poniedziałek, 30 lipca 2012

Fuzje po wałbrzysku

W najdłużej przerwie między rozgrywkami centralnymi w kraju tematem nr 1 nie były spektakularne mecze polskich drużyn w europejskich pucharach ani transfery zawodników, na dalszy plan wszystko zeszło za sprawą sprzedaży licencji warszawskiej Polonii. Ci co kilka lat wcześniej z uśmiechem na twarzy przyjmowali prezent w postaci miejsca w ekstraklasie kosztem Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, teraz jak znaleźli się w identycznej sytuacji rozpoczęli lamentować powołując się na tradycję, honor etc. Licencję zakupił niejaki Ireneusz Król, który zapragnął na skróty zbudować twór o początkowej nazwie KP Gieksa Katowice, by z czasem przepoczwarzyć w GKS Katowice. Tylko jemu się to podobało w przeciwieństwie do kibiców (nie tylko zainteresowanych klubów) i całej opinii publicznej. Koniec końców zapowiada się, że Polonia wciąż będzie grała przy Konwiktorskiej w ekstraklasie, a GKS w 1.lidze. Zmienił się jedynie prezes stołecznego klubu. Z wielkiej fuzji wyszła jedynie głośna zmiana właściciela
Historia klubów futbolowych jest naszpikowana fuzjami jak dobra kasza skwarkami. Patrząc na nasze podwórko to większość klubów, zwłaszcza w swoich powojennych początkach zaliczyło nawet po kilka połączeń. Dzisiejszy Górnik, który jest kontynuatorem tradycji powstałego w marcu 1946 KS Górnik-Zamek, połączył się w 1948 z KS Huta Karol, a potem KS Chrobry i Victorię. Powodem tych fuzji były względy nie tylko finansowe, ale i sportowe. Niekiedy decyzje o połączeniu zapadły "odgórnie". Władze resortowe jedną decyzją potrafiły zakończyć historię danego klubu. W Nowej Rudzie mało kto pamięta, że powstały w Słupcy klub jest starszy o kilka miesięcy od najbardziej znanego klubu tego miasta - Piasta. Górnik Słupca odnosił w latach 50 i 60-tych większe sukcesy sportowe od lokalnego rywala -  z grą w 3.lidze na czele. W 1972 doszło do połączeniu obu klubów i zespół ze Słupcy przestał istnieć.
Po transformacji ustrojowej stało się wręcz nagminne łączenie klubów. Powód był tylko jeden - pieniądze. Jeden klub ich nie miał, drugi brał jego na swój garnuszek. Prawdę powiedziawszy na palcach jednej ręki można policzyć przetrwałe fuzje zakończone sukcesem. Na najwyższym szczeblu nie przetrwał mariaż Lechii Gdańsk z Olimpią Poznań. Kluby się buntowały, nie chciały jeździć do Gdańska oczekując w poznańskim Golęcinie na odgwizdanie walkoweru. Koniec końców Lechia/Olimpia spadła z 1.ligi, potem próbowała sie reanimować łącząc się z lokalną Polonią, ale dopiero odbudowa od podstaw pod historyczną nazwą Lechia wyprowadziło drużynę z Wrzeszcza na prostą. Również katastrofą zakończyła się fuzja Sokoła Pniewy z GKS Tychy. w tyskim Sokole szybko zabrakło pieniędzy, zespół się wycofał z rozgrywek, a odbudowa zaczęła się od powołania klubu GKS 1971 Tychy. Wspólnym mianownikiem tych fuzji jest zniknięcie (czasowe) z futbolowej mapy wielkopolskich klubów. Czkawką Szombierkom odbija się do dziś krótkie połączenie z Polonią - po Polonii/Szombierkach Bytom mistrz z 1980 nic nie zyskał tylko stracił - przede wszystkim sportowo jak i finansowo. To samo można powiedzieć o Amice Wronki (na której licencji gra Lech Poznań, ale wg obecnie obowiązujących przepisów do tego przejęcia by nie doszło), Dyskobolii Grodzisk Wlkp. Kto wie czy pierwsze przejęcie miejsca na szczeblu centralnym III RP nie było na Ziemi Wałbrzyskiej?
Victoria Wałbrzych powstała kilka dni wcześniej niż Górnik Wałbrzych, ale największym sukcesem była gra w III lidze. W latach 80-tych była to czołowa ekipa w uchodzącej w powszechnej opinii najsilniejszej grupie trzeciego frontu. Po upadku komuny nadszedł dramatyczny czas dla wałbrzyskich kopalni. Te kłopoty mocno odbiło się nie tylko na górnikach, mieszkańcach, ale i w sporcie i kulturze (obiekty współfinansowane przez górnictwo). Gdy w klubie z Boguszowa-Gorce widmo finansowego krachu zajrzało głęboko w oczy z pomocą przyszła imienniczka ze Świebodzic. Tam zimą sezonu 1989/90 Victoria zmieniła siedzibę z Gorc na Świebodzice i rozpoczęła się przygoda z 3.ligą. Nowa Victoria swoją kadrę oparła na swoich graczach, którzy potrafili wywalczyć jedynie środek tabeli klasy okręgowej (a był to pierwszy sezon z nowoutworzoną klasą międzyokręgową, czyli 4.ligą). Zespół wsparli gracze z rezerw Górnika, Zagłębia, ale to i tak nie wystarczyło. W długim maratonie zespół stoczył się na ostatnie - 20.miejsce z dorobkiem 3 punktów (obowiązywała zasada minus jeden punkt za porażkę 3 lub więcej bramkami). Dzięki kolejnej reorganizacji w następnym sezonie Victoria również grała w 3.lidze, ale sezon 1990/91 zakończyła również na ostatnim (16) miejscu. W kolejnym sezonie już w lidze międzywojewódzkiej świebodziczanie zdołali wyprzedzić jedynie Łużyce Lubań i tak fuzja i zajęcie miejsca kilka klas wyżej wyszła bokiem Victorii Świebodzice. Koszty wzrosły, sportowych korzyści niewiele, ze względu na grę głównie armii zaciężnej i bolesny powrót do punktu wyjścia. Jedynym plusem było wypłynięcie Jarosława Krzyżanowskiego, który zadebiutował w seniorach przed 16 urodzinami, a później via Dzierżoniów dostał się do ekstraklasy.
Powszechnym krokiem działaczy "mocniejszych" klubów było szukanie rozwiązania zejścia z kosztów utrzymania zespołów rezerw poprzez połączenie ze "słabszym" sportowo klubem. Bielawianka Bielawa swego czasu połączyła się z Błękitnymi Owiesno, Polonia Bystrzyca z Igliczną Wilkanów, Victoria Świebodzice z Zielonymi Mokrzeszów, Włókniarz Głuszyca z Uranią Grzmiąca itd. Po czasie zespoły wracały do pierwotnego układu z tą różnicą, że fuzja z silniejszym klubem nikomu na dobre jeszcze nie wyszła.
Świdnickie doświadczenie.
Polonia Świdnica uchodzi za najstarszy klub na wałbrzyskiej ziemi i po jako pierwsza z naszego regionu walczyła o ekstraklasę. Potem nadeszły chude lata, a przełom nadszedł za kadencji Tadeusza Masnego na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia. Niestety, brak awansu, brak finansowego wsparcia w mieście spowodował nie tylko odejście czołowych graczy (bracia Filipczakowie, M.Kurzeja, Tragarz, R.Jezierski, Solarz), ale i degradację i piętrzące się kłopoty finansowe. Obok powstał prywatny klub Romualda Górskiego - Sparta, w którym za niewielkie (ale zawsze jakieś!) pieniądze masowo znajdowali swoje miejsce piłkarze Polonii. Ratunkiem nie okazała się fuzja z Cukrownikiem Pszenno. Twór o nazwie Polonia/Cukrownik na kilka lat zagościł w klasie okręgowej, ale grupa fanatyków powołała do życia Polonie bez żadnego członu. W międzyczasie Sparta wojowała w IV lidze. W 2005 doszło do kolejnej fuzji i powstała Polonia/Sparta Świdnica. Polonia dawała w aporcie tradycję, a przede wszystkim kibiców, a Sparta pieniądze i gwarancję, że miasto zacznie dawać kasę na klub. Nowy klub dwukrotnie bliski był gry w drugiej lidze, ale z czasem odszedł prezes Górski, zabrakło pieniędzy, drużyna się rozpadła i mimo, że obecnie gra w 3.lidze niewiele wskazuje, żeby nastąpił nagły przełom. W czerwcu doszło do futbolowego okrągłego stołu, gdzie podczas obrad ustalono podział który klub jakie drużyny prowadzi. I tak Polonia straciła juniorów z DLJ, gdzie lepsze wyniki osiąga Stal.
Polski Bajern
Stare Bogaczowice obecnie kojarzone są dla wałbrzyszan z wypoczynkiem nad wodą. Regularnie na trybunach Stadionu 1000-lecia na meczach ligowych można spotkać działaczy z tej mieściny, którzy dobrze pamiętają piłkarskie ligowe derby Starych Bogaczowic!! Motor Stare Bogaczowice w latach 80-tych ubiegłego stulecia grywał w A klasie, a po spadku był przeciętną drużyną, której bliżej było dna niż czuba tabeli. W sezonie 1991/92 wyrósł jednak lokalny rywal o oryginalnej nazwie BAJERN. Koniecznie pisany przez J a nie Y, ze względów praw autorskich. Jak miejscowa legenda głosi, główny architekt tego przedsięwzięcia F.Molenda ponoć w samym Monachium się dowiadywał czy może swoją sympatię dla bawarskiego klubu przelać nazywając nowy klub. W zespole znalazły się piłkarskie nazwiska znane z gry w wałbrzyskich klubach. Zbigniewa Kuleszo, obecnie trenera młodzieży na Podzamczu, szerzej nie trzeba przedstawiać tym co interesują się wałbrzyskim futbolem. Mimo to początki Bajernu nie były różowe, bowiem w lidze zajęli dopiero 8.miejsce wyprzedzając raptem dwie ekipy, a oglądając plecy lokalnego rywala! W następnym sezonie Motor stał się Zjednoczonymi i walczył o awans do A klasy z Bajernem! O 2 punkty lepsi byli eksligowcy. W następnym sezonie Zjednoczeni z podrażnioną ambicją wygrywają B klasę i w sezonach 94/95 i 95/96 znów były ligowe derby Starych Bogaczowic. Jak się okazało pieniądze byłemu graczowi m.in. Zagłębia Wałbrzych skończyły się dość szybko i miejsce w A klasie przekazał wraz z nazwą do pobliskiej Strugi. Bajern Struga w sezonie 96/97 był dostarczycielem punktów w wałbrzyskiej grupie A klasy. W następnym sezonie zespół ze Strugi zamknął B klasową tabelę pod nazwą Bajern-Sudety, by w następnym pozbyć się międzynarodowego członu w nazwie. Ot taka ciekawostka.
Od KP po Górnik II Zdrój Jedlina ?
Przed rundą wiosenną sezonu 1992/93 drugoligowe Zagłębie Wałbrzych połączyło się z trzecioligowym Górnikiem Wałbrzych. Oba kluby finansowe bankruty, omamione obietnicami z ratusza, że znajdą się pieniądze na finansowanie jednego piłkarskiego klubu. Miał być konkurs na nazwę, ale zamiast poetyckich Chełmców, Zjednoczonych, czy ZaGór w 2.lidze grał po prostu KP Wałbrzych. Historia nazwy KP skończyła się jesienią '97 kiedy powołana została Sportowa Spółka Akcyjna Górnik. Ówczesne władze wałbrzyskiego drugoligowca całkowicie ignorując tradycje i historię Zagłębia (piłkarze grali, ba wciąż grają na historycznym obiekcie zielono-czarnych - Stadionie 1000-lecia!) wyrzekły się nazwy Zagłębie "idąc za głosem kibiców". Szybko SSA popadła w długi, zrezygnowano z gry w 2.lidze, ale podczas remontu obiektu w latach 1998-99 zainstalowano krzesełka w barwach Górnika układając również stosowny napis. Jednak gdy w 2001 znowu widmo bankructwa zajrzało na Ratuszową przypomniano sobie o korzeniach tworu i w 3.lidze grał KP Górnik/Zagłębie. Gdy grupa zapaleńców -sympatyków Zagłębia reaktywowało w 2006 sekcję piłkarską, przy Ratuszowej coraz głośniej było słychać o zmianie nazwy drużyny piłkarskiej. W końcu od stycznia 2008 mieliśmy nazwę bez Zagłębia, ale za to z AZS PWSZ. Dopiero od lipca bieżącego roku kibice Górnika mogą być usatysfakcjonowani, bo oficlanie jest to tylko i wyłącznie Górnik, choć historycznie nie jest to do końca takie oczywiste ...
Rezerwy seniorów wałbrzyskiego ligowca przechodziły organizacyjne zawieruchy. KP II grywał na nieistniejącym już boisku bocznym przy Ratuszowej. Gdy pojawiły się kłopoty finansowe w latach 90-tych pojawiła się koncepcja przejęcia finansowania rezerw przez klub z Boguszowa. Tam dopiero co reaktywowano działalność piłkarską. Rezerwy długo na jednym z najwyżej położonych w kraju boisk nie pograły. Współpraca nie układała się najlepiej, miejscowi błędnie myśleli, że trener (z Wałbrzycha) będzie korzystał z ich usług, a on wybierał lepszych piłkarsko wałbrzyszan. Koniec końców w Boguszowie powołano do życia Szczyt. Podobny pomysł swego czasu próbowano przeforsować z Juventurem Wałbrzych, a obecnie z klubem z Jedliny Zdrój. Za kilka dni minie dokładnie 10 lat, kiedy na boisku w Jedlinie Zdrój zainaugurował A-klasowy sezon Górnik/Zagłębie Wałbrzych wygrywając z miejscową Jedlinianką 3:0. Od tamtego czasu wałbrzyszanie wdrapali się do 2.ligi, Jedlinianka przestała istnieć, podobnie jak ówczesne klepisko. Wciąż rozwijająca się dynamicznie Jedlina Zdrój doczekała się pięknego, funkcjonalnego boiska, gdzie gościł już Górnik na sparingu z miejscowymi, czy rok temu z Ruchem Radzionków. KS Zdrój Jedlina co prawda jest oparty na wychowankach Górnika i prowadzony jest przez b.gracza Górnika Roberta Kubowicza. Drugie miejsce dało awans z B klasy, a teraz (jeśli wierzyć red.Bogdanowi Skibie - a on potrafi namieszać - vide transfer Orłowskiego, który został już w piątek sfinalizowany, a Skiba mami czytelników, że "już w tym tygodniu dojdzie do transferu" lub "Orłowski mógłby zagrać jeszcze w PP") powstała idea fuzji, by w klasie okręgowej występował Górnik II Zdrój Jedlina Zdrój. Powód - oszczędność. Oczywiście korzyści w perspektywie byłyby tylko jednostronne. Z całym szacunkiem dla Górnika, ale jakie korzyści będą mieli mieszkańcy Jedliny Zdrój? W obecnie istniejącym klubie są jeszcze miejscowi gracze, dla których w większości zabrakłoby miejsca w okręgówce. Gry poszukają w niższych klasach (Grzmiąca, Zagórze, Walim), kibicom znudzi się oglądanie piłkarzy, których po pierwsze nie znają, po drugie nic nie łączy z Jedliną. Skończy się mariaż z hukiem.

