sobota, 29 grudnia 2012

Jesień stranierich

Nie mamy w Wałbrzychu pochwalić się za bardzo piłkarzami grającymi za granicą.  Jedynym zawodnikiem występującym na najwyższym szczeblu jest Tomasz (Thomas) Gruszczyński. Mierzący 192 cm napastnik ga w prowincjonalnej, z naszego punktu widzenia, luksemburskiej lidze. W swojej przygodzie z piłką krążył pomiędzy Francją (Malencourt, Metz, a wiosną CS Orne Amnéville) a Luksemburgiem (F91 Dudelange, z którym zdobył 7 tytułów mistrza kraju i 4 puchary). Tomasz Gruszczyński latem powrócił do Luksemburga, ale tym razem gra dla FC Progres Niederkorn. W 11 meczach czterokrotnie wpisał się na listę strzelców, w tym 3 razy pokonując bramkarza Etzella Ettelbruck. W drugiej lidze z kolei występował wałbrzyski bramkarz Łukasz Jarosiński. W norweskiej Adeccoligaen jego zespół Alta IF niestety zajął ostatnie miejsce, Łukasz jesienią zagrał w 10 spotkaniach, ale ostatni raz na początku września. Zimę spędzi pewnie na poszukiwaniu nowego pracodawcy.
Tomasz Gruszczyński (FC Progrès Niedercorn)
 W niemieckiej najwyższej klasie rozgrywkowej pracuje Adam Matysek, który już siódmy rok odpowiada za szkolenie bramkarzy FC Nuernberg. Wcześniej za zachodnią granicą bronił barw Fortuny Koeln, FC Gutersloh i Bayeru Leverkusen. Karierę szkoleniową zaczął jednak w ojczystym kraju (kadra U-21 i Górnik Zabrze) i kontynuuje ją z powodzeniem obecnie w Bawarii.
Adrian Mrowiec po opuszczeniu Szkocji krótko związał się z RB Lipsk, potrenował przy Ratuszowej by osiąść w trzecioligowym Chemnitzer SC. Dołączył przed 9.kolejką, zagrał w kolejnych ośmiu meczach, ale z meczu na mecz grał coraz gorzej. Rundę jesienną zakończył na 8 ( 7 w pełnym wymiarze czasowym) spotkaniach, w których zobaczył 1 żółtą kartkę. Po jesieni Chemnitzer zajmuje siódmą lokatę ze stratą 13 punktów do trzeciego miejsca premiowanego barażami o awans.
Roman Maciejak długo szukał klubu, zarówno w Niemczech jak i w Polsce. Dość niespodziewanie wylądował w Waldhoff Manheim. Jesienią zagrał w 5 spotkaniach, w których łącznie uzbierał ... 20 minut. Tylko raz jednak schodził z boiska pokonany. Jego klub w południowo-zachodniej grupie Regionalligi zajmuje 5.miejsce ze stratą 3 punktów do drugiego miejsca, które daje awans.
Jacek Cieśla (FC EISdorf)
Nieco zapomniany w Wałbrzychu Jacek Cieśla w tym roku skończył już 36 lat, a w kraju przypomniał się z jak najgorszej strony - w związku z aferą korupcyjną. W Niemczech gra od 2005, a od dwóch lat w amatorskim klubie FC Eisdorf, wcześniej bronił barw TSG Galbe, TSV Wacker 09 Nordhausen i VfR Osterode 09. Pozostał w rejonie Dolnej Saksonii i w lidze Kreisliga Osterode (dziewiąty szczebel rozgrywek - liga powiatowa) z Eisdorf zajmuje po jesieni wysokie 4.miejsce ze stratą 7 punktów do lider. Trzy szczeble wyżej, na szóstym poziomie rozgrywek w Verbandslidze (lidze związkowej) pracuje jako trener Rafał Klajnszmit, który wiosną 1998 grał w Górniku Wałbrzych. Piłkarską karierę kończył w Niemczech grając w Hallescher SV i SV 07 Eschwege, gdzie zaczął pracę trenerską. Potem prowadził zespoły młodzieżowe OSC Vellmar, a teraz szkoli SV Alder Weidenhausen. Z Klajnszmitem w Halle grał swego czasu były pomocnik wałbrzyskiego Górnika Dariusz Kurzeja, który w Niemczech przebywa  od 1995. W tym roku 43 latek strzelał bramki w rozgrywkach oldbojów w barwach FSV Bennstedt. W Bezirliga (8.poziom rozgrywkowy) w rezerwach BSV Schwarz-Weiss Rehden wciąż gra 40-letni już Piotr Jacyna, bodaj największa gwiazda Zagłębia Wałbrzych, w okresie tuż przed fuzją z Górnikiem.  Jacyna gra w Niemczech od 2003 roku, a przed długi okres grywał wraz z Ireneuszem "Tomkiem" Bednarskim, który po sezonie 2011/12 zakończył karierę.
