czwartek, 29 września 2011

Kudyba, czyli denna zamiana

W środę nadrobiono drugoligowe zaległości. Lider Miedź Legnica pokonała przedostatnich Czarnych Żagań 6:0. Nie jest w tym nic dziwnego, bowiem legniczanie są głównym faworytem ligi, a goście z Żagania są w sportowym i organizacyjnym dołku. Niespodzianką było zaś pomeczowy komunikat o odejściu trenera Czarnych Janusza Kudyby do pierwszoligowego KS Polkowice. Nie dziwiłaby dymisja po takich wynikach, ale sportowy awans? Historia zna przypadki kiedy trener opuszcza ostatni zespół tabeli i przenosi się do wyżej plasującego się w tabeli. Niekiedy dochodziło do sytuacji, kiedy trenerzy opuszczali zespół by objąć team najbliższego rywala. Ale do rzadkości należą takie zmiany klubów jak to miało miejsce w przypadku Kudyby. Były znakomity napastnik nie ma tak naprawdę wielkich osiągnięć szkoleniowych. Praktycznie tylko w Gawinie Królewska Wola miał dobrą kilkuletnią passę, ale trudno było coś zepsuć mając do dyspozycji utalentowanych graczy. Fakt, że pod jego okiem rozwinęli się i usłyszano w kraju o Arkadiuszu Piechu, Patryku Tuszyńskim, Krzysztofie Janusie, Grzegorzu Kuświku. Ale też miał wsparcie w kilku ogranych wyżej graczach, solidne wsparcie finansowe również było do pozazdroszczenia przez wiele klubów. Wcześniej ani też później żaden zespół prowadzony przez Kudybę nie grał tak skutecznie i efektownie. Epizody w Rawiczu, pierwszy w Żaganiu, Świebodzinie (spadek z ligi), Ząbkowicach Sląskich są godne przemilczenia. Z Gawinem zajmował czołowe miejsca w starej 3.lidze, a po reorganizacji jesień 2008 zakończył na pierwszym miejscu drugą ligę i nic nie wskazywało na oddanie palmy pierwszeństwa. Wtedy doszło do rozbiórki kadrowej Gawina, który połączył się ze Ślęzą. Kudyba upatrzony został przez sosnowieckie Zagłębie, które chciało odbudować swoją potęgę, ale pod wodzą nowego trenera o mały włos nie spadła by z ligi!! Po miesiącu rundy wiosennej, już w połowie kwietnia wyrzucono go z klubu. Janusz Kudyba od trenerskiej ławki odpoczywał kilkanaście dni, bowiem znalazł zatrudnienie w legnickiej Miedzi. Sezon 2008/09 -utrzymanie zespołu po barażach, rok później rzutem na taśmę w ostatnich kolejkach. Czy to są wielkie sukcesy szkoleniowe? W ubiegłym sezonie Miedzianka zyskała bogatego sponsora i wiosną przez dłuższy czas piłkarze byli na awansowym miejscu. Jak się zakończył sezon - doskonale pamiętamy: dopiero 4.miejsce, ostatnie 5 meczy bez zwycięstwa i dziecinne tłumaczenie, że sezon został przegrany na 5 kolejek przed końcem w jednym konkretnym meczu w Zdzieszowicach, kiedy to Miedź nie wykorzystała kilku setek i przegrała 0:1. Załamani piłkarze nie potrafili się podnieść i oddali walkę o awans praktycznie walkowerem. Nic więc dziwnego, że w końcu w Legnicy poszli po rozum do głowy i misję o kryptonimie awans powierzono Baniakowi a nie Kudybie. On z kolei po raz kolejny spadł na przysłowiowe cztery łapy, bowiem objął drugoligowy zespół Czarnych Żagań.  Po obiecującym początku zespół stał się dostarczycielem punktów i kwestią czasu było kiedy osiądzie na dole tabeli. Co ciekawe Czarni potrafili w tych 11 meczach wygrać z Górnikiem oraz w Zdzieszowicach, urwać punkty MKS i Chojniczance, a personalnie zespół nie wyglądał tragicznie.
Czemu takie "osiągnięcia" przekonały polkowickich działaczy by sięgnąć po Kudybę by ratował 1.ligę dla Polkowic? Racjonalnego powodu naprawdę  trudno znaleźć.  Miasto może się pochwalić pięknym aquaparkiem, sponsorowaniem Maji Włoszczowskiej, kobiecą koszykarską ekipą i kopaczami spod znaku KS, a wcześniej Górnika. Przez lata piłkarze byli w regionie w cieniu innych ekip, a przełom nastąpił na ... przełomie wieków. Najpierw awans do 2.ligi, potem do 1 - tyle, że jak się później okazało większość sukcesów było kupionych i to za pieniądze mieszkańców Polkowic. Gmina Polkowice jedna z najbogatszych w kraju miała pomysł na promocję za pomocą sportu, a konkretnie futbolu. No i budżet klubu zbudowany za pieniądze podatników szedł na kupowanie kilkudziesięciu meczy. Później była karna degradacja do 4.ligi skąd Dominik Nowak wyciągnął zespół do 1. Teraz podziękowano mu za pracę, choć tak naprawdę nie jego wina, że zespół póki co nie potrafi wygrać meczu. Klub zadłużony był względem ZUS-u, przegrał kolejne rozprawy i musi spłacić wielomilionowe zadłużenie. Przewietrzono szatnie i nowi, co nie znaczy lepsi gracze nie potrafią udźwignąć ciężąru presji. Z Górnika powstał KS, a mimo to jak nie cieszył się klub popularnością kibiców w przeszłości tak nic nie wskazuje by stało się inaczej. Ciekawe, że Przegląd Sportowy już 3 tygodnie temu monitował o angażu Kudyby do Polkowic. Jeśli to była prawda to jaką miał motywację do pracy w Czarnych? Czy teraz może z czystym sumieniem spojrzeć w oczy żagańskim kibicom, działaczom po 11 straconych bramkach w 2 meczach i powiedzieć, że pracował na 100% nie będąc myślami w nowym miejscu pracy? Osobiście wątpię, zwłaszcza, że w wywiadzie dla Radia Zachód narzeka na organizację w klubie nie doszukując się własnej winy. Stwierdzenie, że podjęcie pracy w Czarnych to błąd jest ciosem poniżej pasa wobec byłego już klubu. Nie biły się o niego kluby, więc powinien być wdzięczny, że dostał szansę pracy na takim szczeblu, niezbyt daleko od rodzinnego domu. Miał swoją kolejną szansę i nie dał rady. Palenie za sobą mostów nie pomoże mu zbytnio w przyszłości.
W Polkowicach na pewno Kudyba wygra jakiś mecz. Czy będzie to jego zasługa, czy mobilizacja zespołu, czy też zlekceważenie przez rywala - nie wiadomo.Czy utrzyma zespół - w to wątpię, chyba, że zimą znajdą się pieniądze na poważne wzmocnienia. Kudyba - trener bez sukcesów, ale z dobrymi znajomościami zaliczy etap pierwszej ligi.  Dno drugiej ligi zamienia na dno pierwszej ligi.

środa, 28 września 2011

Pożegnanie z Pucharem Polski kolejnych wałbrzyszan.

