czwartek, 28 sierpnia 2014

Górnik tworzy historię

Wałbrzyski Górnik zapisał się w historii Nadwiślana Góra - beniaminek z województwa śląskiego przy Ratuszowej odniósł historyczne pierwsze zwycięstwo na szczeblu centralnym. "Popis" wałbrzyszan przypomniał inny historyczny epizod -z sezonu 1989/90, kiedy to inny beniaminek drugiej ligi Stal Stocznia Szczecin w 24 meczach wygrał zaledwie raz i 5 razy zremisował. W 25.kolejce szczecinianie gościli wałbrzyszan, bądź co bądź spadkowicza z 1.ligi, solidnego wtedy ligowca, a był to pożegnalny historyczny mecz, po którym resztę spotkań oddali walkowerem. No i padł sensacyjny remis 0:0.
Mieścina, z której pochodzi środowy rywal Górnika, wielu nic nie mówi i praktycznie bez wikipedii czy google wątpię, by ktoś bez pomyłki wskazał na Górę na mapie. Nadwiślan przez dekady błąkał się w niższych ligach, wyrywając się z klasy okręgowej dopiero 4 lata temu. W ubiegłym roku podopieczni Adama Noconia awansowali do 3.ligi, gdzie niespodziewanie lepsi okazali się od murowanego faworyta - Skry Częstochowa, którą wałbrzyszanie powinni pamiętać z porażki w Pucharze Polski. Baraże o udział w 2.lidze Nadwiślan rozpoczął od porażki u siebie z Sokołem Kleczew 0:1, ale późniejsze 3 spotkania wygrał przewagą dwóch bramek. Architektem sukcesu sportowego klubu jest Ryszard Szuster - wcześniej dyrektor sportowy klubu, a w przeszłości prezes Górnika Zabrze i menedżer piłkarski. Wśród jego podopiecznych był m.in. Adrian Mrowiec, który ostatnio trenował w łódzkim Widzewie, ale nie podpisze z nim umowy. Obecnie schedę przekazał synowi Robertowi, ale dzięki jego zabiegom w Górze grali m.in. były gracz KP Wałbrzych Ireneusz Adamski, były kadrowicz, znany ligowiec z czasów Dyskobolii Grodzisk Adrian Sikora czy znany na Dolnym Śląsku b.napastnik Śląska, Polonii Warszawa, Górnika z Polkowic i Zabrze Tomasz Moskal. Obecnie na miano klubowej ikony pracuje Tomasz Matysek, którego dziennikarze śląscy wybrali najlepszym piłkarzem 3.ligi opolsko-śląskiej ubiegłego sezonu. Zdobywca Brązowego Buta jest bodaj jedynym piłkarzem drugoligowym, który nie ma podpisanego profesjonalnego kontraktu z klubem - powodem jest ... UWAGA - praca zawodowa w kopalni! 26-letni pomocnik górzan może liczyć na ulgowe traktowanie przez dyrektora kopalni Ziemowit, który pozwala uczestniczyć piłkarzowi w treningach oraz zaplanować bezpłatny urlop na czas ligowych spotkań.
Beniaminek miał problemy z przygotowaniem obiektu do wymogów ligowych, a PZPN nie pomógł mu układając terminarz w taki sposób, że na 4 mecze aż 3 Nadwiślan miał grac w roli gospodarza. De facto piłkarze z Góry "gościli" rywali na ich obiektach. Jedyny wyjazd był do Rybnika, gdzie zresztą zdobyli historyczny pierwszy punkt po 0:0 z ROW-em. Wizyta w Wałbrzychu była dla niektórych piłkarzy Nadwiślana nie pierwszyzną. Przy Ratuszowej grali już Tomasz Balul, Łukasz Małkowski, Damian Furczyk (GKS Tychy), Kamil Łączek (GKS Tychy, Ruch Zdzieszowice), Bartłomiej Setlak (Polonia Bytom), Jakub Legierski (MKS Kluczbork), a bohater meczu Piotr Koman gościł w 2006 w PP z Podbeskidziem Bielsko-Biała, które pokonało Górnik/Zagłębie 2:1 m.in. z G.Michalakiem w składzie. Mimo tego wałbrzyszanie byli faworytami. Optymizmem napawała udana połowa spotkania z Rozwojem Katowice. Ponadto zawodnicy chcieli (?) w końcu wywalczyć premierowy punkt pod Chełmcem.
Marcin Orłowski - jedyny do którego nie można
mieć pretensji ?
Trener Andrzej Polak od początku sezonu narzeka na brak realizacji nakreślonych przed meczem zadań. Zespół nie potrafi zagrać dwóch dobrych połów. Trener szuka nowych rozwiązań personalnych. Wbrew oczekiwaniom kibiców Michał Oświęcimka przeciwko Nadwiślanowi nie podniósł się z ławki rezerwowych. Po raz pierwszy z kolei usiedli na niej Bartosz Szepeta i Kamil Mańkowski. W przypadku tego pierwszego, rola jokera spełniła swoją rolę, bo miał udział przy obu bramkach Górnika. Mańkowski jako młodzieżowiec zmienił Mateusza Krzymińskiego, ale trudno ocenić jego postawę jako poprawienie jakości gry. Wrócił do podstawowej jedenastki Dariusz Michalak, który należy, niestety, do grupy tych zawodników, którzy wyraźnie słabiej prezentują się niż w ubiegłym sezonie. Goście nie grali super spotkania, a mimo to dość łatwo osiągnęli dwubramkowe prowadzenie.Na szczęście Marcin Orłowski dość szybko skorygował wynik co mogło odmienić losy meczu. Ostatni kwadrans to wreszcie gra zdeterminowanych gospodarzy, którą chcieliby kibice oglądać nie tylko częściej, ale i dłużej niż przez kilkanaście minut. Wykluczenie Furczyka, zmarnowane "setki" Moszyka, wreszcie karny i remis. Wielu wałbrzyskich fanów uwierzyło, że te kilka minut co pozostało do końcowego gwizdka sędziego może przynieść nawet upragnione 3 punkty. Gol padł, tyle, że dla gości - w ostatniej akcji meczu. Po nim ogromny szał uzasadnionej radości w ekipie gości, a wśród wałbrzyszan wściekłość. Trener Andrzej Polak oddał się do dyspozycji zarządu, przed którym niezwykle trudne zadanie. W najbliższych 6 dniach Górnik rozegra 2 spotkania - z wymagającymi przeciwnikami. Spotkania, w których zespół powinien gryźć trawę, pokazać charakter, czyli to czego zabrakło w większości spotkań obecnego sezonu. Prawdę powiedziawszy dawno tak bezbarwnego i nudnego Górnika grającego w Wałbrzychu nie oglądano. Czy to wina trenera, czy zmiana szkoleniowca odmieni zespół? Czy jeszcze potrzeba czasu na zgranie? Przykład Chrobrego Głogów, który rozpoczął grę w 1.lidze od porażek, a w środę w końcu wygrał pokazuje, że cierpliwość czasami popłaca.
Wracając do drugoligowych spotkań to z wysokiego C sezon rozpoczął MKS Kluczbork, który ostatnio szczęśliwie pokonał Raków Częstochowa po golu w doliczonym czasie gry. Komplet zwycięstw, zero straconych bramek musi budzić szacunek. Z dołka wychodzi główny faworyt ligi Zagłębie Sosnowiec, w którym dzieli i rządzi Sebastian Dudek nie tak dawno świętujący mistrzostwo kraju ze Śląskiem Wrocław i Puchar Polski z Zawiszą. W czubie tabeli m.in. dzięki skutecznej grze, bez straty punktu, na wyjeździe osiadł Znicz Pruszków, gdzie pracuje były trener juniorów Legii Dariusz Banasik. W ostatniej kolejce pierwszy komplet punktów zdobył nie tylko beniaminek z Góry, ale i z Kołobrzegu. Ale za to po jakim meczu! 0:3 do przerwy, a na koniec 4:3 z mocnymi Błękitnymi. Stargardzianie wiosną przegrali 2 kolejne mecze, podobnie stało się w tej rundzie, jednak w spotkaniu z Kotwicą nikt nie spodziewał się, że przy 3-bramkowym prowadzenie zespół wyjedzie bez żadnej zdobyczy. Co ciekawe w maju Błękitni byli w odwrotnej sytuacji, gdy UKP Zielona Góra prowadził po I połowie 3:0, a spotkanie zakończyło się remisem 3:3.
W sobotę Górnik gościć będzie w Tarnobrzegu. Dla miejscowej Siarki będzie to szósty kolejny mecz ligowy na własnym boisku! Spotkania wyjazdowe z Nadwiślanem (1:0) oraz ostatnie derbowe ze Stalą Stalowa Wola (1:1) ze względu na problemy rywali z własnymi obiektami rozegrano na Stadionie Miejskim w Tarnobrzegu. Do tej pory oprócz pokonania górzan piłkarze Tomasza Tułacza pokonali tylko Rozwój Katowice 2:1, zremisowali po 1:1 z ROW i Stalą Stalowa Wola oraz przegrali ze Zniczem Pruszków 1:2. W Wałbrzychu mają nadzieję, że spotkanie zakończy się wynikiem takim jak podczas pierwszej drugoligowej konfrontacji pomiędzy tymi zespołami - w sezonie 1989/90, gdy prowadzeni przez Mirosława Jabłońskiego Górnicy wygrali 2:1 po golach Leszka Kosowskiego i Jacka Sobczaka, a bramkę dla Siarki strzelił późniejszy gracz Lecha Poznań i reprezentacji Polski Michał Gębura. sezon później gospodarze wygrali już 2:0 po golach innych panów G - Gromka i Gruli. Idąc tym tropem należy się cieszyć, że w obecnym sezonie w Siarce w lidze nie wystąpił jeszcze żaden zawodnik z nazwiskiem na G.

niedziela, 24 sierpnia 2014

W Katowicach przełamali się tylko gospodarze.