piątek, 27 lipca 2012

Górnik gra dalej !

Ryszard Zięba nie żyje
Radość z wałbrzyskiej premiery w Pucharze Polskim zmąciła informacja o śmierci Ryszarda Zięby - wieloletniego bramkarza wałbrzyskiego Górnika. W newsach dotyczących odejścia śp. goalkeepera wspomina się głównie o jego skromnym dorobku na szczeblu 1.ligi. Ale Zięba to był nie tylko zmiennik ekstraklasowego Ryszarda Walusiaka. W Górniku, którego był wychowankiem zadebiutował w rundzie jesiennej sezonu 1976/77 kiedy zespół trenował śp. Stanisław Świerk, a asystentem był Horst Panic. Podstawowym duetem bramkarzy beniaminka 2.ligi był Ryszard Walusiak - Zbigniew Starostka, który 3 lata wcześniej zdobył mistrzostwo Polski juniorów. Słabe wyniki biało-niebieskich spowodowały konieczność dokonania zmian, zwłaszcza w defensywie po klęsce w Rudzie Śląskiej z Uranią 0:4. Za Ryszarda Walusiaka wszedł do bramki wspomniany Starostka, który w ciągu 2 minut zawalił dwa gole w meczu z Moto-Jelczem Oława i do brami wskoczył debiutant 20-letni wówczas Ryszard Zięba. Był to jedyny występ w tym sezonie. Na następny ligowy mecz Zięba czekał aż trzy lata! Z Walusiakiem rywalizował Jacek Jarecki, który później będzie ocierał się o kadrę. Trener Józef Majdura postawił na Ziębę od premierowego meczu sezonu 1979/80 (2:0 z ROW-em) aż do feralnej dla niego 6.kolejki, gdzie w Poznaniu wpuścił gola a'la Kuszczak w meczu z Kolumbią. Tym szczęśliwcem był Krzysztof Bzdęga, Górnik przegrał 1:2, a w następnym meczu bronił już Walusiak. Na ósmy ligowy występ Ryszard Zięba musiał poczekać do następnego sezonu i do meczu z Arkonią, kiedy to kontuzji doznał "Waluś". Zięba wszedł w 18 minucie bronił dobrze i Górnik wygrał 3:2. W tym przełomowym dla siebie sezonie 1980/81 zagrał łącznie w 22 meczach, mimo, że Górnik zakotwiczył w strefie spadkowej (dopiero utrzymanie zapewnił sobie w ostatniej kolejce) Zięba był doceniany prze dziennikarzy Sportu trafiając do Jedenastki Kolejki. Później trenera Majdurę zmienił Horst Panic, który dawał szansę obu Ryszardom. Z czasem mniej błędów popełniał starszy - Walusiak i to on był jednym z architektów awansu w 1983. W ekstraklasie Zięba musiał pogodzić się z rolą zmiennika. Gdyby ktoś podliczył występy w roli rezerwowego, to byłby on rekordzistą. Pozostały mu występy w sparingach, z których wielu pamięta mecz z enerdowską Stahlą Riesa i puszczone gole po strzałach z 35 metrów po ziemi, oraz spotkania pucharowe. Po wyjeździe Walusiaka do USA wydawało się, że wiosną'86 być może Zięba wskoczy do klatki. Ale wybór ówczesnego trenera Stanisława Świerka padł na Gerarda Marszałka lub Marka Grzywacza. To, że ekstraklasa "nie była mu pisana" świadczy również debiut. W ostatniej kolejce sezonu 1985/86 ten, który dał szansę debiutu w seniorach Górnika wystawił go na mecz w Szczecinie. Wałbrzyszanie wygrali 3:2 (2:0), a Zięba doznał kontuzji i po półgodzinie gry musiał go zmienić Marszałek. Podczas jego gry Kosowski zdobył prowadzenie, a on sam kilkakrotnie zastopował Marka Leśniaka w sytuacji sam na sam. Latem'86 Ryszard Zięba pożegnał się z I zespołem Górnika, potem z powodzeniem grywał w trzecioligowej Victorii Baryt w Gorcach, a na zakończenie sportowej kariery grywając już rekreacyjnie wprowadził Skalnika Czarny Bór z B klasy do klasy okręgowej. Tak po krótce wyglądała kariera, a może tylko przygoda Zięby z Górnikiem, gdzie był wymagającym rywalem Walusiaka do bramki, czasem brakowało mu szczęścia - jakże potrzebnego również w sporcie.
Zwycięstwo Górnika po 20 latach !!!
20 lat temu, latem 1992 wałbrzyski Górnik sposobił się do inauguracji trzeciej ligi. Przed piorunującym debiutem w Stroniu Śląskim (4:0)  zespół Bogdana Przybyły sprawił nie lada niespodziankę wygrywając w Pucharze Polski z drugoligowym Naprzodem Rydułtowy. Dopiero przyjazd jednego z faworytów do awansu do ekstraklasy - Ślęzy Wrocław trenowanej przez Stanisława Świerka zakończył pucharową przygodę drużyny, w której grali m.in. Cieśla, Kosowski, Lakus, Michałowski , Spaczyński, Borek i ... Robert Bubnowicz. Kibice biało-niebieskich musieli czekać długie dwie dekady, aż Górnik (a nie Górnik/Zagłębie) wyeliminuje na szczeblu centralnym, w Wałbrzychu wyżej notowanego rywala. Mecz z GKS Tychy miał dać odpowiedź czy ostatnie zmiany organizacyjne wśród włodarzy klubu będą miały negatywny wpływ na grę piłkarzy. Do Romana Maciejaka dołączyli inni gracze pochodzący spoza Wałbrzycha: Michał Zawadzki, Jacek Fojna i Jan Bartos, który i tak musi się wyleczyć. Uszczuplenie kadry związane jest oczywiście z planem oszczędnościowym, o którym szeroko rozpisywał się na swojej stronie red.Bogdan Skiba. Racją jest, że przepłacanie zawodników tudzież podpisywanie umów i nie wywiązywanie się z nich do niczego dobrego prowadzi. Obecnie jest to grupa zawodników w zdecydowanej większości wychowanków wałbrzyskich klubów (wyjątek napastnicy: Moszyk, Orłowski i Zinke), wiele ze sobą przeszła, dobrze układa się współpraca z trenerem Bubnowiczem.
Pucharowy rywal GKS Tychy jest na innej, wyższej półce, nie tylko sportowej, ale i organizacyjnej. Piotr Mandrysz ma inne problemy i już przed środowym meczem wszem i wobec ogłaszał, że wynik pucharowego meczu to dla niego sprawa drugorzędna, że priorytet to uniknięcie kontuzji, zobaczenie nowych graczy na nowych pozycjach itp. To już problem tyszan, ale fakt faktem, że wałbrzyszanie wygrali zdecydowanie 2:0 sprawiając tym samym jedną z niespodzianek rundy wstępnej. Mecz nie wzbudził wielkiego zainteresowania, a szkoda. Tu można zacytować red.Skibę: "cieszmy się tym co mamy". Wiadomo, że frekwencja wzrośnie gdy dojdzie do derby z Chrobrym, czy będą super wyniki. Ale wciąż wielu nie potrafi docenić obecnego stanu posiadania, czyli solidnej, dobrej drużyny drugoligowej. Wizyta pierwszoligowca powinna być świętem na trybunach, a oprócz tych samych co zawsze osób, zabrakło wielu "fanów".  Mecz pokazał, że osłabiony Górnik nie jest skazany na niepowodzenie. Już wiosną przyszło Robertowi Bubnowiczowi składać defensywę z przypadkowych wydawałoby się ludzi. Ten skład, który zobaczyliśmy w środę nie zobaczymy nigdy w ligowym meczu. Czemu? Po prostu - w lidze musi wystąpić w podstawowej jedenastce dwóch młodzieżowców. W PP zagrał tylko Sławomir Orzech, a Matuszak, Chajewski, Radziemski weszli po przerwie. W obronie znalazło się miejsce dla najbardziej znanego zawodnika z Górnika jeżdżącego na testy do wyższych lig, czyli Dariusza Michalaka, tyle, że na przeciwnej stronie niż grał do tej pory. Choć wiosną już mogliśmy go zobaczyć w roli zmiennika kontuzjowanego wówczas Zawadzkiego. Oprócz udanego występu dodatkowo bramka ! Darek rozegrał ponad 130 ligowych meczów i strzelił jedną bramkę do tej pory (wiosną 2009 w IV lidze rezerwom Miedzi w Wałbrzychu). Można też się spierać, czy Tomasz Wepa nie byłby bardziej pożyteczny w drugiej linii, a partnerem Marka Wojtarowicza nie powinien być Michał Łaski. Ciekaw osobiście jestem z eksperymentów z Adrianem Moszykiem w pomocy. W 2.lidze Adek ma ogromne problemy ze skutecznością, podobnie jak swego czasu Marek Wojtarowicz, który odnalazł się w roli obrońcy. Może Moszyk okaże się odkryciem w roli skrzydłowego?  Ale to są problemy trenera i zapewne znajdzie on dobre rozwiązanie. Inna sprawą jest, że spotkanie z Tychami ponownie dało odpowiedź kto jest trenerem na protokołach meczowych. Wciąż Marian Bach. Nazwisko Bubnowicza brakuje na liście licencji PZPN na sezon 2012/13 jak i na liście członków Dolnośląskiego Stowarzyszenia Trenerów i Instruktorów Piłki Nożnej, które uchodzi za jedne z najlepszych w kraju.
NAUKA POSZŁA W LAS?
Marcin Morawski ponownie nie strzelił karnego. Sam zawodnik pokajał się w pomeczowym wywiadzie - wyleczył się z "jedenastek", choć sam przyznał się, że cały czas strzelał ostatnio właśnie w taki sposób, czyli w środek bramki. Na igrzyskach akademickich mu się udawało, a w poważnej rywalizacji z seniorami - już nie. Czyli nie przydała się hiszpańska nauka? Jeżeli już nie będzie strzelał to może warto przypomnieć historię kapitana Górnika z rzutami karnymi.
Sezon 1998/99 (IV liga)- debiutancki Marcina w seniorach - 5 prób i wszystkie wykorzystane! Trafiał dopiero w rundzie wiosennej, pierwszego karnego wykorzystał w meczu z Bielawianką 5:1 pokonując wychowanka Górnika w bramce Bielawianki Damiana Sadysia. Trener gości Zbigniew Górecki mimo porażki promieniał przypominając, że to on jest wychowawcą Morawskiego. Oprócz Sadysia 19-letni "Maradona" pokonał Foltyna (Wedan Żórawina), dwukrotnie Brzuszka (Sparta Ziębice) oraz Arkadiusza Jezierskiego (Polonia Świdnica). Mimo braku pudła rolę egzekutora przekazał Pawłowi Murawskiemu walczącemu o koronę króla strzelców.
Sezon 1999/2000 (III liga) - Murawski spudłował z karnego w PP z Polonią Bytom, więc w lidze w derby z Progresem (dziś Karkonosze) Jelenia Góra podszedł do "wapna" Morawski i pokonał Ciepielę. Tydzień później również z 11 m zapewnia wygraną z Kotwicą Kołobrzeg (pokonany Tłoczek). Później w Świebodzinie mimo, że był Marcin na boisku, do "11" podszedł Piotr Smoczyk i spudłował! W 12.kolejce przy Ratuszowej wygrywa Pomerania Police, a karnego Morawskiego łapie Markiewicz. Później gdy karnego nie strzelił Zbigniew Zawadzki znów za karne wziął się Morawski. Najpierw pokonał Łobodę (Promień Żary), potem Idziorka (Pogoń Oleśnica), dwukrotnie obecnego bramkarza Widzewa - Mielcarza (Amica II Wronki), Kazimierczaka (Pomerania Police/Koszalin). Bilans sezonu 7 wykorzystanych na 8 prób.
Sezon 2008/09 (IV liga) - Marcin Morawski już w pierwszym meczu po powrocie do Wałbrzycha strzela trzy gole w 1.kolejce w Kobierzycach, w tym jedną z rzutu karnego. W 3.kolejce sensacyjny remis wywozi Prochowiczanka, kiedy Mariusz Bołdyn wyłapuje karnego Morawskiego. Po tej nieudanej próbie za karne odpowiadał Piotr Przerywacz, który wykonywał je przez 3 sezony.
Sezon 2010/11 (II liga) - Przerywacz zakończył karierę w I zespole, więc pozostał vacat na stanowisku wykonawcy rzutów karnych. W derby w Legnicy (0:1) wałbrzyszanie stracili bramkę z 11 metrów, a z tej samej odległości Marcin Morawski trafia w słupek !!
Sezon 2011/12 (II liga) - sędziowie wciąż oszczędzali w 2.lidze wałbrzyszan pod względem rzutów karnych, z których nie wyleczył się Morawski. W spotkaniu z Turem Turek Maciej Jaworek nie ma szans z 11 metrów!. W drugiej próbie w tymże sezonie Morawski nie zdołał w Rybniku pokonać Bartosza Gocyka przy stanie 0:0 i wałbrzyszanie wyjechali z zerowym kontem.
Ostatnia nieudana próba Morawskiego w 2.lidze - Rybnik 2011.
 W lidze Marcin Morawski wykonywał w barwach Górnika(Górnika/Zagłębia) 18 razy nie trafiając przy tym do siatki 4 razy. Kto będzie następnym wykonawcą? Daniel Zinke, który swego czasu nie strzelił w meczu z Olimpią Grudziądz? Może Marcin Orłowski, Michalak, Moszyk??

