niedziela, 24 listopada 2013

Dzwon na koniec jesieni.

Wiosnę 2013 Górnik Wałbrzych rozpoczął od niesamowitego meczu z Chojniczanką, który zakończył się zwycięstwem 2:1. Później było dramatycznie słabo, a runda została zakończona niespodziewanym, ale zasłużonym zwycięstwem w derbowym pojedynku z Głogowem 2:0. Runda jesienna z kolei rozpoczęła się i zakończyła od porażek z Błękitnymi Stargard Szczeciński, a mimo to jest najlepszą rundą od wielu lat!  Biorąc pod uwagę te skrajne spotkania aż dziw bierze, że środek był jakże odmienny. Działacze czy piłkarze ze Stargardu Szczecińskiego zapewne w długiej drodze powrotnej z Wałbrzycha zachodzili w głowę jak tak przeciętny zespół bije się o pierwszą ligę? Z Błękitnymi Górnik rozegrał dwa słabe mecze. Ani w upalne lipcowe, ani w pochmurne listopadowe popołudnie wałbrzyszanie nie byli w stanie nawiązać wyrównanej walki z beniaminkiem, który nie tak dawno sprawił niespodziankę wygrywając w Poznaniu z Wartą. Właśnie piątkowa przegrana Rasiaka i spółki w Sosnowcu sprawiła, że Górnik przezimuje na co najmniej drugiej pozycji. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc nie zabrakło takich co oczami wyobraźni widzieli piłkarzy Macieja Jaworskiego w fotelu lidera.
Mecz z Błękitnymi to bolesny upadek Sawickiego i jego kolegów
Solidny beniaminek przyjechał na Ratuszową bez dwóch podstawowych graczy pauzujących za kartki (Maciejowie Liśkiewicz i Kazimierowicz), a mimo to zespół Krzysztofa Kapuścińskiego wypunktował gospodarzy niczym juniorów. Po udanym eksperymencie z Wartą Jaworski znów zaufał młodzieży - za Dariusza Michalaka wybiegł Mateusz Krzymiński. Przed 18-letnim defensorem Górnika jeszcze sporo boiskowej nauki, a każdy mecz jest najlepszą z lekcji. Po meczu z Wartą Mateusz mógł urosnąć w piórka, zwłaszcza, że tygodnik Piłka Nożna wybrał go do Jedenastki Kolejki. Mecz z Błękitnymi boleśnie obnażył jego braki.  Nie tylko jego. Całego zespołu, zarówno w defensywie jak i ofensywie. 4:1 to prawdziwy "dzwon" jak kolokwialnie się mówi w sporcie i nokaucie w sztukach walki czy bolesnym pogromie. Dobrze, że trener i zawodnicy są świadomi własnej słabości w tym meczu i że te cztery bramki to i tak był najmniejszy wymiar kary.  W tym sezonie więcej u siebie bramek stracił tylko Jarota (1:5 z Ruchem). Wałbrzyszanie w trakcie 17 meczów I rundy stracili tylko 10 bramek, a w sobotę w trakcie 90 minut blisko aż cztery. Dla Macieja Jaworskiego jest to najwyższa porażka w krótkiej przygodzie z drugą ligą. Błękitni jak do tej pory jedyną drużyną, która w dwóch meczach z podopiecznymi Jawora zdobyła komplet punktów. Kiedy w Wałbrzychu kibice musieli opuszczać trybuny Stadionu 1000-lecia tak zdegustowani? Wiosną tego roku po meczu z Jarotą (0:3) - piłkarze prowadzeni wówczas przez Roberta Bubnowicza nie potrafili przełamać się od dłuższego czasu, choć pod Chełmcem gościły słabiutkie ekipy Elany czy Ruchu. Jarota przyjechał, podobnie jak w sobotę Błękitni, nie pokazał wielkiego futbolu, jedynie konsekwentną solidną piłkę, która wystarczyła na miejscowych. A kiedy ostatni raz wałbrzyszanie stracili u siebie 4 gole? Wiosną 2008 roku w dzień kobiet
Mateusz Krzymiński i Maciej Magnuski
w zaległym meczu 19.kolejki IV ligi wałbrzyszanie debiutujący pod nazwą Górnik PWSZ (bez Zagłębia) przegrał z Prochowiczanką 0:4 ! Robert Bubnowicz mógł po raz pierwszy skorzystać z pozyskanego Rafała Majki oprócz którego grali również bracia Michalakowie czy Marek Wojtarowicz. Wówczas cała runda była rozczarowaniem, zakończyła się de facto spadkiem - pozostanie w IV lidze oznaczało grę na piątym poziomie rozgrywkowym.
Miejmy nadzieję, że klęska z Błękitnymi nie jest złym omenem przed rundą rewanżową. Przerwa zimowa to będzie test prawdy dla Macieja Jaworskiego, który po raz pierwszy będzie ten okres przygotowywał zespół. Miejmy nadzieję, że wyleczą się Jan Bartoś i Michał Oświęcimka, że zarząd klubu zdecyduje się zakontraktować jednak jakiegoś zawodnika. Jesień pokazała, że kadra mimo wszystko była za wąska. Wyniki co prawda bronią zespół, ale uzupełnienia z juniorów nie dawały odpowiedniej jakości. O ile w przeszkadzaniu przeciwnikowi młodzi dawali radę, to w konstruowaniu było gorzej. Jeśli wspomniałem już wcześniej Mateusza Krzymińskiego to nie dawał w defensywie tyle ile choćby Dariusz Michalak czy Mateusz Sawicki angażujący się w ofensywę, podłączający się aktywnie do ataków. Pod bramką przeciwnika można było go zauważyć przy stałych fragmentach gry. Z drugiej strony, z powodu braku drużyny rezerw, doświadczenia w konfrontacji z seniorami Mateusz, Misiak czy Migalski nabrać mogą tylko i wyłącznie w starciu z otrzaskanymi cwaniakami w drugiej lidze. Widoczny postęp zrobił Wojciech Szuba, który na początku sezonu był zagubiony, mało kreatywny, nieaktywny, a z czasem popełniał coraz mnie błędów, dawał coraz więcej drużynie, choć na pewno nie jest jeszcze to co Wojtek może grać.
Porażka z Błękitnymi być może była rozprężeniem, które przyszło po wygranej z Wartą. Znając trenera Jaworskiego o zlekceważeniu rywala nie mogło być mowy, ale podświadomie piłkarze liczyli, że punkty łatwo przyjdą. Mecz nie miał przebiegu takiego, że gospodarze odpuścili, grali bez walki czy pomysłu na grę, po prostu przychodzi czasem mecz, w którym nie dość, że nic nie wychodzi, a rywalowi wręcz przeciwnie. Beniaminek ze Stargardu Szczecińskiego nie miał dnia konia, bowiem mógł, ba powinien, zdobyć więcej bramek. Jaworski szybko zareagował na wydarzenia boiskowe co dało jednobramkowy debet do przerwy. W szatni z kolei swój zespół poukładał trener Kapuściński i ostatecznie goście kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku.
Teraz nadchodzi odpoczynek, czas na analizę, pracę nad eliminacją błędów, naładowanie akumulatorów, opracowanie nowych schematów i przygotowanie się do rundy rewanżowej.

Borubariada

Błędów nie robi tylko ten co nic nie robi, a w sporcie tak jak w życiu nie ma bezbłędnych. Błędy zdarzają się każdemu, niekiedy wymuszone, przypadkowe, nie raz z kolei sprowokowane przez same delikwenta. Jeśli chodzi o bramkarza to błędy są one szczególnie napiętnowane przez opinię publiczną, w przeciwieństwie do np. pudła z trzech metrów do pustej bramki. Bieżący weekend stał pod znakiem powrotu do ligowej piłki po ostatnich w tym roku emocjach związanymi z meczami reprezentacji. W Hiszpanii zastanawiano się czy wirus FIFA będzie trafił czołowe drużyny, w Niemczech Dortmund bez 4 podstawowych obrońców przegrał u siebie z Bayernem, a w Anglii obok niesamowitych derby Liverpoolu i klasyku londyńskiego West Ham - Chelsea mieliśmy mecz na szczycie, gdzie po obu stronach barykady stanęli reprezentanci Polski. Po remisie Liverpoolu zwycięstwo w spotkaniu z Arsenalem Southampton zrównałby się z punktami z Kanonierami i przewodziłby stawce Barclays Premier League. Popularni Święci z Borucem w bramce do sobotniego meczu na Emirates Stadium stracili zaledwie 5 bramek, z czego jedna jakże słynna w meczu w Stoke. W Polsce przed meczem dogłębnej analizie poddano obu bramkarzy tego meczu Wojciecha Szczęsnego i Artura Boruca. Obaj wzbudzają skrajne emocje - od podziwu kunsztu po krytykę stylu bycia, arogancji, pewności siebie. Elementy sztuki bramkarskiej oceniali w gazetach trenerzy bramkarzy (Dawidziuk, Dowhań), b. koledzy po fachu (Tomaszewski, Szamotulski, Dudek). Suma sumarum bilans ocen goalkeeperów wyszedł prawie idealnie na remis. Życie jednak dość brutalnie zweryfikowało oceny naszych kadrowiczów, którzy są uznawani jako jedni z najlepszych na kontynencie. Mecz nie był porywającym pojedynkiem, ale bramka na
Drybling Boruca zakończył się bramką Giroud.
1:0 dla Arsenalu z pewnością była i będzie pokazywana długo we wszystkich serwisach informacyjnych. W 22 minucie gry Artur Boruc postanowił zabawić się w mistrza dryblingu z francuskim napastnikiem gospodarzy Olivierem Giroud. Kilka nieporadnych zwodów skończyło się dramatem dla "Borubara", bowiem piłkę przejął Francuz i strzelił bodaj najłatwiejszą bramkę w tym sezonie. Po przerwie z karnego Giroud ustalił wynik na 2:0. Wojciech Szczęsny bronił pewnie, a raz zebrał brawa za udane interwencje po strzałach kapitana Southampton Adama Lallany, który w ub.tygodniu zadebiutował w kadrze Anglii oraz Jaya Rodrigueza. Pomeczowe relacje z tego spotkania skupiły się głównie na Arturze Borucu - czego przykładem może być Daily Mail. Media brytyjskie nie oszczędzają "Arcziego" i z pewnością długo będzie musiał radzić sobie z tym. "Boruc pomaga Arsenalowi", "Boruc zadrwił ze Świętych" itd. itp. Internet czeka na tylko na taki numer i już Polaka porównuje do kabareciarza z Benny Hilla czy członka Jackass. Tylko, że mowa tutaj nie o polskiej części społeczności w sieci. Tutaj w miarę jest grzecznie. Główny mainstream na twiterze ma bowiem teraz problem - po wpadce ze Stoke dziennikarze sportowi wzięli w obronę Polaka. To wzięto pod uwagę wiatr, to na usprawiedliwienie przypominano wrześniową passę z Premier League. Teraz jest trudniej ustosunkować się do kolejnego numeru Boruca. Zwłaszcza, że to nie pierwszy raz, bo przypomnieć sobie należy bramkę z niemieckiego mundialu kiedy nogami próbował bronić strzał z wolnego (2:1 z Kostaryką), babole w meczach ze Słowację czy Irlandią Północną za kadencji Leo. Wówczas jako alibi były problemy rodzinne bramkarza, a teraz wymówek braknie. Boruca dziennikarze lubią, nie tylko za udane interwencje boiskowe, ale za osobowość, nieschematyczne wypowiedzi, trochę celebry, oryginalność w porównaniu z innymi "grzecznymi" zawodnikami. Dlatego też mógł liczyć na taryfę ulgową, na jaką nie mogą liczyć czy to Kuszczak (pamiętny mecz z Kolumbią w Chorzowie) czy Małkowski (gdy grał w Edynburgu), by nie wspominać o ligowych pechowcach w bramce Cabaju czy Gliwie. Ten ostatni duet ocierał się nawet swego czasu o kadrę, a jest obecnie synonimem nieporadności, niesamowitego pecha. Parodysta, komediant - tak są nazywani, zwłaszcza, że Michałowi Gliwie przydarzają się w tym sezonie pechowe interwencje przydarzają się często - ostatnio w piątek. Nawet gdyby Gliwa zaliczyłby tysiąc minut bez straty gola, obronił z rzędu kilkanaście karnych, strzelił nawet bramkę, podbiłby najsilniejszą ligę Europy i tak dla wielu pozostanie nieudacznikiem i parodystą.
W Southampton Boruc może liczyć na wsparcie
W przeciwieństwie do Boruca, którego nieudana próba dryblingu zostaje przekuta przez sportowych dziennikarzy jako dystans do siebie. Zwłaszcza, że na instagramie Borubar zamieścił zdjęcia porównujące jego wygibasy do dryblingu Johanna Cruyffa z lat 70-tych. Dla niewtajemniczonych to już podczas spotkania pokraczną kiwkę Polaka skomentował były walijski reprezentant Robbie Savage ("Nie uwierzycie własnym oczom Boruc próbował dryblingu Cruyffa 3 razy") - ten twitt udostępnił dalej Gary Lineker, który często jest cytowany przez polskich pismaków. Z pyszna mieli się w tym momencie specjaliści od bramkarskiego fachu, którzy grę nogami Artura ocenili na 8/10 (tylko Szamotulski na portalu weszlo.com ocenił wyżej Szczęsnego w tym elemencie).
Borucowi wiele zawdzięczaliśmy w turniejach mistrzowskich w Niemczech i Austrii, gdzie był najjaśniejszym punktem kadry. Jest jednak człowiekiem, a nie pomnikiem ze spiżu, ma prawo do błędu, tak jak choćby Gliwa i Cabaj, ale dla niektórych wciąż jest nietykalny, bez prawa do żartów, drwin, czy krytyki.

