski wraz z popełniającym notorycznie proste błędy Rzeźniaczakiem już zostali odsunięci od I zespołu. Czech Hlouśek zanotował bodaj najdramatyczniejszy zjazd formy spośród legionistów. Broź jest słabiutki w ofensywie, chimeryczny jest Bereszyński, który wciąż nie może nawiązać do rewelacyjnej rundy wiosennej 2013. W pomocy wciąż do dyspozycji fizycznej nie może dojść kadrowicz Jodłowiec - jedno z najważniejszych ogniw w drużynie Czerczesowa. Najjaśniejszym punktem jest rekonwalescent Guilherme, któremu przydałoby się wsparcie. W ataku za kadencji Hasiego Legia gra głównie wysuniętym Nikolićem, choć jego poprzednik potrafił znaleźć również miejsce w składzie dla Prijovića.
To tyle jeśli chodzi o stronę sportową. Niewątpliwie sukcesem jest oszałamiająca kwota od UEFA za awans i udział w LM. Oszałamiająca jak na polskie warunki oczywiście. Cytowana liczba milionów euro w okolicach nawet 20 to szansa dla klubu, który i tak obecnie może pochwalić się największym, póki co nie osiągalnym dla pozostałych budżetem. Spłata ostatnich zobowiązań wobec poprzedniego właściciela, inwestycja w infrastrukturę i rozwój akademii, wreszcie interesy I zespołu - takie są cele przeznaczenia uzyskanych finansów. Niektórzy prorokują, że zarobione miliony mądrze zainwestowane spowodują, że Legia odjedzie krajowej konkurencji na przysłowiowe lata świetlne. Oczywiście jest takie ryzyko, ale życie pokazuje, że zespół niekoniecznie może poradzić sobie z grą na dwóch frontach. Zresztą już wiadomo, że warszawiacy nie obronią Pucharu Polski. Poza tym nazwiska nie grają. Lista piłkarzy, którzy po transferze na Łazienkowską z innych polskich klubów prezentują się o wiele gorzej niż wcześniej jest spora. Aktualnie można taką opinię wyrazić o niedawnym asie poznańskiego Lecha Finie Hamalainenie, który jest jedynie wchodzącym z ławki.
Czekając na czwartkowe losowanie trzymamy kciuki za mądre rozdysponowanie pieniędzy, emocje na murawie, a także impuls dla innych polskich drużyn, którzy pucharową przygodę nie skończą już w lipcu. Warto też pamiętać, że UEFA ma wkrótce zmienić zasady przydziału miejsc.Od sezonu 2018/19 wzorem superlig z innych dyscyplin, cztery najsilniejsze ligi kontynentu (hiszpańska, angielska, niemiecka, włoska) będą miały zagwarantowane w fazie grupowej po 4 miejsca bez konieczności brania udziału w eliminacjach! Podział eliminacyjny na ścieżkę mistrzowską i niemistrzowską zapewne zostanie zlikwidowany co dla mistrzów ze słabszych lig (w tym nasza LOTTO Ekstraklasa) będzie o wiele trudniejsza.
Cieszmy się więc tym co obecnie mamy.
PS.
Zwrot w tytule "Mistrz...UFF" zapożyczyłem z twitta Łukasza Grabowskiego

wtorek, 23 sierpnia 2016

Olimpijskie złoto Brazylii

Po raz czwarty olimpijskie złoto w piłce nożnej mężczyzn przypadło gospodarzom. Wcześniej sztuka ta udała się w 1908 Wielkiej Brytanii, 1920 Belgii, 1992 Hiszpanii. Brazylia do igrzysk organizowanych w Rio de Janeiro do tej pory wywalczyła trzykrotnie srebrny medal (1984, 1988, 2012) i dwukrotnie brązowy (1996,2008). Pięciokrotnie w ostatnich ośmiu turniejach, ale wciąż brakowało medalu z najcenniejszego kruszcu. Cztery lata temu na nic zdała się obecność w ekipie Canarinhos Hulka, Thiago Silvy, Marcelo, Neymara, Oscara czy Danilo - w finale lepszy okazał się Meksyk po bramkach Peralty 2:1.
7 piłkarskich aren swój chrzest turniejowy przeszło dwa lata wcześniej podczas mistrzostw świata. Gospodarze liczyli, że tym razem Brazylia nie powtórzy wstydliwych wyników z mundialu, gdzie po 1:7 w półfinale z Niemcami ulegli Holandii w meczu o trzecie miejsce 0:3.
Selekcjonerzy drużyn mogli do swoich kadr powołać trzech zawodników powyżej 23 roku życia. Stąd obecność na olimpiadzie m.in. Neymara, Renato Augusto (Brazylia), Gutierreza (Kolumbia), Obi Mikela (Nigeria), niemieckich bliźniaków Larsa i Svena Benderów, Peralty (Meksyk) czy byłego napastnika Wisły Kraków Rommella Quioto (Honduras).
Rozpoznawalne nazwiska, potencjalnymi gwiazdami turnieju mieli być Brazylijczycy Marquinhos (PSG), Rafael Alcantara (Barcelona), Szwed Alexander Fransson (Basel),Argentyńczyk Angel Correa (Atletico Madryt) czy Portugalczycy Mane (Sporting), Bruno Fernandes (Udine).
Mimo korzystnego losowania grup Brazylia po dwóch bezbramkowych remisach z RPA i Irakiem nie miała powodów do uśmiechu. Kluczowym meczem był ostatni z Danią, którą podopieczni Rogerio Micale wygrali aż 4:0. Oba zespoły awansowały dalej, a trzecie miejsce przypadło Irakowi, który z igrzysk wyjechał bez przegranej, ale za to z trzema remisami.
W grupie B na całej linii zawiedli Szwedzi, którzy w eliminacjach do turnieju okazali się lepsi od Polaków. 2:2 z Kolumbią i porażki 0:1 z Nigerią oraz Japonią oznaczały koniec marzeń o medalu. Najszybciej awans zapewniła sobie Nigeria po pokonaniu Japonii 5:4 (4 gole Oghenekaro Etebo) i Szwecji mogła sobie pozwolić na luksus porażki z Kolumbią 0:2. I to właśnie Kolumbijczycy awansowali również do ćwierćfinału.
Grupa C uchodziła za najciekawszą, co nie należy mylić z najsilniejszą. Najciekawszą ekipą był przedstawiciel Oceanii, czyli Fidżi. 0:8 z Koreą Płd, 1:5 z Meksykiem i 0:10 z Niemcami mówi samo za siebie. Z turniejem pożegnał się również obrońca mistrzowskiego tytułu sprzed 4 lat, czyli Meksyk. Oribe Peralta zakończył olimpijskie strzelanie w Londynie i rozpoczął je na boisku w Salvador z Niemcami. Mimo dwukrotnego prowadzenia El Tri zaledwie zremisowali z naszymi zachodnimi sąsiadami i ulegli rewelacyjnym Koreańczykom 0:1. Właśnie Azjaci byli najbliżsi pokonania Niemców- gdy Suk Hyun-Jun w 87 min. pokonał Timo Horna i wyprowadził swój zespół na 3:2, wydawało się, że wynik jest już rozstrzygnięty. Ale to są Niemcy. W doliczonym czasie gry Serge Gnabry wyrównał na 3:3. Czarnoskóry napastnik Arsenalu (wypożyczony w minionym sezonie do WBA) strzelał w każdym grupowym meczu - łącznie 5 goli, jego reprezentacyjny kolega Nils Petersen z 4 golami wbitymi Fidżi również liczył na sukces w klasyfikacji strzelców.
W grupie D zanotowano sensacyjne odpadnięcie Argentyny, którą po klęsce w Copa America objął ostatecznie Julio Olarticoechea. 0:2 z Portugalią, 2:1 z najsłabszą Algierią i remis 1:1 z Hondurasem oznaczało pożegnanie z igrzyskami kosztem właśnie Hondurasu,który wyprzedził rywali lepszym bilansem bramkowym. Z pierwszego miejsca wyszła Portugalia, która grupowe granie zakończyła remisem z Algierią 1:1.
W ćwierćfinałach mieliśmy kolejne niespodzianki i naprawdę ciekawe pojedynki. Portugalię zmiażdżyli Niemcy aż 4:0 po golach uzyskanych w drugiej odsłonie meczu (Gnabri, Ginter, Selke, Max). W walce o finał rywalem była Nigeria, która ograła Danię 2:0 (Obi Mikel, Umar). Z kolei Brazylia wygrywa z Kolumbią 2:0 po celnych uderzeniach Neymara i Luana. Gol Albertha Elisa rozstrzygnął o awansie Hondurasu w meczu z Koreą Południową.
Honduras nie był w stanie zatrzymać gospodarzy, którzy już po kilkunastu sekundach objęli prowadzenie po strzale swego kapitana Neymara. On też w ostatniej minucie zakończył kanonadę (6:0). W drugim półfinale niespodzianką był brak bramki Gnabry'ego, ale i tak jego koledzy nie mieli problemów z ograniem Nigerii 2:0 (Klostermann, Petersen).
Brązowe medale na szyi zawieszono piłkarzom Nigerii, którzy pokonali Honduras 2:1 (Sadiq, Umar - Lozano).
W finale gospodarze zmierzyli się z Niemcami, a o złotych medalach rozstrzygnął konkurs jedenastek. W regulaminowym czasie był remis 1:1 po golach Neymara i Meyera. W rzutach karnych pomylił się Nils Petersen, a po skutecznym wykonaniu karnego przez kapitana Neymara rozpoczęło się świętowanie.
Brazylia zdobywając mistrzostwo olimpijskie dołączyła do Francji, która zdobyła wielkiego piłkarskiego pokera, czyli triumfowała w mistrzostwach świata U-17, U-20, Pucharze Konfederacji, mistrzostwach świata i turnieju olimpijskim.
Najskuteczniejszymi strzelcami okazali się Niemcy: Petersen, Gnabry (po 6 goli) i Meyer (4 gole). Nagroda Fair Play przypadła Duńczykom.
Nasi zachodni sąsiedzi zdobyli złoto z kolei w turnieju kobiet. W ćwierćfinale doszło do sporej sensacji, gdzie faworyzowane Amerykanki odpadły w rzutach karnych ze Szwecją (1:1,karne 3-4). W półfinale również po karnych Szwedki okazały się lepsze od gospodyń igrzysk (0:0, karne 4-3). W finale na Maracanie Niemki po golach Marozsan i samobójczym Sembrandt pokonały Szwecję 2:1. Brazylijki, którym kapitanowała słynna Marta uległy w meczu o brązowe medale Kanadzie 1:2.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Liga w cieniu (wyniku) Śląska