wtorek, 24 lipca 2012

Rusza olimpiada

W chwili gdy chorąży (a może chorąża jakby powiedziała ministra Mucha)polskiej reprezentacji olimpijskiej będzie niosła biało-czerwoną flagę podczas ceremonii otwarcia letnich igrzysk olimpijskich w Londynie, kilka konkurencji będzie miało za sobą premierę zmagań o medale.mW tym gronie będą piłkarze. W tym zacnym gronie zabraknie Polaków, którzy po medalu w Barcelonie 20 lat temu nie zdołali zakwalifikować się do turnieju finałowego.Od pamiętnego dla nas turnieju obowiązuje również zasada ograniczenia wiekowego. Kadry piłkarskie w turnieju olimpijskim składają się z graczy urodzonych w 1989, ale trenerzy mogą skorzystać z usług trzech starszych graczy. Złotego medalu z Pekinu nie obronią Argentyńczycy, bowiem w Wielkiej Brytanii ich zabraknie.Przed 4 laty Messi, Aguero, Riquelme i spółka w finale pokonali Nigerię 1:0 po golu Di Marii.Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że złote medale w tym roku polecą do Ameryki Południowej. Murowanym faworytem, i to nie papierowym, jest Brazylia, która azjatyckie igrzyska zakończyła na najniższym podium. Co ciekawe, mimo udziału mega gwiazd, począwszy od Romario, a skończywszy na Ronaldinho, Canarinhos NIGDY nie udało się zdobyć złotego medalu olimpijskiego, co udało się odwiecznych rywalom z kontynentu-Urugwajowi i Argentynie.26.07. w samo południe na Hampden Park w Glasgow Honduras z Marokiem ropoczną piłkarski turniej. Przed nim najgłośniej było o reprezentacji gospodarzy, czyli Wielkiej Brytani. Trzy lata temu reaktywowano brytyjską reprezentację, która ostatni raz na olimpiadzie wystąpiła w 1973r. Selekcjoner Stuart Pearce nie ugiął się pod naciskami nie powołując Davida Beckhama. Zamiast niego zrobiono ukłon wobec gwiazd repr.Walii, która najdłużej czeka na udział w wielkiej futbolowych imprezie - stąd zapewne obecność Ryana Giggsa (rocznik 1973) i Craiga Bellamy'ego (1979). Nie będą to jedyne głośne nazwiska turnieju. Oto przegląd kadr uczestników turnieju z uwzględnieniem graczy wiekiem wykraczających poza limit 23 lat.
GRUPA A
WIELKA BRYTANIA
Kapitan drużyny Wielkiej Brytanii - Walijczyk Ryan Giggs.
Ekipa Pearce mecze rozegra na reprezentacyjnym obiekcie Wembley,choć premierę zaliczy na Old Trafford. Trzecim, oprócz wspomnianych Walijczyków, starszym graczem jest Micah Richards (1988) z Manchesteru City. Wśród nadziei Brytyjczyków są Daniel Sturridge (Chelsea), Aaron Ramsey (Arsenal),Danny Rose (Tottenham). Wynik drużyny gospodarzy jest wielką niewiadomą, nie dość, że zespół jest niezgrany to w takim składzie zagra pierwszy i ostatni raz.
SENEGAL
Jospeh Koto skorzysta tylko z dwóch starszych graczy - Mohamed Diame (1987,West Ham United) i Papa Gueye (1985, Metalist Charków). Swego czasu Senegalczycy byli rewelacją mundialu w 2002, kiedy opierali się na graczach ligi francuskiej, obecnie jest zbiór graczy z różnych lig, w tym rodzimej (bramkarz Mane z Diambars Diourbel). Na Wyspach czekają obawiają się napastnika Magaye Gueye, który zanotował kilka udanych gier w barwach Evertonu.
URUGWAJ
Słynny trener Oscar Tabarez, który prowadził Urusów podczas mistrzostw świata rywali straszy przede wszystkim groźnym atakiem. Edinson Cavani (1987, jeszcze SC Napoli) oraz Luis Suarez (1987, FC Liverpool)- takiego duetu zazdroszczą inne ekipy, poza Brazylią. Cavani wciąż w drużynie spod Wezuwiusza, ale lada moment trafi do bogatszego klubu i to niekoniecznie z Serie A. Suareza z kolei kusi Juventus. Oprócz nich Tabarez postawił na trzeciego starszego gracza Arevalo Riosa (1982, Palermo). Z pozostałych graczy ciekawie zapowiada się rozgrywający Bologny Gaston Ramirez. Urusi nie są faworytem turnieju, ale brak awansu z grupy uznany byłby za wielką sensację!
ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE
Pełna egzotyka - piłkarze w komplecie reprezentują kluby z rodzimej ligi. Nazwiska trzech starszych graczy niewiele mówią - bramkarz Khasif (1987 Al-Jazira),pomocnik Al Hammadi (1988 Al-Ahii) i napastnik Matar (1983 Al-Wahda). Typ - dostarczyciel punktów.
GRUPA B
GABON
Czy ktoś słyszał, żeby reprezentacja tego kraju grała w jakimś mistrzowskim turnieju poza Pucharem Narodów Afryki? Wyśmiewany przez polskich polityków kraj doczekał się futbolistów na olimpiadzie! Trenerem jest Claude Albert Mbourounot, który postawił na zaledwie dwóch starszych graczy - bramkarza francuskiego Le Mans Ovono (1983) oraz obrońcę Lorient FC Ecuele Ebanega (1988). Gwiazdą zespołu może być Pierre-Emerick Aubameyang (1989 AS St-Etienne), który terminował swego czasu w słynnym Milanie, ma za sobą debiut we francuskiej młodzieżówce by zdecydować się na grę w seniorach Gabonu! W ostatnim sezonie Ligue 1 strzelił 16 goli co jest wystarczającą rekomendacją.  
KOREA POŁUDNIOWA
Azjaci źle się kojarzą zwłaszcza "orłom Engela". "Tranzystorki" upokorzyły naszą ekipę w premierowym meczu mundialu 2002. Wśród nich był trener obecnych olimpijczyków Hong Myung-Bo, który w kadrze wystąpił ponad 130 razy. Jako starszych graczy powołał bramkarza z Suwonu Sung-Ryonga (1985), obrońcę z Busan Chang-Soo (1985) oraz napastnika Arsenalu Londyn Parka Chu-Younga. Właśnie klubowy kolega Fabiańskiego i Szczęsnego jest największą gwiazdą Koreańczyków. Kolegą Załuski w Celtiku z kolei jest pomocnik Sung-Yeung. Zespołowi marzy się powtórzenie sukcesu jaki stał się udziałem ich sąsiadów z północy podczas angielskiego mundialu w 1966. Kto wie, może spotkanie z Gabonem kończące rywalizację w tej grupie na Wembley okaże się decydującym o wyjściu z grupy?
MEKSYK
Trener Luis Fernando Tena ponoć w 2010 roku był chętny objęcia posady trenera ... warszawskiej Legii!! Na boiska Newcastle, Coventry i Cardiff zabrał graczy z ligi meksykańskiej uzupełnionej rodzynkiem z Tottenhamu - Giovani dos Santosem (1989), który nie potrafił przebić się w słynnej Barcelonie.Wśród trójki starszyzny znaleźli się bramkarz Corona (1980 Cruz Azul), obrońca Salcido (1980 UANL) i napastnik Peralta (1984 Santos Laguna). Meksykanie są nieobliczalni, o czym się przekonali nie raz pewni siebie Amerykanie w Pucharze CONCACAF czy rywale z Ameryki Południowej. W tej wyrównanej grupie wszystko może się zdarzyć.
SZWAJCARIA
Fabian Frei na Wyspach przeżywał w LM wielkie chwile.
Europejski jedynak w tej grupie zasłynął z dobrych wyników w turniejach juniorów, którzy wyrośli i teraz chcą pokazać się na brytyjskiej olimpiadzie. Trzy lata temu w Nigerii Szwajcarzy zdobyli mistrzostwo świata w kategorii U-17, teraz na igrzyska z tamtej ekipy przyjechali bramkarz Siegrist (Aston Villa), który będzie rywalizował o miejsce jednym z 3 starszych graczy -29-letnim goalkeeperem Wolfsburga Benaglio (pozostałymi są 24-letni obrońca Nuernberg Thomas Klose i pomocnik z Lucerny Hochtrasser), pomocnicy Buff (Zurich) i Kasami (Fulham). Rok temu z kolei drużyna U-21 zdobyła wicemistrzostwo Europy przegrywając w finale z Hiszpanią 0:1. Z duńskiego turnieju na igrzyska pojechali: reprezentujący jedne z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk piłkarskich alpejskiego kraju - Frei, reprezentować będzie Fabian (1989, FC Basel), którego bramki w dwumeczu z Manchesterem United zadecydowały o wyeliminowaniu Red Devils z Ligi Mistrzów. W ataku znajdzie się zapewne miejsce dla naturalizowanego Nigeryjczyka Innocenta Emeghary (1989, Lorient), który ma za sobą debiut w seniorskiej reprezentacji. Srebrny medal rok temu zdobyli również Admir Mehmedi (1991 Dynamo Kijów), Fabio Daprela (1991 Brescia), Amir Abrashi (1990 Grasshopers). Helweci są faworytami grupy B, mogą dojść w turnieju naprawdę daleko!
GRUPA C
BIAŁORUŚ
Nasi wschodni sąsiedzi mają kolejne powody do radości w przeciwieństwie do nas. Oprócz pucharowych sukcesów BATE Borysów ich młodzież w ubiegłym roku w Danii zdobyła brązowe medale mistrzostw Europy U21. Mecz z Czechami o 3.miejsce miał podwójną stawkę - oprócz medalu był awans na igrzyska. Kadra Georgija Kondratiewa oparta jest na bohaterach sprzed roku: Andreja Warankau (1989 Nioman Grodno) czy Dzmitryja Bahę (1990 BATE) uzupełniają klubowi koledzy. Starszymi graczami są pomocnik Drahun (1988 Dinamo Mińsk) i napastnik Kornilenka (1983 Krylia). Wiadomo, że z Brazylią teoretycznie nie mają żadnych szans (mecz 29.07 w Manchesterze), ale drugie miejsce jest jak najbardziej w zasięgu Białorusinów.
BRAZYLIA
Celebrytę Neymara z powodu Balady znają fani MTV
Nikt nie chciałby być w skórze trenera Menezesa po powrocie do ojczyzny, gdy okazałoby się, że Brazylia nie zdobyła złota. Teraz albo nigdy - to hasło przyświeca Kanarkom. Poza tym ekipa ma być trzonem na najbliższy mundial. Starszymi graczami są: obrońca Thiago Silva (1984, tegoroczny rekordzista transferowy z PSG), obrońca Marcelo (1988 Real) i napastnik Hulk (1986 FC Porto, ale lada chwila być może Chelsea). W obronie Rafael (MU), duet z FC Porto Alex Sandro i Danilo, w pomocy gwiazdy Romulo (Spartak Moskwa) Ganso (Santos, ale cel transferowy wielkich klubów w Europie), Lucas (FC Sao Paulo, na celowniku MU), Oscar (Porto Alegre, to jego hat-trick z Portugalią zadecydował o MŚ U20). Atak to ... kłopot bogactwa, bo oprócz wspomnianego Hulka jest przecież znany Alexandro Pato z Milanu, kolejny następca Pelego, czyli Neymar (Santos). Kto wie, może rewelacją okaże się Leandro Damiao (Porto Alegre), który ma za sobą debiut w seniorach. Dawno nie było takiej sytuacji, że turniej miałby tak zdecydowanego faworyta. Wszelki brak zwycięstwa w pojedynczym meczu będzie sporą niespodzianką.
EGIPT
Największym skarbem ekipy Faraonów jest trener - Hany Ramzi, który znany jest gry w Europie (Nuechatel Xamax, Werder Brema, FC Kaiserslautern), zagrał 124 razy w kadrze, kolekcjoner nagród indywidualnych - jako jedyny Egipcjanin zagrał w zespole gwiazd (otwarcie stadionu w Sydney). Póki co nie należy się spodziewać na olimpiadzie jakiś niespodzianek. W tej grupie podział ról jest wyraźny - Egiptowi przyjdzie walczyć z Nową Zelandią o 3.miejsce.
NOWA ZELANDIA
Seniorów tego kraju zlekceważono podczas mundialu w RPA, ale nie ma co się oszukiwać - wielkiej kariery podczas brytyjskich igrzysk nie powinni zrobić. Póki co Nowa Zelandia może się pochwalić najmłodszym trenerem - Anglik Neil Emblen w czerwcu skończył dopiero 41 lat. Wśród podopiecznych najgłośniejsze nazwisko to 36-letni defensor QPR Ryan Nelsen. Oprócz niego poza wiekowym limitem zagra pomocnik McGlinchey (1987, Central Coast Mariners) oraz napastnik Smelt (1981, australijski Perth Glory). W ataku może przełamie się Kostas Barbarouses mający za sobą epizod w Ałaniji Władykaukaz, a obecnie jest w kadrze Panathinaikosu.
GRUPA D
HISZPANIA
Finałem marzeń 11 sierpnia na Wembley byłby pojedynek właśnie Hiszpanii z Brazylią. Niestety, drabinka meczowa wykluczyła tę możliwość. W ćwierćfinale, najpóźniej w półfinale dojdzie do spotkania zespołów z grup C i D. Najbardziej utytułowana europejska ekipa trenowana przez byłego pomocnika Barcelony Luisa Millę ma potencjał zagrozić nawet Brazylii. Milla wybrał trzech starszych graczy w osobach znanych powszechnie na kontynencie ofensywnych graczy, bowiem trudno oczekiwać, że nikt nie słyszał o takich nazwiskach jak Javi Martinez (1988, Bilbao), Juan Mata (1988, Chelsea), Adrian Lopez (1988, Atletico Madryt). W bramce na najlepszego bramkarza turnieju pretendować będzie De Gea (1990 Manchester United), w obronie jest świeżo upieczony zwycięzca EURO 2012 Jordi Alba (1989, już po transferze do FC Barcelona), Alvaro Dominguez wygrał LE z Atletico Madryt, a po igrzyskach grać będzie w Borussi Moenchegladbach, podstawowym graczem Marsylii jest prawy obrońca Cesar Azpilicueta. W drugiej linii są jeszcze Koke (Atletico), Romeo (Chelsea), a w ataku Rodrigo (Benfica) i Tello (Barcelona).
HONDURAS
Maynor Figueroa (Honduras, Wigan)
Kolumbijski trener ma piłkarskie nazwisko, które zobowiązuje. Luis Suarez zdaje sobie sprawę, że przeciwko Hiszpanom nie ma większych szans.  Kadrę oparł na graczach z rodzimej ligi, a jedynie starszych powołał z innych. Obrońca Figueroa (1983, Wigan), pomocnik Espinoza (1986, Kansas City), napastnik Bengtson (1987, New England Revolution) ten tercet ma sprawić niespodziankę jaką byłoby niewątpliwie jakaś zdobycz punktowa.
JAPONIA
Kolejna azjatycka ekipa. Wiadomo, że Samuraje bazują na niesamowitej szybkości. Trener Takeshi Sekizuka oprócz gwiazd J League sięgnął głównie po graczy z Bundesligi (Sakai - Stuttgart, Usami - Hoffenheim, Kiyotake-Nuernberg, Otsu - Borussia Moenchengladbach). Zdecydował się na zaledwie dwóch starszych graczy i to obrońców: Tokunagę (1983, FC Tokio) i Yoshidę (1988, VVV Venlo).
MAROKO
Holender Pim Verbeek ma za zadanie nawiązać walkę z Japonią o awans do ćwierćfinału. Prowadzić będzie prawdziwą międzynarodówkę, bowiem Marokańczycy to nie tylko liga francuska, ale i hiszpańska, holenderska, włoska, portugalska czy turecka, której reprezentantem jest jeden z duetu starszych graczy Nordin Amrabat (1987 Kayserispor). Drugim jest pomocnik Fiorentiny Kharija (1982).

Faza grupowa rozpocznie się 26.07. a zakończy się 01.08., ćwierćfinały rozegrane zostaną 04.08., półfinały 07.08. na Wembley i Old Trafford, mecz o 3.miejsce - 10.08. (Millenium w Cardiff), a finał -11.08. w Londynie.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Górnik vs. Młody Śląsk