piątek, 22 listopada 2013

Brazylijski Mundial - po eliminacjach

Na 200 dni przed startem najważniejszej piłkarskiej imprezy w 2014 roku znamy już wszystkie ekipy, które będą walczyć o Puchar Świata. W mijającym tygodniu po barażach poznaliśmy ostatnich finalistów. Przyglądaliśmy się głównie polskiej grupie, ale o wiele ciekawiej było nie tylko w strefie europejskiej, ale i pozostałych.
AMERYKA POŁUDNIOWA (CONMEBOL)
W Ameryce Południowej sprawa eliminacji jest prosta - jedna grupa, każdy gra z każdym. Z 10 drużyn zrzeszonych w federacji CONMEBOL startowało 9, bowiem Brazylia kadrę zgrywa w meczach towarzyskich oraz zmaga się z problemami organizacyjnymi, społecznymi, finansowymi. Bezpośredni awans wywalczyły 4 reprezentacje: Argentyny, Kolumbii, Chile i Ekwadoru, który lepszym bilansem wyprzedził niepodziewanie Urugwaj. Urusi musieli mierzyć się w barażach z Jordanią, którą zmiażdżyli na wyjeździe 5:0 i świętować w Montevideo po remisie 0:0. Największe gwiazdy nie zawiodły w swoich zespołach, o czym świadczyć może lista najlepszych snajperów eliminacji: 11-Suarez (Urugwaj), 10-Messi (Argentyna), 9- Falcao (Kolumbia), Higuain (Argentyna). Największą niespodzianką o ile nawet nie sensacją jest dopiero ostatnie dziewiąte miejsce Paragwaju, który na ostatnim mundialu dotarł aż do ćwierćfinału, a w Copa America dotarł do finału.Najbardziej będzie z Paragwaju brakowało zapewne gorącej kibicki Larissy Riquelme, która wypłynęła w RPA tak jak nasza Natalia Siwiec podczas EURO 2012. Do tej pory w każdym turnieju mistrzowskim odbywającym się w Ameryce Południowej triumfował zespół z tego kontynentu. Pewnie i tym razem powinni się liczyć w rozgrywce potomkowie Pele, Maradony, Francescoliego, Chilaverta.
CONCACAF
Z północnej, środkowej oraz karaibskiej części Ameryki na mundial pojadą 4 zespoły. Do ich wyłonienia potrzebne były 4 etapy eliminacji kontynentalnych oraz baraże. W I rundzie z marzeniami o brazylijskich boiskach pożegnały się takie egzotyczne ekipy jak Aruba, Anguilla czy Brytyjskie Wyspy Dziewicze. W II rundzie zwycięzcy 5 dwumeczów trafiło do 6 grup, gdzie największą sensacją było odpadnięcie Trynidad Tobago, które 7 lat temu gościło na niemieckim mundialu. Trzeci etap tworzyli zwycięzcy 6 grup z II rundy + 6 najwyżej sklasyfikowane z rankingu FIFA zespoły: USA, Meksyk, Honduras, Jamajka, Kostaryka i Kuba. Te 12 zespołów podzielono na trzy grupy, z których do finałowej rozgrywki awansowały po dwie najlepsze. W gr.A awansowały USA i Jamajka, choć Amerykanie mieli początkowo problemy (remis w Gwatemali, porażka na Jamajce), w gr.B Meksyk zgromadził komplet zwycięstw i wraz z Kostaryką awansował dalej. Grupa C to zacięta rywalizacja pomiędzy Hondurasem, Kanadą i Panamą. O awansie decydowała ostatnia seria spotkań, w której Panama zremisowała na Kubie 1:1, a Honduras rozgromił Kanadę aż 8:1 przesądzając o wyrzuceniu z eliminacji graczy spod znaku Klonowego Liścia. Jednym z bohaterów Hondurasu był były napastnik GKS Bełchatów Carlo Costly, który 3-krotnie pokonał bramkarza Kanady. W IV rundzie awans zapewnili sobie piłkarze USA, Kostaryki, Hondurasu. Dramatycznie wyglądała forma Meksyku, który w 10 meczach zaledwie dwukrotnie wygrywał! Dało mu to ostatecznie 4.miejsce co powodowało baraż z Nową Zelandią (5:1, 4:2). Nie licząc barażów najskuteczniejszym strzelcem w tej strefie był Deon McCaulay (Belize) z 11 bramkami. Wspomniany wyżej Costly (dziś grający w amerykańskim Dynamo Houston) trafił łącznie 7 razy.
AFRYKA (CAF)
O awans zespoły biły się w 3 etapach. Najpierw był play off, skąd zwycięzcy trafiali do II rundy składającej się z 10 grup, których zwycięzcy spotkali się w III rundzie w decydujących o promocji dwumeczach. W rozgrywkach grupowych musiało dojść do niespodzianek i takie też były.  W gr. A Etiopia okazała się lepsza od RPA, gdzie pomocnik Lecha Poznań Dylon Claasen był rezerwowym w jednym meczu Republiką Środkowej Afryki. W Tunezja, Ghana, Nigeria, Egipt, Algieria, Kamerun i Senegal nie miały większych problemów z wygraniem swoich grup. W gr. C Wybrzeże Kości Słoniowej okazało się lepsze od utytułowanego Maroka, w gr. E Burkina Faso z Prejuice'm Nakoulmą (Górnik Zabrze) wyprzedziła o punkt Kongo. Popularny Prezes brał udział we wszystkich meczach i strzelił dwa gole.
Nakoulma był podstawowym graczem Burkina Faso
W decydujących barażach WKS z Drogbą na czele pokonało Senegal (3:1, 1:1). Mecz rewanżowy nie odbywał się w Dakarze tylko w Maroku, a Senegalczycy przygnębieni byli dodatkowo śmiercią trenera Bruno Metsu, który w jedynym występie na mundialu (2002) doprowadził ich do sensacyjnego ćwierćfinału.
Kamerun na mistrzostwach świata grał już 6 razy, a Tunezja -4, a w pojedynku pomiędzy oba nacjami lepsi byli Samuel Etto'o i koledzy (.
Ghana rozbiła w I meczu Egipt aż 6:1 i spokojnie mogła sobie pozwolić na luksus porażki pod piramidami 1:2. Z kolei Burkina Faso z Nakoulmą pokonało Algierię 3:2, by przegrać na Stade Mustapha Tchaker w Al-Bulajda 0:1 i pożegnać się z marzeniami o premierowym występie na mundialu. W rewanżowym meczu padł rekord frekwencji, stadion wypełniony był na kilka godzin przed meczem. Nie obyło się bez rannych podczas sprzedaży biletów, a także podczas świętowania awansu do finałów MŚ.
W całych afrykańskich eliminacjach najwięcej bramek strzelili Egipcjanie Mohamed Salah i Mohamed Aboutreika oraz Asamoah Gyan (Ghana) - po 6 goli.
AZJA (AFC)
Dla niektórych niespodzianką rywalizacji na największym kontynencie mogła być obecność Australii, która od kilku lat nie gra w strefie Oceanii, tylko w Azji. Tutaj o awans walczono w 5 etapach. W I - 16 najsłabszych drużyn w rankingu FIFA rywalizowało o awans, z tym, że reprezentacje Brunei, Bhutanu i Guamu zrezygnowały. W drugiej rundzie zwycięzcy rywalizowali z kolejnymi drużynami sklasyfikowanymi za wyjątkiem czołowej piątki.W III rundzie było 5 grup po 4 zespoły, z których po 2 najlepsze zespoły awansowały do decydującej rozgrywki. W finałowej, czwartej rundzie awans wywalczyły Iran, Korea Południowa, Japonia i Australia. Pecha miał Uzbekistan, który przegrał awans z Koreą gorszym bilansem bezpośrednich meczy (2:2, 0:1), a następnie w azjatyckim barażu uległ Jordanii (1:1, 1:1 karne 8-9). Jordania z kolei nie dała rady Urugwajowi (0:5, 0:0). Najskuteczniejszym w azjatyckich eliminacjach był Japończyk Shinji Okazaki z 8 bramkami.
OCEANIA (OFC)
Radość braci Tehau
Pozbawiona Australii federacja może liczyć na Nową Zelandię, która w międzykontynentalnym barażu nie dała rady Meksykowi (1:5, 2:4). OFC miała różne pomysły łączenia kolejnych faz eliminacji z Igrzyskami Południowego Pacyfiku czy też Pucharu Narodów Oceanii. W I rundzie w jednej grupie rywalizowały nierozstawione zespoły, gdzie najlepsza okazała się drużyna z Samoa.W II rundzie mieliśmy do czynienia z najwyższym wyjazdowym zwycięstwem. Co prawda wszystkie mecze grupy A były rozgrywane w Honiara na Wyspach Salomona, ale w roli gospodarzy z Tahiti wystąpiła Samoa.  Wynik 10:1 dla Tahiti, a w dodatku 4 gole strzelił Lorenzo Tehau, po dwa Jonathan Tehau, Alvin Tehau, a po jednym Teanoui Tehau i Steevy Chong Hue. Wszyscy Tehau to bracia! I tym samym wpisali się najprawdopodobniej go historii. Tahiti wygrywając wszystkie mecze awansowało (wraz Nową Kaledonią) do III rundy. Z drugiej grupy zgodnie z oczekiwaniami awansowała Nowa Zelandia (wraz z Wyspami Salomona), która w finale nikomu nie dała szans gromadząc komplet punktów. Z kolei Tahiti, które zdobyło sympatię na brazylijskim Pucharze Konfederacji w 6 meczach pokusiło się o zaledwie jedno zwycięstwo i aż 5 razy schodząc przegrane. Najskuteczniejszym w tej strefie był Jacques Haeko (Nowa Kaledonia) - 7 bramek.
EUROPA (UEFA)
O rywalizacji na Starym Kontynencie, zwłaszcza o ostatnich barażach napisano już chyba wszystko. Co ciekawe o awans musiał się w eliminacjach bić aktualny wciąż mistrz z Hiszpanii. Ale on, podobnie jak Belgia, Włochy, Niemcy, Holandia, Szwajcaria, Anglia nie zaznały porażki i zasłużenie wygrali swoje grupy. Dania zajęła drugie miejsce w swojej grupie, ale miała najgorszy bilans wśród wiceliderów i zabrakło jej w barażach. Najbardziej elektryzujący dwumecz eliminacji stworzyły reprezentacje Niemiec i Szwecji, gdzie strzelono aż 16 goli! Najpierw w Berlinie po godzinie gry i golach Klose (2), Mertesackera i Özila było 4:0 i nikt nie spodziewał się jakichkolwiek problemów. Tymczasem Ibrahimović w 62' daje sygnał do ataku, 120 sekund później trafia Lustig, na kwadrans przed końcem Elmander, aż w końcu w ostatniej minucie na 4:4 wyrównuje Rasmus Elm ! W rewanżu w Solnej było nie mniej emocji. Hysén i Kačaniklić wyprowadzili
Szwecja-Niemcy (4:4, 3:5). Ibrahimović i Scheinsteinger
gospodarzy na 2:0 i już kibice Sverige myślami byli o pierwszej porażce Niemców w tych eliminacjach. Özil do przerwy strzelił jednak kontaktową bramkę. 10 minut po przerwie był już remis po golu Götze, a potem Schürrle dwoma celnymi strzałami wyprowadził gości na prowadzenie 4:2. Tobias Hysén, syn znakomitego ongiś stopera Glena Hyséna w 69' strzela na 3:4 i gdy spodziewano się kolejnego remisu po raz trzeci tego dnia trafia André Schürrle. 3:5.
W eliminacjach zawiedli przede wszystkim Czesi ze znakomitym Petrem Cehem, w ogóle nie liczyli się Walijczycy z najdroższym piłkarzem Europy Garethem Bale'em, dopiero na czwartym miejscu zameldowali się Turcy, o naszych "orłach"nie wspominając.Zresztą tuż po zakończeniu baraży nastąpił wysyp wszelkiego rodzaju Jedenastek Nieobecnych Mundialu. Marnym pocieszeniem jest, fakt, że wiele gazet, witryn, agencji prasowych umieszcza w nich Roberta Lewandowskiego. Polska potrafiła fragmentami grać na miarę oczekiwań kibiców, ale zwycięstw było raptem 3, w tym dwa nad amatorami z San Marino. Z eliminacji głównie zapamiętany był mecz, który się nie odbył, czyli na basenie narodowym w Warszawie z Anglią. Niestety, nie byliśmy w stanie włączyć do walki o awans.
Europejskie baraże stały pod znakiem pojedynku tytanów, czyli Ibrahimović vs. Ronaldo, z którego górą był Portugalczyk. 4 gole, w świetle opóźnienia końca głosowania na Piłkarza Roku stawiają w roli faworyta nr 1 właśnie skrzydłowego Realu Madryt. Nasi grupowi pogromcy ze Wschodu, czyli Ukraina może śmiało mówić o kompleksie baraży. Czy to walka o mistrzostwa świata czy kontynentalny czempionat Ukraińcy w barażach zawsze znajdują pogromców. Tym razem po 2:0 w Kijowie wydawało się, że skonfliktowana Francja po raz pierwszy od dwóch dekad nie pojedzie na mistrzowski turniej. Tymczasem Ribéry, Benzema i spółka wygrali 3:0 wpisując się do historii, jako pierwszy europejski zespół, który awansował odrabiając dwubramkową stratę z I meczu.
Kopciuszek eliminacji Islandia nie miała większych szans z Chorwacją (0:0, 0:2), a z tego dwumeczu zapamiętane zostaną: pierwszy domowy mecz Islandii u siebie rozegrany w listopadzie i 70 piw wypitych po pierwszym meczu przez ośmiu kadrowiczów Chorwacji.
Grecja utarła nosa kolejnemu śmiałkowi. Tak jak podczas EURO 2012 w Polsce przypisywaliśmy sobie przed meczem 3 punkty w konfrontacji z Grekami, tak teraz było podobnie w przypadku Rumunii. 3:1, 1:1 mówi samo za siebie. Bohaterem Konstantínos Mítroglou, który strzelił 3 z 4 bramek, ponoć już jest jedną nogą w Dortmundzie, gdzie ma zluzować Lewandowskiego.