Za sprawą Czesława Michniewicza, obecnego szkoleniowca Bruk-Betu Nieciecza, w środowisku piłkarskim funkcjonuje powiedzenie, że wynik 2:0 jest wynikiem niebezpiecznym. Po tym co się stało w sobotnie przedpołudnie na wrocławskim stadionie przy ul. Oporowskiej wydaje się, że nawet czterobramkowe prowadzenie nie jest wynikiem gwarantującym brak emocji. Rozstrzygnięcie, a dokładniej przebieg derbów Wrocławia pomiędzy Śląskiem II a Ślęzą zostanie zapamiętany na długo, bowiem naprawdę trudno sobie przypomnieć zwycięstwo zespołu, który przegrywał już 0:4! Kulisy spotkania przemawiały za Śląskiem II - przede wszystkim obecność w składzie piłkarzy z kadry ekstraklasowców: słowacki bramkarz Kamenar, Madej mający ponad 350 występów w ekstraklasie, Biliński - były piłkarz roku na Litwie, Węgier Gosztonyi, Zieliński, Dankowski, Idzik czy trenujący regularnie pod okiem Rumaka Wiech oraz niedawna gwiazda FC Academy Wrocław Łyszczarz. Ślęza, która jeszcze w czerwcu korzystała z gościnności Oporowskiej wyprowadziła się na ligowe mecze aż do Oławy. Grzegorz Kowalski zamiast grupy sprawdzonych w bojach ligowców jedenastkę składa z niedawnych juniorów. Po 35 minutach 4:0 po golach Bilińskiego 2, Łyszczarza i Madeja. Do przerwy Ślęza skorygowała wynik, a po przerwie Bohdanowicz strzelił jednego z najpiękniejszych goli bieżących rozgrywek. Stałe fragmenty gry, determinacja i kolejne bramki spowodowały, że faworytom zaczęły drżeć łydki, popełniali coraz więcej błędów i koniec końców za sprawą Molskiego w 87' Ślęza objęła prowadzenie 5:4, którego nie oddała do końca meczu.
Te spotkanie pokazało, że trzecia liga jest nieprzewidywalna. Kreowany na faworyta KS Polkowice zaczął sezon od 3 kolejnych przegranych, co prawda zaczął punktować, ale gra wciąż pozostawia wiele do życzenia. Pucharowa rewelacja z Jastrzębia Zdrój jest w czubie tabeli, ale bezstronni obserwatorzy dostrzegają zbyt krótką ławkę rezerwowych, a mocarstwowe plany hamuje brak zabezpieczenia finansowego. Rewelacyjny początek notuje bialski Rekord, którego mogliśmy oglądać przy Ratuszowej - ale czy do dobrych wyników można przypisać jednocześnie efektowną grę?
Niestety 6 ostatnich lokat w tabeli gr.3 okupują drużyny z Dolnośląskiego ZPN. Jedynie rezerwy Miedzi i wspomniana wyżej Ślęza plasują się wyżej. Czy to jest wiarygodny obraz siły w danych okręgach?
5 meczów, miesiąc gry poza trzecioligowcami i mimo wszystko trudno wskazać jednoznacznie faworytów do awansu i do spadku. W Wałbrzychu gościła co najwyżej solidna drużyna Pniówek Pawłowice Śląskie. Zespół ze wsi, któremu przed sezonem groziło wycofanie z rozgrywek (powód - brak finansów), ale ostatecznie wszystko skończyło się pozytywnie. Pniówek nie zagrał wielkiego meczu, ale grał twardo, po śląsku, do końca i wywiózł zasłużenie trzy punkty oddalając się od strefy spadkowej. Mogliśmy oglądać w składzie drużyny Jana Wosia zawodników, których mogliśmy pamiętać z gry w drugiej lidze (Szary, Kostecki, Sobczak) i prawdę powiedziawszy żaden z nich nie robił różnicy.
Trener Robert Bubnowicz stara się, kombinuje ze składem jak może. O ile mógł się cieszyć z powrotu Grzegorza Michalaka to wypadł mu Marcin Gawlik, który wygląda najlepiej z letnich nabytków. Za Pawła Tobiasza w wyjściowej jedenastce zadebiutował Mateusz Sobiesierski i na pewno nie zaprezentował się gorzej od starszego o dekadę kolegi. Górnik mecz przegrał z Pniówkiem, ale w porównaniu choćby z poprzednim spotkaniem w końcu zanotował celne uderzenia, nie wspominając o bramce zdobytej przez nieocenionego przy stałych fragmentach gry Marcina Morawskiego. Generalnie przełomu w postawie biało-niebieskich nie było, ale ...
Tak padła pierwsza w tym sezonie bramka dla Górnika
w Wałbrzychu - strzelcem Marcin Morawski
[foto: B.Nowak walbrzych24.com/gornik-walbrzych.pl]
No właśnie, w obecnym składzie personalnym trudno Bubnowiczowi coś sensownego sklecić. Pozostaje mu tasowanie pozycjami. Najgorzej wygląda sytuacja na środku obrony (wzrost!!!) - ewentualna obecność Tyktora na meczu to prawdziwa loteria, Rojek dojdzie do siebie za kilka tygodni, Grzegorz Michalak pewnego pułapu na pozycji środkowego obrońcy po prostu nie przeskoczy. Przed sezonem wydawało się, że problem mógłby rozwiązać obieżyświat Michał Sudoł, który wybrał ostatecznie lepszą finansowo ofertę ze Strzegomia. Jednak ostatni wynik (1:7 u siebie z Orkanem Szczedrzykowice) mimo zdobycia bramki nie wystawia dobrego świadectwa Sudołowi jako kierownikowi bloku defensywnego.
Niewiele lepsza sytuacja jest w przednich formacjach Górnika. Co prawda bramkarz Pniówka, w przeciwieństwie do swego odpowiednika z Rekordu, mógł się wykazać po strzałach wałbrzyszan. Jednak po prawdzie zagrożenie podopieczni Bubnowicza stwarzają albo strzałach z dystansu albo po stałych fragmentach gry. Czas na dopracowanie tych elementów działa na korzyść zespołu, tyle, że punktów nie przybywa, a rywale nieuchronnie uciekają. Osobiście największym dla mnie rozczarowaniem póki co jest postawa Norberta Pierzgi, którego swego czasu wziął pod skrzydła menedżer Marek Citko. Zagadką jest co w nim niedoszły dyrektor sportowy Wisły Kraków zobaczył. Nie widać niestety po grze Pierzgi ani doświadczenia gry na tym szczeblu, ani umiejętności, które pozwalały by zrobić różnicę, wykreować partnerom dogodną sytuację. Może z czasem pokaże swoje prawdziwe piłkarskie oblicze?
Młodzi wałbrzyscy piłkarze ogrywają się i to MUSI zaprocentować. Mecz z Pniówkiem nie był dobrym w wykonaniu Górnika, ale na przykład Dominik Woźniak nie zanotował tak tragicznego występu jak tydzień wcześniej. O Sobiesierskim pisałem wyżej, kto wie czy większy kredyt zaufania nie przydałby się Brzezińskiemu i Młodzińskiemu.
Przed wałbrzyszanami teraz wyjazd do Zabrza na mecz z rezerwami Górnika, które przegrały dwa ostatnie mecze. Biorąc pod uwagę fakt, że mecz jest w niedzielę, a pierwszy zespół gra w sobotę, niewykluczone, ze Józef Dankowski sięgnie po kilku pierwszoligowców. Biało-niebiescy nie mogą jednak się oglądać na jakiekolwiek przeciwności i muszą wyszarpać choćby punkt, który w ostatecznym rozrachunku może okazać się bezcenny.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Byli wałbrzyszanie w ataku na 1.ligę?