W turnieju tysiąca drużyn wałbrzyscy fani mogą ściskać kciuki już jedynie za Łukasza Jarosińskiego z MKS Kluczbork. Drugoligowiec sensacyjnie wyeliminował Zagłębie Lubin i będzie za niespełna miesiąc walczyć o ćwierćfinał. Niestety, w tej chwili jest jedynym zawodnikiem w pucharze mający jakikolwiek związek z Wałbrzychem...
Wałbrzyski Górnik PWSZ swoją szansę pogrzebał w wakacje przegrywając z rezerwami katowickiego Rozwoju.
Powody wstydliwego odpadnięcia są powszechnie znane i szkoda czasu wracać do nich. Kibicom pozostaje żal, bowiem spoglądając na pucharową drabinkę można śmiało stwierdzić, że ominęła nas szansa oglądnięcia topowej drużyny kraju. Rozwój II po wyeliminowaniu Górnika trafił na dołującą Nielbę, z którą przy Ratuszowej wałbrzyszanie powinni sobie poradzić. W kolejnej rundzie czekał KSZO, który wycofał się z rywalizacji, czyli walkower i oczekiwanie na wielką Legię Warszawa.  Stołeczny zespół gościł przy Ratuszowej kilkakrotnie, czy to w lidze czy to w Pucharze Polski. Ostatni największy sukces seniorskiej piłki w Wałbrzychu to 1/4 PP w sezonie 1992/93 wywalczony przez Zagłębie a dokończony już przez KP. O półfinał wtedy KP walczył właśnie z Legią - tyle, że areną zmagań nie był Stadion 1000-lecia, a niszczejący obiekt na Nowym Mieście.
W 1/16 PP, która była rozgrywana na raty grali byli gracze wałbrzyskich klubów. Mimo, że odpadli to wpisali się na listę strzelców z rywalami z najwyższej półki, bowiem odpaść z mistrzem i wicemistrzem to żaden wstyd. Damian Misan nie jest podstawowym napastnikiem Floty Świnoujście, ale przeciwko krakowskiej Wiśle wybiegł w podstawowej jedenastce. Krzysztof Pawlak postawił na Damiana i nie zawiódł się. To gol wychowanka Olimpii Kamienna Góra dał sensacyjne prowadzenie 2:1 gospodarzom.
Co prawda po przerwie Wisła zdobyła 3 gole i "wyspiarze" pożegnali się z pucharem to dzięki m.in. relacji telewizyjnej co niektórzy przypomnieli sobie o Misanie.
Swoje 5 minut ma również Michał Oświęcimka. W przeciwieństwie do Misana, który zaliczył pod Chełmcem jedną rundę, jest wychowankiem Górnika. W zespołach juniorskich osiągał sukcesy indywidualne porównywalne z obecnymi Michała Bartkowiaka.  Gdy zorientował się, że wiele nie osiągnie w Górniku/Zagłębiu spróbował piłkarskiego szczęścia szukać wraz z Mateuszem Sawickim w wielkopolskiej Akademii Remes w Opalenicy. W tamtejszym Promieniu w wieku zaledwie 17 lat grywał w seniorach w 3.lidze i poznał smak pucharowej rywalizacji, gdy w Opalenicy zawitało Zagłębie Lubin wygrywając 4:1 po niesamowitym występie Bułgara Micanskiego (4 gole). Z Opalenicy Michał trafił do drugiej ligi wschodniej (Ruch Wysokie Mazowieckie), gdzie gra do dziś. Latem ze spadkowicza trafił do Okocimskiego Brzesko, który przegrał walkę o awans dopiero w ostatniej kolejce. W tym sezonie na OKS nie ma mocnych o czym boleśnie przekonał się w ostatniej kolejce wicelider z Olsztyna (0:5). W niepokonanej w lidze drużynie Michał opuścił do tej pory jeden ligowy i dwa pucharowe boje. Przeciwko OKS po raz pierwszy trafił w 2.lidze co zaowocowało wyborem do Jedenastki Kolejki tygodnika Piłka Nożna. Gdy w PP zawitał wrocławski Śląsk Oświęcimka celnym strzałem dał nadzieję na sprawienie niespodzianki. Jego gol na 1:2 niczego nie odmienił w rywalizacji z wicemistrzem.
 Sam mecz pewnie zostanie zapamiętanie z kuriozalnego samobója, ale bramka przeciwko tak renomowanej drużynie na pewno musi cieszyć. Oświęcimka w Brzesku gra na statusie młodzieżowca, gdzie nie ma zbytniej rywalizacji w tym zakresie. Wymóg wiekowy spełnia oprócz niego jedynie nieszczęsny bramkarz Mieczkowski, pomocnik Darmochwał, który jest najczęściej zmiennikiem Michała oraz jedynie figurujący w kadrze meczowej Głaz. Sytuacja więc Oświęcimki komfortowa, ale musi wykorzystać ten sezon by nie zostać zapomnianym w czerwcu. Nie będzie wówczas już młodzieżowcem co stanowiło w wielu przypadkach decydujący argument do ewentualnego zatrudnienia.
Z kolei w wałbrzyskim OZPN rozgrywane są pierwsze rundy okręgowego PP. Nasze miasto reprezentowane było przez B-klasowe Podgórze Wałbrzych, które w finale podokręgu okazało się gorsze od Jedliny. W I rundzie musiało uznać niedawnego czwartoligowca - MKS Szczawno Zdrój. Niestety, oprócz Gwarka, inne wałbrzyskie zespoły nie były zainteresowane pucharami co może dziwić w przypadku Zagłębia (kolejna już absencja) czy rezerw Górnika PWSZ. Przypomnę, że w tej rywalizacji mogą grać drużyny niezrzeszone (swego czasu z powodzeniem rywalizowali Oldboys Wałbrzych) lub juniorzy (vide MKS Szczawno Zdrój trenowane przez T.Resela). Czemu omijają puchary np. juniorzy Górnika z DLJ - nie wiem.