Bartosz Konarski (Motzing)
W Niemczech znajdziemy nazwiska innych Thoreziaków czynnych sportowo: Sebastian Matuszak i Robert Rzeczycki grają w Polonii Monachium (5.miejsce po jesieni w monachijskiej Kreisklasse). Karierę na zachodzie wybrał nie tak dawny gracz drugoligowego Górnika, związany głównie z AKS Strzegom - Bartosz Konarski. Jego obecny klub SV Motzing zajmuje 4.miejsce ze stratą ledwie 4 punktów do lidera Kriesligi (9.poziom rozgrywek). Popularny "Konar" często przez niemieckich dziennikarzy ma zmieniane imię na Bertl. W każdym bądź razie w 17 meczach aż 15 razy wpisywał się na listę strzelców. Raz zobaczył czerwoną kartkę, a jedyna próba z 11 metrów zakończyła się fiaskiem. Na liście snajperów zajmuje 4.miejsce ze stratą 5 goli do najskuteczniejszego Koeglmeiera.
Austria to dla piłkarzy z okolic Wałbrzycha miejsce bardzo popularne. Nie ma co prawda takiego boomu jak przed laty, kiedy wielu graczy łączyło grę w soboty pod Alpami z niedzielną grą w niższym klasach rozgrywkowych w Polsce, ale wciąż grają tam piłkarze, którzy grali pod Chełmcem, w Świdnicy, Bielawie czy Kamiennej Górze. Dosyć długo trwa przygoda w Austrii Rafała Tragarza, który swego czasu brylował w Polonii Świdnica, a potem grywał w wałbrzyskim Górniku. Obecnie, jak większość graczy z naszego regionu gra w 2.klasse (7.poziom rozgrywek) - jego Kleinpoechlarn SV, gdzie łączy rolę trenera z grą w środku pola, zajmuje 10.miejsce na 13 drużyn, a popularny "Rura" strzelił 6 bramek.
Damian Misan (Poggstall)
Wcześniej w Austrii (od 1996) grał w zespołach m.in. Raxendorf SV, Yspertal SV. W tej samej grupie odnalazł się Damian Misan, który wiosną grał w pierwszoligowej Flocie Świnoujście, a rundę jesienną zaczął w jeleniogórskiej okręgówce w Olimpii Kamienna Góra. Damian gra w SC Poggstall a jesienią strzelił aż 13 bramek w 13 meczach zostając drugim strzelcem rundy.  W jednym meczu potrafił czterokrotnie zmusić do kapitulacji bramkarza rywali. Jak się okazuje nie jest to jego pierwsza gra w Austrii, bowiem jesienią 2010 grał w SC Raika Trenkwalder Wieselburg. W innej grupie 2.klasse - Alpenvorland znajdziemy innych ekswałbrzyszan, choć akurat o koronę króla strzelców walczy świdniczanin Mateusz Kopernicki, który trafił do siatki rywala aż 22 razy. 9 razy strzelił z kolei Bartosz Sobota (Kirnberg USV -9.miejsce), który w ataku może liczyć na znanego z występów w Kuźni Jawor Mirosława Klimko. Ojciec Pawła Matuszaka, Radosław, którego znają pod Alpami jako Matuzak gra w outsiderze grupy Ybbstal w ASKO Lunz/See, gdzie gra również jego kolega z Kamiennej Góry Łukasz Bieńkowski.
Z pewnością wyżej wymienieni to nie są wszyscy wałbrzyscy gracze, grający za granicą. Wciąż czekamy na debiuty w seniorach we Włoszech Łasickiego czy Parola. Kto wie czy znowu sytuacja nie zmusi ubrania bramkarskiej bluzy Waldemara Nowickiego na Wyspach Owczych. Ostatnio Przegląd Sportowy podsumował występy Polaków za granicami i jedyną wzmianką związaną z naszym regionem było zaklasyfikowanie Adriana Mrowca do grupy Rozczarowania.