Początek rozgrywek drugoligowych należy do zespołów, w których kluczową rolę odgrywają byli zawodnicy wałbrzyskiego Górnika. W trójce zespołów, które zajmują miejsca premiowane awansem występują piłkarze, którzy stanowili o obliczu obecnego trzecioligowca z Ratuszowej.
Olimpia Elbląg - Odra Opole - w roli kapitanów oba zespoły
wyprowadzili wałbrzyszanie D.Kubowicz (z prawej)
i T.Wepa (z lewej)
Na czele stawki znajduje się beniaminek z Opola, gdzie kapitanem jest Tomasz Wepa, który podobną rolę pełnił również pod Chełmcem. Ostatnie dwa mecze to dla Wepki możliwość rywalizacji z byłymi partnerami z Wałbrzycha - po grze naprzeciw Michałowi Oświęcimce teraz grał z drużyną Dawida Kubowicza Olimpią Elbląg. Piorunujący początek, 2:0 po 5 minutach gry dał w praktyce trzy punkty opolanom, którzy z 7 punktami przewodzą po 3 seriach spotkań. Tyle samo punktów ma Puszcza Niepołomice i Raków Częstochowa. W Niepołomicach pewniakiem w ataku jest Marcin Orłowski, który do tej zagrał we wszystkich 6 meczach o stawkę w tym sezonie (3 w lidze i 3 w Pucharze Polski). W połowie z nich zobaczył żółte kartki, w lidze raz trafił, a w PP wykorzystał rzut karny w serii jedenastek w zwycięskim meczu z Koroną Kielce. Mniej szczęścia ma z kolei Dominik Radziemski, który obecnie leczy kontuzję i można było go zobaczyć w sobotę na meczu Górnika na Stadionie 1000-lecia.
Na trzecim miejscu, również z 7 punktami jest jeden z największych przegranych ubiegłego sezonu, Raków Częstochowa, gdzie liderem drugiej linii jest Rafał Figiel. Figo w dwóch pierwszych meczach trafiał dwukrotnie z rzutów karnych, choć sezon wcześniej skuteczność z 11 metrów miał 50% (2/4). Podobnie jak Wepa i Kubowicz w tym sezonie założył opaskę kapitańską - w Elblągu, gdy boisko opuścił Cyfert. Niestety, Dominik Bronisławski wciąż dochodzi do siebie po kontuzji.
W środku drugoligowej stawki znajduje się stołeczna Polonia, gdzie gra Michał Oświęcimka. Najwięcej czasu na boisku spędził w pierwszym, przegranym meczu z imienniczką z Bytomia, a potem grał coraz mniej - ostatnio pojawił się w 85 min. Mimo to wśród sympatyków Czarnych Koszul cieszy się niespodziewanie dobrą opinią. Po ostatnim meczu na stronie Duma Stolicy mogliśmy przeczytać o Cimku, że nie ogranicza się do przeszkadzania przeciwnikowi w grze, ale rozgrywa i ustawia grę zespołu. A dalej - to jest ten facet, który powinien trzymać w ryzach przedpole bramki. W meczu z Bytomiem udowodnił, że ma papiery na grę, ale i serce do walki. Dużo widzi, jeszcze więcej biega, bierze na siebie ciężar gry. Dzisiaj wszedł w końcówce i od razu opanował chaos w środku. Michał w minionej kolejce świętował z kolegami premierowe w tym sezonie zwycięstwo, na które z kolei czeka z kolegami Dawid Kubowicz. Olimpia Elbląg po dwóch remisach przegrała pierwsze spotkanie, ale obecne 15.miejsce na mecie sezonu oznaczać będzie degradację.
Identyczny co Orłowski, bilans meczów o stawkę w bieżącym sezonie (3 liga + 3 PP) ma Bartosz Biel - pomocnik Olimpii Zambrów. O ile w pucharze Olimpia dzielnie stawiała czoła kolejnym rywalom i odpadła pechowo (gol z karnego w doliczonym czasie gry) z Arką Gdynia, to w lidze póki co trzykrotnie bardzo wyraźnie przegrała. Zero punktów, bramki 1:9 to bilans obecnego outsidera, który latem był bliski wycofania zespołu z rozgrywek. Pojawili się podobno w Zambrowie chętni do zarządzania klubem, do ściągnięcia sponsorów, ale póki co zapowiadanych głośnych transferów nie ma.
W taki sposób Oleksy strzelił bramkę w Krakowie
W ekstraklasie bramkę,czwartą w swojej przygodzie z grą na najwyższym ligowym szczeblu zdobył Paweł Oleksy. Były junior Skalnika Czarny Bór i Górnika/Zagłębia Wałbrzych w barwach Ruchu Chorzów strzela póki co bramki w prestiżowych spotkaniach dla kibiców Niebieskich. W ubiegłym sezonie dwa razy trafił w pojedynkach z Górnikiem Zabrze, a teraz z Wisłą Kraków - nowym sprzymierzeńcem chorzowskich kibiców. Mimo prowadzenia 1:0 krakowianie przegrali 1:2, a zwycięskiego gola strzelił ze spalonego Oleksy, co uszło uwadze sędziom.
W 1.lidze pewniakiem w składzie Miedzi Legnica jest Michał Bartkowiak, który również zbiera pochlebne recenzje za swoją grę.