środa, 20 listopada 2013

Milik tropem Juskowiaka

Ostatni sukces dorosłego polskiego futbolu to srebrny medal olimpijski w Barcelonie w 1992. Dorosłego, choć wówczas była rywalizacji reprezentacji U-23, ale przecież to dorośli ludzie, a nie juniorzy. Od 21 lat czekamy na udział w olimpiadzie i teraz w okresie totalnego kryzysu podopieczni Marcina Dorny są na dobrej drodze by wywalczyć awansu na brazylijskie igrzyska. Ówczesna kadra Janusza Wójcika mogła się pochwalić grupą utalentowanych zawodników, wśród których większość trafiła później do I reprezentacji Polski. Obecna ma już w swoich zasobach kadrowiczów z seniorów: Bereszyński, Kamiński, Wszołek, Zieliński, Milik, Furman, Pawłowski, Wolski. W ostatnich dwóch dekadach nie brakowało utalentowanych roczników, które były blisko sukcesów. Bardzo blisko olimpiady był m.in. Paweł Janas ze swoimi wybrańcami (np. Piotr Włodarczyk), ale w decydującej rozgrywce górą byli Turcy. Marcin Dorna nie tak dawno wywalczył brązowy medal w ME U-17 i powierzenie jemu kadry olimpijskiej (jednocześnie walczącej w el.ME U-21) wielu uznawało za nieporozumienie. Jak czas pokazał to mecze kadr juniorskich brutalnie zweryfikowały Marcina Sasala, a Dorna mimo wpadek (1:6 w Portugalii, 2:4 w Norwegii) ma coraz mocniejszą pozycję. Dla przypomnienia Polska rozpoczęła eliminacje od wymęczonego zwycięstwa z Maltą (2:0), później u siebie zdobyła komplet punktów (2:0 ze Szwecją, 3:1 z Turcją). Na wyjeździe już tak różowo nie było: 1:3 w Szwecji, 0:1 z Turcją. Ostatni dwumecz miał dać odpowiedź jakie szanse ma Polska. Marcin Dorna mógł skorzystać z wykurowanego legionisty Bereszyńskiego, sięgnąć po niedawnych kadrowiczów Fornalika z Serie A Zielińskiego i Wszołka, w holenderskiej drugiej lidze gole strzela Parzyszek, ale i tak bohaterem był napastnik Augsburga Arkadiusz Milik.
Okładka środowego Przeglądu Sportowego
Były napastnik Rozwoju Katowice, Górnika Zabrze i Bayeru Leverkusen w piątek na Malcie (5:1) i we wtorek w Krakowie (3:1) ustrzelił dwa hat-tricki. Swoje pierwsze w seniorskiej karierze! Mecz na Malcie był spacerkiem, bowiem gospodarze w eliminacjach nie zdobyli nawet punktu, a premierową bramkę musieli trafić akurat z Polską. po przewinieniu Bereszyńskiego karnego wykorzystał Pisani ustalając wynik na 1:5. Oprócz trzech goli Milika swoje bramki dorzucili Michał Chrapek i Bartłomiej Pawłowski.
Mecz z Grecją rozegrano w Krakowie, na obiekcie Cracovii który stał się domem polskiej młodzieżówki. Na mecz pofatygowało się prawie 10 tysięcy widzów co musi budzić szacunek. I zapewne nie żałowało, bowiem emocji nie brakowało.
Polska przed meczem z Grecją
Po godzinie gry wielu wątpiło w końcowy sukces, na tablicy wyników 0:0, żółtą kartką ukarany został Piotr Zieliński, co eliminuje go z rewanżu w Grecji. Na szczęście po zagraniu Janickiego do bramki Dioudisa trafia po raz pierwszy Milik. Potem w 79' dobitka strzału rezerwowego Mateusza Lewandowskiego daje 2:0. A potem zaczęły się kłopoty. Na 5 minut przed końcem Nikos Karelis koryguje wynik na 2:1, a w ostatniej minucie obrońca Pogoni Szczecin w polu karnym fauluje wspomnianego Karelisa i rosyjski arbiter Mieszkow dyktuje jedenastkę.
Kto wie, czy ten moment wykonania rzutu karnego przez kapitana ekipy Hellady Giannisa Potourdisa z Olympiakosu Pireus nie był kluczowym w całych eliminacjach. Grek nie wytrzymał napięcia i posłał piłkę obok spojenia słupka z poprzeczką! Do zakończenia meczu został doliczony czas i wiele nerwów.
Potourdis pudłuje z 11 metrów!
W piątej minucie doliczonego czasu kapitalnym strzałem pod poprzeczkę wynik na 3:1 ustala Arkadiusz Milik i piłkarze mogli rozpocząć taniec radości.
Po meczu w świetle niepowodzeń pierwszej reprezentacji coraz więcej ciepłych słów kierowanych jest właśnie w stronę młodzieżówki. Na osławionym ostatnio twitterze redaktorzy sportowych pism prześcigają się kto pierwszy trafił z okładką - jak się okazało pomeczowy Przegląd Sportowy (na zdjęciu powyżej) prześcignął ukazujący dzień wcześniej tygodnik Piłka Nożna z Milikiem na okładce. Kto może trafić do I reprezentacji? Na pewno skuteczny Milik, którego talent zresztą odkrył Adam Nawałka. Milik póki co skutecznością przypomina Andrzeja Juskowiaka - bohatera eliminacji IO'92, króla strzelców w Barcelonie. Kamiński póki co w piątek się spalił, ale warto spróbować Piotra Zielińskiego na środku pomocy, Pawła Wszołka, Bartłomieja Pawłowskiego na bokach, gdzie potrafią błysnąć w Sampdorii czy Maladze. Odkryciem ostatnich meczów jest 23-letni lewy obrońca Ruchu Chorzów Daniel Dziwniel, posiadający również niemieckie obywatelstwo, który zanim trafił do Niebieskich grał w Eintrachcie Frankfurt (juniorzy) i Offenbacher FC Kickers. Może być ciekawą alternatywą dla Wawrzyniaka, Boenischa czy Marciniaka. Być może Nawałka wypróbuje go podczas najbliższego zgrupowania.
Co dalej z młodzieżówką? Polska następny, ostatni mecz rozegra za 10 miesięcy we wrześniu 2014 w Grecji. Teraz tabela przedstawia się następująco:
1.Polska    7 15
2.Turcja     5 10
3.Grecja    5   9
4.Szwecja  5  7
5.Malta      6  0.
Do rozegrania zostały mecze w trzech turach: w marcu - Malta-Szwecja, Grecja-Turcja, 5 września - Szwecja-Grecja, Malta-Turcja i 9 września Szwecja-Turcja, Grecja-Polska.
Na 1.miejsce praktycznie szans nie mają Szwedzi i Malta,a poza tym wszystko może się zdarzyć. Do II rundy awansują zwycięzcy 10 grup oraz 4 najlepsze zespoły z drugich miejsc. Te drużyny stworzą pary, których zwycięzcy awansują do finałów MME 2015, które rozegrane zostaną na czeskich boiskach w czerwcu 2015 roku. Medaliści mistrzowskiego turnieju z kolei awansują na Igrzyska Olimpijskie.