czwartek, 20 grudnia 2012

Przedświąteczny błysk Seby

 Nie było w mijającym roku wielu newsów zza oceanu dotyczących gry Sebastiana Janikowskiego w NFL. Oakland Raiders. Wynika to nie tylko z braku sukcesów, ale ze specyfiki dyscypliny, którą uprawia. W polskich mediach usłyszeć można o kiepskich z reguły występach Marcina Gortata w NBA, a o wałbrzyszaninie cisza. Niewielu zna dokładnie zasady gry futbolu amerykańskiego, a tamtejsza liga zawodowa głównie kojarzona jest z powodu szumu wokół Super Bowl oraz obecności polskiego jedynaka, syna Henryka Janikowskiego, byłego kadrowicza w europejskiej odmianie futbolu. Ostatnia kolejka NFL była jednak dla Janikowskiego wyjątkowa. 
"Jeźdźcy" z Oakland podejmowali "Wodzów" z Kansas City. Chiefs mają po meczu kiepską serię - przegrali 10 z 11 meczów i mając bilans 2-12 nie mają zbytnio szans na play-off. O Raiders (4-10) też trudno powiedzieć, że to może być ich sezon. Ale wyniku 15:0 nie spodziewano się. A bohaterem był urodzony w Wałbrzychu kopacz, którego angielski odpowiednik "kicker" lub "football placekicker" brzmi o wiele bardziej efektowniej. Seba zdobył wszystkie 15 punktów: w I kwarcie kopiąc z 20 jardów, w II z 50 oraz 57, w III z 30 a w ostatniej z 41 jardów. Wykorzystał 5 z 6 prób. Te dokonania nie pozostały bez echa w USA  i właśnie został nagrodzony za niedzielne dokonania tytułem Gracza Tygodnia: "AFC Special Teams Player of the Week". Jest to już piąta taka nagroda Sebastiana podczas jego kariery w lidze NFL. Jego ostatni najbardziej spektakularny wyczyn to celne kopnięcie z 63 jardów podczas meczu otwierającego sezon 2011. W tym sezonie ma również znakomity procent skuteczności - 90,6%, bowiem wykorzystał 29 z 32 prób.

czwartek, 13 grudnia 2012

Jesień Oleksego w Piaście

Paweł Oleksy jest jedynym  graczem grającym w przeszłości w Wałbrzychu, który jesienią grał w T-Mobile Ekstraklasie. Po czteroletnim pobycie w Lubinie, gdzie zaliczył udane mecze z MPJ i ME dwa ostatnie sezony spędził na wypożyczeniach - najpierw w Głogowie i Polkowicach, a potem w Bydgoszczy. 27.05. tego roku Zawisza walczył o awans w Gliwicach, Paweł miał wówczas nawet stuprocentową szansę na zdobycie bramki. Skończyło się na 3:0 dla Piasta, który po końcowym gwizdku świętował drugi w historii klubu awans do ekstraklasy. Wtedy Oleksy nie spodziewał się, że po kilku tygodniach dołączy do gliwiczan.
Piast prowadzony przez Marcina Brosza był zespołem chwalonym za grę, walkę, bezkompromisowość. O bramkarzu Treli, pomocniku Podgórskim czy napastniku Kędziorze niektórzy zaczęli przebąkiwać w kontekście ewentualnego debiutu w kadrze.  