Rozwój Katowice do sobotniego popołudnia nie potrafił strzelić Górnikowi bramki w dotychczasowych drugoligowych meczach. Do spotkania oba zespoły podchodziły w minorowych nastrojach, choć więcej powodów do urzędowego optymizmu mogli mieć miejscowi. Wystarczyło oglądnąć skróty poprzednich meczów Rozwoju - z ROW-em w Katowicach i Stalą w Stalowej Woli, by wyciągnąć prosty wniosek - zespół ma potencjał i w końcu musi odpalić. W obu tych meczach podopieczni Dietmara Brehmera prowadzili grę, mieli mnóstwo sytuacji podbramkowych, a po tych dwóch pojedynkach mogli dopisać do swego dorobku zaledwie punkt. Wałbrzyszanie z kolei mieli i niestety, nadal mają problem. Zarówno dorobek punktowy, zerowe konto bramkowe oraz dyspozycja w ostatnich domowych spotkaniach nie napawały optymizmem. Zapewne grający u bukmachera nie obstawiali triumfu gości na katowickim
Filipe kontra Tomasz Wróbel [foto: rozwoj.info.pl]
stadionie przy ul. Zgody. Tymczasem mecz pokazał po raz kolejny, że wszelkie papierowe spekulacje brutalnie są weryfikowane przez boisko. Gra okazała się o niebo lepsza niż przeciwko Rakowowi, szkoda tylko, że efekt punktowy jest taki sam. Trener Andrzej Polak postawił na tę samą jedenastkę co w przegranym meczu z Częstochową. Brak wartościowych zmienników? Widząc na ławce Dariusza Michalaka, Kamila Śmiałowskiego i przypominając sobie "popisy" niektórych podstawowych zawodników ten argument nie trafia do obserwatorów spotkań Górnika. Prędzej jest to zagranie psychologiczne - kolejna szansa na rehabilitację. Faktem jest, że przez większość spotkania w Katowicach Górnik był lepszy od gospodarzy. Jednogłośnie stwierdzili to miejscowi dziennikarze. Szansę miał swoją Grzegorz Michalak, po przerwie hat-tricka mógł skompletować Adrian Moszyk: w I połowie pokonał Bartosza Solińskiego, a w II puścił nieprecyzyjnego loba, którego wybił obrońca i ostemplował poprzeczkę. Do przerwy Górnik prowadził 1:0, po długich trzystu minutach przełamał bramkowe fatum zdobywając w końcu gola. Bramkę Adriana wypracował Filipe, dla którego te otwierające podanie jest do tej pory największym osiągnięciem, jedynym godnym uwagi podczas pobytu w Wałbrzychu. Po przerwie odezwały się demony przeszłości - Górnik cofnął się, popełniał błędy, zawiódł po raz kolejny Szepeta. Patryk Janiczak bronił szczęśliwie, ale w dwóch przypadkach nie mógł nic zaradzić na dobitki katowiczan. Dwóch rezerwowych, dwóch panów G - młodzieżowiec Kamil Glenc i doświadczony Sebastian Gielza zachowali zimną krew w zamieszaniach podbramkowych i z 0:1 zrobiło się 2:1. Niektóre śląskie źródła sugerują zwycięską bramkę jako samobójczą Bartosza Tyktora, ale skrót spotkania z TVP Katowice (od 07:25) raczej nie potwierdza tego.
W Rozwoju bezbarwny był Przemysław Bella - 25-letni pomocnik, który błysnął swego czasu skutecznością w Ruchu Zdzieszowice, a latem przeniósł się do Katowic. Na łamach katowickiego Sportu Andrzej Polak nie ukrywał, że próbował latem ściągnąć go pod Chełmiec, ale zawodnik był już dogadany ze swoim obecnym zespołem. Ostateczna ocena transferu Belii jak i letnich wyborów Polaka może nastąpić po dłuższym niż miesiąc czasie. W Wałbrzychu liczą, że w końcu odpalą Filipe czy Szepeta, bo do pozostałych większych pretensji kibice mieć nie mogą.
W trudnej sytuacji jest trener Polak, który szuka antidotum na chorobę "dwie twarze podczas meczu". Górnik podobnie jak we wcześniejszych meczach po przerwie gra o wiele słabiej, daje się zepchnąć do głębokiej defensywy, tym samym przyciągając kłopoty. Z Rozwojem po raz pierwszy w tym sezonie zagrał Michał Oświęcimka, którego obecność powinna dodać jakości w drugiej linii. Następnym rekonwalescentem, który wzmocni zespół jest Marcin Folc, wkrótce powinien wrócić również Damian Jaroszewski. Najbliższe 10 dni będą dekadą prawdy. Póki co przedsezonowy optymizm prezesa Jakackiego, tak często cytowany w mediach, mówiący o czołowej czwórce jest na razie powodem do kpin. Najbliższe 3 mecze: w środę z beniaminkiem Nadwiślanem Góra, w sobotę w dalekim Tarnobrzegu i następną środę z ROW-em Rybnik powinny  pokazać o co Górnik będzie się bił w tym sezonie.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Dawid Kubowicz zadebiutował w Norwegii

Nazwisko Kubowicz jest popularne w naszym piłkarskim regionie. Głównie w niedalekim uzdrowisku, gdzie od 3 lat funkcję trenera pełni Robert Kubowicz, a wśród podopiecznych jest Mateusz. Robert najwyżej grał w trzeciej lidze w barwach Górnika/Zagłębia Wałbrzych, Błękitnych Stargard Szczeciński i Kotwicy Kołobrzeg. Mateusz - rocznik 1994 wciąż gra na statusie młodzieżowca, a wcześniej był wyróżniającym się juniorem Górnika PWSZ. O wiele znaną postacią jest o 10 lat młodszy Dawid Kubowicz, który w wieku juniora wyemigrował do Wisły Kraków, gdzie co prawda nie zadebiutował w ekstraklasie, ale grał w Pucharze Ekstraklasy. Później grał w 1.lidze (Turek, Świnoujście, Nieciecza, Gdynia), w międzyczasie zaliczając sentymentalną rundę w drugoligowym Górniku Wałbrzych. Ostatnią rundę spędził w rezerwach Arki Gdynia grających w 3.lidze. Latem wielu z miłą chęcią widziałoby Dawida ponownie w Wałbrzychu. Jednak sam trener Andrzej Polak stwierdził, że priorytetem Kubowicza jest klub zagraniczny. Na początku sierpnia media donosiły, że wałbrzyszanin bliski jest gry w norweskim Ham Kam.
Debiut Kubowicza z meczu Fram -Notodden
Kierunek norweski okazał się prawidłowy, tyle, że nowym klubem Dawida nie jest outsider drugiej ligi, lecz grający ligę niżej Fram Larvik. Gdyby Kubowicz zostałby piłkarzem Hamarkameratene to o utrzymanie w lidze walczyłby z Łukaszem Jarosińskim grającym w Honefoss BK. Obecnie po 21 kolejkach zespół Jarosińskiego zajmuje pierwsze spadkowe 13.miejsce z 23 pkt, gorszym bilansem bramkowym przegrywając z byłym klubem Łukasza - Alta IF. Hamarkameratene jest ostatnie, szesnaste z zaledwie 6 punktami bez większych nadziei na utrzymanie. Jarosiński zagrał w 12 meczach, a w 9 był rezerwowym.
Fram Larvik gra na trzecim poziomie rozgrywkowym 2.Division - w grupie 1, a w składzie obecnie jest trzech Polaków, w tym dwóch z wałbrzyską przeszłością. Obok Kubowicza gra tam również Michał Zawadzki, który swego czasu grał w drugoligowym Górniku. Po 16 kolejkach Fram zajmuje piąte miejsce ze stratą 5 punktów do liderującego zespołu Jerv. Sytuacja byłaby lepsza, gdyby piłkarzom z Larvik udało się pokonać w ostatniej kolejce sąsiada z tabeli Notodden. Fram po 3 kolejnych zwycięstwach dość niespodziewanie przegrał u siebie 16 sierpnia na Framparken aż 1:4 (0:2). 644 widzów było świadkami debiutu Dawida Kubowicza, który występował z nr 22. Marcin Pietroń grał 79 minuty, a Zawadzki przesiedział mecz na ławce rezerwowych. Michał (lub Mihal, Michael) ma w tym sezonie problem z grą w I zespole, bowiem do tej pory zaledwie czterokrotnie pokazał się w lidze, strzelając jedną bramkę - zresztą nie tak dawno, bo na początku sierpnia w meczu z Odd 2 (4:2).
Dawid Kubowicz (Fram Larvik)
O wiele lepszą sytuację w Larvik ma Pietroń - zielonogórzanin, który z Zagłębiem Lubin świętował mistrzostwo Polski, w esktraklasowym Piaście Gliwice grał z Romanem Maciejakiem - zagrał we wszystkich spotkaniach ligowych i pucharowych strzelając 2 bramki w lidze i jedną w pucharze.
Debiut Dawida w Norwegii definitywnie zakończył jakiekolwiek spekulacje jakoby mógł jeszcze zasilić macierzysty klub z Ratuszowej. Od czasu, gdy w I zespole zespole Arki Gdynia zabrakło dla niego miejsca pojawiała się wśród wałbrzyskich kibiców nadzieja, że "Kuba" wspomoże Górnika. Zresztą praktycznie co rundę zarówno on, jak i Bartosz Biel czy obecny na ostatnim meczu Górnika z Rakowem Adrian Mrowiec byli łączeni z ewentualnym powrotem do wałbrzyskiego klubu. A, że niekiedy nie miało to pokrycia z rzeczywistością to już inna sprawa.
Dawidowi należy życzyć zdrowia, piłkarskiego szczęścia, udanych występów we Framie, by te 12 występów, które pozostało do finiszu rozgrywek przyniosły jak najwięcej zwycięstw, a dla niego stały się przepustką do lepszego klubu.