Po Irlandii

Mecz w Poznaniu z Irlandią nie wyglądał tak jak sobie wyobrażali trenerzy, kibice, piłkarze i organizatorzy. Po pierwsze liczono na inną atmosferę na trybunach. Irlandczycy podczas EURO 2012 zdobyli sympatię większości, nawet postronnych obserwatorów. Ich głośny doping rozbrzmiewał nawet w momentach, gdy ich pupile nie mieli szans na korzystny wynik, o wiele gorzej prezentowali się od rywali. Wielu wmówiło sobie, że polską i irlandzką nacje wiele łączy. Cóż, to, że sporo rodaków pracuje i żyje na Zielonej Wyspie to nie znaczy, że jest uczucie obustronne. Jakość w dopingu na kadrze jest nieporównywalna ze wskazaniem na fanów Eire. Na fali sympatii zakontraktowano po turnieju mistrzowskim dwa spotkania pomiędzy dwoma najsłabszymi zespołami mistrzostw. O ile w Eire, gdzie wspierało naszych wielu emigrantów, widownia mogła liczyć na jakieś emocje i bramki to w Poznaniu ich nie było. Ani na trybunach, ani na murawie. Po wrocławskim blamażu ze Słowacją tym razem doping "januszy" (jak już powszechnie nazywa się kibiców nie będącymi fanatykami, hools'ami czy ultras) był o wiele lepszy, bardziej przychylniejszy niż na Dolnym Śląsku. Spodziewano się głośnej, a przede wszystkim licznej grupy kibiców, którzy przyjadą za Irlandią. Bardzo na to liczył m.in. najbardziej ekspresyjny dziennikarz w Polsce Tomasz Zimoch, który przewidywał, że za irlandzkimi fanami kolejne sektory ruszą do wspólnej zabawy tworząc niepowtarzalny spektakl na trybunach. Tak nie było.
Irlandia, podobnie jak Polska, zmieniła szkoleniowca. Teraz prowadzi go duet O'Neill - Keane, którzy nie są anonimowymi osobami. Pierwszy jako piłkarz święcił sukcesy z Nottingham Forest, a później jako trener w Anglii (m.in. Aston Villa), Roy'a Keane'a nie trzeba szerzej przedstawiać, bo znakomite mecze w barwach Manchesteru United wielu pamięta. Mają tworzyć duet zły glina i ... bardziej zły glina. W debiucie pod ich kierunkiem Irlandia wypunktowała Łotwę 3:0, a pierwszą bramkę zdobył nieobecny w Poznaniu Robbie Keane. Polska z kolei do meczu przystępowała po bezbarwnym meczu ze Słowacją, która wczoraj zaledwie zremisowała 0:0 z debiutującą na arenie międzynarodowej reprezentacją Gibraltaru. Pomiędzy piątkiem a sobotą po wylaniu pomyj na kadrę media nie analizowały poszczególnych formacji, nie wystawiała cenzurek. Głównym tematem była atmosfera na trybunach, a w szczególności krytyka w postaci szyderstwa i gwizdów. Burzę rozpętał kontuzjowany kadrowicz Mateusz Klich, który siedząc na trybunach wrocławskiego stadionu był zdegustowany kibicami o czym nie omieszkał napisać na twitterze. ("40.000 zakazów stadionowych po wczoraj. Byłem na trybunach i to co się tam dzieje to jest jakaś masakra. Byle zjeść i ponapier.ć".) Twitter jest takim narzędziem do komunikacji podobnym do sms-owania, z tym, że treść mogą czytać setki, tysiące followersów, czyli obserwatorów. A że dziennikarze sportowi obserwują to co wypisują piłkarze (i odwrotnie) szybko temat został podjęty i sportowi pismacy podzielili się na zgodnych z Klichem oraz adwersarzy jego opinii. W sumie piłkarz został niewolnikiem internetu, bo nie dość, że żaden z obecnych kadrowiczów go głośno nie poparł, to wielu mędrców znalazło sposób by zaistnieć przy okazji wbijania szpilki w Klicha. Choćby Jacek Bąk czy Dariusz Dziekanowski, biorąc w obronę kibiców szybko zapomnieli jak narzekali na nich gdy słyszeli gwizdy, niewybredne hasła podczas gry. Sam Klich tłumaczył się na łamach Przeglądu Sportowego: "Siedziałem na trybunie vip. Połowy ludzi mecz tam w ogóle nie obchodził, oni nawet nie wiedzieli, kto z kim gra. Jedynie do obrażania byli pierwsi. Część w 35. minucie zeszła na bigos, a na drugą połowę już nie wróciła." Jakoś nikt nie podjął tematu jakości kibicowania vip-ów, bowiem nie od dziś wiadomo jak towarzystwo z tego sektora dopinguje...
Atmosfera w Poznaniu była lepsza niż we Wrocławiu
Po meczu z Irlandią póki co więcej pisze się o niemocy strzeleckiej Lewandowskiego, który tym spotkaniem trafił do Klubu Wybitnego Reprezentanta. Dla przypomnienia - na chwilę obecną są w nim piłkarze z 60 i więcej występami i dodatkowo śp. Gerard Cieślik. Regulamin wstąpienia ma być zmieniony: by się dostać należy rozegrać co najmniej 80 meczów lub być medalistą MŚ lub IO. Ten drugi argument jest ukłonem w stronę gwiazd z ery K.Górskiego i A.Piechniczka. Wracając do Roberta Lewandowskiego jest on jedynym obok Romana Koseckiego zawodnikiem z KWR, który nie wywalczył awansu do turnieju mistrzowskiego Europy czy Świata.
Prawdę powiedziawszy nie dziwi brak merytorycznych uwag po meczu z Irlandią, bowiem mecz ten był nijaki. Polska zagrała przeciętnie, podobnie jak rywal. Okazji podbramkowych z obu stron jak na lekarstwo. Tytuły pomeczowych relacji można powiązać filozoficznym mianownikiem - wiem, że nic nie wiem. Mecz nie dał odpowiedzi, że Adam Nawałka idzie w dobrym czy złym kierunku. Sam selekcjoner twierdzi, że dla niektórych było to ostatnie zgrupowanie. W porównaniu ze Słowacją w składzie nastąpiło 8 zmian. Kadra oparta była głównie na graczach ekswrocławian - Celeban, Kowalczyk, Sobota, Ćwielong, potem Jodłowiec. Ćwielong należał do najsłabszych na placu, wg mnie to nie ta półka, podobnie jak w przypadku Kosznika. O wiele lepiej z kolei w defensywie wystąpił Artur Marciniak, który wymieniany jest jako małe odkrycie tego meczu. Z kolei Michał Pazdan wyróżnił się brutalnym faulem, za który powinien wylecieć z boiska. Ligowy przecinak potrafi przeszkadzać, ale w kadrze wymagania są nieco wyższe.
Kiedy piłkarze załapią o co chodzi Nawałce w ofensywie?
W porównaniu z piątkiem solidnie wyglądała cała defensywa, gdzie podobał się rosły Szukała - autor bodaj jedynego (!!!) celnego strzału w światło bramki. Owszem są to próby, testy, ale nie rozumiem czemu mają służyć zmiany po 80 minucie, zwłaszcza, że nie są wymuszone kontuzją. Czy wtedy wchodzący zawodnik jest w stanie sprzedać swoje umiejętności? Jak w tak krótkim czasie może odmienić losy meczu? W drugim z kolei meczu widać, że kadra nie ma pomysłu na stworzenie sytuacji podbramkowej, we Wrocławiu udanie wprowadził się Tomasz Brzyski obdarzony soczystym uderzeniem i dobrym dośrodkowaniem, tym razem zamiast wcześniej zluzować bezproduktywnego Ćwielonga wchodzi na ostatnie minuty. Udanym wrocławskim epizodem Mączyński nie przekonał do siebie w meczu z Irlandią.
Nawałka ma czas do następnego roku, gdzie na początku będzie turniej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie kadra zagra w krajowym składzie. Wówczas zapewne negatywną selekcję przejdzie kolejna grupa anonimowych na tę chwilę kadrowiczów.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Dziki z Lubina

W latach 80-tych ubiegłego stulecia był najlepszy okres w historii seniorów Górnika Wałbrzych. W drugiej połowie powoli zaczynał się kryzys, a w regionie dolnośląskim oprócz Śląska Wrocław wyrósł kolejny rywal w postaci Zagłębia Lubin. Z czasem zespół wspomagany przez kombinat miedziowy przerósł wałbrzyszan i z czasem odskoczył na lata świetlne. O ile z początku lubińska ekipa była budowana przez byłych graczy mocniejszych klubów z Dolnego Śląska, to z czasem trend ten odwrócił się. Doskonale o tym przekonano się w Wałbrzychu, gdzie Bożyczko, Kowalski, Ptak, Stelmasiak, Sysiak, Bylicki trafili do Lubina nie mogąc liczyć na stałe miejsce w składzie Górnika (wyjątkiem jest oczywiście niezwykle skuteczny w Zagłębiu Wałbrzych Eugeniusz Ptak).
Górnik AD 1988 - B.Szczepaniak drugi w górnym rzędzie
W sezonie 1987/88 kiedy zespół Górnika prowadzony był przez Henryka Kempnego (na zdjęciu w środku w dolnym rzędzie) do Wałbrzycha trafił młody Bogumił Szczepaniak, który ... nie zaliczył ani minuty na ligowym boisku w barwach Górnika! A trzeba pamiętać, że wówczas wałbrzyszanie byli jedną ze słabszych drużyn pierwszoligowej stawki, a mimo to trener Kempny dał szansę gry 18-, 19-letnim graczom takich jak Wojtkowiak (na zdjęciu pierwszy z lewej u góry), Kurzeja, Sobczak. O Szczepaniaku szybko zapomniano, a teraz te nazwisko w regionie funkcjonuje za sprawą jego 22-letniego syna Mateusza. Obu panów łączy nie tylko gra w Zagłębiu Lubin, ale i w Amico Lubin. Ten młodzieżowy klub założony w roku urodzin Szczepaniaka jr (1991) jest Salezjańskim Centrum Sportowym, a najbardziej znanym graczem jest obecny pomocnik Cracovii Damian Dąbrowski. Początkowo Amico prowadziło tylko juniorów, ale z czasem aktywowano zespół seniorów grający na szczeblu A klasy - tam też kopał amatorsko Bogumił Szczepaniak. Mateusz dzięki grze trafił do kadry juniorów, a później do Zagłębia Lubin. W 2008 sensacyjnie wyjechał do francuskiego AJA Auxerre, gdzie spędził trzy lata (2008-2010). Grał tam z Ireneuszem Jeleniem i Dariuszem Dudką. Grał w juniorach, rezerwach oraz kilka razy załapał się na ławkę rezerwowych podczas meczów Ligue 1. W 2011 wrócił do kraju i trafił na wypożyczenie do Zagłębia Lubin. W sezonie 2011/12 zadebiutował w ekstraklasie w debiucie trenera Hapala - niesławne derby ze Śląskiem (1:5), a głównie ogrywał się w Młodej Ekstraklasie. W międzyczasie oblał testy w Cracovii i Podbeskidziu Bielsko-Biała, by na sezon 2012/13
Wiosna 2013 za chwilę M.Szczepaniak pokona Jarosińskiego
trafić do drugoligowego KS Polkowice, gdzie kadrę tworzyli i nadal tworzą młodzi, zdolni gracze z Lubina. Mateusz Szczepaniak wystąpił w 33 meczach i zdobył 9 goli. Dwukrotnie rywalizował z Górnikiem Wałbrzych, a w Polkowicach, gdzie podopieczni Roberta Bubnowicza polegli aż 1:5 strzelił nawet bramkę. Po sezonie przeniósł się do Legnicy, gdzie podpisał kontrakt z Miedzią. Dzięki swej waleczności, szybkości szybko zjednał sobie kibiców, którzy nazywają często przypominają jego pseudonim Dziki - czyli identyczny jak Grzegorza Michalaka z Górnika Wałbrzych. Mateusz w debiucie w pucharowym meczu w Opolu (4:0) strzelił bramkę, w lidze trener Ulatowski po przegranym meczu z Flotą (1:2, gdzie Szczepaniak jr strzelił bramkę) posadził go na ławkę rezerwowych. W roli zmiennika do bramki trafił w meczu z Łęczną (1:2), a po zwolnieniu "Uli" duet Tworek - Fedoruk obdarowali go zaufaniem desygnując go stale do podstawowej jedenastki. Dziki odwdzięczył się bramkami w Ząbkach (4:1) i w meczu z Termaliką (2:0). Był na ustach wszystkich kibiców po pucharowej niespodziance z Lechem Poznań (2:0), gdzie celnym uderzeniem ustalił wynik meczu. Po tych udanych meczach katowicki Sport obwołał 22-letniego pomocnika jednym z objawień rundy jesiennej twierdząc, że ma ogromne możliwości, które wkrótce pomogą trafić mu na boiska ekstraklasy. Póki co kariera przebiega lepiej niż ojca, bowiem ma za sobą debiut (i jedyny jak do tej pory mecz) w ekstraklasie.