Wałbrzyski drugoligowiec nie rozpieszcza swoich kibiców latem, jeśli chodzi o liczbę meczów sparingowych. Spowodowane to było udziałem kilku podstawowych graczy i I trenera na organizowanych po raz pierwszych igrzyskach akademickich w Cordobie. Wyniki są sprawą drugorzędną, co najbardziej udowodniły testy przed czerwcowym EURO 2012 - vide Rosja-Włochy 3:0 i późniejsze turniejowe losy obu ekip. W Górniku póki co nie wiadomo na co mogą liczyć piłkarze. Do opinii publicznej trafiają jedynie hasła: spotkania zarządu, będą zmiany, ale konkretów wciąż brak. Wałbrzyszanie zremisowali w Legnicy z pierwszoligową Miedzią 3:3, pokonali w PP LKS Stary Śleszów 3:0 i w Świdnicy wygrali sparing z Śląskiem Wrocław (Młoda Ekstraklasa). Wybredni wybrzydzają, że Miedź nie wystawiła najmocniejszego składu, bowiem taki zagrał rzekomo 2 godziny wcześniej z Ruchem Radzionków. W składzie legniczan jednak zagrali piłkarze, którzy grali w 2.lidze oraz testowani, a nieporozumieniem byłoby mówiąc, że były to rezerwy. W Żórawinie osłabieni wałbrzyszanie nie skompromitowali się i wyeliminowali swoich byłych kolegów (Jaworski, Jurkowski, Sokół) ze Starego Śleszowa. Drużyna trenowana przez Marcina Krzykowskiego zakończyła historyczną przygodę podczas której zdobył Puchar Polski na szczeblu okręgu wrocławskiego (eliminując o wiele wyżej notowane zespoły Ślęzy czy MKS Oława) oraz DZPN.  Ostatnim rywalem byli gracze aspirujący do wyjściowego składu Śląska Wrocław w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. Na Dolnym Śląsku najlepiej z juniorami pracują w Lubinie co jest prawdziwą solą w oku klubu z Wrocławia. Tam za pion szkolenia odpowiada znany w województwie Krzysztof Paluszek i do klasyki przeszły uszczypliwe uwagi Oresta Lenczyka co do efektów pracy dyrektora Paluszka w Śląsku. Kiedyś praca z młodzieżą w klubie jeszcze wtedy z ul.Oporowskiej, była wzorcowa. Teraz dopiero system skautingu, szkolenia jest odbudowywany. Oczywiście we Wrocławiu z zazdrością spoglądają w stronę Lubina, gdzie Zagłębie nie dość, że wygrywa Dolnośląską Ligę Juniorów to w ostatnich latach zdobywała tytuł MP, a równolegle brylowali w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. W tychże rozgrywkach Śląsk dokonał przełomu w minionym sezonie finiszując na trzecim miejscu. Myliłby się jednak ten kto oczekiwał w sobotnim sparingu podstawowych graczy z brązowej ekipy. Przede wszystkim w tym samym czasie we Wrocławiu rozgrywano turniej Polish Masters, gdzie Orest Lenczyk w jednym z dwóch spotkań musiał po prostu postawić na rezerwowych. Młode gwiazdki takie jak Kamil Juraszek, Robert Menzel, Paweł Garyga, Paweł Kubiak czy Paweł Sikorski zamiast treningów z Łukaszem Becellą z perspektywy ławki rezerwowych oglądnęli jak gra Benfica oraz zagrali przez Athletic Bilbao. Jeśli chodzi o Juraszka to zbieżność nazwisk z Piotrem, byłym graczem m.in. KP Wałbrzych, Dyskobolii, Polaru Wrocław czy w minionej dekadzie Górnika/Zagłębia Wałbrzych, jest nie przypadkowa. Piotr umiejętnie kieruje karierą syna, który w marcu skończył 21 lat. Wiedząc, że wiele w rodzinnej Piławie się nie nauczy zabrał Kamila do Świdnicy, gdzie grał w DLJ, potem zabrał do Lechii Dzierżoniów, gdzie oprócz szans na grę w Lechii miał sposobność uczestniczenia w różnych turniejach. Mimo, że Lechia miała podpisaną umowę z Zagłębiem Lubin Juraszek junior trafił do wrocławskiego Śląska, gdzie wiosną był niezastąpiony. Trudno oczekiwać, żeby już teraz został włączony do kadry I zespołu, ale niech przykład Juraszków będzie wzorem dla co niektórych ojców byłych piłkarzy, którzy bawią się w menedżerów swoich synów obwożąc ich nieskutecznie po różnych klubach, wykłócając się o pieniądze nie zauważając, że przy tym robią krzywdę samemu synowi.
Górnik nie zagrał po raz pierwszy z Śląskiem ME i nie po raz pierwszy w Świdnicy
W Świdnicy zobaczyliśmy jednak na boisku piłkarzy, których ojcowie grali w seniorach w zespole z ul.Ratuszowej. Do Dominika Radziemskiego i Pawła Matuszaka dołączył w sobotnim meczu Patryk Spaczyński. Jego ojciec Ryszard to bodaj najsłynniejszy brodacz w historii wałbrzyskiego futbolu! Patryk jest wychowankiem Gwarka, w Górniku grał w juniorach, a ostatnie lata spędził w legnickiej Miedzi, gdzie 2 lata temu zagrał przeciwko ekipie Roberta Bubnowicza w 2.lidze. Po przyjściu Bogusława Baniaka, co zbiegło się z leczeniem kontuzji Patryka, zabrakło dla wałbrzyszanina miejsca w składzie. Również próby rozwiązania kontraktu nie zakończyły się sukcesem tak jak choćby w przypadku innego gracza Miedzi a dziś Górnika-Marcina Orłowskiego. Sprawa miała mieć finał na wokandzie PZPN. Wiosnę Spaczyński spędził w czwartoligowych rezerwach Miedzi, a latem został wolnym graczem. Czy zdoła przekonać do siebie trenerów biało-niebieskich? Czy znajdą się środki na jego zatrudnienie? Nie wiadomo. Póki co wciąż w Górniku trenują nowi-starzy Adam Kłak, Adrian Zieliński, którzy pokazali się już w Legnicy. Rozmowy zawodników z zarządem trwają i niewiadomo, czy mecz z Młodym Śląskiem być może był ostatnim dla niektórych wałbrzyszan? W sobotę zagrał również po raz pierwszy w seniorach Dawid Pawlak, który w juniorach grał z kolegami-równieśnikami Radziemskim, Chajewskim, Polakiem. Ciekawostką jest, że w swoim piłkarskim CV Pawlak ma grę w austriackim SC Kaiserebersdorf. W nadchodzącym sezonie miałby status młodzieżowca, o których nie jest w dzisiejszych czasach łatwo. Obecnie w Górniku do dwóch miejsc w składzie kandydują wychowankowie Jarosiński, Radziemski, Chajewski, Matuszak, Orzech, Polak, Kaszuba, Matysek oraz sprawdzany Zieliński.
A w środę po raz pierwszy od 6 lat wałbrzyszanie rozegrają drugi kolejny mecz na szczeblu centralnym. Co prawda nie będzie to jeszcze I runda tak jak w 2006, ale podobnie jak wtedy rywal będzie z zaplecza ekstraklasy. Wtedy między Górnikiem/Zagłębiem a Podbeskidziem było 2 klasy różnicy, teraz GKS Tychy gra o ligę wyżej od wałbrzyszan. W sierpniowe popołudnie 2006 przy Ratuszowej gospodarze przegrali 1:2 po golu Piotra Broszkowskiego. W zespole miejscowych grali m.in. Piotr Przerywacz, Marek Wojtarowicz, Grzegorz Michalak czy też obecni gracze ostatniego pucharowego rywala ze Starego Śleszowa Łukasz Jaworski i Sławomir Jurkowski. W Podbeskidziu, które w międzyczasie dostało się do ekstraklasy na listę strzelców wpisali się Krzysztof Chrapek - obecnie leczący od lat kontuzję oraz Dariusz Kołodziej -którego z powodu zarzutów korupcyjnych próżno szukać w składzie.

czwartek, 19 lipca 2012

Kasa, misiu, kasa...