środa, 21 września 2011

Braterskie spotkanie w Kluczborku

W drugiej lidze każdy może wygrać z każdym. Ciężko wytypować jednoznacznych faworytów przed meczem. Tak też było przed wizytą Górnika PWSZ w Kluczborku. MKS spadł z 1.ligi, ale dość długo łudził się, że Polkowice nie otrzymają licencji i zajmą ich miejsce na zapleczu ekstraklasy. Zbigniew Smółka miał też ten luksus, że mimo obniżenia graczom apanaży nie odszedł najlepszy gracz Patryk Tuszyński, a na papierze zespół wyglądał naprawdę dobrze. Bodaj Miedź mogła się pochwalić równie groźnie wyglądającymi nazwiskami. Smółka jak to ma w zwyczaju pociągnąl za sobą kilku znanych sobie graczy. Michał Sudoł gra już w trzecim klubie prowadzonym przez niego. W porównaniu z wcześniej wspomnianą Miedzią lepiej w MKS wygląda sprawa młodzieżowców. Rewelacyjny wiosną w Czarnych Żagań bramkarz Abramowicz trafił za Smółką do Kluczborka. Z Motoru trafił Łętocha a z pobliskiego Olesna Deja, na którego chrapkę mieli możny z Górnego Śląska. Z kolei Karol Fryzowicz kompletował z Zagłębiem Lubin tytuły MPJ i Młodej Ekstraklasy. Udało się zatrzymać ogranego w Śląsku Ulatowskiego, wyszkolonego w Holandii Wilusza więc cel na ten sezon mógł być tylko jeden - awans. Rzeczywistość jednak okazała się brutalna, bowiem Kluczbork zdobyły ekipy nie będący w gronie czołowych ligowców: Tur i Calisia. Również w prestiżowym dla Smółki meczu z Czarnymi nie wygrał MKS. Po efektownych meczach z Chrobrym (4:0 po golach Tuszyńskiego i to w Głogowie!!!) i 4:2 z Rakowem wydawało się, że MKS ruszy w górę tabeli. Ale nastąpiło zatrzymanie w Jaworznie. Mecz z Górnikiem miał być kolejnym zwycięstwem. Smółka przekombinował ze składem. No bo kto odważyłby się posadzić na ławc Tuszyńskiego? Wpuścił go po przerwie przyznając się tym samym do swego błędu. W bramce po raz pierwszy wystąpił w lidze Łukasz Jarosiński. Wałbrzyszanin, którego młodszy brat Kamil w tym sezonie zaliczył więcej występów choć jest tylko rezerwowym w Górniku! To pierwszy taki braterski duet w historii wałbrzyskiego futbolu jeśli chodzi o bramkarzy. Grali swego czasu w jednej drużynie bracia Matyskowie, Garłowscy, Spaczyńscy, Gorządowie, Michalakowie czy Radziemscy, mieliśmy sztafety pokoleniowe, ale braci bramkarzy to chyba nie. Łukasz zadebiutował w seniorach Górnika/Zagłębia w wieku zaledwie 17 lat - w ostatniej kolejce sezonu 2004/05 w przegranym meczu z świdnicką Spartą 0:3 zmieniając w 75 minucie kontuzjowanego Jaśkiewicza. W debiucie zachował czyste konto. W kolejnym sezonie bronił głównie w rezerwach grających w okręgówce, w I zespole zaliczał występy głównie w PP, ale w IV lidze zaliczył występy z Nysą Zgorzelec, GKS Kobierzyce, KP Brzeg Dolny i BKS Bolesławiec (1 mecz bez straty gola). Zaliczył konsultacje w kadrze A.Zamilskiego stąd też na czwartoligowych boiskach zadawał szyku w bluzie z orzełkiem na piersi. Latem 2006 był na testach w Śląsku Wrocław co dość długo pamiętali mu kibice Górnika. W sierpniu rozegrał do tej pory ostatni mecz w wałbrzyskim zespole, którego nie będzie długo wspominał. Górnik/Zagłębie w 5.kolejce sezonu 2006/07 podejmowało Motobi Kąty Wrocławskie. Nic nie wskazywało emocji zwłaszcza, że do przerwy gopodarze prowadzili 2:0. W przerwie Łukasz zmienia kontuzjowanego Rafała Wodzyńskiego a kibice interwencje udane czy nie kwitują niewybrednymi komentarzami dotyczące przygody ze Śląskiem. Jarosiński najzwyczajniej w świecie spalił się. Już w 4 minucie po przerwie jego obecny kolega z Kluczborka wykorzystał błąd.  Z 2:0 zrobiło się 2:2, a ostatecznie goście wygrali 4:3. I to był koniec Jarosińskiego w Wałbrzychu.
Przez to zdjęcie Łukasz Jarosiński znalazł się u wałbrzyskich kibiców na cenzurowanym. Nie mogąc poradzić sobie z presją zawalił w seniorach mecz co przekreśliło jego karierę w Górniku/Zagłębiu Wałbrzych
Sensacyjnie zimą Łukasza wykupiła krakowska Wisła. Pod Wawelem bronił głównie w Młodej Ekstraklasie gdzie wsławił się zdobyciem bramki po dalekim wykopie. Zadebiutował również w dorosłej ekstraklasie, ale skompromitował się w meczu z Groclinem (0:4 i pamiętny wolny Świerczewskiego z 40 metrów).  Jesienią 2008 wypożyczony został do Polonii/Sparty Świdnica, gdzie zaliczył jak do tej pory najbardziej udaną rundę w karierze seniorskiej. W 3.lidze jego talent szlifował trener Zbigniew Smółka w przeszłości również bramkarz. Niestety, nie udało się przedłużyć wypożyczenia i Jarosiński zimą musiał wrócić do Krakowa. Tam kilka razy udało mu sie usiąśc na ławce rezerwowych, ale w bramce występował jedynie w ME. Ubiegłoroczny transfer do pierwszoligowego Górnika Polkowice to zero występów. Latem to gorączkowe poszukiwania klubu, ale nie chciano go ani w Gdyni, ani Radzionkowie czy Świnoujściu dokąd pukał już zimą. Przygarnął go ponownie Smółka, ale pierwszym bramkarzem był u niego młodzieżowiec Abramowicz. Jarosiński wystąpił jedynie w PP przeciwko Sokołowi z Kleczewa, gdzie wdał się w przepychankę i wyleciał z boiska. Z Górnikiem zagrał, ponieważ wg Smółki lepiej prezentował się na treningach.
Wracając do braterskich rywalizacji najgłośniejsza była chyba pomiędzy Sławomirem (Górnik/Zagłebie) a Krzysztofem (Miedź Legnica) Radziemskim jesienią 2000roku, kiedy to legniczanie byli faworytami 3.ligi, a bankrutujący wałbrzyszanie (Górnik/Zagłębie) ambitnie zremisowali w jaskini lwa 0:0. "Brat przeciw bratu", "Braterski remis" pisały gazety.  W sezonie 2008/09 Górnik PWSZ rywalizował z MKS Szczawno Zdrój (1:0, 0:0) i wtedy to naprzeciw siebie stanęli Marek i Marcin Wojtarowiczowie. W tym dwumeczu mogli ze sobą rywalizować również bracia Smoczykowie, ale jesienią zagrał tylko Marcin (Górnik), a wiosną tylko Piotr (MKS) (do tej rywalizacji Smoczyków doszło, gdy Marcin grał w rezerwach Górnika - AZS PWSZ a Piotr w Czarnych Wałbrzych). Rafał Michno zagrał w seniorach tyle meczy co kot napłakał, ale zagrał przeciw bratu Damianowi, gdy ten bronił w Łużycach Lubań.
Wracając do Jarosińskich - Kamil ma 19 lat. W lidze zadebiutował dzięki wykluczeniu Jaroszewskiego w Żaganiu. Bronił tam w miarę dobrze, nie ponosi winy za puszczone gole (karny i strzał z 5 metrów). Jednak epizod z wymiotami wciąż można interpretować jako stres a nie oficjalnie podaną grypę żołądkową. Gorzej już poszło w Legnicy. 0:5 to nie jest wina młodszego Jarosińskiego, ale prawdę powiedziawszy w kilku przypadkach mógł się lepiej zachować i nie dać sie np. przelobować przy dwóch bramkach. Wydawało się, że będzie mógł z bratem porozmawiać przy ławkach rezerwowych, a tymczasem Łukasz wystąpił. Przegrana nie przynosi chluby MKS, a do Jarosińskiego miano pretensje za kilka niepewnych interwencji.
 Łukasz Jarosiński przy okazji meczu MKS-Górnik PWSZ spotkał Janusza Wodzyńskiego, który zna bramkarski fach z autopsji.
 Wracając do Górnika to cieszy pierwsze wyjazdowe zwycięstwo i trzeci kolejny mecz poza Wałbrzychem bez przegranej. Po raz pierwszy w karierze Daniel Zinke usiadł na ławce rezerwowych, ale jego zmiennik Grzegorz Michalak spisał się na piątkę - strzelił złotą bramkę na którą czekał od jesieni ub.roku. Szkoda tylko, że nie udało się w końcówce trafić Mateuszowi Sawickiemu, bo naprawdę rozgrywa on niezłą rundę. Ciekawostką jest, że defensor MKS Michał Sudoł - grający nietypowo na pozycji pomocnika - zagrał w ligowym meczu przeciwko wałbrzyszanom już w czwartym klubie (Motobi, AKS Strzegom, Czarni Żagań, MKS), a ma dopiero 24 lata.