Ruszyła IV liga

W najdłuższy weekend sierpnia zainaugurowała sezon czwarta liga dolnośląska. W bieżącym sezonie piąty poziom rozgrywkowy został przez DZPN podzielony na dwie grupy. Czy jest to dobre rozwiązanie, czy podniesie się poziom ligi? Zdania są podzielone, jednak tegoroczna mieszanka tak wielu spadkowiczów z 3.ligi oraz beniaminków z klas okręgowych zapewne jest ciekawa dla kibiców. Przynajmniej na początku rozgrywek. Drużyny z wałbrzyskiego OZPN, za wyjątkiem AKS Strzegom, rywalizować będą z ekipami z dawnego województwa wrocławskiego. Grupa wschodnia jest wg obserwatorów uznawana za zdecydowanie silniejszą od swojego zachodniego odpowiednika.  Trudno to będzie zweryfikować, jak również początek rozgrywek nie może być wykładnią kto będzie dzielił i rządził w poszczególnej grupie. Jak wałbrzyskim drużynom się powiodło na inaugurację?
Beniaminkowie w większości wygrali swoje pojedynki. Karolina Jaworzyna Śląska gładko wygrała z beniaminkiem Sokołem Marcinkowice 3:0, a w składzie ekipy Tomasza Idziaka mogliśmy zobaczyć Adriana Mrowca (Maksym Tatuśko nie zagrał). W takim samym stosunku wygrała Victoria Świebodzice, przed którą teoretycznie stało trudniejsze zadanie, bo gościła spadkowicza z 3.ligi Bystrzycę Kąty Wrocławskie. Goście zagrali w trzecioligowym składzie, a mimo tego już po 26 minutach przegrywali 0:3! Ciekawostką jest obecność w meczowym protokole w roli rezerwowego goalkeepera Victorii Wojciecha Wierzbickiego, który kilka dni wcześniej zaprezentowany został jako szkoleniowiec bramkarzy Polonii-Stali Świdnica.
Trzeci z beniaminków z wałbrzyskiego okręgu, Unia Bardo uległa Foto-Higienie Gać 1:2, która po wzmocnieniu składu zawodnikami Ślęzy Wrocław na papierze wygląda jak na tę klasę rozgrywkową bardzo mocno.
W Nowej Rudzie derbowy pojedynek Piasta z Orłem Ząbkowice zakończył się sprawiedliwym remisem 1:1. Gospodarzy po raz pierwszy w lidze poprowadził wałbrzyski szkoleniowiec Tomasz Poros, którego były podopieczny z czasów drugoligowej pracy przy Ratuszowej, bramkarz Seweryn Derbisz debiutował właśnie w ząbkowickiej bramce. Poza tym w Piaście zadebiutowało dwóch wałbrzyszan - Wojciech Rzeczycki, który ostatnio grał w niemieckim SV Rott-Weiss Bad Muskau oraz Michał Starczukowski, były gracz Czarnych Kondratowice (wrocławska klasa okręgowa). W Świdnicy z kolei skład I drużyny został mocno przewietrzony i trener Tomasz Oleksy kadrę oparł głównie na wychowankach klubu. Mimo to na pewno spodziewano się więcej po meczu z beniaminkiem MKP Wołów (1:1). W końcówce na boisku pojawił się najstarszy zawodnik ligi - 42 letni Dariusz Filipczak. Również remis 1:1 z beniaminkiem, tyle, że na wyjeździe wywalczyła Bielawianka wywożąc punkt z meczu z Wiwą Goszcz. Ostatecznie do Bielawy nie trafił Sławomir Orzech, który brał udział we wcześniejszym etapie letnich przygotowań zespołu prowadzonego przez Alberta Połubińskiego.
W innych meczach grupy zachodniej mogliśmy oglądać grę byłych wałbrzyskich zawodników, ale nie będą oni mile wspominać inauguracji sezonu. Sokół Wielka Lipa ubiegły sezon zakończył na drugim miejscu, więc niejako z urzędu przypisano mu rolę faworyta, tymczasem w pierwszym meczu przegrał w Oleśnicy z Pogonią 1:3. W Sokole od lata broni Patryk Janiczak, który przyszedł ze Ślęzy Wrocław. Miło pierwszego meczu w IV lidze nie będą wspominać w Sadowicach, gdzie beniaminek z Wojciechem Ciołkiem w składzie uległ GKS Kobierzyce aż 0:7.
W grupie zachodniej liderem został AKS Strzegom, który wygrał na boisku beniaminka Zametu Przemków aż 5:0. Debiut zaliczył Damian Uszczyk, który przyszedł ze Zjednoczonych Żarów, a 12 miesięcy temu grał w trzecioligowym Górniku Wałbrzych. Jednym z najstarszych zawodników grupy zachodniej, którzy pokazali się w 1.kolejce jest 39-letni Rafał Majka, który z Orkanem Szczedrzykowice wygrał w Mirsku 2:0.
Oprócz czwartoligowców rozgrywki rozpoczęto w niższych klasach. W wałbrzyskiej okręgówce w barwach beniaminka Piławianki przypomniał się Piotr Juraszek (rocznik 1972), który w przeszłości grał nawet w ekstraklasie, jak i również w barwach KP i Górnika/Zagłębia Wałbrzych. Kolega z czasów gry przy Ratuszowej, rok młodszy Jarosław Solarz wciąż broni barw Gromu Witków. Zwycięstwo odniósł powracający do klasy okręgowej Górnik Gorce. Ojcem zwycięstwa (3:1) nad Orlętami Krosnowice był Kornel Duś - strzelec dwóch bramek.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Zero z Rekordem

Zero stworzonych sytuacji podbramkowych.
Zero celnych strzałów w światło bramki rywala.
Taki koszmarny bilans piłkarze Górnika wypracowali podczas sobotniego meczu z Rekordem Bielsko-Biała, który był jednocześnie inauguracją trzecioligowych rozgrywek na Stadionie 1000-lecia.
Trener Robert Bubnowicz nie mógł skorzystać z usług kontuzjowanych Piotra Rojka, Kamila Jarosińskiego i Grzegorza Michalaka, który był co prawda wpisany do meczowego protokołu, ale kibice mogli go jedynie zobaczyć na trybunach. Z powodów zawodowych nie zagrał również Bartosz Tyktor i to jego absencja była najbardziej odczuwalna.
Wałbrzyszan przyodzianych w nowe, bardzo gustowne stroje w roli kapitana ponownie wyprowadził Jan Rytko, który trzeci mecz w bieżącym sezonie zagrał na nowej pozycji. Niestety, przeciwko Rekordowi debiut Janka jako partnera Dariusza Michalaka na środku obrony był jednym z najgorszych w karierze. Blok defensywny był bardziej dziurawy niż meczowe spodnie trenera Bubnowicza. Goście przyjechali z respektem dla wałbrzyszan i całe szczęście, bowiem odważniejsza ich gra mogła zakończyć się pogromem nie tak dawnego przecież drugoligowca. Mimo to podopieczni Wojciecha Gumoli mieli dobrze rozpracowanego rywala - wiedzieli, że Górnik będzie miał ogromne problemy ze stałymi fragmentami gry, że najgroźniejszy wśród gospodarzy Marcin Morawski operuje głównie lewą nogą, że warto częściej atakować lewą stroną wałbrzyszan. Pierwsze ostrzeżenie dla gospodarzy nastąpiło w 19 minucie, kiedy to pozostawiony bez opieki Rucki głową posłał piłkę tuż obok słupka. Co więcej, koło słupka nikt z wałbrzyszan nie stał, co raczej jest standardem przy rzutach rożnych. Ponad 10 minut później było już 0:1, a piłkarską pornografię popełnił Rytko. Dośrodkowaną z rzutu rożnego piłkę kapitan drużyny zamiast wybić zagrał (!!!) do środka wręcz wystawiając ją najskuteczniejszemu strzelcowi Rekordu Dawidowi Hałatowi. Jego strzał obił jedynie słupek, kolejne dwa strzały wybijał z linii bramkowej Sebastian Surmaj, aż w końcu uderzenie głową Michała Bojdysa wylądowała w siatce.
Po przerwie Górnik wystąpił bez zmian w składzie, jedynie boczni obrońcy zmienili się stronami, ale nic dobrego nie wynikało. Ciągle wałbrzyszanie byli bezradni w ofensywie, a Rekord grał swoje. Co więcej piłka zaczęła częściej gościć na przedpolu bramki Damiana Jaroszewskiego. W 65 min. arbiter podyktował rzut karny po dośrodkowaniu z rzutu za zagranie ręką, jakżeby było inaczej - Jana Rytko. Na szczęście uderzenie z 11 m Dariusza Ruckiego w środek bramki obronił Jaroszewski. Ci co spodziewali się zwrotu sytuacji na boisku srodze się zawiedli. Po kwadransie nieudolnie wałbrzyszanie próbowali złapać na spalonego rywali, Mateusz Gaudyn nie miał problemów z przelobowaniem Jaroszewskiego w sytuacji sam na sam i praktycznie było po meczu. W tym momencie część widzów zaczęła opuszczać trybuny, które były zapełnione przez niecałe dwie setki kibiców.
Górnik w trakcie meczu oddał dwa strzały w kierunku bramki Pawła Góry. Najpierw w 43 minucie Mateusz Krzymiński uderzył z ponad 25 metrów daleko obok bramki, a tuż przed stratą drugiej bramki, po sprytnym rozegraniu kornera Marcin Morawski podprowadził piłkę z narożnika boiska i uderzył w boczną siatkę.
Biorąc pod uwagę dwa ostatnie spotkania z bielskimi drużynami Górnik w trakcie 180 minut gry oddał JEDEN celny strzał na bramkę rywala! Autorem uderzenia był w Bielsku-Białej Damian Migalski, na którym opiera się jedyny(?) pomysł ofensywny wałbrzyskiej drużyny.Długa piłka i liczenie, że Nuno bazując na swojej szybkości ogra przeciwnika i odda celny strzał. Nie tylko na tę klasę rozgrywkową jest bardzo skromny repertuar.
Na chwilę obecną, po oglądnięciu 3 pełnych występów wałbrzyszan, śmiało można stwierdzić, że Górnik nie posiada drużyny gwarantującej utrzymanie z 3.lidze. I, niestety, kibice muszą się przyzwyczaić, że na zwycięstwa trzeba będzie długo poczekać. A może się zdarzyć, że nie doczekają się fani, bo widmo wycofania wciąż wisi nad klubem. Mija dokładnie miesiąc po osławionej sesji rady miasta w sprawie klubu i ... Cisza. Nadal nic nie wiadomo - kto zarządza klubem, jaki (czy w ogóle) jest plan naprawczy. Niejeden z kibiców, gdy zobaczył piłkarzy Górnika w nowych strojach i usłyszał nazwy sponsorów wyczytywanych przez spikera, pomyślał, że może nie jest tak źle z wałbrzyskimi seniorami. O ile o organizacji nic nie wiadomo, to ze strony sportowej nie wygląda to najlepiej. Zmiennikiem Jaroszewskiego, który nadal nie jest pewnym punktem przy dośrodkowaniach, jest 17-letni Bartłomiej Ziobro. W obronie jest Dariusz Michalak, który nie ma obecnie wsparcia w Tyktorze. O Rytce jako środkowym obrońcy naprawdę szkoda słów, o wiele lepszym rozwiązaniem byłoby danie szansy byłym juniorom Piotra Przerywacza, którzy o mały włos w czerwcu nie wygrali Dolnośląskiej Ligi Juniorów.  Poza tym ... centymetry, ich brakuje piłkarzom z kadry I zespołu, co widać przy stałych fragmentach gry. Jeśli ktoś by pomyślał, że linia defensywna to największy problem obecnego Górnika jest, niestety, w błędzie. Druga linia nie potrafi wypracować, stworzyć żadnego zagrożenia. Przegrywanie pojedynków jeden na jeden, brak gry kombinacyjnej, jedyny pomysł to piłka do przodu na Migalskiego... Dyspozycja Pierzgi i Tobiasza powoduje, że aż się prosi danie większego zaufania zawodnikom z rocznika 1997. Gorzej by nie było, a chłopcy nabieraliby niezbędnego doświadczenia. O tym przekonuje się, na razie boleśnie, Dominik Woźniak. Najwyższy gracz z pola, póki co odbija się od rywali. traci proste piłki, słyszy niewybredne komentarze z trybun, musi radzić sobie z trudami początków gry wśród seniorów. Ale może wyciągnie z tych brutalnych dla niego lekcji wnioski i będzie z czasem lepiej.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

