czwartek, 28 kwietnia 2016

Ślęza pokonana

Grzegorz Kowalski po prostu musi dobrze wspominać swoją pracę w Wałbrzychu w sezonie 1997/98. 34-letni wówczas trener miał za sobą pracę w roli I szkoleniowca Sparty Ziębice i Ślęzy Wrocław, a także epizod w roli asystenta Bogusława Wilka w Śląsku, więc oferta z drugoligowego wtedy Klubu Piłkarskiego Wałbrzych była ogromną szansą dla niego, a zarazem wielkim ryzykiem dla klubu. Mariaż był jednak udany dla obu stron - drużyna zanotowała najlepszy sezon od wielu lat i jak do tej pory w Wałbrzychu nie oglądano ani gry na zapleczu ekstraklasy, ani podobnych do uzyskiwanych wtedy wyników. Kowalski z kolei wypromował się, otrzymał ofertę z wrocławskiego Śląska i generalnie wskoczył na dobre na trenerską karuzelę. Prowadził zespoły z Dolnego Śląska, Lubuskiego i Opolskiego. Do największych osiągnięć może zapisać przede wszystkim awanse do drugiej ligi (obecnie pierwszej) z Polarem Wrocław, GKP Gorzów i MKS Kluczbork. Z tego ostatniego klubu namówił do przeprowadzki do Śląska Waldemara Sobotę, który później świętował mistrzostwo kraju oraz debiut w kadrze. Cień na jego pracę rzuca zarzuty korupcyjne, zwłaszcza te udowodnione za kadencji w Śląsku. Kowalski wziął winę na siebie, ale nikt nie wierzy, że z własnych oszczędności korumpował innych dla dobra klubu. Mimo grzechów przeszłości uznawany jest w środowisku za jednego z najlepszych fachowców w regionie, czego dowodem jest powierzenie mu roli trenera kadry Dolnego Śląska na Regions Cup.
Ostatni raz Grzegorz Kowalski w roli trenera pojawił się na Stadionie 1000-lecia w maju 2001 kiedy to w III lidze Górnik/Zagłębie podejmował prowadzony przez niego Inkopax. Goście mający w składzie m.in. Krzysztofa Ostrowskiego (dziś Śląsk) czy Michała Wróbla (dziś Foto-Higiena) ograli gospodarzy 4:1 m.in. po błędach Damiana Jaroszewskiego, co było początkiem upadku wałbrzyskiego zespołu, który z 12. osunął się ostatecznie na spadkowe 16.miejsce. Obecnie po raz kolejny prowadzi Ślęzę Wrocław. Nową erę zaczął od marca 2012, kiedy to wygrał z zespołem rozgrywki IV ligi, by jako beniaminek zakończyć sezon 2012/13 na drugim miejscu za plecami UKP Zielona Góra, w którym grał m.in. Bartosz Tyktor. Rok później Ślęza nie miała już równych sobie w III lidze, ale w barażach o II ligę lepszy okazał się Ursus Warszawa (0:1,1:1 po dogrywce). W minionym sezonie było nieco gorzej, bowiem dopiero szósta lokata. W bieżącym sezonie Kowalski opuścił Ślęzę na chwilowy romans z ekstraklasowym Śląskiem, gdzie najpierw był asystentem trenera Tadeusza Pawłowskiego, którego zluzował na jeden mecz, by opuścić drużynę po przyjściu Romualda Szukiełowicza. Wrocławska Ślęza gra z kolei w tym sezonie nad wyraz solidnie, mając tyle samo porażek co lider z Wałbrzycha, czyli cztery. Połowa z nich to przegrane właśnie z Górnikiem, ponadto Ślęzę ograły rezerwy Miedzi oraz Karkonosze (po 2:1).
Przyjeżdżając do Wałbrzycha Grzegorz Kowalski spotkał te same twarze kierownika drużyny Czesława Zaparta i masażysty Janusza Wodzyńskiego. Czytając pewnie protokół meczowy szkoleniowiec Ślęzy mógł wspomnieć, że ojców Dominika Radziemskiego i Mateusza Krawca prowadził podczas pracy pod Chełmcem.
Ślęza przed meczem z Górnikiem otwierała tabelę biorąc pod uwagę ligowe wyniki w 2016 roku. Wałbrzyszanie z kolei nie dość, że nie mogli liczyć na Migalskiego, Morawskiego, Krawca, nie wspominając o Oświęcimce, to po raz ostatni jako zwycięzcy z murawy Stadionu 1000-lecia schodzili w listopadzie ubiegłego roku (2:1 z Piastem Karnin). Zapowiadał się ciekawy mecz, ale większość obserwatorów raczej zawiodła się poziomem spotkania.
Grzegorz Kowalski obserwuje walkę A.Miazgowskiego
z D.Michalakiem
[foto: Jacek Zych/dziennik.walbrzych.pl]
Ślęza miała pomysł na Górnika i wydawało się momentami, że może jej się udać. Przetrzymywanie i rozgrywanie piłki na połowie rywala, szukanie luki w defensywie lidera i liczenie na skuteczność Grzegorza Rajtera miało przynieść sukces przy Ratuszowej. Niestety dla gości Rajter był niewidoczny i szybko zresztą został ukarany żółtą kartką za próbę wymuszenia karnego. Gospodarze łatwo sobie radzili z atakami przeciwników sami jednocześnie stwarzając sobie sytuacje podbramkowe. Już do przerwy praktycznie powinno być po meczu, gdyby Orłowski i spółka mieli lepiej nastawione celowniki. Po raz kolejny szanse na zdobycie bramki mieli Dominik Radziemski i Mateusz Sawicki. Ten pierwszy z uporem maniaka próbuje efektownie strzelić pod poprzeczkę, gdzie wydaje się, że mniej efektowne rozwiązanie byłoby skuteczniejsze. Co do Sawki to praktycznie co mecz ma bramkowe sytuacje, ale potrafi umieścić futbolówki w bramce. Gdyby grał z lepszym procentem skuteczności to miałby dwucyfrową liczbę zdobytych bramek niż skromne trzy.
Radziemski pod nieobecność Krawca, Morawskiego i Oświęcimki wziął na swoje braki rolę głównego dysponenta piłki w drugiej linii. Wydaje się, że lepiej mu to wychodzi niż gra na boku. Szkoda, że większego wsparcia w ofensywie nie miał od Grzegorza Michalaka, skupionego głównie na destrukcji. Jan Rytko z kolei kolekcjonuje żółte kartki i kto wie czy nie zostanie rekordzistą wśród wszystkich trzecioligowców. Pojawienie się na murawie Krawca przekonało wielu, że zawodnik daje wiele jakości w ofensywie Górnika.
Wśród gości mogliśmy zobaczyć niedawnych drugoligowców z Górnika. Patryk Janiczak nie może wygrać rywalizacji z Marcinem Gąsiorowskim, który w weekend podarował wręcz gola Ilance Rzepin. Kamil Mańkowski, który od wiosny ponownie gra we Wrocławiu, pokazał to z czego został zapamiętany z gry w Wałbrzychu. Dynamika działań, ale z drugiej strony okresy brak konkretów w ofensywie, co zresztą spowodowało przedwczesne opuszczenie boiska.
Po Ślęzie spodziewano się nieco więcej. Nie znaczy to jednak, że było to łatwe zwycięstwo. Nie od dziś wiadomo, że w meczu, gdzie przeciwnik stara się prowadzić otwartą grę, jest nieco więcej miejsca do ataku to i wałbrzyszanie potrafią więcej wypracować sobie niż w rywalizacji z murarzami skupionymi na głębokiej defensywie.
Przed piłkarzami Roberta Bubnowicza niezwykle ważne spotkania. W sobotę wyjazd do Legnicy, gdzie rezerwy Miedzi będą chciały się zrehabilitować za niespodziewaną porażkę w Rzepinie, później Derby Sudetów w Jeleniej Górze, gdzie z kolei Karkonosze będą chciały godnie pożegnać się z III liga, choć wiosną nie udało im się wygrać żadnego meczu. Wreszcie w sobotę wizyta KS Polkowice, czyli mecz ... sezonu (?).
W lidze coraz ciekawiej. O ile z degradacją pogodzono się w Kątach Wrocławskich, Lubsku, Jeleniej Górze, Świdnicy i Karninie, to grająca bez obciążenia Ilanka punktuje kolejnych rywali. W 8 wiosennych meczach aż 6 zwycięstw, porażka ze Ślęzą i kontrowersyjny walkower za Gać. Znakomita wiosenna dyspozycja Piasta Żmigród (5-1-2) wywindowała piłkarzy Grzegorza Podstawka na 5.miejsce. Po początkowym letargu przebudziły się zespoły Formacji Port 2000, Stilonu i Zagłębia II Lubin, które wciąż się liczą w walce o utrzymanie. Z kolei niepowodzenia Śląska II i Lechii spowodowały, że zaczęto w tych klubach oglądać się czujnie na zmieniającą się sytuację w tabeli, gdzie rywale niebezpiecznie się zbliżyli.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Wepa trafił do bramki

Wydarzeniem ostatniego, przedłużonego o poniedziałek, ligowego weekendu jest bramka zdobyta przez goalkeepera Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. W przedłużonym czasie gry, gdy jego zespół przegrywał w Krakowie z Wisłą 1:2 powędrował na pole karne rywala, gdzie wykorzystał dośrodkowanie i fakt, że nikt go nie krył i głową doprowadził do wyrównania. Sebastian Nowak zawstydził wielu nie tylko napastników, ale i pozostałych graczy grających w polu.
Tomasz Wepa w meczu rezerw Podbeskidzia z Odrą (0:3)
W ten weekend swoją historyczną, bo pierwszą w nowych barwach, bramkę zdobył Tomasz Wepa. Były kapitan Górnika Wałbrzych nigdy nie grzeszył  skutecznością - głównie operujący w środku pola zawodnik w 201 występach w barwach biało-niebieskich zaliczył zaledwie 7 celnych trafień, z czego aż 5 w IV lidze (sezon 2008/09 - premierowy przy Ratuszowej). Rezultat cokolwiek zawstydzający. Między ostatnim celnym trafieniem w Górniku (09.06.2013 - 1:2 z Calisią), a pierwszym w Odrze Opole (23.04.2016 - 3:0 w Bielsku-Białej z Podbeskidziem II) minęły prawie ... trzy lata. Zdobycie kolejnej bramki zajęło Wepie aż 83 ligowe mecze!
Na trzecioligowych w nowych barwach na listę strzelców wpisał się Damian Lenkiewicz - w re-debiucie Jerzego Cyraka w Pelikanie Niechanowo (3:0 w Brodnicy ze Spartą). W grupie podlasko-warmińsko -mazurskiej w Nowym Miasteczku Lubawskim dwa punkty stracił lider Olimpia Elbląg (1:1 z miejscowym Finishparkietem) - u miejscowych Kamil Czapla wciąż nie może podnieść się z ławki rezerwowych, a cały mecz zaliczył Dawid Kubowicz. Przewaga elblążan nad MKS Ełk zmalała do punktu, a nad Huraganem Morąg do dwóch - zanosi się na ciekawy finisz.
Sporo, niestety, niezdrowych emocji było podczas meczu drużyny Bartosza Szepety Wisły Sandomierz,która ograła walczącą o utrzymanie Unię Tarnów 3:0. Goście kończyli w 10, w bramce stał zawodnik z pola, który puścił dwa gole, a po meczu doszło pomiędzy graczami do rękoczynów. Szepeta, podobnie jak Krystian Stolarczyk z Wisłą Działoszyn z dużym prawdopodobieństwem będą musieli dopisać do swoich piłkarskich CV degradację.
Paweł Oleksy
Z kolei Miłosz Trojak, który wiosną jest pewniakiem w defensywie rezerw Ruchu Chorzów, ma jeszcze matematyczne szanse na utrzymanie - 12.miejsce i strata 6 punktów do 7.miejsca na 8 meczów do końca rozgrywek. W chorzowskiej ekipie, tyle, że w pierwszej drużynie, niezbyt miło będzie wspominał ostatni mecz Paweł Oleksy. Popularni Niebiescy przyjechali do Lubina, na stadion doskonale znany Pawłowi, który spędził tam ładnych kilka lat. Mimo prowadzenie 1:0 goście przegrali aż 1:4, a bramkę nr 3 dla Zagłębia zaliczył samobójczym trafieniem właśnie Oleksy.  W tym sezonie serca chorzowskich kibiców Oleksy podbił trafieniami w obu prestiżowych meczach z Górnikiem Zabrze, ale niestety, ma na swym koncie już dwa trafienia do własnej bramki. W lutym przy Łazienkowskiej zaskoczył Matuśa Putnocky'ego w przegranym przez Ruch meczu z Legią 0:2. Oba samobóje były jak najbardziej przypadkowe i trudno przypuszczać, by miało to większe znaczenie dla Waldemara Fornalika przy ewentualnym pomijaniu Pawła przy ustalaniu składu.
Nie ma takiego szczęścia z kolei Michał Bartkowiak, który albo leczy kontuzje albo grywa w trzecioligowych rezerwach Śląska Wrocław. W 2016 roku zaliczył jedynie ławkę rezerwowych w jednym meczu - 20.04.2016 z Jagiellonią Białystok (3:1).