piątek, 16 września 2011

Z długopisem na Włodara

Mecz  z Bałtykiem zakończył się porażką Górnika, której nie musiało być. W tym sezonie coś drużyny z Pomorza mają patent na wygrywanie przy Ratuszowej. Dobrze, że Chojniczanka przyjedzie dopiero wiosną. Wciąż brakuje ostatniego podania, parę razy zabrakło szczęścia Romanowi Maciejakowi. Skompromitował się jako napastnik Moszyk a jako bramkarz Jaroszewski. Drugi mecz z rzędu puszcza w ten sposób bramkę. O ile z Sosnowcem było bez konsekwencji to teraz kosztowało punkt. Najbardziej jednak kibiców elektryzował przyjazd z Bałtykiem Piotra Włodarczyka. Jak zaczynał był bardziej znany jako brat lekkoatletki Urszuli. Potem tych pseudonimów mu się uzbierało. Włodek, Włodar, Władeczek. W czasach gry w Ruchu Chorzów Orest Lenczyk gdy zobaczył go schorowanego to określił, że nędznie wygląda. Koledzy ochrzicli go Nędzą i tak złośliwe media czasami Piotra określają. Gdy 7 lat temu wracał z Legią samolotem z pucharowych bojów w Gruzji to pilot zamienił swój mundur na koszulke popularnego wówczas w stolicy Włodarczyka i Piotrek dochrapał się niezbyt znanego powszechnie ksywki Pułkownik. Ogólnie ten sympatyczny 34-letni już piłkarz znany jest z ... nieskuteczności, bowiem wielu opiera swoją błędną opinię na tym, że nie potrafił wykorzystać prostej sytuacji. Ale faktem jest, że uzyskał ponad 90 goli w polskiej ekstraklasie. Po zakończeniu przygody w Grecji szukał klubu nad morzem, gdzie ma w planach osiedlić się na stałe. Przebąkiwano o Arce, gazety pisały o łódzkim Widzewie aż tu angaż w drugoligowym Bałtyku. Gdynianie mieli apetyty na wans, ale życie póki co zweryfikowało ich aspiracje. 1:0 na murawie Stadionu 1000-lecia jest ich pierwszym zwycięstwem, więc nie dziwiła olbrzymia radość po zakończeniu meczu. Adam Topolski 3 miesiące temu wprowadził Zawiszę do 1.ligi, teraz ratuje Bałtyk, a sukces zapewnił mu również Włodarczyk grający nie jako napastnik tylko podwieszony za Wiśniewskim i Hirszem.
Ogłoszenie przedmeczowe (również na oficjalnej stronie Górnika PWSZ), że trzeba ze sobą zabrać długopis by wypełnić bilet to kolejna kompromitacja organizacyjna klubu. O długopisach to już usłyszałem gdy kupowałem bilet na Jarotę. Ciężko wypisywać kasjerowi? Jeśli tak to można było wykorzystać to marketingowo - z biletem rozdawać klubowe długopisy. Koszty niewielkie, a kilkaset gadżetów trafiłoby do kibiców. Ale na to trzeba tylko, a może aż  -chęci. W ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych nic nie jest napisane o żadnych długopisach. Ba, przy takich numerach wykręconych przez klub to sami narażają się na kary, bowiem nie dość, że łamią artykuły tej ustawy (art.15 sprzedaż biletów) to być może ktoś mógłby uznać długopis jako ostre narzędzie. A co z ochroną danych osobowych? Czy numery zostały zniszczone komisyjnie czy wyrzucone do śmietnika, gdzie później ktoś nieopatrznie mógłby wykorzystać? (Inna sprawa, że mógłbym podać fałszywe dane i nikt nie weryfikował tego).  Kiedy klub zacznie poważnie traktować kibica? Kiedy skończy się prowizorka?

niedziela, 11 września 2011

Z Nielbą tradycyjnie remis po jeden...