Popularne Piastunki mają w tej chwili najnowocześniejszy stadion na Górnym Śląsku, nie wypełnił się co prawda nigdy w komplecie, ale kto wie, jeśli zespół nawiąże do dyspozycji z wyjazdowych meczów w Gdańsku (2:1 z Lechią), Wrocławia (3:1) czy nawet z Łazienkowskiej (2:3 z Legią mimo prowadzenia 2:0) to być może frekwencja będzie wyższa. Brosz był raczej przeciętnym graczem związanym z górnośląskim regionem (Bytom, Zabrze), również tam zaczął karierę szkoleniową. Trzy lata temu zadebiutował w ekstraklasie w Wodzisławiu, po tym jak miał na koncie dwa awanse: z Polonią Bytom (do 2. ligi) i Koszarawą Żywiec (do 3.ligi). W Gliwicach początkowo wyniki mocno rozczarowywały sympatyków i sporo było negatywnych komentarzy. W 2011 daleko było od sympatii do pracy duetu Brosz-Dudek w Gliwicach. Miniony sezon przyniósł upragniony awans, a runda jesienna pokazała, że wspomniana para ma pomysł na efektowną grę Piasta. Oprócz ogranych i znanych nazwisk (Klepczyński, Zganiacz, Podgórski, Kędziora) znalazło się miejsce dla solidnych cudzoziemców (Hiszpanie Alvaro i Ruben Jurado, Cuerda, Czech Polák, który był medalistą ME U-17 i U-19, Słowak Ižvolt) oraz dla młodych wilków wśród których na pewno wielu obserwatorów zapamiętało nazwiska 23-letniego bramkarza Treli, jego rówieśnika Zbozienia, który zapamiętany został z niebezpiecznej kontuzji czaszki, po której nosił kask a'la Petr Cech, pomocnik Matras (rocznik 1991) i "nasz" Paweł Oleksy (również rocznik 1991). Oleksy był suwerenem lewej obrony, wystąpił trzynastokrotnie, dwa mecze opuścił, dwanaście razy od 1 do 90 minuty, a przy Łazienkowskiej wszedł dopiero na ostatnie dwa kwadranse.
Paweł Oleksy w meczu z Widzewem (1:2)
W tych spotkaniach dwa razy został ukarany żółtą kartką, ale również dwa razy zanotował asystę. Prawdę powiedziawszy szkoleniowców Piasta należy pochwalić za odwagę, bowiem para Zbozień-Oleksy była jedną z najmłodszych w lidze w liniach defensywnych. Media podkreślają odwagę Jana Urbana, który odkrył Łukasika i Furmana nie tylko dla Legii, ale jak się okazuje również dla kadry, tuż za miedzą pochwały zbierali Wszołek z Teodorczykiem, w Górniku chuchają i dmuchają na Milika. Ale oni są graczami drugiej i pierwszej linii. Wśród defensorów wciąż szkoleniowcy wolą stawiać na doświadczenie i ogranie. Wyjątkami są oprócz gliwickiego duetu Filip Modelski (Jagiellonia, 1992), Piotr Malarczyk (Korona, 1991), Rafał Janicki (Lechia, 1992), Adam Pazio (Polonia, 1992), Jakub Bartkowski (Widzew, 1991). W Lechu natomiast w niełaskę popadł nie tak dawny kadrowicz Marcin Kamiński (1992).
Paweł jest wypożyczony do Gliwic, jego gra oceniana była przez dziennikarzy na 5-6 w skali 0-10. Gra na newralgicznej pozycji lewego defensora, gdzie panuje prawdziwa posucha, zwłaszcza w kontekście reprezentacji. Jest obecnie Wawrzyniak, był Boenisch, wspominano o odkurzeniu Piotra Brożka, ale kwestia wciąż nie jest rozstrzygnięta. Paweł Oleksy ma dziesiątki spotkań w reprezentacji juniorów, w ekstraklasie daje sobie radę, zdobywa niezbędne doświadczenie. W jego wieku obecny pewniak do gry w kadrze Fornalika na tej pozycji, czyli Jakub Wawrzyniak grał niewiele w Świcie Nowy Dwór, z którym spadł z ekstraklasy. Gdy Oleksy podtrzyma tendencję zwyżkową, nie zejdzie poniżej pewnego poziomu być może doczekamy się powołania do kadry. Warto przypomnieć, że już za czasów gry Pawła w Bydgoszczy pojawiały się głosy o jego dobrej grze na lewej stronie obrony. A jak będzie? Poczekamy, zobaczymy.