środa, 20 sierpnia 2014

Inauguracja jesieni 2014/15 w niższych ligach

Długi sierpniowy weekend stał pod znakiem inauguracji niższych klas rozgrywkowych. Po ligach szczebla centralnego ruszyły ligi wojewódzkie, regionalne, a na naszym podwórku czekamy jedynie na wałbrzyską B klasę. Trzecia liga dolnośląsko - lubuska ma faworyta w postaci gorzowskiego Stilonu, ale póki co tabelę otwierają piłkarze ze Świdnicy. Tamtejsi piłkarze zmienili nazwę na Polonia/Stal, zarząd klubu kombinuje również przy historycznym herbie, co nie podoba się kibicom i zwiastuje to otwarty konflikt, który już zauważalny jest na trybunach. Podopieczni Jarosława Lato rozgromili w 1.kolejce w Trzebnicy Polonię 4:0, gdzie aż 3 gole strzelił Paweł Tobiasz, a w 2.kol. zmiażdżyli beniaminka Dąb Przybyszów 6:0. Dwa trafienia dorzucił Marcin Morawski, za którym tęsknią kibice z Ratuszowej, a jedno Wojciech Szuba, który powrócił do Świdnicy po niezbyt udanym sezonie spędzonym w wałbrzyskim drugoligowcu. Wojtek w macierzystym
Wojciech Szuba
klubie spisuje się bez zarzutu, szkoda, że w Górniku nie potrafił sprzedać swoich umiejętności, nie zaliczył ani jednego celnego ligowego trafienia.
Najbardziej spektakularny występ w obecnym sezonie zaliczyła jednak Lechia Dzierżoniów, która w Kątach Wrocławskich przegrywała już 0:3, ba do 88 minuty 1:3, a wygrała 4:3 ! W tym kapitalnym powrocie z futbolowych zaświatów brali udział m.in. Filip Barski, powracający z Zielonej Góry obrońca, latem próbowany w Górniku oraz 19-letni Adam Tyc, który oblał testy w Wałbrzychu w styczniu 2013 roku. Co ciekawe wówczas Tyc był próbowany wraz z Krzysztofem Piątkiem, który ostatecznie trafił do Zagłębia Lubin. Idąc tropem zawodników testowanych - gola dla Foto-Higieny Gać strzelił Paweł Synowiec (2:4 ze Ślęzą), wciąż nie gra nestor 39-letni Jacek Sorbian. Nie mają z kolei powodów do radości wychowankowie Górnika - Dominik Radziemski z Karkonoszami nie wywalczył jeszcze punktu, a Michał Łaski z Bielawianką zdobył oczko za remis z rezerwami Śląska.
W IV lidze dolnośląskiej faworytem do awansu jest beniaminek, ale za to jaki. KS Polkowice posiada zaplecze, środki i możliwości przewyższające większość ekip z tej klasy rozgrywkowej. Na inaugurację polkowiczanie ograli AKS Strzegom 2:0. Wśród podopiecznych legendy Świebodzic, czyli Jarosława Krzyżanowskiego, nie zabrakło byłych graczy wałbrzyskiego Górnika. Marcin Traczykowski już od kilku sezonów gra w Strzegomie, a teraz dołączył 19-letni Wojciech Rzeczycki, a także o 16 lat starszy Jacek Fojna, dla którego zabrakło miejsca w Świdnicy. Na doświadczenie Fojny liczy trener Krzyżanowski, ale póki co w Polkowicach Jacek zagrał niespełna ponad dwa kwadranse, bowiem do AKS dołączył tuż przed pierwszym meczem. Debiut z kolei na ławce trenerskiej zaliczył Andrzej Kisiel, który latem objął
Jacek Fojna już w barwach AKS Strzegom
BKS Bobrzanie Bolesławiec i po pokonaniu beniaminka Włókniarz w Mirsku 5:1 został pierwszym liderem. Po letnich transferach skurczyła się wałbrzyska kolonia w Starym Śleszowie - ostał się jedynie niewiele grający Tomasz Sokół, a Łukasz Jaworski przeszedł do GKS Kobierzyce. O awans zapewne powalczy Olimpia Kowary, którą latem opuścił Adrian Zieliński, ale wciąż mocną pozycję mają Marcin Smoczyk, Maciej Udod i Damian Chajewski.  W Orkanie Szczedrzykowice pewny plac mają Rafał Majka i Adam Kłak, w Sokole Wielka Lipa Wojciech Ciołek, podobnie jak w Zjednoczonych Żarów Arkadiusz Felich. W kadrze beniaminka z OZPN Wałbrzych figuruje były gracz Górnika jak i Zagłębia Wałbrzych Łukasz Wawrzyniak, a grającym szkoleniowcem jest 42-letni Adam Łagiewka, który 4 lata temu starał się o angaż w Górniku Wałbrzych, gdy ten właśnie awansował do 2.ligi.
W wałbrzyskiej klasie okręgowej debiutuje KS Zdrój z Jedliny Zdrój pod wodzą Roberta Kubowicza. Zespół oparty głównie na wychowankach wałbrzyskiego klubu udanie rozpoczął od pokonania Piławianki 3:1, ale już pierwszy wyjazd przyniósł kubeł zimnej wody na rozgrzane głowy - 1:5 w Lądku Zdrój z Trojanem. Marnym pocieszeniem jest fakt, że wszystkie 4 gole strzelił niezawodny Piotr Kałoń. Oprócz wspomnianego Kubowicza w zespołach okręgówki można znaleźć
Tomasz Idziak - trener Karoliny
nazwiska innych byłych zawodników rozpoczynających pracę szkoleniową z seniorami. Karolinę Jaworzyna Śląska objął latem Tomasz Idziak, którego kibice mogą pamiętać z gry w drugoligowym KP Wałbrzych, kiedy występował jeszcze pod nazwiskiem Tur. Popularny "Siwy" pracował ostatnio z juniorami w Świdnicy, a w Jaworzynie ma zadbać, by Karolina nie drżała o ligowy byt jak to miało miejsce w czerwcu. W Świebodzicach nie jest już trenerem Ryszard Mordak, którego zastąpił duet Przemysław Satyła - Marcin Kokoszka. Ten ostatni od wielu miesięcy liczył na powrót w roli piłkarza na szczebel centralny, ale musiał zweryfikować swoje plany. W Kłodzku w Nysie już kilka lat seniorów prowadzi Paweł Adamczyk, który grał z powodzeniem w Śląsku Wrocław, Wiśle Kraków, Odrze Wodzisław czy GKS Katowice. Natomiast wśród piłkarzy wciąż możemy podziwiać popisy Zdzisława Pyrdoła (Skalnik Czarny Bór), parady Damiana Michno, interwencje Michała Nadziei (obaj Victoria Świebodzice) czy również przyglądać się byłym zdolnym juniorom grającym w Jedlinie (Bartkowiak, Kobylański, Piątek).
W wałbrzyskich A klasach faworytami pozostają spadkowicze z klasy okręgowej lub uznane w regionie firmy. W grupie wałbrzyskiej być może w końcu przyszła pora na promocję Sudetów Dziećmorowice?
Grzegorz Gruszka (Biały Orzeł)
Po wycofaniu reaktywowany MKS Szczawno Zdrój ma kłopoty ze zdobywaniem punktów i nic nie wskazuje na chwilę obecną, że zespół Wiesława Walczaka odgrywał będzie wiodącą rolę w lidze. W zespole Grom Witków legalnie, po okresie zakazu działania w futbolu, gra Jarosław Solarz, menedżer m.in. Arkadiusza Piecha czy Janusza Gola. Póki co Soliego upokorzył napastnik beniaminka Jokera Jaczków Bartłomiej Kulik, którego 3 gole pozwoliły wyciągnąć wynik z 1:4 na 4:4. Dla przypomnienia zespół Jokera prowadzi Marcin Wojtarowicz. W Białym Orle Mieroszów broni 42-letni Grzegorz Gruszka, pamiętający drugoligowe występy Górnika Wałbrzych na Nowym Mieście. W grupie świdnickiej o awans powinny walczyć Niemczanka oparta na b.graczach Lechii i Bielawianki oraz Pogoń Pieszyce bliźniaków Gorządów, w grupie kłodzkiej lepszego startu nie mogła sobie wyobrazić Polonia Bystrzyca Kłodzka, która w 2 pierwszych meczach strzeliła 16 bramek! Nie wolno zapominać, że rywalem Polonii będzie Kryształ Stronie Śląskie, który prowadzi od ponad 30 lat Zbigniew Lipkowski! Czy ktoś zna dłużej trenującego jeden zespół szkoleniowca ?
Rozpoczęły swoje mecze drużyny świdnickiej B klasy, a tymczasem nic nie słychać na temat terminarzu wałbrzyskiej "bundesligi". Może to jedynie zwiastować problemy ze skompletowaniem składu tej klasy rozgrywkowej, zwłaszcza, że dyżurny dostarczyciel punktów Husaria Grzędy przeniosła się do jeleniogórskiego ZPN.

niedziela, 17 sierpnia 2014

0:1 i to nie do przerwy

Do klasyki literatury młodzieżowej należy książka Adama Bahdaja pt. "Do przerwy 0:1", którą bardziej rozpropagował serial z 1969 roku. Przygody Paragona, Perełki, Mandżaro, Turniej Dzikich Drużyn - takich rzeczy nie tylko się już nie pisze, ale i się nie kręci. Oglądając poczynania wałbrzyskiego Górnika w sobotnim meczu przeciwko Rakowowi można było mieć wrażenie, że gospodarze to taka podwórkowa drużyna - grająca bez składu i ładu.
Ostatnie spotkanie obu drużyn trenerzy Jerzy Brzęczek i Andrzej Polak wspominali zgoła odmiennie niż po ostatnim gwizdku 3.kolejki obecnej kampanii. W maju goście przegrali, po zakończeniu meczu padli zrezygnowani na murawę, widmo spadku zaglądnęło głęboko w oczy, a trener złożył rezygnację, której później zarząd nie przyjął. Z kolei szkoleniowiec wałbrzyszan świętował swoje pierwsze zwycięstwo ligowe i zapewne nie spodziewał się, że będzie to do tej pory JEDYNE odniesione na murawie Stadionu 1000-lecia. Po trzech miesiącach nie tylko zmieniły się nastroje szkoleniowców, ale i gra obu zespołów, no i co za tym idzie wynik. Raków nie grał jakiegoś rewelacyjnego meczu, widać było, że był to rywal w zasięgu
Jedyny jasny punkt w meczu - strzał Wepy w 75 min.
po rykoszecie odbije się od słupka bramki gości.
[foto: walbrzych24.com]
gospodarzy, a mimo to wygrał najbardziej zasłużenie. Ba, wynik 1:0 jest bardzo szczęśliwy dla miejscowych. Po wyrównanym początku, w którym mieliśmy celny strzał Adriana Moszyka, częstochowianie stworzyli sobie trzy stuprocentowe szanse na zdobycie bramki. Największego pecha miał Artur Pląskowski, który z bliska obił poprzeczkę gospodarzy. Szczęście dla Górnika uśmiechnęło się również po uderzeniu głową Daniela Da Silvy, gdy minimalnie chybił.
Po przerwie kibice oczekiwali lepszej gry gospodarzy, ale wraz z upływem czasu coraz lepiej radzili sobie podopieczni Jerzego Brzęczka i praktycznie każda ofensywna akcja pachniała bramką! Jak nie słupek, to minimalnie obok niego. Wreszcie po kwadransie gry stało się to co nieuchronne. Filipe został łatwo ograny, nikt nie zatrzymał Pląskowskiego, dobry strzał w długi róg i 1:0. Kilkuset wałbrzyszan oczekiwało przebudzenia się Górnika i szturmu na bramkę Przemysława Wróbla, a tymczasem Raków ponownie bliższy był zdobycia bramki. Jak nie najniższy na boisku Robert Brzęczek głową chybił, to blisko z połowy boiska nieznacznie pomylił się Wojciech Reiman. Zmiany w zespole gospodarzy nieco rozruszały poczynania Górnika, ale wymiernym efektem był strzał Tomasza Wepy, który zakończył się jedynie rzutem rożnym. Dość szczęśliwie do końcowego gwizdka arbitra dotrwał Marcin Orłowski - w I połowie zobaczył wg niektórych dosyć kontrowersyjną żółtą kartkę, ale należała się za wślizg wyprostowaną nogą, natomiast w ostatnim kwadransie sędzia odgwizdał próbę wymuszenia rzutu karnego. W tym przypadku, gdy arbiter zdecydował się na taką, a nie inną decyzję powinien Orła ukarać żółtą kartkę, co oznaczałoby wykluczenie wałbrzyskiego napastnika.
Drugi domowy mecz i druga porażka 0:1. Podobnie jak Nadwiślan Góra i Wisła Puławy Górnik czeka na pierwszego gola w bieżącym sezonie. Po sobotnim meczu wygląda na to, że te trio, grające w najbliższej kolejce w komplecie na wyjeździe, może poczekać na premierowe trafienie. Wałbrzyszanie zagrali tragicznie, a najgorzej zaprezentowała się druga linia. Z wysokości trybun wyraźnie było widać różnicę w grze obu zespołów. W Rakowie odległości pomiędzy formacjami były niewielkie, linie się przesuwały, czego nie można było zauważyć w ekipie gospodarzy.Widać było, że nie tak wyglądały przedmeczowe ustalenia w Górniku. Patryk Janiczak wciąż nie gwarantuje pewności takiej jak nieobecny Jaroszewski, przy bramce nie zawinił, w wielu przypadkach sprzyjało mu niesamowite szczęście (a dokładniej jego brak dla napastników Rakowa), ale pokutuje brak odwagi przy dośrodkowaniach na piąty, szósty metr, przy których Janiczak kurczowo trzyma się linii bramkowej. W linii defensywnej najsolidniej wygląda duet środkowych - ambitny Cichocki i łatający wszelkie dziury, waleczny Tyktor. O wiele gorzej jest na bokach obrony. Na prawej stronie zabrakło Dariusza Michalaka, od dawna suwerena na tej pozycji. W tym sezonie nie wyszedł mu pucharowy mecz w Ostrowie Wlkp., teraz stał się ofiarą zmian w składzie, które miały dać impuls w postaci pierwszego ligowego triumfu. Zastąpił go Mateusz Sawicki, który nie może zaliczyć występu do udanych. Mimo to i tak Sawa zaprezentował się lepiej niż kolega z lewej strony, czyli Filipe.  Niestety brazylijski defensor dał się zapamiętać z ostrego faulu w I połowie po których zobaczył żółtą kartkę, a po dośrodkowaniu z niego Górnika od utraty bramki uratowała poprzeczka. W II połowie dał się ograć przez Pląskowskiego, który miał czysty korytarz do bramki Janiczaka i soczystym uderzeniem zdobył zwycięską bramkę. Filipe o wiele gorzej zaprezentował się niż jego rodak z Częstochowy, który nie dość, że postawił twarde warunki wałbrzyskim graczom to jeszcze zapędzał się pod bramkę przeciwnika stwarzając tam realne zagrożenie. Po tym jak zagrał w sobotę Filipe nie dziwi fakt, że dawno wyleciał z gry na poziomie ekstraklasy, dziwić mógł fakt, co taki zawodnik robi w Wałbrzychu.
Wałbrzyska pomoc zawiodła najbardziej. Niby mocny kwintet miał zdominować rywala, a tymczasem goście z doświadczonym ligowcem Pawlusińskim, szybkim Brzęczkiem łatwo sobie poradziła z gospodarzami. Presing, przechwyty, przerzuty na skrzydła i już zagrożenie przed bramką Janiczaka. W I połowie kilka razy błysnął na prawej stronie Kamil Mańkowski, który po godzinie gry gasł w oczach. Niewidoczny po zmianie stron był w ogóle Grzegorz Michalak,  Adrian Moszyk stwarzał zagrożenie po dośrodkowaniach, ale ich było za mało. Najwięcej krytycznych uwag usłyszał z trybun grający po lewej stronie, a po wejściu Krzymińskiego - na prawej Bartosz Szepeta. Najstarszy zawodnik Górnika notował wiele przegranych pojedynków indywidualnych. Szepeta i Filipe jako nowi zawodnicy nie wnoszą póki co wiele dobrego do gry, może w końcu czas na przełamanie lub na odpoczynek na ławce rezerwowych? W końcówce pojawili się Rytko, Krzymiński i Śmiałowski, którzy rozruszali zespół. Janek zaprezentował udane przerzuty na kilkadziesiąt metrów, na brak których narzekał trener Polak w pomeczowej konferencji. Może w Katowicach znalazło by się miejsce w wyjściowej jedenastce dla Rytko? Po dośrodkowaniach jego jak i Krzymińskiego nieco zakotłowało się pod bramką gości, ale rosły Wróbel nie miał najmniejszych problemów. Jeśli zespół ma zero po stronie zysków bramkowych to napastnicy nie mogą być oceniani pozytywnie. W przypadku Marcina Orłowskiego nie można mieć do niego większych pretensji. W poprzednich meczach był najgroźniejszym zawodnikiem, najbliżej zdobycia bramki nie licząc karnego w Limanowej. Obecnie gra Orła przypomina poczynania Marcina Folca w większości spotkań minionego sezonu - nie mogąc doczekać się dogrania z II linii, cofa się po piłkę, skutecznie walczy o nią, ale już brakuje go by wykończyć akcję w polu karnym rywala. Swoją drogą szkoda, że Folc leczy kontuzję, bo przecież w obu spotkaniach z Rakowem w sezonie 2013/14 na listę strzelców wpisał się właśnie Marcin. Orłowski zostawił sporo zdrowia, powalczył i z obrońcami i z pomocnikami częstochowian, ale sytuacji strzeleckiej nie doczekał się.
Humory po takiej grze nie mogą być w Wałbrzychu dobrze. Trener Polak szuka antidotum, chce znaleźć optymalne zestawienie, ale z pustego to i Salomon... Nie widać w grze wyćwiczonych schematów, bo za takie trudno uznać próby przekombinowanych stałych fragmentów gry, które mogliśmy oglądać w I połowie. W najbliższej kolejce Górnik jedzie do Rozwoju Katowice, którego juniorzy gościli zresztą na trybunach podczas meczu z Rakowem. Ostatnie ligowe spotkania na obiekcie przy ul.Zgody zakończyły się wynikiem 0:0. Czy będzie bezbramkowy hat-trick? W obecnej dyspozycji wałbrzyszan będzie to sukces.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Legia legła