Takimi słowami Janusz Wójcik idealnie opisał receptę na futbolową egzystencję. W te wakacyjne tygodnie kilka klubów brutalnie przekonało się jak byt zależny jest właśnie od finansów. Dotyczy to również podwórka wałbrzyskiego. Wciąż cisza o reaktywacji Juventuru Wałbrzych, który zniknął z futbolowej mapy przed startem minionego sezonu, a zapowiadał rychły powrót. W Górniku wciąż nic nie wiadomo. Nie znamy nazwiska nowego prezesa, całkowitą dezinformację prowadzi redaktor Skiba, który najpierw namaścił kogoś ze środowiska KGHM, potem Gawlika, w końcu daje newsy o kolejnych terminach. Na jego działalności ucierpieli kibice biało-niebieskich, bowiem Bogdan Skiba wszem i wobec ogłosił, że wałbrzyszanom udało się przełożyć pucharowy mecz z LKS Stary Śleszów, by nagle zapraszać na relację ze środowego meczu.  Na chwilę obecną wiadomo jest tyle, że wałbrzyscy drugoligowcy przystąpią do rozgrywek, nie skompromitowali się w Pucharze Polski w Żórawinie i zagrają przeciwko pierwszoligowemu GKS Tychy w następnej rundzie. Wciąż niewiadomą jest skład na nowy sezon - Zinke, Orłowski i inni czekają na decyzje nowego zarządu odnośnie pieniędzy jakie będą zaproponowane piłkarzom. A może być różnie...
RADZIONKÓW
Pierwszoligowy Ruch z podbytomskiego Radzionkowa swego czasu był w ekstraklasie, potem spadł do futbolowej czeluści by po kolejnych awansach znów zakotwiczyć na zapleczu ekstraklasy. W minionym sezonie głośno było o kłopotach finansowych, lecz zespół prowadzony przez Artura Skowronka zakończył sezon na dobrym 9.miejscu. Pracę trenera doceniono w Szczecina, gdzie po sezonie przeniósł by zadebiutować w ekstraklasie. Wraz z nim przeniósł się trener bramkarzy, a w przeszłości były bramkarz Górnika Wałbrzych Grzegorz Żmija. Kadrę Ruchu tworzyli głównie gracze z regionu, uzupełnieni przez graczy z Młodej Ekstraklasy. To w Ruchu wybyli się bliźniacy Makowie (dziś GKS Bełchatów) o których się mówi w kategorii "piłkarze przeszłości". Latem prezes Tomasz Baran musiał znowu wydeptywać ścieżki po sponsorach, do ratusza by zamknąć budżet, a przede wszystkim załatwić licencję na grę w nadchodzącym sezonie. Na niepowodzenie sąsiada zza miedzy liczyła przede wszystkim zdegradowana Polonia Bytom. Chichot losu polegał na tym, że to bytomianie mieli problem z licencją na grę w 2.lidze a nie Ruch w 1.lidze. Skowronka zastąpił tani trener Zbigniew Smółka, doskonale znany w naszym regionie, bowiem prócz trenowania świdnickiej Polonii/Sparty pracował z nie tak dalekim Żaganiu, a ostatnio w Kluczborku. W swoim zwyczaju próbował kadrę oprzeć głównie na swoich byłych podopiecznych, ale kilka dni temu okazało się, że na ich usługi po prostu nie stać klubu. Nie były to wygórowane żądania, a koniec końców z Radzionkowa wyjechał i Smółka. Dzień potem włodarz Cidrów ogłosił, że Ruch nie przystąpi do rozgrywek 1.ligi z przyczyn finansowych. Ruch ma zająć miejsce swoich rezerw rających w A-klasie. A na miejsce w 1.lidze czyha nie tylko Polonia Bytom, ale i KS Polkowice, które liczą na niepowodzenie procesu licencyjnego bytomian na grę w 1.lidze. Jeszcze tydzień temu nic nie wskazywało, że Ruchu zabraknie na szczeblu centralnym. Grano sparingi, trener testował co rusz to nowych graczy, a jak przyszło do konkretów z podpisywaniem umów wybuchła właśnie taka bomba...
GLASGOW
Brzmi to nieprawdopodobnie, ale najsłynniejsze derby piłkarskie Europy, zwane Old Firm nie będą rozgrywane jako ligowe przez co najmniej 3 lata. Glasgow Rangers wyleciał ze szkockiej ekstraklasy. O co właściwie tam poszło? Rangersi jak pamiętają starsi kibice brylowali na przełomie wieków. Sprowadzane na Ibrox Stadium gwiazdy z kontynentu (B.Laudrup, Flo) były opłacane podwójne. Oprócz pensji klubowej na konta graczy trafiały pieniądze z zarejestrowanego w raju podatkowym konsorcjum. A były one nieopodatkowane. Z czasem narosły długi, a o te nieopodatkowane pieniądze w końcu upomniał się fiskus. Najpierw wprowadzono zarząd komisaryczny co automatycznie poskutkowało odjęciem 10 punktów. W praktyce oznaczało to, że mistrzostwo zdobywa Celtic. To był początek końca The Gers. Opublikowany raport szacował zadłużenie Rangersów na ponad 130 milionów funtów!!! W celu oddłużenia powołano nową spółkę, ale by nowy twór mógł zagrać w szkockiej ekstraklasie musiała się zgodzić większość szkockich klubów. Zgodnie z oczekiwaniami decyzja była dla Rangersów była negatywna. Scottish Third Division, czyli czwarty poziom rozgrywkowy - tam jeden z najbardziej rozpoznawalnych klubów na świecie będzie musiał rywalizować w lidze. Dla kibiców Rangersów będzie to szok kulturowy, bowiem średnia widzów na boiskach rywali nie przekracza magicznej liczby tysiąc. Zamiast derbów z Celtikiem czekać będą derby z Queen's Park (wygrali 10 razy Puchar Szkocji, ale w XIX wieku) grającym, co prawda na reprezentacyjnym stadionie Hampden Park mogącym pomieścić ponad 52 tysiące, ale ze średnią 519 widzów/mecz w ostatnim sezonie. Nie jest pocieszający fakt, że wygranie pucharu może być przepustką do europejskich pucharów, bowiem jedną z konsekwencji transformacji spółki jest trzy letni zakaz gry w europejskich pucharach.
Głosowanie przeciwko Rangersom w lidze może jednak odbić się czkawką dla tamtejszej ekstraklasy. Już pojawiają się opinie, że w grudniu Celtic  zapewni sobie mistrzostwo. I tak nudna liga opierająca się na rywalizacji dwóch klubów z Glasgow straci nie tylko na atrakcyjności sportowej, ale i finansowej. Wiele telewizji nie będzie zainteresowana produktem Scottish Premiere League bez Old Firm.Stracą na tym wszystkie kluby. Z drugiej strony coraz głośniej podnoszą się głosy o sprawiedliwości - większość klubów nie żyło ponad stan, każdego funta oglądano kilka razy przed wydaniem, a na Ibrox szastano nimi, nie płacąc podatków. Nikt nie brał pod uwagę legendy, marki klubu, historii...
WARSZAWA/KATOWICE
Trzeci przykład finansowego upadku piłki wiąże się z dwoma zasłużonymi klubami. Choć ich tragedia jest z całkiem innych perspektyw. Polonia Warszawa to klub, który zawsze miał "pod górkę". Jasna strona mocy dotknęła ją pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia kiedy to Janusz Romanowski przelał swoją miłość z Legii na Polonię i Czarne Koszule skompletowali wszystkie krajowe trofea. Potem gdy znaleźli się w drugiej lidze na szybki sportowy awans wpadł ówczesny dobrodziej Józef Wojciechowski. Za 20 milionów kupił licencję od Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. To co nie zaakceptowano ani we Wrocławiu, ani w Szczecinie bez zmrużenia oka przyjęto przy Konwiktorskiej. Częste zmiany trenerów, Klub Kokosa, nieprzemyślane transfery, tajemniczy doradcy- od lat było wiadomo, że mariaż JW z Polonią może zakończyć się z dnia na dzień. I tak też się stało. Easy come easy go - łatwo przyszło, łatwo poszło, tak mawiają hazardziści. W stolicy dostano darmową, drogą zabawkę, którą właściciel się znudził i postanowił sprzedać kolejnemu naiwnemu myślącemu, że zarobi na futbolu. Jeszcze nie tak dawno kibice Czarnych Koszul mogli triumfować po wygranych derby z Legią.
Czy teraz JW znalazłby się na historycznej oprawie kibiców Polonii?
Na chwilę obecną nie jest wiadome, w której lidze Czarne Koszule rozpoczną zbliżający się sezon. Opcji było wiele - od B klasy, przez 4.ligę (wymagana zgoda pozostałych zespołów, ale Mazowiecki ZPN stworzył przed laty precedens z Radomiakiem), po 1.ligę (opcja Listkiewicza - kupienie licencji GKS Katowice). Najgorsze jest to, że fuzja/przejęcie licencji nie zostało "klepnięte" przez PZPN. Oficjalnie nie ma jeszcze KP Katowice, a wciąż funkcjonują Polonia i GKS. Podręcznik licencyjny mówi, że podmiot starający się o grę w ekstraklasie musi istnieć w strukturach PZPN 3 lata bez przerwy. KP Katowice na chwilę obecną nie spełnia tego warunku, więc sprawa musiałaby się obić o ... UEFA ?!
Problem jest nie tylko w stolicy kraju, ale i w stolicy Górnego Śląska. Oprócz prezesa Ireneusza Króla i jego otoczenia nikt nie widzi sensu kupowania licencji. Do chóru wk..nych kibiców dołączyli znani byli piłkarze Gieksy z Markiem Koniarkiem na czele. Tutaj historia jest po stronie kibiców - to dzięki im GKS nie zginął, z dna awansował aż do 1.ligi. To oni przekazali akcje miastu, z zastrzeżeniem zachowania herbu, barw, nazwy i miejsca rozgrywania spotkań w przypadku przekazanie ich inwestorowi.