środa, 12 grudnia 2012

Potęga radia

O tym kto wynalazł radio można napisać pracę naukową. Czy był to Guglielmo Marconi czy może Nikola Tesla, na którego podstawie prac Włoch nawiązał łączność radiową. Są też zwolennicy Rosjanina Aleksandra Popowa. Według niektórych źródeł właśnie 12 grudnia przypada rocznica pierwszej transmisji radiowej przez Atlantyk. Radio to pierwsze medium, które z czasem powszechnie trafiło pod strzechy i wciąż ma mocną pozycję nie tylko informacyjną, ale i opiniotwórczą. Nie dało się telewizji, ale już jest chyba kwestią czasu by zostało wyparte przez internet. Co ma radio do futbolu? Wystarczy przypomnieć sobie relacje radiowe z meczów w czasach gdy nie było telewizji. Znam ludzi, którzy mają jeszcze na kasetach magnetofonowych relacje studia S-13 z rozgrywek pierwszej ligi z udziałem wałbrzyskiego Górnika. Ostatnie EURO 2012 i relacje radiowe przypomniały o potencjale sprawozdawców, gdzie ekspresyjny komentarz Tomasza Zimocha stał się hitem internetu. Ostatnio znów mogliśmy się przekonać, że w radiu wciąż pracują fachowcy, których próżno szukać wśród researcherów telewizyjnych czy internetowych opierających się na gotowej bazie danych w globalnej sieci.
W weekend większość obserwatorów spoglądała na boiska ligi hiszpańskiej, konkretnie do Andaluzji, Sewilli, na stadion Betisu - Estadio Benito Villamarín, gdzie Betis grał z Messim, ups z FC Barceloną, ale i tak wszyscy skoncentrowani byli na Argentyńczyku i na tym czy w końcu strzeli czy nie strzeli gola. Mimo, że z katalońskim klubem Lionel nie zdobył ani krajowego czempionatu, ani nie wygrał Ligi Mistrzów, nie osiągnął nic z krajową reprezentacją to wciąż imponuje skutecznością zostawiając w tyle ligowego rywala z madryckiego Realu Ronaldo. Media lubują się w porównaniach, a asy dwóch najbardziej popularnych klubów Liga BBVA najlepiej do tego się nadają. Klubowe i indywidualne rekordy Realu i Barcelony miały do tej pory charakter tylko wewnątrzhiszpański, iberyjski, aż do teraz gdy zliczono gole Messiego i zaczęto szperać, kto w przeszłości był równie skuteczny. Oczywiście znaleziono egzotycznego snajpera z Zambii - Godfreya "Ucara" Chitalu, który rzekomo (brak możliwości sprawdzenia, no chyba, że za podstawę weźmie się wikipedię) w 1972 zdobył więcej bramek niż Gerd Mueller, bo aż 107. Chitalu zginął w 1993 w katastrofie lotniczej.
Wracając do osiągnięcia Messiego to dzięki niemu powrócono do niemieckiego bombardiera Bayernu Monachium Gerda Muellera. O nim napisano i powiedziano już wszystko. Wygrywał i Bundesligę i Puchar RFN, Puchar Mistrzów, dwa medale mistrzostw świata, mistrzostwo Europy. W kadrze miał średnią bramek więcej niż jedną na mecz! Ale wiadomo - inne czasy, znane głównie z przekazów telewizyjnych, trochę lekceważonych. Nigdy się nie dowiemy czy Mueller poradziłby sobie w obecnych czasach, a Messi w latach 70-tych.
I teraz właśnie swoją potęgę ukazuje radio. Konkretnie Catalunya Ràdio, które trafia na niezbyt nagłośniony trop niedoszłego transferu Muellera do Barcelony.  Niejaki Josep Lluís Vilasea, były członek zarządu Barcelony, odnalazł dokument, z którego wynika, że Barcelona zobowiązała się do zapłacenia 30 milionów peset za niemieckiego napastnika, a także do rozegrania dwóch meczów towarzyskich z Bayernem na Camp Nou (każdy przyniósłby Bawarczykom około 75 tysięcy marek (600 tysięcy peset)). Na antenie Catalunya Ràdio Vilaseca opowiadał: - Około południa podpisaliśmy umowę, trzeba było jeszcze tylko przeprowadzić testy medyczne, a także załatwić papierkową robotę, między innymi z federacją... I wtedy wszystko się posypało. O transferze dowiedział się jeden z ministrów w niemieckim rządzie i zdecydował się na zablokowanie transferu. Nie podobało im [rządowi] się odchodzenie najlepszego niemieckiego zawodnika na rok przed mundialem. Oferowali nam odłożenie transferu o rok, na lato 1974 roku, jednak my byliśmy zdecydowani na zakup napastnika w tym oknie transferowym, więc postanowiliśmy postarać się zakupić Cruyffa. Johan miał większą renomę, jednak jego transfer kosztował nas zdecydowanie więcej, bo aż 80 milionów peset. Styl Müllera nie do końca przypominał ten reprezentowany przez większość zawodników Barcelony, jednak był on prawdziwą maszynką do strzelania goli, niesamowitym lisem pola karnego.
Umowa wstępna FC Barcelony dot. transferu G.Muellera
Wiadomo jaki był dalszy ciąg historii - Cruyff stał się legendą Barcelony zarówno jako piłkarz jak i trener, choć, gdyby nie był wcześniej graczem katalońskiego klubu, to by raczej nie zostałby szybko szkoleniowcem blaugrana. Kto wie, czy Mueller nie doprowadziłby Barcelony do triumfu w Pucharze Mistrzów, na który Katalończycy czekali aż do 1992.
Tego newsa opublikowało katalońskie radio, które udowodniło, że radio wciąż jest medium często niedocenianym w erze globalnej sieci. Często przeglądając internet można znaleźć informacje zdobyte, wytworzone przez dziennikarzy radiowych. Ba, w niektórych przypadkach szybciej informacja usłyszana będzie w radiu niż przeczytana w internecie. Dotyczy to również futbolu, gdzie w weekendy szybciej usłyszymy niższych lig w PR Wrocław.
Według znawców tematów właśnie radio, a nie gazeta czy strona internetowa, jest najlepszą szkołą dziennikarskiego fachu.