Dziś UEFA pozbawiła ostatecznych złudzeń tym, którzy liczyli na ewentualną dalszą grę Legii w eliminacjach Ligi Mistrzów. O sprawie dyskutowano na każdym forum, od telewizji śniadaniowej poprzez plotkarskie serwisy po parlamentarzystów. Choć opinii Jana Tomaszewskiego nie brałbym pod uwagę, bowiem były reprezentant, niedoszły trener foruje poglądy rodem z Macierewicza.
Przekaz był jednoznaczny - Legia popełniła błąd, ale przecież NALEŻY jej tak surowo nie karać. Akcja #letfootballwin przypominała lans podobny jak w przypadku fotek z jabłkami czy wcześniej z bananami. Sweetfocie, memy z kartką z wynikiem dwumeczu 6:1 robiły zawrotną furorę. Dziennikarze nie potrafili zdecydować się na kogo zrzucić winę, czy na bezkompromisową UEFA czy na Celtic, który nie angażował się w sprawę Legii wydając lakoniczne oświadczenie, że to nie ich sprawa. Czy Szkoci nie mieli racji? A że większość dziennikarzy, redakcji pochodzi z Warszawy, osoby z Łazienkowskiej (czy to z piłkarzy czy działaczy) są im bliskie to obraz przedstawiany w mediach musiał być stronniczy i jednoznaczny. Jednym z nielicznych, trzeźwo patrzących na sprawę jest Bożydar Iwanow, który w swoim felietonie dla Przeglądu Sportowego zwrócił uwagę na te nieuzasadnione pretensje do innych i że walkower nie oznacza pozbawienia gry w Lidze Mistrzów, tylko w kolejnej fazie eliminacji do niej.
Bereszyński nie miał prawa zagrać, a zagrał. Jeśli w nawet w B klasie za grę nieuprawnionego zawodnika daje się walkowery orzekane przez PPN (Podokręgi Piłki Nożnej), w których nie zasiadają tęgie umysły po Oxfordzie, to czemu taki związek jak UEFA nie mógł orzec walkowera? Nawet ostatni ligowy rywal Górnika Wałbrzych, Limanovia została ukarana walkowerem za swój najważniejszy mecz w historii - z Wisłą Kraków w PP było 1:2, a PZPN brutalnie, "wbrew idei duchu sportu" wykreślił z annałów limanowskiego klubu ten wynik weryfikując na oschłe 0:3 po grze niejakiego Basty, który powinien pauzować za kartki. Mocniejszy przykład z wałbrzyskiego podwórka - wałbrzyska grupa A klasy, 16.kol. Górnik Gorce wygrywa z Venus Nowice 2:1, ale gra nieuprawniony zawodnik u gospodarzy i OZPN orzeka walkower 0:3. Na mecie Górnik jest przedostatni i spada, a gdyby doliczyć te 3 punkty zdobyte na boisku to miałby więcej punktów od Nysy Kłaczyna, która zachowała status A-klasowca. W Gorcach obchodzono nie tak dawno rocznicę powstania, czemu OZPN nie wziął pod uwagę wyniku z boiska, tradycji klubu, jego wychowanków?
 Sprawę dziennikarze przedstawiali następująco - za kradzież lizaka nie dostaje się kary więzienia. Złe porównanie. Przytoczę inny życiowy przykład - kierowca jedzie w nocy przez małe mieściny, gdzie o tej porze nikt nie wychodzi ze swoich domostw. W jednej, z nieoświetlonymi drogami, nie zauważa ograniczenia prędkości do 40 km/h przekracza prędkość o 15 km/h, fotoradar robi mu zdjęcie, mandat, wywalenie z tego powodu w pracy. Ludzki dramat. Karomierz nieubłagalny -takie są przepisy. Nieżyciowe, bowiem o tej porze w terenie zabudowanym można jechać 60 km/h, nikt nie szedł. W tej historii, nie do końca zmyślonej, człowiek nie wygrywa z paragrafami. Na pewno lepszy przykład niż z lizakiem i więzieniem.
W sprawie Legii był wiadomy karomierz (co eliminuje powoływanie się na przypadek Debreczyna - inna sprawa, gdzie była możliwość kary finansowej), granie na emocjach, że powinno decydować boisko, że nie chciano wysłuchać przedstawicieli Legii w Nyonie, że decyzję podejmowała jedna osoba (info rzekomo z internetu - więc bardzo wiarygodne, ale gawiedź kupiła) - oczywiście to tylko PR. Wielu nieinteresujących się futbolem wyrobiło sobie przekonanie, że złe korporacje znów są przeciwko Polakom. Z jednej strony trzeba przyklasnąć temu jak panowie Mioduski i Leśnodorski rozegrali sprawę w mediach społecznościowych oraz konferencji prasowej. Swój efekt w kraju osiągnęli, tylko zabrakło argumentów na wokandzie. Ani prawnicy od Suareza, ani podbijanie bębenka w związku z oczekiwaniem na dzisiejszą decyzję na nic się zdało. Prawo jest prawem i werdykt mógł być tylko jeden.
Mnie zastanawia jedno - jakby taki błąd, a później weryfikacja spotkała np. bydgoskiego Zawiszę. Czy taki Radosław Osuch byłby pokazywany w każdym serwisie tvn? Byłby odbierany w taki sposób jak włodarze Legii? Czy media cytowałyby twitty, wpisy Strąka, Drygasa czy Gevorgiana? Zapewne nie.
Mleko się wylało, balonik pękł, trzeba zakasać rękawy i wywalczyć awans na boisku. Odwrócenie uwagi od błędu w klubie prawie się udało przekierowując pretensje w stronę UEFA i Celticu.

Żal

Górnik Wałbrzych w niedzielę gościł w Limanowej, gdzie wywalczył pierwszy w tym sezonie punkt. Mogło być lepiej, gdyby Grzegorz Michalak trafił z 11 metrów. Śliska murawa, strzał poszybował ponad bramką. Szkoda. W końcówce swoją szansę miał Marcin Orłowski, ale zabrakło szczęścia. Wyrzucenie z boiska za dwie żółte kartki obrońcy Limanovii nie na wiele się zdało, bo była to końcówka meczu i miejscowi przetrzymali trudne chwile do ostatniego gwizdka arbitra. Pozostaje jednak żal, że tylko jeden punkt przywieźli Górnicy, bo komplet był na wyciągnięcie ręki. Oprócz punktu pozytywem jest "zero z tyłu", coraz mniej błędów w defensywie, formacja się zgrywa co pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość. Wciąż nie funkcjonują tak jak należy skrzydła, przez co brak wielu sytuacji podbramkowych. Z pewnością powrót do zdrowia Michała Oświęcimki i Marcina Folca powiększy możliwości trenera.
Trudno oceniać potencjał drużyn na podstawie dwóch kolejek. Weźmy pod uwagę ostatniego rywala - Limanovię, która awizowała potwierdzenie do gry kilku graczy z pierwszoligową przeszłością w tygodniu poprzedzającym mecz z Górnikiem, nie skorzystała z usług żadnego z nich. Papierowe tygrysy (Zagłębie, Puszcza) jeszcze nie odpaliły, a kapitalną passę zapoczątkowaną w rundzie wiosennej kontynuuje duet MKS Kluczbork - Błękitni Stargard Szczeciński. Czyżby ta para miała się bić o awans?
Stargardzianie dodatkowo notują dobre wyniki w Pucharze Polski - po wyeliminowaniu pierwszoligowej Chojniczanki czeka ich mecz z kolejnym przedstawicielem z Pomorza Gryfem Wejherowo. W pucharowej przygodzie przyglądaliśmy się w Wałbrzychu jak zaprezentuje się pogromca Górnika - Ostrovia. Za przeciwnika mieli niepołomicką Puszczę, która po zakontraktowaniu uznanych ligowców (Zakrzewski, Madejski, Napierała) ma w cuglach wygrać 2.ligę i powrócić na zaplecze ekstraklasy. Tymczasem w Ostrowie Wielkopolskim im bliżej końca tym emocje sięgały zenitu. Goście prowadzili 1:0, później wyleciał za dwie żółte kartki Nigeryjczyk Uwakwe, a w ostatniej minucie wyrównuje Michalski. To nie koniec emocji, bowiem w doliczonym czasie gry ostrowianie mają jeszcze rzut karny, ale podobnie jak w spotkaniu z Górnikiem zawiódł w tej próbie Giecz. W dogrywce udaje się miejscowym zdobyć zwycięską bramkę, choć kończą mecz w osłabieniu po wykluczeniu strzelca wyrównującej bramki.
Żal pozostaje w Wałbrzychu, bo podobne emocje mogły towarzyszyć przy Ratuszowej. Teraz przeciwnikiem Ostrovii będzie uczestnik eliminacji Ligi Europejskiej Ruch Chorzów, a w przypadku powodzenia czekać będzie zwycięzca rywalizacji OKS Brzesko z Cracovią.
Flota - Wigry (2:0) - na pierwszym planie Sebastian
Olszar, a z tyłu Bartosz Biel
W I rundzie PP wystąpił Bartosz Biel, który po raz pierwszy zagrał w oficjalnym meczu swojego nowego klubu Wigier Suwałki. Wiadomo, że większość zespołów z 1.ligi do rozgrywek pucharowych wystawia rezerwowe składy, co w kilku przypadkach nieszczęśliwie się zakończyło (Olimpia Grudziądz poległa w Stalowej Woli, GKS Katowice u siebie z Chrobrym, Termalica w Pruszkowie, Arka w Wejherowie czy Stomil w Brzesku). Wigry niewiele miały do powiedzenia w Świnoujściu, gdzie rywalizacja była rozstrzygnięta praktycznie już do przerwy, gdy było 2:0 dla Floty po celnych uderzeniach Daniela Bruda.
W 1/16 najciekawiej zapowiada się rywalizacja Lecha z Wisłą. Obrońca trofeum, Zawisza Bydgoszcz podejmować będzie u siebie Podbeskidzie, Legia przyjedzie z kolei do Legnicy. Finalista poprzedniej edycji, Zagłębie Lubin z Pawłem Oleksym w składzie pojedzie do Rybnika na mecz z nieobliczalnym ROW-em. Gdyby nie paskudna kontuzja Michała Bartkowiaka, moglibyśmy spekulować, czy pojawi się w pucharowym meczu z Widzewem w Łodzi. W spotkaniu dwóch rewelacji obecnej edycji trzecioligowy Gryf podejmie Błękitnym Stargard Szczeciński, a niedoszły pierwszoligowiec, obecnie grająca w 3.lidze Stal Rzeszów zagra ze Zniczem Pruszków.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Debiut Bartkowiaka w ekstraklasie i dramat w 3.lidze