Z Nielbą trzeci mecz w lidze i trzeci remis 1:1. O ile w ubiegłym sezonie dwukrotnie wałbrzyszanie prowadzili to w sobotnie popołudnie musieli gonić wynik. Debiutujący w drugiej lidze gdański arbiter Marcin Lech prowadził trzeci mecz i po raz trzeci wyrzucił gracza gospodarzy. Wałbrzyszanie nie przegrali czwartego meczu z rzędu, a Nielba drugiego. To tyle jeśli chodzi o passy. A jak było w Wągrowcu?
Przed meczem 
Wejście na sam mecz było o wiele wygodniejsze niż przed rokiem - nie trzeba było podawać żadnego PESEL-u, żadnego legitymowania (nie wiem jak było z wejściem grupy szalikowców Górnika i Zawiszy). Zainteresowanie w sumie niewielkie, nie było nawet dwustu widzów. Parafrazując słynną już wypowiedź Ćwielonga - pogoda piękna, sobotnie popołudnie, aż nie chce się iść na mecz. Ale Nielba to przede wszystkim ekstraklasowi piłkarze ręczni, którzy o 18 w sobotę gościli eksprtową ekipę Bogdana Wenty Vive Kielce. Skład Górnika mógł lekko zdziwić - wiadomo,że za kartki pauzuje Bartos, którego zastąpił zgodnie z przewidywaniami Michał Łaski. Okazało się, że do Wągrowca nie przyjechał również kontuzjowany Tomasz Wepa - zastąpiony w składzie przez Jacka Fojnę. Na ławce usiedli zatem Jarosiński, Rytko, G.Michalak, Janik, Moszyk i UWAGA, UWAGA  - Piotr Przerywacz z nr 5!! Pojawienia się asystenta trenera jako rezerwowego to trochę policzek dla wałbrzyskich juniorów, zwłaszcza defensorów. Czyżby nie było w Górniku żadnego obrońcy, który mógł usiąść na ławce rezerwowych? Od niepamiętnych czasów na ławce zabrakło, któregoś z Wodzyńskich. Nie było ani Rafała ani p.Janusza. Funkcję masażysty a raczej masażystki pełniła sympatyczna p.Aleksandra, która wzbudziła ogólne zainteresowanie wągrowieckiej publiczności.
Nielba z kolei zagrała po raz pierwszy u siebie pod wodzą nowego trenera Piotra Gruszki, który w ub.tygodniu rewelacyjnie debiutował wygrywając w Jaworznie z GKS Tychy. Było to pierwsze zwycięstwo Nielby w bieżących rozgrywakch. Do tej pory u siebie Nielba przegrała z Elaną 1:2, zremisowała z Calisią 2:2 (prowadząc 2:0, nie strzeliła karnego i straciła gola na 2:2 w 90 minucie) i 0:0 z Bałtykiem. Wiadomo, że po odejściu Leśniewskiego i Pietrowskiego przed sezonem, którzy w ub.sezonie strzelili łącznie aż 27 bramek ma problem ze zdobywaniem bramek.
Mecz 
W telegraficznym skrócie mecz wyglądał następująco: pierwszy celny strzał oddali miejscowi - Gryszczyński po ograniu D.Michalaka po ziemii łatwo obronił Jaroszewski. Już w 5 minucie odpowiedź Górnika - Morawski z Zinke potarzają numer z rzutem wolnym z ub.sezonu gdy dał prowadzenie w Wągrowcu po celnym strzale G.Michalaka (tak, tak - Grzegorza Michalaka a nie Przerywacza jak za relacją sportowych faktów bezsensownie powtarzały media od 90minut.pl po oficjalną stronę Górnika - wstyd, wystarczyłoby w klubie zapytać samych graczy!!). Tym razem po odegraniu spod końcowej linii Zinke strzelał Kornel Duś i obronił Jacek Wosicki. Był to jedyny celny strzał w pierwszej połowie wałbrzyszan. Potem była przewaga Górnika, którzy nie potrafili wypracować bramkowej sytuacji. 38.minuta - przy linii środkowej faulowany przez Mikołajczaka mającego żółtą kartkę jest Maciejak, ale sędzia puszcza przywilej korzyści, za chwilę faul w innej strefie boiska, a sędzia karze Mikołajczaka drugą kartką co oznacza wykluczenie. Nie śledzący  uważnie boiskowych wydarzeń kibice są bardzo wzburzeni. Do końca pierwszej połowy nerwowo na boisku, ale górnicy nie dają się sprowokować. Na przerwę obie drużyny schodzą przy wyniku 0:0.
Pierwsze 5 minut po przerwie wygląda jakby goście zostali myślami w szatni - Nielba ma wyraźną przewagę stwarzając sobie 2 stuprocentowe sytuacje. Najpierw po wolnym piłki nie sięgają Wojtarowicz ze Szczepaniakiem i przypadkowo odbita od Łaskiego turla się na szczęście obok słupka, a kilka chwil potem w sytuacji sam na sam Szczepaniak strzela po ziemii obok słupka. W tym czasie żółtą kartkę za nakładkę zobaczył Łaski. Myślę, że to nie było wykroczenie na karę indywidualną, ale by uspokoić nieco atmosferę wśród miejscowych Marcin Lech pokazał "żółtko" wałbrzyszaninowi. Od tej pory Górnik otrząsnął się z letargu i grał swoje - czyli miał wyraźną przewagę, ale do 25-30 metra bo wciąż nie potrafił wypracować sobie sytuacji strzeleckiej. W sumie wałbrzyszanie grali prawie 40 minut w przewadze i nie potrafili tego wykorzystać. Szkoda. Nielba kontrowała i jedna z kontr przyniosła faul Łaskiego przed wałbrzyskim polem karnym. Michał łapał za koszulkę i słusznie dostał drugą żółtą kartkę. Za chwilę wykorzystując bałagan w wałbrzyskiej obronie Nielba strzela gola na 1:0, który tak naprawdę został uznany na interwencję liniowego, bowiem główny początkowo pokazał spalonego. Kwadrans do końca - obie drużyny w 10 i korzystny wynik dla gospodarzy. Górnicy pod koniec meczu zaczęli stwarzać groźniejsze sytuacje, co nie znaczy, że grad strzałów leciał na bramkę Wosickiego. W 91 minucie przed polem karnym przytrzymywany byl Adrian Moszyk i sędzia odgwizdał wolnego. Po krótkim rozegraniu Morawski po rykoszecie trafia do bramki co spowodowało jeszcze większą agresję wobec sędziego wągrowieckiej publiki. W ostatniej minucie doliczonego czasu również przed polem karnym faulowany był Rytko, ale tym razem Morawski nie miał dobrego pomysłu na oddanie celnego strzału i sędzia zakończył po chwili mecz. Mecz dla niektórych dramatyczny, ale stojący na bardzo przeciętnym poziomie, wręcz nie drugoligowym. Gdyby nie okoliczności zdobycia bramki można było śmiało rzec, że Górnik stracił dwa niż wywalczył jeden punkt. Gospodarze, bowiem zagrali bardzo słabo i naprawdę żal, że zapowiadane hasło "jedziemy po trzy punkty" nie znalazło pokrycia w rzeczywistości.
Doping 
Wśród wągrowieckich kibiców byli co niektórzy w szalikach, klubowych koszulkach, ale siły oszczędzali widocznie na "szczypiorniaka". Górnika przyjechało dopingować więcej fanów niż przed rokiem. Pojawiła się jedna flaga. Bodaj ponad 80% ekipy stanowili fani Zawiszy. Do historii nie tylko tego meczu przejdzie prowadzenie wspólnego dopingu z będącymi za krzakami, drzewami kibicami Zawiszy, którym nie udało się wejść na sektor gości. Usłyszeć "cały lasek odpowiada" - po prostu bezcenne.
Wągrowiecki lekcje 
Z każdego meczu, można a nawet trzeba wyciągać wnioski.
Lekcja nr 1 - sytuacja po golu dla Nielby. Gdy piłka po uderzeniu Jakuba Poznańskiego wylądowała w siatce nastąpiła zrozumiała radość miejscowych piłkarzy, zwłaszcza, że liniowy sędzia biegł w kierunku środka boiska co jednoznacznie wskazywało na prawidłowość zdobycia bramki. Główny arbiter Marcin Lech, prowadzący mecz w stylu niższych klas (niepotrzebne odgwizdywanie drobnych fauli) autokratywnie odgwizdał pierwotnie spalonego, podnosząc do góry rękę. Teraz uwaga panowie piłkarze (być może któryś z was przeczyta te słowa i przekaże kolegom, trenerom): w takiej sytuacji, gdy sędzia sam się zakręcił trzeba sobie pomóc - jak najszybciej trzeba było prawidłowo wprowadzić piłkę do gry! Szybko ustawić i wybić poza pole karne, nawet na aut. Przepisy gry w piłkę nożną są jednoznaczne - arbiter nie może zmienić decyzji o bramce po prawidłowym wznowieniu gry! Gdyby Jaroszewski czy któryś z innych zawodników położyłby szybko piłkę i zagrał poza własne pole karne to by piłka była już w grze i Marcin Lech nie miał by prawa przerwać gry, dopiero wtedy pobiegnąć na konsultację z liniowym. Boiskowe cwaniactwo się kłania! Trzeba było to wykorzystać i trzeba o tym pamiętać na przyszłość!
Lekcja nr 2 - nawet wśród kibiców Nielby słychać było opinie, że Dawid Tomczak nie radził sobie kompletnie z Mateuszem Sawickim. Wałbrzyszanin ogrywał go niemiłosiernie, czy to dryblingiem czy to biegowo. W siatkówce zespoły niemiłosiernie wykorzystują słabszą dyspozycję jednego z rywali grając "na niego". Aż sie prosiło częściej posyłając piłki na prawą stronę by szarżował Sawicki. Owszem były zagrywane, ale dopiero w końcówce meczu. Za rzadko.
Lekcja nr 3 - nie wiem co się dzieje z Matuszakiem czy też z graczam z rocznika 1992, którzy w czerwcu grali w DLJ, a teraz są za starzy na juniorów.  Nie wiem czemu nie zasiadają na ławce rezerwowych. W drugim kolejnym meczu wśród zmienników młodzieżowcami są Jarosiński i Rytko. Chciałbym usłyszeć odpowiedź co by zrobił Bubnowicz, gdyby po dokonanej zmianie Rytko kontuzji doznał ktoś z młodzieżowców? W dwóch spotkaniach nie było takiej potrzeby, ale na szczęściu nie można wiecznie polegac. Oby nie doszło do sytuacji by musiał zejść Jaroszewski aby wszedł drugi młodzieżowiec w meczu czyli Jarosiński. Skoro ekipę medyczną z noszami w meczu w Wałbrzychu tworzy Sławomir Orzech z kolegami z juniorów to tak ciężko wpisać go do protokołu jako rezerwowego?
Lekcja nr 4 - gra w przewadze. Zamiast narzucić swój styl gry wałbrzyszanie grali tak, że Nielba szybko przystosowała się do gry Górnika. Co z tego, że piłkę rozgrywał Górnik jeśli nic sensownego z tego nie wynikło. W Wągrowcu udało się uratować punkt co zamazuje nieco obraz gry, bo gdyby Górnik przegrał to może nastąpiłby większy wstrząs w wałbrzyskiej szatni? Bo dla mnie obiektywnie oglądającego ten mecz remis to nie jest uśmiech Fortuny w 91 minucie, tylko frajerskie stracone dwa punkty.