Dlatego słusznie czują się gorąco rozczarowani, że miasto przyklepało fuzję i powstanie nowotworu (tak jeden z tabloidów zapowiada nazywanie nowego klubu), które wg Króla ma z czasem nazywać się KP Gieksa Katowice. Póki co KP Katowice rozgrywał by swoje mecze ekstraklasowe (o ile do nich dojdzie) w ... Krakowie. Innym aspektem są finanse, bowiem GKS Gieksa Katowice figuruje na parkiecie giełdowym. Ukazał się oficjalny komunikat oświadczający, że katowiczanie podjęli działania zmierzające na celu grę w ekstraklasie i  połączenie spółek odbędzie się w oparciu o przepisy kodeksu spółek handlowych przy założeniu, że spółką przejmującą będzie notowana na rynku New Connect GKS GieKSa Katowice S.A. i pod taką też nazwą będzie występowała. Business is business, tylko czy inwestorzy będą inwestowali tak jak obecnie podchodzą do tematu kibice? Na chwilę obecną nie wiadomo, czy KP Katowice będzie grał w ekstraklasie. A na rozwój wypadków czekają inni. Podobnie jak w przypadku Ruchu Radzionków zainteresowani są spadkowicze z 1.ligi. Polonia Bytom, Wisła Płock, KS Polkowice. Z niecierpliwością na rozstrzygnięcia czekają również spadkowicze z 2.ligi. Turowi Turek już się udało. Czeka Calisia, gotowa jest Nielba z Bałtykiem mający licencję na ewentualną grę w 2.lidze. Najśmieszniejsze jest to, że dopiero na początku sierpnia w PZPN mają zapaść ostateczne decyzje, tuż przed startem drugiej ligi.

sobota, 14 lipca 2012

Czy będzie pierwszy wałbrzyszanin w Serie A ???

W okresie wakacyjnym najgorętszym piłkarskim tematem są oczywiście transfery. W tym roku w Polsce boleśnie przekonujemy się o recesji. Jeśli chodzi o transfery gotówkowe to najwięcej wydał chorzowski Ruch, który nie uchodzi za zamożny klub. Większość zmian klubowych przeprowadza się bez przelewów gotówki pomiędzy klubami. Albo zatrudnia się wolnych piłkarzy, z kartą zawodniczą na ręku - wtedy klub ponosi jedynie koszty podpisania umowy (nie licząc oczywiście późniejszych pensji, premii, bonusów itp.). A co z zawodnikami mającymi dłuższe umowy? Tutaj najczęściej dochodzi do numeru z niewypłacaniem zawodnikowi pieniędzy, a potem rozwiązaniem umowy "za porozumieniem stron" - czytaj za zrzeczenie się zaległych pieniędzy. Historia zna jednak przypadki, w których zdeterminowany zawodnik potrafił wykupić swój kontrakt byle przejść do innego klubu. Gracze z dłuższymi umowami mogą skorzystać również z innych klauzul, np. w przypadku degradacji. Działa to również w drugą stronę, gdzie kluby mogą rozwiązać umowę, gdy np. zawodnik nie rozegra ustalonej w umowie liczby meczów. Najświeższym przykładem może być casus Bartłomieja Grzelaka, który po zaledwie kilku dniach pożegnał Górnika Zabrze, gdzie w umowie był zapis o rozwiązaniu jej w przypadku urazu kontuzjogennego gracza.
Jeśli chodzi o takie szczegóły rozstań to na króla letnich transferów wyrasta wałbrzyszanin Adrian MROWIEC. Defensor, na którego nie stać było Szkotów z Edynburga znalazł przystań w IV lidze niemieckiej. Nie była to degradacja po względem finansowym, bowiem RB Lipsk ma ambicje nie mniejsze niż choćby Borussia czy Bayern, a to za sprawą możnego sponsora jakim jest firma produkująca napoje Red Bull. Fakt, że w Niemczech klub nie może przyjąć nazwy sponsora w Lipsku powstał klub RB (RasenBallsport a nie Rotten Bullen). Cała historia działalności tego klubu to temat na dłuższy artykuł,
Adrian Mrowiec w barwach RB Lipsk
ale faktem jest, że całe przedsięwzięcie, bardzo drogie przedsięwzięcie, póki co nie przynosi wymiernych sportowych efektów. Stąd dopiero IV liga! Jak się okazało przygoda Mrowca z finansowym gigantem z Lipska nie trwała nawet trzech tygodni, a miał zarabiać miesięcznie 30 000 euro. Jeśli wierzyć niemieckiemu tabloidowi Bild za zerwanie umowy przez klub Polak zarobi pół milion euro!! Ale takie finansowe możliwości ma niemiecki klub. Przyszedł nowy trener Alexander Zorniger i wśród 5 wytypowanych przez niego zawodników do opuszczenia klubu znalazło się dwóch Polaków - oprócz Mrowca z Lipska wyjeżdża Tomasz Wisio. Adrian na pewno zyska finansowo, ale teraz musi znowu szukać klubu. Działania w klubie w Lipsku bardzo przypominają szastanie kasą, a zarazem jej tracenie przez Józefa Wojciechowskiego w stołecznej Polonii.
Byli wałbrzyszanie swego czasu chętnie wyjeżdżali za zachodnią granicę. Największą postacią spod Chełmca był i jest Adam Matysek, który grał w Lidze Mistrzów w Leverkusen, a obecnie pracuje w Bundeslidze szkoląc w Norymberdze bramkarzy. W drugiej lidze nie poradził sobie Leszek Kosowski zaliczając jedynie epizod w Meppen. Lepszą markę wyrobili sobie gracze w ligach regionalnych. By poprzestać na nazwiskach z ostatnich lat na dobrą opinię zapracowali sobie Dariusz Kurzeja, Rafał Klajnszmit (obaj później zostali trenerami), Jacek Cieśla czy Adam Jaworski, który w Goerlitz mógł zagrać w sparingu z okazji urodzin klubu przeciwko samemu Bayernowi. Newsem zapoczątkowanym przez portal jelonka.com na podbój 2.Bundesligi ruszył rzekomo Roman Maciejak. Od tamtego regularnie szukam śladów testów Romana w SC Paderborn, ale nic nie można znaleźć. Niemieckie media (transfermarket.de, nw-news.de) wspominają o testach powołując się na polskich portalach, które swoją wiedzę na ten temat pozyskały z jelonki...
W kraju wielu graczy rodem z Wałbrzycha nie ma w najwyższych ligach. W zbliżającym się sezonie w końcu będziemy mogli oglądać byłego gracza klubu w Ratuszowej w T-Mobile Ekstraklasie!
Paweł Oleksy w wyskoku. Jeszcze w barwach Zawiszy przeciwko nowym kolegom z Gliwic
 Paweł Oleksy po okresie wypożyczenia do bydgoskiego Zawiszy tym razem z Lubina na rok został wypożyczony do beniaminka Piasta Gliwice. Ciekawostką jest fakt, że Paweł był świadkiem fety na gliwickim stadionie z okazji awansu, bowiem w ostatniej kolejce Piast pokonał Zawiszę 3:0...
Michał Protasewicz w sparingu Floty z Ruchem Chorzów
 Michał Protasewicz ma coraz większe szanse na załapanie się do szerokiej kadry pierwszoligowej Floty Świnoujście, bowiem pojechał z zespołem na zgrupowanie. W tym jedynym polskim ligowcu z wyspy występował nie tak dawno Damian Misan, ale po wygaśnięciu umowy z tym klubem piłkarz musi szukać nowego klubu. Tydzień temu próbował załapać się do swego dawnego klubu Miedzi Legnica. Wystąpił nawet w sparingu przeciwko Ruchowi Radzionków - ale nietypowo, nie jako napastnik, ale lewy pomocnik. Bogusław Baniak pozytywnie ocenił go, ale podziękował mu za współpracę twierdząc, że na tej pozycji ma już innych graczy.
Hitem transferowym dla wałbrzyskich kibiców byłby transfer awizowany przez włoski sportowy dziennik Corriere dela Sport. Wg dziennikarzy z Italii dwóch młodzieżowców znad Wisły miałoby trafić do tamtejszych klubów. Szkoleniowiec słynnego SSC Napoli Walter Mazzarri chętnie widziałby obrońcę Zagłębia Lubin Igora Łasickiego.
Igor Łasicki
Urodzony w Wałbrzychu, wychowanek Górnika Gorce, obrońca nie tak dawno sięgnął  rówieśnikami po medal mistrzostw Europy U-17. Był jednym z nielicznych, którzy się wyróżnili na turnieju.W Polsce występował z Młodej Ekstraklasie, gdzie sezon z kolegami z Zagłębia zakończył na drugim miejscu, a sam wystąpił w 9 meczach. Igora próżno szukać w składach Zagłębia na turniej finałowy mistrzostw kraju juniorów. Mimo to specjaliści wróżą mi wielką karierę. Włosi mają dobre rozeznanie wśród polskich juniorów. Co prawda kilka nazwisk nie przebiło się w seniorach, ale coraz głośniej jest o wychowanku Orła Ząbkowice, a potem gracza lubińskiego Zagłębia, Piotra Zielińskiego dostrzeżonego przez Udinese. Być może również tym nazwiskiem kierowali się Włosi, bowiem oprócz Łasickiego na Półwysep Apeniński ma trafić z SMS Łódź Sebastian Zieliński. Zieliński w przeciwieństwie do Igora zagrał zaledwie końcówkę ostatniego meczu, a mimo to trafił do notesu trenerów Cremonese - klubu, który w Polsce kojarzony głównie jest z gry Władysława Żmudy w tym klubie.
Wciąż nie wiadomo gdzie trafi Dawid Kubowicz, z którego zrezygnowano w Niecieczy. Do pierwszoligowych meczy w Okocimskim Brzesku powoli sposobi się Michał Oświęcimka, którego wypożyczenie z Opalenicy zostało przedłużone.
Adam Kłak z kolei był w gronie pierwszych graczy, którzy opuścili tonący okręt w Żaganiu. Póki co próbuje zahaczyć się w Górniku Wałbrzych - byłby to istny powrót syna marnotrawnego! Oprócz niego być może trafi na Ratuszową Adrian Zieliński, którego atutem prócz skuteczności w IV lidze lubuskiej jest wiek, bowiem jest jeszcze młodzieżowcem. Sami wałbrzyszanie nie nagrają się zbytnio sparingów, bowiem większość przebywa na akademickim graniu w Hiszpanii, resztę ominął sparing z Orłem Ząbkowice i niejako z marszu czeka Górnika pucharowy bój z LZS Stary Śleszów w Żórawinie, gdzie pucharowa rewelacja póki co rozgrywa swoje mecze.