niedziela, 17 listopada 2013

Zielona strefa

W tym sezonie w grupie zachodniej drugiej ligi mamy aż dwóch mistrzów Polski, zdobywcę Pucharu Polski oraz zdobywcę Pucharu Ligi. W tym zacnym gronie połowa drużyn to ubiegłoroczni pierwszoligowcy, na których przed sezonem mało kto stawiał w roli faworyta w walce o awans. Poznańska Warta w swoim mieście jest w głębokim cieniu Lecha, targana problemami finansowymi o mały włos nie wystartowałaby nawet w drugiej lidze. Na szczęście do tego nie doszło. Prowadzenie zespołu powierzono Markowi Kamińskiemu, który poprzednio grał w 2.lidze z Nielbą Wągrowiec, z którą w 2012 zresztą spadł do 3.ligi. Do Warty ściągnął z Wągrowca aż 8 zawodników! Czy piłkarze ze środka 3.ligi mogli zawojować drugą ligę? Jeśli weźmie się pod uwagę nazwiska to dostaniemy odpowiedź twierdzącą. W ekstraklasie gry bowiem posmakowali Łukasz Jasiński (Wisła Płock, Zagłębie Lubin), Przemysław Kocot (Zagłębie Lubin), Michał Goliński (Lech, Widzew, Dyskobolia, Cracovia, Zagłębie Lubin), Maciej Scherfchen (Lech, Polonia Warszawa, Widzew, Ruch, Arka), Karol Gregorek (Amica, Wisła Płock, GKS Bełchatów, Cracovia). Ostatnia trójka ma za sobą grę w europejskich pucharach, a w przypadku Goliny i Szeryfa można powiedzieć jako o byłych kadrowiczach.  Do Poznania wrócili również eks-reprezentant Grzegorz Rasiak, uczestnik MŚ U-17 Artur Marciniak to mamy obraz solidnej ekipy, która na papierze ma skład by bić się o punkty w 1.lidze. Przed sezonem w Pucharze Polski Zagłębie Sosnowiec wygrało z Wartą aż 4:1, by 3 dni później na inaugurację ligi ulec jej 0:3. Zieloni - bo tak są również nazywanie Warciarze - konsekwentnie zbierali punkty, o dziwo lepiej prezentując się na wyjeździe, gdzie do soboty zanotowali jedną wpadkę 0:1 z Rozwojem, po strzale życia Macieja Wolnego w 90 minucie gry. W tabeli szybko z Chrobrym zajęli dwa miejsca w zielonej strefie, czyli dwóch pierwszych miejscach premiowanych awansem. W bezpośrednim pojedynku przy Drodze Dębińskiej w Poznaniu padł bezbramkowy remis. Kameralny obiekt został niespodziewanie zdobyty w ubiegłym tygodniu przez Błękitnych Stargard Szczeciński, którzy wygrali 2:0.
G.Michalak strzelił 2 gole a M.Scherfchen wyleciał z boiska
Niekwestionowaną gwiazdą zespołu jest Grzegorz Rasiak - 37-krotny reprezentant kraju, który w tym sezonie 9 razy wpisywał się już na listę strzelców. Między nimi on jest głównym magnesem dla kibiców chcących oglądnąć mecz Warty. Spotkanie w Wałbrzychu pomiędzy trzecim Górnikiem a drugą Wartą było więc wydarzeniem ostatniej kolejki I rundy sezonu 2013/14. W przedmeczowych zapowiedziach błędnie historię pojedynków podał  Artur Szałkowski z portalu naszemiasto.pl. Autor przedstawił mecze z drugiej ligi (choć nie chronologicznie, bo różni nieco kolejność meczów w sezonie) zapominając o rywalizacji w trzeciej lidze sezonu 1999/2000. Wówczas trzecia liga była trzecim poziomem rozgrywek, podobnie jak obecna druga. Dla przypomnienia ówczesny beniaminek z Wałbrzycha pokonał Zielonych w przedostatniej kolejce rundy jesiennej u siebie 4:2 po golach Pawła Murawskiego (2), Marcina Wojtarowicza i Marcina Morawskiego. Górnik w tym meczu dwukrotnie przegrywał po strzałach Klimasa i Borykina, a dodatkowo Zbigniew Zawadzki przestrzelił karnego. Wiosną z kolei w Poznaniu zagrali m.in. Jaroszewski i Marek Wojtarowicz. Jogi pokonany został z rzutu wolnego przez Miklosika, potem Rafał Tragarz wyprowadził biało-niebieskich na prowadzenie, ale Arkadiusz Miklosik z karnego wyrównał na 2:2. Zwycięskiego gola dla piłkarzy Wiesława Walczaka strzelił Jarosław Falkenberg.
Jak się okazało Damian Jaroszewski - tak ostatnio wychwalany przez Macieja Jaworskiego - ma pecha do warciarskich rzutów wolnych. W sobotę przy Ratuszowej puścił farfocla, ale dzięki udanym interwencjom w drugiej połowie udanie się zrehabilitował. Dodatkowo jego koledzy zaimponowali walecznością i skutecznością. 3:1 sugeruje pewne, przekonywujące zwycięstwo, ale tak nie było, bowiem goście mieli swoje okazje. Co prawda zawiódł Grzegorz Rasiak, ale jego młodsi partnerzy mogą mieć jedynie do siebie pretensje, że nie potrafili w dogodnych sytuacjach posłać piłki do siatki. Maciej Scherfchen wyróżnił się tym, z czego słynął z boisk ekstraklasy, twardą grą na granicy faula, co zakończyło się dla niego czerwoną kartką, niewiele pograł Michał Goliński, choć był blisko gola to zakończył mecz jedynie z żółtą kartką.
Mimo listopada na mecz przyszło ponad tysiąc widzów, którzy nie mogli żałować tej decyzji. Maciej Jaworski również nie krył radości po końcowym gwizdku, bo sukces drużyny to również jego sukces. Na pomeczowej konferencji zaznaczył, że to nie był "jego mecz" tylko drużyny, wspomniał również o zielonej strefie - do tej pory z uporem maniaka podkreślał, że Górnik walczy o utrzymanie, teraz wspomniał, że stać zespół by po meczu z Wartą wskoczyć na awansowe miejsce. I tak też się stało. Na półmetku wałbrzyszanie są drudzy, cytując tygodnik Piłka Nożna, "nikt poważnie nie bierze Górnika w walce o awans", ale kto wie, czy wiosną też tak będzie. Póki co jest 10 punktów na strefą spadkową - gdzieś z tyłu głowy siedzi zapewne wielu tragiczna wiosna tego roku, kiedy po dobrej jesieni piłkarze prowadzeni przez Roberta Bubnowicza zaliczyli totalny zjazd. Przy okazji meczu z Wartą wspominano chorzowską victorię z 1983 roku dającą tytuł mistrza jesieni ekstraklasy - wtedy też wiosną zespół Horsta Panica zagrał dramatycznie słabo i zamiast pucharów był środek tabeli. Oby te przykłady nie zaliczyły replaya w tym sezonie.

sobota, 16 listopada 2013

Nowe rozdanie stare błędy

Już po debiucie Adama Nawałki w roli selekcjonera. Pełny stadion we Wrocławiu, nowy trener, nadzieje na zwycięstwo, rywal wydawałoby się w zasięgu naszych kadrowiczów. Cała otoczka, balon nadziei pękł bardzo szybko i kac nastąpił już podczas trwania imprezy. Słowacy pokazali się jako ZESPÓŁ, a nie zlepek indywidualności. Formacje rozumiały się i wszechobecne opinie, że są zgrani, bardziej doświadczeni irytowały coraz bardziej. Škrtel, Hamšík to nazwiska, które większość kibiców kojarzy, ale kim są choćby strzelcy bramki Kucka czy Mak? Fani na stadionie nie zaprzątali sobie głowy, bowiem po półgodzinie ich optymistyczne nastroje przerodziły się w szyderę, którą obserwowaliśmy przy okazji choćby meczu z San Marino. Okrzyki "co wyrobicie" czy "jeszcze jeden" głośnych echem rozbrzmiewały w mediach jeszcze dzień po meczu. Gazety, portale internetowe podzieliły się w ocenie postawy kibiców - jedne potępiały gwizdy na polską reprezentację, a drugie wręcz broniły. Kibic ma prawo do własnej oceny, tak jak widz np. koncertu. Gra mu się nie podobała więc gwizdał, ma ku temu pełne prawo. Media same podkręcały atmosferę w tonie "jak Nawałce się nie uda to komu?". Czy piłkarze dali powód by ich bronić przed krytyką? Największym mirem na trybunach mógł się pochwalić Artur Boruc, który choć nie ustrzegł się błędów wybronił kilka
Kadra przed meczem ze Słowacją
sytuacji i uchronił przed większą kompromitacją. Obrona to była i niestety jest najsłabsza formacja. Boczni obrońcy z Górnika Zabrze wskoczyli chyba w  za duże buty, to jednak jeszcze nie ta półka. Olkowski parę razy szarpnął z prawej strony, ale koledzy z asekuracją nie nadążali, Kosznik w prasie oceniany jest albo jako najsłabszy gracz kadry (jedynka w skali 1-10) albo jako najpewniejszy gracz defensywy! Ja widziałem wolnego gracza, który nie nadążał w kilku akcjach (nie tylko przy golu), zwłaszcza po przerwie, gdzie Słowacy bramkowe sytuacje stworzyli po akcjach stroną Kosznika. O Jędrzejczyku i Kamińskim wszystko już chyba napisano - póki co największym zwycięzcą jest ten co nie grał, czyli Kamil Glik z Torino, choć nie jest powiedziane czy z nim w składzie byśmy lepiej zagrali. W pomocy dramatycznie słabo, bodaj najgorzej w reprezentacyjnej karierze zagrał Krychowiak, Jodłowca lepszego widzieliśmy w Legii, Sobota po transferze do Brugii mocno spuścił z tonu, Błaszczykowskiego zna cała Europa i wiadomo, że tylko dzięki niemu Polska może liczyć na ofensywne akcje. Mierzejewski miał być reżyserem, ale nim nie był. Ileż on zmarnował dośrodkowań ze stojącej piłki! Lewandowski grał głęboko cofnięty, starał się, ale brakowało go pod bramką Kozáčika, wciąż w kadrze zawodzi, jeśli weźmiemy pod uwagę jego wyczyny na niemieckich i europejskich boiskach. Grę za kadencji Waldemara Fornalika trudno uznać za zadowalającą, ale za Nawałki póki co nie jest ona lepsza. Wyraźnie brakuje środka pola - może to się zmieni gdy z młodzieżówki wróci Zieliński i wyzdrowieje Klich, a obaj zagrają tak z Danią w Gdańsku. Z debiutantów najlepiej zaprezentował się Tomasz Brzyski, który nie dość, że potrafił oddać celny strzał, to dośrodkowania nie kończyły się na słowackiej defensywie. Mogą dziwić personalne wybory Nawałki: wchodzi na boisko awaryjnie dowołany Robak a nie Teodorczyk, czemy więcej grał Mączyński od pierwotnie powołanego Pazdana. Niektórzy spodziewali się gry Kowalczyka czy Hołoty, którzy dzięki grze w Śląsku doskonale znają wrocławski obiekt. Ale ukłonu w stronę publiczności dolnośląskiej nie było ze strony Nawałki. Sam trener trzeźwo po meczu ocenił sytuację zespołu, zdaje się rozumieć bolączki kadry i oby wyciągnął konstruktywne wnioski.
Prasa oceniła mecz jako wstyd, niektóre media przypominają o fatum pierwszego meczu nowego selekcjonera. Biorąc pod uwagę historię to warto zaznaczyć, że za kadencji Leo Beenhakkera, z którym zresztą Nawałka współpracował, Polska przez pierwsze trzy mecze nie wygrała, ba pierwsze dwa (z Danią 0:2 na wyjeździe i w eliminacjach z Finlandią 1:3 w Bydgoszczy) przegrała w podobnym do piątkowego stylu. Później step by step przyszły sukcesy. Pamiętny mecz w Chorzowie z Portugalią (2:1) miał dwóch nieco zapomnianych dziś bohaterów - bocznych obrońców w osobach Golańskiego i Bronowickiego. Dziś nikt sobie nie wyobraża, że Kosznik miałby stopować np. Ronaldo, a Olkowski zakładać siatki Hazardowi. 
Albo kadencja Jerzego Engela, który przegrywał lub bezbramkowo remisował, pierwszą bramkę jego kadra strzeliła w meczu nr 5 (1:3 z Holandią), a premierowe zwycięstwo przyszło dopiero w siódmym meczu, eliminacyjnym w Kijowie.
Adamowi Nawałce trzeba dać czas, nie można skreślać już po pierwszym meczu. Nie od razu Rzym zbudowano. Zaufaniem obdarzono go przed kilkudziesięcioma dniami i powinno ono trwać do czasu co najmniej zakończenia testów, sprawdzianów, ustawienia. Każdy mecz będzie analizowany, opinia publiczna dość ma upokorzeń, braku sukcesów, oczekuje gry takiej, za jaką w Zabrzu czy Katowicach AN zapracował na szacunek. Sprawdzianom będzie poddawana również widownia na trybunach - ta we Wrocławiu oblała egzamin i nie chodzi tu tylko o krytykę kadry. Większość zakończyła czynny udział w dopingu na odśpiewaniu hymnu. Za tym obiektem może ciągnąć się opinia o złej atmosferze podczas meczów, fatum związanych z wynikami i może stać to co swego czasu przydarzyło się z Poznaniem, kiedy to kadra szerokim łukiem omijała Bułgarską. To na szczęście dla stolicy Wielkopolski przeszłość. Czy na trybunach INEA Stadionu będziemy świadkami gorącej atmosfery rodem z ligowych bojów Kolejorza czy kolejny popis szyderstwa? Przekonamy się o tym we wtorek kiedy przyjedzie skromniejsza niż oczekiwano grupa fanów Irlandii.