sobota, 23 kwietnia 2016

2:1 w Lubsku

Górnik w środę w Dzierżoniowie zdobył okręgowy Puchar Polski. W przeciwieństwie do dotychczasowych meczów nie był to spacerek i w zgodnej opinii obserwatorów Lechia była bardzo blisko ogrania wyżej notowanego rywala. Wystarczył rzut wolny Mateusza Krawca, kiks bramkarza Łukasza Malca, przypadkowy gol i puchar powędrował do rąk wałbrzyszan. Trener Robert Bubnowicz nie odpuszcza i znów wystawił teoretycznie najsilniejszy zestaw nazwisk z kadry I zespołu. Zabrakło Kamila Jarosińskiego, którego zastąpił zaledwie 17-letni Bartłomiej Ziobro, co prawda tylko na protokole, bowiem w bramce zagrał Damian Jaroszewski. Wygraną nad Lechią wałbrzyszanie okupili urazami Damiana Migalskiego (jeszcze na rozgrzewce), Jana Rytko i Marcina Orłowskiego, którego w roli kapitana odbierającego trofeum z rąk prezesa OZPN Wałbrzych zastąpił Jaroszewski. Bramkę i pomeczowe wypowiedzi można zobaczyć w materiale tvsudecka:
Może zabrzmieć śmiesznie porównanie wałbrzyszan z mocniejszymi drużynami, ale w obecnym sezonie większość zespołów łączących przygodę pucharową z ligową młócką źle na tym wychodzi. Dla Śląska czy Jagiellonii europejskie puchary spowodowały, że zespoły nie tylko nie zagrają w Europie w nadchodzącym sezonie, ale muszą walczyć o utrzymanie. Poznański Lech musi liczyć na zdobycie Pucharu Polski by zagrać w europejskich pucharach, a Zagłębie Sosnowiec osiągając półfinał PP okupiła porażkami w lidze i odpadnięciem z walki o awans do ekstraklasy. Czy pucharowa tegoroczna przygoda odbije się czkawką wałbrzyszanom w III lidze?
Do Lubska na spotkanie z najsłabszym, obok Bystrzycy Kąty Wrocławskie zespołem, Górnik pojechał bez Damiana Migalskiego i oczywiście bez Michała Oświęcimki, który tę rundę ma z głowy. Wrócili do ligowego składu Jarosiński i dawno nie oglądany Grzegorz Michalak. Marcin Morawski z Janem Rytko usiedli na ławce rezerwowych, ale tylko po to,by nie było wstydliwej bardzo skromnej liczby rezerwowych. Stadionowy spiker zapowiedział również jako rezerwowego Filipa Brzezińskiego, którego - podobnie jak asystenta Piotra Przerywacza - w Lubsku w ogóle nie było. Kapitan zespołu Marcin Orłowski wystąpił ze specjalnym opatrunkiem. Nowinką w ustawieniu był występ Mateusza Krzymińskiego na prawej pomocy.
Nie wiem kto przekazywał boiskowe informacje redaktorowi strony skibasport.pl, która przeprowadziła relację z meczu, ale w zdecydowanej większości mija się ona z prawdą. Wynik 2:1 jest wielce mylący. Górnik przez cały mecz miał ogromną przewagę, a rywale byli po prostu najsłabszą ekipą grającą przeciwko biało-niebieskim. Nawet jesienią KP Brzeg Dolny, czy Bystrzyca prezentowały się o wiele lepiej. Jedynym problemem w odniesieniu zwycięstwa dla piłkarzy Górnika mogli być... oni sami.
Rozgrzewka przedmeczowa w Lubsku
Na początku meczu kuriozalna sytuacja: Jarosiński chce wybijać piłkę i trafia nią w Orzecha, futbolówkę przejmują gospodarze i Grzegorz Michalak musi ratować się faulem 20 metrów od bramki wałbrzyszan. Całe szczęście, że większość uderzeń z wolnego kończyła się na murze. Szybko jednak goście przejęli inicjatywę. Gol dla Górnika padł po rzucie wolnym, ale nie z 30 metrów jak sugeruje red. Skiba. Krzymiński chciał przerzucić piłkę nad rywalem, który odbił piłkę ręką nad/za linią pola karnego. Sędzia główny gwizdnął po interwencji bocznego, ale przewinienie wyciągnęli za "16". Mateusz Krawiec zamienił wolnego na bramkę, a była to chyba najładniejsza ze zdobytych przez niego z tego stałego fragmentu gry. Po wznowieniu ze środka Budowlani tracą piłkę, a Górnik momentalnie przeprowadza kontrę, po której Mateusz Sawicki staje oko w oko z Manuelem Kowalskim. Sawka przeczekał bramkarza, a mimo to jego sygnalizowane uderzenie bramkarz wybił piłkę na róg! Później sytuację miał m.in. Dominik Radziemski, który POWINIEN zagrać do nie obstawionego Krzymińskiego, a zdecydował się na strzał.
To, że niewykorzystane sytuacje się mszczą wałbrzyszanie przekonali się boleśnie w ostatnim ligowym meczu ze Świdnicą. I teraz była powtórka z rozrywki. Bartosz Tyktor sfaulował rywala na środku pola, lubszczanie wznowili grę jednak kilkanaście metrów od przewinienia - z miejsca gdzie zawodnik dorwał po prostu piłkę i zagrał na lewe skrzydło. Na nic zdały się protesty wałbrzyszan, bowiem kapitan miejscowych miał na tyle czasu i miejsca by dośrodkować, a w polu karnym Kamil Kuźmiński głową pakuje piłkę do siatki i mieliśmy remis! Nie zmieniło to przebiegu meczu, bowiem wciąż wałbrzyszanie atakowali. Po rzucie wolnym Radziemskiego Orłowski trafia w poprzeczkę, nieco później akcję gości ręką przerywa jeden z obrońców Budowlanych na 40 metrze za co ogląda żółtą kartkę (a nie za faul jak pisze skibasport.pl). Aż w końcu popisowa akcja Sawickiego z Orlowskim, najlepszy snajper Górnika uciekł przed faulem jednego rywala, a już drugi trafił w jego nogi i sędziemu nie pozostało nic innego jak podyktować jedenastkę. Rzut karny wykonany a'la Panenka i goście prowadzili 2:1.
Po przerwie Krzymińskiego zmienił Mateusz Sobiesierski, który kilkakrotnie udanie dryblingiem zgubił rywala, dał dobrą zmianę. Pierwszy kwadrans po przerwie to naprawdę lekcja futbolu udzielona Budowlanym przez wałbrzyszan. Szybkie akcje, głównie konstruowane lewą stroną, miejscowi nie mogący wyjść z własnej połowy. Najbliżej zdobycia bramki byli Sawicki z Krawcem, ten drugi mógł zagrać do lepiej ustawionych Orłowskiego czy Sobiesierskiego, ale zdecydował się na uderzenie, po którym piłka otarła poprzeczkę i poszybowała nad bramką. Budowlani nie mieli pomysłu na grę wałbrzyszan, która z czasem stała się coraz wolniejsza i prowadzona w tempie wręcz spacerowym. Piłkarze z Lubska nie atakowali wysoko wychodząc z założenia, że i tak rywale popełnią błędy i zgubią piłkę. I nie pomylili się. Niewymuszone błędy, straty piłki spowodowały, że żółte kartki zobaczyli Dominik Radziemski i Dariusz Michalak. Powinien za wejście z tyłu w nogi rywala napomnienie zobaczyć również Sławomir Orzech. Gospodarze i tak powinni zdobyć bramkę, gdy zakotłowało się po kontrze w polu karnym, a po uderzeniu Owsianego piłka odbiła się od poprzeczki. W końcówce wałbrzyszanie lepiej naregulowali celowniki i mógł się wykazać Manuel Kowalski, który wybijał na rzuty rożne strzały Sawickiego, Orłowskiego i Radziemskiego. W końcówce na trybunach rozległo się głośne "jeeest", gdy strzał z rzutu wolnego ląduje na bocznej siatce, a większość obserwatorów widziała ją w siatce.
Na minutę przed końcem kapitalną akcję Górnika przerwali miejscowi faulem na wychodzącym sam na sam Krawcem. Wolny i żółta kartka, choć arbiter mógł pokazać śmiało czerwoną. Uderzenie Marcina Orłowskiego w ładnym stylu obronił Kowalski. W miejsce Krawca wszedł Michał Tytman, który w środę zadebiutował w seniorach w pucharze, a w sobotę zalicza ligowy debiut.
2:1 to wynik za niski, wałbrzyszanie przez większość meczu bawili się piłką, ale nic konkretnego z tego nie wynikało. O mały włos nie zostali przez to skarceni, udało się uniknąć kolejnych kontuzji, ale martwią kolejne kartki.
Obiekt w 15-tysięcznym Lubsku robi o wiele lepsze wrażenie niż w Kątach Wrocławskich. Miejscowy OSiR to nie tylko zadbana płyta piłkarska, ale i boisko orlik, boisko wielofunkcyjne, boisko do siatkówki plażowej, skatepark, siłownia, a do tego miejsce na wypicie napojów pod parasolami. Trybuny to kilkaset czystych siedzisk wypełnionych w większości przez miejscowych kibiców. Po przerwie, gdy zaczął padać rzęsisty deszcz więcej niż połowa po prostu ... opuściła obiekt. Do tego w przerwie loteria biletowa. Piłkarzom wychodzących na mecz towarzyszyła ... piosenka Ricka Astleya, co zapewne zdziwiło większość piłkarzy przyzwyczajona do innego stadionowego repertuaru.
Na meczu zabrakło zorganizowanej grupy kibiców Górnika, choć policja była przygotowana na jej przyjazd. Już na rogatkach Żar czujnie wypatrywał aut z wałbrzyskimi numerami rejestracyjnymi patrol prewencji. Na trybunach stadionu w Lubsku nie zabrakło jednak starszych, ale wiernych kibiców Górnika, którzy spokojnie z szalikiem na szyi mogli oglądać mecz w towarzystwie miejscowych fanów, bez żadnych problemów.
 Meczem w Lubsku wałbrzyszanie kończą w tym sezonie wyjazdy na boiska w województwie lubuskim. O ile w rundzie jesiennej Górnik nie mógł ich dobrze wspominać (porażka w Karninie, remis w Rzepinie), to wiosną z Mostek, Gorzowa Wlkp. i właśnie z Lubska lider wywiózł komplet punktów.