W tym tygodniu sprawy Michała Bartkowiaka we wrocławskim Śląsku nabrały sporej dynamiki. Najpierw w środę mógł oglądać mecz swojego nowego klubu z Borussią Dortmund z perspektywy ławki rezerwowych, potem został oficjalnie zgłoszony do rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy, a już w sobotę znalazł się w meczowej kadrze na spotkanie z GKS w Bełchatowie. Trener Tadeusz Pawłowski zaskoczył pozytywnie swoimi wyborami personalnymi stawiając odważnie na młodego Dankowskiego w wyjściowym składzie oraz na Wrąbla, Gancarczyka czy Bartkowiaka na ławce  rezerwowych. Zabrakło miejsca m.in.
Michał Bartkowiak w swoim ligowym debiucie.
 dla Dudu czy Pawłowskiego. Sam mecz nie będzie długo wspominany przez wrocławską ekipę - mimo obiecującego początku później grali statycznie, sędzia Musiał podyktował dwa rzuty karne dla miejscowych (jeden padł łupem najlepszego wśród zawodników gości Pawełka, drugi pewnie wykorzystał Michał Mak), ale jestem przekonany, że dwa, trzy lata temu tych jedenastek żaden z szanujących się arbitrów nie podyktowałby. W drugiej połowie rozkręcili się gracze GKS, którzy podwyższyli prowadzenie po strzale Poźniaka. Trener gości Tadeusz Pawłowski próbował zmianami odwrócić losy meczu - za niefortunnego sprawcę obu karnych Ostrowskiego pojawił się Machaj, potem za Droppę wszedł Plaku. W 85 min. dość niespodziewanie na boisku pojawia się wałbrzyszanin Michał Bartkowiak. Wchodzi za całkowicie będącego bez formy kapitana Flavio Paixao. Wynik meczu się nie zmienił. Biorąc pod uwagę doliczone 4 minuty to Michał przebywał na murawie ok. 9 minut. Uważny obserwator mógł zauważyć ogromną chęć gry, Bartkowiak nominalnie ofensywny zawodnik wracał pod własne pole karne wspomagając partnerów. Tylko, że z tego szybkiego biegania niewiele wynikało. Michał w tym czasie zaliczył 2 (słownie dwa) kontakty z piłką i to w doliczonym czasie gry, gdy wygrał pojedynek główkowy i zaraz potem próbował przeprowadzić akcję (patrz zdjęcie) na bramkę Malarza, ale sędzia przerwał grę po faulu na Robercie Pichu. Najważniejsze, że początek został zrobiony, Bartkowiak nie okazał debiutanckiej tremy, szukał gry, nie krył się za plecami doświadczonych kolegów. Następne mecze zapewne będą lepsze, tylko na tę chwilę trudno wyrokować kiedy one będą. Dzień po meczu w Bełchatowie Michał rozpoczął mecz we Wrocławiu w barwach rezerw przeciwko UKP Zielona Góra i nie dotrwał do przerwy, bowiem został zniesiony z boiska i przewieziony karetką do szpitala z podejrzeniem złamania nogi.
W 1.lidze po raz pierwszy w tym sezonie zagrał Paweł Oleksy w Zagłębiu Lubin i świętował drugie zwycięstwo, tym razem w Chojnicach z Chojniczanką 1:0. W pierwszym spotkaniu, z Flotą Świnoujście (2:0), Pawła zabrakło nawet na ławce rezerwowych, teraz zaliczył udane 90 minut. Wciąż na ligowy debiut w barwach beniaminka z Suwałk czeka Bartosz Biel - w 1.kolejce (1:1 u siebie ze Stomilem) nie załapał się do meczowej osiemnastki, natomiast piątkowy remis z Bytovią (również 1:1) oglądał w roli rezerwowego.
Ruszyła również trzecia liga dolnośląsko-lubuska. Najwięcej wałbrzyszan można znaleźć w świdnickim trzecioligowcu, który rozgrywki rozpoczął pod nową nazwą Polonia-Stal. Podopieczni Jarosława Lato na dzień dobry rozgromili w Trzebnicy Polonię 4:0, a skutecznością błysnął Paweł Tobiasz, który 3 razy trafił do bramki rywala. Oprócz niego mogliśmy oglądnąć Marcina Morawskiego i Wojciecha Szubę, którzy nie tak dawno występowali w drugoligowym Górniku.
Michał Łaski latem wrócił z wypożyczenia i w sparingach oraz meczach pucharowych Górnika Wałbrzych pojawiał się w podstawowym składzie. W 1.kolejce 2.ligi usiadł na ławce rezerwowych, a po kilku dniach ponownie został wypożyczony do Bielawianki. W Bielawie była swego czasu liczna kolonia wałbrzyska, ale w czerwcu odeszli oprócz Michała Rosicki, Matysek i Olejnik. Łaski po kilku treningach wybiegł w podstawowej jedenastce na inauguracyjny mecz w Dzierżoniowie. Derby Bielawianki z Lechią mają bogatą tradycję, wywołują sporo emocji - tym razem lepsi okazali się gospodarze 3:1 i Michałowi nie udał się ponowny debiut w bielawskiej ekipie.
O wiele lepsze recenzje zebrał Dominik Radziemski, wypożyczony do beniaminka 3.ligi Karkonoszy Jelenia Góra. Zespół prowadzony przez byłego napastnika Górnika Wałbrzych, Artura Milewskiego przegrał w obecności blisko tysiąca widzów ze Ślęzą Wrocław 0:1. W jednym z ciekawiej zapowiadających się spotkań, w derby powiatu Foto-Higiena Gać zremisowała z MKS Oława 1:1 bez udziału Jacka Sorbiana, a w spotkaniu było praktycznie wszystko - gol z rzutu rożnego, czerwona kartka, przestrzelony rzut karny, gracz z pola w bramce w miejsce wykluczonego bramkarza.
Igor Łasicki w barwach Gubbio Calcio
We Włoszech z kolei zadebiutował w nowym klubie Igor Łasicki. Były gracz m.in. juniorów wałbrzyskiego klubu czy Zagłębia Lubin latem został wypożyczony z SSC Napoli do trzecioligowego klubu AS Gubbio Calcio 1910. Nowy klub miniony sezon w lidze Lega Pro zakończył na 12 miejscu, a sezon 2014/15 rusza dopiero 31 sierpnia. Do tego czasu włoscy trzecioligowcy rozgrywają mecze w ramach Coppa Italia Lega Pro, czyli pucharu dla trzecioligowców. 30 zespołów zostało podzielonych na 10 3-zespołowych grup. Gubbio Calcio Łasickiego znalazło się w gr. G z Anconą oraz Ascoli. W pierwszym meczu tej grupy ekipa Polaka przegrała u siebie z Ascoli Picchio FC 1898 3:4 mimo prowadzenia już 2:0.
19-letni Igor nie miał zbytnio szans by wygryźć ze składu takich zawodników jak Francuz Koulibaly, Hiszpan Albiol, Urugwajczyk Britos, Brazylijczyk Henrique, Kolumbijczyk Zuniga, Algierczyk Ghoulam by poprzestać tylko na stranierich. W trzeciej lidze ma szansę na regularną grę, zdobycie niezbędnego doświadczenia w starciu ze starszymi rywalami niż w rozgrywkach Primavera. Nie ma co się oszukiwać, że przygoda Łasickiego w zespole Gubbio Calcio potrwa więcej niż sezon.

sobota, 9 sierpnia 2014

Flota znaczy kasa

Środki pieniężne określane są różnie, w zależności od środowiska - kasa, siano, forsa, moneta, jak i również flota. Flota to również nazwa klubu ze Świnoujścia, któremu latem towarzyszyły bodaj największe perturbacje podczas przygotowań do ligi. I nie chodzi tu o wizytę ekipy z Pomorza Zachodniego w Wałbrzychu, gdzie podopieczni Tomasza Kafarskiego szlifowali formę przed I ligą. Wszem i wobec było wiadomo o narastających kłopotach finansowych w Świnoujściu, gdzie równocześnie miasto nie przyznało dotacji mającej kluczowe znaczenie dla jesiennego budżetu klubu. Pomysł przeniesienia miejsca w lidze do Rzeszowa, do tamtejszej Stali, która dopiero co spadła do 3.ligi, storpedował skutecznie PZPN. Flota ostatecznie wystartowała na zapleczu ekstraklasy przegrywając na inaugurację w Lubinie 0:2.
M.Protasewicz, kiedyś piłkarz Floty,
niedawno negocjator inwestora.
W ostatnich dniach Flotę zaczęto pozytywnie kojarzyć z racji odmowy współpracy z niedoszłym portugalskim inwestorem, który miał być wybawieniem dla klubu. Konkretnie chodzi o chińską spółką, która jest głównym udziałowcem niezbyt znanego klubu ze stolicy Portugalii Atletico Lizbona.  Co ciekawe negocjacje w imieniu tajemniczej pani Nancy Cao prowadził Michał Protasewicz - w przeszłości piłkarz zarówno Floty jak i również wałbrzyskiego Górnika. Jak można dowiedzieć się z oficjalnego komunikatu klubu chiński udziałowiec życzył sobie zatrudnienia wybranego przez siebie trenera i grupy nowych zawodników. Ponadto suma gotówki oferowanej dla klubu sukcesywnie się zmniejszała i nie pokrywałaby rzeczywistych potrzeb klubu.
Ci co krytykowali fiasko negocjacji z konsorcjum po rewelacjach z tego tygodnia muszą posypać głowy popiołem. Flota Świnoujście mogła bowiem służyć do robienia niezłej ... floty, niekoniecznie w duchu sportowej rywalizacji. Otóż jak się okazało, poprzedni klub, którego udziałowców było chińskie konsorcjum, Atletico Lizbona jest zamieszany w manipulacje wyników. Klub zatrudniał zawodników, którzy byli zamieszani w przeszłości w afery korupcyjne, nawet na jeden mecz. Obecne śledztwo prowadzone przez UEFA i FIFA, Interpol dotyczy meczów towarzyskich przed obecnym sezonem. Obstawione zawody u azjatyckich bukmacherów mogły przynieść zainteresowanym niezły zysk.
 Pozostaje pytanie, czy w przypadku udziałów pani Cao i jej wspólników w świnoujskim klubie, mielibyśmy do czynienia z ustawianiem wyników, liczby kartek, wykluczeń itd? Pozostaje mieć nadzieje, że macki bukmacherskiej mafii ominą nasz kraj i nie będziemy mieli do czynienia z sobotami/niedzielami cudów jak to bywało w przeszłości.