W Bielsku Białej bez niespodzianki i bez wstydu

Nie wiem na jakiej podstawie niektóre wałbrzyskie portale mecz BKS Stal - Górnik zapowiadały jako wyprawę wałbrzyszan po zwycięstwo. Z ubiegłosezonowej ekipy Roberta Bubnowicza praktycznie została tylko ... nazwa i to ona głównie stanowi o tym, że rywale czują respekt przed wałbrzyszanami.  Tak było w Zielonej Górze i Bielsku-Białej, gdzie trener wicemistrza ubiegłego sezonu 3.ligi opolsko-śląskiej Rafał Górak przed meczem wypowiadał się o Górniku głównie akcentując udany ubiegły sezon. Historia a rzeczywistość to jednak różne sprawy.
Mecz rozgrywany był na największy i najładniejszym obiekcie w 3.lidze. Bialski stadion miejski mógł pobić obiekt w Zabrzu, ale rezerwy Górnika grają póki co swoje spotkania na stadionie MOSiR-u.  Mecz można było oglądnąć na żywo w internecie, gdzie jakość obrazu, mimo obsługi jednej kamery, spokojnie zapewniała komfort oglądania poczynań zawodników. Warto było zainwestować cenę biletu kosztem nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością relacji z lajfy.com, nie wspominając o "relacji" redaktora Skiby.
Trener Robert Bubnowicz przemeblował wyjściową jedenastkę stawiając głównie na powroty. Przede wszystkim blok defensywny wzmocnił Bartosz Tyktor, który był prawdziwą ostoją - nie tylko w walce o górne piłki, ale i dyrygowaniem całej linii, jak również wyprowadzaniem piłki dalekimi przerzutami. Do bramki z kolei powrócił Damian Jaroszewski, dla którego był to pierwszy ligowy (nie licząc barażu z Polkowicami) występ od października 2014! Ostatnie błędy Kamila Jarosińskiego zmusiły sztab szkoleniowy do zmiany w bramce. Popularny Jogi nie zagrał wielkiego meczu, ale i nie zawalił. Wciąż można mieć pretensje o grę na przedpolu bramki przy dośrodkowaniach, ale dwukrotnie wyciągnął zmierzającą do siatki piłkę w wydawało się beznadziejnej sytuacji. Szczególne brawa należą się za sytuację z 64 minuty, kiedy wręcz w ekwilibrystyczny sposób obronił strzał Szczęsnego. Trzecim z kolei symbolicznym powrotem można nazwać ponowne założenie koszulki z nr 10 przez Marcina Morawskiego. Asystent Bubnowicza, najstarszy na boisku, paradoksalnie sprawiał najlepsze wrażenie wśród piłkarzy gości. Umiejętnie przytrzymywał piłkę, mądrze rozdzielał, nie wykopywał bezsensownie co zdarzało się jego kolegom. Trzeba zaznaczyć, że nie był to rewelacyjny występ Morawskiego, co więcej można mieć do niego pretensje za zbyt bierną postawę przy pierwszym golu, ale w chaotycznym Górniku jego doświadczenie było nie do przecenienia.
Zmiany były w ustawieniu Górnika - pozycjami zamienili się Marcin Gawlik z Janem Rytko, który tym razem biegał w drugiej linii. Po 15 minutach BKS Stal miał na swoim koncie 5 rzutów rożnych przy dwóch wałbrzyszan, co udowadnia, że gra była otwarta, bez kalkulacji. W tym okresie dwukrotnie na bramkę (raz celnie) Krzysztofa Kozika uderzał Damian Migalski. Jak się później okazało było to jedyne celne uderzenia na bramkę gospodarzy.
Seweryn Caputa strzela pierwszą bramkę dla BKS
Stal mająca w składzie doświadczonych zawodników z ekstraklasową przeszłością była lepszym zespołem. Gościom zabrakło argumentów w postaci ... jakości. Z kilkoma zawodnikami, którzy bronili barw Górnika wiosną tego roku goście spokojnie mogliby pokusić się o zdobycz punktową. Obecny Górnik popełniał proste błędy przy wyprowadzaniu ataku, a także podczas ataków rywala w polu karnym. Jaroszewskiemu sprzyjało szczęście, bo piłka obiła i słupek i poprzeczkę, a dwukrotnie po niefortunnych odbiciach piłki przez wałbrzyskich obrońców piłka wyleciała na rzut rożny, a nie do pustej bramki. Gdy wydawało się, że uda się dowieźć bezbramkowy remis do przerwy wałbrzyszanie zostawili Sewerynowi Capucie tyle miejsca, że spokojnie przymierzył i uderzył on precyzyjnie przy słupku i było 1:0.
Ponownie, jak w meczu z Falubazem, zawiódł duet nowych zawodników w Górniku. Cierpliwość Roberta Bubnowicza do Pawła Tobiasza skończyła się po I połowie, a do Norberta Pierzgi po godzinie gry. Gdy zszedł Tobiasz to jego miejsce w pomocy zajął Krzymiński, który swoją pozycję na lewej stronie oddał Migalskiemu. W ataku z kolei biegał rezerwowy Woźniak. Bielszczanie w pierwszym kwadransie po zmianie stron wyraźnie przeważali, ale i tak szczęśliwie skończyło się na jednym golu. Sebastian Surmaj został pozostawiony sam do opieki na dwoma rywalami, w efekcie żadnego nie pilnował i skończyło się skuteczną finalizacją zagrania z lewego skrzydła przez Macieja Felscha.
Później Robert Bubnowicz sukcesywnie odmładzał skład, bo na boisku pojawili się Mateusz Sobiesierski, Filip Brzeziński i absolutny debiutant Kamil Młodziński. Wielkie brawa dla trenera za odwagę, a warto zauważyć, że młodzi nie przestraszyli się, kilka razy nawet pokazali się z dobrej strony. W ostatnim kwadransie wałbrzyszanie doszli do strzeleckich sytuacji, jednak żadna z prób nie była celna. Inna sprawa, że bielszczanie mając spokojny wynik nie grali już z taką determinacją jak przez pierwsze 4 kwadranse gry.
Wałbrzyszanie uczą się nowej trzeciej ligi. W Bielsku Białej grali z naprawdę mocnym przeciwnikiem, który najprawdopodobniej będzie finiszował w czołowej trójce, piątce. Brakuje w Górniku zawodnika, który by w przodzie przytrzymał piłkę, stanowił realne zagrożenie dla wysokich twardo grających defensorów. Migalski mógł liczyć jedynie na indywidualne zrywy bazując na szybkości, Woźniakowi brakuje doświadczenia - miał on bodaj najlepszą okazję do zdobycia bramki, ale z kilkunastu metrów posłał piłkę wysoko ponad bramką, choć mógł podać do lepiej ustawionego Migalskiego. Kto wie, czy nie lepszym rozwiązaniem jest danie szansy gry od pierwszego gwizdka arbitra młodym zawodnikom w miejsce Tobiasza i Pierzgi? Brakuje również ogranych graczy w II linii, którzy wspomogliby Morawskiego, który z wiadomych względów gra ekonomicznie, zorientowany defensywnie. Ani Pierzga, ani Rytko nie potrafili ani rozegrać piłki, ani stworzyć kolegom poprzez podanie dobrej sytuacji.
Mogło się podobać sędziowanie - twarda, męska gra, często zawodnicy odbijali się od rywala, a gwizdek milczał. Mimo to arbiter nie pokazał żadnego napomnienia. Młodzi wałbrzyszanie przekonali się kilkakrotnie, że gra się do gwizdka sędziego, nie wystarczy przewrócić się z rozłożeniem rąk czy sam krzyk. Poza tym gra na dużym, ekstraklasowym obiekcie zapewne dla co niektórych mogło być dużym przeżyciem
W Bielsku Białej pokazała się zorganizowana grupa szalikowców Górnika wspomagana sympatykami z Tychów. Niestety, musieli opuścić zajmowany sektor tuż przed stratą drugiego gola. Ogólnie oprócz kilkudziesięcioosobowej grupy szalikowców BKS stadion był opustoszały, co nie może dziwić, skoro Podbeskidzie gra dwie klasy wyżej, a poza tym w trzeciej lidze gra jeszcze Rekord, który za tydzień zawita do Wałbrzycha.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Mateusz Krawiec już gra w Bawarii