wtorek, 11 grudnia 2012

Tragedia w Holandii

Początek grudnia w Europie to nie tylko sensacyjne odpadnięcie z Ligi Mistrzów obrońcy trofeum, to nie tylko rekord bramkowy Messiego, ale i prawdziwe dramaty. Po derby Manchesteru powrócił temat kibiców, po tym jak o mały włos wzroku nie stracił obrońca Manchesteru United Rio Ferdinand trafiony w okolice oka monetą i jak kibice City trafili na murawę w wiadomym celu. To jednak jest w cieniu tragedii, która miała miejsce tydzień wcześniej w Holandii.
Richard Nieuwenhuizen miał 41 lat, jego syn trenował piłkę nożną w młodzieżowym klubie. Przypadek jak wiele, również w naszym kraju.  W rozgrywkach młodzieżowych mecze sędziuje jeden sędzia związkowy, na liniach pomagają mu często przedstawiciele obu klubów.  SC Buitenboys gdy grał to mógł liczyć na pomoc Nieuwenhuizena jako sędziego asystenta, czyli liniowego. Całkowicie społecznie, kochał to robić, futbol był jego pasją. Tak było do ubiegłego tygodnia.
Richard Nieuwenhuizen
 SC Buitenboys grał z drużyną z Amsterdamu Nieuw Sloten. Trzech graczy amsterdamskiego klubu (dwóch piętnastolatków i jeden szesnastolatek) niezadowolonych z decyzji Richarda Nieuwenhuizena pięściami i kopniakami postanowiła dać upust swojej frustracji.  Nieuwenhuizen wrócił z meczu do domu i nie był świadomy, że coś złego może mu się stać. Wieczorem wrócił do klubu i tam zasłabł. Po przewiezieniu do szpitala zapadł w śpiączkę. Następnego dnia zmarł na skutek obrażeń mózgu. Klub przekazał informację o zgonie bez podania przyczyny, ale już w poniedziałek aresztowano trójkę piłkarzy, którzy brali udział w biciu i kopaniu sędziego. Póki co są zatrzymani na dwa tygodnie do czasu zakończenia postępowania. Dokładne okoliczności zdarzenia na boisku wciąż są bowiem badane, ale i tak całe środowisko piłkarskie, nie tylko w Holandii jest zszokowane.
Prezydent Holenderskiej Federacji Piłkarskiej KNVB po tym wypadku zawiesił wszystkie amatorskie rozgrywki w kraju, przed każdym meczem profesjonalnej ligi pamięć śp. Richarda Nieuwenhuizena uczczono minutą ciszy. Ta chwila miała zmusić do refleksji kibiców w Holandii, gdzie do tej pory nie zanotowano równie brutalnego ataku na sędziego.
Ponadto wszyscy piłkarze wystąpili z czarnymi opaskami.
Dziś aresztowano kolejne 4 osoby w związku z tą sprawą: trzech nastolatków i 50-letniego mężczyznę.
Tymczasem w uroczystościach pogrzebowych brało kilka tysięcy osób, wg niektórych źródeł nawet 12 tysięcy. W ostatniej drodze żegnali go m.in. sportowcy z SC Buitenboys ubrani w klubowe trykoty oraz tysiące Holendrów z czerwonymi różami.