Rumak z Cyrakiem (?) nie będą maszynistami poznańskiej lokomotywy

Piłkarska Polska żyje jeszcze walkowerem Legii, a konkretnie mainstreamowe media. W regionach żyją swoimi sprawami, co nie oznacza, że mniej dla nich ważnymi. Wielkopolska w czwartek musiała przełknąć gorzką pigułkę w postaci remisu w eliminacjach Ligi Europejskiej co oznaczało odpadnięcie Lecha Poznań z rozgrywek. Rozczarowanie, zawód, wkurzenie, trudno określić emocje jakie towarzyszyły kibolom w Pyrlandii. To z tej części kraju pochodzi modne wśród polityków, dziennikarzy hasło kibol, które ma całkiem inne znaczenie niż obecnie przedstawiania. Marka Kolejorza jest jedną z rozpoznawalnych nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Udane występy w pucharach, otoczka stworzona przez głośnych kibiców wciąż jest pamiętana i nie dziwi tęsknota przy Bułgarskiej do ponownych starć z możnymi Starego Kontynentu. Jak pokazało piątkowe losowanie o mały włos poznański stadion nie wypełniłby się przy przyjeździe Interu Mediolan. Wystarczyło ograć amatorów z Islandii. Jak twierdzi trener zespołu Stjarnan Gardabaer, w jego zespole występuje zaledwie 4 zawodników o umowie półprofesjonalnej, reszta to studenci, pracownicy sklepów, urzędnicy. Do tej pory piłkarze z wyspy znani byli z pomysłowych cieszynek,a od kilkunastu godzin mogą pochwalić się wyeliminowaniem wicemistrza Polski. Wynik tego dwumeczu nie można określić inaczej niż kompromitacja, a ta niestety w ostatnich latach towarzyszyła Lechowi dość często. Niepowodzenia w pucharach firmował swoim nazwiskiem szkoleniowiec Mariusz Rumak. Jeden z młodszych trenerów w ekstraklasie pojawił się na ławce seniorów Kolejorza wiosną 2012 zmieniając skompromitowanego Baska Jose Mari Bakero. Wcześniej w poznańskim Lechu znakomicie współpracował z Jerzym Cyrakiem, z którym osiągali sukcesy z zespołami juniorów. Oboje też zaliczyli pobyt roczny w białostockiej Jagiellonii. Po objęciu funkcji I trenera przez Rumaka, wychowanek Górnika Wałbrzych został jego asystentem.
Cyrak i Rumak na ławce I zespołu Lecha - to już historia
Obaj panowie, niemal rówieśnicy, bo Jurek jest starszy o rok, znakomicie się uzupełniali w pracy. Podczas zagranicznych staży nie tylko uzupełniali wykształcenie, zdobywali doświadczenie, ale zyskiwali pochlebne oceny od uznanych trenerskich firm. W kraju zaś tak różowo nie było - grono krytyków wciąż rosło. Mimo to na chwilę obecną Rumak jest najdłużej pracującym szkoleniowcem w zespołach ekstraklasy. Debiutancką rundę miał wręcz wymarzoną, bowiem wywindował Lecha z 9 na 4 lokatę co oznaczało grę w europejskich pucharach. Jesienią 2012 Kolejorz zakończył przygodę w Lidze Europejskiej na III rundzie po porażce w Sztokholmie z AIK 0:3. Jeszcze gorzej poszło w Pucharze Polski, gdzie już w pierwszym meczu lepsza okazała się Olimpia Grudziądz (2:1 pd.), która w następnej rundzie zresztą zawitała na Ratuszową. Pierwszy pełny sezon pod wodzą duetu Rumak - Cyrak Lech w 2013 kończy na drugim miejscu zaliczając jednocześnie rekordową passę 10 kolejnych wyjazdowych zwycięstw. W ub. sezonie Lech powtórzył osiągnięcia z poprzedniego sezonu - drugie miejsce w lidze za Legią, kompromitacja w PP (tym razem 0:2 w Legnicy) oraz odpadnięcie w el.LE z Żalgirisem Wilno (2:1, 0:1). Już wtedy zaczęły zagęszczać się chmury nad głową Mariusza Rumaka. Na wsparcie rozczarowanych trybun nie miał co liczyć, klubowe ikony krytykowały go bezwzględnie - zwłaszcza Mirosław Okoński. Rumakowi nie pomagały pomeczowe wypowiedzi, szukanie tanich wymówek, spisków antypoznańskich, preferujących Legię, buta, arogancja, nieomylność. Życie pokazało, że wierny giermek w osobie Jurka Cyrka nie wiele różni się od swojego rycerza. Najgłośniejsza sprawa to jego konflikt z czołowymi Lechitami na zimowym zgrupowaniu w Jarocinie, po którym zespół musieli opuścić Murawski ze Ślusarskim. Kilkanaście razy media zwalniały Rumaka, ale najpierw cieszył się zaufaniem zarządu, a potem wyniki ligowe obroniły go przed dymisją. Najbliżej było w marcu, kiedy to krytyków uciszył zwycięskim golem z rzutu wolnego w 95 min. Mateusz Możdżeń. Kolejne wicemistrzostwo dało kolejną szansę na zawojowanie Ligi Europejskiej co w obecnym sezonie miało być priorytetem Lecha. A tu klops. O ile udało się wyeliminować  estoński JK Nomme Kalju (3:0, 0:1) mimo kompromitującej porażki na wyjeździe to już nie wyszło z islandzkim Stjarnan. Zresztą biorąc pod uwagę wyjazdowe mecze w pucharach to Lech Rumaka potrafił wygrać zaledwie raz -na boisku fińskiego FC Honka 3:1. Nie potrafił z kolei wygrać na boiskach kazachskiego Żetysu Tałdykorgan (1:1), azerskiego Xazaru Lenkeran (1:1), szwedzkiego AIK (0:3), litewskiego Żalgirisu (0:1) oraz wspomnianych tegorocznych "gigantów". Odwrotnie przy Bułgarskiej, gdzie Rumakowy Kolejorz nie doznał porażki. Ostatnie 3 wyjazdowe mecze, przegrane po 0:1 to wyniki fatalnych interwencji: w Wilnie zawalił Arboleda z Kotorowskim, na Estonii nie popisał się Wilusz, a w Islandii Kamiński z Burićem.
Poznań, Wielkopolska ma dość upokorzeń, kompromitacji. Klub traci nie tylko wizerunkowo, ale finansowo, bowiem wpływy z kolejnych europejskich meczów były wpisane w budżet. Rumak otrzymywał tak wiele szans od zarządu jak żaden inny szkoleniowiec w innym klubie. Obecnie nie ma on argumentów na swoją obronę. Na nic nie zdało się wzięcie odpowiedzialności za niepowodzenie po czwartkowym blamażu przez radę drużyny. Pożegnanie z Rumakiem staje się faktem, kibiców Lecha z kolei martwi to, że jeszcze w niedzielnym meczu z Lechią Gdańsk, prestiżowym dla fanów obu drużyn, na ławce trenerskiej zasiądzie jeszcze duet Rumak - Cyrak. Zarząd Lecha nie był przygotowany na upokarzające odpadnięcie z LE i wciąż negocjuje z nowym szkoleniowcem. Przez wiele miesięcy media łączyły z Kolejorzem Macieja Skorżę - ponoć ulubieńca właściciela klubu. Jego z kolei wiąże jeszcze lukratywna umowa z klubem saudyjskim. Teraz na giełdzie pojawiło się nazwisko byłego selekcjonera Waldemara Fornalika. W Gdańsku Rumak pożegna się na pewien czas z ekstraklasą, na jego posadę nie ma co liczyć Jerzy Cyrak, bo też taka opcja pojawiała się w wielkopolskich mediach. Czy nowy szkoleniowiec będzie chciał skorzystać z usług Cyraka? Nowe nazwisko trenera Lecha poznamy we wtorek.