Reklamowany przez niemieckie media jako były reprezentant kraju U-16, Mateusz Krawiec zadebiutował w barwach SpVgg Hankofen - Hailing. Na tę chwilę jest to czołowa drużyna południowej grupy ligi bawarskiej (Bayernliga Sud), która jest piątym poziomem rozgrywkowym w Niemczech. Po 6 seriach spotkań Hankofen zajmuje drugą lokatę z taką samą ilością punktów co lider SV Pullach.
Mateusz Krawiec w barwach
SpVgg Hankofen
[foto:fupa.net]
Mateusz do tej pory ostrożnie jest wprowadzany do zespołu przez trenera o polsko brzmiącym nazwisku Nagorny. Do tej pory Polak pojawił się trzykrotnie na boisku, za każdym razem wchodząc na murawę z ławki rezerwowych.
Po zakontraktowaniu o Mateuszu trener powiedział, że będzie wzmocnieniem zespołu, może grać zarówno na lewej, jak i prawej stronie. Wie jednocześnie, że nie pokazał jeszcze wszystkich swoich umiejętności, podkreślając uznanie dla jego talentu, jak i również reprezentacyjnej przeszłości.
Dla ciekawych losów Mateusza - wyniki zespołu można śledzić na popularnej aplikacji flashscore, a występy Krawca na znanym portalu transfermarkt.
Tymczasem swoją pierwszą ligową bramkę w barwach Puszczy Niepołomice zdobył Marcin Orłowski. Były kapitan wałbrzyszan w minionym tygodniu był uznany w Skarbie Kibica wydanym przez Piłkę Nożną jako największą gwiazdę zespołu. Możemy o Marcinie przeczytać m.in.: luka powstała po odejściu Mateusza Brozia została szybko wypełniona. Trener Tomasz Tułacz ściągnął 27-letniego napastnika, który w czasie swojej kariery grał już na poziomie I i II ligi. Ostatnie dwa sezony Orłowski spędził w Górniku Wałbrzych, zdobywając w tym czasie 41 bramek. Spadek do III ligi nie zniechęcił wychowanka Nysy Zgorzelec, ale już brak awansu w poprzednim sezonie przelał czarę goryczy. Możliwość zakontraktowania sondowała Polonia Warszawa, jednak najbardziej konkretna okazała się Puszcza.
Marcin Orłowski strzela pierwszą bramkę dla Puszczy,
Póki co niepołomicki drugoligowiec bardzo udanie rozpoczął bieżący sezon. Remis na trudnym terenie w Rybniku, mimo gry w dziesięciu - już wtedy w dwóch najgroźniejszych akcjach gości brał udział Marcin. Najpierw strzelał, bo niezbyt udanej próbie strzału Radziemskiego, a później dogrywał do kolegi z zespołu. W drugim meczu, z Siarką Tarnobrzeg tym razem zabrakło mu wsparcia wałbrzyskiego kolegi, bowiem Dominika zabrakło w meczowej kadrze. Mimo to Puszcza pewnie wygrała 3:0, a Orłowski otworzył wynik meczu, potem, co staje się niechlubną jego tradycją, zobaczył żółtą kartkę, a boisko opuścił w 85 minucie przy stanie 2:0.
W Opolu na ciekawy pojedynek z byłym kolegą z wałbrzyskiego Górnika liczył kapitan Odry Tomasz Wepa. W pojedynku dwóch beniaminków padł remis 2:2, a o ile Wepa zagrał całe spotkanie, to Michał Oświęcimka w stołecznej Polonii pojawił się na boisku po godzinie gry.
Dawid Kubowicz świętował punkt Olimpii Elbląg w Bytomiu (0:0 i niewykorzystany rzut karny przez gospodarzy w ostatniej minucie gry), Rafał Figiel w drugim kolejnym meczu Rakowa skutecznie egzekwuje rzut karny (wygrana z Wartą 3:1), a Bartosz Biel zaliczył asystę w przegranym meczu Olimpii Zambrów z Gryfem Wejherowo (1:3).

czwartek, 4 sierpnia 2016

Zimą z Górnikiem latem z Barceloną

Do wałbrzyskich zgrupowań zespołów, nawet z ekstraklasy, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Późniejsze wyniki mogą być znakomitą promocją zarówno dla obiektu Aqua Zdrój, jak i reklamą dla samego miasta. Z drugiej strony gorsze wyniki tłumaczone złym przygotowaniem drużyny niektórzy mogą potraktować jako antyreklamę miejsca zgrupowanie. Z tego drugiego powodu ciekaw jestem czy w najbliższym czasie pojawi się przy Ratuszowej Raków Częstochowa.
Kapustka w walce z Morawskim.
[foto:D.Gdesz]
Zimą pod Chełmcem trenowała Cracovia, która wiosną osiągnęła historyczny dla niej awans do europejskich pucharów. Największym zainteresowaniem cieszył się jeden z najmłodszych w ekipie trenera Jacka Zielińskiego Bartosz Kapustka. Kadrowicz Adama Nawałki, podobnie jak pozostali jego partnerzy z zespołu, musieli sensacyjnie uznać wyższość Górnika Wałbrzych w sparingu. Mecz toczony w ekstremalnych warunkach zakończył się sensacyjnym zwycięstwem trzecioligowców, dla których był to początek przygotowań. Wynik nie był ważny, ale poszedł w świat. Zapewne przez najbliższe lata będzie on długo wspominany w Wałbrzychu. Kapustka po zejściu z boiska chętnie pozował do wspólnych fotografii, o którą prosili go nie tylko kibice, ale i młodsi piłkarze wałbrzyskiego klubu.
Po ligowej wiośnie przyszły mistrzostwa Europy, gdzie po pierwszym meczu zapanowała Kapustkomania. Dodatkowo entuzjastyczna opinia na twitterze Gary Linkera o polskim pomocniku spowodowała niesłychany wzrost zainteresowania najmłodszym polskim kadrowiczem. Tak udanego, jak przeciwko Irlandii Północnej, Kapustka na EURO już nie zanotował. Zobaczył z kadrowiczów najwięcej w turnieju żółtych kartek. Spekulacjom, gdzie polski talent trafi po mistrzostwach nie było końca. Juventus Turyn, AS Roma wg Corriere dello Sport zainteresowały się nim już w połowie czerwca, później czytać mogliśmy o ewentualnych ofertach Southampton, Evertonu, Liverpoolu, Ajaxu Amsterdam, FC Koeln. Najbardziej konkretna oferta nadeszła z Anglii. Sensacyjny mistrz Premier League z Leicester zaproponował najpierw 5 milionów funtów, która zostały przez Cracovię odrzucone! Włoski szkoleniowiec Lisów Claudio Ranieri ponoć transfer konsultował ze Zbigniewem Bońkiem - ostatecznie za 7,5 miliona funtów! Jest to suma obejmująca wszystkie bonusy za 5-letni kontrakt, choć prezes Cracovii Janusz Filipiak dla Przeglądu Sportowego mówi o mniejszej sumie.
Sztokholm, debiut Kapustki w Leicester
60 meczów i 6 bramek w polskiej ekstraklasie - taki bilans jest Bartosza Kapustki. Bez spektakularnych występów, medalu mistrzostw Polski czy grze choćby w finale Pucharu Polski. W kadrze zaledwie 11 meczów z dwoma bramkami strzelonymi Gibraltarowi i Islandii. Mimo to znakomita promocja podczas EURO 2016, stała się prawdziwą trampoliną dla większości kadrowiczów do skoku na wyższą półkę finansową, jeśli chodzi o wartość rynkową.
Po sfinalizowaniu transferu Kapustka zadebiutował w barwach Leicester w Sztokholmie. Tam w ramach turnieju mistrzów przyszło angielskiej drużynie zmierzyć się z mistrzem Hiszpanii. Zespół Ranieriego uległ FC Barcelonie 2:4, a polski pomocnik, podobnie jak Marcin Wasilewski, pojawił się w drugiej połowie meczu. Włoski trener poświęcił kilka słów na ocenę gry Bartka,komplementując jego szybkość, technikę oceniając go jako bardzo dobrego gracza. Tylko czy po debiucie, który zresztą trwał niecałe dwa kwadranse, mógłby mówić inaczej o nowo zakupionym piłkarzu?
Czy Kapustka sobie poradzi w trudnej lidze angielskiej to zależy tylko od niego samego, bo praktycznie od czasów Roberta Warzychy żadnemu piłkarzowi z pola nie udało się na poważnie zaistnieć w najwyższej klasie rozgrywkowej.