Jerzy Cyrak wrócił do Niechanowa

Nie wiedzie się w bieżącym sezonie trenerom, którzy w przeszłości pracowali, czy to w roli piłkarza czy szkoleniowca, w Wałbrzychu. W ekstraklasie Tadeusz Pawłowski został najpierw urlopowany ze Śląska Wrocław, a później zwolniony z kolejnego miejsca pracy - Wisły Kraków. Czas pokazał, że następcy osiągnęli o wiele lepsze rezultaty i naprawdę trudno teraz będzie jemu wrócić na trenerską karuzelę na najwyższym szczeblu. Tymczasowym, jako się okazało, następcą we Wrocławiu został Grzegorz Kowalski, który szybko ustąpił miejsca Romualdowi Szukiełowiczowi. Wiosną popularny Kowal wrócił na trenerską ławkę wrocławskiej Ślęzy w trzeciej lidze. W zespole outsidera ekstraklasy Górniku Zabrze przez dłuższy czas mieliśmy wałbrzyskiego łącznika. Drużyna rozpoczęła sezon pod wodzą Roberta Warzycha, który po czwartej kolejce (1 punkt zdobyty) został zluzowany przez Leszka Ojrzyńskiego. Ten z kolei po dwóch miesiącach pracy sztab szkoleniowy powiększył o Jerzego Cyraka, który w ub. sezonie spadł z Górnikiem Wałbrzych z drugiej ligi, a bieżący sezon rozpoczął z beniaminkiem III ligi kujawsko - pomorsko - wielkopolskiej Pelikanem Niechanowo.
Przygoda Cyraka z Zabrzem zakończyła się fiaskiem. Trener Ojrzyński, w przeciwieństwie do swego poprzednika, mógł liczyć na kolejne transfery, których ilość nie przeszła w jakość. Czara goryczy, zarówno u kibiców, a potem w zarządzie klubu, przelała się po kilkunastu dniach tegorocznego grania. Cztery mecze, jeden punkt, zero zdobytych bramek, a przede wszystkim styl, a dokładniej jego brak, spowodowały, że pożegnano bez żalu zarówno trenera Ojrzyńskiego jak i członków jego sztabu.
Niektórzy spodziewali się, że Jerzy Cyrak zaliczy kolejne miękkie lądowanie, gdy wrocławski Śląsk objął Mariusz Rumak, który w poznańskim Lechu współpracował właśnie z Cyrakiem. Wybór padł jednak na młodszego brata Jerzego Dudka - Dariusza, a jak czas pokazał, były szkoleniowiec wałbrzyskiego Górnika długo nie przebywał na trenerskim bezrobociu.
W środę 20 kwietnia kadra zawodnicza Pelikana Niechanowo została oficjalnie poinformowana o zakończeniu współpracy z trenerem Sławomirem Majakiem, a dzień później odbył się pierwszy trening pod okiem nowego-starego trenera Pelikana Jerzego Cyraka.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby Pelikan osiągał niezadowalające wyniki pod okiem byłego reprezentanta Polski. Sławomir Majak, w przeciwieństwie do swego poprzednika i zarazem następcy, ma bogatsze doświadczenie w pracy z seniorami, bo trenuje ich już od dekady. Od znanych zespołów Concordii Piotrków Trybunalski, Lechii Tomaszów Mazowiecki, Czarnych Żagań czy Calisii Kalisz po wręcz anonimowe zespoły Orlicza Suchedniów i Świtu Kamieńsk. Pelikan Niechanowo objął po 10.kolejce, gdy ten zajmował 5.miejsce ze stratą 9 punktów do prowadzącego duetu Warta Poznań - Jarota Jarocin. Zostawił na ... trzecim ze stratą zaledwie 4 punktów do prowadzącej Warty i punktu do rezerw Lecha. Co więcej, gdyby wziąć pod uwagę termin kadencji Majaka to wyjdzie, że nie było w tej grupie III ligi lepszej drużyny:
W tym roku kalendarzowym Pelikan uzyskał następujące wyniki:
w Start Warlubie 3:0
d Sokół Kleczew 2:2
d Ostrovia 2:0
d Unia Swarzędz 3:0
w Warta Poznań (lider) 1:0
d KKS Kalisz 1:2
Takich wyników nie jedna drużyna pozazdrości beniaminkowi z Niechanowa. Tymczasem w Pelikanie doszli do wniosku, że lepsze wyniki osiągnie zespół pod wodzą Jerzego Cyraka. Cóż, byłemu piłkarzowi i trenerowi Górnika Wałbrzych życzyć należy jak najlepiej, ale poprzeczkę trener Majak zawiesił mu dość wysoko. Co ciekawe, po powrocie do Wielkopolski w klubie spotka się z sprowadzonym zimą Damianem Lenkiewiczem, którego 12 miesięcy wcześniej ściągnął do Wałbrzycha z legnickiej Miedzi - oby tym razem współpraca obu panów była bardziej efektywna niż przy Ratuszowej.

czwartek, 21 kwietnia 2016

Klub 100 Górnika Wałbrzych

Od sobotniego meczu Górnika Wałbrzych z Polonią-Stalą Świdnica działa "Klub Stu Górnika Wałbrzych". O tym napisała oficjalna strona klubu. Póki co na temat działalności klubu nie wiadomo... nic. Po meczach mają się spotykać biznesmeni, byli i obecni piłkarze, działacze, przyjaciele futbolu. Karta VIP upoważni nie tylko do darmowego wstępu na mecz, ale i kateringowego spotkania. Klub chce stworzyć warunki do nawiązywania kontaktów biznesowych, które pomogą wesprzeć lokalną gospodarkę, a także piłkę nożną i klub. Tyle można przeczytać na oficjalnej witrynie, gdzie został zamieszczony również list prezesa Górnika Tomasza Jakackiego (poniżej).
W czerwcu miną dwa lata prezesury p. Jakackiego, którego osoba mocno związana z wałbrzyską strefą ekonomiczną miała pobudzić współpracę firm z klubem. Póki co efektów wymiernych nie ma - brak transparentności bilansu finansowego nie pozwala określić czy zadłużenie się zmniejszyło, czy stać klub na awans. A przypomnijmy, że mogą awansować zarówno seniorzy jak i juniorzy. Dla przeciętnego fana piłki klub postrzegany jest przez rezultaty drużyny seniorów, a za kadencji Jakackiego była degradacja, a obecnie niepewność czy aby na pewno wszyscy chcą w Wałbrzychu by Górnik wrócił do drugiej ligi. Brak transferów zimą, odwołanie zgrupowania oraz powszechnie krążąca opinia, że przy Ratuszowej nie ma ciśnienia na awans na pewno niezbyt pozytywnie obrazuje obecny stan finansów klubu.
O Klubie 100 póki co nie wiemy nic - na mecze chodzą głównie te same osoby lokalnego biznesu mocniej lub mniej związanych z futbolem. Regularnie też odbywają się mecze piłkarskie z udziałem co niektórych z nich. Liczba STO w nazwie inicjatywy może sugerować, że ideą jest zgromadzenie jak największej liczby przedsiębiorców, drobnych sponsorów, którzy by wspomagali sport, a przy okazji wypracowane kontakty biznesowe w klubie mogły procentować w codziennym biznesie.
Nie jest to nowatorski pomysł, bowiem już w Wałbrzychu próby takiej inicjatywy były podejmowane kilkakrotnie. Podczas meczu ze Świdnicą na trybunach gościł m.in. Piotr Ek, który pod koniec lat 90-tych pełnił rolę wiceprezesa Sportowej Spółki Akcyjnej Górnik, gdy prezesem był Włodzimierz Kwaśniewski. W 1999 roku, gdy piłkarze wywalczyli awans z IV do III ligi w wałbrzyskim Ratuszu przez ówczesny zarząd został przedstawiony program pod szumną nazwą "Ekstraklasa". Owszem pisano wówczas o kontaktach, współpracy, promocji, zaproszeń do 80 firm, ale życie brutalnie zweryfikowało plany. Był nawet cennik, w którym cenny sprzed 17 lat mogą robić nawet dziś wrażenie - stałym współpracownikiem klubu można było zostać za 500 złotych/miesięcznie, partner klubu - 1000, sponsor - 2000, oficjalny - 5 000, a główny sponsor - 10 000. Sponsor strategiczny miał wnosić w aporcie 5% rocznego budżetu wycenianego na 2-3 miliony na szczeblu II ligi, ale w zamian mógł wnieść swoją nazwę do nazwy drużyny. Cóż, plany na papierze wyglądały obiecująco, ale mając w pamięci, że ten sam zarząd 12 miesięcy wcześniej wycofał drużynę z rozgrywek II ligi po bardzo udanym sezonie, bo nie zamknął budżetu, do którego zabrakło 14 tysięcy- można było się spodziewać fiaska całego przedsięwzięcia. I niestety tak też się stało. Górnik udanie zaczął rozgrywki w III lidze, wiosną już zabrakło pieniędzy na nadmorski wyjazd, by od nowego sezonu grać już jako Stowarzyszenie Górnik/Zagłębie a nie SSA.
Później były inne inicjatywy, głównie organizowane przez ... kibiców. Stowarzyszenie "Wielki Górnik" z 2005 czy "Górnik Biznes Club" zarejestrowany cztery lata później sukcesów ostatecznie nie odniosły, choć plany były ambitne.
Czy obecny Klub 100 to będą tylko towarzyskie pogadanki pomeczowe czy faktyczne działania na rzecz klubu, piłki nożnej w mieście? Na razie nie wiadomo, ale przeszłość pokazuje, że wielkich nadziei nie ma co sobie w tej kwestii robić.
Przeciwko przemawiać brak spektakularnych sukcesów finansowych kadencji Tomasza Jakackiego, choć zwolennicy będą pisać o zmniejszeniu (?) zadłużenia, czy zmianach strukturalnych w pionie szkoleniowym klubu. Górnik Wałbrzych jest największym klubem futbolowym w ponad stutysięcznym mieście i jego miejsce, choćby ze względu na sportowe tradycje jest w wyższej klasie niż trzecia. Może w końcu środowisko biznesu mniejszego jak i tego większego, zwłaszcza ze strefy, zrozumie, że sukcesy sportowe klubu to również wizytówka miasta, znakomity nośnik reklamowy, często tańszy niż komercyjna reklama w mediach. Czas jubileuszu to również znakomita okazja przełamania lodów i mobilizacji, by w końcu sport zespołowy osiągnął sukces podparty mocnym wsparciem wałbrzyskiego biznesu. A w przypadku piłkarzy będzie to niewątpliwie awans.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Pierwszy gol w seniorach Popowicza

Latem 2015, jak w każdy okres pomiędzy sezonami, kluby testują zawodników. Górnik Wałbrzych po spadku z drugiej ligi musiał pożegnać się z większością zawodników spoza miasta. Największym wzięciem cieszył się wyróżniający się wiosną Rafał Figiel, który wraz z Dominikiem Bronisławskim trafił do Rakowa Częstochowa. Dla wspomnianego duetu oznaczało pozostanie na trzecim poziomie rozgrywek. Szczebel wyżej trafił z Ratuszowej zawodnik dla większości kibiców wałbrzyskich wręcz anonimowy. Mowa o Kamilu Popowiczu, który przeszedł sito sprawdzianów w pierwszoligowej Olimpii Grudziądz i podpisał umowę z zespołem trenowanym przez Tomasza Asensky'ego. Nie udało się to z kolei obecnym podporom wałbrzyskiej defensywy Dariuszowi Michalakowi i Bartoszowi Tyktorowi - etatowych uczestników wszelakich testów. Po miesiącu treningów w pierwszoligowcu został wypożyczony do trzecioligowego Startu Warlubie. Jesień Olimpii w I lidze była tragiczna, nie pomogły dwie zmiany szkoleniowców, dopiero zimowe porządki w kadrze i wiosenne sukcesy pozwoliły przedłużyć szansę na utrzymanie. Na chwilę obecną grudziądzanie zajmuje już barażowe miejsce (15), ale do dwunastej Chojniczanki traci ledwie dwa punkty!
Popowicz w Wągrowcu
W III lidze kujawsko-pomorsko-wielkopolskiej nie brak uznanych firm, doskonale znanych wałbrzyskim kibicom z czasów drugoligowej rywalizacji w grupie zachodniej. Jesień należała niespodziewanie do Jaroty Jarocin, gdzie zimą nawarstwiły się problemy finansowo - organizacyjnie i obecnie trwa odwrót niedawnego lidera (obecnie już miejsce nr 4). Lideruje poznańska Warta przed rezerwami Lecha oraz rewelacyjnym beniaminkiem Pelikanem Niechanowo, gdzie sezon w roli szkoleniowca rozpoczął Jerzy Cyrak, a wiosną gra Damian Lenkiewicz - były gracz Górnika Wałbrzych, a ostatnio rezerw Miedzi. W strefie spadkowej mocno zakopały się zespoły Ostrovii czy Nielby Wągrowiec - swego czasu solidnych drugoligowców, a obecnie ostro pikujących w kierunku IV ligi. Na styku, czyli granicy między utrzymaniem a degradacją jest m.in. KKS Kalisz czy Elana Toruń, ekipy znane, mające za sobą sporą grupę kibiców. Obok nich jest Start Warlubie - absolutny kopciuszek, który dekadę temu grał w ... C klasie! Później awanse z sezonu na sezon aż krótki dwuletni postój w IV lidze, a obecny sezon jest nr 3 w III lidze. W 2014 Start został wyprzedzony tylko przez Sokoła Kleczew, rok później ponownie druga lokata za Wartą Poznań, a obecnie dopiero dziewiąta lokata co jest niewątpliwie małym rozczarowaniem.
Popowicz, grający ze statusem młodzieżowca, jesienią zbytnio się nie nagrał - 9 meczów, w tym jeden pełny i żółto-czerwony występ przeciwko Unii Swarzędz. Wiosną Kamil dostał więcej szans w bloku defensywym Startu,a od kwietnia wskoczył nie tylko do podstawowego składu, ale i zalicza pełne 90 minut. W ostatni weekend w Wągrowcu zagrał przeciwko Nielbie (4:1) i zdobył w 13 minucie swoją pierwszą bramkę na szczeblu seniorów.
Kamil Popowicz pochodzi z Bielska Białej i jest wychowankiem BBTS Podbeskidzia. Po krótkiej przygodzie w UMKS Piaseczno, w 2014 na rok trafił do Górnika Wałbrzych. Być może dobra gra w Warlubiu spowoduje powrót do Grudziądza, a w perspektywie debiut na zapleczu ekstraklasy?