piątek, 13 lipca 2012

Morawski walczy o swoje w sądzie

Początek lipca przyniósł pierwsze sparingi. Piłkarska Polska żyła wyborem nowego selekcjonera, ewentualnymi kandydatami na zluzowanie Grzegorza Laty na fotelu prezesa PZPN. W tej ostatniej kwestii głos zabierali wszyscy, nawet ci najbardziej skompromitowani z Zdzisławem Kręciną na czele. Głosem doradczym służył również poprzednik Laty Michał Listkiewicz, który będąc u steru był najbardziej krytykowaną personą w polskim futbolu. Czas minął, ludzie pozapominali i teraz "Listek" z "leśnego dziadka" stał się fachowcem, prawie wyrocznią. Dziwnym trafem media namierzyli Listkiewicza razem z Kręciną w... łódzkim sądzie. Zasiedli oni ławie oskarżonych w procesie, gdzie oskarżycielami posiłkowymi są byli piłkarze Widzewa Łódź, w tym kapitan wałbrzyskiego Górnika Marcin Morawski. Wałbrzyszanie mogli się o tym dowiedzieć z wywiadu, którego Marcin udzielił tuż przed wyjazdem do Kordoby. A o co chodziło? Oczywiście o pieniądze.
Morawski w barwach Widzewa
Jako utalentowany junior Morawski zaliczył debiut w reprezentacji juniorów, potem przez udane występy wśród seniorów w 3.lidze (dziś byłaby to druga) został zauważony przez bogatsze kluby w ekstraklasy. Największą siłę przekonywania mieli działacze słynnego łódzkiego Widzewa, choć nie tylko oni starali się zatrudnić wałbrzyskiego "Maradonę". Morawski trafił do Widzewa, ale nie zrobił tam takiej kariery jakiej by sobie on, klub i kibice życzyli. Od jesieni 2000 do końca sezonu 2003 zagrał ledwie 28 razy będąc przy tym wypożyczany w międzyczasie do niemieckiego Havelse, którego współfinansującym był jeden z dobrodziejów Widzewa Andrzej Grajewski, Mirska i Opoczna. O łódzkim klubie już wiele lat wcześniej krążyła opinia, że "nikt ci nie da tyle pieniędzy co Widzew obieca". Marcin, niestety, przekonał się na własnej skórze o tej smutnej prawdzie. Wraz z innymi piłkarzami złożył do Piłkarskiego Sądu Polubownego wniosek by uzyskać zaległe pieniądze. Już w 2003 PSP wydał wyrok nakazujący Widzewowi spłatę zaległości, ale po 9 latach piłkarze nie uzyskali nawet złotówki.
Już w styczniu 2004  Piłkarski Sąd Polubowny miał rozstrzygnąć kwestię finansowych zadłużeń Widzewa wobec Marcina Morawskiego.Żadna decyzja nie została jednak podjęta. Prezes ówczesnego SPN Widzew SA Jacek Dzieniakowski, również zasiadający na ławie oskarżonych, wtedy mówił-Myśmy przedstawili swoją propozycję, aby doprowadzić do ugody z piłkarzem, ale on, jak i reprezentujący go mecenas, na nią nie przystali. Tak więc sąd ma wyznaczyć następny termin swego posiedzenia, na którym ponownie zostanie rozpatrzone kontrowersyjne, mówiąc oględnie, roszczenie finansowe Morawskiego w stosunku do Widzewa. Całkiem inny punkt widzenia przedstawiał piłkarz, którego zdaniem (i jako się okazało słusznie) klub grał na zwłokę:
To była żenująca, poniżająca mnie propozycja ze strony działaczy Widzewa. To tak jakby ktoś rzucił psu ochłap na pożarcie. Nie mogłem na nią przystać. Widzew ma w tej sprawie przedstawić (takie jest żądanie sądu) w ciągu siedmiu najbliższych dni jakichś świadków, z którymi mają być przeprowadzone dodatkowe rozmowy. O jakich świadków chodzi? Nie wiem. Wszak rozmowy dotyczące moich zarobków w Widzewie prowadzone były tylko w cztery oczy. Moim zdaniem, Widzew gra na zwłokę. A ja i tak ze swych słusznych żądań nie ustąpię. Rozstałem się z Polarem Wrocław, ponieważ nie przystałem na zaproponowane mi warunki. Wracam właśnie z Warszawy do Wałbrzycha, gdzie się na jakiś czas zatrzymałem. Myślę jednak o powrocie do Łodzi. Oczywiście, nie do Widzewa - mówił Expressowi Ilustrowanemu Morawski w 2004roku.
Obecny proces dotyczy niegospodarności PZPN. Oprócz byłych/obecnych działaczy PZPN, wśród których Listkiewicz, Kręcina i Kolator zgodzili się na ujawnienie swoich nazwisk zasiedli byli włodarze łódzkiego klubu. Zarzutem dla Listkiewicza jest fakt, że kierowany przez niego związek zamiast przekazywać pieniądze należne Widzewowi przekazał innemu podmiotowi, przez co ominięto konto klubowe Widzewa, które było zajęte w postępowaniach egzekucyjnych. Czyli kasa, która miała trafić z PZPN do Widzewa, a stamtąd do wierzycieli, którym klub wisiał pieniążki, trafiała bezpośrednio na konto firmy współwłaściciela/sponsora klubu i w ten sposób mógł on dalej wspomagać Widzew. Podobny zarzut ma Zdzisław Kręcina. Co ciekawe Eugeniusz Kolator wiosną tego roku został już skazany w podobnej sprawie dotyczącej RKS Radomsko, gdzie pieniądze z praw telewizyjnych i marketingowych nie trafiły na konta wierzycieli.
Postępowanie początkowo prowadziła prokuratura apelacyjna we Wrocławiu, która pod koniec marca tego roku skierowała do sądu akt oskarżenia, a że zawarte w nim zarzuty dotyczyły m. in. ukrywania pieniędzy przed wierzycielami klubu piłkarskiego Widzew Łódź sprawa trafiła do łódzkiego sądu. Od tamtych radosnych dla Widzewa działaczy czasów minęło sporo czasu. Klub był zdegradowany przez korupcję, przeszedł transformację. Klub po przejęciu przez Sylwestra Cacka nie mógł się całkowicie odciąć od długów, których było i wciąż jest sporo. Wiele kontrowersji wzbudziła kolejna kara finansowa nałożona na klub przez PZPN. Jesienią ubiegłego roku Wydział Dyscypliny po raz drugi nałożył karę 50 000 za niespłacanie długów wobec pięciu zawodników. Oprócz Marcina Morawskiego na pieniądze wciąż czekają Robert Dymkowski, Maciej Terlecki, Damian Seweryn i Mariusz Gostyński.  Inną sprawą jest fakt, że klub twierdził, że zaczął spłacać zawodników, przedstawiając dowody, tyle, że piłkarze twierdzili, że nic nie otrzymali. Widzew nie chce spłacać piłkarzy ze względu na winę PZPN, który przelewał pieniądze na konta sponsorów, a nie klubowe. Nie chce po prostu płacić za nieswoje błędy. Na tym prawnym galimatiasie tracą oczywiście piłkarze, w tym Morawski, któremu pozostało uzbroić się w cierpliwość i czekać na ostateczne wyroki w sprawie o niegospodarność. Żal pozostaje, bowiem jest większość wierzycieli nie uprawia już wyczynowo piłki.