środa, 7 września 2011

Żeby plusy nie przesłoniły nam minusów

Parafrazując klasyka, czyli Stanisława Tyma - aby plusy, zachwyty po meczu z Niemcami nie przesłoniły nam rzeczywistego obrazu kadry Smudy. Mecz, mimo, że Polska nie wygrała, przeszedł do historii. I nie tylko chodzi o pierwszą bramkę od czasów Bońka czy remis od mundialu'78. Reprezentacyjna premiera stadionu gdańskiego, dramaturgia w końcówce, debiut Perquisa i forma Szczęsnego. W końcu kadra nie przegrała z zespołem z absolutnego światowego topu, ba sekundy dzieliły od zwycięstwa. Oczywiście wydźwięk komentarzy jest jeden - znowu Niemcy grający do ostatniego gwizdka, fenomenalny Szczęsny. Ale prawdę powiedziawszy wątpię by ten wynik miałby miejsce, gdyby było to spotkanie o punkty, gdyby podopieczni Loewa walczyli dajmy na to o awans. Zamiast dołączyć się do chóru pochlebców Szczęsnego (któremu zawadzięczamy bardzo wiele, w tym bodaj definitywny koniec dyskusji o powrocie do kadry Boruca) warto wspomnieć w kontekście Euro o kłujących w oczy minusach.
Organizacja - nagłośniona premiera stadionu - przepięknego to fakt, ale pierwszy oficjalny mecz miał miejsce kilkanaście dni temu w ekstraklasie. Poza tym zamieszanie z udziałem Obraniaka - czy mógł zagrać po meksykańskim wykluczeniu czy nie. PZPN ośmiesza się jeśli takie rzeczy ustala ostatecznie kilka godzin przed meczem. Drugi minus - pożegnanie Krzynówka. Żewłakowa pożegnano po raz drugi (pierwszy raz przy okazji sparingu w Atenach), teraz te 102 mecze doceniła UEFA i dodatkowo zorganizowano mu pożegnanie. Podczepił się do tego Lato ze świtą i podłączył do tego pożegnanie Jacka Krzynówka. Niezwykle skromny "Krzynek" przed kamerami nigdy nie błyszczał, do dziennikarzy wychodził kiedy musiał, rozegrał również blisko setki repreentacyjnych występów, był architektem awansów do mistrzowskich turniejów za kadencji Engela, Janasa, Beenhakkera. Zasłużył na coś więcej niż pośpieszne wręczenie reprezentacyjnej koszulki i uścisk dłoni. O ile o Żewłakowie było coś w mediach wiadomo z okazji meczu z Niemcami to o pożegnaniu Krzynówka milczano... Szkoda.
Trybuny - protest gdańskich kibiców dot.dystrybucji biletów spowodował, że PGE Arena zapełniała się głównie widzami a nie kibicami. Pięknie to wyglądało jedynie na zdjęciach, bo już w tv przyprawiało o mdłości. To co się sprawdzało na Małyszu czy na siatkówce gdzie starczyło przeplatać krótką wyliczankę "raz, dwa, trzy" z "Polską" - w ogóle nie sprawdził się w generalnej próbie  z Niemcami. Jeśli kibice przychodzący na ligowe mecze zbojkotują Euro to mecze będą tak niestety wyglądały. I nie zmieni je żaden sztuczny twór PZPN zwany klubem kibica. Widzowie potrafili ożywić się jedynie podczas najazdu kamery na ich sektor, gdzie trzeba było pomachać, bo zoabczyło się na telebimie.  O ubogim repertuarze przyśpiewek nie wspomnę, bo wtedy doceniłem Ratuszową i wałbrzyski doping.
Mecz - ci co nie oglądają na bieżąco bundesligi, a kadrę Niemiec znają jedynie z Mundialu to kilka nazwisk mogło zdziwić. Niemcy robią postępy i naprawdę to widać było nawet w meczu z Polakami. Nam trudność przychodziła w budowaniu ataku, pozycyjny atak to już dla naszych orłów czarna magia. Dawny as Widzewa Mirosław Tłokiński ostatnio w PN Plus twierdził, że o tym, że drużyna umie skonstruować atak pozycyjny świadczy wymiana 6-8 podań. Czy tyle w środku pola potrafili wymienić Murawski, Dudka i spółka? Wolne żarty. Na plus - przejście do szybkiej kontry. Kilka razy ręce same składały się do oklasków. Ale po pierwszej połowie w wielu polskich domach słyszało się przekleństwa po strzałach Sławomira Peszko (złośliwi doszukiwali się czy to aby nie Peschko). W obronie debiutował Damien Perquis, który pokazał naprawdę dobry futbol w defensywie. Zaledwie 2 straty przy 6 odbiorach.W przeciwieństwie do Głowackiego. Były gracz Lecha i Wisły uchodził przez lata za pechowca. Najczęściej przez kontuzje, ale tak naprawdę to przez całą karierę w kadrze negatywnie dawał się zapamiętać. Bodaj tylko u Engela (świetny mecz z USA na mundialu) nie dał ciała. A potem to było pasmo nieszczęść, nawet gdy był zdrowy. U Janasa samobój z Anglią w Chorzowie, u Beenhakkera "na dzień dobry" zrobił karnego i wyleciał z boiska w Bydgoszczy (1:3 z Finlandią), krótki reprezentacyjny epizod selekcjonerski Stefana Majewskiego zakończyły porażki w Pradze i w Chorzowie, gdzie "Głowa" samobója nie strzelił, ale w Czechach ma na sumieniu gola. Po katastrofalnym meczu z Niemcami wielu sobie przypomniało o wpadkach defensora znad Bosforu, wypominając oprócz wspomnianych nawet pucharowe wpadki z Wisłą. Smuda od początku opowiadał się na budowaniu defensywy w oparciu o Głowackiego. Spotkanie z Niemcami pokazało jednoznacznie, że nie jest to dobry pomysł. I nie chodzi to o karnego o czerwoną kartkę, ale o wiele spóźnionych interwencji, wsadzanie na minę nie tylko debiutanta Perquisa ale i Szczęsnego. I nie jest to sztuczne szukanie kozła ofiarnego. Można się spierać o naturalizowanie Perquisa, ale jeśli już go mamy, to niech będzie głownym elementem na środku obrony, budujmy ją wokół niego!
Po Meksyku najgłośniej było o powrocie Wasilewskiego do kadry. Nagle przestał istnieć problem z korupcją Piszczka. Gracz Dortmundu gdy uświadomił sobie, że zawieszenie może dotyczyć nie tylko kadry, ale i meczy w Borussi (LM, Bundesliga) złożył odwołanie i najprawdopodobniej szybciej wróci niż to sam deklarował.
Malkontentom usta zamknął nie tylko golem Robert Lewandowski. Są zlośliwcy, którzy cytują niemiecki Bild mający renomę, czytelników, cel taki jak nasz Fakt, czy SuperExpress. "Lewy" walczył, dogrywał i mimo, że nie był to światowy występ jak co niektórzy twierdzą, to pokazał, że jest pewniakiem w ataku.
Relacja TV - niezniszczalny duet Szpakowski -Lubański nas raczył komentarzem. Były więc "aj, ach", były powołania się na Tygodnik Kibica. Szkoda, że nie ma TVP alternatywy, choć Maciej Iwański wg mnie zakrywa w komentowaniu "Szpaka" czapką. Lubańskiego można słuchać-dobrze, że nie ma innego wynalazku w postaci Mirosława Trzeciaka. Bodaj po raz pierwszy w Polsce na meczu kadry (w C+ nasza liga tego już doświadczyła) zadebiutowała Spidercam. Próba realizatorska przed Euro wyszła średnio, zwłaszcza szkoda było Henryka Kasperczaka niesłyszącego w przerwie rozmówcy.
Na koniec zdjęcia z niemieckiego Kickera przedstawiające najważniejsze wydarzenia z meczu z Niemcami:
Kto by się spodziewał, że Dudka potrafi tak "nurkować" w polu karnym przeciwnika.Sprytem większym wykazał się Lewandowski strzelając do pustej bramki.
  Początek dramatu Głowackiego - faul na Muellerze najlepszym snajperze mundialu to karny i remis.
Kuba na 2:1. Czy w tym momencie ktoś wierzył, że Polska tego meczu nie wygra?
Brazylijski Niemiec Cacau wcielił się w rolę Neuville'a z meczu Niemcy-Polska (MŚ 2006). Wojciech Szczęsny miał jednak więcej powodów do radości po meczu z Niemcami niż wówczas Artur Boruc.. 