niedziela, 17 kwietnia 2016

Twierdza Amina

Wałbrzyszanie nigdy nie potrafili wygrać obu spotkań ze świdniczanami w sezonie. Co więcej, sąsiad zza miedzy często napsuł krwi urywając punkty faworytowi z Ratuszowej, a tym samym komplikując walkę o awans do wyższej ligi. Wiosna sezonu 1995/96,  kroczący ku powrotowi do II ligi, czyli zaplecza ekstraklasy Klub Piłkarski Wałbrzych doznaje jedynej domowej porażki właśnie z Polonią Świdnica. Trzy lata później wałbrzyszanie, wycofani z II ligi prowadzą w rozgrywkach IV ligi  - wiosną podejmują Polonię Świdnica, którą jesienią wypunktowali na wyjeździe aż 3:0. Szalone zwroty sytuacji, kuriozalne gole i sensacyjny remis 4:4. Wreszcie sezon 2009/10 finisz sezonu, gdzie w Świdnicy Polonia/Sparta niespodziewanie urywa punkty liderowi z Wałbrzycha remisując 0:0. Górnik musiał sporo się napocić w następnych meczach, by utrzymać fotel lidera i po dramatycznym meczu w Nowej Soli świętować awans do II ligi.
Wiosna 2016 - Górnik prowadzi w tabeli III ligi, Polonia-Stal Świdnica w tabeli wyprzedza jedynie wycofany z rozgrywek KP Brzeg Dolny oraz duet Bystrzyca Kąty Wrocławskie-Budowlani Lubsko. W ligowej tabeli kalendarzowej wiosny'16 podopieczni Piotra Bolkowskiego zajmowali ostatnie miejsce po przegraniu wszystkich 5 spotkań, w tym 3 w Świdnicy. Faworyt mógł być tylko jeden i nie byli to goście.
Gospodarze po 4 kolejnych wygranych wrócili na fotel lidera i zapewne liczyli na kolejne 3 punkty w sobotnim meczu przeciwko Polonii-Stali. Trener Robert Bubnowicz nie mógł co prawda skorzystać z wykartkowanego Jana Rytko, ale do zdrowia powrócił Marcin Morawski, do meczowej kadry wrócił Grzegorz Michalak, a oprócz tego w roli w rezerwowych mogliśmy oglądać aż 5 młodzieżowców, co w przypadku Górnika nie jest normą. Po raz pierwszy w meczowej kadrze znalazł się Dominik Woźniak. Czas pokazał, że mecz potoczył się w taki sposób, że żaden z asów drużyny juniorów nie otrzymał szansy gry w III lidze.
Piotr Bolkowski nieco zaskoczył zestawieniem na mecz z liderem. Na lewej obronie zagrał Mirosław Marszałek (rocznik 1982), a w pomocy Dariusz Filipczak, który od Marszałka jest starszy o ... 8 lat! Szybkość już nie ta u obu panów i wyraźnie to było widać. Aż się prosiło, by wałbrzyszanie częściej przeprowadzali akcję prawym korytarzem, gdzie Dominik Radziemski odjeżdżał rywalowi niczym pendolino w porównaniu z drezyną. Ciężko zapamiętać jakąś akcję Filipczaka w środkowej strefie - piłkarz, który w latach 90-tych rywalizował m.in. z Grzegorzem Krawcem, w sobotę ogrywany często był przez jego syna Mateusza. W dodatku siłę uderzeniową świdniczan szybko osłabił uraz Jehora Tarnowa, który musiał opuścić boisko. Mimo to ukraiński zawodnik mógł szybko skarcić miejscowych. Najpierw jego dośrodkowanie w pole karne z rzutu wolnego nabrało niebezpiecznej rotacji i Kamil Jarosiński miał nieco problemów ze złapaniem piłki, a kilka minut potem wybrał drybling zamiast podać do nadbiegającego kolegi, co przyniosło jedynie stratę piłki. Górnik w I połowie przeważał, ale tradycyjnie zawodził w decydującym momencie. Najlepszą okazję miał Mateusz Sawicki, który przegrał pojedynek sam na sam z Aminem Stitou, który wybronił dobitkę Marcina Orłowskiego.
Świdnicki bramkarz w przeszłości był przez różne media przymierzany do Górnika, gdy ten jeszcze grał w II lidze. Jak w rzeczywistości Stitou był blisko przeprowadzki na Ratuszową? Nie wiadomo. Jednak po takim meczu jak w sobotę zapewne wielu by chciało, by o miejsce w bramce wałbrzyszan z Jarosińskim właśnie rywalizował Amin.
Armin Stitou - sobotni koszmar wałbrzyszan.
[foto: B.Nowak -walbrzych24.com/strona klubowa]
Druga połowa zaczęła się w opadach deszczu przy porywistym wietrze, a kończyła się praktycznie w słońcu. Wałbrzyszanie nie tylko wciąż posiadali przewagę, ale wreszcie zaczęli stwarzać realne zagrożenie pod bramką świdniczan. Pod koniec pierwszego kwadransa gry drugiej odsłony padł wyczekiwany gol. Rzut wolny spod linii bocznej, dośrodkowanie Mateusza Krawca, piłka otrzymuje rotację przy wietrze i ląduje w bramce gości! Owszem Stitou mógł się lepiej zachować, ale bez pomocy natury raczej do tej bramki by nie doszło. Po objęciu prowadzenia Górnik złapał luz, piłka często krążyła jak po sznurku. Już kilkadziesiąt sekund po bramce mecz powinien zamknąć Damian Migalski, którego strzał minął bramkę. Szanse swoje mieli Sawicki, Orłowski oraz Krawiec. Migalski po odbiorze Orłowskiego i kilku kiksach defensorów ze Świdnicy biegł samotnie na bramkę Stitou i posłał futbolówkę obok niej! Gdy bramki dla gospodarzy wisiały w powietrzu Piotr Bolkowski zaczął przeprowadzać zmiany, które jak się okazały kluczowe. Doskonale znany w Wałbrzychu Paweł Tobiasz zmienił wolniutkiego Marszałka i już Górnik nie mógł tak bezkarnie hasać prawym skrzydłem. Kamil Szczygieł napsuł sporo krwi na lewej stronie lidera i stał się bohaterem meczu. Najpierw jednak padło wyrównanie, co było co najmniej szokujące. Jeden z nielicznych ataków gości przyniósł im rzut wolny zza pola karnego - uderzenie Wojciecha Sowy odbija się jeszcze od muru i Kamil Jarosiński bez szans. Wiosną Górnik u siebie stracił dwie bramki i obie z rzutów wolnych, ba w obu spotkaniach z Polonią-Stalą Jarosiński został pokonany z rzutów wolnych. Przewaga wałbrzyszan w ostatnim kwadransie była przygniatająca, a mimo to gol nieco uskrzydlił rywali. Już kapitan świdniczan mógł skarcić defensywę rywala, ale nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem. Inna sprawa, że Grzegorz Borowy mógł być w szoku jak łatwo znalazł się w tej doskonałej sytuacji - Michalak ograny na raz, a Tyktor po prostu się poślizgnął i upadł. Pod koniec meczu strzał Migalskiego nie sięgnął (w końcu!) Stitou, ale ubezpieczał go Michał Sudoł wybijając z pustej bramki piłkę na rzut rożny. Chwilę potem kolejna kontra Polonii-Stali, znów indywidualne błędy (nawet wielbłądy) obrońców Górnika i Kamil Szczygieł z ostrego kąta posyła piłkę obok Jarosińskiego. 1:2. O ile już remis był szokiem to jak teraz nazwać wygraną świdniczan?
Koniec meczu i pierwsza domowa porażka Górnika stała się faktem w tym sezonie. Dobrze, że wicelider z Polkowic nie wygrał swego spotkania i został zachowany status quo w tabeli.
Futbol bywa przewrotny, bo zarówno wszelkie argumenty przemawiały za Górnikiem, również przebieg meczu, ilość stworzonych sytuacji. To nie był zły mecz wałbrzyszan, ani dobry świdniczan, a mimo to pierwsza wiosenna zdobycz punktowa Polonii-Stali stała się faktem.
Po meczu zapewne dużo się będzie mówić, pisać o nieskuteczności Damiana Migalskiego. 19-latek mógł spokojnie skompletować hat-tricka, a w niektórych sytuacjach pod bramką Stitou wręcz się skompromitował. Mimo to nie ma co pastwić się nad młodym napastnikiem, który wciąż zdobywa doświadczenie, którego najwyraźniej zabrakło w tym meczu. Zresztą to faulu na nim był rzut wolny, który przyniósł bramkę Górnikowi. Migalski ponadto więcej był w sytuacji strzeleckiej niż Marcin Orłowski, który zapewne liczył na dogonienie, o ile nie przegonienie w klasyfikacji strzelców Drzazgi, którego wiosną nie oglądamy na trzecioligowych boiskach. Inna sprawa, że Orzeł grał nieco cofnięty, wikłał się w pojedynki w środku pola, a osamotniony Migalski musiał walczyć o górne piłki z wyższymi o głowę stoperami.
Szkoda, że wciąż nie oglądaliśmy żadnego z piłkarzy drużyny juniorów Piotra Przerywacza. Kto wie czy któryś z nich nie podwyższyłby wyniku osobiście lub swoją grą nie dał argumentów Robertowi Bubnowiczowi na częstsze sięganie po młodych piłkarzy.
MECZ NA TRYBUNACH
W końcu kupując bilet na mecz nie trzeba było się legitymować. Naprawdę te procedury wielu zniechęcają na wizytę na Stadionie 1000-lecia. Powrócił nie tylko catering, który w zimną pogodę cieszył się popularnością, ale asortyment wzbogacony został o niskoprocentowe piwo. Niektórzy łudzili się na powrót najzagorzalszych fanów na swój sektor czy wspólny doping z fanami ze Świdnicy, tak jak choćby miało miejsce jesienią. Niestety, impas na linii zarząd - kibice trwa. Liczba czterystu widzów jest zdecydowanie zawyżona. Na trybunie zadaszonej, która w ogóle nie sprawdza się w warunkach atmosferycznych jakie panowały w sobotę, pojawiły się dawne gwiazdy Górnika. Obecność Krzysztof  Truszczyńskiego nie mogła dziwić, skoro jego syn reprezentuje barwy Polonii-Stali. Oprócz niego prawdziwa sztafeta pokoleń od Ryszarda Walusiaka, Andrzeja Dębskiego, Grzegorza Krawca poprzez Krzysztofa Lakusa, Sławomira Radziemskiego po pokolenie Marka Wojtarowicza. Pojawił się na trybunach również dawno niewidziany Piotr Ek - wiceprezes Górnik S.S.A. z końca lat 90-tych ubiegłego stulecia, który zasłynął w czasach gry w IV lidze mówiąc, że na początku XXI wieku znów wałbrzyszanie będą grać na zapleczu ekstraklasy.
Przed Górnikiem teraz wyjazd na mecz z teoretycznie najsłabszym rywalem w tej rundzie - Budowlanymi Lubsko. Mając w pamięci mecze w Kątach Wrocławskich i właśnie z Polonią-Stalą lidera czeka piekielnie ciężka przeprawa, mimo, że beniaminek z Lubska wiosną nie zdobył na boisku nawet punktu.