środa, 13 listopada 2013

Łasicki z profesjonalnym kontraktem

Igor Łasicki 26 czerwca ukończył 18 lat. To dało mu prawo do zawarcia pierwszego w swojej karierze zawodowego kontraktu jeszcze przed przerwą wakacyjną. Sezon 2013/14 polski obrońca rozpoczął w rozgrywkach młodzieżowej ligi Primavera, gdzie zagrał do tej pory 26 razy oraz 4 w młodzieżowej Lidze Mistrzów.Władze neapolitańskiego klubu obserwując przez kilkanaście miesięcy poczynania polskiego piłkarza postanowiły na niego postawić i wykupić z Zagłębia Lubin, skąd był do tej pory wypożyczony. Igor Łasicki podpisał kontrakt z Napoli opiewający na cztery lata.
O fakcie parafowania profesjonalnej umowy nie napisała jeszcze oficjalna witryna klubu z Neapolu, ale stał się jednym z głównych newsów futbolowych z Półwyspu Apenińskiego. Rozpowszechnił ją na twitterze Maciej Chorążyk  współpracujący z PZPN działacz odpowiedzialny za wyszukiwanie za granicą młodych graczy z polskimi korzeniami, by namówić ich do gry w koszulce z Białym Orłem na piersi. To dzięki Chorążykowi debiut w polskiej reprezentacji zanotowali Sebastian Tyrała, Ludovic Obraniak czy Sebastian Boenisch. Monitoruje sytuację młodych polskich piłkarzy i uchodzi za wiarygodne źródło informacji. Nic dziwnego, że cytując jego wpis na portalu społecznościowym w Polskę news puścił 90minut.pl, a później już mainstreamowe strony od onetu po fakt.
Ciekawostką jest, że ponad miesiąc temu- 10 października o podpisaniu przez Igora pierwszego
profesjonalnego kontraktu informował redaktor Bogdan Skiba. Niestety dla weterana wałbrzyskiego dziennikarstwa sportowego żaden z mediów (prasa, internet) nie podchwycił tej kaczki dziennikarskiej i nie rozpowszechnił.

Jabłuszko nie dla słoni

Pod Tarnowem,a konkretnie pod Żabnem znajduje się wieś Nieciecza, gdzie o mały włos od lipca przyjeżdżały by walczyć o ligowe punkty najlepsze polskie drużyny. Po drugiej z rzędu przegranej batalii zarządzający klubem państwo Witkowscy postanowili podziękować za współpracę trenerowi Kazimierzowi Moskalowi i po raz drugi zespół powierzyć Słowakowi Dušan Radolský'emu. Ten znany w Polsce szkoleniowiec miał za zadanie wprowadzić w końcu Termalikę Bruk-Bet na piłkarskie salony. Miał - czas przeszły - ma tu ogromne znaczenie. Zespół nie przeszedł rewolucji kadrowej, a stabilna sytuacja finansowa, modernizacja obiektu sugerowały, że popularne słoniki (jak nazywa się niecieczan) będą od początku w czubie tabeli i nadawać ton pierwszoligowym rozgrywkom. Tymczasem szło jak po przysłowiowej grudzie: na dzień dobry remis u siebie z beniaminkiem z Rybnika (2:2), potem porażka w Ząbkach, w 3.kolejce pierwsze zwycięstwo (2:0 z Kolejarzem) po którym przyszły trzy mecze ligowe bez zwycięstwa + odpadnięcie z PP (0:4 u siebie z Lechem). Po trzech kolejnych zwycięstwach wydawało się, że Termalica weszła na odpowiednie tory i będzie kroczyć pewnym krokiem w kierunku T-Mobile Ekstraklasy. Tymczasem od pokonania w Jaworznie GKS Tychy (3:0), czyli 21.09. piłkarze z Niecieczy nie mogą doczekać się zwycięstwa! Po 4 z rzędu meczach bez zwycięstwa (2 domowe porażki i 2 wyjazdowe bezbramkowe remisy) państwo Witkowscy postanowili pożegnać Dušana Radolský'ego. Jego następcą został Mirosław Jabłoński - szkoleniowiec uznany, również pamiętany w Wałbrzychu dzięki pracy w Górniku Wałbrzych. Objął on biało-niebieskich po ich spadku z 1.ligi i prowadził z powodzeniem w sezonie 1989/90. Wtedy też Górnik po raz ostatni przed organizacyjnym upadkiem grał naprawdę ładny dla oka futbol.
Epizod M.Jabłońskiego w Niecieczy trwał raptem 3 tygodnie
Pod jego okiem rozwinął się m.in. talent Jacka Sobczaka, który później trafił do Legii, to on przekwalifikował dzisiejszego kierownika Zagłębia Lubin Wiesława Stańko z napastnika na ofensywnie grającego obrońcę.  Wcześniej popularny Jabłuszko trenował Gwardię Warszawa, gdzie dojrzewały talenty późniejszych reprezentantów w osobach Macieja Szczęsnego czy Romana Koseckiego. Po pracy w Wałbrzychu trafił do PZPN, gdzie pracował z kadrami młodzieżowymi. Nie zapomniał wtedy o wałbrzyskim klubie, powołując m.in. Jacka Cieślę. Po związkowym epizodzie związał się ze stołecznymi klubami Polonią i Legią, gdzie sięgnął po Puchar Polski i blisko był wywalczenia tytułu mistrza kraju (słynny mecz z Widzewem przy Łazienkowskiej - 2:3). Potem pracował w Zagłębiu Lubin (prowadził m.in. Bubnowicza i Przerywacza), Amice Wronki, dwukrotnie w Wiśle Płock, ŁKS Łódź i Bogdance (dziś ponownie Górnik) Łęczna. We Wronkach wywalczył najwyższe w historii klubu miejsce w lidze (3.miejsce i udział w PUEFA), podobnie jak w Płocku (czwarte miejsce w lidze (w sezonie 2004-05) i finał Pucharu Polski (2002-03). Od 2011 było o nich cicho i sięgnięcie po niego przez Termalikę przyjęto z zaciekawieniem jak sobie poradzi trener z tak bogatym doświadczeniem. 23 października ogłoszono objęcie stanowiska I trenera niecieczan przez Mirosława Jabłońskiego, we wtorek 12 listopada klub wydał komunikat w którym ogłosił koniec współpracy z Jabłońskim... Po trzech raptem meczach. Termalica w debiucie trenerskim Jabłońskiego przegrała w Niecieczy z zespołem prowadzonym przez byłego trenera "Słoników" K.Moskala - GKS Katowice i przegrała 1:3. Drugi mecz - wyjazd do będącej na fali Miedzi Legnica i kolejna porażka 0:2. Wreszcie trzeci mecz i wizyta Górnika Łęczna w Niecieczy, który wygrywa 1:0 i tym samym wskakuje dość niespodziewanie na fotel lidera. A Termalica wylądowała na 15.miejscu, pierwszym spadkowym...
Złośliwy zauważą progres w ilości traconych bramek, ale bilans zera punktów nie przynosi chluby.
Nie jest to ostatnia zmiana szkoleniowca w 1.lidze, otóż trener niedawnego rywala Górnika w drugiej lidze Energetyka ROW Rybnik Ryszard Wieczorek objął Górnika Zabrze, osieroconego po Adamie Nawałce. Do Zabrza przymierzany był również szkoleniowiec Rakowa Częstochowa Jerzy Brzęczek, o którym plotkowało się, że chciał przejść na Górny Śląsk dopiero w styczniu, poza tym mogły mu przeszkadzać obowiązki pozasportowe związane z prowadzeniem biznesu w Opolu. Ciekawostką jest fakt, że Wieczorek w Zabrzu zastosuje wariant przerabiany w ... Wałbrzychu! Trenerem bramkarzy ma został Mateusz Sławik, który na co dzień broni i to z niezłym skutkiem w drugoligowym Rozwoju Katowice. Sławik ma oczywiście porzucić grę w Katowicach. Natomiast w Wałbrzychu podobny przypadek mieliśmy z Wojciechem Wierzbickim - popularny Wierzba, jeszcze latem brał udział w przedsezonowych sparingach Polonii/Sparty Świdnica i wszystko wskazywało, że będzie bronił w trzeciej lidze. Tymczasem został trenerem bramkarzy Górnika Wałbrzych i tym samym dokłada małą cegiełkę do dyspozycji Jaroszewskiego a co za tym idzie pokaźnego dorobku punktowego zespołu z Ratuszowej.