piątek, 8 sierpnia 2014

Legia - eurokompromitacja działaczy

Legia Warszawa - mistrz kraju, przez jednych uwielbiana, przez innych znienawidzona. Oczko w głowie stołecznych mediów, jedna z dwóch drużyn polskich, które uczestniczyły w fazie grupowej Ligi Mistrzów. A było to wydawałoby się w czasach prehistorycznych, bowiem w sezonie 1995/96. W rozgrywkach uczestniczyli mistrzowie krajów. Obecny trener legionistów Norweg Henning Berg wtedy grał przeciwko Polakom w barwach mistrza Anglii Blackburn Rovers. Od lat kibice w Polsce łudzą się, że mistrz kraju w końcu awansuje do fazy grupowej, wzbogaci się, zainwestuje i przez lata stanie się hegemonem na krajowym podwórku, wykupując jednocześnie abonament na coroczne bonusy z gry w LM. Przykłady klubów z sąsiednich krajów (np. BATE Borysów, Victoria Pilzno), gdzie budżety klubów są o wiele niższe niż czołowych zespołów T-Mobile Ekstraklasy. Przez lata przeklinano złe losowanie, kiedy mistrz Polski trafiał czy to na Real, Barcelonę, albo brak szczęścia, gdy minuty dzieliły od fazy grupowej Wisłę Kraków w dwumeczu z Panathinaikosem czy APOEL-em Nikozja. Zresztą ta druga rywalizacja z 2011 roku odbija się czkawką Białej Gwieździe do dziś - klub przeinwestował w drogich, zagranicznych zawodników podpisując wysokie, długoterminowe umowy, które miały się zwrócić po awansie i kasie z UEFA. Krach sportowy pociągnął za sobą problemy finansowe i dziś wciąż przy Reymonta w Krakowie kombinują jak wyjść na prostą.
Legia Warszawa, zwłaszcza po zmianie właściciela, przedstawiana jest jako klub zarządzany nowocześnie, z największym w kraju budżetem, dalekosiężnymi planami, w których krajowe podwórko jest jedynie miejscem przygotowania się do podboju Europy. Prezesi Leśnodorski i Mioduski dali sobie i drużynie czas 2-3 lat na awans do Ligi Mistrzów. W polskiej lidze z różnych względów nie mają póki co sobie równych. W tym roku łatwo wywalczono tytuł mistrza kraju, ale już okienko transferowe musiało budzić wątpliwości co do powodzenia misji pt. "Legia w fazie grupowej Ligi Mistrzów". Do kadry dołączyli zdolni juniorzy, obiecujący gracze pierwszoligowi (Budziłek, Szwoch) oraz zaledwie solidni jak na naszą ligę Lewczuk i Piech. Krytyka wzrosła, gdy stołeczny zespół najpierw przegrał mecz o Superpuchar, zremisował w el.LM z irlandzkimi amatorami z St.Patrick's Athletic i na inaugurację sezonu musiał uznać wyższość GKS Bełchatów. A wszystkie te porażki miały miejsce na Pepsi Arenie przy Łazienkowskiej.
Łaska dziennikarzy na pstrym koniu jeździ. Gdy Legiunia łatwo ograła Irlandczyków w Dublinie, w lidze uporała się z Cracovią i upokorzyła Celtic Glasgow 4:1 peanom pod adresem piłkarzy i trenera Berga nie było końca. Nikt nie zwracał uwagi na remis z Górnikiem Zabrze - celem głównym był mecz rewanżowy
Edynburg - decydujący moment eliminacji Legii w tym
sezonie - za chwilę wejdzie w 86' Bereszyński co przesądzi
o walkowerze dla mistrza Szkocji.
z Celtikiem, który zresztą warszawianie bez problemu wygrali 2:0. Radość z awansu i oczekiwanie na losowanie decydującej rundy została zmącona 24 godziny po meczu.
12 grudnia 2013 w cypryjskim Strovolos w ostatniej 6.kolejce fazy grupowej Ligi Europy Legia zdobywa swoje pierwsze bramki i punkty w rywalizacji pokonując gospodarzy - Apollon FC 2:0. Pierwsze zdobycze okupuje czerwoną kartką Bartosza Bereszyńskiego, który decyzją UEFA powinien pauzować 3 mecze w pucharach. Latem tego roku Legia przed meczami z St. Patrick's wiedząc, że nie będzie mogła skorzystać z usług swego obrońcy nie zgłasza go do rozgrywek - co okazało się fatalnym w skutkach błędem. Do rywalizacji z Celtikiem Glasgow "Bereś" został już zgłoszony, ale w I spotkaniu nie zagrał. Legia błędnie skalkulowała, że absencja w meczu ze Szkotami jest trzecią pauzą po czerwonej kartce, ale według regulaminu rozgrywek była to dopiero pierwsza.  Punkt regulaminu (art. 18, pkt 1, rozdział 18 - te cyferki na długo wyryły się w pamięci działaczy Legii) jasno i wyraźnie mówi, że karę zawieszenia może odbyć zawodnik tylko będąc zarejestrowany na poszczególne rundy. Na mecze II rundy Bereszyński nie był zarejestrowany, więc kara mu nie była naliczana i według regulaminu w składzie mistrza Polski mógł się pojawić dopiero w rewanżowym meczu IV rundy - a pojawił się w drugim III rundy...
Gdy wybuchła informacja o dochodzeniu wszczętym przez UEFA zaczęło się nerwowe wyczekiwanie na werdykt związku, przeszukiwanie internetu, doszukiwaniu się różnych podobnych przypadków. Podnoszony najczęściej był przykład węgierskiego Debreczyna, który 4 lata temu w el.LE wprowadził na boisko w doliczonym czasie niejakiego Petera Mate, który również nie był zgłoszony do rywalizacji. Losy dwumeczu z bułgarskim Litexem Łowecz były praktycznie przesądzone (Węgrzy po zwycięstwie u siebie 2:0, na wyjeździe prowadzili 2:1), więc UEFA ukarała VSC Debrecen karą finansową tłumacząc się "duchem sportowej rywalizacji". W przypadku Bereszyńskiego jest ta różnica, że był zgłoszony, ale nie mógł zagrać.
Dzisiaj UEFA ku rozpaczy sympatyków Legii ogłosiła walkower dla Celtiku, co oznacza, że marzenia o podboju Ligi Mistrzów Legia musi odłożyć na co najmniej rok.
 Po tygodniu pewnie wróci temat rzutów karnych Vdorljaka, bowiem gdyby wykorzystał choćby jedną z dwóch niestrzelonych "jedenastek" z Celtami to na nic nie zdałby się walkower dla Szkotów. W dwumeczu piłkarze z Glasgow wygrali bowiem 1:4 i 3:0 za walkower. Trudno jednak obwiniać chorwackiego kapitana za niepowodzenie. Winę ponoszą ludzie Legii odpowiedzialni za zgłaszanie zawodników. Na pierwszy ogień idzie Marta Ostrowska - kierownik drużyny, ale nie tylko ona jest odpowiedzialna za listę zgłaszanych do UEFA zawodników. Dyrektor sportowy, koordynator. Wielu dziennikarzy się zagotowało - nic dziwnego skoro 90% artykułów wypracowują dzięki Legii. Do stołecznych fachowców dołączył choćby wrocławianin Michał Wyrwa piszący m.in. dla Przeglądu Sportowego, który winę przenosi na ... nas wszystkich, bowiem każdy mógł zbadać casus Bereszyńskiego i wysłać ostrzegawczego sms do prezesa lub pracownika klubu. Teraz zapewne zacznie się polowanie na czarownice i bez wypowiedzeń, zwolnień nie obejdzie się.  UEFA, która pewnie doczeka się w najbliższym czasie nie tylko okolicznościowej oprawy przy Łazienkowskiej, znajdzie się pod obstrzałem nie tylko kibiców, ale wszelkiej maści znawców, fachowców. Kompromitujące wręcz są wpisy na twitterze prezesa Mioduskiego "Dzisiaj przegrał sport za zamkniętymi drzwiami". A może wystarczyłoby czytać ze zrozumieniem, by potem nie przepraszać za błędy? Czemu teraz ponownie będzie się szukać winnych wszędzie tylko nie na swoim podwórku?
W historii wiele było przypadków, w których błędne liczenie kartek, meczów pauzy czy nawet liczby młodzieżowców a danym momencie na boisku decydowały o losach meczów. Ale bodaj pierwszy raz zdarzyło się to na takim szczeblu i w tak "profesjonalnie" zarządzanym klubie.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Bartkowiak wreszcie zadebiutuje?

Wałbrzyskie media dosyć obrazowo opisywały ostatnie perypetie Michała Bartkowiaka. Najzdolniejszy od lat wychowanek klubu z Ratuszowej latem tego roku trafił do klubu z ekstraklasy. Jak wyliczyła oficjalna witryna internetowa Śląska Wrocław Michał trafił do klubu ze stolicy województwa dopiero za trzecim podejściem. Uczestniczył w letnich przygotowaniach zespołu Tadeusza Pawłowskiego, trenuje z I zespołem, ale próżno szukać go w składach na mecze zarówno sparingowe jak i ligowe. To, że kilka tygodni temu podpisał roczną umowę z opcją przedłużenia nic nie znaczyło, bowiem dopiero 7 sierpnia został on uprawniony do rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy. Kością niezgody pomiędzy Śląskiem a Górnikiem była wysokość ekwiwalentu za wyszkolenie zawodnika. Zresztą tę kwestię we Wrocławiu latem tego roku przerabiali na tyle sposobów, że można działaczy WKS traktować jako ekspertów. Najpierw był casus Karola Angielskiego, o którego ekwiwalent Śląsk toczył spór z Koroną Kielce, potem Bartkowiak, a w kolejce czeka wciąż były pomocnik Cracovii Krzysztof Danielewicz.
Mecz z Borussią Michał zobaczył
z perspektywy ławki rezerwowych
Przepisy dotyczące naliczania ekwiwalentu w tym roku się zmieniły i to w dodatku podczas okienka transferowego, dlatego stąd też działacze mają problemy z ich interpretacją. Cierpią na tym zawodnicy. Przykładem może być właśnie Michał Bartkowiak. Wrocławski ligowiec nie stawia odważnie na młodych graczy, choć wszem i wobec ogłasza w mediach politykę wychowanków oraz graczy z regionu. Jedynym odstępstwem był sparing z Borussią Dortmund, który oglądało ponad 30 tysięcy widzów na Stadionie Miejskim i trochę więcej telewidzów Eurosportu. Nie bojąc się ewentualnej kompromitacji w postaci wyniku, Tadeusz Pawłowski dał wreszcie szansę pokazania się kilku młodym zawodnikom, którzy zaprezentowali się obiecująco. Nawet lepiej niż podstawowi ligowcy. Bodaj jedynym niepocieszonym z kadry Śląska był Bartkowiak, który w stroju meczowym z numerem 25 - z takim będzie występował w tym sezonie - przesiedział całe spotkanie na ławce rezerwowych, nie będąc zgłoszonym do meczu. Należy jedynie żałować, że działaczom wrocławskiego klubu nie udało się Michała zatwierdzić dzień wcześniej, bo wówczas prawdziwy debiut w nowym klubie zaliczyłby nie dość, że z renomowanym rywalem, to przy bardzo licznej publiczności, na którą trudno w takiej liczbie liczyć w rozgrywkach krajowych.
W chwili obecnej Bartkowiak jest pełnoprawnym zawodnikiem Śląska Wrocław i może być brany pod uwagę przy ustalaniu kadry meczowej na najbliższy mecz w sobotę z GKS w Bełchatowie.

środa, 6 sierpnia 2014

Limanowa - przystanek kultura

Druga kolejka spotkań drugoligowych zmagań przynosi pierwszą wizytę wałbrzyszan u zespołu, który geograficznie przynależałby do grupy wschodniej. Limanovia Limanowa jest głównie sponsorowana przez Zakłady Mięsne Szubryt, który wspomaga również Wisłę Kraków. Zresztą z zespołem Białej Gwiazdy związany jest największy sukces piłkarski - mecz w 1/8 Pucharu Polski w edycji 2011/12, kiedy naszpikowana zagranicznymi piłkarzami Wisła wygrała w Limanowej 2:1 po bramkach Michaela Lameya. Spotkanie to zresztą zostało zweryfikowane jako walkower, bowiem u trzecioligowych gospodarzy zagrał nieuprawniony zawodnik który powinien pauzować za żółte kartki. Małopolscy piłkarze w ubiegłym roku wygrali 3.ligę i w minionym sezonie niewiele brakowało, żeby udało się zakończyć go w górnej ósemce. Już w czerwcu głośno było o planowanej fuzji, a raczej przejęciu sekcji piłkarskiej Kolejarza Stróże. Stróżanom PZPN nie przyznał licencji na grę w 1.lidze, na czym skorzystał Stomil Olsztyn. Formalności przedłużały się, bowiem Kolejarz musiał zlikwidować sekcję piłkarską, na której licencji w 2.lidze może obecnie grać Limanovia.  Od maja zespół prowadzi Robert Kasperczyk, który swego czasu był oskarżony o korupcję podczas pracy w Hutniku Kraków (przyznał się do zarzutów i poddał się dobrowolnie karze). Kasperczyk został w Limanovii podobne zadanie jak Andrzej Polak - utrzymać w końcówce sezonu zespół w lidze. Miał na to jednak tylko 4 mecze, ale i tak niewiele brakło. W debiucie remis u siebie z Olimpią Elbląg 1:1 po bramce straconej w ostatniej minucie gry! W Pruszkowie z kolei zwycięstwo 1:0 zostało wywalczone po karnym w 90 minucie. Gwoździem do przysłowiowej trumny był mecz przedostatniej kolejki i porażka u siebie z Legionovią 0:3. W ostatniej kolejce remis z Olimpią w Zambrowie był pożegnaniem z ligą - jak się okazało na kilka tygodni. W klubie początkowo nie wiedziano jak potoczą się losy fuzji, więc zrezygnowano z pucharowego meczu z Kotwicą Kołobrzeg. Później zaczęto formować kadrę na sezon 2014/15 i trwa to praktycznie do dziś. Spodziewano się automatycznego przejścia zawodników Kolejarza do Limanovii, ale formalności się przedłużały i dopiero w obecnym tygodniu zostali zatwierdzeni do nowego klubu piłkarze grający do tej pory w Stróżach. Skład na mecz z Górnikiem będzie niewiadomą najprawdopodobniej do samego spotkania, bowiem grono zawodników jakich do dyspozycji będzie miał trener Kasperczyk jest bardzo szerokie. W tym tygodniu siłę napadu wzmocnił m.in. Kamil Adamek, który błysnął 2 lata temu w Podbeskidziu, a potem przygodę w ekstraklasie przerwały wymagania menedżera zawodnika, dzięki któremu Adamek zaliczył zjazd z Korony do Drzewiarza Jasienica (IV liga). Marcin Klatt ma na swoim koncie, podobnie jak Chmiest mistrzostwo Polski z Legią w 2006 roku, a potem zaliczał leczenie kontuzji przeplatał z grą m.in. w ŁKS, Warcie, a ostatnie mecze ligowe w Kolejarzu zaliczył 12 miesięcy temu.
 