niedziela, 4 września 2011

Po meczu z Zagłębiem Sosnowiec - w liczbach

Górnik PWSZ Wałbrzych drugi kolejny domowy mecz i powoli odbija się od dna, na którym utknęli z kolei  sosnowiczanie. Jakie liczby były związane z tym meczem?
0 - tyle punktów poza Sosnowcem Zagłębie zdobyło w tym sezonie i tyle zwycięstw wyjazdowych osiągnęło Zagłębie od ostatniej majowej wizyty w Wałbrzychu, kiedy to po kontrowersyjnej bramce Pawła Posmyka ze spalonego zwyciężyło 1:0.
1 - tylu graczy z pola o statusie młodzieżowca na ławce rezerwowych miał podczas meczu Robert Bubnowicz. Ciekawe czy wałbrzyski sztab szkoleniowy miał tę świadomość, że po wpuszczeniu Jana Rytko, gdyby on lub Mateusz Sawicki doznał kontuzji musiałby dokonać podwójnej zmiany, bowiem musiałby wejść również na murawę drugi młodzieżowiec (a był nim K.Jarosiński), który zluzować musiałby Jaroszewskiego. Czy nie można posadzić innego młodzieżowca pod nieobecność Matuszaka?
2 - liczba Marcina Morawskiego - tyle goli w tym sezonie uzyskał kapitan Górnika PWSZ i tyleż po bezpośrednich uderzeniach z rzutu rożnego!! Wydarzenie bez precedensu nie tylko w wałbrzyskim, ale i w  ogólnopolskim futbolu. Również dwie asysty w tym sezonie ma "Moraś" - do asysty przy golu Janika (mecz z Bytovią) dorzucił otwierające podanie przy bramce Moszyka.
3- do tylu drużyn stopniało elitarne grono drużyn drugoligowych, z którymi wałbrzyszanie nie zdobyli w gr.zachodniej nawet punktu. Z tego grona ubyło właśnie Zagłębie. Wciąż nieosiągalne są Olimpia Grudziądz (obecnie 1.liga), Ruch Zdzieszowice i Bytovia Bytów.
3 - tyle bramek zdobyli rezerwowi Górnika w tym sezonie. W roli superjokera sprawdzili się już D.Janik (mecz z Bytovią), J.Rytko (Jarota) i A.Moszyk (Zagłębie).
4 - tyle żółtych kartek w zaledwie 6 ligowych meczach skompletował Jan Bartoš. Czeski stoper nie był napomniany jedynie w meczach w Żaganiu i z Jarotą. W następnym meczu w Wągrowcu czeka go przymusowa pauza.
8 - tylu graczy Górnika wystąpiło we wszystkich meczach pomiędzy Górnikiem a Zagłębiem w 2.lidze gr.zachodniej. Jaroszewski, bracia Michalakowie, Wojtarowicz, Wepa, Morawski, Zinke i Rytko. Ze strony rywala - zero. Nie dziwi to, jeśli prześledzi się kolejne okienka transferowe, gdy w Zagłębiu co rundę wymieniano po kilkunastu graczy
11-tyle miesięcy minęło od czasu, gdy na Stadionie 1000-lecia Górnik zdobył 3 gole. 02.10.2010 wałbrzyszanie pokonali wówczas Polonię Nowy Tomyśl 5:1.
19- tyle lat minęło od ostatniej ligowej porażki sosnowiczan w Wałbrzychu. Jesienią 1992 grając na Nowym Mieście Zagłębie z Wałbrzycha pokonało Zagłębie z Sosnowca 2:0 po golach Piotra Jacyny. Na wiosnę wałbrzyszanie połączyli się z Górnikiem i powstał KP, a sosnowiczanie zlecieli z drugiej ligi...
23 - tyle meczy drugoligowych potrzebował napastnik wałbrzyskiego Górnika Adrian Moszyk by strzelić pierwszego gola na trzecim szczeblu rozgrywek w kraju. Ostatniego oficjalnego, ligowego gola Adek strzelił jeszcze w 3.lidze -15.06.2010 w Krośnie Odrzańskim (5:1 z Tęczą).
25 - tyle lat minęło od ostatniego meczu pomiędzy Górnikiem a Zagłębiem Sosnowiec zakończonego zwycięstwem wałbrzyszan 3:1 (Truszczyński, Ciołek, W.Milewski - Tochel). Było to zarazem ostatnie spotkanie rozegrane pomiędzy tymi drużynami w ekstraklasie. W tymże sezonie zresztą 1.ligę opuścili sosnowiczanie - czyżby dwubramkowe porażki Zagłębia pod Chełmcem były złym omenem?
25-tyle miesięcy minęło od ostatniej wizyty na Stadionie 1000-lecia bramkarza Jakuba Miszczuka. 21-letni bramkarz w sierpniu 2009 gościł z nowosolską Arką (0:3) i podobnie jak w sobotę trzykrotnie wyjmował piłkę z siatki. Podobnie jak wtedy trzecią bramkę dla Górnika zdobył rezerwowy Adrian Moszyk.
190 - ponad tyle cm miała sosnowiecka para stoperów (Jarczyk 191, Madej 192). Jak się okazało na niewiele to się zdaje w przypadku Zagłębia. Dla porównania w Górniku zaledwie 4 graczy mierzy ponad 180cm - Jaroszewski, Bartos, Wojtarowicz i Maciejak.
290 - tyle minut nie wyciągał piłki z siatki Damian Jaroszewski. Złożyło się na to:15 minut końcówki meczu z Bytovią (po golu Ambroziaka), 5 minut w Żaganiu (do czasu wykluczenia), 180 minut czystego konta w meczach z Jarotą i Chojniczanką i 90 minut meczu z Zagłębiem. To najdłuższa passa wałbrzyskiego bramkarza w drugiej lidze gr.zachodniej. Szkoda, że passa ta zakończyła.