piątek, 15 kwietnia 2016

Meczycho

25 maja 2005. IV liga dolnośląska, czwarty poziom rozgrywek odpowiednik dzisiejszej III ligi. Na Ratuszową na mecz z beniaminkiem przyjeżdża Pogoń Oleśnica,która jesień zakończyła na 5.miejscu ze stratą 9 punktów do liderującego Gawina Królewska Wola. Wiosną oleśniczanie na 12 meczów odnoszą 11 zwycięstw i zbliżyli się do lidera dwa punkty. Właśnie 3 dni po ograniu Gawina Pogoń przyjechała pod Chełmiec na mecz z czwartym Górnikiem/Zagłębiem mającym jednak aż 13 oczek straty. Mimo prowadzenia 1:0 goście wyjeżdżają bez punktu, bowiem o zwycięstwie gospodarzy przesądził przepiękny gol Marcina Wojtarowicza. Być może to był jeden z najładniejszych goli wałbrzyszan w tamtym sezonie, ale dla oleśniczan, którzy do końca sezonu wygrali pozostałe mecze najważniejsza porażka wiosny, skutecznie stopująca aspiracje do III ligi. Ten mecz, jakże ważny wówczas niewielu pamięta, a jednym, oprócz oczywiście czasu, z powodów był inny mecz, który w tamtą środę się odbył.
W Stambule FC Liverpool ograł w finale AC Milan po rzutach karnych 3:2, choć w regulaminowym czasie gry przegrywał już 0:3,lecz potem odrobił tę stratę. Jednym z bohaterów tego meczu był broniący bramki The Reds Jerzy Dudek. Polak już w 1.minucie wyjmował piłkę z siatki, a po puszczeniu 3 bramek w ciągu 45 minut trudno było przypuszczać, że o tym spotkaniu będzie mówił latami, ba napisze dwie książki! Wszystko za sprawą doskonałych parad, zwłaszcza w dogrywce oraz słynnego Dudek dance podczas serii rzutów karnych, gdzie wyprowadził z równowagi takich asów jak Andrea Pirlo czy Andrij Szewczenko.
Liverpool od tamtego czasu nie zdołał osiągnąć podobnego sukcesu, choć udało mu się awansować do finału Ligi Mistrzów. Piłkarz Meczu tureckiego finału, klubowa legenda - Steven Gerrard stał się w pewnym okresie pośmiewiskiem, gdy jego poślizgnięcie w meczu z Chelsea spowodowało stratę bramki, przegraną i utratę szans na mistrzowski tytuł. Czas płynął, a w Liverpoolu i nie tylko czekano nie tylko na powtórkę sukcesu ze Stambułu, ale i mecz, o którym będzie się mówiło, pisało w podobnym tonie jak ogranie w 2005 Milanu.
14 kwietnia 2016 rewanżowy mecz ćwierćfinałowy Ligi Europejskiej. Na Anfield Road przyjeżdża Borussia Dortmund z Łukaszem Piszczkiem w składzie. Smaczkiem rywalizacji jest osoba szkoleniowca The Reds Juergen Klopp, który do angielskiego klubu przybył właśnie z Dortmundu. Po ubiegłotygodniowym remisie 1:1, więcej szans przyznawano gospodarzom rewanżu. Borussia w weekend poprzedzający mecz na Anfield rozgrywali arcyważny derbowy mecz z Schalke, na który trener Thomas Tuchel oszczędzał kluczowych graczy.
Tak mecz na Anfield Road widział Daily Mail
O meczu na pewno zostanie przelanych tysiące znaków i będzie się mówiło bardzo długo. W zgodnej opinii, jak do tej pory, jest to mecz nr 1 w 2016 roku. Sympatia bezstronnych obserwatorów zmagań na Anfield Road zmieniała się wraz z wydarzeniami na boisku. Gdy po 9 minutach dortmundczycy prowadzili 2:0 wydawało się, że pozostałe kilkadziesiąt minut rywalizacji będzie przebiegało pod kontrolą podopiecznych Tuchela. Ba, nawet po przerwie, gdy obraz gry niewiele się zmienił, bo na kontaktową bramkę szybko rywale odpowiedzieli celnym trafieniem. W ciągu ostatnich 30 minut oglądaliśmy piękną walkę,sporo emocji.FC Liverpool odrabia straty doprowadzając, który jednak premiował niemiecką drużynę, aż w końcu w doliczonym czasie gry, a więc okresie gry, gdy najczęściej to nasi zachodni sąsiedzi rozstrzygali rywalizację na swoją korzyść, trafiają na 4:3.
Liverpool to miasto Beatlesów, a jednym z ich hitów był All you need is love. Gdy bohaterem miejscowych po zdobyciu zwycięskiej bramki został Dejan Lovren Daily Mail mógł napisać: "All you need is Lovren". Przebieg meczu, zawrotne tempo, zwroty sytuacji,prawdziwy rollercoaster, którego symbolem zapewne jest postać Mamadou Sakho, z którego można byłoby zrobić kozła ofiarnego w przypadku odpadnięcia Liverpoolu po błędach w ustawieniu przy golach Borussi. Gdy jednak w 77 minucie uciekł Piszczkowi i strzałem głową pokonał Weidenfellera stał się jednym z bohaterów magicznego wieczoru w Liverpoolu.
Edycję 2015/16 europejskich pucharów wielu kibiców do tej pory będzie kojarzyć z rozstrzygnięciami Ligi Mistrzów, ale cudowny comeback Liverpoolu jak do tej pory sprawia, że teoretycznie mniej prestiżowe rozgrywki zaoferowały spektakl, który będzie wspominany latami.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Łukasz Jarosiński debiutuje (w końcu) w Strømsgodset IF

Strømsgodset IF to aktualny wicemistrz Norwegii. W ubiegłym roku wyprzedzony został przez znany w całej Europie zespół Rosenborg Trondheim. Barw czołowego klubu Tippeligaen broni Łukasz Jarosiński, starszy brat Kamila, bez którego obecnie trudno sobie wyobrazić skład Górnika Wałbrzych. Łukasz też swego czasu bronił barw wałbrzyskiego klubu, a od kilku lat przygodę z futbolem kontynuuje w Skandynawii, gdzie swego czasu ściągnął również brata jak i Rafała Wodzyńskiego.
Łukasz Jarosiński w debiucie w Stromsgodset IF 
Po grze w niższych ligach w zespołach Alta IF i Honefoss BK od początku sierpnia gra we wspomnianym już Strømsgodset IF. W minionym roku, a zarazem sezonie,bowiem wciąż rozgrywki futbolowe w Norwegii rozgrywane są systemem wiosna-jesień, nie dane było Jarosińskiemu zadebiutować w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tippeligaen w 2016 zainaugurowała rozgrywki w połowie marca. Strømsgodset IF w 1.kolejce zremisował z Brann Bergen 2:2,choć prowadził już 2:0. Łukasz spędził cały mecz na ławce rezerwowych. Tydzień później doszło do szlagierowego meczu na boisku mistrza w Trondheim, który oglądała rekordowa jak na tamtejsze warunki liczba widzów 16633. Rosenborg wygrał 1:0, drużynie Łukasza na pierwszy komplet punktów trzeba było czekać do trzeciej kolejki (wygrana z ówczesnym liderem tabeli FK Haugesund 2:0). W 4.kolejce wyjazd do Tromsoe i porażka 0:2. Wszystkie te mecze Jarosiński oglądał z perspektywy ławki rezerwowych, bowiem trener Bjoern Peter Ingebretsen stawia na pewniaka, 36-letniego Espena Pettersena.
W środę 13 kwietnia, równo miesiąc po inauguracji ligowych rozgrywek Strømsgodset IF rozegrał pierwszy mecz w krajowym pucharze. Przeciwnikiem był czwartoligowy zespół Kongsberg IF rozgrywający swoje mecze na malowniczo położonym boisku u stóp małych skoczni narciarskich.
Widownia w Kongsberg
Mający do tej pory 11 występów w drugim zespole Strømsgodset IF Jarosiński wreszcie znalazł się w wyjściowym składzie. Trener Ingebretsen dał odpocząć podstawowym zawodnikom stawiając tym razem na rezerwowych. Wicemistrz nie miał problemów z wygraną, bowiem wygrał aż 8:1. Łukasza pokonał niejaki Henrik Schia w 44 minucie przy stanie 0:5.
Po 4 kolejkach z czterema punktami drużyna Jarosińskiego zajmuje dość odległe, bo 11.miejsce w 16 drużynowej ekstraklasie norweskiej. Strata do prowadzącego Rosenborga wynosi już 5 punktów. Łukaszowi pozostaje cierpliwie czekać na szansę ligowego debiutu, a na razie musi się zadowolić występami w krajowym pucharze i ewentualnie w rezerwach Strømsgodset IF.

Znamy finalistów okręgowych PP

W środę 13 kwietnia poznaliśmy pary wszystkich okręgowych finałów w województwie dolnośląskim. Biorąc pod uwagę skład finalistów łatwo dojść do wniosku, że zagrają w nich najsilniejsi z rywalizujących.Wałbrzyski Górnik jako pierwszy wywalczył sobie miejsce w finale. Po 7:0 w Dziećmorowicach, 6:1 w Jedlinie Zdrój, 5:1 w Świebodzicach i 2:0 w Świdnicy z obrońcą trofeum spadkowicz z II ligi pojedzie do Dzierżoniowa,który drugi raz z rzędu będzie areną finałowego meczu. Lechia, w środowe popołudnie ograła w Ząbkowicach Śląskich tamtejszy Orzeł 2:0. We wcześniejszych rundach dzierżoniowianie ograli Zryw Gola Świdnicka 6:0, Victorię Tuszyn 2:0 i Unię Bardo 4:1. Lechia jako zespół rezerw sięgnęła w 2012 po okręgowy puchar ogrywając w finale MKS Szczawno,ale związek ostatecznie zweryfikował ten mecz i w dalszych rozgrywkach zagrała drużyna spod wałbrzyskiego uzdrowiska. Natomiast 9 lat temu również w Dzierżoniowie doszło do finału pomiędzy Lechią a ligowcem z Wałbrzycha.Górnik/Zagłębie uległ gospodarzom 1:3 mimo prowadzenia po celnym strzale Roberta Bubnowicza. Potem Damiana Michno pokonali kolejno grający trener Albert Połubiński oraz dwukrotnie Mateusz Szuszwalak. Tamten mecz, oprócz obecnego szkoleniowca wałbrzyszan,pamięta Grzegorz Michalak,który ze względu na rehabilitację raczej nie wystąpi w finale.
Zwycięzca awansuje do półfinału PP DZPN. We wrocławskim okręgu zagrają dwie drużyny z ... Wrocławia. Rezerwy Śląska zagrają ze Ślęzą,która we wcześniejszych meczach biła rekordy skuteczności. 17:1 w Wiszni Małej z Płomieniem, 5:2 z Piastem Żerniki, 2:0 z Wratislavią Wrocław, 9:0 w Skokowej z Dolpaszem  i 2:0 z Foto-Higieną w Gaci. Rezerwy WKS również nie próżnowali jeśli chodzi o strzelanie bramek - 9:0 z Czarnymi Białków, 4:1 z Błękitnymi Gniechowice, 6:0 z GKS Mirków, 2:1 z Nefrytem Jordanów i teraz 6:0 w Malczycach z Odrą. Finał pierwotnie zaplanowano w Trzebnicy, ale wydaje się, że o wiele rozsądniejszym rozwiązaniem byłby mecz obu wrocławskich drużyn na boisku przy Oporowskiej, gdzie na co dzień podejmują ligowych rywali.
Nieobecność Karkonoszy Jelenia Góra w okręgowym finale byłaby największą sensacją.Najlepszy klub jeleniogórskiego okręgu na początek pucharowej przygody wymęczył 1:0 w Świerzawie,ale potem rozgromił 8:0 Olszę Olszyna Lubańska, a w tym roku ograł 2:0 Piast Dziwiszów i 4:3 Olimpię Jędrzychowice, która stała się czarnym koniem PP, gdy wyeliminowała sensacyjnie po serii karnych Olimpię Kowary. Rywalem KSK będzie Lotnik Jeżów Sudecki - beniaminek IV ligi walczący o utrzymanie, ale nie będący bez szans w derbowej rywalizacji z faworytem.
W legnickim OZPN w finale w Polkowicach zagrają gospodarze z Miedzią II.  Los oszczędził im bezpośredniej rywalizacji na wcześniejszym etapie.Legniczanie w drodze do finału ograli 11:0 Sokół Krzywa, 4:1 Prochowiczankę,4:0 Orlę Wąsosz i 7:1 Kuźnię Jawor, która we wrześniu sensacyjnie wyeliminowała po karnych rezerwy Zagłębia Lubin. Polkowiczanie najpierw wymęczyli awans w Ścinawie (remis 2:2 po golu wyrównującym w 90 min. i karne 4-3), 3:1 z Chrobrym II,  6:1 z Rodło Granowice i 2:0 z Orkanem Szczedrzykowice.
Cztery finały rozegrane zostaną w kwietniu, 11 maja półfinały, a finał tydzień później.
Całkiem inaczej wygląda wyłonienie zdobywcy Pucharu Polski Lubuskiego ZPN. Tam są nie 4, ale dwa okręgi. Zarówno Gorzowski ZPN jak i Zielonogórski ZPN organizują III rundy pucharu i po 8 najlepszych drużyn z obu OZPN rywalizowało w marcu o ćwierćfinał,który z kolei rozegrany został w minioną środę. 11 maja w półfinałach rezerwy Falubazu Zielona Góra podejmą Stilon Gorzów, a Formacja Port 2000 Mostki zagra z ... pierwszym zespołem Falubazu. Finał zaplanowano na 8 czerwca w Świebodzinie i zapewne wielu zastanawia się czy będzie to wewnętrzna sprawa Falubazu.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Wałbrzyska Ekstraklasa po godzinach