Paweł Leśniak - ceniona postać kulturalna
na Sądecczyźnie 
O wiele ciekawszą postacią od nich oraz pozostałych zawodników Limanovii jest 25-letni Paweł Leśniak. Jego przygoda z piłką nie rzuca na kolana - wychowanek Sandecji Nowy Sącz, jako 18-latek zaliczył dwa epizody w Polonii Bytom Młoda Ekstraklasa, a w seniorach kursował pomiędzy Nowym Sączem a Stróżami. Dwa lata temu mogliśmy oglądać go przy Ratuszowej podczas meczu Pucharu Polski Górnik - Sandecja (4:1). Oryginalność Leśniaka polega nie na tym, że posiada swoją stronę internetową, ale jego pozaboiskowe zajęcia są doceniane. Są piłkarze, którzy robią karierę poza sportem w filmie, reklamie, showbiznesie, w innych dziedzinach dalekich od profesji, którą uprawiali. Piłkarz z Małopolski granie łączy z pisaniem książek i rysowaniem. I nie jest to pisanie biografii tylko literatura fantastyczna - książki nie tylko zyskały uznanie krytyków, ale pierwszy nakład został wyprzedany! Leśniaka zauważył również w swoich felietonach ceniony dziennikarz Paweł Zarzeczny - prowadzący m.in. Hyde Park w orange sport. Sam zawodnik udanie spożytkował czas podróży autobusem nie tylko na pisanie książek, ale rysowanie - najpierw komiksy, potem grafiki, które można znaleźć również w jego książkach. Póki co bardziej znany jest ze swoich dzieł niż z postawy na boisku.
Po pierwszej kolejce - wynikach i zaprezentowanej formie- wg mediów faworytem spotkania z Górnikiem jest Limanovia. A jak będzie przekonamy się dopiero w niedzielę, kiedy w Limanowej mecz wałbrzyszan będzie kończył drugą serię spotkań.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Premiera Górnika - tradycyjnie falstart

W piątkowe późne popołudnie kibice opuszczający Stadion 1000-lecia nie mogli mieć wesołych nastrojów. Górnik podtrzymał niezbyt chlubną tradycję inauguracyjnych spotkań w drugiej lidze nie odnosząc zwycięstwa. Cztery ostatnie sezony w grupie zachodniej wałbrzyszanie zaczynali na boiskach rywali i tylko w pierwszym, w roli beniaminka w Żaganiu, nie schodzili przegrani. Teraz, podobnie jak przed rokiem, lepsi okazali się piłkarze Błękitnych Stargard Szczeciński. Piłkarze trenowani przez Krzysztofa Kapuścińskiego potwierdzili wiosenną dyspozycję - zagrali solidnie w defensywie, odważnie w ataku i zasłużenie wywieźli komplet punktów z Wałbrzycha. Stworzyli sobie więcej sytuacji pod bramkowych, których z kolei po drugiej stronie boiska było jak na lekarstwo.
Sektor z kontuzjowanymi zawodnikami Górnika
wyglądał bardziej okazale niż meczowa ławka
rezerwowych
Andrzej Polak narzekał na kontuzje kilku podopiecznych przez co nie może zbyt wiele pozmieniać w ustawieniu. W bramce niezbyt pewny Patryk Janiczak dopiero w swoim trzecim ligowym występie przepuścił strzał rywala do bramki. Zmiennikiem jego został Mateusz Gawlik, a duet ten nie jest na ten poziom rozgrywek. Po meczu podniesiona przez niektóre media została sprawa pożegnania się z Wojciechem Wierzbickim - trenerem bramkarzy. Zajęcia typowo bramkarskie prowadzi teraz Piotr Przerywacz, ale czy jest to wyjście z sytuacji? Jeśli osoba "Wierzby" nie pasowała to czemu nie zatrudniono innego specjalisty, który kompleksowo szkoliłby goalkeeperów z drużyny seniorów, juniorów. Nie tak dawno w Szczawnie Kamil Jasiński z Damianem Michno próbowali otworzyć akademię bramkarską - może  umiejętności byłych wychowanków klubu trzeba teraz wykorzystać? W większości klubów szczebla centralnego i nie tylko jest specjalista, który zajmuje się bramkarzami, więc czemu nie skorzystać z dobrych wzorców? Wałbrzych ma bogatą tradycję jeśli chodzi o tę pozycję i szkoda by było, żebyśmy czekali dobre kilka(naście) lat na następców Szeji, Walusiaka, Nowickiego, Matyska, Jareckiego i innych.
W obronie po raz pierwszy zagrał Bartosz Tyktor, którego w przeciwieństwie do pozostałych letnich nabytków, kibice nie mieli okazji jeszcze oglądnąć. Widać, że ma potencjał by być prawdziwą ostoją defensywy, a i podczas stałych fragmentów gry pod bramką rywali może być przydatny. W ofensywie wałbrzyszanie popełniali stare błędy, wciąż bolączką jest stwarzanie sytuacji podbramkowych, a iskierką nadziei na przyszłość może być współpraca duetu Szepeta - Orłowski.
Czas pracuje na korzyść zespołu i nie chodzi tu o zgranie poszczególnych formacji, zawodników, ale i wyleczenie kontuzjowanych graczy. Wiadomo ile mogą dać drużynie zdrowi Jaroszewski i Oświęcimka.  Sławomir Orzech może być alternatywą dla Przemysława Cichockiego, podobnie jak Mateusz Krzymiński, który jest młodzieżowcem, wśród których w Górniku panuje posucha. Na ławce w piątek byli Surmaj, Misiak, ale tak naprawdę to w lipcowych meczach trener Polak wiele im nie dał pograć. Marnym pocieszeniem jest tutaj fakt, że Błękitni na Ratuszową przyjechali zaledwie z trójką młodzieżowców Fijałkowskim, Filipowiczem i Grasiem. W ataku Orłowskiego mógłby wspomóc Marcin Folc, którego Przegląd Sportowy w swoim skarbie kibica ocenia na "gwiazdę drużyny". W tymże wydawnictwie prezes Jakacki na pytanie o co zespół będzie walczyć, niczym mantrę powtarza walkę o miejsce w pierwszej czwórce. Analiza dwóch ostatnich sezonów, które kończyły się wysoką pozycją po jesieni, a wiosnę charakteryzowała słaba gra, ma przynieść w końcu sukces.
Marcin Chmiest (po lewej) po roku znów będzie
walczyć z obrońcami Górnika Wałbrzych
Pierwsza zdobycz punktowa ma być osiągnięta w małopolskiej Limanowej, gdzie rywalem będzie tamtejsza Limanovia. Zespół ten w ubiegłym sezonie w roli beniaminka nie utrzymał się w grupie wschodniej zajmując 10.miejsce ze stratą zaledwie dwóch punktów do bezpiecznej lokaty. Po sezonie zespół przejął miejsce w drugiej lidze wykupując licencję Kolejarza Stróże. Limanovię trenuje Robert Kasperczyk, który jako piłkarz grał w ekstraklasie w Hutniku Kraków. Bardziej znany jest z pracy trenerskiej - z Podbeskidziem Bielsko-Biała awansował do ekstraklasy oraz półfinału PP. Najgłośniejszymi nazwiskami zespołu są dwaj gracze, którzy w ubiegłym roku uporali się z Górnikiem Wałbrzych w PP w barwach Skry II Częstochowa, a latem zamienili Jasną Górę na Limanową. 32-letni Dariusz Zawadzki to mistrz Europy U-18 z 2001 i wicemistrz U-16 z 1999, przez lata solidny ligowiec w małopolskich zespołach zaplecza ekstraklasy (Kmita Zabierzów, Sandecja, Kolejarz) oraz Marcin Chmiest, który w niedzielę zdobył premierową bramkę w tym sezonie dla Limanovii, a w ub. roku z karnego pokonał Jogiego w pucharze. 35-letni napastnik w przeciwieństwie do Zawadzkiego grał w ekstraklasie (Legia i MP w 2006, Odra Wodzisław, Arka - łącznie 49/11 goli), a w ub.sezonie w 3.lidze trafił 14 razy dla Skry. W tym roku piłkarzom z Limanowej nie udała się pucharowa przygoda. W lipcu przeciągały się formalności związane z przejęciem miejsca po Kolejarzu Stróże, więc zespół tłumacząc się problemami kadrowymi mecz rundy przedwstępnej z Kotwicą Kołobrzeg oddał walkowerem. Następnie po przejęciu miejsca Kolejarza wiele źródeł awizowało mecz I rundy Limanovii z Wisłą Puławy, ale PZPN dość szybko zareagował przyznając wolny los puławianom. Z drugiej strony mogło dość do paradoksalnej sytuacji, gdyby po oddaniu walkowera Kotwicy, los wcześniej kołobrzeżan skojarzył z Kolejarzem Stróże i Limanovia po raz drugi natknęła się w pucharowej drabince na Kotwicę.
W 1.kolejce Limanovia pokonała Stal Stalowa Wola 2:0 po dobrym ciekawym meczu. Ciekawostką jest, że w Limanowej zobaczyliśmy pierwsze wykluczenie w tym sezonie w drugiej lidze - Radosław Mikołajczyk (Stal). Pierwszym liderem zostało Zagłębie Sosnowiec, które po kapitalnym starcie już po 22 minutach prowadziło ze Stalą Mielec 4:0.  Dwa gole zdobył wypożyczony z Legii Jakub Arak, który wespół ze snajperem z Kluczborka Piotrem Burskim prowadzą na liście strzelców. Najwięcej widzów usiadło na trybunach stadionu w Tarnobrzegu - 2095 na meczu Siarka - Rozwój, a najmniej w Pruszkowie. Oprócz wspomnianego Araka w debiucie bramki strzelili: Cholewiak (Stal Mielec), Pawlusiński (Raków), Górski, Kraska (Znicz), Chwastek (Siarka), Wróbel (Rozwój) i Chmiest (Limanovia). Największą liczbę debiutantów zaprezentowali trenerzy OKS Brzesko i Kotwicy - po 9. Niespodziankami można nazwać porażkę Rozwoju, który typowany jest na czarnego konia rozgrywek, brak zwycięstwa faworyzowanej Puszczy w Kołobrzegu. Drugi, obok Kotwicy, beniaminek ze względu na remont obiektu swój premierowy mecz w roli gospodarza rozgrywał w Pruszkowie, gdzie przegrał 0:3, choć obserwatorzy zgodnie twierdzą, że wysoki wynik jest nieco mylący.