wtorek, 12 listopada 2013

Powrót do przeszłości

W połowie lat 80-tych ubiegłego stulecia w kinach sporą popularnością cieszył się film Roberta Zemeckisa pt. Powrót do przyszłości. Fabuła jest powszechnie znana, a odtwórca głównej roli Michael J.Fox, choć ma w dorobku bardziej ambitne role (choćby w Ofiarach wojny) już do końca swojego życia będzie kojarzony z Marty'm McFly podróżującym w czasie w przeszłość jak i w przyszłość. Tak jak bicz i kapelusz nieodłącznie kojarzy się z Indianą Jonesem tak twarzowy bezrękawnik bezsprzecznie należy do głównego bohatera cyklu Back to the future. Ten element ubioru z kolei w T-Mobile Ekstraklasie kojarzy się wyłącznie z Adamem Nawałką, nowym selekcjonerem, który w pierwszych godzinach pracy ze swoimi powołanymi wybrańcami również ubrany jest w charakterystyczny bezrękawnik. Oby był on szczęśliwym symbolem eliminacyjnych zwycięstw tak jak osławiony płaszcz Jerzego Engela. Wybór Nawałki początkowo u niektórych wzbudził kontrowersje, ale entuzjazm z jakim nowy selekcjoner wziął się do pracy udzielił się dziennikarzom i nawet dosyć dyskusyjne powołania są usprawiedliwiane sakramentalnym - dajmy mu szansę. Czy te wybory okażą się trafne pokaże czas - pierwsze przetarcia już w piątek we Wrocławiu ze Słowacją, a kilka dni później spotkanie z Irlandią w Poznaniu. Trenerskie debiuty nie są łatwe. Od 16 lat, czyli debiutu Janusza Wójcika (1:0 z Węgrami) nikomu nie udało się odnieść zwycięstwa. Dwaj ostatni poprzednicy przegrali swoje debiuty - Fornalik zaczął od kompromitacji w Tallinie (0:1), a Smuda przegrał na remontowanym stadionie Legii z Rumunią (0:1). Obecnie Nawałce bliżej jednak do Smudy, bowiem ma dużo czau by przygotować kadrę do występów eliminacyjnych, Waldemar Fornalik tego czasu zbytnio nie miał, kadrę wziął praktycznie z marszu, w pierwszych meczach opierał drużynę głównie na wybrańcach Franca. Adam Nawałka powołał graczy z zagranicy i z boisk krajowych i trudno nie zgodzić się z opinią, że były zaskoczenia. Z polskich stranieri mówi się głównie o absencji Kamila Glika, którego niektórzy obwołali jednym z winnych przegranych eliminacji. Nową twarzą jest Marcin Kowalczyk z Wołgi Niżny Nowogród, który w kraju udanie prezentował się ostatnio w Śląsku Wrocław, a wcześniej w Bełchatowie, z orzełkiem na piersi zagrał 7 razy. Niespodzianką jest nominacja dla jego kolegi z czasów gry we Wrocławiu Piotra Ćwielonga, który gra w niemieckim drugoligowcu z Bochum. Czy faktycznie popularny Pepe wniesie taką jakość do kadry jak choćby w drugim półroczu tego roku Waldemar Sobota? O wiele więcej kontrowersji i pytań nasuwa się przy krajowych wyborach Adama Nawałki. Czwartym do brydża wśród uznanych goalkeeperów (Boruc, Szczęsny, Tytoń) znalazł Rafał Leszczyński z pierwszoligowego Dolcanu Ząbki. Mieliśmy swego czasu różne próby z krajowymi bramkarzami - Bartosz Kaniecki czy Rafał Gikiewicz mogą na przykład w swoim cv dopisać występy w kadrze. W przeszłości zdarzały się już przypadki prób z bramkarzami z zaplecza ekstraklasy. Media wspominają powołania dla Macieja Szczęsnego ze stołecznej Gwardii, a 4 lata temu w sparingu z Litwą Leo Beenhakker powołał bramkarza Kieleckiej Korony Radosława Cierzniaka (dziś Dundee). Wracając do Leszczyńskiego jest on czołowym bramkarzem czołowej drużyny pierwszej ligi - jego pobyt na zgrupowaniu ma na celu obycie z atmosferą kadry, zdobycia doświadczenia, bo na więcej trudno liczyć, bo nawet w młodzieżówce trenerzy wyżej cenią od niego Szumskiego, który grzeje ławę w Piaście Gliwice. Leszczyński sztabowi trenerskiemu Nawałki wpadł w oko już dawno, ale w Zabrzu nie ma pieniędzy by wykupić gracza, który być może stanie się zmiennikiem Marca-Andre ter Stegena z Borussi Moenchengladbach.
K.Mączyński i R.Kosznik - nowe twarze w kadrze rodem z Zabrza.
Inni krajowi wybrańcy są doskonale znani Nawałce, choć dla szerszej publiczności są prawie anonimowi i ich nazwiska mogą z lekka szokować. O ile wśród obrońców nie dziwi obecność legionisty Tomasza Brzyskiego (naprawdę niezłe występy w przeciętnie grającej ekipie mistrza) to już wybory graczy, których wcześniej prowadził AN mogą intrygować. Pawła Olkowskiego nowy selekcjoner prowadził w GKS Katowice i Górniku Zabrze, czołowy asystent był ponoć na celowniku Lecha i klubów niemieckich może być ciekawą alternatywą dla rehabilitującego się Piszczka. Michała Pazdana (Jagiellonia) powoływał już Leo, ale Nawałka zna go z Zabrza. Holender powołał go po zaledwie jednej rundzie gry w ekstraklasie (łącznie 5 meczów), a także zabrał na Euro 2008, gdzie nie dane było Pazdanowi zagrać ani minuty. Rafał Kosznik ma pomóc rozwiązać problemy z lewą obroną. 30-latek rodem z Kaszub ma piłkarski pseudonim Kosa. O jego karierze w Gdańsku, Bełchatowie czy poznańskiej Warcie niewiele ciekawego można powiedzieć. Od lipca gra w Zabrzu i swoją grą przekonał na tyle Nawałkę by dostać powołanie na kadrę. Czy zasłużenie? Jego zmiennikiem może być inny ex-zabrzanin, obecnie defensor Cracovii Adam Marciniak, który grał już w kadrze U-21. Nie wyróżnia się w lidze, jego Pasy dopiero w tej rundzie grają na miarę oczekiwań kibiców, ale czy jest to lepsza alternatywa od Boenischa czy Wawrzyniaka, którzy grali już w kadrze bądź europejskich pucharach?
W linii pomocy szansę debiutu może dostać Tomasz Hołota (Śląsk Wrocław), którego AN zna z GKS Katowice. Hołota miał niezły okres ostatnio w ekipie Levy'ego, ale to póki co już czas przeszły. Na jego korzyść działa stosunkowo młody jeszcze wiek. W wyniku kontuzji Mateusza Klicha Nawałka dowołał kapitana Górnika Zabrze Krzysztofa Mączyńskiego, który sukcesywnie czynił progres, a w tej rundzie stał się jednym z głównym architektów dobrej gry zabrzan. Na jego niekorzyść przemawiają mikra liczba bramek i asyst co w oczach fachowców dyskredytuje go jako pomocnika.
W ataku nie dziwi powołanie dla Teodorczyka z Lecha, który z krajowych napadziorów prezentuje się najsolidniej w meczach kadry. Ambiwalentne uczucia wywołuje powołanie Marcina Robaka (zastąpił kontuzjowanego Sobiecha), bowiem napastnik Pogoni już raz awaryjnie zagrał w kadrze przeciwko słabiutkiemu San Marino i trudno powiedzieć by nie zawiódł. Skoro przeciwko amatorom nie poradził sobie to czy jest sens szukania zmiennika dla Lewandowskiego w meczach z europejskimi średniakami? Dawid Nowak grywał już w kadrze gdy reprezentował GKS Bełchatów, ale głownie mówiło się o nim w kontekście kontuzji, teraz gra w Cracovii, strzela bramki, asystuje i jak najbardziej zasłużył na powołanie. Inną sprawą jest czy doda do niej choć trochę jakości...
A.Nawałka i H.Flohe (Polska-Niemcy 0:0 -1978)
W świetle debiutu ze Słowacją złośliwi mogą się upominać o Seweryna Gancarczyka, kolejnego gracza z Zabrza, który ostatni mecz w kadrze przeciwko Słowacji strzelając jedyną bramkę meczu - niestety samobójczą.
Tylko wyniki obronią wybory Nawałki. Miejmy nadzieję, że gra jego wybrańców będzie swoistym powrotem do przeszłości, tej lepszej niż 3-5 lat temu. Najlepiej powrotem do czasów, gdy sam grał w kadrze narodowej i był uznawany za jej odkrycie, jednego z najbardziej utalentowanych graczy na swojej pozycji na argentyńskim mundialu.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Punkty Jogiego przy Oleskiej

Ileż to było meczy, zwłaszcza w poprzednim sezonie, kiedy to wałbrzyszanie częściej byli przy piłce, strzelali na bramkę rywala, który przeprowadzał jedną, dwie skuteczne akcje by zgarnąć w ostatecznym rozrachunku komplet punktów. Doświadczył również tego trener Maciej Jaworski, któremu z czasem karta się odwróciła i Górnik Wałbrzych należy do rewelacji obecnego sezonu. Trzecie miejsce zasługuje na szacunek, choć w powszechnej opinii biało-niebiescy mają wiosną zanotować zjazd w dół tabeli. Takie opinie można wyczytać w wypowiedziach piłkarzy drugoligowych w prasie i internecie. Przy Ratuszowej nikt nie ogląda się na innych, robią po prostu swoje i jest wynik. Trzeźwo sytuację ocenia Maciej Jaworski podkreślając, że cały czas celem zespołu jest utrzymanie. Już przed sezonem podkreślałem, że aby się utrzymać to trzeba walczyć o awans. I Górnik dokładnie to realizuje skrzętnie zbierając punkty. Choć zbierając to może nie jest dobrze dobrane słowo, bo bardziej pasowałoby wywalczając. Obserwując mecze widać, że piłkarze walczą, starają się, a że posiadane umiejętności nie pozwalają na fajerwerki techniczne, tiki-takę czy inny futbol totalny, to oglądamy czasem młóckę ligową z kilkoma strzałami i dziesiątkami fauli. Tak też było w piątek w Opolu. Odra jako beniaminek sezon rozpoczął od wysokiego C - 3:0 z Jarotą, później przyszły niepowodzenia, ale obiekt przy Oleskiej padł dopiero pod naporem Rozwoju Katowice, który zmiażdżył gospodarzy 4:0. Całkowicie nie wychodzi piłkarzom Dariusza Żurawia gra na wyjeździe, gdzie Odra wywalczyła po 3 remisach ledwie 3 punkty będąc obok Polkowic jedyną do tej pory drużyną bez wyjazdowego triumfu. Do meczu z Górnikiem opolanie mieli passę 7 kolejnych meczów bez porażki, a u siebie m.in. rozgromili solidny Raków 4:1. Przerwanie tej udanej serii w meczu z wałbrzyszanami nie wchodziło w rachubę. Z przebiegu gry również ... Ale liczy się "to co w sieci", a to goście spod Chełmca trafili do bramki rywala a nie piłkarze ze stolicy polskiej piosenki.
Takich pojedynków Jaroszewski w Opolu wygrał wiele
Mecz z Odrą miał bardzo szczęśliwy przebieg - po pierwsze w bramce Górnika bronił bardzo pewnie i szczęśliwie Damian Jaroszewski, gospodarze mieli bardzo rozregulowane celowniki. Już na początku Grzegorz Michalak, największy kolekcjoner kartek w Górniku, sprowokował Sebastiana Deję, który nie doczekawszy się reakcji sędziego sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość. Jak widać "Dziki" potrafi wyciągnąć wnioski z własnych doświadczeń. Jak się okazało wałbrzyszanie grali tylko nieco ponad pół godziny z przewagą, bo pod prysznic szybciej od kolegów udał się Michał Łaski (a nie Sławomir, jak stwierdzili opolscy dziennikarze piszący m.in. dla Sportu). Gospodarze mieli ułatwione zadanie zwłaszcza po przerwie, gdzie przemeblowana linia obrony znów musiała grać w awaryjnym ustawieniu. Oczywiście przytrafiały się błędy w ustawieniu, przegrane indywidualne pojedynki, ale piłkarskie szczęście uśmiechało się tym razem do wałbrzyszan. Górnik do ostatniego kwadransa oddał jeden celny strzał, który nie mógł zaskoczyć Bartłomieja Danowskiego - Wojciech Szuba głową z kilkunastu metrów. Pod koniec meczu, gdy leżał gracz miejscowych wałbrzyszanie przeprowadzili akcję, po której na bramkę uderzył Michał Bartkowiak, a piłka po rykoszecie wpadła do bramki. Można dyskutować o fair play, ale przepisy, wytyczne związkowe określają jasno jakie powinno być zachowanie w takich sytuacjach. Co ciekawe w końcówce goście mogli podwyższyć. Mimo problemów kadrowych nie zawiedli młodzieżowcy, po raz kolejny w defensywie zagrał Mateusz Krzymiński, który wybijając piłkę z pustej bramki również był jednym z bohaterów meczu. Na to miano zasłużył jednak Damian Jaroszewski. O roli Jogiego wie doskonale Maciej Jaworski podkreślając, że dla niego to najlepszy bramkarz całej grupy zachodniej drugiej ligi. Tylko lider z Głogowa stracił mniej bramek w lidze, ale na pewno potencjał defensorów Chrobrego jest na papierze o wiele większy niż wałbrzyszan. Zaledwie kilka meczów Górnik rozegrał w tym samym zestawieniu w obronie - jak nie kartki to kontuzje okazywały się złym sprzymierzeńcem. Póki co nie zobaczymy Jana Bartośa, ale już w ostatnich meczach wróci do składu Marek Wojtarowicz. Jaroszewskiemu nie zdarzają się na szczęście błędy kosztujące utratę bramki, tak jak to bywało niekiedy w przeszłości. Nieodzowne szczęście póki co mu sprzyja, pomagają mu również koledzy z obrony wybijając często piłki z pustej bramki. Kibice Górnika mogą się cieszyć, że Damian jest już po 30-stce a w dzisiejszych czasach raczej drużyny z wyższych lig nie sięgają po graczy w takim wieku. Choć bywają w tej kwestii również wyjątki.