piątek, 7 grudnia 2012

W pierwszej lidze posucha

Pierwszoligowcy zakończyli swoje zmagania i teraz w klubach nadszedł czas odpoczynku piłkarzy, analizy wyników, a przede wszystkim decyzji personalnych. Jedną z tych ostatnich dotyczy wychowanka Górnika Wałbrzych Michała Oświęcimki. Ma on co prawda ma ważną umowę z klubem, ale będzie ona negocjowana. Działacze Okocimskiego Brzesko, który w ligowej tabeli wyprzedza tylko bytomską Polonię, chcą na razie zrezygnować z kwartetu zawodników (w tym z Michała), by pozyskać dwóch doświadczonych graczy, którzy pomogą "Piwoszom" w utrzymaniu się w lidze. Oświęcimka nie nagrał się zbytnio w pierwszoligowym OKS - łącznie w dwóch występach uzbierało się 42 minuty. Na usprawiedliwienie można przypomnieć kontuzję i rehabilitację.
Michał Protasewicz - jesienią 4 minuty w 1.lidze.
Zgoła odmienna sytuacja niż w Brzesku jest w klubie ze Świnoujścia. Flota zadziwiła wszystkich obserwatorów kiedy to pierwszą stratę punktów zanotowała dopiero w 9.kolejce (remis w Olsztynie po fatalnych błędach arbitra), pierwsza porażka w 13.kolejce i tylko dwie bolesne przegrane w ostatnich meczach z Zawiszą i Termaliką dają szanse innym zespołom na dogonienie Wyspiarzy. Flota do feralnej 13.kolejki (porażka u siebie z Cracovią 1:2) straciła ledwie 3 gole, później w ostatnich 5 meczach (2 zwycięstwa, 3 porażki) 11. Przed sezonem mówiło się o kłopotach finansowych, stawiano zespół w gronie faworytów do spadku, a tymczasem były szkoleniowiec Górnika Polkowice Dominik Nowak zapowiadał walkę o awans. Nikt nie brał poważnie w sierpniu jego słów, ale z tygodnia na tydzień rósł szacunek dla Floty. Do znakomitego wyniku w lidze przyszedł awans do ćwierćfinału PP, gdzie w pokonanym polu pozostawili m.in. zabrskiego Górnika. Do głównych architektów sukcesu należą bramkarz Grzegorz Kasprzik, który nawiązuje do formy z Piasta Gliwice, napastnik Sebastian Olszar, obrońcy Ivan Udarević (grał w 3.lidze przeciwko Górnikowi w Ilance Rzepin), Sebastian Zalepa. W szerokiej kadrze znalazł się były gracz wałbrzyskiego Górnika Michał Protasewicz. 27-letni piłkarski obieżyświat spędził we Flocie swego czasu 3 sezony (2007-2010) skąd trafił właśnie pod Chełmiec. Potem były jednorundowe epizody w Piotrkowie Trybunalskim i Barlinku, aż znowu zawitał do Świnoujścia wiosną tego roku. Po grze w rezerwach podpisał umowę z pierwszoligowcem, ale nie nagrał się zbytnio. Zaczął od prawie dwóch kwadransów w Pucharze Polski (w Zdziszowicach zmienił Olszara i zobaczył żółtą kartkę), w ligowej premierze ławka rezerwowych, w drugiej przeciwko Polonii Bytom pojawił się na murawie w 86 min. zmieniając Bartosza Śpiączkę (on z kolei grał przeciwko Górnikowi w Polonii Nowy Tomyśl kiedy przy Ratuszowej wałbrzyszanie wygrali 5:1 a Protasewicz zobaczył czerwoną kartkę). Jak się okazało te 4 minuty były jedyne w wykonaniu "Protasa" na pierwszoligowych boiskach! Do końca rundy uzbierał łącznie 10 występów w roli rezerwowego bez opuszczenia ławki rezerwowych. Bardzo prawdopodobne, że wiosną zabraknie miejsca w klubowej kadrze I zespołu. Już w sierpniu pojawiła się w mediach informacja, że Protasewicz związał z FC Insel Usedom grającym w Landeslidze II okręg Meklemburgia-Pomorze Przednie (ósmy poziom rozgrywek) co nie potwierdziło się w rzeczywistości - z awizowanej czwórki on jako jedyny nie przeszedł do niemieckiego klubu.
W Świnoujściu Michał kontynuuje wałbrzyską sztafetę, bowiem przed nim z mniejszym lub większym powodzeniem grali m.in. Damian Misan czy obecny gracz Górnika Dawid Kubowicz.Właśnie "Kuba" jest obecnie bliższy gry na zapleczu ekstraklasy. Czy znajdzie się chętny na jego usługi przekonamy się
D. Kubowicz we Flocie grał w sezonie 2009/10
najpóźniej w styczniu.
Wałbrzyscy kibice po udanej pucharowej przygodzie śmiało mogą twierdzić, że Górnik poradziłby sobie w 1.lidze. Pucharowi rywale przeżywali wzloty i upadki podczas rundy, ale z każdym z nich piłkarze Roberta Bubnowicza zagrali odważnie, bez kompleksów i za wyjątkiem meczu z Olimpią wychodzi zwycięsko. GKS Tychy jako beniaminek zakończył ligę na szóstym miejscu, nikt nie myśli o walce o awans, ale dyspozycja Misztala, Mańki czy Rockiego nie została niezauważona. Sandecja z kolei grała bezkompromisowo - w 17 meczach ani jednego remisu! Jarosława Araszkiewicza zluzował Janusz Świerad, a zespół zajmuje ostatnie bezpieczne miejsce. ŁKS to ledwie 3 zwycięstwa, 13 punktów i dopiero 16.miejsce co oznacza na chwilę obecną degradację. Wciąż trwa organizacyjny chaos i wciąż wielką niewiadomą jest skład personalny na wiosnę. Grudziądz z kolei do wywalczonego ćwierćfinału PP dorzucił solidne 7.miejsce w lidze na co złożyła się domowa passa bez porażki (tylko Cracovia i Zawisza również z zerowym kontem porażek u siebie). Jeśli chodzi o tabelę to łatwo widać, że podzieliła się ona dosyć wyraźnie: o awansowe dwa miejsca będą walczyć Flota, Termalica, Cracovia, Zawisza i Miedź, spokojny środek tworzą Tychy, Olimpia, Łęczna, gdzie ma powrócić historyczna nazwa Górnik, Arka. Potem są zespoły środka, które borykały się z kłopotami finansowymi, kadrowymi na czele z Wartą Poznań, gdzie prezes Łukomska Pyżalska zapowiedziała cięcia budżetowe. Wreszcie spadkowy na chwilę obecną kwartet, który tworzą beniaminkowie z Olsztyna i Brzeska, spadkowicz ŁKS (całe trio z 13 punktami i pięciopunktową stratą do bezpiecznej lokaty) oraz Polonia Bytom. Bytomianie utrzymali się na tym szczeblu przy przysłowiowym zielonym stoliku, ale życie pokazało, że najpierw zakaz transferowy, potem plaga kontuzji spowodowały, że w tym personalnym zestawieniu zespół nie był w stanie wygrać ani jednego spotkania w lidze a forma predysponowała do wniosków, że poloniści mieliby problemy z utrzymaniem miejsca w czołówce drugiej ligi.
Teraz w newsach z klubów króluje decyzje o rezygnacji z kolejnych graczy, po Nowym Roku, oprócz wyników sparingów będziemy czytać o testach, kolejnych nazwiskach, które ewentualnie wzmocnią kadry pierwszoligowców. Być może będą to gracze wałbrzyskiego Górnika, a może ktoś z pierwszej ligi zawita pod Chełmiec?