Cykliczne podsumowanie kolejki ekstraklasy w NC+/Canal+ następuje w poniedziałkowy wieczór w magazynie "Ekstraklasa po godzinach" prowadzonym przez Krzysztofa Marciniaka. Jego gośćmi są byli ligowcy nawet z reprezentacyjną przeszłością, a wśród nich częstym rozmówcą jest Piotr Włodarczyk. Popularny Włodar to wychowanek wałbrzyskiego Zagłębia, później dzięki dobrej grze w Klubie Piłkarskim Wałbrzych trafił do stołecznej Legii.
Załączone zdjęcie ze zbiorów Tadeusza Obuchowskiego (pierwszy z prawej) -które umieścił K.Truszczyński na blogpilkarza. blogspot.com - przedstawia juniorów Zagłębia właśnie z popularnym Włodkiem, który stoi cztery z prawej otoczony Marcinem Góreckim z lewej i Sławomirem Radziemskim z prawej. Mimo, że to ekipa KP to czerwone koszulki mają herb ... Górnika.
Włodarczyka szerzej nie trzeba przedstawiać, bowiem przez ponad dekadę w rodzimej ekstraklasie (Legia, Ruch, Śląsk, Widzew, Zagłębie Lubin) zagrał w 284 meczach strzelając 92 bramki, a do tego dorzucił mistrzostwo, puchar i superpuchar krajowy. Po trzech latach w Grecji wrócił do ojczyzny i niespodziewanie przywdział trykot Bałtyku Gdynia, gdzie wystąpił w II lidze przeciwko Górnikowi w Wałbrzychu (wrzesień 2010 1:0 dla gdynian). Później rekreacyjnie grał w oldbojach Legii, a od ubiegłego roku bawi się w prezesurę w KS Ożarowiance.
Wracając do występów telewizyjnych Włodarczyk czuje się przed kamerą jak ryba w wodzie, z właściwym dla siebie humorem potrafi skomentować wydarzenia. Poniedziałkowe wydanie było dla wałbrzyskich abonentów NC+ wyjątkowe, bowiem nie tylko osoba Włodara wiązała się z miastem pod Chełmcem. "Ekstraklasa po godzinach" ma stały układ zawierający Sok - czyli naj, naj z ostatniej kolejki, ankietę czy złowione w sieci. Pomiędzy stałe punkty programu trafiają inne punkty - tak jak w poniedziałek "o krok od pucharu". Była to zapowiedź montowanego filmu nt. ostatniego wielkiego występu polskiej drużyny w europejskich pucharach - półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów Legii w 1991, czyli 25 lat temu. Był już dokument o Górniku Zabrze (1970), Legii Warszawa (1970 i 1995/96), Widzewie Łódź (1982/83).
Jacek Sobczak
Jednym z bohaterów stołecznej drużyny ćwierć wieku temu był Jacek Sobczak, którego właśnie mogliśmy w magazynie "Ekstraklasa po godzinach" i będzie mogli obejrzeć w przygotowywanym dokumencie.
Dla większości fanów to postać prawie anonimowa, dziś wspomina się Szczęsnego, Jóźwiaka, Pisza czy Kowalczyka, a popularnym Soplu pamiętają nieliczni. W krótkim reportażu oprócz wspomnień Jacek mówi o swojej chorobie (cukrzyca), zapomnieniu przez klub w którym się wychował, czyli Górnika Wałbrzych. Obecnie jest pracownikiem ochrony w Starej Kopalni, a marzy o trenowaniu najmłodszych adeptów futbolu.
Sobczak kiedyś był bardzo popularny w Wałbrzychu, po transferze do Legii prawdziwy król życia potrafiący przyjechać np. na mecz koszykarzy Górnika taksówką ze stolicy wraz z Arkadiuszem Gmurem. Później coraz słabsze kluby i zejście z piłkarskiej sceny w wielkie zapomnienie.
Dziś kiedy czytelnicy najchętniej sięgają po biografie piłkarzy z życiowymi zakrętami (Zasypany. Życie na zakręcie - Igor Sypniewski, Kowal. Prawdziwa historia - Wojciech Kowalczyk, Spalony -Andrzej Iwan, Przegrany - Grzegorz Król) wydaje się, że idealnym bohaterem na książkę z Wałbrzycha byłby właśnie Jacek Sobczak. Duży talent, ciężka praca, wielkie mecze, życie poza treningami, folklor mniejszych klubów, życiowe dramaty,  - historia Sopla  ma naprawdę potencjał. O ile na Dolnym Śląsku doczekali się swoich biografii legenda Śląska Wrocław Janusz Sybis, czy Miedzi Legnica Wojciech Górski, to wciąż nie ma piłkarskiej książki choćby o wałbrzyskich legendach (Szeja, Ciołek). Może ktoś by uderzył nie w sentymentalną nutę tylko w trend książek Krzysztofa Stanowskiego o Iwanie  czy Kowalczyku?