środa, 3 sierpnia 2016

Wałbrzyscy piłkarze a futbol na olimpiadzie

Piłka nożna na igrzyskach olimpijskich zadebiutowała już na drugiej edycji zmagań w 1900 w Paryżu i do tej pory rozegrano 25 turniejów.  Siedmiokrotnie w szranki o olimpijskie medale stawała drużyna Polski przywożąc trzy medale i raz przegrywając mecz o 3.miejsce. W 1936 Polska trenowana przez Józefa Kałużę ograła niespodziewanie Węgry 3:0, w ćwierćfinale Wielką Brytanię 5:4, by przegrać w półfinale z Austrią 1:3, a w meczu o brązowe medale z Norwegią 2:3.
Formuła uczestników turnieju piłkarskiego się zmieniała na przestrzeni wieków. Po 1930 roku, czyli pierwszym mundialu nie mogli występować piłkarze zawodowi. Do olimpiady w Melbourne (1956) rywalizacja toczyła się systemem pucharowym, by w następnych igrzyskach szesnastkę podzielić na 4 grupy, a potem w najlepsi grali o medale. Ten system obowiązuje do dziś.
Złota kadra K.Górskiego - M.Szeja stoi drugi z prawej
Po dominacji drużyn z bloku socjalistycznego przełom nastąpił w 1984 kiedy zezwolono na udział zawodowców z kilku federacji (Azja, Oceania, Afryka, CONCACAF). Od 1992 obowiązuje limit wiekowy. Obecnie de facto kadra U-23 może być wzmocniona trzema starszymi zawodnikami.
Jeśli chodzi o wałbrzyskich piłkarzy to wiadomo, jako pierwszy na myśl przychodzi Marian Szeja - złoty medalista IO'72. Bramkarz wałbrzyskiego Zagłębia zaliczył na boisku jedynie spotkanie w Gijon (2:0 z Hiszpanią), głównie pełniąc rolę zmiennika Huberta Kostki z Górnika Zabrze. Tak też było podczas samej olimpiady, gdzie Szeja jako jedyny obok Andrzeja Jarosika nie zaliczył ani jednej minuty. Z tego powodu nie otrzymał ściśle odliczonych medali podczas dekoracji - na swój musiał czekać długie 35 lat...
Nieżyjący już Marian Szeja jest jedynym wałbrzyszaninem, który zdobył medal olimpijski w turnieju piłkarskim. Nie brakuje z kolei piłkarzy, którzy rywalizowali w eliminacjach do kolejnych olimpiad.
Do moskiewskiego turnieju Polskę w eliminacjach reprezentowała tzw. reprezentacja olimpijska, którą prowadził Edmund Zientara. Pozbawiona gwiazd kadra, gdzie znalazło się miejsce dla m.in. Sroki czy Nagiela. W eliminacjach biało-czerwoni musieli uznać wyższość Węgrów i późniejszych złotych medalistów Czechosłowacji. Eliminacje do olimpiady w Los Angeles przypadły na złoty okres wałbrzyskiego Górnika. Trener kadry olimpijskiej Waldemar Obrębski na zgrupowania zaprosił m.in. Krzysztofa Truszczyńskiego i Leszka Kosowskiego. Niestety, żadnemu z nich nie było dane wystąpić ani minuty na boisku. Polska w dość dramatycznych okolicznościach (bilansem bramkowym) przegrała pierwsze miejsce z Niemiecką Republiką Demokratyczną. Czas pokazał, że wygranie grupy na nic by się zdało, bowiem decyzjami politycznymi Polska w ogóle nie była reprezentowana na igrzyskach w USA. Szerzej o tym jak nie pojechaliśmy do Miasta Aniołów można przeczytać na blogu braci Nosali.
Przed koreańską olimpiadą wydawało się, że w końcu będą mogli wystąpić wszyscy, nawet zawodowi piłkarze. Za tym mocno lobbował sternik MKOL Juan Antonio Samaranch, ale storpedował pomysł prezydent FIFA Joao Havelange, który nie chciał robić konkurencji mistrzostwom świata. Jedyne ustępstwo to możliwość występu zawodowych piłkarzy z wykluczeniem tych co brali udział w finałach bądź eliminacjach mistrzostw świata. O tym szybko przekonali się Duńczycy, którzy mimo wygranej w Szczecinie z Polską 2:0 szybko zostali zweryfikowani na walkower za grę nieuprawnionego Pera Frimanna. Polskę prowadził Zdzisław Podedworny i eliminacje dla wałbrzyskich kibiców były wyjątkowe, bowiem brali w nich udział nie tylko piłkarze Górnika Wałbrzych, ale i byli wałbrzyszanie. Polska rywalizowała z późniejszymi brązowymi medalistami RFN z Haesslerem czy Klinsmannem, wspomnianą wyżej Danią (Schmeichel, Vilfort), Rumunią (Balint, Popescu) i Grecją,która była dostarczycielem punktów. Polacy rozpoczęli eliminacje 20.05.1987 od bezbramkowego remisu w Cluj z Rumunami, a wśród wybrańców Podedwornego byli m.in. lewy obrońca Janusz Góra (Śląsk Wrocław, wychowanek Bielawianki, później gracz Górnika Wałbrzych), w pomocy Krzysztofa Warzychę w 60 minucie zmienił Robert ... Warzycha - wówczas gracz Górnika Wałbrzych, a w ataku obok Leśniaka zagrał Leszek Kosowski. Snajpera Górnika z kolei zmienił w 86 minucie Eugeniusz Ptak (Zagłębie Lubin), który wcześniej grał w Zagłębiu Wałbrzych. Mecz w Cluj to jedyny przypadek meczu o punkty w kategorii seniorów, gdzie zagrało dwóch reprezentantów wałbrzyskiego klubu.Latem Robert Warzycha zmienił Wałbrzych na Zabrze, co w perspektywie oznaczało przepustkę do gry w pierwszej reprezentacji Polski. A oto bilans wałbrzyskich piłkarzy w el.I.O.'88:
Leszek Kosowski: - 1987 Cluj Rumunia (0:0) - zmieniony w 86' przez Ptaka, Szczecin Dania (0:2) - wszedł po przerwie za Chojnackiego
Robert Warzycha: - 1987 Cluj Rumunia (0:0) -wszedł w 60' za K.Warzychę, Yanina Grecja (1:0) - 90'; 1988 Rybnik Grecja (5:1) - 90', Piotrków Trybunalski Rumunia (1:0) - 90',Chorzów RFN (1:1) - 90', Aarhus Dania (0:3) - 90';
Janusz Góra: 1987 Cluj Rumunia (0:0) - 90', Osnabrueck RFN (1:5) - 90', Szczecin Dania (0:2) - 90', Yanina Grecja (1:0) - 90'; 1988 Chorzów RFN (1:1) - 90', Aarhus Dania (0:3) - 90';
Eugeniusz Ptak: - 1987 Cluj Rumunia (0:0) -wszedł w 86' za Kosowskiego, Osnabrueck RFN (1:5) - wszedł w 74' za Chojnackiego, Szczecin Dania (0:2) - 90', Yanina Grecja (1:0) - wszedł w 88' za Leśniaka; 1988 1988 Rybnik Grecja (5:1) - wszedł w 83' za Sokołowskiego, Piotrków Trybunalski Rumunia (1:0) - wszedł w 86' za Furtoka, Aarhus Dania (0:3) - wszedł w 79' za Furtoka.
Do turnieju w Barcelonie 1992 sito eliminacji przeszedł obrońca złotego medalu, czyli ZSRR. W rywalizacji reprezentacji U-23 Polska zajęła drugie miejsce po dramatycznym finale z Hiszpanią (2:3).Trener Janusz Wójcik, który obracać się musiał wśród piłkarzy z roczników 1969-1974 nie znalazł kandydatów, którzy wychowali się, bądź grali w Wałbrzychu.
Podobnie było w przegranych, niestety, eliminacjach do olimpiady w Atlancie (1996), kiedy Polskę prowadził Mieczysław Broniszewski.
Droga do IO w Sydney 2000 wiodła poprzez eliminacje, które podobnie jak 4 i 8 lat wcześniej, były rywalizacją młodzieżowych mistrzostw Europy. W gronie wybrańców trenera Pawła Janasa znalazł się wałbrzyszanin Piotr Włodarczyk. Oto jego szczegółowy bilans wówczas gracza Legii (1 mecz) i Ruchu Chorzów (4 mecze/3 gole) w eliminacjach:
1998 Płock Luksemburg (5:0) - zmieniony w przerwie przez Sobczaka, 1999 Southampton Anglia (0:5) - wszedł w 65' za Bykowskiego, Płock Bułgaria (3:3) - 90' dwa gole - w 56' (1:2) i 68' (2:2), Petange Luksemburg (4:0) - 90' gol w 33' (4:0), Vaesteras Szwecja (2:1) - wszedł w 58' za Sobczaka.
Polska wówczas zajęła drugie miejsce w grupie z 4 punktami za Anglią, która z wiadomych względów nie mogła awansować na igrzyska. O awansie podopiecznych Janasa miał rozstrzygnąć dwumecz z Turcją, która wygrała w grupie rywalizację m.in. z Niemcami. We Wronkach Polska wygrała 2:1, a na ostatnie 4 minuty za Pawła Sobczaka wszedł Piotr Włodarczyk. Porażka w rewanżu w Izmirze 0:1 oznaczało pożegnanie z marzeniami o olimpijskim medalu.
2004 Ateny - oprócz gospodarzy Europie przydzielono zaledwie 3 miejsca, co oznaczało w praktyce awans jedynie medalistów mistrzostw Europy U-21. Polska pod wodzą Edwarda Klejndinsta wygrała swoją grupę, by w play-off przegrać z Białorusią (1:1, 0:4 we Wronkach).
4 lata później podopieczni Andrzeja Zamilskiego, by awansować musieliby przejść większe sito eliminacyjne, a skończyło się na ledwie 2 meczach (3:1 z Łotwą i 0:2 z Portugalią).
W eliminacjach do londyńskiej olimpiady kadra Andrzeja Zamilskiego w pięciozespołowej grupie wyprzedziła ... jedynie Liechtenstein!
Wreszcie ostatnie eliminacje do brazylijskiej olimpiady będące jednocześnie eliminacjami do mistrzostw Europy U-21 z  finałowym turniejem w Czechach latem 2015. Zespół Marcina Dorny awans z grupy przegrała na ostatniej prostej - po porażce w Grecji 1:3 biało-czerwonych wyprzedzili nie tylko piłkarze z Hellady, ale i Szwedzi, którzy ostatecznie wraz z Danią, Niemcami i Portugalią zagrają na turnieju w Rio de Janeiro. Po 3 eliminacjach bez udziału wałbrzyskich piłkarzy mógł się pojawić doskonale znany Marcinowi Dornie Igor Łasicki. Piłkarz grający od trzech lat we Włoszech z Dorną walczył udanie w mistrzostwach U-17, w starszych rocznikach również był powoływany, ale w spotkaniach eliminacyjnych zabrakło dla Igora miejsca nawet w meczowej kadrze.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Dobre wejście Bartkowiaka w 1.lidze