środa, 11 lipca 2012

Czas Fornalika

No i już wszystko wiadomo. Przez eliminacje do brazylijskiego mundialu polskich futbolistów będzie prowadził Waldemar Fornalik.  Trudno na chwilę obecną oceniać ten wybór, najlepiej dać szansę, czas by pokazał. Czy jest to trener oczekiwań polskich kibiców? Będzie lepiej czy gorzej?
DOBRY PIŁKARZ-DOBRY TRENER
Fornalik przez całą piłkarską karierę reprezentował barwy Niebieskich na pozycji obrońcy. Jak sam wspomina w swoim debiucie wiosną 1983 miał za zadanie zneutralizować poczynania … Włodzimierza Ciołka, który grał w mieleckiej Stali. Ruch wygrał 1:0, więc debiut zaliczony co najmniej dobrze. Fornalik z Ruchem spadł z 1.ligi, potem wrócił, zdobył mistrzostwo Polski i w 1994 zakończył karierę piłkarza. Wielokrotnie grał w 1.lidze przeciwko Górnikowi Wałbrzych, a w drugiej –Zagłębiu Wałbrzych. Nie był piłkarzem wybitnym, godnym większej uwagi. Do kadry z chorzowskiej defensywy trafiał choćby jego imiennik Waldemar Waleszczyk. Skompletował ponad 200 ligowych występów, ale trudno uznać go za piłkarza ponadprzeciętnego – ot, taki jakich dziesiątki gra na co dzień w lidze. Kariera trenerska do tego roku przypominała jego przygodę zawodniczą. W wieku zaledwie 31 lat kończy ligowe kopanie by zostać asystentem swego kolegi z boiska Edwarda Lorensa w Ruchu Chorzów, by wiosną 1994 razem przenieść się do Górnika Zabrze. Pierwszą samodzielną pracą była ta w Polonii Bytom (2.liga – 1996 i gra przeciwko KP Wałbrzych). Nowe tysiąclecie rozpoczął asystenturą u Oresta Lenczyka w Wiśle Kraków, od którego bodaj najwięcej się nauczył i bardzo go ceni. 2001 – w wieku 38 lat debiutuje w ekstraklasie w roli samodzielnego szkoleniowca Górnika Zabrze. Potem znowu był „tym drugim” – w Górniku, Amice Wronki. Na dobre na ligową karuzelę trenerską wskoczył 7 lat temu w Wodzisławiu, gdzie przez ponad rok zanotował więcej porażek niż zwycięstw, ale doprowadził w 2006 Odrę do 6.miejsca, a mimo to trafia do stołecznej Polonii (2006-07), z którą gra na zapleczu ekstraklasy! Po zwolnieniu jesienią odnajduje się ponownie u Lenczyka, tyle że opiekuje się Młodą Ekstraklasą GKS Bełchatów (wiosna 2008). W czerwcu obejmuje łódzki Widzew, z którym wygrywa rundę jesienną w nowej 1.lidze. To wówczas największy sukces szkoleniowy Waldemara Fornalika, któremu nie dane było wprowadzić łodzian do ekstraklasy, bowiem włodarze zimą postawili na pewniaka, czyli bardziej utytułowanego, medialnego, Pawła Janasa. Po zwolnieniu w styczniu 2009 po 3 miesiącach wrócił na ul.Cichą obejmując swój ukochany Ruch. Od tamtej pory, pomimo zawieruchy organizacyjnej, jego „Niebieska” kadencja jest najlepsza od ponad 20 lat. 2009 – finał PP (porażka z Lechem), 2010- 3.miejsce w lidze i udział w El.LE, 2012- wicemistrzostwo i finał PP.
29.05.2012, czyli krytycy szukają
28.kolejka  T-Mobile Ekstraklasy, przy ul.Cichej Ruch gra z ŁKS Łódź, który utrzymać się może wygrywając do końca sezonu mecze i liczyć na potknięcia Lechii i Bełchatowa. Niebiescy walczą o mistrza ze Śląskiem i Legią. Wobec nierównej formy byłych wojskowych klubów to chorzowianie są w idealnej sytuacji- muszą jedynie wygrać swoje mecze. W spotkaniu z łodzianami strzelają gola już w 1.minucie, ale na przerwę sensacyjnie schodzą przegrywając 1:2. Mecz kończy się remisem 2:2, Śląsk wygrywa z Lubinem, co pozwala mu wrócić na fotel lidera, którego nie opuści już do końca rozgrywek. Takie smaczki już wynajdują oponenci Fornalika. Również przypomina się, że finały Pucharu Polski chorzowianie spartaczyli – najpierw na Stadionie Śląskim nie dali rady Kolejorzowi, a w ostatniej edycji z kretesem ulegli 0:3 Legii. Czyżby zespół Fornalika nie radził sobie z presją?
 Drugim argumentem na NIE są rzekome fornalikowe odrodzenia piłkarzy. Padają przykłady Zieńczuka, Malinowskiego, ale nie udało się to choćby z Bronowickim (tego co kasował Simao w chorzowskiej victorii nad Portugalią za kadencji Leo), po części z Niedzielanem (przegrał z kretesem rywalizację w składzie wiosną’12), do tego można dorzucić Słoweńca Andreja Komaca – uczestnika mundialu, a przy Cichej bezbarwnego, wręcz anonimowego.
WYBORY
Od porażki z Czechami tematem dyżurnym stał się następca Franciszka Smudy. Wiadomo, że będzie to tańszy szkoleniowiec. Być może z tego powodu odpadła kandydatura zza granicy czy Henryk Kasperczak. Ze Stanów Zjednoczonych przyleciał Piotr Nowak, ale prócz dziennikarzy nikt jego kandydaturą nie był w PZPN zainteresowany. Z ligowego grona najmocniejsze nazwiska były Probierza, Skorży, Fornalika. Lenczyka również nie brano pod uwagę, choć w porównaniu z późniejszym elektem osiągnął w ostatnim czasie nieporównywalnie więcej! Michał Probierz sam trzeźwo oceniał sytuację, twierdząc, że najpierw chciałby osiągnąć coś w lidze. Ostatnimi czasy ktoś „życzliwy” Probierzowi odkurzył rzekomą korupcję za czasów jego w Górniku Zabrze. Fachowcy podpowiadali jeszcze Adama Nawałkę. Ostatecznie wg „plejada trener” jak nazwał to Antoni Piechniczek, a w rzeczywistości uznani trenerzy młodzieży (Śledziewski, Talaga) czy trener kobiecej kadry (Szyngiera) rozpatrywali trójkę Engel, Fornalik, Zieliński. Ostatnia kandydatura była karykaturalna, bowiem nic nie przemawiało na jego korzyść. Jacek II Zieliński – „drugi”, by nie mylić z jego imiennikiem, który wygrał ligę z Lechem – był znakomitym defensorem, ale w lidze sprawiał wrażenie zagubionego zarówno jako trener Legii, Lechii jak i Korony. Asystentura u Smudy była zapamiętana nie tylko z racji braku sportowego wyniku, ale również z braku szacunku dla niego przez imprezujących piłkarzy.
Rzekoma komisja wybierała kierując się (??) kryteriami, w których Fornalik wyraźnie ustępuje Engelowi!!! King Waldek z Chorzowa nic nie wygrał, a Engel święcił sukcesy z Legią (wicemistrzostwo w czasach gdy Fornalik jeszcze biegał po boisku), Polonią, również na Cyprze. Oceniane były transfery – Fornalikowi trzeba oddać, że wykreował tanio sprowadzonych graczy, którzy trafili potem do kadry (Piech, Jankowski), ale nie pracował w klubie mogącym pozwolić sobie na większy transfer. Engel kasuje go odkryciem Olisadebe, którego …nie przygarnął Fornalikowi Ruch. Medialności trudno odmówić „Endżelowi”, który regularnie gościł w prasie, telewizji i ma na koncie kilka książek. Fornalika niewielu z telewidzów jeszcze w czerwcu w ogóle nie kojarzyło. Grę ofensywną, defensywną trudno u Engela było ocenić, bowiem od kilku lat udziela się jedynie w PZPN niż w klubie, ale pamiętając jego  kadencję w kadrze (1999-2002) trudno przejść obojętnie, bowiem zwycięskie mecze w Kijowie, Oslo, Cardiff, Chorzowie pamiętało się dość długo. Lobby śląskie okazało się jednak na tyle mocne, że po porażce w przyznawaniu miast organizatorów EURO 2012, nie było mocnych by przeforsować innego kandydata niż swego wybrańca. Jeśli ktoś miał co do tego wątpliwości to pozbył się w „Piechnik show” podczas ogłoszenia decyzji w sprawie selekcjonera. Antoni Piechniczek musiał przypomnieć o swoim sukcesie na hiszpańskim mundialu (akurat ogłoszenie zbiegło się z rocznicą medalu w 1982),  pokazał, że wciąż ma kompleks Beenhakkera, który niejednokrotnie podkreślał, że działacze PZPN żyją sukcesami z czasów PRL. Stwierdzenie, że polska piłka nie ma dobrych doświadczeń z pracy z obcokrajowcami w roli selekcjonerami było przesadą. Wystarczy przypomnieć lata 2007-2008 kiedy Leo był nagrodzony orderem przez prezydenta, gościł w reklamach (i nie były to sklepy z Adamiakową), bohaterem książek, postacią roku itd. Jako pierwszy doprowadził naszą kadrę na EURO co nie udało się nie tylko Piechniczkowi i to dwa razy!
CO DALEJ
Fornalik przejmował już zespoły po znanych nazwiskach - selekcjonerach. Najgłośniejsze było przejęcie wodzisławskiej Odry w 2005 od Franciszka Smudy, ale łódzki Widzew Waldemar Fornalik przejmował od Janusza Wójcika. Przejęcie od Smudy nowy selekcjoner dobrze pamięta. Podobnie jak przed laty, również ma sobie szczerze porozmawiać z poprzednikiem. Wiadomo, że akcenty ofensywne i defensywne mają być rozłożone inaczej niż u Smudy. Zamierza również dać szansę wszystkim graczom zasługującym na powołanie swoją postawą na boisku.  Oznacza to, że znowu w kręgu zainteresowania może znaleźć się zarówno Artur Boruc  jak i Sławomir Peszko. Niebezpieczeństwem, a może raczej ostrzeżeniem mogą być słowa Piechniczka, że trener nie będzie prowadził własnego folwarku, że nie należy spodziewać się masowych przenosin z Chorzowa do kadry. Brzmi to jednoznacznie – Waldemar Fornalik będzie mógł sobie dobrać tylko takich współpracowników jakich przyklepie związek. Niektórzy dalej posuwają się w swych opiniach, że selekcjoner może być tylko marionetką w rękach Piechniczka, który pełnić będzie rolę „nadtrenera”. Grzeczny, ułożony Fornalik, co prawda przed kamerami zapewnia, że nigdy nie dał sobie narzucić decyzji, z którą by się nie zgadzał, ale nie zabrzmiało to zbytnio przekonywująco. W Ruchu potrafił odstawić od składu np. Marcina Zająca, który miał wysoki kontrakt, a nie zarząd chciał się go jak najszybciej pozbyć.  Czy wówczas decydowały względy czysto sportowe?
W najbliższych dniach poznamy nazwiska współpracowników Waldemara Fornalika. Asystentem nie będzie jego brat Tomasz, który zostanie chyba w Ruchu. Czy zostanie ktoś namaszczony przez PZPN tak jak Jacek Zieliński? Kierownikiem reprezentacji lub trenerem bramkarzy zostanie Jerzy Dudek – pochodzący, jakżeby inaczej z Górnego Śląska. Za miesiąc pierwszy sprawdzian nowej kadry, pierwsze powołania, pierwsze komentarze. Podczas EURO z polskiej ligi zagrał jedynie Rafał Murawski, teraz zapewne grono będzie o wiele większe. Ilu trafi z chorzowskiego Ruchu, ilu z mistrzowskiego Śląska Wrocław, czy będą powoływani Perquis, Polanski, Boenisch, czy swoją szansę dostaną skreślenie przez Smudę Peszko, Jeleń, Boruc, Żewłakow? Jak będzie układała się współpraca rodzimych gwiazdek grających za granicą z trenerem, który zagraniczny futbol zna jedynie ze staży, sparingów klubowych oraz kilku ledwie spotkań w pierwszych fazach pucharów?