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Debiut i co dalej

Idealnym zakończeniem sezonu 2015/16 dla wałbrzyskiego Górnika byłby powrót seniorów do II ligi i awans juniorów do Centralnej Ligi Juniorów. W obu przypadkach droga jest długa i nieco wyboista. Oba zespoły są ściśle ze sobą powiązane przez obowiązek występu co najmniej dwóch młodzieżowców. W trzecioligowym Górniku na tę chwilę pewniakami są Sebastian Surmaj i Damian Migalski, a rola pierwszego wchodzącego przypada Mateusza Krzymińskiego. Jesienią do dyspozycji byli Maksym Tatuśko (dziś Karolina Jaworzyna Śl.) i Kamil Misiak, który zniknął z pola widzenia - 90minut.pl łączy go z Sudetami Dziećmorowice, ale póki co jeszcze nie zadebiutował. Z wiosennego tria Migalski śmiało mógłby wspomagać zespół juniorów. Piotr Przerywacz ze swojej ekipy jesienią wypożyczał  Mateusza Sobiesierskiego, Michała Tytmana, do których wiosną dorzucił Filipa Brzezińskiego, a w kolejce czekają próbowani w sparingach Gracjan Błaszczyk, Piotr Rojek, czy Dominik Woźniak. Wszyscy z rocznika 1997, czyli ostatniego w wieku juniora. Biorąc pod uwagę bardzo niską pozycję w tabeli i kiepskie wyniku juniorów młodszych, aż strach pomyśleć jakie wyniki juniorzy Górnika kolekcjonowali w CLJ.
Filip Brzeziński w Gorzowie
W przypadku zbieżności terminów meczów seniorów i juniorów kibice lidera III ligi będą oglądać sytuację taką jak w Gorzowie Wielkopolskim - na ławce wśród młodzieżowców Krzymiński i któryś z juniorów. Na Stilon trafił akurat Filip Brzeziński, który miał tyle szczęścia, że wynik był na tyle korzystny, że Robert Bubnowicz mógł zaryzykować wpuszczenie na boisko piłkarskiego żółtodzioba. Miejmy nadzieje, że podczas następnych meczów Górnik będzie miał taką przewagę, że kolejne debiuty czy występy graczy z drużyny juniorów staną się coraz bardziej powszechne.
A jak w przeszłości bywało z ligowymi debiutami wychowanków, czy zawodników z drużyny juniorów i co było dalej. Weźmy pod uwagę tylko grę wałbrzyszan na szczeblu makroregionalnym, czyli od awansu Górnika/Zagłębia do IV ligi.
2004/05 - Łukasz Jarosiński (17 lat) - bramkarz starszy brat Kamila, który debiutował, gdy jego imiennik Jaśkiewicz puszczał gol za golem w meczu z Spartą Świdnica. W premierowym sezonie zagrał ledwie kwadrans. Później w wałbrzyskim zespole zagrał łącznie 6 meczów. Ocierał się o kadrę, potem był transfer do Wisły Kraków, wypożyczenia do innych klubów, a od 4 lat gra w Norwegii.
Sławomir Jurkowski (19 lat w chwili debiutu) - wówczas jedno z odkryć sezonu, bo przebojem wdarł się do defensywy wałbrzyszan kierowanej przez Roberta Bubnowicza. Do 2008 rozegrał 92 mecze w IV lidze, potem zaczął studia i związał się z klubami z okolic Wrocławia.
Łukasz Wawrzyniak (19 lat) - debiut to kwadrans meczu z Zagłębiem II Lubin,gdy kartki i kontuzje wykluczyły 5 podstawowych zawodników. Później grał w m.in.  Włókniarzu Głuszyca, Sudetach Dziećmorowicach, Zagłębiu Wałbrzych, Skalniku Czarny Bór, Zjednoczonych Żarów, a ostatnio w Jedlinie Zdrój.
Dawid Milewski (20 lat) - syn byłego ekstraklasowego napastnika Górnika Waldemara. 5 epizodów wiosną 2005 i ...tyle.
2005/06 - Arkadiusz Kacprzak (21 lat) - dwa epizodziki w IV-ligowym Górniku/Zagłębiu. szybko wypożyczony do Kryształu Stronie, potem Gwarek, awans z Jedliną z B klasy do okręgówki, a ostatnio gra w Walimiu
Łukasz Podgórski (19 lat) - w juniorach podstawowy obrońca, w seniorach trener Mordak dał mu szansę debiutu w ostatniej kolejce przeciwko BKS Bolesławiec. Całe dwie minuty. Ostatnio grał w Gorcach.
Paweł Fraś (18 lat) - debiutował jako czołowy i skuteczny gracz juniorów. Jego przygoda z Górnikiem/Zagłębiem to 46 meczów i 8 bramek. W wieku zaledwie 20 lat poszedł na wypożyczenia i już nie wrócił na Ratuszową. AKS Strzegom, Górnik Gorce, Olimpia Kamienna Góra to jego następne kluby.
Wojciech Pyda (20 lat) - minuta z GKS Kobierzyce to cały jego wkład w sezon 05/06. Po 12 miesiącach ligowy dorobek potroił. Później grał w Mieroszowie i Szczawnie Zdrój.
2006/07 - Łukasz Jaworski (20 lat) - Jawor wrócił z wypożyczenia z Orła Sadków i z miejsca stał się podstawowym obrońcą. W premierowym sezonie zagrał 33 razy strzelając 3 gole. W następnym sezonie grał tylko jesienią (11 meczów), by wrócić do Sadkowa, potem grał w Polonii Wrocław, LZS Stary Śleszów, a ostatnio rok temu w Kobierzycach.
Łukasz Jaworski (Górnik/Zagłębie) w walce z ...
Marcinem Orłowskim (Nysa Zgorzelec)
Stanisław Dziekan (19 lat) - powrót z Zagłębia Lubin, jeden z najbardziej utalentowanych pomocników ubiegłych dekady. W każdym bądź razie taka panowała opinia o nim. Reprezentant Polski juniorów. W premierowym sezonie w Wałbrzychu to 24 mecze, rok później 19, a potem to tylko zjazd w dół. MKS Szczawno Zdrój, Biały Orzeł Mieroszów, LZS Grodno Zagórze, Podgórze Wałbrzych...
Piotr Horyk (20 lat) - podobnie jak Dziekan z Wałbrzycha wypatrzony przez Zagłębie Lubin. Po powrocie pod Chełmiec jesienią zagrał 4 epizody po czym produkował się najpierw w rezerwach (AZS PWSZ Wałbrzych), a potem Mieroszów, Szczawno Zdrój, Gorce, Kamienna Góra i od 4 lat Sudety Dziećmorowice. Dobrze się zapowiadał, ale życie zweryfikowało jego umiejętności.
Przemysław Salamonowicz (20 lat) - podobnie jak Jaworski wypożyczony do Sadkowa, ale po powrocie zaliczył jedynie debiut w premierowej kolejce (kwadrans w Bolesławcu) i to cały jego bilans w seniorach w Wałbrzychu. Później grał w Starym Śleszowie, Mieroszowie, a następnie w takich egzotycznych drużynach jak Olimpia Żerniki Wrocławskie,Kometa Kryniczno czy Tur Wrocław.
Wojciech Kumor (20 lat) - prawie pół godziny meczu z AKS Strzegom (2:2) to bilans Kumora, który później krążył pomiędzy Szczawnem Zdrój, Dziećmorowicami i Czarnymi Wałbrzych.
Tomasz Szyszka (18 lat) - trzy mecz, w tym 1 w pełnych wymiarze, ale później gra w rezerwach, a potem w Mieroszowie, Szczawnie Zdroju i Czarnym Borze.
Fabian Jaworski (19 lat) - 2 minuty w Ziębicach to cały dorobek. Potem MKS Szczawno Zdrój, Biały Orzeł Mieroszów, Falko Rzeplin, a ostatnio Herbapol Stanowice.
2007/08 -Rafał Grzelak (19 lat) - 10 meczów jesienią'07, a zimą opuszcza Wałbrzych. Po krótkich pobytach w Szczawnie i Gorcach dłuższe pobyty zaliczył w Mieroszowie i ostatnio w Czarnym Borze.
Dariusz Michalak (17 lat) - w premierowym sezonie zaliczył aż 20 meczów i nieprzerwanie gra do dnia dzisiejszego. Choć liczba klubów z wyższych lig, w których przebywał na testach jest naprawdę imponująca.
Łukasz Rychowiecki (19 lat) - 2 minuty w Legnicy. Wyróżniający się gracz w drużynie juniorów prowadzonych przez Mirosława Otoka. Potem grał w Juventurze Wałbrzych.
Kamil Wawrzycki (18 lat)- podobnie jak Rychowiecki - 2 minuty.
Damian Wilczyński (18 lat) - 6 meczów i gol strzelony rezerwom Śląska (2:3).Potem pokazał się w Mieroszowie.
Tomasz Mrozowski (18 lat) - 26 bramek w drużynie juniorów i korona króla strzelców DLJ miało swoją wymowę. W drużynie Roberta Bubnowicza w IV lidze z kolei zagrał 7 razy bez zdobytej bramki. Potem rundę spędził w Świebodzicach, nieco więcej w Juventurze, a ostatnio w MKS Szczawno Zdrój.
2008/09 - Błażej Gromniak (19 lat) - podpora juniorskiej drużyny Mirosława Otoka. W IV lidze 3 mecze, a w następnym sezonie epizod w III lidze, a potem gra w Juventurze, Świebodzicach i Szczawnie Zdroju.
Sławomir Orzech (16 lat) - jeden z najmłodszych debiutantów. 3 minuty z Kuźnią Jawor. W Górniku gra do dziś z przerwą na wypożyczenie wiosną 2015 do Bielawianki.
Wojciech Ciołek (20 lat) - syn legendy, zarówno w premierowym sezonie w IV lidze, jak i w następnym zaliczył po 3 niepełne mecze. Potem grał w Świdnicy, Oławie, Kobierzycach, Wielkiej Lipie, a ostatnio w Sadowicach.
Tomasz Czechura (17 lat) - jedna z niespełnionych nadziei. W juniorach w 7 meczach strzelił 6 goli i dostał szansę od Roberta Bubnowicza w meczu z Lechią Dzierżoniów (2 minuty). Po sezonie próbował sił SMS Łódź, gdzie trafił na konsultację kadry. Po krótkim epizodzie w Polonii Andrzejów od 5 lat gra w MKS Szczawno Zdrój - obecnie najskuteczniejszy snajper lidera A klasy.
Jan Rytko (17 lat) - wychowanek Baszty, po epizodach w Górniku/Zagłębia i SMS Łódź wrócił do rodzinnego Wałbrzycha, gdzie z różnym powodzeniem gra do dnia dzisiejszego z przerwą na wypożyczenie do Świdnicy wiosną'15. W premierowym sezonie zagrał 18 razy strzelając dwa gole.
Paweł Tobiasz (21 lat) - porwany za młodu do Zagłębia Lubin, wypożyczony do Prochowic, w końcu wrócił do Wałbrzycha. W premierowym sezonie w seniorach 29 meczów i 9 goli, a później jego pozycja w zespole systematycznie słabła, a po awansie do II ligi i słabym sezonie odszedł do Świdnicy, gdzie gra do dzisiaj z przerwą na półtora sezonu w Dzierżoniowie.
Tomasz Wepa (21 lat) - wychowanek Gwarka Wałbrzych, który po grze w Miedzi Legnica i Stali Rzeszów wrócił do rodzinnego miasta. Od początku podstawowy pomocnik drużyny, z którą awansował z IV do II ligi i spadł z niej. 201 meczów i 7 goli. Od tego sezonu w Odrze Opole.
Marcin Zazulak (19 lat) - podpora juniorów, zaliczył 3 epizody - łącznie 40 minut. Potem zaliczył rundę w dalekim od Wałbrzycha Leśniku/Rossa Manowo. Po powrocie zagrał w Zagłębiu Wałbrzych, a ostatnio Sudetach Dziećmorowice.
Dominik Janik (20 lat) - powracający z pobytu z Dyskobolii Grodzisk Wlkp. z miejsca stał się nie tylko podstawowym napastnikiem, ale czołowym strzelcem całej ligi (19 goli w 28 meczach).Później nękały go kontuzje, choć globalny bilans 39 bramek w 84 meczach jest przyzwoity. W tej rundzie figuruje w kadrze Victorii Świebodzice.
2009/10 - Michał Łaski (19 lat) - kolejny powracający z Lubina, wysoki stoper.W premierowym sezonie 15 meczów, nigdy nie wywalczył sobie pewnej pozycji w zespole. Od dwóch lat gra w Bielawiance, gdzie jest kapitanem zespołu.
Jarosław Piątek w meczu z Pogonią Świebodzin
Jarosław Piątek (17 lat) - 4 mecze w III lidze to razem 27 minut, potem 15 minut w 2 meczach drugoligowych. Potem Gwarek Wałbrzych, a ostatnio Jedlina Zdrój.
Michał Starczukowski (19 lat) - w III lidze 6 meczów i gol strzelony Oleśnicy. Ale te 6 meczów to raptem niecałe 20 minut...Później na tym szczeblu grał w Świdnicy, ale i w Leśniku Manowo. Zaliczył epizod w Szczawnie Zdroju, Lewinie Brzeskim, by w tym sezonie grać we wrocławskiej okręgówce (Czarni Kondratowice).
2010/11 - Marcin Antoniak (20 lat) - udział sporej ilości zawodników w rozgrywkach akademickich wymusiło po sięgnięcie po zawodników z rezerw i juniorów. Tym samym anonimowy Antoniak zaliczył całą II połowę meczu z Elaną. Zagrał swego czasu w Szczawnie Zdrój i słuch po nim zaginął.
Damian Chajewski (18 lat) - zadebiutował z tego samego powodu co Antoniak, ale zaliczył jeszcze końcówkę meczu w Turku. Do końca 2013 w Górniku (36 meczów bez gola), a potem Olimpia Kowary, z którą być może w czerwcu awansuje do III ligi.
Dominik Grzesiak (18 lat) - 14 minut z Elaną. Później postawił na naukę w stolicy.
Damian Nawrocki (18 lat) - I połowa z Elaną. Później grał w Sudetach Dziećmorowice.
Łukasz Kalka (19 lat) - wejście w ostatniej minucie sezonu w Turku to cały dorobek wychowanka Włókniarza Głuszyca. 5 lat spędził w Wałbrzychu, a potem wypożyczenia na rundę do Nowej Rudy i Świdnicy. Najlepiej czuje się u siebie w domu w Głuszycy, gdzie w wieku 24 lat pełni rolę grającego trenera.
Dominik Radziemski (19 lat) - wychowanek Baszty był skazany na futbol skoro ojciec i wujek to piłkarze z ligową przeszłością. Radziem zaliczył debiut (wejście w 90 minucie) w jednym z najlepszych wyjazdowych spotkań Górnika w II lidze (3:0 w Chojnicach). W Górniku gra do dzisiaj, z przerwą na wypożyczenie do Jeleniej Góry. Dziś mocny punkt zespołu, przełamał się i udanie powrócił na Ratuszową co nie udało się jego rówieśnikowi Chajewskiemu.
Mateusz Sawicki (19 lat) - wychowanek klubu, który za młodu próbował sił w Wielkopolsce (Opalenica, Pniewy). W premierowym sezonie 8 meczów bez gola, ale później jego rola w zespole była coraz większa. Dziś podstawowy zawodnik, bez którego trudno wyobrazić sobie jedenastkę Górnika.
Kornel Duś (17 lat) - wychowanek Górnika Boguszów-Gorce, potem via Wałbrzych trafił do Lubina i kadry juniorów. W Wałbrzychu miał wejście smoka, ale potem Kornel się zagubił. Półtora sezonu przy Ratuszowej to 40 meczów i 3 gole. Zamiast gry wyżej to produkowanie się w Kamiennej Górze, Czarnym Borze, a ostatnio w rodzinnych Gorcach.
2011/12 - Kamil Jarosiński (19 lat) - czerwona kartka dla Jaroszewskiego oznaczała szansę dla Karasia. 3 mecze, 8 puszczonych bramek, potem wyjazd do Norwegii, by w tym roku triumfalnie powrócić z sukcesami (karne z Okocimskim w PP!) do bramki Górnika.
Paweł Matuszak (17 lat) - utalentowany syn byłego ligowca Radosława.13 występów dawały nadzieję na lepsze jutro, a skończyło się na wyjeździe w wieku zaledwie 18 lat do Austrii do ligi regionalnej.Szkoda.
Przemysław Polak (19 lat) - wejście w ostatniej minucie w Kaliszu to cały dorobek Przemka. W następnym sezonie dorzucił 5 epizodów po czym słuch po nim zaginął.
2012/13 - Michał Bartkowiak (16 lat) - mecz z Chojniczanką, wejście z ławki rezerwowych, asysta i gol, odwrócenie losów meczu z 0:1 na 2:1. Debiut marzenie. Do dziś uznawany za największy talent jaki pojawił się w tym stuleciu w Wałbrzychu. W Górniku w II lidze 32 mecze i 5 goli, od 2014 we wrocławskim Śląsku, gdzie kontuzje nieco wyhamowały jego dobrze zapowiadającą się karierę.
Kamil Misiak (17 lat) - Misiaka wymyślił następca Roberta Bubnowicza Maciej Jaworski.Skończyło się na 2 meczach w 2 lidze. W tym sezonie zagrał jedynie w meczach pucharowych.
Michał Oświęcimka (21 lat) - Cimek uchodził za młodu za wielki talent. Wyemigrował do Opalenicy, skąd wypożyczany był do Ruchu Wysokie Mazowieckie i Okocimskiego Brzesko. W Wałbrzychu nękany przez kontuzje, gdy zdrów imponuje walką. Jednak wciąż pokutuje opinia, że zapowiadał się na lepszego gracza.
Adrian Zieliński (20 lat) - wychowanek Górnika/Zagłębia wrócił na Ratuszową po 4 letnim pobycie w Słubicach. Już wtedy wałbrzyszanie mieli problem z młodzieżowcami i Zieliński ich nie rozwiązał. W Górniku 20 meczów bez gola, potem grał w Kowarach.
2013/14 - Mateusz Krzymiński (18 lat) - Krzymin debiutował za kadencji Macieja Jaworskiego będącym wchodzącym młodzieżowcem. I chyba te początki były najbardziej obiecujące, bo z upływem czasu daje zespołowi coraz mniej. W tym sezonie to jego końcówka w wieku młodzieżowca i trudno oprzeć się wrażeniu, że to również koniec jego przygody z I drużyną Górnika.
Sebastian Surmaj (18 lat) - Maciej Jaworski dal mu szansę debiutu w ważnym meczu w Bytomiu (1:2), w następnym sezonie zagrał 6 razy, a w tym jest podstawowym młodzieżowcem i z tym statusem będzie grał jeszcze w następnym.Pytanie tylko czy w II czy też w III lidze?
Damian Migalski (16 lat) - co ciekawe podstawowa trójka obecnych młodzieżowców debiutowała już 3 lata temu. Migalski w dwóch drugoligowych sezonach skompletował 14 występów, ale dopiero po degradacji przełamał niemoc strzelecką. Wciąż zbiera doświadczenie, ale przed nim jeszcze 2 sezony jako młodzieżowca.
2014/15 - Dominik Bronisławski (18 lat) - odkrycie Jerzego Cyraka, który 18 razy sięgał po niego w II lidze, co nie uchroniło przed spadkiem. Latem przeszedł do Rakowa Częstochowa, gdzie mu się różnie wiedzie.

Spóźniony dyngus

Miniony weekend śmiało można nazwać weekendem pogromów. W drugiej lidze w Częstochowie Raków zajmujący trzecie awansowe miejsce podejmował piąty GKS Tychy. Tyszanie z wcześniejszych 12 wyjazdów przywieźli 3 zwycięstwa strzelając raptem 6 goli - średnio 1 na dwa mecze. To co wydarzyło pod Jasną Górą pewnie wielu kibiców do dziś nie rozumie. Po dwóch kwadransach goście praktycznie mogli rozpocząć świętowanie, bowiem prowadzili już 5:0. Po przerwie trzy trafienia, a w doliczonym czasie gry debiutant Adam Mesjasz zdobył honorową bramkę dla Rakowa. 1:8 w meczu dwóch sąsiadujących ze sobą zespołów. W tym meczu wystąpili dwaj ekswałbrzyszanie. Dominik Bronisławski zagrał 90 minut i był to jego pierwszy występ od września w wyjściowej jedenastce. Z kolei Rafał Figiel został zmieniony po godzinie.
Dominik Bronisławski i Rafał Figiel w meczu
z GKS Tychy
W trzeciej lidze w większości grup toczy się walka o utrzymanie się w lidze, gdzie bezpośrednio zainteresowanych jest kilka zespołów. W grupie łódzko-mazowieckiej, której mistrz będzie rywalizował z najlepszą ekipą z grupy dolnośląsko-lubuskiej, między trzecim Świtem Nowy Dwór, a zajmującym spadkowe 8.miejsce Pelikanem Łowicz jest różnica zaledwie dwóch punktów. Pod kreską bodaj najsłynniejszą ekipą jest Broń Radom (obecnie 11.miejsce), która nie będzie miło wspominać wizyty w Łodzi, gdzie ŁKS pogonił rywala w stosunku 8:0, a internet podbił ostatni gol autorstwa Przemysława Kocota, który zimą przybył z Goerlitz, a wcześniej grając w Karkonoszach. Do 82 min. było "tylko" 4:0...
Rekord zanotowano z kolei w wałbrzyskiej klasie okręgowej. Unia Bardo w tym sezonie skutecznie odpiera ataki rywali z Victorią Świebodzice na czele. W 19.kolejce do Barda przyjechał jedenasty Grom z Witkowa. Unia podtrzymała zwycięską passę i wygrała w tym sezonie dziesiąty domowy mecz (w 10 spotkaniach). Rozmiary zwycięstwa jednak mogą imponować. 18:0 (9:0), a najwięcej goli zdobył Łukasz Idzi - sześć, który jest liderem strzelców okręgówki.
Łukasz Idzi (Unia Bardo)
[foto:nysa.klodzko.pl]
27-letni napastnik Unii ma po 19 meczach 27 trafień. Pewnie gdyby miał sześć, osiem lat mniej pewnie zainteresowałby sobą inne mocniejsze kluby.
Również rekordowe i to wyjazdowe zwycięstwo odnotowano w niedalekim legnickim OZPN. W grupie II o awans do klasy okręgowej walczą Odra Ścinawa ze Spartą Rudna. Oba zespoły idą łeb w łeb i po 18 kolejkach miały po 47 punktów. Sparta dzięki remisowi w Ścinawie 2:2, bez straty punktów u siebie w 10 meczach i mając imponujący bilans bramek (+60) czaiła się w tabeli za ścinawianami mającymi nieco lepszy bilans +68. Niewątpliwie bramki mogą mieć znaczenie. W miniony weekend Sparta Rudna przegrywa na boisku czwartego KS Legnickie Pole 2:3 (gol zwycięski w 94 min.), a nie próżnujący gracze Odry Ścinawa rozgromili Albatrosa w Jaśkowicach aż 11:0! W Odrze broni Damian Wojcik, syn byłego obrońcy Górnika Wałbrzych Andrzeja.
W niższych klasach, szczególnie w B klasie dwucyfrowe wyniki są na porządku dziennym. I takowych na pewno nie zabrakło w ostatniej kolejce.