środa, 5 grudnia 2012

Parol tropem Łasickiego

Piłkarzem z wałbrzyskim rodowodem, który osiągnął największy sukces w tym roku jest Igor Łasicki, który zdobył brązowy medal na Mistrzostwach Europy U-17, co było przepustką do transferu z Zagłębia Lubin do SSC Napoli. Jak się okazuje nie jest on jedynym wałbrzyszaninem na Półwyspie Apenińskim. Przed nim pojawił się tam Patryk Parol, który z kolei w kategorii U-17 będzie próbował sięgnąć po medal kontynentalnego czempionatu.
Sylwetkę Patryka przedstawia dzisiejszy Przegląd Sportowy w cyklu "Tropimy polskie talenty".
Patryk Parol (nr 9)
Parol przestał był anonimowy w okolicach września, kiedy otrzymał powołanie do kadry U-17. Niektóre portale internetowe wymieniały słynne kluby Serie A, które są zainteresowane wałbrzyszaninem z Werony. Patryk pod koniec września w Olecku zagrał od pierwszej minuty przeciwko Litwie i już w 10 minucie pokonał Edvinasa Gertmonasa!  Mecz z Litwą (5:0) był etapem przygotowań do turnieju eliminacyjnego do ME U-17. Po tym meczu trener Robert Wójcik wybrał kadrę, wśród których znalazło się tylko trzech graczy z klubów zagranicznych: obrońca Herthy Berlin Karol Hallmann, pomocnik włoskiej Regginy Paweł Bochniewicz i Patryk Parol z Chievo. Na turnieju w Bułgarii Polacy w pierwszym meczu pokonali Bułgarię 2:1 (1:1) zdobywając bramkę w doliczonym czasie gry. Parol został zmieniony w przerwie meczu przez Dawida Kownackiego z Lecha Poznań. W drugim meczu skromnie wygrali z Azerbejdżanem 1:0, a Patryk wszedł na ostatni kwadrans w 65 minucie za Kamila Anczewskiego (Legia) i zobaczył żółtą kartkę. W tym samym czasie gospodarze pokonali faworyzowanych Hiszpanów 1:0 co niebagatelne znaczenie miało w ostatniej kolejce. Polacy przegrali z Hiszpanią 0:1 (bez Parola w składzie). Jak się okazało po meczach w Sliwen i Starej Zagorze biało-czerwoni zajęli 1.miejsce. O kolejności w grupie najpierw decydowały bezpośrednie mecze pierwszej trójki, w których Bułgarzy i Polacy zdobyli po 3 punkty, gole 2-2, a Hiszpanie też 3 punkty, bramki 1-1.Ponieważ Bułgarzy i Polacy wciąż mieli taki sam bilans, o pierwszym miejscu Polaków zadecydował fakt, że pokonali Bułgarów.
Dziś również w szwajcarskim Nyonie rozlosowano grupy II rundy eliminacji. Zwycięzcy siedmiu czterozespołowych grup w maju na boiskach w Słowacji rozegrają turniej finałowy. Z kolei 6 najlepszych zespołów z słowackich mistrzostw awansuje do mistrzostw świata, które rozegrane zostaną w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Póki co piłkarze z rocznika 1996 zagrają wiosną 2013 z Czechami, Szwajcarią i Izraelem.
Miejmy nadzieję, że Patryk utrzyma się w kadrze do tego czasu. Póki co, wciąż pamięta o swoich wałbrzyskich korzeniach i śledzi na bieżąco wyniki Górnika.