Michał Bartkowiak, podobnie jak w meczu pucharowym,znalazł się w wyjściowej jedenastce Miedzi Legnica na pierwszoligową premierę sezonu 2016/17. Wałbrzyszanin zaliczył udany występ przeciwko Górnikowi Zabrze,a w dodatku w świetle telewizyjnych kamer, które transmitowały piątkowy mecz.
W zgodnej opinii Bartkowiak był jednym z najlepszych na boisku. Komplementy zaczęły spływać od większości dziennikarzy czy fachowców. Z tego pozytywnego dla zawodnika trendu wyłamał się Przegląd Sportowy, który reklamuje przyszłą (?) gwiazdę wrocławskiego Śląska Adriana Łyszczarza, jako Bartkowiaka wersja 2.0. W artykule możemy przeczytać, że Michał grałby nadal w Śląsku, gdyby nie rozmaite problemy natury mentalnej, a decyzja o nieprzedłużeniu kontraktu była trudna dla trenera Rumaka, mimo dużego potencjału piłkarskiego przeważyła opinia o potrzebie zmiany środowiska przez Bartkowiaka.
Ciekawe czemu teraz we Wrocławiu przypomniano sobie o Michale, choć miesiąc minął od jego odejścia, a warto w tym miejscu przypomnieć niezbyt pochlebne opinie pod koniec czerwca, które się pojawiły przed jego odejściem ze Śląska.
Dawid Kubowicz
[foto:elblag.info]
W drugiej lidze ciekawostka - w 1.kolejce największa frekwencja w meczach z udziałem byłych wałbrzyszan. Udany powrót do drugiej ligi zaliczyła Odra Opole, która pokonała Stal Stalowa Wola 3:0.W roli kapitana gospodarzy wyprowadził Tomasz Wepa. Mecz oglądało 1200 widzów. Blisko półtora tysiąca oglądało pojedynek Olimpii Elbląg z Rakowem Częstochowa. Tu również gospodarzy, drużynę beniaminka w roli kapitana poprowadził wałbrzyszanin Dawid Kubowicz, który odebrał pamiątkowy puchar z okazji awansu do 2.ligi. W drugiej połowie po zejściu z boiska Błażeja Cyferta kapitańską opaskę w Rakowie Częstochowa przejął inny były gracz Górnika Wałbrzych Rafał Figiel. Popularny Figo w 55 minucie egzekwując celnie rzut karny wyprowadził gości na prowadzenie 2:1. Mecz ostatecznie zakończył się remisem 2:2.
Również remis w 1.kolejce zaliczyła Puszcza Niepołomice w Rybniku. Marcin Orłowski wciąż czeka na swoje premierowe trafienie w nowych barwach w oficjalnym meczu o stawkę.  Niepołomiczanie mieli w trakcie spotkania dwie znakomite szanse na zdobycie bramki - jedną zmarnował właśnie Orzeł przegrywając pojedynek sam na sam z bramkarzem Kajzerem. Póki co, były kapitan Górnika jedynie zapisał się do protokołu meczowego za sprawą żółtej kartki i został zmieniony w ostatniej minucie meczu. Z kolei Dominik Radziemski rozpoczął rywalizację z ROW na ławce rezerwowych, by pojawić się na murawie po przerwie
Michał Oświęcimka w walce z Marcinem Lachowskim
[foto:gazeta.pl]
Największą frekwencją w 1.kolejce może się pochwalić pojedynek dwóch Polonii. Przy Konwiktorskiej mecz oglądało 1669 widzów, a na boisku Czarne Koszule dość niespodziewanie uległy bytomskiej imienniczce aż 0:3! Było to brutalne zderzenie z rzeczywistością niedawnego rywala wałbrzyszan w barażach o 2.ligę. Wśród zawodników stołecznej Polonii cały mecz zaliczył nabytek z Górnika Michał Oświęcimka, który zdaniem portalu kibiców Duma Stolicy zaliczył świetny debiut, zagrał na bardzo wysokim poziomie i należą mu się wyrazy uznania, z życzeniami żeby tego poziomu nie obniżał.
Po udanych meczach w Pucharze Polski w lidze Olimpia Zambrów przegrała gładko na boisku spadkowicza z 1.ligi. GKS Bełchatów wygrał 2:0, a mecz oglądało ponad 1300 widzów. W barwach gości wystąpił Bartosz Biel, którego trener zmienił po godzinie gry przy wyniku bezbramkowym.
W 2.kolejce liderująca obecnie Odra podejmie Polonię Warszawa, a my, z perspektywy Wałbrzycha, będziemy mogli przyglądać się rywalizacji Tomasza Wepy i Michała Oświęcimki.