sobota, 9 kwietnia 2016

Gorzów do kolekcji

Po remisie w domowym spotkaniu z Foto-Higieną Gać 1:1 kapitan Górnika Wałbrzych Marcin Orłowski dla portalu db2010.pl powiedział, że w 4 następnych wyjazdowych spotkaniach: musimy zdobyć 12 punktów, by złapać trochę oddechu. Mając w pamięci dyspozycję w meczu z gacianami trudno wówczas było o optymizm, a tymczasem czteropak meczów wyjazdowych przyniósł komplet punktów podopiecznym Roberta Bubnowicza i zasłużony powrót na fotel lidera.
Stilon to w historii Górnika Wałbrzych dość niewygodny rywal, zwłaszcza na boisku w Gorzowie Wielkopolskim. W chwili obecnej jest to pierwsza futbolowa siła województwa lubuskiego. W Mostkach kolejne porażki potwierdzają się plotki o wycofywaniu się sponsora. Spotkania z wiceliderem z Wałbrzycha nie doczekał szkoleniowiec Dariusz Borowy, który Stilon objął po porażce właśnie z Górnikiem. Wiosenna degrengolada i ześlizgnięcie się do strefy spadkowej spowodowało pożegnanie się z dotychczasowym szkoleniowcem. Można powiedzieć, że przygoda szkoleniowa Borowego w tym sezonie spinał właśnie wałbrzyski Górnik. Przeciwko biało-niebieskim gorzowianie wystąpili pod wodzą nowego szkoleniowca Adama Gołubowskiego - całkowicie anonimowego w piłce seniorskiej, ale cenionego ponoć w środowisku za pracę w Pogoni Szczecin w roli asystenta, opiekuna rezerw, juniorów, czy skauta. W swojej premierowej konferencji zapytany o rywala w swoim debiucie powiedział (od 21 min.), że zna doskonale napastnika Marcina Orłowskiego, a zespół gra bez większej presji o awans. Ponoć Gołubowski miał pomysł na mecz z Górnikiem, ale te wszystkie założenia życie brutalnie zweryfikowało.
Robert Bubnowicz przy ustalaniu składu, w porównaniu z meczem z Bystrzycą Kąty Wrocławskie, mógł skorzystać z Dariusza Michalaka. Wąska kadra spowodowała, że doszło do małego przetasowania: wracający Michalak zajął miejsce w defensywie, ale na prawej stronie,bowiem duet stoperów tworzył Orzech z Tyktorem. Jan Rytko powędrował do środka pola, a Marcin Morawski dyrygował poczynaniami kolegów ze strefy obok ławki rezerwowych. W protokole jako rezerwowi figurowały nazwiska Jaroszewskiego, Morawskiego, Krzymińskiego i Brzezińskiego. Bardziej niż skromnie, co niezbyt dobrze świadczy o klubie mającym rzekomo aspiracje awansowe. Niepełna kadra meczowa, zmobilizowany rywal pod wodzą nowego trenera, a w dodatku przewaga wzrostu - to mogło sugerować, że w Gorzowie można było oczekiwać dobrego, zaciętego meczu, zwłaszcza w wykonaniu gospodarzy.
Tak się nie stało. Do przerwy emocji było tyle ile przysłowiowy kot napłakał. Stilon ustępował wałbrzyszanom, którzy z kolei tradycyjnie nie potrafili sfinalizować przewagi i nie stwarzali sytuacji podbramkowych. W 23 min. dał o sobie znać bramkarz miejscowych, który nie miał w sobotę najlepszego dnia. Niezbyt udana interwencja po dośrodkowaniu i Bartosz Tyktor z ostrego kąta trafia w poprzeczkę, dobitka Orłowskiego zablokowana, a uderzenie Migalskiego leci wysoko nad poprzeczką. Paradoksalnie wejście kibiców Górnika spowodowało, że częściej pod polem karnym rywala zaczął znajdować się Stilon. Nie licząc płaskiego strzału obronionego na raty przez Jarosińskiego emocji nie było.
Po przerwie wałbrzyszanie rozstrzygnęli losy meczu bardzo szybko i pewnie. Początek nie zapowiadał łatwego zwycięstwa. W roli czarnego charakteru mógł wystąpić Jan Rytko, który za faul tuż po przerwie złapał żółtą kartkę, za chwilę gwizdek arbitra, kolejny wolny dla gospodarzy i niepotrzebny komentarz Janka. Sędzia chciał ostatni raz dać reprymendę Rytko, więc wyraźnie dał sygnał do rozpoczęcia gry po gwizdku. Gorzowianom się jednak śpieszyło, zagrali przed gwizdkiem i żółtą kartkę zobaczył Krzysztof Kaczmarczyk, który zimą wrócił do Stilonu z ekstraklasowej Termaliki Nieciecza. Prawdę powiedziawszy, dzięki temu zdarzeniu 36-letni gwiazdor zespołu z Gorzowa dał się zapamiętać z tego meczu.
Z czasem goście zaczęli przeważać. Próby strzałów Sawickiego, Migalskiego nie znalazły drogi do bramki Rosy, aż na lewej stronie został sfaulowany Dominik Radziemski. Dośrodkowanie Mateusza Krawca, nabiegający wałbrzyszanie, bramkarz stoi jak zaczarowany, a piłka w bramce. 0:1. Media przypisały bramkę Marcinowi Orłowskiemu, choć z wysokości trybun wydawało się, że piłka wpadła bezpośrednio po uderzeniu Krawca. Wałbrzyszanie nie odpuścili i po kilkudziesięciu sekundach replay.Tym razem faulowany Damian Migalski i z tego samego miejsca kolejne dośrodkowanie Krawca. Może nie najlepsze, ale obrona i bramkarz gospodarzy nie poradzili sobie z nim, a najwięcej determinacji wykazał Orłowski pakując piłkę do siatki. 0:2 i praktycznie po meczu.
Gospodarzy mógł dobić chwilę potem Damian Migalski. Orłowski kapitalnie powalczył w środku pola,a wałbrzyski młodzieżowiec poszedł na przebój od środka boiska - mocny strzał z 25 metrów odbił się od poprzeczki.
Stilon celny strzał na bramkę Jarosińskiego oddał w 81.minucie. Poczynania na boisku zależne były od wałbrzyszan, którzy już w doliczonym czasie sami sprokurowali smrodliwą sytuację. Daleka piłka w kierunku pola karnego wałbrzyszan, do odbicia piłki szykuje się Jarosiński, a biegnącego w jego kierunku Nowaka powala Tyktor. Sędzia odgwizdał faul obrońcy Górnika i pokazał żółtą kartkę, choć gdyby wyciągnął czerwony kartonik (faul bez piłki, a nie akcja ratunkowa), to również się by obronił. Co ciekawe większość mediów w ogóle nie odnotowała napomnienia Bartka - nawet oficjalna strona gorzowian.
Ostatnie 4 bramki wałbrzyszanie zdobyli po rzutach wolnych. We wszystkich brał udział Mateusz Krawiec, co tylko świadczy o tym jak pożyteczny jest to transfer. W Gorzowie ligowy debiut zaliczył Filip Brzeziński, którego kontakty z piłką zapewne można policzyć na palcach jednej ręki. Szkoda, że nie było w kadrze innych młodzieżowców, bo właśnie w takich sytuacjach, gdy wynik jest w miarę pewny, nie wiele można popsuć, to trzeba dać pograć młodym, niech poczują atmosferę meczu seniorów.
Ciężko kogoś z wałbrzyszan ocenić, że zawiódł, zagrał słabiej. Nawet powrót do środka pola Jana Rytko, gdzie ostatnimi czasy nie błyszczał w tej strefie, nie można nazwać słabszym występem. Swoje zrobił. Pewna obrona, w drugiej linii kreatywny Krawiec, który imponował przerzutami kilkudziesięciometrowymi. Dominik Radziemski przed przerwą stracił kilka razy prosto piłkę, ale w II połowie momentami ośmieszał rywali, którzy nie mogli znaleźć sposobu na zabranie mu piłki. Orłowski oprócz bramek (a może tylko jednej bramki?) sporo popracował w defensywie, Migalski sporo absorbował uwagę rywali, wygrał kilka pojedynków główkowych w roślejszymi obrońcami, ale z drugiej strony za dużo chaosu było w jego grze. Szkoda, że nie udało mu się zdobyć bramki na 3:0. Ze swojego przyzwoitego poziomu nie schodzi Sawicki, który napsuł krwi rywalom na swojej lewej stronie, ale wciąż grzeszy nieskutecznością. Wałbrzyszanie byli szybsi, bardziej pomysłowi, przeważali w większości elementów piłkarskiego rzemiosła. Mecz ogólnie stał na co najwyżej średnim poziomie. Akcji podbramkowych mało, emocji -również. Gospodarzom zabrakło argumentów, by zaskoczyć faworyta. Górnik inkasuje trzy punkty i to najważniejsze.
MECZ NA TRYBUNACH
Spotkanie Stilonu z Górnikiem to również największe wydarzenie na scenie kibicowskiej. Jesienią praktycznie Derby Sudetów pomiędzy wałbrzyszanami a Karkonoszami miały godną oprawę, a spotkanie Górnik-Stilon ze względu na konflikt z zarządem był uboższy o grupę fanów Górnika. Na stadion gorzowskiego OSiR-u przybyło kilkaset osób - Stilon mógł liczyć na spore wsparcie kibiców Chrobrego Głogów, a za Górnikiem przyjechały 3 autokary kibiców z fanami nie tylko z Wałbrzycha, Świdnicy, czy Kamiennej Góry, ale i Jeleniej Góry, Koszalina i Bydgoszczy. Goście weszli na sektor dopiero po 25 minutach gry. Tuż po przerwie zaprezentowali żywą biało-niebieską flagę, flagowisko, potem oprawą rocznicy przyjaźni kibiców Spartakusa Jelenia Góra i Górnika Wałbrzych. Doping fani przyjezdni urozmaicili sobie rzucaniem serpentyn w ochronę. Miejscowi lepiej zaprezentowali się wokalnie, dopingując zespół przez cały mecz, w II połowie pojawiła sektorówka oraz pirotechnika.
Żenujące było z kolei zachowanie stadionowego spikera, który w ogóle nie reagował na nawoływanie kibiców Stilonu by ich piłkarze połamali nogi rywalom.
Mecz był zabezpieczony przez policyjne oddziały prewencji w liczbie tak sporej, że w Wałbrzychu nawet w czasach drugoligowych wizyt kibiców Miedzi czy Chrobrego nie było tylu mundurowych.
A na samym stadionie spokojnie, można było skorzystać z cateringu, który również oferował niskoprocentowe piwo. Czy doczekamy się tego na Stadionie 1000-lecia?
Górnik Wałbrzych wygrał w Gorzowie Wielkopolskim po raz ostatni ... wiosną 1983! Wówczas zwycięstwo 2:0 zapewniły gole Leszka Rycka i na koniec sezonu biało-niebiescy świętowali awans do 1.ligi. Teraz również było 2:0 i po golach jednego zawodnika. Oby również późniejszy awans był kolejnym wspólnym mianownikiem zwycięstwa po 33 latach.