sobota, 3 września 2011

Wałbrzych bez Juve

Ruszyła ligowa karuzela w nasyzm regionie. Niezwykle ciekawie dla wałbrzyszan zapowiada się rywalizacja w A klasie, gdzie dosyć często będzie dochodzić do derby miasta. Było by ich więcej gdyby Podgórze zostałoby w tej klasie i nie doszło do wycofania się spadkowicza Juventuru Wałbrzych.  Klub ten, jeden z młodszych w nazym mieście wpisał się do historii futbolu, choć nazw jego było bez liku. Początki klubu sięgają początku lat 80-tych minionego stulecia. W czasach, gdy prawie każda dzielnica miała "swój" piłkarski klub (Podgórze - "Semafor", Poniatów - "Budrol") białą plamą było Szczawienko. Na terenach obecnej Castoramy było dobrze pamiętane boisko, na którym jedna bramka znajdowała się kilka metrów wyżej niż przeciwległa! Tam też rozgrywał swoje mecze w B-klasie zespół o nazwie ZIB Szczawienko (sezon 1979/80). Szybko jednak zniknął z futbolowej mapy. Reorganizacja futbolu nastąpiła w sezonie 1983/84 kiedy na tym nierównym boisku w B klasie debiutuje LZS Szczawienko. O historii tego klubu możemy przeczytać na stronie ... policji! Nie jest tajemnicą, że mundurowi tworzyli głównie kadrę LZS. Byli to to zresztą wychowankowie wałbrzyskich ligowców, którzy nie potrafili się przebić poza rezerwy, postawili na karierę zawodową w milicji/policji. Nazwiska, które pojawiły się w klubie są naprawdę godne wspomnienia: w bramce oglądano m.in. byłego pierwszoligowego bramkarz Górnika, repr. Polski juniorów Marek Grzywacz, jego kolegę z ligi Ryszarda Walusiaka, czy dzisiejszego masażystę Górnika PWSZ Janusza Wodzyńskiego. W obronie Andrzej Dębski, który później został głownym działaczem klubu, Waldemar Fechner (Górnik,Zagłębie,Czarni), Krzysztof Świderski (Zagłębie), Ryszard Mordak (Górnik, Piast Nowa Ruda), Robert Rzeczycki, Tomasz Resel (obaj Zagłębie, KP). W przednich formacjach śp. Józef Urbanowicz, Mirosław Kalita (Zagłębie), Waldemar Milewski (Górnik), Mieczysław Dauksza (Victoria, Górnik, Zagłębie) a także wielu, wielu innych znanych z długoletniej gry w wałbrzyskich klubach niższych klas. Wracając do historii klubu ze Szczawienka to pierwszy sukces to awans do A klasy w sezonie 1988/89. Już w premierowym sezonie zespół o punkt przegrywa awans do klasy okręgowej z AKS Strzegom, rok później również jedngo "oczka" zabrakło do awansu - lepsi okazali się piłkarze Włokniarza Głuszyca. "Modernizacja" boiska przy ul.Równoległej polegała na postawieniu kontenerów służących za szatnie. W sezonie 1992/93 pojawia się nazwa Polanex-Szczawienko. Rok później zespół wygrywa A klasę wyprzedzając zalediwe lepszym bilansem AKS Strzegom. Po awansie zespół w klasie okręgowej opuszcza swoje boisko grając najczęściej na stadionie przy ul.Dąbrowskiego. Przygoda z okręgówka trwa zaledwie sezon.W 26 meczach zespół zdobywa ledwie 7 punktów i zajmując ostatnie 14.miejsce powraca do A klasy. Do nowego sezonu (95/96) zespół przystąpił pod nową nazwą - Juventur Wałbrzych. Od tamtej pory zespół kilkanaście lat gra w A klasie będąc kilkakrotnie bliski awansu, ale lepsi okazali się gracze czy to Fotooptyka Bystrzyca Górna, czy to AZS PWSZ Wałbrzych czy MKS 1985 Szczawno Zdrój. Mimo to drużyna zyskała na popularności - bliskość największego osiedla Wałbrzycha Podzamcza, gdzie spora liczba zawodników mieszkała przyciągała coraz większe tłumy nie tylko na niedzielne mecze ligowe, ale również młodych chłopców na treningi. Życie poza boiskiem zaczęło kwitnąć koncentrując się wokół pubu "Juve" przy ul.Fortecznej. Od sezonu 2003/04 w B klasie pojawiają sie rezerwy Juventuru. Nazwa przyjęta swego czasu od nazwy sponsora stała się powszechnie używana. Choć wg różnych źródeł jest ona różna i często z tego tytułu dochodziło do akademickich sporów.  Wg historii zespołu na wspomnianej już stronie wałbrzyskiej policji po Polaneksie był następnie ZS "Juventur Szczawienko", a potem ZS IPA "Juventur" Wałbrzych. Wg wikipedii cały czas funkcjonuje Juventur Szczawienko, wg 90minut do 2008 był klub "Szczawienko" Wałbrzych, ale A klasę w sezonie 2008/09 wygrał już "Podzamcze" Wałbrzych. Tej wersji również trzyma się nadworny piłkarski statystyk kraju Andrzej Gowarzewski w swoich rocznikach. Wszyscy pewnie podpierają się przykładem Widzewa Łódź czy Ursusu Warszawa będącymi dzielnicowymi klubami - swoją nazwę biorąc od nazwy dzielnicy. Co ciekawe w wydanym z okazji 30 lecia wałbrzyskiego OZPN znajdujemy nazwę Zespół Sportowy "Juventur - Podzamcze". Tę samą nazwę możemy znaleźć na stronie UM Wałbrzych . I w sumie taką nazwę wg mnie powinni przyjmować wszystkie media.
Ciekawostką jest fakt, że swego czasu funkcjonowała strona klubowa na popularnym serwisie futbolowo. Administrator ogłosił konkurs na herb klubowy. Zwycięzcą okazał się ... administartor strony Lechii Dzierżoniów, który zaprojektował logo będące połączeniem herbu Juventusu Turyn (w końcu też Juve!!) i blokowiska będącego symbolem Podzamcza.
Z powodu budowy Castoramy, Auchan wiadomo, że klub straci swoje boisko przy ul.Równoległej będącej w granicach dzielnicy Szczawienko. W zamian miał otrzymać boisko na Podzamczu. O budowie, perypetiach po opadach atmosferycznych, apele prezesa klubu Sławomira Gromniaka,  kłótniach radnych i bezradności wobec głupoty urzędników mozna napisać prawdziwą księgę.  Niestety,ci co zgodzili się na budowę hipermarketów, nie potrafili wyegzekwować najpierw poprawnego wykonania boiska pokazali, że lepiej postawić na weekendowe pielgrzymki na zakupy i ciągłe narzekanie na zasiedziałą przy komputerach młodzież. Brak boiska najpierw spowodował wycofanie się z B klasy rezerw, a potem finansowe kłopoty klubu. Juventur Podzamcze Wałbrzych pod nieobecność rezerw Górnika PWSZ przejął ich rolę i po awansie w 2009 do kl.okręgowej ogrywali się b.juniorzy. Efekt? Czwarte miejsce. Z powodu braku obiektu zespół tułał się po wałbrzyskich obiektach od Ratuszowej po Wrocławską. W minionym sezonie zespół pożegnał wałbrzyską klasę okręgową. Klub też by zadłużony wobec PZPN, ale przed wyborami nie znalazł się, wzorem M.Lubińskiego (casus Czarnych), chętny by wydać gotówkę na klub. Na panewce spaliły też próby fuzji z Włokniarzem Głuszyca i Zdrojem Jedlina. Kto wie, czy gdyby boisko przy ul.Blankowej nie funkcjonowało, to by nie znalazłby się chętny wspomóc finansowo bezdomny obecnie zespół. Latem część graczy zasiliła okoliczne zespoły od Szczawna poprzez Głuszycę po Grodno. Być może gdy boisko na Podzamczu będzie nadawać się do gry (czytaj- bezpieczne) dojdzie do reaktywacji klubu. Po prostu największa dzielnica Wałbrzycha zasługuje na to.