środa, 6 listopada 2013

Rewanż z Marsylią Łasickiego

W czwartej kolejce UEFA Youth League polski jedynak, były junior wałbrzyskiego Górnika Igor ŁASICKI z kolegami z Napoli w środowe popołudnie grał przeciwko Olympique Marsylia. Igor oddał kapitańską opaskę Palmiero, ale wciąż jest centralną postacią w bloku defensywy neapolitańczyków. Do przerwy Włosi prowadzili 1:0. Po przerwie falowe ataki gospodarzy przynosiły kolejne szanse, aż po faulu kapitana Olympique Gabriela Duboisa arbiter podyktował jedenastkę, a obrońcę OM wyrzucił z boiska. Karnego wykorzystał strzelec pierwszego gola Gennaro Tutino. Kilka minut później za faul na rezerwowym pomocniku Maxime Lopezie Igor Łasicki zobaczył trzecią w tej edycji żółtą kartką. Trzy minuty później goście mieli znakomitą okazję skorygować wynik, ale rzutu karnego nie wykorzystał Antoine Rabillard. Później inicjatywa znów należała do miejscowych. W końcówce jeszcze jeden zryw Francuzów, ale mimo przedłużenia regulaminowego czasu gry o 5 minut wynik nie uległ zmianie.
W drugim spotkaniu grupy F Borussia Dortmund zremisowała u siebie z Arsenalem 2:2, choć młodzi Kanonierzy prowadzili już 2:0. Niemiecka drużyna dwukrotnie urwała po 2 punkty faworytom z Londynu.
Obecnie Arsenal prowadzi po 4 kolejkach z 8 punktami. Napoli z Łasickim zgromadziło 6 punktów po 2 zwycięstwach i o punkt wyprzedza BVB, tabelę zamyka Olympique Marsylia z trzema punktami.

Ekstraklasa po jesieni

Tegoroczna reforma T-Mobile Ekstraklasy w połączeniu z przedłużonym, a przede wszystkim zagęszczonym terminarzem rozgrywek spowodowała, że półmetek batalii sesji zasadniczej przeszedł praktycznie niezauważalnie. Tak dla przypomnienia - po 30 kolejkach bilans punktów drużyn będzie podzielony na pół (z równaniem w górę), a tabela podzielona zostanie na dwie grupy: mistrzowską i spadkową. Podział był przerabiany na początku obecnego stulecia, a konkretnie w sezonie 2001/02. Tak dla przypomnienia - wówczas stawka ligowców był podzielona na dwie grupy od samego początku, a później wiosną grano już o utrzymanie i mistrzostwo. W gr. A najlepsza była  Odra Wodzisław (komplet 7 zwycięstw u siebie!), przed Wisłą, Polonią i GKS Katowice, który lepszym bilansem bezpośrednich spotkań do grupy spadkowej zepchnął Zagłębie Lubin. Najgorsze w tej grupie byli Górnik Zabrze z Widzewem. W grupie B Legia wyprzedziła Pogoń, Amikę i Ruch, a do walki o mistrzostwo nie zakwalifikował się Śląsk, RKS Radomsko, Dyskobolia i odstająca wyraźnie od stawki drużyna Stomilu Olsztyn. W walce o utrzymanie olsztynianie nie liczyli się, a całkowity regres formy zanotował Śląsk, który w tej fazie rozgrywek wygrał zaledwie jeden mecz i został towarzyszem niedoli Stomilu. W grupie mistrzowskiej odpaliła znakomicie Legia, która w tej fazie rozgrywek nie zanotowała porażki i wyprzedziła na mecie o punkt Wisłę. Rewelacja z jesieni Odra Wodzisław wylądowała na 5.miejscu.
Wówczas nie dzielono dorobku po I fazie. Obecnie ten kruczek w przepisach stanowi doskonałe alibi dla większości zespołów. Gdyby podział na dwie grupy nastąpił po 15 kolejkach to obecna przewagi pierwszej Legii nad ósmym Śląskiem stopniała by z 11 do 6 punktów! Również ostatnie Podbeskidzie obecnie traci 4 punkty do bezpiecznego 14.miejsca, co w praktyce po podziale będzie oznaczało ledwie dwa oczka.
Jeśli chodzi o zaskoczenia in plus to na pewno jest to postawa szczecińskiej Pogoni oraz Cracovii. Dariusz Wdowczyk został doceniony za cierpliwą pracę z Portowcami i był wymieniany w gronie kandydatów na selekcjonera. Solidny Janukiewicz, duet Japończyków, walczący na szpicy Robak, odkrycie ostatnich kolejek Bąk - oni na pewno mogą zaliczyć rundę jako udaną. Z kolei Pasy grają zdaniem wielu obserwatorów najładniejszy futbol w tej rundzie. Odrodził się nieco zapomniany, notorycznie kontuzjowany Dawid Nowak, który wyrwał się po latach z Bełchatowa. Do tego dochodzi zdrowy Saidi Ntibazonkiza czy świeżo upieczony kadrowicz Marciniak. W górnej połówce znaleźli się faworyci z Warszawy i Poznania, choć w obu przypadkach liczono na nieco więcej, zwłaszcza w kontekście gry w europejskich pucharach. Niespodziewanie pod wodzą Smudy odpaliła Wisła Kraków - dziś wicelider z zaledwie jedną porażką (w Bydgoszczy). Śląsk targany problemami kadrowymi, organizacyjnymi, a ostatnio wizerunkowymi dopiero ósmy, ale postawa w rundzie rewanżowej jest zagadką. Ruch Chorzów z kolei pikował w kierunku 1.ligi, ale przyjście trenera Kociana odmieniło Niebieskich, którzy pod wodzą nowego szkoleniowca nie doznali jeszcze porażki.
rekord rundy -Lech-Legia 1:1, 27.10.2013 widzów 38 458
W drugiej połówce znalazły się zespoły, które w głównej mierze zawiodły. Nie można tego powiedzieć w przypadku beniaminka z Bydgoszczy, który długo nie mógł wygrać meczu, ale jak odpalił to w pokonanym polu zostawił trzech ostatnich mistrzów kraju z Legią na czele. Lechia znakomicie spisała się w sparingu z Barceloną, na inaugurację z Podbeskidziem błysnął debiutujący w zespole Japończyk Matsui (2 gole), ale później było coraz gorzej. W Białymstoku doczekano się otwarcia części stadionu, zespół wciąż jest w budowie, kilkakrotnie swoimi decyzjami krzywdzili Jagę arbitrzy, a nie zawsze była taka forma jak w meczu z Ruchem (6:0).Piast Gliwice - rewelacja z ub. sezonu szybko pożegnał się z pucharami, stracił na rzecz Pogoni Robaka, a w lidze został rozszyfrowany. Skarbem wciąż pozostaje jeden z najlepszych bramkarzy ligi Trela, ale mocno z tonu spuścili Podgórski czy Zbozień. Korona długo nie potrafiła zwyciężyć, w atmosferze skandalu pożegnano trenera Ojrzyńskiego, który kończył rundę w Podbeskidziu.Oba zespoły charakteryzuje determinacja, walka co zjednuje sympatię kibiców. Widzew to wielka prowizorka organizacyjna i kadrowa. Pożegnano trenera Mroczkowskiego, Pawłowski wyleciał do Malagi Phibel na Wschód, a odkryciem został Eduard Visnakovs, do którego szybko dołączył brat Aleksiej.  Do rozczarowań jesieni zaliczyć trzeba Zagłębie Lubin, które zrobiło dobre transfery (tak wyglądało na papierze), ale wpadek było coraz więcej. Posadę stracił nie tylko trener Hapal, ale i dyrektor sportowy Paweł Wojtala. Były reprezentacyjny obrońca kojarzony głównie z Lechem i Widzewem odpowiadał za transfery. Kwiek, Przybylski,Piątek, powroty Rakelsa, Oleksego trudno uznać za udane. Najlepsze wrażenie pozostawił po sobie powracający z Turcji Arkadiusz Piech. Nowym szkoleniowcem został Orest Lenczyk, który po udanym początku również zaczął z Miedziowymi przegrywać.
Po przerwie zimowej zapewne niektóre kadry nieco się zmienią. Zagłębie, które ma ambicje walczyć w grupie mistrzowskiej, póki co do ósmego Śląska traci osiem punktów. To w ciągu 15 spotkań jest do nadrobienia.

niedziela, 3 listopada 2013

Historyczny Boruc

Gol Begovića wg Daily Mail
10 kolejka angielskiej Premiere League przyniosła kilka ciekawych spotkań. W meczu na szczycie Wojciech Szczęsny powstrzymał uznawany za najgroźniejszy obecnie atak w lidze (Sturridge-Suarez) z Liverpoolu i dzięki zwycięstwo Arsenal utrzymał fotel lidera. Niespodziewanie Chelsea przegrała z Newcastle, Manchester City wygrał aż 7:0. A mimo tych emocjonujących spotkań golem z tej serii spotkań najczęściej pokazywanym na Wyspach, ba na całym świecie jest bramka z meczu Stoke - Southampton. Nieoczekiwanie negatywnym bohaterem przy tej bramce został Polak Artur Boruc. Tuż po pierwszym gwizdku sędziego Chrisa Foya obrońca gospodarzy Erik Pieters zagrał w kierunku własnego pola karnego, tam piłkę wyekspediował Asmir Begović. Piłka po uderzeniu Bośniaka poszybowała daleko w kierunku bramki Świętych, skozłowała przed Borucem, przelobowała i wpadła do siatki. Nie był to bliźniaczy gol a'la Kuszczak w 2006, bowiem Boruc był teraz wysunięty przed własną bramką i wydawałoby się, że polski bramkarz mógłby jeszcze dogonić piłkę...
Gratulacje Boruca dla Begovića
Zegar wskazywał 13 sekundę gry i tym samym bramkarz Stoke wszedł do panteonu najszybszych strzelców bramki w historii Premiere League. Szybciej strzelali od niego tylko znakomici snajperzy w osobach Alana Shearera, Marka Viduki, Dwighta Yorka i Chrisa Suttona. Asmir Begović jest piątym bramkarzem, któremu udało się strzelić bramkę w Premiere League. Przed nim taka sztuka udała się:
2001 - Peter Schmeichel (Aston Villa) vs. Everton
2004 - Brad Friedel  (Blackburn) vs. Charlton
2007 - Paul Robinson (Tottenham) vs. Watford
2012 - Tim Howard (Everton) vs. Bolton.
Spotkanie Stoke - Southampton zakończyło się ostatecznie remisem 1:1. A po zawodach obaj bramkarze błysnęli klasą. Boruc pogratulował Serbowi bramki (patrz zdjęcie), a dziennikarzowi BBC Sport powiedział, że chce o tej bramce jak najszybciej zapomnieć (co chyba dzięki mediom nie będzie takie łatwe), obwinił głównie silnie wiejący wiatr, przeprosił kolegów z drużyny oraz kibiców, a wypowiedź zakończył obietnicą odzyskania dwóch straconych punktów.Asmir Begović z kolei nie krył radości, ale trzeźwo ocenił, że była to bardzo szczęśliwa bramka i bardzo żal mu jest Boruca i z szacunku dla niego zbytnio nie celebrował bramki wiedząc, że podobny przypadek mógł mu się przytrafić.
Liga angielska jest dość specyficznym miejscem dla polskich bramkarzy, bo oprócz spektakularnych meczów przytrafiały im się wpadki porównywalne z sobotnią "Borubara". O tym doskonale wie choćby Jerzy Dudek.
Karny Boruca [foto:legionisci.com]
Artur Boruc przeszedł jednak do historii. Jest bowiem pierwszym polskim bramkarzem, który strzelił bramkę innemu bramkarzowi jak i przepuścił strzał innego bramkarza. W sezonie 2003/04 w przedostatniej kolejce polskiej ekstraklasy Legia podejmowała spadający do drugiej ligi łódzki Widzew. Oprócz Boruca wtedy w Legii grali m.in. Zieliński, Saganowski (ustrzelił w tym meczu hat-tricka), Kiełbowicz obaj Tomaszowie Sokołowscy, a w Widzewie grał m.in. obecny jego trener Rafał Pawlak, czy dzisiejszy kapitan Pogoni Bartosz Ława. W tym jednostronnym meczu po godzinie gry było gładkie 3:0 i gdy w 61 minucie sędzia Pacuda z Częstochowy podyktował drugą w tym dniu jedenastkę ku uciesze ponad pięciotysięcznej publiki do piłki podszedł ich ulubieniec Artur Boruc. Pewnym strzałem pokonał Norberta Tyrajskiego po czym tak celebrował zdobycie bramki, że zobaczył żółtą kartkę.